Rozdział 59
Minęło już kilka dni odkąd Jimin się wyrowadził. Siedziałem w swoim gabinecie, kiedy to już wszyscy pojechali do domu, a budynek stał pusty. Sączyłem powoli pyszne whisky z kawałkami lodu. Płakałem upijając co jakiś czas kolejny łyk, a poziom alkoholu w flaszce obniżał się.
ㅡ Jimin... ㅡ Szepnąłem chowając twarz w dłoniach. Wybuchłem płaczem odkładając szklankę na bok jako iż byłem już wstawiony. ㅡ Przepraszam cię. Tak cholernie. Wróć, proszę... ㅡ Mówiłem, lecz niestety do siebie.
Podniosłem się z fotela, lecz zakuło mnie w sercu, przez co musiałem oprzeć się o biurko.
ㅡ Aish.. ㅡ Syknąłem łapiąc się za serce. Kompletnie zapomniałem. ㅡ P-przestań... ㅡ Szepnąłem uderzając się w bolące miejsce.
Wziąłem głęboki oddech prostując się próbując ignorować ból. Podszedłem do wieszaka, gdzie był mój płaszcz, lecz upadłem na kolana oddychając ciężko. Powoli przed oczyma pojawiały się mroczki. Przez te ułamki sekundy chciałem sięgnąć swój telefon, lecz za późno. Upadłem na ziemię tracąc przytomność.
***
Obudziłem się widząc nad sobą biały sufit. Co ja tu robię? I jak się tu dostałem? Spojrzałem w bok, lecz nikogo nie było. Oddychałem już normalnie, lecz byłem osłabiony.
Po kilku minutach ktoś wszedł i naprawdę miałem nadzieję, że to mój Jiminnie, lecz to nie był on, a mój ojciec.
ㅡ Kookie... Jak się czujesz?
ㅡ Co ja tu robię?
ㅡ Chciałem z tobą porozmawiać, ale znalazłem cię na ziemi. Nie wiedziałem, że masz słabe serce.
ㅡ Nie mam słabego. Tylko się za bardzo zestresowałem...
ㅡ Lekarz mówił co innego. Tak intensywny przedzawałowy stan nie zabrał się tylko ze stresu. Brałeś jakieś leki?
ㅡ Nie... Tato... Mam prośbę.
ㅡ Jaką?
ㅡ Znajdź Jimina.. To wszystko jest nieporozumieniem. Błagam, tato. Znajdź go.
ㅡ Ale... Co się stało?
ㅡ Później powiem. Znajdź go. Nie odbiera telefonów, wyprowadził się, a to wszystko z mojej winy. Nie mam pojęcia, gdzie jest.
ㅡ Spokojnie. Znajdę. Zacznę od jutra.
ㅡ Nie. Od teraz. Idź go szukaj.
ㅡ Jungkook.. Nie zostawię cię teraz.
ㅡ Mną się nie przejmuj. Lekarze tu są, więc wszystko jest w porządku. Idź już.
ㅡ Dobrze. Zrobię co w mojej mocy.
ㅡ Dziękuję.
Wyszedł z pokoju. Zostałem sam. Mam nadzieję, że ojciec znajdzie go. Sprawdzałem wszystko. Nawet byłem u Tae. Nic. Modliłem się by był bezpieczny. Przecież Suzy jest tak nieobliczalna, że mogłaby nas wytropić i przylecieć za nami.
Zacząłem nucić naszą wspólną piosenkę, która była puszczana na naszym ślubie. I pozostanie nasza już na wieki.
Dni mijały, a ojciec nie wracał. W tym czasie wypisali mnie zapisując jakieś lekarstwa, które by obciążyły serce.
Wróciłem do mieszkania. Zdziwiłem się widząc w korytarzu buty. Znajome mi buty. Rzuciłem torbę na bok z moimi rzeczami, które przyniosła mi żona ojca i szybko wyszła. Nadal jej nie trawiłem.
Wszedłem do salonu widząc młodszego, który bawił się ze szczeniakami.
ㅡ Jimin.. ㅡ Szepnąłem. Spojrzał na mnie wstając z kanapy. Podszedłem do niego przytulając. ㅡ Tak bardzo cię przepraszam, skarbie. Byłem idiotą. Wybacz mi. Nie chciałem cię zranić.
ㅡ A ta kobieta? Kim była? Co robiła w naszym mieszkaniu?
ㅡ To była SamJong. Moja przyszywana kuzynka. Chciała tylko skorzystać z łazienki, a ja pojechałem na lotnisko, aby polecieć po ciebie. Do Korei. Jimin....nigdy bym cię nie zdradził. Zresztą nadal jesteśmy małżeństwem. Jesteś mój, a ja twój. Przepraszam cię. Z całego serca. Przepraszam.
ㅡ Jak się czujesz?
ㅡ Już lepiej. Gdzie byłeś przez ten czas?
ㅡ Wynająłem pokój na obrzeżach miasta, ale twój tata i tak mnie znalazł. Nic się przed nim nie ukryje.
ㅡ I bardzo dobrze. Nie mam kwiatów czy czekoladek na przeprosiny..
ㅡ Nie potrzebuje tego. Ale wyjaśnij mi... Dlaczego taki byłeś... Jesteś?
ㅡ To przez jedne leki. Sterydy.. Kupiłem od jednego chłopaka. Miałem świadomość, że mogły by być to narkotyki, ale tak mniej się stresowłem.
ㅡ Jungkook...
ㅡ Już je wyrzuciłem. Nie będę ich brać. Chim, błagam wróć do mnie. ㅡ Padłem na kolana łapiąc jego dłonie.
ㅡ Gukie wstań.. ㅡ Poprosił co uczyniłem od razu. ㅡ Kocham cię i wiesz, że wszystko bym ci wybaczył. Nawet to, lecz... Nie będę już tak robił. Jeśli znowu się to wszystko powtórzy.. Nie wybaczę ci.
ㅡ Jimin, obiecuję. Czyli teraz mi wybaczysz?
ㅡ Tak. ㅡ Skinął głową. Uśmiechnąłem się szeroko przytulając go przez co spadliśmy na kanapę.
ㅡ Dziękuję, kochanie. Bardzo cię kocham. Naprawdę. A rozwodu z tobą nie wezmę. Sam chciałeś spędzić ze mną całe życie aż do starości.
ㅡ Mam żałować swojej decyzji? ㅡ Spytał unosząc brew. Pokręciłem przecząco głową całując go w usta.
ㅡ Tęskniłem za tobą.
ㅡ Ja za tobą też, Jungkookie. ㅡ Rzekł głaszcząc moje włosy. Kiedy chciałem nas poprawić na meblu, ponieważ leżeliśmy w niewygodnej pozie niespodziewanie młodszy jęknął cicho przymykając oczy. ㅡ Nie rób tak. A! ㅡ Ponownie jęknął, lecz bardziej głośniej, gdy powtórzyłem czynność. ㅡ O nie. Za karę nie będzie. ㅡ Oznajmił odpychając mnie. Wstał poprawiając swoją koszulkę.
ㅡ No Jiminnie..
ㅡ Nie. Masz celibat.
ㅡ No chyba nie. Odbiło ci?
ㅡ Pfff... To tylko sprawiedliwe rozegranie. Spokojnie za dwa tygodnie możemy to zrobić.
ㅡ Ile?! ㅡ Uniosłem się. ㅡ Nie pozwolę na tak długo. ㅡ Podszedłem do niego i przerzucając go przez ramię poszedłem do sypialni. Rzuciłem na łóżko zwisając nad nim.
ㅡ No Guuk.. Jak ty zaproponowałeś kiedyś celibat to grzecznie posłuchałem. ㅡ Mruknął. ㅡ Więc ty też posłuchaj.
ㅡ Od jutra dobrze? Naprawdę chcę to z tobą teraz to zrobić. ㅡ Szepnąłem zdejmując jego dolną cześć odzienia wraz z bokserkami. Z szuflady wyjąłem żel rozciągając go. Kiedy był gotowy wyjąłem swoją męskość wchodząc w niego powoli. Jęknął z bólu. ㅡ Przepraszam.
Zrobiłem pierwsze pchnięcie, a po tym kolejne i kolejne.
ㅡ Jungkook! ㅡ Krzyknął jęcząc na cały pokój. Zaprzestałem ruchów całując jego szyję.
ㅡ Naprawdę cię przepraszam Jiminnie.. ㅡ Szepnąłem mu do ucha gryząc je.
ㅡ Jungkook. Spokojnie. ㅡ Pogłaskał mój policzek.
ㅡ Już taki nie będę. Obiecuję.
ㅡ Nie obiecuj mi, a pokaż to. Chcę widzieć tą zmianę, a nie mieć obietnice.
ㅡ Zobaczysz. Zmienię się. Masz jeszcze jakieś warunki?
ㅡ Hm...więcej czułości. Chyba rozumiesz?
ㅡ Czyli tak? ㅡ Spytałem robiąc jedno pchnięcie.
ㅡ Właśnie takie. ㅡ Uśmiechnął się. ㅡ I chce oczywiście częściej cię widzieć.
ㅡ Oh.. Tego akurat nie mogę do końca spełnić. Jestem prezesem... Mam więcej pracy niż inni.
ㅡ Wiem, ale...
ㅡ Postaram się, dobrze?
ㅡ Dobrze. Weź zacznij. Bo boli...
ㅡ W porządku. ㅡ Zaśmiałem się wykonując ruchy miednicą.
*******************
27.11.20
Hejka
jak wam się podoba?
Dobranoc!
Kocham was!! 💖💖💖💖💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top