"Nieśmiało i śmiało"
*Per 3os*
Jeremy wszedł nieśmiało na teren wysypiska. Rozejrzał się wokoło, obserwując ogromne sterty śmieci i wraków. Policzył w myślach do 10 dla uspokojenia. Od kilku dni znał Stacy, a dziś zaprosiła go do swego mieszkania na krańcu wysypiska.
-Hej, ty tam!-usłyszał zawołanie z oddali.
Po kilku chwilach stał przy nim wysoki, barczysty chłopak o ciemnych włosach. Jeremy lekko zadrżał.
-Czego tu szukasz?-spytał z powagą.
-Sz.. szukam Stacy.-odrzekł nieśmiało.-Alex podała mi niezbyt dokładny adres...
-Alex? Ah, już wiem. Jestem Kasander, brat Stacy. A ty jak się nazywasz?
-J.. Jeremy Fitzgerald.
Kasander uśmiechnął się nieco i podał mu rękę.
-Jeremy, wiem że wyglądam trochę strasznie, ale nie trzęś się tak... Do Stacy trafisz tędy.-wskazał kierunek na budynek przypominający warsztat.
-Dzięki. Do zobaczenia.-rzekł nadal lekko nieśmiało.
-Pa.-Kasander zniknął z widoku równie szybko jak się pojawił.
*Per Stacy*
Zobaczyłam w oddali Jeremiego. Od razu do niego pobiegłam i przytuliłam. Był lekko zaskoczony, ale odwzajemnił gest. Poprowadziłam go do mego prowizorycznego pokoju. Zrobiłam nam kawy i, siedząc w fotelach, zaczęliśmy rozmowę na temat Mike'a i Alex.
-Bo pamiętasz, Stacy...-ciągnął chłopak.-Mike mnie przygarnął do domu, więc wiem, że często zdarza mu się gadać do siebie na temat Alex. Jednak szybko się na tym przyłapuje i przestaje. Albo to, jak trzy razy się upewnia, że nie ma jej w pizzerii. Żal mi ich.
-Alex za to wdaje się raz po raz w bójki, by się odstresować i ochłonąć. Zdarza jej się w środku nocy ćwicZyć jogę. Kiepsko sypia i zamiast "Nothing Else Matters" nuci "Last Christmas". Znam ją tak długo, by wiedzieć że to paskudny stan. Trzeba coś zrobić!
-Ni.. nie powinniśmy się wtrącać między nich.
Zdziwiłam się.
-To co? Czekamy na koniec świata?-rzekłam skonsternowana.
-Mówię, że na pewno wrócą do siebie sami. Tylko potrzebują do tego szansy! Wyjątkowej!
-W sumie racja... Na pewno coś się wymyśli. A właśnie! Nie opowiedziałeś mi, skąd się wziąłeś u Mike'a.
Spojrzał na mnie lekko skrzywiony.
-Cóż, to nie jest historia, którą lubię opowiadać.-mruknął, drapiąc się po karku.
-R-Rozumiem.-szepnęłam.-Przepraszam.
Zarumieniłam się nieco.
-Stacy... ja opowiem, ale nie mów nikomu, dobrze?
-D-dobrze.
-Miałem wtedy 16 lat i nie miałem na nic kasy. Rodzicom ledwo starczyło na czynsz i te sprawy, więc powiedziałem, że sam znajdę pracę. Tak trafiłem do pizzerii, gdzie często brałem nocki, by w dnie spać niepostrzeżenie w schowkach lokalu. To trwało sporo czasu. Wtedy poznałem Fritza, który z braku funduszy robił podobnie. Jednak w końcu nas znaleźli. Trochę wstyd było się przyznać. Ale Scott z Mike'iem zaproponowali pomoc. Cawthon wziął Fritza, a Mike mnie i tak jest do teraz.
-Rozumiem. Nie powiem nikomu.
Tymczasem...
*Per Caro*
Dziś Vincent siedział u mnie w chacie i graliśmy w pokera. Całowaliśmy się, obściskiwaliśmy i tańczyliśmy w rytm muzyki puszczonej u sąsiada. Staraliśmy się cieszyć, życząc identycznego szczęścia wszystkim innym. Znów czułam jego usta na swoich. Rozpływaliśmy się w każdym pocałunku, tuląc się pośród rozsypanych kart.
Przepraszam, że rozdziały są takie krótkie i niewiele wnoszą, ale mam trochę zastój weny na to opowiadanie. Miłego~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top