"Potop. Niekoniecznie szwedzki."

*Per Vixen*
Adrian był naprawdę poniszczony. Poprzypalne i przegnite resztki zielonego futra zwisały z porzdewiałego szkieletu królika. Z każdym choćby najdrobniejszym ruchem łączenia wydawały nieprzyjemny dźwięk. Jako "człowiek" również nie wyglądał najlepiej. Obandażowany prawie każdy kawałek skóry, a na twarzy nadal znajdowały się sine pręgi. Widać było, że jego kwaśny wymuszony uśmiech to i tak szczyt możliwości.
-Adrian, możesz wstać?-spytałam cicho.
Animatron zaczął głośniej skrzypieć, ale po kilku minutach już stał. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Jednakże, wśród tej ciszy usłyszeliśmy łkannie. Płacz małego dziecka dochodzący z wentylacji. Adrian podsadził mnie do tunelu. Mały chłopczyk chyba utknął w środku. Podałam mu rękę i wyciągnęłam go stamtąd. Cały czas płakał. Gdy znów byłam na ziemi, przytuliłam go.
-DzDzięki.-odrzekł dzieciak.-Dlaczego siedzicie w tym pokoju?
-Ja pojawiłam się tu w podobny do ciebie sposób. A mojego przyjaciela porzucono. Jak ci na imię?
-Kajtek. A wam?
-Jestem Vixen, a to jest Adrian. Jak wszedłeś do wentyli?
-Tunelem w biurze. Chciałem się pobawić i udawałem, że nikogo nie słyszę. A wtedy nagle wszyscy wyszli. Nikogo nie ma w całej pizzerii.
-Jak to? Przecież to niemożliwe. Ktoś zawsze nas pilnuje...
-Waszych też nie ma. Anitronów.
-Animatronów.-poprawił Kajtka Adrian.-Jak to nie ma?
-Wszystko pozamykane na cztery spusty. A waszych kolegów nie ma.
Wtem zabrzmiał jakiś głośny trzask, a spomiędzy szpar wypłynęła woda. Wskoczyłam z Kajtkiem na stół.
-No jasne! Nie ma ludzi, zabrano naszych! No nie, powódź?
Usłyszeliśmy huk łamanych ścian pizzerii. Do pokoju wdzierało się więcej wody. Gdy z kolejną falą odpadł w nieznany sposób sufit w pomieszczeniu, Adrian uniósł w górę stół, na którym siedziałam z chłopcem.
-Co ty robisz?-pisknęłam.
-Ratuję was, nie widać? Nie uciekniemy, a woda raczej nie sięgnie wyżej niż mój wzrost. Jestem kupą gruzu, ale postaram się was utrzymać. Choćbym miał na zawsze zmyć swój system. Żegnajcie!
-NIE!-krzyknęłam, ale on zdążył się wyłączyć.-Proszę, Adrian....
W moich oczach nagromadziły się nagle łzy. Kajtek wtulił się we mnie, próbując uspokoić mnie.
-Vix, spokojnie. Woda nie dotrze tak wysoko, wszystko będzie dobrze. Nie płacz!
*Per Scotta*
Udało nam się zabrać wszystkie animatrony, oprócz Vixen. Nie wiadomo, gdzie jest. Na nasze nieszczęście, jedna z matek teraz rozpacza, bo nie znaleziono jej syna. Stałem razem z Alex i kilkoma gapiami na wzniesieniu, obserwując walącą się pizzerię i okoliczne domy. Dlaczego nie dopilnowano remontu tamy?
---TimeSkip---
Gdy woda niosąca mnóstwo ścian budynków zaczęła opadać, zobaczyłem "coś" stojącego na fundamentach pizzerii. Alex podała mi lornetkę. Stał tam jakiś animatron, chyba Spring Bonnie. W swoich rękach trzymał wysoko stół, ma którym siedziała Vixen i tulący się do niej chłopczyk. Po chwili Alex wręcz wyrwała mi lornetkę, spojrzała, po czym zawołała rozpaczającą kobietę. Postanowiliśmy pojechać moim autem to sprawdzić.
-Mamo!-krzyknął chłopczyk, gdy wysiedliśmy z samochodu.
Vixen ostrożnie spuściła go w ręce rodzicielki. Następnie z pomocą Alex zeszła na dół. W jej złotych oczach były łzy.
-On... on się poświęcił... dla nas...-łkała na ramieniu Alex.
-No już, spokojnie.-odrzekła dziewczyna.-Naprawię go, obiecuję.
Nie miałem pojęcia, jak zamierzała się do tego zabrać, ale nie zamierzałem protestować. W końcu powiedziano kiedyś 'Lepiej nie mówić prawdy niż ograbiać z ostatniej nadziei'.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top