#Chapter Nineteenth
~Okay kochani. To mamy dzisiejszy rozdział! Możecie mi pogratulować kolejnego zdanego kolosa! Oby tak dalej!
Jeszcze tylko dwa ogłoszenia parafialne!
1. Zapraszam na Instagrama i teraz UWAGA
-są dwa: pierwszy wanessa_w._ jest to moim prywatnym kontem do którego was zachęcam oraz drugi wanessa_wattpad gdzie będzie wszystko związane z Wattpadem i moją twórczością. Szczególnie was tam zapraszam, bo przysięgam, że ostatnio Wattpad przynajmniej u mnie nie działa poprawnie i nie widzę wielu powiadomień. Również tam będzie najlepsza droga komunikacji. Zróbcie to dla mnie i wpadajcie.
2. Komentujcie! Niech będzie jeszcze więcej komentarzy i dziękuję za te, które już się pojawiły. Komentujcie i obserwujcie mnie, a pojawi się jeszcze więcej opowiadań.~
Miękkie usta muskają moją skroń, zostawiając na niej delikatne pocałunki. Chcę się odwrócić i odpowiedzieć na nie, ale przede wszystkim chcę spać. Mruczę i wtulam się w poduszkę.
-SooRin, obudź się.- Głos JeongGuk'a jest łagodny, zachęcający.
-Nie.- mruczę.
-Za pół godziny musimy wyjść na kolację z moimi rodzicami.- wyjaśnia rozbawiony.
Niechętnie otwieram oczy. Za oknem widzę zmierzch. JeongGuk pochyla się nade mną i patrzy intensywnie.
-No dalej, śpiochu. Wstawaj.- Podnosi się i znów mnie całuje.
-Przyniosłem ci coś do picia. Będę na dole. Nie zasypiaj, bo będziesz miała kłopoty.- grozi, ale ton głosu ma łagodny. Całuje mnie szybko i wychodzi, zostawiając z resztkami snu na powiekach w chłodnym, surowym pokoju.
Czuję się wypoczęta, ale i zdenerwowana. Rany Julek, mam poznać jego rodziców! Dopiero co skatował mnie pejczem i skrępował spinką do kabli, którą mu sprzedałam, rany boskie – a teraz mam poznać jego rodziców. To będzie również pierwsze spotkanie Bi z nimi – przynajmniej ona będzie mnie wspierać. Poruszam ramionami. Są zesztywniałe. Jego żądanie, abym miała osobistego trenera, nie wydaje się teraz tak dziwaczne, a w zasadzie trener może okazać się niezbędny, jeśli mam dotrzymać kroku JeongGuk'owi.
Powoli wychodzę z łóżka i widzę, że moja sukienka wisi na drzwiach szafy, a stanik na krześle. A gdzie są moje majtki? Szukam pod krzesłem. Nie ma. I wtedy sobie przypominam – wcisnął je do kieszeni dżinsów. Po tym, jak – czerwienię się na samo wspomnienie – zachował się tak... barbarzyńsko. Marszczę brwi. Dlaczego nie oddał mi majtek?
Zakradam się do łazienki, zdumiona brakiem bielizny. Wycierając się po radosnym, choć zdecydowanie za krótkim prysznicu, zdaję sobie sprawę, że zrobił to celowo. Chce, żebym była zażenowana i poprosiła o zwrot majtek, na co on się zgodzi albo nie. Moja wewnętrzna bogini śmieje się do mnie. „Do diabła... każdy kij ma dwa końce". Postanawiam nie prosić go o majtki i nie dać mu tej satysfakcji, na spotkanie z jego rodzicami udam się bez bielizny. „SooRin Min!". Moja podświadomość łaje mnie, ale nie chcę jej słuchać – niemalże ściskam samą siebie z radości, bo wiem, że to go doprowadzi do szaleństwa.
Po powrocie do sypialni wkładam stanik, wślizguję się w sukienkę i wsuwam buty. Rozplatam warkocz i w pośpiechu szczotkuję włosy, a potem patrzę na napój, który mi zostawił. Jest jasnoróżowy. Co to takiego? Żurawina i woda gazowana. Hmm... pyszne i świetnie gasi pragnienie.
Wpadając ponownie do łazienki, przeglądam się w lustrze: błyszczące oczy, policzki lekko zaróżowione, cień samozadowolenia na twarzy w związku z planem co do majtek i ruszam na dół. Piętnaście minut. Nieźle, Rin.
JeongGuk stoi przy panoramicznym oknie w szarych flanelowych spodniach, które uwielbiam i które zwisają mu na biodrach w ten niewiarygodnie seksowny sposób i, oczywiście, w białej lnianej koszuli. Czy on ma jakieś inne kolory? Frank Sinatra śpiewa łagodnie w tle.
Gdy wchodzę, JeongGuk odwraca się i uśmiecha. Patrzy na mnie wyczekująco.
-Cześć.- mówię czule, a mój uśmiech Sfinksa napotyka jego.
-Cześć.- odpowiada. -Jak się czujesz?
-Dobrze, dziękuję. A ty?
-Czuję się całkiem dobrze, panno Min.
Czeka, aż coś powiem.
-Frank. Nie pomyślałabym, że jesteś fanem Sinatry.
Unosi brwi i przygląda mi się podejrzliwie.
-Eklektyczny gust, panno Min.- mruczy i podchodzi do mnie jak pantera, aż staje naprzeciw, patrząc na mnie tak intensywnie, że zapiera mi dech w piersiach.
Frank zaczyna nucić... Stara piosenka, jedna z Sugi ulubionych, Witchcraft. JeongGuk delikatnie wodzi opuszkami palców po moim policzku i czuję to w całym ciele, aż Tam.
-Zatańcz ze mną.- mruczy chrapliwie.
Wyjmując pilota z kieszeni, robi głośniej i wyciąga do mnie dłoń, a jego szare oczy pełne są obietnicy, tęsknoty i rozbawienia. Jest całkowicie urzekający, a ja oczarowana. Podaję mu dłoń. Uśmiecha się do mnie leniwie, przyciąga w swe objęcia i obejmując mnie ręką w talii, zaczyna się kołysać.
Kładę wolną rękę na jego ramieniu i uśmiecham się do niego szeroko, porwana zaraźliwym, zabawnym nastrojem. I zaczyna się poruszać. Rany, jak on tańczy. Suniemy po podłodze od okna do kuchni i z powrotem, wirując i obracając się w rytm muzyki. I tak łatwo mi za nim podążać.
Płyniemy przez jadalnię, do fortepianu, w tę i z powrotem przed szklaną ścianą, Seattle migocze na zewnątrz jak magiczne malowidło w tle naszego tańca i nie mogę powstrzymać beztroskiego śmiechu. Gdy piosenka się kończy, on uśmiecha się do mnie szeroko.
-Nie ma milszej czarownicy niż ty.- mruczy i całuje mnie słodko. -No, to przywróciło twoim policzkom nieco koloru, panno Min. Dziękuję za taniec. Idziemy na spotkanie z moimi rodzicami?
-Nie ma za co i owszem, nie mogę się doczekać, kiedy się z nimi spotkam.- odpowiadam bez tchu.
-Masz wszystko, co trzeba?
-Och tak.- odpowiadam słodko.
-Jesteś pewna?
Kiwam głową tak nonszalancko, jak tylko się da pod jego wnikliwą, rozbawioną obserwacją. Potrząsa głową, a jego twarz rozjaśnia się w szerokim uśmiechu.
-W porządku. Skoro tak chcesz to rozegrać, panno Min.
Chwyta mnie za rękę, bierze kurtkę, która wisi na jednym ze stołków barowych, i prowadzi przez hol do windy. Och, te wszystkie oblicza JeongGuk'a Jeon'a. Czy kiedykolwiek zrozumiem tego zmiennego człowieka?
Zerkam na niego w windzie. Śmieje się z jakiegoś własnego żartu, a cień uśmiechu flirtuje z jego pięknymi ustami. Boję się, że śmieje się ze mnie. Co ja sobie myślałam? Idę na spotkanie z jego rodzicami i nie mam na sobie bielizny. Moja podświadomość posyła mi niezbyt pomocne spojrzenie w stylu „a nie mówiłam". W stosunkowo bezpiecznym otoczeniu jego mieszkania wydawało się to zabawnym, przekornym pomysłem. Teraz jestem prawie na zewnątrz bez majtek! Spogląda na mnie i w tym momencie napięcie między nami narasta. Rozbawienie znika z jego twarzy, a spojrzenie staje się pochmurne, oczy ciemne... o rany.
Drzwi windy otwierają się na parterze. JeongGuk lekko potrząsa głową, jakby chciał odsunąć od siebie myśli i w bardzo dżentelmeński sposób pokazuje, abym wyszła pierwsza. Kogo on oszukuje? Nie jest dżentelmenem. Ma moje majtki.
Kim podjeżdża dużym audi. JeongGuk otwiera przede mną tylne drzwi, a ja wsiadam tak elegancko, jak potrafię, zważywszy na mój stan swawolnego negliżu. Cieszę się, że śliwkowa sukienka Bi jest tak przylegająca i sięga mi do kolan.
Pędzimy autostradą I-5, oboje milczący, bez wątpienia skrępowani obecnością NmaJoon'a. Nastrój JeongGuk'a jest prawie namacalny i wydaje się zmieniać, dobry humor powoli gaśnie, w miarę jak posuwamy się na północ. Rozmyśla wpatrzony w okno i czuję, że mi się wymyka. O czym myśli? Nie mam jak go zapytać. Co mogę powiedzieć przy Taylorze?
-Gdzie się nauczyłeś tańczyć?- pytam z wahaniem. Odwraca wzrok w moją stronę. Minę ma nieodgadnioną.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?- pyta łagodnie.
Tracę zapał i już nie chcę wiedzieć, ponieważ się domyślam.
-Tak.- odpowiadam niechętnie.
-Pani Robinson lubiła tańczyć.
Och, potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia. Była dobrą nauczycielką i ta myśl mnie smuci – ja niczego nie mogę go nauczyć. Nie posiadam żadnych szczególnych umiejętności.
-Musiała być dobrą nauczycielką.
-Była.
Czuję dreszcz na skórze głowy. Czy dostała to, co w nim najlepsze? Zanim stał się taki zamknięty? Czy może to ona sprawiła, że pokazał światu swoje wnętrze? Ma przecież taką zabawną, radosną stronę. Bezwiednie uśmiecham się, wspominając moment, gdy byłam w jego ramionach, gdy wirował ze mną po salonie, tak niespodziewanie, i że ma gdzieś moje majtki.
No i jeszcze ten Czerwony Pokój Bólu. Odruchowo pocieram nadgarstki – tak działają na dziewczynę cienkie paski plastiku. Nauczyła go również tego wszystkiego albo zepsuła go, zależy, jak na to spojrzeć. A może tak czy inaczej by tam trafił, z panią Robinson czy bez. W tym momencie uświadamiam sobie, że jej nienawidzę. Mam nadzieję, że nigdy jej nie spotkam, bo jeśli tak się stanie, to nie odpowiadam za swoje czyny. Nie pamiętam, żebym żywiła wobec kogoś tak silne uczucia, szczególnie wobec kogoś, kogo nigdy nie poznałam. Wpatrując się niewidzącym wzrokiem w okno, pielęgnuję swój irracjonalny gniew i zazdrość.
Wracam myślami do popołudnia. Biorąc pod uwagę, co wiem o jego preferencjach, myślę, że postąpił ze mną łagodnie. Czy zrobiłabym to jeszcze raz? Nawet nie próbuję zaprzeczać. Oczywiście, że tak, gdyby mnie poprosił, pod warunkiem, że mnie nie skrzywdzi i że to jest jedyny sposób, żeby z nim być.
Do tego wszystko się sprowadza. Chcę z nim być. Moja wewnętrzna bogini wzdycha z ulgą. Dochodzę do wniosku, że rzadko używa ona do myślenia mózgu, a raczej innej ważnej części swojej Anatomii, w tym momencie znacznie odsłoniętej.
-Nie rób tego.- mamrocze pod nosem.
Marszczę czoło i zwracam się w jego stronę.
-Nie rób czego?
Nie dotknęłam go.
-Nie myśl za dużo, SooRin.- Wyciąga rękę i chwyta moją dłoń, unosi do ust i delikatnie całuje. -To było wspaniałe popołudnie. Dziękuję.
I z powrotem jest ze mną. Mrugam powiekami i uśmiecham się do niego nieśmiało. Jest tak dezorientujący. Zadaję pytanie, które mnie dręczy.
-Dlaczego użyłeś spinki do kabli?
Posyła mi szeroki uśmiech.
-Jest szybka i łatwa w użyciu, a ty możesz poczuć i doświadczyć czegoś innego. Wiem, że są one dość brutalne i lubię to w narzędziach do krępowania.- Uśmiecha się do mnie łagodnie. -I skutecznie unieruchamiają cię w jednym miejscu.
Czerwienię się i zerkam nerwowo na NamJoon'a, który zdaje się być nieporuszony, ze wzrokiem utkwionym w drodze. Cóż mam odpowiedzieć? JeongGuk niewinnie wzrusza ramionami.
-To wszystko stanowi część mojego świata, SooRin.- Ściska moją dłoń i puszcza ją, znów patrząc przez okno.
Rzeczywiście to jego świat i chcę do niego należeć, ale na jego warunkach? Po prostu nie wiem. Nie wspomniał o tej przeklętej umowie. Moja wewnętrzna bogini nie robi nic, żeby mnie pocieszyć. Patrzę przez szybę i widzę, że krajobraz się zmienił. Przejeżdżamy przez jeden z mostów, otoczeni mrokiem ciemnym jak atrament. Ponura noc odzwierciedla mój wewnętrzny nastrój, przytłaczając mnie i dławiąc.
Zerkam na JeongGuk'a, a on mi się przygląda.
-Dam dolara za twoje myśli.- mówi.
Wzdycham i marszczę czoło.
-Aż tak źle, co?
-Chciałabym znać twoje myśli.
Uśmiecha się znacząco.
-A ja twoje, maleńka.- mówi łagodnie, podczas gdy Kim sunie przez mrok w kierunku Bellevue.
Tuż przed ósmą audi wjeżdża na podjazd dworku w stylu kolonialnym. Zapiera dech w piersiach, włącznie z różami wokół drzwi. Idealny, jak z obrazka.
-Jesteś gotowa?- pyta JeongGuk, gdy Kim zatrzymuje się przed imponującymi drzwiami frontowymi.
Przytakuję, a on ponownie ściska uspokajająco moją dłoń.
-To dla mnie też pierwszy raz.- szepcze, a potem uśmiecha się szelmowsko. -Założę się, że wolałabyś mieć teraz na sobie swoją bieliznę.- drażni się.
Czerwienię się. Zapomniałam o nieobecnych majtkach. Na szczęście Kim wysiadł z samochodu i otwiera moje drzwi, więc nie słyszy naszej wymiany zdań. Patrzę gniewnie na JeongGuk'a, który uśmiecha się szeroko, gdy odwracam się i wysiadam z samochodu.
Dr HyoLyn Kim-Jeon stoi na progu, czekając na nas. Wygląda elegancko i wytwornie w jasnoniebieskiej jedwabnej sukience. Za nią stoi, jak mniemam, pan Jeon, wysoki blondyn, na swój sposób przystojny jak JeongGuk.
-SooRin, poznałaś już moją matkę, HyoLyn. A to mój ojciec, Carrick.
-Panie Jeon, miło mi pana poznać.- uśmiecham się i potrząsam wyciągniętą dłonią.
-Cała przyjemność po mojej stronie, SooRin.
-Proszę mówić mi Rin.
Jego niebieskie oczy są delikatne i łagodne.
-Rin, jak miło znów cię widzieć.- HyoLyn otula mnie ramionami w ciepłym uścisku. -Wejdź, moja droga.
-Czy ona tu jest?- Słyszę krzyk z głębi domu. Nerwowo zerkam na JeongGuk'a.
-To moja młodsza siostra, Mia.- mówi prawie z irytacją.
W jego słowach słychać sympatię, a ton głosu staje się łagodniejszy, gdy wypowiada jej imię. Najwyraźniej JeongGuk ją uwielbia. A to nowina. I wpada na dół, ciemnowłosa, wysoka, o zaokrąglonych kształtach. Jest w moim wieku.
-SooRin! Tyle o tobie słyszałam.- Ściska mnie mocno.
O rany. Nie mogę się nie uśmiechnąć w odpowiedzi na jej autentyczny entuzjazm.
-Rin, proszę.- mamroczę, gdy ciągnie mnie do wielkiego holu. Wszędzie widać ciemne drewno i antyczne chodniki oraz szerokie schody prowadzące na piętro.
-Nigdy dotąd nie przyprowadził tu żadnej dziewczyny.- mówi Mia z podnieceniem w ciemnych źrenicach.
Zerkam na JeongGuk'a, który przewraca oczami. Unoszę brwi, a on mruży oczy.
-Mia, uspokój się.- HyoLyn upomina ją delikatnie. -Witaj, kochanie.- mówi, całując JeongGuk'a w oba policzki. On ciepło się do niej uśmiecha, a potem podaje rękę ojcu.
Wszyscy odwracamy się i ruszamy do jadalni. Mia nie puszcza mojej ręki. Pokój jest przestronny i umeblowany ze smakiem w odcieniach kremu, brązu i bladego błękitu, wygodnie, prosto i bardzo stylowo. Bi i Jimin siedzą przytuleni na kanapie, trzymając kieliszki z szampanem. Bi zrywa się, aby mnie uściskać, i Mia wreszcie puszcza moją dłoń.
-Cześć, Rinnie.- Promienieje. -JeongGuk.- wita go szorstko skinieniem głowy.
-Bi.- On jest równie chłodny w stosunku do niej.
Marszczę czoło na widok tego powitania. Jimin chwyta mnie w ramiona w szczerym uścisku. Co to jest, tydzień uścisków dla Rin? Ten oszałamiający pokaz sympatii – po prostu nie jestem do tego przyzwyczajona. JeongGuk staje obok, obejmując mnie ramieniem. Kładzie dłoń na moim biodrze, rozsuwa palce i przyciąga mnie do siebie. Wszyscy na nas patrzą. To denerwujące.
-Coś do picia?- Pan Jeon pierwszy dochodzi do siebie. -Prosecco?
-Poproszę.- JeongGuk i ja mówimy jednocześnie.
O rany... to jest bardziej niż dziwne. Mia klaszcze w dłonie.
-Nawet mówicie te same rzeczy. Przyniosę wino.- Wymyka się z pokoju.
Oblewam się rumieńcem i widząc Bi siedzącą z Jimin'em, nagle zdaje sobie sprawę, że JeongGuk zaprosił mnie tylko dlatego, że jest tu moja przyjaciółka. Jimin prawdopodobnie swobodnie i radośnie zaprosił ją do domu rodziców. JeongGuk nie miał wyjścia, wiedząc, że dowiem się o tym od Bi. Chmurzę się na tę myśl. Musiał mnie zaprosić. Ta myśl jest ponura i przygnębiająca. Moja podświadomość mądrze kiwa głową z wyrazem twarzy mówiącym „Wreszcie do tego doszłaś, głuptasie".
-Kolacja już prawie gotowa.- melduje HyoLyn, wychodząc za Mią z pokoju.
JeongGuk patrzy na mnie i marszczy brwi.
-Siadaj.- rozkazuje, wskazując pluszową kanapę i robię, co mi każe, ostrożnie krzyżując nogi. Siada obok, ale nie dotyka mnie.
-Właśnie rozmawialiśmy o wakacjach, Rin.- mówi uprzejmie pan Jeon. -Jimin zdecydował się pojechać z Bi i jej rodziną na tydzień na Barbados.
Zerkam na Bi, a ona uśmiecha się promiennie z błyskiem w szeroko otwartych oczach. Jest wniebowzięta. Eun-Bi Lee, okaż trochę godności!
-Czy po skończeniu studiów zrobisz sobie przerwę?- pyta pan Jeon.
-Chciałabym pojechać do Georgii na kilka dni.- odpowiadam.
JeongGuk wpatruje się we mnie, mrugając kilka razy, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Georgia?- rzuca pod nosem.
-Moja mama tam mieszka, a dość dawno już jej nie widziałam.
-Kiedy planujesz wyjazd?- Jego głos jest niski.
-Jutro, późnym wieczorem.
Mia wraca niespiesznie do salonu i podaje nam kieliszki wypełnione różowym Prosecco.
-Wasze zdrowie!- Pan Jeon unosi kieliszek. Odpowiedni toast z ust męża lekarki.
-Na jak długo?- pyta JeongGuk, a jego głos jest pozornie łagodny.
O cholera... jest zły.
-Nie wiem jeszcze. To zależy od tego, jak mi pójdzie jutro na rozmowach o pracę.
Zaciska usta, a Bi robi ciekawską minę. Uśmiecha się nieco zbyt słodko.
-Rin zasługuje na przerwę.- mówi znacząco do JeongGuk'a.
Dlaczego jest do niego tak wrogo nastawiona? O co jej chodzi?
-Masz rozmowy w sprawie pracy?- pyta pan Jeon.
-Tak, jutro w dwóch wydawnictwach, w sprawie stażu.
-Wobec tego powodzenia.
-Kolacja na stole.- oznajmia HyoLyn.
Wszyscy wstajemy. Bi i Jimin wychodzą z pokoju za panem Jeon'em i Mią. Chcę iść za nimi, ale JeongGuk chwyta mnie za łokieć, zatrzymując gwałtownie.
-Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że wyjeżdżasz?- pyta natarczywie. Jego głos jest łagodny, ale skrywa się w nim gniew.
-Nie wyjeżdżam, tylko odwiedzam matkę, i dopiero o tym pomyślałam.
-A co z naszą umową?
-Nie mamy jeszcze umowy.
Mruży oczy i widać, że sobie coś przypomina. Puszczając moją rękę, bierze mnie pod łokieć i wyprowadza z pokoju.
-Ta rozmowa nie jest jeszcze skończona.- szepcze ostrzegawczo, gdy wchodzimy do jadalni.
O cholercia. Nie denerwuj się, jakbyś miał osę w majtkach... i oddaj mi moje. Patrzę na niego uważnie.
Jadalnia przypomina mi o naszym obiedzie w Heathmanie. Nad ciemnym drewnianym stołem wisi kryształowy żyrandol, na ścianie ogromne lustro w bogato rzeźbionej ramie. Stół nakryto świeżo wyprasowanym, białym lnianym obrusem, na środku stoi wazon bladoróżowych peonii. Wszystko wygląda oszałamiająco.
Zajmujemy miejsca. Pan Jeon siedzi u szczytu stołu, ja po jego prawej stronie, a JeongGuk obok mnie. Pan Jeon sięga po otwartą butelkę czerwonego wina i proponuje je Bi. Mia sadowi się koło JeongGuk'a i chwytając go za rękę, mocno ją ściska. On uśmiecha się do niej ciepło.
-Gdzie poznałeś Rin?- pyta go.
-Przeprowadzała ze mną wywiad dla magazynu studenckiego WSU.
-Którego Bi jest redaktorem naczelnym.- dodaję, chcąc pokierować rozmowę z dala ode mnie.
Mia uśmiecha się promiennie do Bi, która siedzi po przeciwnej stronie obok Jimina i zaczynają rozmawiać o gazecie studenckiej.
-Wina, Rin?- pyta pan Jeon.
-Poproszę.- Uśmiecham się do niego. Pan Jeon wstaje, aby napełnić pozostałe kieliszki.
Zerkam na JeongGuk'a, a on spogląda na mnie, przekrzywiając głowę.
-Co?- pyta.
-Proszę, nie złość się na mnie.- szepczę.
-Nie jestem na ciebie zły.
Wpatruję się w niego. Wzdycha.
-Tak, jestem na ciebie zły.- Na moment zamyka oczy.
-Tak, że ręka cię świerzbi?- pytam nerwowo.
-O czym tak szepczecie?- wtrąca się Bi.
Czerwienię się, a JeongGuk patrzy na nią wzrokiem mówiącym „nie wtrącaj się, Lee" – nawet Bi kuli się pod tym spojrzeniem.
-Tylko o moim wyjeździe do Georgii.- mówię słodko, mając nadzieję, że zniweluję ich wzajemną wrogość.
Bi uśmiecha się z szelmowskim błyskiem w oku.
-Jaki ci minął piątkowy wieczór z Jin'em?
Jasna cholera, Bi. Patrzę na nią otwartymi ze zdziwienia oczami. Co ona robi? Ona w odpowiedzi również otwiera szeroko oczy i zdaję sobie sprawę, że chce sprawić, by JeongGuk był zazdrosny. Jakże niewiele wie. A już myślałam, że mi się upiecze.
-W porządku.- mamroczę.
JeongGuk nachyla się do mnie.
-Zły, aż mnie ręka świerzbi.- szepcze. -Szczególnie teraz.- Ton jego głosu jest cichy i grobowy.
Och, nie. Kulę się.
HyoLyn zjawia się ponownie, niosąc dwa talerze, a za nią ładna młoda dziewczyna z blond kucykami, ubrana elegancko w jasny błękit, niesie tacę z naczyniami. Jej oczy natychmiast odnajdują JeongGuk'a. Czerwieni się i spogląda na niego spod długich wytuszowanych rzęs.
Gdzieś w domu dzwoni telefon.
-Przepraszam.- Pan Jeon znowu wstaje i wychodzi.
-Dziękuję, Gretchen.- mówi łagodnie HyoLyn, marszcząc czoło, gdy pan Jeon wychodzi. -Zostaw tacę na szafce.
Gretchen kiwa głową i jeszcze raz dyskretnie zerkając na JeongGuk'a, wychodzi.
A więc państwo Jeon'owie mają służbę, która taksuje spojrzeniem mojego przyszłego Pana. Czy ten wieczór może potoczyć się jeszcze gorzej? Z nachmurzoną miną wpatruję się w swe dłonie na kolanach.
Wraca pan Jeon.
-Telefon do ciebie, kochanie. To ze szpitala.- mówi do HyoLyn.
-Proszę, zaczynajcie.- HyoLyn uśmiecha się, podając mi talerz, i wychodzi.
Pachnie wspaniale- chorizo i muszle świętego Jakuba zapiekane z czerwoną papryką i szczypiorkiem, posypane natką pietruszki. I chociaż żołądek podchodzi mi do gardła z powodu zawoalowanych gróźb JeongGuk'a, ukradkowych spojrzeń pięknej Panienki z Kucykami i braku bielizny, umieram z głodu. Czerwienię się, zdając sobie sprawę, że to przez dzisiejszy wysiłek fizyczny nabrałam takiego apetytu.
Chwilę później wraca HyoLyn, a jej twarz jest pochmurna. Pan Jeon przechyla głowę na jedną stronę... jak JeongGuk.
-Wszystko w porządku?
-Kolejny przypadek odry.- wzdycha HyoLyn.
-Och, nie.
-Tak, dziecko. Czwarty przypadek w tym miesiącu. Gdyby tylko ludzie szczepili swoje dzieci.- Ze smutkiem potrząsa głową i uśmiecha się. -Tak się cieszę, że nasze dzieci nigdy nie musiały przez to przechodzić. Dzięki Bogu, nigdy nie złapały nic poważniejszego niż ospa wietrzna. Biedny Jimin.- mówi, siadając i uśmiechając się pobłażliwie do syna. Jimin marszczy brwi w połowie kęsa i poprawia się nerwowo na krześle. -JeongGuk i Mia mieli szczęście. Przeszli ją tak łagodnie, jedna krostka na ich dwoje.
Mia chichocze, a JeongGuk przewraca oczami.
-Tato, oglądałeś mecz Marinersów?- Jimin wyraźnie chce zmienić temat.
Przystawki są pyszne i koncentruję się na jedzeniu, gdy tymczasem Jimin, pan Jeon i JeongGuk rozmawiają o baseballu. W kontaktach z rodziną JeongGuk wydaje się rozluźniony i spokojny. Mój umysł pracuje jak szalony. Cholerna Bi, w co ona gra? Czy on mnie ukarze? Truchleję na samą myśl o tym. Jeszcze nie podpisałam umowy. Może wcale tego nie zrobię. Może zostanę w Georgii, gdzie mnie nie dopadnie.
-Zadomowiłaś się już w nowym mieszkaniu, moja droga?- pyta uprzejmie HyoLyn.
Jestem jej wdzięczna za to pytanie wyrywające mnie z zakłócających spokój myśli i opowiadam jej o przeprowadzce.
Gdy kończymy przystawki, pojawia się Gretchen i nie po raz pierwszy chciałabym móc swobodnie dotknąć JeongGuk'a, żeby pokazać jej, że może być popieprzony na pięćdziesiąt sposobów, ale jest mój.
Zabiera się do sprzątania ze stołu, przechodząc moim zdaniem nieco za blisko JeongGuk'a. Na szczęście on zdaje się jej nie zauważać, ale moja wewnętrzna bogini szaleje z zazdrości.
Bi i Mia rozpływają się nad Paryżem.
-Rinnie, byłaś w Paryżu?- Mia pyta niewinnie, wytrącając mnie z zadumy.
-Nie, ale bardzo chciałabym pojechać.- Wiem, że jestem jedyną osobą przy tym stole, która nigdy nie była za granicą.
-My spędziliśmy w Paryżu nasz miesiąc miodowy.- HyoLyn uśmiecha się do pana Jeona, a on odwzajemnia jej uśmiech.
Czuję się prawie zażenowana, widząc to. Najwyraźniej bardzo się kochają i przez chwilę zastanawiam się, jak to jest dorastać, mając przy sobie oboje rodziców.
-To piękne miasto.- zgadza się Mia. -Pomimo paryżan. JeongGuk, powinieneś zabrać Rin do Paryża – stwierdza stanowczo.
-Myślę, że Rin wolałaby Londyn.- mówi łagodnie JeongGuk.
Och... pamięta. Kładzie dłoń na moim kolanie, a jego palce wędrują w górę uda. W odpowiedzi moje całe ciało się spina. Och... nie tutaj, nie teraz. Czerwienię się i przesuwam, starając się odsunąć od niego. Jego dłoń chwyta moje udo, unieruchamiając mnie. W desperacji sięgam po wino.
Znów pojawia się Panienka Europejka z Kucykami. Rzucając zawstydzone spojrzenia i falując biodrami, wnosi danie główne, bodajże wołowinę a la Wellington. Na szczęście podaje nam talerze i wychodzi, chociaż ociąga się, podając porcję JeongGuk'owi. On posyła mi lekko zdziwione spojrzenie, gdy przyglądam się uważnie, jak Gretchen wychodzi z pokoju.
-Więc co było nie tak z paryżanami?- pyta Jimin siostrę. -Nie spodobały im się twoje czarujące zwyczaje?
-Wrr, nie, nie przekonali się. A Monsieur Floubert, ten potwór, dla którego pracowałam, był takim despotycznym tyranem.
Krztuszę się winem.
-SooRin, wszystko w porządku?- JeongGuk pyta z troską, zdejmując dłoń z mojego uda.
W jego głosie znów pobrzmiewa rozbawienie. Och, dzięki Bogu. Gdy przytakuję, lekko klepie mnie w plecy i zabiera rękę dopiero wtedy, gdy jest pewny, że czuję się lepiej.
Wołowina jest pyszna, podana z pieczonymi ziemniakami, marchewką, pasternakiem i zieloną fasolką. Wszystko jest tym smaczniejsze, że JeongGuk pozostaje w dobrym humorze do końca posiłku. Podejrzewam, że to dlatego, iż jem z takim apetytem. Jeon'owie swobodnie prowadzą rozmowę: jest w niej ciepło, troska i delikatne przekomarzanie. Przy deserze z cytrynowej śmietanki ubitej z winem i żółtkami Mia raczy nas opowieścią o swoich podbojach, nieświadomie przechodząc na płynny francuski. Wszyscy wpatrujemy się w nią, a ona zdziwiona w nas, aż JeongGuk wyjaśnia jej równie płynnie po francusku, co zrobiła, a Mia dostaje ataku śmiechu. Ma bardzo zaraźliwy śmiech i już za chwilę wszyscy zrywamy boki.
Jimin peroruje na temat swojego najnowszego projektu budowlanego, ekologicznego osiedla na północ od Seattle. Zerkam na Bi, która spija każde słowo z ust Jimin'a, a jej oczy płoną pożądaniem lub miłością. Jeszcze nie rozpracowałam, czym dokładnie. On uśmiecha się do niej i wygląda to tak, jakby składali sobie niewypowiedzianą obietnicę. Mówi „Na razie, kochanie" i to jest seksowne, cholernie seksowne. Czerwienię się, patrząc na nich.
Wzdycham i zerkam na swojego Jeon'a. Jest tak piękny, że mogłabym patrzeć na niego cały czas. Ma na brodzie lekki zarost i aż świerzbią mnie palce, żeby go podrapać i poczuć na swojej twarzy, piersiach... między udami. Tor moich myśli przyprawia mnie o rumieńce. On spogląda na mnie i unosi dłoń, by pociągnąć mnie za brodę.
-Nie przygryzaj wargi.- mruczy gardłowo. -Ja chcę to zrobić.
HyoLyn i Mia zbierają miseczki deserowe i udają się do kuchni, podczas gdy pan Jeon, Bi i Jimin dyskutują o korzyściach z instalacji paneli słonecznych w stanie Waszyngton. JeongGuk, udając zainteresowanie ich rozmową, znów kładzie dłoń na moim kolanie, a jego palce podążają w górę uda. Wstrzymuję oddech i ściskam uda, by zatrzymać tę wędrówkę. Widzę, że uśmiecha się z wyższością.
-Chcesz, żebym pokazał ci posiadłość?- pyta wprost.
Wiem, że powinnam powiedzieć: tak, ale nie ufam mu. On jednak już się zrywa i wyciąga do mnie rękę. Podaję mu dłoń i czuję, jak wszystkie mięśnie kurczą się głęboko w moim podbrzuszu, w odpowiedzi na jego ciemne, głodne, szare spojrzenie.
-Przepraszam.- mówię do pana Jeon'a i wychodzę z JeongGuk'em z jadalni.
Prowadzi mnie przez hol do kuchni, gdzie Mia i HyoLyn wkładają naczynia do zmywarki. Europejskich Kucyków nigdzie nie widać.
-Idę pokazać SooRin ogród.- JeongGuk mówi niewinnie do matki. Ona uśmiecha się, machając nam na pożegnanie, a Mia wraca do jadalni.
Wychodzimy na patio z szarych kamiennych płyt, oświetlone niewidocznymi lampkami. W szarych kamiennych donicach rosną krzewy, a w rogu stoi elegancki metalowy stół z krzesłami. JeongGuk przechodzi koło nich, pokonuje kilka stopni i wychodzi na duży trawnik, prowadzący w dół nad zatokę... o rany – jak pięknie. Na horyzoncie migocze Seattle, a chłodny, jasny majowy księżyc maluje na wodzie błyszczącą srebrną smugę aż do pomostu, gdzie przycumowano dwie łódki. Koło pomostu stoi hangar dla łodzi. Jest tak malowniczo i spokojnie. Zatrzymuję się na chwilę i podziwiam.
JeongGuk pociąga mnie za sobą, a moje obcasy grzęzną w miękkiej trawie.
-Zatrzymaj się, proszę.- Kuśtykam za nim.
Zatrzymuje się i patrzy na mnie nieprzeniknionym spojrzeniem.
-Moje obcasy. Muszę zdjąć buty.
-Nie rób sobie kłopotu.- Schyla się i przerzuca mnie przez ramię. Piszczę głośno zaskoczona, a on daje mi piekącego klapsa w pupę.
-Ciszej.- warczy.
Och, nie... nie jest dobrze. Moja podświadomość ma nogi jak z waty. Jest o coś zły – może o Jin'a, Georgię, brak majtek, gryzienie wargi. Rany, łatwo go wkurzyć.
Wisząc do góry nogami, trzymam się jego bioder, a on z determinacją kroczy przez trawnik.
-Dlaczego?- pytam bez tchu, podskakując na jego ramieniu.
-Muszę pobyć z tobą sam na sam.
-Po co?
-Ponieważ mam zamiar spuścić ci lanie, a potem cię przelecieć.
-Dlaczego?- skomlę.
-Wiesz dlaczego.- syczy.
-Myślałam, że jesteś opanowanym facetem.- błagam bez tchu.
-Wierz mi, SooRin, jestem bardzo opanowany.
O kuźwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top