Part 4 - Wyznanie jest krokiem czwartym


    W końcu nadeszły święta. Razem z Jiminem postanowiliśmy zamieszkać razem, a że mniejszy miał większe mieszkanko na poddaszu kamienicy, to wprowadziłem się do niego. Dwa puste pokoje stały się z pomocą blondyna moimi azylami. W jednym teraz znajduje się siłownia, a w drugim mam swoją pracownię, w której projektuje nie tylko różnego rodzaju części, ale też samochody. Udało mi się nawet sprzedać już dwa projekty, więc finansowo jestem ustawiony na długi czas. Zmieniliśmy również nieco wystrój wszystkich pomieszczeń, wprowadzając w nie trochę mojego charakteru. Na początku jak Jimin to zaproponował, szczerze myślałem, że nic z tego nie wypali, a jednak miał rację i jest bardzo ładnie. Wszystko ze sobą współgra, no i oczywiście codziennie w domu są świeże kwiaty. Od tej reguły nie ma wyjątku i zapewne nigdy się to nie zmieni. Mniejszy nawet znalazł dla mnie kwiatka do gabinetu, który nie jest żadną różą, czy stokrotką. To taka śmieszna, nieco zadziorna roślinka w doniczce, która tylko czeka, aby coś złapać, szczególnie mojego palca i chyba owady, ale tego nie jestem pewien.

Mój związek z blondynem rozwija się naprawdę dobrze. Jesteśmy szczęśliwsi z każdym dniem spędzonym ze sobą. To cudowne, że niekiedy wracam zmęczony po całym dniu pracy, mniejszy czeka na mnie z ciepłym posiłkiem w naszym mieszkaniu, jak zawsze pięknie wyglądając i chętnie zaspokaja moją całodniową tęsknotę długą serią pocałunków zaraz po moim wejściu do kuchni.

Czasami, aż sam nie mogę uwierzyć, że tak to się między nami potoczyło. Zawsze coś było na rzeczy, coś ciągnęło nas do siebie, ale dopiero długi okres czasu później zrozumiałem, co to dokładnie było.

Jiminnie nadal prowadzi swoją kwiaciarnię, a nawet wspólnie planujemy otworzyć drugą po przeciwnej stronie miasta. Jimin jednak zastrzegł, że woli zostać w tej pierwotnej, podarowanej przeze mnie dla niego, a tam będzie pracował ktoś inny.

Dzisiaj jest wigilia, którą tak, jak co roku spędzamy ze sobą. W pierwszy dzień świąt idziemy do naszych rodziców i będziemy świętować wszyscy wspólnie, ale dzisiaj jest tylko nasz wieczór.

Każdy chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, dlatego korki były ogromne. Długo zastanawiałem się też, co kupić mojemu chłopakowi, dlatego muszę pojechać dodatkowo okrężną drogą, by odebrać zamówioną rzecz, a nawet rzeczy.

W końcu udało mi się przedrzeć na odpowiednią ulicę, gdzie w bliskiej odległości koło siebie były rozmieszczone trzy sklepy, do których już raz się udałem, składając zamówienie.

Mój pierwszy przystanek to sklep jubilerski. Jimin uwielbia biżuterię, więc postanowiłem sprezentować mu cały komplet, w którego skład wchodzi naszyjnik, kolczyki i dwa pierścionki. Wszystko pięknie zapakowane w opakowania, które również wybrałem ja. Minnie lubi czerwony i wszystkie pochodne tego koloru stąd też moja decyzja, ale czerwieni na dzisiaj jeszcze nie koniec.

Szybkim krokiem dostałem się do drugiego sklepiku. Na dworze jest dzisiaj wyjątkowo zimno, ale mam do wykonania misje i nie zamierzam polec tylko dlatego, że palce zarówno u stóp, jak i u rąk mi zamarzają. Rozgrzewa mnie myśl tego, co zastanę w domu. To dla mnie wystarczająca motywacja.

Bielizna, którą zamówiłem w kolorze głębokiej czerwieni już na mnie czekała. Dobrze, że krawiec to mój kumpel i wykonał z dużą starannością coś specjalnego. Na szczęście jest tolerancyjny i szyję bieliznę dla każdego, zarówno kobiet wszelkiej maści, jak i mężczyzn takich jak ja lub takich, jak Jimin.

W końcu nadszedł czas na ostatni sklepik. Wahałem się dłuższy czas, czy to na pewno dobry pomysł, bo słyszałem wiele negatywnych historii na ten temat, ale ostatecznie postanowiłem zaryzykować, bo rozmawialiśmy już z Jiminem o ewentualności posiadania takiego czegoś i obydwoje byliśmy, jak najbardziej na tak.

Zapakowałem wszystko do samochodu i ruszyłem w stronę domu, gdzie szybko się przyszykuję i zasiądę do uroczystej kolacji z Jiminem. Mam jeszcze jeden prezent dla niego, ale on jest niematerialny, jest czymś, czego nie da się kupić za żadne pieniądze...

Wszedłem po cichu do mieszkania, ściągając tylko buty i nie widząc nigdzie na horyzoncie blondyna, przemknąłem z prędkością światła do salonu i włożyłem szybko wszystkie paczki z prezentami pod choinkę. Wróciłem do przedpokoju, w celu ściągnięcia całego wierzchniego stroju.

-Jungkookie? Jesteś już? - Jimin nagle pojawił się tuż koło mnie, uśmiechając się szeroko po wyjściu z łazienki.

-Hej malutki. Ślicznie wyglądasz. - Zanim skończyłem swoje zdanie już przytuliłem mój mały skarb.

Po chwili odsunąłem się nieco i połączyłem nasze usta, zaczynając muskać te cudowne wargi, od których zdecydowanie jestem uzależniony.

-Jung... Koookie, idź się przyszykować, a ja zajmę się jedzeniem.

-Ale... - Chciałem zaprotestować, ale dostałem jeszcze trzy słodkie buziaki, po czym blondyn uciekł mi do kuchni, z której dolatywały do mojego nosa nieziemskie zapachy.

Udałem się więc do pokoju, by przebrać w odświętne rzeczy. Założyłem czarne jeansy i białą koszulę, która wisiała idealnie wyprasowana na wieszaku, przygotowana specjalnie dla mnie. Udałem się jeszcze do łazienki, by użyć perfum, uczesać włosy z pomocą odrobiny żelu i umyć zęby, zawsze robiłem to po całym dniu pracy, taki już miałem nawyk, a to, że za pewnie jeszcze nie raz dzisiejszego wieczoru pocałuję Jimina motywowało mnie podwójnie.

Gotowy poszedłem do salonu, który okazał się być pusty.

-Minnie? - Zawołałem swojego chłopaka, chcąc wiedzieć gdzie poszedł.

-W kuchni! - Odkrzyknął, ku mojemu zadowoleniu, więc tam poszedłem.

-Jestem gotowy, w czym ci pomóc? - Zapytałem, stając za mniejszym blondynem i objąłem go, przytulając w ten sposób i cmokając w ramie, zaraz po tym kładąc na nim głowę.

-Już kończę, możesz zabrać to ciasto i zapalić świeczki w salonie, a ja zaraz przyjdę. - Gdy wychodziłem z pomieszczenia, by wykonać swoje zadanie Jimin posłał mi buziaka w powietrzu, co wywołało mój szczery uśmiech. Naprawdę nie wiem czym sobie zasłużyłem na tak cudowną osobę, którą...

-Jungkookie, spójrz. - Zapalałem ostatnią świeczkę, gdy Jiminnie zwrócił moją uwagę, na jak się okazało dużą choinkę, tak mocno ozdobioną, że jej gałęzie uginały się pod tym wszystkim. Była piękna, najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek widziałem... I była nasza wspólna... Moja i Jimina.

-Kochanie, uważaj! - Jiminnie szybko do mnie podbiegł i zabrał moją rękę znad palącej się świeczki, która zaraz pewnie podpaliłaby mi rękaw koszuli.

-Musisz uważać Kookie. - Powiedział zmartwiony, dokładnie sprawdzając, czy aby na pewno nic mi nie jest.

-Dobrze kochanie. - Odpowiedziałem, uświadamiając chyba mniejszemu, jak po raz pierwszy mnie nazwał.

Jimin wyglądał teraz, jak spłoszona sarna, co tylko mnie rozbawiło i rozczuliło za jednym razem. Delikatnie uszczypnąłem go w pulchny policzek i uśmiechnąłem się szeroko, zapewne ukazując mu swoje królicze zęby, które za każdym razem mój Jiminnie twierdzi, że bardzo mi pasują.

-Możemy zaczynać kochanie? - Zapytałem, wskazując na pięknie przystrojony stół, cały zastawiony różnego rodzaju półmiskami wypełnionymi po brzegi pysznym jedzeniem.

-T-Tak. Najpierw życzenia? - Blondyn ocknął się ze swojego chwilowego zawieszenia.

-Oczywiście. - Odpowiedziałem i pociągnąłem Jimina, stając koło choinki.

Złapaliśmy się za ręce i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Czas świąt to magiczny czas w naszym życiu, który trzeba spędzić w radości, szczęściu i miłości...

-Chcesz zacząć, czy...

-Zacznę, bo mam ci coś do powiedzenia, a nie chce ci potem przerywać. - Byłem pewny swoich słów i tego, co chciałem powiedzieć również.

Jiminnie kiwnął głową na zgodę i skupił całą uwagę na mojej osobie.

-Mój cudowny Jiminnie... Chciałbym ci życzyć wszystkiego, co najlepsze, bo bez wątpienia należy ci się za to wszystko, co robisz dla innych, a w szczególności dla mnie. Chce byś każdego dnia był szczęśliwy, uśmiechnięty i zawsze taki cudowny, jak jesteś codziennie. Dziękuję ci za to, że pozwalasz mi ze sobą być, przebywać i spędzać każdą wolną chwilę. Jestem ci wdzięczny za wszystko, w szczególności za to, jaki jesteś dla mnie. Starasz się codziennie i ja naprawdę to doceniam i sam staram się jeszcze bardziej, byś mógł być ze mnie dumny. Chce być najlepszym mężczyzną dla ciebie na całym świecie. Myślę, że w tym ważnym dniu, jedynym w roku nadeszła odpowiednia pora na coś, czego jestem pewny i wiem, że to już nigdy się nie zmieni... Chce ci powiedzieć, że... Moje serce należy tylko do ciebie, całe moje ciało i cała moja osoba również... Kocham cię Minnie... Bardzo cię kocham i chce, żebyś o tym wiedział. Kocham cię tak mocno, że aż czasami mam ciarki na samą myśl o tym, jak bardzo się w tobie zakochałem. - Kiedy skończyłem swoje wyznanie dostrzegłem, że śliczny blondyn ma zaszklone oczy.

-Jungkookie... Ja... Ja też cię bardzo kocham i... Również chciałem ci to dzisiaj powiedzieć.

-Mój mały Minnie. - Mocno się do siebie przytuliliśmy. Poczułem jak pojedyncze łzy drobniejszego chłopaka moczą mi szyję i zapewne kawałek koszuli.

-Przez ciebie nie jestem w stanie złożyć ci normalnych życzeń. - Powiedział, odsuwając się na małą odległość i z moją pomocą starliśmy łzy z pulchny policzków.

-Ja już mam wszystko, czego mogłem chcieć. Przy tobie nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. - Taka była prawda. Wszystkie moje marzenia obejmowały mojego kochanego chłopaka, a bez niego wiadomo, że byłyby nie do wykonania, a przynajmniej nie tak, jak mi się marzyło.

-Jesteś kochany Kookie. - Jiminnie stanął na palcach i zaczął słodko cmokać moje usta.

-Ty bardziej kochanie. - Stwierdziłem i pocałowałem blondyna w czoło.

-Zjedzmy Jungkookie, bo wszystko wystygnie. Później podarujemy sobie duuużo buziaków. - Zapewnił, uśmiechając się promiennie. Uwielbiałem jego uśmiech z wielu powodów, których nie skończyłbym wymieniać do jutra.

-Bardzo dużo? - Dopytałem, śmiesznie poruszając brwiami.

-Tak... Bardzo dużo... - Jimin szepnął mi te niby niewinne słowa do ucha, ale było w nich coś, co nie pozwalało mi odebrać ich bez myśli, że jest w nich zawarte jakieś drugie dno.


**************

Mam nadzieję, że się podobało, a za tydzień postaram się dodać kolejną część.♥

Miłego kochani♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top