Rozdział 7

Następnego dnia ruszyliśmy do serca Korei.
Przez całą drogę praktycznie rozmawialiśmy o pierdołach, więc czas zleciał naprawdę szybko, a nim się obejrzeliśmy dotarliśmy na miejsce.

Wyszedłem z samochodu rozluźniając mięśnie po trzygodzinnej jeździe.
Następnie podszedłem do młodszego obejmując w pasie.

ㅡ Kocham cię, Jiminnie. ㅡ Wypaliłem  co zdziwiło chłopaka, ale także wywołało uśmiech.

ㅡ Też cię kocham, Jungkookie. Mam tu zostać?

ㅡ Nie, idziesz ze mną. ㅡ Złapałem go za nadgarstek przekraczając metalowe wrota.
Trochę się zmieniło. Było o wiele więcej zieleni, tak przestronnie.

Drogę znałem już na pamięć, mógłbym dotrzeć z zamkniętymi oczami.
Stojąc nad odpowiednim grobem położyłem na ziemi kwiaty, które kupiliśmy po drodze.

ㅡ Wszystkiego najlepszego, mamo. ㅡ Powiedziałem patrząc się w napis. ㅡ Przepraszam, że mnie długo nie było, ale musiałem iść do wojska. Pewno wiesz. ㅡ Powiedziałem zagryzając dolną wargę czując łzy. ㅡ Tak bardzo chcę cię przytulić. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Usłyszeć twój głos. Dlaczego nie można cofnąć czasu? ㅡ Dotknąłem pomnika jeżdżąc opuszkami palców po złotych napisach. ㅡ Tęsknię.

ㅡ Kookie. ㅡ Przy mnie pojawił się Jimin, który zaraz przytulił głaszcząc po głowie. ㅡ Nie płacz. Dawałeś radę tyle czasu.. Więc dasz radę i teraz.

ㅡ Wiem, Chim. Próbuję. ㅡ Pociągnąłem nosem odsuwając się.
Zdziwiłem się widząc znaną mi sylwetkę zbliżającą się w naszą stronę. ㅡ Tata? ㅡ Wstałem. ㅡ Co ty tu robisz?

ㅡ Przyleciałem porannym samolotem. Mama ma urodziny, wiesz? ㅡ Przytulił mnie, a z Jiminem uścisnął dłoń. ㅡ Płakałeś? ㅡ Spytał zauważając moje oczy.

ㅡ Nie. Po prostu coś mi wpadło do oka. ㅡ Wytarłem powieki.

ㅡ Oj, synu... ㅡ Ponownie mnie przytulił. ㅡ Wiem, że brakuje ci matki.

ㅡ Jest w porządku, tato. Daje radę. Jimin mi także pomaga.

ㅡ To bardzo dobrze. Już idziecie?

ㅡ Przyjechaliśmy tu tylko złożyć mamie życzenia. Wracamy do domu.

ㅡ Poczekajcie przy bramie, dobrze?

ㅡ W porządku. ㅡ Westchnąłem idąc wraz z mężem do wyjścia.

ㅡ Co chce twój tata?

ㅡ Nie mam pojęcia, Chim. Zaraz się dowiemy. ㅡ Rzekłem wskazując na starszego.

ㅡ Zapraszam was na kawę. Chyba, że to problem. Synu?

ㅡ Myślę, że nie ma. ㅡ Spojrzałem na męża. ㅡ Możemy iść. ㅡ Uśmiechnąłem się.

ㅡ Cudownie. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Jak było we wojsku?

ㅡ Ciężko, ale dobrze.

ㅡ Za moich czasów było jeszcze ciężej, więc nie narzekaj.

Wywróciłem oczyma wzdychając.

ㅡ Gdzie masz swoją rodzinę?

ㅡ Są w hotelu. Nie mówiłem im gdzie idę. ㅡ Powiedział. ㅡ Żona by mnie zamordowała. ㅡ Zaśmiał się.

Skinąłem głową łapiąc dłoń młodszego, lecz zatrzymałem się przypominając coś sobie.

ㅡ Czekajcie. Nie mam telefonu. Musiał mi wypaść. Zaraz wracam. ㅡ Oznajmiłem zwracając i biegnąc na cmentarz.
Odetchnąłem z ulgą znajdując go przy pomniku mamy.
ㅡ Dziękuję, że go pilnowałaś, mamo. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Kocham cię. ㅡ Dodałem wstając i wracając do pozostałej dwójki. ㅡ Mam. Idziemy?

ㅡ Możemy. ㅡ Odpowiedział starszy.

ㅡ Chim? ㅡ Spojrzałem na blondyna. Wcale się nie odzywał. Nigdy taki nie był. Może boi się mojego ojca?

ㅡ Tak, chodźmy. ㅡ Odparł cicho łapiąc moją rękę opierając głowę o moje ramię.

***

P

oszliśmy do jednej z kawiarni. Właśnie siedzieliśmy na jednych z wolnych miejsc czekając na nasze zamówienia, które zamówiliśmy kilka minut temu.

ㅡ Jak wam się układa?

ㅡ Dobrze. Nawet bardzo.

ㅡ Jakieś plany? Dzieci?

ㅡ Chyba jeszcze nie. Nie rozmawialiśmy na ten temat.

ㅡ Robicie się coraz starsi, a nie młodsi. To już czas na dzieci, prawda? Skoro nie możecie ich mieć, chyba że wynajmiecie sobie surykatkę.

ㅡ O czym ty mówisz? ㅡ Spojrzałem na niego zdziwiony. ㅡ Nie ma mowy, tato. Żadnej surykatki. Nie mam zamiaru zdradzać Jimina.

ㅡ Kto powiedział, że to twoje ma mieć geny? ㅡ Zapytał spojrzawszy kątem oka na Chimiego. ㅡ Może mieć każdego.

ㅡ Tak czy inaczej nie ma mowy. Zmieńmy temat.

ㅡ Nie, Jungkook. To ważny temat, skoro nie możecie mieć własnych...

ㅡ Tato! ㅡ Warknąłem tracąc cierpliwość. ㅡ Dosyć, dobra?

ㅡ No dobra, niech wam będzie. ㅡ Westchnął ciężko.

Po chwili przyszły nasze gorące napoje.

ㅡ Pójdę do toalety. ㅡ Oznajmił młodszy wstając i idąc do wspomnianego pomieszczenia.

ㅡ Nigdy nie rozmawiaj na ten temat przy Jiminie. To dla niego trudne, dla mnie też, bo nie możemy mieć dzieci. Fakt, chcemy je, ale kiedyś. Nie teraz. Chim pewnie poczuł się urażony, tato, bo czuje się winny, a on jest wrażliwy mimo iż tego nie widać.

ㅡ Nie wiedziałem. Przepraszam.

ㅡ Nie mnie przepraszaj, a Jimina.

ㅡ Masz rację, synu. Porozmawiam z nim.

ㅡ Okay, ale ostrzegam. Nic mu nie wytykaj, nie obrażaj i inne, jasne? Jeśli to zrobisz...

ㅡ O co mnie oskarżasz? Wcale tego nie zrobię.

ㅡ Tylko mówię.

Po kilku minutach wrócił młodszy. Wypiliśmy kawy, następnie opuszczając kawiarnie. Posłaliśmy sobie z tatą spojrzenia.

ㅡ Pójdę jeszcze po coś, Jimin. Poczekaj tutaj. ㅡ Powiedziałem idąc kawałek przed siebie wchodząc do jakiegoś sklepu, żeby nie było.

Odczekałem jakieś dziesięć minut po czym z małymi zakupami wyszedłem z budynku wracając do już samego stojącego Jimina.

ㅡ Tata, poszedł?

ㅡ Tak. ㅡ Wydusił.

ㅡ Jimin? Spójrz na mnie. Dlaczego jesteś smutny?

ㅡ Nie jestem. Zdaje ci się. ㅡ Rzekł przytulając mnie i chowając twarz w moim zagłębieniu szyi.

ㅡ Nie zdaje mi się. Znam cię długo, skarbie. Wiem, kiedy coś jest nie tak. Powiedz mi. Ojciec ci coś nagadał? Mówiłem mu, że ma nic nie mówić głupiego. ㅡ Warknąłem nie słysząc odpowiedzi od młodszego. Wyjąłem telefon z kieszeni chcąc zadzwonić do starszego, lecz mąż zabrał moje urządzenie blokując.

ㅡ Nic nie zrobił. Przeprosił, wyjaśnił i poszedł.

ㅡ To co?

ㅡ Bo ma rację. Nie urodzę nam dzieci, Kook. Nie jestem w stanie. Przepraszam. ㅡ Szepnął spuszczając głowę. ㅡ Czuję się podle, bo nie mogę tego spełnić.

ㅡ Jimin, nie przejmuj się tym. Adoptujemy, ale kiedyś. Nie teraz. Jak wrócisz z wojska, dobrze?

ㅡ Dobrze, Jungkookie.

ㅡ Obiecuj, że nie będziesz się o to obwiniał.

ㅡ Zobaczę. Wracamy do domu?

ㅡ Tak. Wracamy. Auto jest tam. ㅡ Pokazałem palcem.

ㅡ A masz klucze od tego domu tu w Seulu?

ㅡ Mam, a co?

ㅡ Jedźmy tam, dobrze?

ㅡ Um.. No dobrze. ㅡ Skinąłem głową.

***

Weszliśmy do domu rozbierając się na korytarzu, następnie poszliśmy do kuchni.

ㅡ Po co chciałeś tutaj... ㅡ Urwałem, gdy się odwróciłem widząc jak młodszy zdejmuje koszulkę. ㅡ Chim? ㅡ Zapytałem.

Blondyn podszedł bliżej klękając przede mną. Szybkim ruchem odpiął moje spodnie zdejmując je wraz z bokserkami. Wstrzymałem oddech, gdy włożył całą męskość do buzi zaczynając poruszać głową dodając do tego zęby.

ㅡ Jimin.. ㅡ Sapnąłem. Powoli czułem spełnienie, lecz niespodziewanie blondyn przerwał wstając na równe nogi. ㅡ Jak mogłeś? ㅡ Oburzyłem się. Przyciągnąłem go do siebie wpijając się mu w usta całując zażarcie.
Złapałem go pod udami posadzając na blacie.

ㅡ Guk?

ㅡ Tak?

ㅡ Chcę mocno. Bardzo mocno. Dasz radę? Jesteś w stanie?

ㅡ Nie bierz mnie za staruszka. Dam radę. Chcesz mocno? To bedziesz miał. ㅡ Zaśmiałem się biorąc go na ręce i idąc do sypialni.

****************

07.05.20

Dobry wieczór!!

Jak wam się podoba???

Miłej nocy i miłego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top