Rozdział 53
ㅡ Więc... Wyprowadzacie się do Ameryki? ㅡ Spytał starszy, gdy siedzieliśmy w salonie na kanapie, a Jin poszedł do Jimina na górę.
ㅡ Niestety, ale tak. Namjoon... Nie jesteś zły? Wiem, że było to ważne spotkanie...
ㅡ Spokojnie. Nie mam ci tego za złe. Dużo przeszliście z Jiminem i to znowu powraca. Mówiłeś, że Suzy wychodzi, straciliście Bomul, Sarang.... Naprawdę nie życzę wam więcej nieszczęść.
ㅡ Nad moją rodziną jest chyba jakieś fatum. ㅡ Westchnąłem ciężko chowając twarz w dłoniach.
ㅡ Jungkook...
ㅡ Masz tą rezygnację? ㅡ Spytałem patrząc na niego chcąc zmienić temat. Skinął smutno głową wyjmując dokument z teczki. Odebrałem ją łapiąc za długopis, który także mi podał. Od razu podpisałem oddając mu kartkę. ㅡ Możesz na mnie nakrzyczeć. Cokolwiek...
ㅡ Ale za co?
ㅡ Z pośród wszystkich pracowników... To ja miałem najwięcej czasu wolnego. Domyślam się, że... Jakbyśmy się nie przyjaźnili... Już dawno byś mnie zwolnił.
ㅡ Jungkook, masz rację. Już dawno byś był bezrobotny, ale... Pomyślałem sobie, że jakbyś poszedł do innej firmy... Byłoby tak samo, więc byś był na lodzie. A ja znałem twoją sytuację, wiedziałem co się dzieje, jesteśmy przyjaciółmi, a także byłeś najlepszym pracownikiem.
Rozpłakałem się.
Mężczyzna zaśmiał się przytulając mnie klepiąc kilka razy moje plecy.
ㅡ No już, Kookie.
ㅡ Dziękuję Namjoon... ㅡ Wyłkałem. ㅡ Za wszystko. Tyle mi pomogłeś, a ja...zachowałem się jak dupek.
ㅡ No już przestań.
ㅡ Jak mogę ci się odwdzięczyć, Nam?
ㅡ Hm... Wiem. Obiecaj, że sprawisz, że będziecie z Jiminem szczęśliwi w tych Stanach i będziesz dzwonić.
ㅡ Ale Namjoon... ㅡ Zacząłem, lecz mi przerwał.
ㅡ Obiecujesz?
ㅡ No dobrze. Zrobię wszystko. Dziękuję. ㅡ Powiedziałem wycierając twarz rękawem.
Po kilku minutach z góry zszedł mój mąż oraz Jin.
ㅡ Wszystko załatwione? ㅡ Spytał. Potwierdziliśmy. ㅡ Kook, uzgodniłem z Jiminem, że... Pomożemy wam. Skoro Suzy wychodzi już niedługo... Macie mało czasu, dlatego chcemy pomóc.
Chciałem już zaprzeczyć, lecz widząc błagającą mimikę młodszego westchnąłem zgadzając się.
ㅡ Dziękuję. ㅡ Powiedziałem wstając i kłaniając się im obu.
Następnie poszliśmy z powrotem na górę. Zdziwiłem się widząc prawie że pusty pokój, chodziło mi o rzeczy, bo meble nadal były.
ㅡ Jesteście szybcy.
ㅡ Liczy się każda minuta. Resztę wam wyślemy jak będziecie w Ameryce. Na pewno wam nie pozwolę tu wracać. Jeszcze ta jędza zrobi coś Jiminowi i co? ㅡ Rzekł przytulając męża jak swoje dziecko.
ㅡ Masz rację. Wszystko spakowaliście?
ㅡ Tak.
ㅡ A wyrzucailiście coś? ㅡ Spytałem. Widziałem jak starszy chciał się odezwać, ale młodszy go ucieszył zaprzeczając. ㅡ Chim? Chyba już wiem co. ㅡ Odparłem podchodząc do kosza otwierając go i wyjmując z niego pudełko na igły i nici.
ㅡ Guk, zostaw to. ㅡ Powiedział podchodząc i wyrywając mi przedmiot.
ㅡ Dlaczego nienawidzisz swojej mamy? Co ona ci zrobiła, że nawet nie chcesz jej pamiętać?
ㅡ To nie czas i miejsce, aby o tym rozmawiać. ㅡ Powiedział z drżącym głosem. ㅡ Ważny w mojej pamięci jest teraz Sarang. Tylko o nim teraz myślę, a nie o mojej matce. ㅡ Dodał wychodząc z pokoju. Spojrzałem na gości zrezygnowany.
ㅡ Mam wrażenie... Że się oddalamy. ㅡ Szepnąłem zagryzając dolną wargę także wychodząc z sypialni idąc za nim. ㅡ Jimin poczekaj. ㅡ Zawołałem łapiąc go za nadgarstek, gdy chciał wyjąć z domu. ㅡ Dobrze, przepraszam. Tylko nadal nie rozumiem, dlaczego unikasz tego tematu?
ㅡ Kook... Kiedyś ci powiem, ale... Nie teraz. Nie kiedy straciliśmy Sarang. ㅡ Spojrzał na mnie z błaganiem. Powoli go puściłem, lekko skinając głową, a potem skierowałem się w stronę schodów. ㅡ Guk...
ㅡ Powiem im by wrócili do domu. Sam nas spakuje. ㅡ Dodałem.
Gdy poprosiłem przyjaciół, by wrócili do siebie za sprawą tego, że damy sobie radę co zrobili po kilku minutach, usiadłem na materacu chowając twarz w dłoniach.
Byłem przyzwyczajony, że dało się słyszeć szczek psa, czy bieganie po mieszkaniu, a teraz... Cisza. Nic. Puska.
Wstałem zapinając walizki i kładąc je w kącie pokoju. Następnie położyłem się patrząc w sufit.
Nim się obejrzałem nastał wieczór. Zdziwiłem się, że młodszy nie przychodził. Dlatego wstałem schodząc na dół.
ㅡ Jimin? ㅡ Zawołałem, lecz odpowiedziała mi cisza. ㅡ Jimin! ㅡ Krzyknąłem.
Zacząłem się bać. Usiadłem na kanapie ruszając nerwowo nogą.
Mijały minuty aż minęła godzina.
Gdy miałem zamiar pójść go szukać wszedł akurat do środka.
ㅡ Jimin.. ㅡ Wyszlochałem przytulając go. ㅡ Gdzie byłeś?
ㅡ Na małym spacerze..
ㅡ Jesteś poważny?! Mogło ci się coś stać! ㅡ Uniosłem się odsuwając się od niego.
ㅡ Jungkookie...
ㅡ Co Jungkookie? Co? A jakby ten facet cię dorwał? Nie mogę cię stracić. ㅡ Wyszlochałem. ㅡ N-nie mogę... ㅡ Spuściłem głowę chodząc nerwowo po salonie.
ㅡ Kookie... ㅡ Powiedział delikatnie, podchodząc powoli i obejmując dłońmi moją twarz. ㅡ Spokojnie.. Spójrz mi w oczy. ㅡ Poprosił co zaraz zrobiłem. ㅡ Wszystko jest w porządku. Jestem cały. Już tak nie zrobię, dobrze? ㅡ Mówił głaszcząc mnie po policzkach ścierając przy tym moje łzy, które ciągle spływy.
ㅡ Bałem się o ciebie. ㅡ Szepnąłem.
ㅡ Już nie musisz. Przepraszam. Mogłem powiedzieć. ㅡ Odparł przytulając mnie co oddałem.
ㅡ Kocham cię. ㅡ Wyznałem.
ㅡ Też cię bardzo kocham, Jungkookie. No już... Uspokój się. Myśl też o swoim zdrowiu, króliczku.
ㅡ Co mnie to obchodzi? ㅡ Spytałem bardziej go przytulając.
ㅡ Guk... Może ty nie chcesz stracić mnie... Lecz ja.. Nie chce stracić ciebie. ㅡ Odsunął się patrząc mi w oczy. ㅡ Dobrze?
Skinąłem głową, a po kilku chwilach zaczął dzwonić mój telefon.
Poprosiłem młodszego by odebrał, ponieważ nie byłem w stanie.
ㅡ Był to Tae. Prosił byśmy przyjechali do Seulu.
ㅡ O szóstej wylatujemy. A o trzeciej musimy być już na lotnisku. Po co?
ㅡ Mówi, że to bardzo ważne. Kook... Jest dwudziesta. Jeśli pojedziemy pociągiem.... Zdążymy jeszcze wrócić do domu i polecieć.
ㅡ Jeśli tak mówisz... No dobrze. Jedźmy. Ubierz się.
***
D
otarliśmy do stolicy, a tam do Hobiego domu.
ㅡ O co chodzi? Niedługo mamy samolot...
ㅡ Wiem. Ale chodzi o Hobiego. Jest przybity... Twierdzi, że jest winny w śmierci Sarang.
Zdziwieni weszliśmy do środka zastając chłopaka w salonie.
Usiadłem obok niego kładąc dłoń na jego ramieniu.
ㅡ Hobi... Co jest? Czemu czujesz się winny?
ㅡ Bo to ja pokazałem Yoongiemu, gdzie mieszkacie. Opowiadałem mu o was nie raz. Może wykorzystał to... I zrobił wam taką krzywdę.
ㅡ Hobi... To nie twoja wina. A ty Tae... Śledzisz go?
ㅡ Przecież wrócił do Busan, prawda?
ㅡ Co? Przecież został w Seulu. ㅡ Zdziwiłem się. ㅡ Mówił coś kiedyś?
ㅡ Nie.
ㅡ Ale to chyba nie tylko to chcesz powiedzieć, Hobi? ㅡ Spytał Tae. ㅡ Eh... Hob-...
ㅡ Cicho, Tae. ㅡ Odezwał się. ㅡ Wracajcie do Busan, dobrze? Zabierzcie też Taehyunga.
ㅡ Ale co się dzieje? ㅡ Spytałem. ㅡ A może.... Masz coś wspólnego ze śmiercią Sarang?
ㅡ Jungkook...ㅡ Skarcił mnie Jimin.
ㅡ Chcę się tylko upewnić. Hobi?
ㅡ Kazał mi. ㅡ Szepnął chowając twarz w dłoniach. ㅡ Lecz... Nie chodziło tu o Sarang, a o Jimina.
ㅡ Co? Zdradziłeś nas? Jak mogłeś?! Ufaliśmy ci!
ㅡ Zmusił mnie! ㅡ Rozpłakał się. ㅡ Zagroził, że zabije wszystkich kto jest dla mnie ważny, że stracę wszystko co mam....
ㅡ Tae wiedziałeś? ㅡ Spytał młodszy patrząc na przyjaciela, który natychmiast zaprzeczył.
ㅡ Nie chce by się tak stało... ㅡ Dodał zdrajca, nagle wstając, a zza placów wyjął czarny pistolet. ㅡ Ale Jimin... To tylko jedna osoba...
ㅡ Hobi, odłóż to. ㅡ Poprosiłem chowając blondyna za swoje plecy. ㅡ Nie pozwolę ci go skrzywdzić. Nie musisz tego robić... ㅡ Mówiłem.
ㅡ Muszę. Nie mogę pozwolić by zabił moich rodziców, bo wie gdzie mieszkają, ani ciebie, ani Tae..
ㅡ On na pewno kłamał. Hobi, błagam.
ㅡ Odsuń się! ㅡ Krzyknął. ㅡ Muszę to zrobić. Błagam, Kook.
ㅡ Jeśli chcesz to zrobić... Zabij najpierw mnie. ㅡ Odezwał się Tae stając przede mną. ㅡ Jesteśmy rodziną, Hobi. A rodzina się nie krzywdzi.
ㅡ Tae... Nie... ㅡ Powiedziałem kładąc dłoń na jego barku, lecz strącił ją.
ㅡ Proszę, strzelaj.. ㅡ Poprosił. Widziałem jak chłopak nie chciał tego zrobić, lecz uniósł drżącą dłoń z bronią celując w Tae.
ㅡ Tae nie! ㅡ Krzyknąłem odsłaniając go przytulając, a po chwili usłyszałem strzał i ból w plecach.
ㅡ Jungkook! ㅡ Krzyknęli. Osunąłem się na kolana, a z mych ust płynęła krew. Wyplułem ją upadając na ziemię, lecz przytrzymał mnie Jimin, który jak najszybciej podbiegł.
ㅡ Kookie... Nie zamykaj oczu. Nie zamykaj! ㅡ Wyszlochał. ㅡ Nie możesz mnie zostawić. Kocham cię, słyszysz? Musisz zostać ze mną. Tae dzwoń po karetkę!
Słyszałem i widziałem wszystko jak przez mgłę, a po kilku chwilach ujrzałem ciemność.
**************************
12.11.20
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia kochanii!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top