#Chapter Third

~Kochani znalazła się wolna chwila aby dodać rozdział... Cóż ja raczej wam nie opowiadam za wiele o moim życiu osobisty. Ale jak wiecie ostatnio nie było zbyt wiele czasu na dodawanie rozdziałów. To były cudowne tygodnie, z wspaniałym mężczyzną.... teraz wracamy do mojej rzeczywistości. A jak się okazuje moja twórczość i pomysłowość, mój mózg najlepiej pracuje, gdy nikogo w nim nie ma poza BTS. Dlatego zaczynam nadrabiać zaległości!

Co do mojego "chłopaka" a raczej byłego chłopaka, może chcielibyście taką "serię" związaną i Azjatyckimi facetami jakich w swoim życiu spotkałam? A było ich już kilku. Może chcecie wiedzieć jakie ja mam spostrzeżenia, doświadczenia i co sądzę o takich związkach w których byłam. PISZCIE CO O TYM MYŚLICIE! JESTEŚCIE ZA?

*

*

Właście jeszcze dwie sprawy. DZIĘKUJĘ za te cudowne 1 240 obserwacji! Czekam na kolejne osóbki i startujemy z jeszcze jedną książką! Przypominam też, że gdy na moim Instagramie wbijecie jeszcze trochę obserwacji to startujemy z nową książką o NamJoonie! A to będzie dopiero petarda! Kto na to czeka?

Mój instagram: wanessa_wierzbicka_

Słoneczka piszcie tutaj dużo komentarzy! Pamiętajcie, że to najlepsza zachęta do dalszego dodawania i tworzenia!

Harmonogram dodawania książek już się pojawił na moim profilu!

To tyle słoneczka. Pozdrawiam was gorąco. Wanessa.

PS

Nie będzie komentarzy! Nie będzie rozdziałów! A pamiętajcie, że jest wiele osób, które potrafią nieźle komentować!~

Bi szaleje z radości.

-Ale co on robił u Claytona?- Jej ciekawość aż emanuje z telefonu. Znajduję się właśnie w czeluściach magazynu, starając się udawać obojętność.

-Akurat znalazł się w okolicy.

-Uważam, że to zbyt duży zbieg okoliczności, Rin. Nie sądzisz, że przyszedł, aby się z tobą spotkać?

Serce podskakuje mi na tę myśl, ale to krótkotrwała radość. Nudna i rozczarowująca rzeczywistość jest taka, że przyjechał tutaj w sprawach służbowych.

-Odwiedzał wydział rolniczy WSU. Sponsoruje jakieś badania.- mamroczę.

-No tak. Przekazał na rzecz wydziału dwa i pół miliona.

O kurczę.

-Skąd wiesz?

-Rin jestem dziennikarką i sporządzam właśnie sylwetkę tego człowieka. Wiedza na ten temat to mój obowiązek.

-Okej, Carlo Bernstein, nie gorączkuj się tak. No więc chcesz te zdjęcia czy nie?

-Pewnie, że chcę. Pytanie, kto je zrobi i gdzie.

-Możemy jego zapytać gdzie. Mówił, że zatrzymał się w okolicy.

-Możesz się z nim skontaktować?

-Mam numer jego komórki.

Bi aż się zachłystuje.

-Najbogatszy, najbardziej nieuchwytny i tajemniczy kawaler w całym stanie Waszyngton ot tak dał ci numer swojej komórki.

-Eee... tak.

-Rin! Podobasz mu się. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.-oświadcza zdecydowanie.

-Bi, on jedynie próbuje być miły.- Ale nawet gdy wypowiadam te słowa, wiem, że to nieprawda. JeongGuk Jeon nie bawi się w bycie miłym. Uprzejmym- może. A cichy głosik szepcze: „Być może Bi ma rację". Swędzi mnie skóra na myśl, że może, takie maleńkie „może", jednak mu się podobam. Bądź co bądź powiedział, że cieszy się, iż to nie Bi przeprowadziła z nim wywiad. Obejmuję się radośnie ramionami i kołyszę z boku na bok, przez krótką chwilę ciesząc się ewentualnością, że mu się podobam. Bi sprowadza mnie jednak na ziemię.

-Nie wiem, kto zrobi te zdjęcia. Levi, z którym normalnie współpracujemy, nie może. Wyjechał na weekend do domu do Idaho Falls. Wkurzy się, kiedy się dowie, że stracił okazję cyknięcia fotki jednemu z największych przedsiębiorców w kraju.

-Hmmm... No a Jin?

-Świetny pomysł! Ty go poproś, dla ciebie zrobi wszystko. Potem zadzwoń do Jeona i dowiedz się, gdzie chce zrobić te zdjęcia.- Bi w stosunku do Jina zachowuje się irytująco nonszalancko.

-Myślę, że to ty powinnaś do niego zadzwonić.

-Do kogo, Jina? – pyta drwiąco.

-Nie, Jeona.

-Rin, to ciebie coś z nim łączy.

-Łączy?- pytam piskliwie. -Ledwie go znam.

-Ale przynajmniej znasz. I wygląda na to, że on ma ochotę poznać cię bliżej. Po prostu do niego zadzwoń.- Po tych słowach rozłącza się.

Czasami zachowuje się strasznie apodyktycznie. Marszczę brwi i pokazuję mojej komórce język.

Właśnie wysyłam Jinowi esemesa, kiedy do magazynu wchodzi Paul. Szuka papieru ściernego.

-Mamy sporo klientów.- mówi bez uszczypliwości.

-Eee, sorki.- bąkam i odwracam się, aby wyjść.

-No więc skąd znasz JeongGuka Jeona?- Paul stara się mówić w sposób nonszalancki, ale nie bardzo mu to wychodzi.

-Musiałam przeprowadzić z nim wywiad do gazety studenckiej. Bi się rozchorowała.- Wzruszam ramionami, udając obojętność. Ze mnie także jest kiepska aktorka.

-JeongGuk Jeon u Claytona. To ci dopiero.- prycha zdumiony Paul. Kręci głową. -A tak z innej beczki, to masz ochotę wieczorem wybrać się na danaka albo coś w tym rodzaju?

Zawsze, gdy przyjeżdża do domu, chce się ze mną umówić, a ja zawsze odmawiam. To już rytuał. Nie sądzę, aby spotykanie się z bratem szefa było dobrym pomysłem, poza tym Paul to taki fajny amerykański chłopak z sąsiedztwa, ale na pewno nie bohater literacki, choćby nie wiadomo jak wysilać wyobraźnię. „A Jeon?" - pyta mnie podświadomość, unosząc brew. Uciszam ją.

-Nie macie rodzinnej kolacji czy czegoś w tym rodzaju?

-To jutro.

-Może innym razem, Paul. Dziś muszę się uczyć. W przyszłym tygodniu mam egzaminy końcowe.

-Rin, pewnego dnia w końcu się zgodzisz. - Uśmiecha się, a ja opuszczam magazyn.

-Ale ja fotografuję miejsca, Rin, nie ludzi.- jęczy Jin.

-SeokJin, proszę?- mówię błagalnie. Przyciskając do ucha telefon, przemierzam nasz salon, patrząc przez okno na zapadający zmierzch.

-Daj mi ten telefon.- Bi zabiera mi go i zamaszystym gestem przerzuca włosy przez ramię.- Posłuchaj mnie, SeokJin Kim, jeśli chcesz, aby nasza gazeta napisała o otwarciu twojej wystawy, jutro zrobisz dla nas te zdjęcia, capiche?- Bi potrafi być wyjątkowo ostra.

-Świetnie. Rin zadzwoni i poda ci miejsce i godzinę. W takim razie do jutra.- Zatrzaskuje mój telefon. -Załatwione. Teraz trzeba jedynie zdecydować, gdzie i kiedy. Dzwoń do niego.- Podaje mi telefon. A ja czuję ściskanie w żołądku. -Dzwoń do Jeona, ale już!

Patrzę na nią wilkiem i sięgam do kieszeni po jego wizytówkę. Kilka razy oddycham głęboko, a potem drżącymi palcami wystukuję numer.

Odbiera po drugim sygnale.

-Jeon.- Wypowiada to chłodno i spokojnie.

-Eee... panie Jeon? Z tej strony SooRin Min.- Tak bardzo się denerwuję, że nie rozpoznaję własnego głosu.

Przez chwilę panuje cisza. W środku cała się trzęsę.

-Panna Min. Jakże miło panią słyszeć.

Ton jego głosu uległ zmianie. Myślę, że jest zaskoczony i wypowiadane przez niego słowa brzmią tak... ciepło, wręcz uwodzicielsko. Zaczynam szybciej oddychać i oblewam się rumieńcem. Nagle uświadamiam sobie, że Eun-Bi Lee wpatruje się we mnie z otwartą buzią, więc czmycham do kuchni, aby uniknąć jej badawczego spojrzenia.

-Eee, chcielibyśmy się umówić na tę sesję zdjęciową do artykułu.- Oddychaj, Rin, oddychaj. Moje płuca łykają haust powietrza. -Jutro, jeżeli panu pasuje. Jakie miejsce panu odpowiada?

Niemal widzę jego uśmiech w stylu Sfinksa.

-Zatrzymałem się w hotelu Heathman w Portland. Jutro rano, dziewiąta trzydzieści?

-Okej, spotkamy się na miejscu.- Zachowuję się egzaltowanie jak dziecko, a nie dorosła kobieta, której w stanie Waszyngton wolno głosować i legalnie pić alkohol.

-Czekam niecierpliwie, panno Min.- Oczami wyobraźni widzę szelmowski błysk w szarych oczach.

Jak to możliwe, że w czterech słowach zawarł tyle kuszących obietnic? Rozłączam się. Bi stoi w kuchni i przygląda mi się z konsternacją.

-SooRin Min. On ci się podoba! Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś tak na ciebie działał. Ty się rumienisz.

-Och, Bi, wiesz, że rumienię się na okrągło. Tak już mam. Nie bądź niemądra.- warczę. Zaskoczona mruga oczami, bo naprawdę bardzo rzadko pozwalam sobie na wybuchy emocji. -Onieśmiela mnie i tyle.- dodaję spokojniej.

-A więc Heathman, tak?- mruczy Bi. -Zadzwonię do kierownictwa i wynegocjuję jakieś miejsce na sesję.

-Zrobię kolację. Potem muszę się pouczyć.- Otwieram szafkę, nie umiejąc ukryć irytacji na Bi.

Noc mam niespokojną i bez końca przekręcam się z boku na bok. Śniąc o szarych oczach, kombinezonie, długich nogach, długich palcach i mrocznych, niezbadanych miejscach. Dwa razy się budzę z mocno bijącym sercem. Jutro będę wyglądać po prostu świetnie. Uderzam pięścią w poduszkę, a potem znowu próbuję zasnąć.

Hotel Heathman znajduje się w samym centrum Portland. To imponujący gmach z brunatnego piaskowca wybudowany tuż przed wielkim kryzysem. Jin, Travis i ja jedziemy moim garbusem, a Bi swoim CLK, gdyż do mojego auta wszyscy się nie mieścimy. Travis to kumpel Jina, który ma mu pomóc przy ustawianiu świateł. Bi udało się uzyskać bezpłatny dostęp do jednego z pokoi w Heathmanie w zamian za wzmiankę na ten temat w artykule. Kiedy wyjaśnia w recepcji, że będziemy fotografować pana prezesa JeongGuka Jeona, natychmiast otrzymujemy apartament zamiast zwykłego pokoju. Taki zwykłych rozmiarów, bo największy zajął już pan Jeon. Zaaferowany kierownik marketingu prowadzi nas do apartamentu – jest strasznie młody i z jakiegoś powodu bardzo się denerwuje. Podejrzewam, że rozbrajają go uroda Bi i jej władczy styl bycia, ponieważ ona robi z nim, co chce. Pomieszczenia są eleganckie, pełne prostoty, a jednocześnie przepychu.

Jest dziewiąta. Mamy pół godziny na przygotowania. Bi jest w swoim żywiole.

-Jin, myślę, że tłem będzie ta ściana, zgadzasz się ze mną?- Nie czeka na odpowiedź. -Travis, przestaw te krzesła. Rin, poprosisz personel o jakieś napoje? I daj Jeonowi znać, gdzie jesteśmy.

Tak, proszę pani. Jest taka apodyktyczna. Przewracam oczami, ale robię to, co mi każe.

Pół godziny później do apartamentu wkracza JeongGuk Jeon.

O niebiosa! Ma na sobie białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i szare flanelowe spodnie. Włosy ma jeszcze wilgotne po prysznicu. Gdy na niego patrzę, zasycha mi w ustach... jest tak nieziemsko przystojny. Za Jeonem wchodzi trzydziestoparoletni mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Jest ubrany w elegancki ciemny garnitur i staje bez słowa w rogu pomieszczenia. Beznamiętnie przygląda się nam orzechowymi oczami.

-Panno Min, a więc znowu się spotykamy.- Jeon wyciąga rękę i wymieniamy uścisk dłoni.

Mrugam szybko. O rety... on jest naprawdę, całkiem... rety. Gdy nasze dłonie się stykają, znowu czuję ten rozkoszny prąd, który mnie rozświetla i wywołuje rumieńce, i jestem pewna, że wszyscy słyszą mój przyspieszony oddech.

-Panie Jeon, to Eun-Bi Lee.- bąkam, machając ręką w stronę koleżanki, która podchodzi i patrzy mu prosto w oczy.

-Nieustępliwa panna Lee. Co słychać?- Uśmiecha się do niej i wygląda na autentycznie rozbawionego. -Ufam, że czuje się już pani lepiej? SooRin mówiła, że w zeszłym tygodniu zmogła panią choroba.

-Czuję się dobrze, dziękuję, panie Jeon.- Zdecydowanym gestem ściska jego dłoń, nie mrugnąwszy przy tym okiem. Przypominam sobie, że Bi uczęszczała do najlepszych prywatnych szkół w Waszyngtonie. Jej rodzina ma pieniądze i moja przyjaciółka dorastała pewna siebie i swego miejsca na świecie. Nie da sobie w kaszę dmuchać. Budzi mój wielki podziw. -Dziękuję, że poświęca nam pan swój czas.- Obdarza go grzecznym, zawodowym uśmiechem.

-Drobiazg.- odpowiada, przenosząc spojrzenie na mnie, a ja znowu się rumienię. Cholera.

-To SeokJin Kim, nasz fotograf.- uśmiecham się do Jina, który odpowiada mi równie ciepłym uśmiechem. W jego oczach pojawia się chłód, kiedy przenosi spojrzenie ze mnie na Jeona.

-Panie Jeon.- kiwa głową.

-Panie Kim.- Wyraz twarzy Jeona także się zmienia, kiedy lustruje tamtego. -Gdzie pan chce zrobić zdjęcia?- pyta.

W jego głosie można wyczuć delikatną nutkę groźby.

Ale Eun-Bi ani myśli pozwolić Jinowi grać pierwsze skrzypce.

-Panie Jeon, mógłby pan usiąść tutaj? Proszę uważać na przewody od oświetlenia. A potem zrobimy także kilka ujęć na stojąco.- Pokazuje mu krzesło ustawione pod ścianą.

Travis włącza światła, oślepiając na chwilę Jeona, i bąka przeprosiny. Następnie on i ja odsuwamy się i patrzymy na pracę Jina. Najpierw robi zdjęcia z ręki, prosząc Jeona, aby odwrócił się w jedną stronę, następnie w drugą, przesuwa rękę. Kolejne ujęcia wykonuje z użyciem statywu. Jeon siedzi i cierpliwie pozuje przez jakieś dwadzieścia minut. Spełniło się moje życzenie: mogę stać i podziwiać Jeona wcale nie z tak daleka. Dwukrotnie nasze spojrzenia krzyżują się i nie jest mi łatwo oderwać od niego wzrok.

-Wystarczy siedzenia.- Po raz kolejny do akcji wkracza Eun-Bi. -Stajemy, panie Jeon?- pyta.

Ten się podnosi, a Travis pospiesznie zabiera krzesło. Znowu słychać trzask migawki nikona.

-Chyba mamy dość materiału.- oznajmia Jin pięć minut później.

-Świetnie.- mówi Bi. -Jeszcze raz dziękujemy, panie Jeon.

Wymienia z nim uścisk dłoni, podobnie Jin.

-Czekam niecierpliwie na ten artykuł, panno Lee.- mówi Jeon i odwraca się w moją stronę. -Odprowadzi mnie pani, panno Min?- pyta.

-Jasne.- odpowiadam, zupełnie zaskoczona. Rzucam Bi niespokojne spojrzenie. Wzrusza ramionami. Zauważam, że stojący obok niej Jin marszczy brwi.

-Miłego dnia.- mówi do wszystkich Jeon i otwiera drzwi, po czym odsuwa się na bok, puszczając mnie przodem.

Jasny gwint... o co w tym wszystkim chodzi? Czego on chce? Zatrzymuję się na hotelowym korytarzu i przestępuję nerwowo z nogi na nogę, podczas gdy Jeon wychodzi z apartamentu, a za nim mężczyzna w garniturze.

-Zadzwonię do ciebie, Kim.- rzuca w jego stronę. Kim oddala się, a Jeon wwierca we mnie płonące spojrzenie szarych oczu. Kurde... zrobiłam coś nie tak? -Tak sobie pomyślałem, że mogłaby pani pójść ze mną na kawę.

Serce podchodzi mi do gardła. Randka? JeongGuk Jeon właśnie się ze mną umawia. Pyta, czy mam ochotę na kawę. „Może uważa, że jeszcze się nie obudziłaś"- drwi ze mnie podświadomość, która jest znowu w szyderczym nastroju. Chrząkam, starając się odzyskać kontrolę nad nerwami.

-Muszę wszystkich odwieźć.- mówię przepraszająco, wykręcając dłonie.

-Kim!- woła, a ja aż podskakuję. Kim, który zdążył już dotrzeć na koniec korytarza, odwraca się i wraca w naszą stronę. -Mieszkają w pobliżu uczelni?- pyta Jeon. Kiwam głową, zbyt zdumiona, by wydobyć z siebie głos. -Kim może ich zawieźć. To mój kierowca. Mamy tu dużego suva, więc sprzęt się także zmieści.

-Panie Jeon?- pyta Kim, kiedy dociera do nas. Jego mina nie zdradza niczego.

-Czy mógłbyś, proszę, odwieźć do domu fotografa, jego asystenta i pannę Lee?

-Oczywiście, proszę pana.- odpowiada Kim.

-Widzi pani. Pójdziemy więc razem na kawę?- Jeon uśmiecha się, jakby sprawa była już załatwiona.

Marszczę brwi.

-Eee, panie Jeon, to naprawdę... Kim nie musi ich odwozić.- Posyłam szybkie spojrzenie Kimowi, który zachowuje stoicki spokój. -Jeśli da mi pan chwilkę, zamienię się samochodami z Bi.

Jeon obdarza mnie promiennym, naturalnym, szerokim uśmiechem. O rety... I otwiera drzwi do apartamentu, abym mogła tam wejść. Okazuje się, że Eun-Bi jest pogrążona w rozmowie z Jinem.

-Rin, uważam, że z całą pewnością mu się podobasz.- oświadcza bez żadnego wstępu. Jin mierzy mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty. -Ale ja mu nie ufam.- dodaje.

Unoszę rękę w nadziei, że przestanie mówić. I jakimś cudem tak właśnie się dzieje.

-Bi, mogłabyś wrócić garbusem, a zostawić mi swoje auto?

-Dlaczego?

-JeongGuk Jeon zaprosił mnie na kawę.

Otwiera szeroko buzię. Bi oniemiała! Delektuję się tą chwilą. Chwyta mnie za ramię i zaciąga do sąsiadującej z salonem sypialni.

-Rin, coś mi się w nim nie podoba.- rzuca ostrzegawczo. -Jest oszałamiający, zgoda, ale myślę, że także niebezpieczny. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ty.

-Kogoś takiego jak ja? Co masz na myśli?- pytam ostro. Dotknęła mnie tym.

-Dla kogoś tak niewinnego, jak ty, Rin. Wiesz, o co mi chodzi.- dodaje z pewną dozą irytacji.

Moje policzki robią się czerwone.

-Bi, to tylko kawa. W tym tygodniu zaczynają się egzaminy i muszę się uczyć, więc szybko się zmyję.

Sznuruje usta, jakby rozważała moją propozycję. W końcu wyciąga z kieszeni kluczyki i wręcza mi je. Ja podaję jej swoje.

-No to na razie. Nie siedź za długo, inaczej wyślę ekipę ratunkową.

-Dzięki.- Ściskam ją.

Gdy wychodzę z apartamentu, JeongGuk Jeon czeka na mnie, opierając się o ścianę. Wygląda jak model pozujący dla ekskluzywnego magazynu o modzie.

-Okej, chodźmy na tę kawę.- bąkam czerwona jak burak.

Uśmiecha się szeroko.

-Pani przodem, panno Min.

Prostuje się i pokazuje ręką, abym szła pierwsza. Na drżących nogach idę przez korytarz, czując w brzuchu całe stado motyli. Serce wali mi głośno i nierówno. Idę na kawę z JeongGukem Jeonem... a ja nie znoszę kawy.

Szerokim korytarzem idziemy razem w stronę wind. Co powinnam powiedzieć? Nagle paraliżuje mnie lęk. O czym będziemy rozmawiać? Co, u licha, mamy ze sobą wspólnego? Z odrętwienia wyrywa mnie jego aksamitny, ciepły głos.

-Od jak dawna znacie się z panną Lee?

Och, na początek proste pytania.

-Od pierwszego roku studiów. Bardzo się przyjaźnimy.

-Hmm.- odpowiada niezobowiązująco. O czym teraz myśli?

Gdy docieramy do wind, wciska guzik przywołujący i niemal natychmiast rozbrzmiewa dzwonek. Drzwi rozsuwają się, ukazując młodą parę w namiętnym uścisku. Zaskoczeni i zażenowani, odskakują od siebie i za wszelką cenę starają się na nas nie zerknąć. Wchodzimy do windy.

Bardzo się staram zachować spokój, więc patrzę w podłogę, czując, jak policzki robią mi się różowe. Kiedy spod rzęs rzucam spojrzenie na Jeona, widzę, że na jego ustach błąka się uśmiech. Młoda para milczy i tak jedziemy na dół w pełnej skrępowania ciszy. Nawet z głośników nie płynie żadna muzyka.

Drzwi rozsuwają się i ku memu zdziwieniu Jeon ujmuje mnie za rękę. Czuję przepływ prądu i serce mi przyspiesza. Gdy wyprowadza mnie z windy, słyszymy za sobą zduszony chichot pary. Jeon uśmiecha się szeroko.

-Ach, te windy.- mruczy.

Przechodzimy przez duży, tętniący życiem hol i kierujemy się w stronę wyjścia, ale mój towarzysz omija drzwi obrotowe. Ciekawe, czy dlatego, że wtedy musiałby puścić moją rękę.

Mamy spokojne majowe przedpołudnie. Świeci słońce, a ruch na ulicach jest niewielki. Jeon skręca w lewo i idzie niespiesznie ku przejściu dla pieszych, gdzie czekamy na zmianę świateł. Nadal trzyma mnie za rękę. Jestem na ulicy, a JeongGuk Jeon trzyma mnie za rękę. Nikt nigdy tego nie robił. Kręci mi się w głowie i czuję mrowienie w całym ciele. Staram się powstrzymać niedorzeczny uśmiech, który już-już ma się pojawić na mojej twarzy. „Spokojnie, Rin" – poucza mnie podświadomość. Światła zmieniają się na zielone i ruszamy dalej.

Mijamy cztery kwartały, aż docieramy do Portland Coffee House, gdzie Jeon puszcza moją dłoń, aby przytrzymać przede mną drzwi.

-Może wybierze pani stolik, a ja pójdę w tym czasie po napoje. Na co ma pani ochotę?- pyta uprzejmie.

-Poproszę... eee... English Breakfast, z torebką na spodeczku.

Unosi brwi.

-Nie kawa?

-Nie przepadam za kawą.

Uśmiecham się.

-Okej, English Breakfast, z torebką na spodeczku. Cukier?

Przez pełną zdumienia chwilę myślę, że to czułe słówko, na szczęście podświadomość wkracza do akcji: „Nie, idiotko, on pyta, czy słodzisz".

-Nie, dziękuję.- Wpatruję się w zaplecione palce.

-Coś do jedzenia?

-Nie, dziękuję.- Kręcę głową, a on udaje się w stronę lady.

Ukradkiem przyglądam mu się, gdy stoi i czeka na swoją kolej. Mogłabym patrzeć na niego cały boży dzień... Jest wysoki, szeroki w ramionach i szczupły, a to, w jaki sposób spodnie opinają mu biodra... O rety. Raz i drugi przeczesuje długimi, smukłymi palcami już suche, ale pozostające w lekkim nieładzie włosy. Hmmm... Chętnie ja bym to zrobiła. Ta myśl pojawia się nieproszona w mojej głowie i twarz zaczyna mi płonąć. Przygryzam wargę i ponownie wbijam wzrok w dłonie. Nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierzają moje niesforne myśli.

-Grosik za pani myśli?- Jeon wrócił.

Policzki robią mi się szkarłatne. Właśnie myślałam o tym, aby przeczesać palcami pańskie włosy i zastanawiałam się, czy byłyby miękkie w dotyku. Potrząsam głową. Przyniósł tacę, którą stawia teraz na niewielkim okrągłym stoliku z blatem oklejonym imitacją brzozy. Podaje mi filiżankę i spodek, mały dzbanek i talerzyk z saszetką z napisem „Twinings English Breakfast". To moja ulubiona herbata. Dla siebie zamówił kawę ze ślicznym liściem wyczarowanym na mlecznej piance. Jak oni to robią? Przyniósł sobie także muffinkę z jagodami. Odstawia tacę, siada naprzeciwko mnie i krzyżuje długie nogi. Wygląda na tak rozluźnionego, tak pewnego siebie we własnym ciele, że aż mu zazdroszczę. Oto ja, miss gracji, ledwie będąca w stanie przejść od punktu A do punktu B, nie upadając przy tym na twarz.

-O czym pani myśli?- powtarza.

-To moja ulubiona herbata.- Głos mam cichy i lekko chropawy. Nie mogę uwierzyć w to, że siedzę naprzeciwko JeongGuka Jeona w kafejce w Portland. Marszczy brwi. Wie, że coś ukrywam. Wrzucam saszetkę do dzbanka i niemal od razu wyjmuję ją łyżeczką. Gdy odkładam saszetkę na talerzyk, Jeon przechyla głowę i mierzy mnie pytającym spojrzeniem. -Herbatę lubię czarną i słabą.- wyjaśniam.

-Rozumiem. To pani chłopak.

Że co?

-Kto?

-Ten fotograf. SeokJin Kim.

Śmieję się nerwowo. Zaciekawił mnie. Dlaczego odniósł takie wrażenie?

-Nie. Przyjaźnię się z Jinem, ale nic więcej nas nie łączy. Dlaczego pan sądzi, że to mój chłopak?

-Widziałem, jak uśmiechała się pani do niego, a on do pani.- Nasze spojrzenia krzyżują się. Chcę odwrócić wzrok, ale czuję się sparaliżowana. Zaczarowana.

-Jest dla mnie jak rodzina.- szepczę.

Jeon kiwa lekko głową, wyraźnie usatysfakcjonowany moją odpowiedzią i opuszcza spojrzenie na muffinkę. Długimi palcami sprawnie odsuwa papierek, a ja przyglądam się temu z fascynacją.

-Chce pani spróbować?- pyta. Wraca ten jego tajemniczy uśmiech.

-Nie, dziękuję.- Marszczę brwi i znowu wbijam wzrok w dłonie.

-A ten chłopak, którego wczoraj poznałem w sklepie. To nie pani chłopak?

-Nie. Paul to tylko kolega. Mówiłam to panu wczoraj.- Och, to się robi niemądre. -A czemu pan pyta?

-Denerwuje się pani w towarzystwie mężczyzn.

Jasna cholera, to ma charakter personalny. Denerwuję się tylko w twoim towarzystwie, Jeon.

-Onieśmiela mnie pan.- Pąsowieję, ale w duchu gratuluję sobie szczerości. Znowu patrzę na dłonie.

-I słusznie czuje pani onieśmielenie. Jest pani bardzo uczciwa. Proszę nie opuszczać głowy. Lubię widzieć pani twarz.

Och. Zerkam na niego, a on posyła mi krzepiący, ale zarazem cierpki uśmiech.

-Dzięki temu mogę choć trochę się domyślać, w jakim kierunku zmierzają pani myśli.- oświadcza. -Tajemnicza z pani kobieta, panno Min.

Tajemnicza? Ja?

-Nie ma we mnie nic tajemniczego.

-Jest pani bardzo zamknięta w sobie.- mruczy.

Naprawdę? Rany... jak ja to robię? To zdumiewające.

Ja zamknięta w sobie? Nie ma mowy.

-Z wyjątkiem tego, że się pani rumieni, co zdarza się często.

Żałuję jedynie, że nie wiem, z jakiego powodu się pani rumieni.

Wkłada do ust mały kawałek muffinki i zaczyna go powoli przeżuwać, nie odrywając ode mnie wzroku. A ja, jak na komendę, rumienię się. Jasna cholera!

-Zawsze czyni pan takie osobiste uwagi?

-Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to robię. Uraziłem panią?- W jego głosie słychać zaskoczenie.

-Nie.- odpowiadam zgodnie z prawdą.

-To dobrze.

-Ale zachowuje się pan bardzo władczo.- wbijam mu szpilę.

Unosi brwi i o ile dobrze widzę, on także się lekko rumieni.

-Przyzwyczajony jestem do zdobywania tego, czego chcę, SooRin.- mówi. -Na wszystkich polach.

-Nie wątpię. Dlaczego nie poprosił pan, abym mówiła mu po imieniu?- Dziwi mnie moja śmiałość. Dlaczego ta rozmowa stała się tak poważna? Nie przebiega tak, jak przewidywałam. Nie mogę uwierzyć, że moje nastawienie względem niego jest takie wrogie. Zupełnie jakby próbował mnie odstraszyć.

-Po imieniu zwracają się do mnie jedynie członkowie rodziny i kilkoro bliskich przyjaciół. Lubię taki stan rzeczy.

Och. I dalej nie powiedział: „Mów mi JeongGuk". Rzeczywiście ma bzika na punkcie kontrolowania wszystkich i wszystkiego i jakaś część mnie myśli teraz, że może lepiej by było, gdyby to jednak Bi pojechała na ten wywiad. Ona jest taka sama jak on. Poza tym jest prawie blondynką – lekko rudawą – tak jak wszystkie kobiety w jego biurze. „No i jest piękna"- przypomina mi podświadomość. Nie podoba mi się ta myśl. Biorę łyk herbaty, a Jeon zjada kolejny kawałeczek ciastka.

-Jest pani jedynaczką?- pyta.

Co takiego? Znowu zmienia temat.

-Tak.

-Proszę mi opowiedzieć o rodzicach.

Czemu chce to wiedzieć? To takie nudne.

-Moja mama mieszka w Georgii ze swoim nowym mężem, Bobem. Mój ojczym mieszka w Montesano.

-A ojciec?

-Ojciec zmarł, kiedy byłam mała.

-Przykro mi.- Widać, że mówi to szczerze.

-Nawet go nie pamiętam.

-I pani matka ponownie wyszła za mąż.

Prycham.

-Można tak to ująć.

Marszczy brwi.

-Niewiele pani zdradza, prawda?- pyta cierpko, pocierając w zamyśleniu brodę.

-Tak jak i pan.

-Już raz przeprowadziła pani ze mną wywiad i pamiętam, że pojawiło się wtedy kilka całkiem dociekliwych pytań.- Uśmiecha się drwiąco.

Kurka wodna. Pamięta to gejowskie pytanie. Po raz kolejny skręcam się z zażenowania. Wiem, że w przyszłości będzie mi potrzebna intensywna terapia, jeśli nie chcę czuć skrępowania za każdym razem, gdy przypomnę sobie tamtą chwilę. Zaczynam opowiadać o mojej matce- cokolwiek, byle tylko zagłuszyć tamto wspomnienie.

-Moja mama jest cudowna. To nieuleczalna romantyczka. Obecnie ma czwartego męża.

JeongGuk unosi z zaskoczeniem brwi.

-Tęsknię za nią.- kontynuuję. -Teraz ma Boba. Nie tracę nadziei, że Bob czuwa i zdoła jej pomóc, kiedy kolejny idiotyczny plan spali na panewce.- Uśmiecham się ciepło. Już tak dawno nie widziałam się z mamą. JeongGuk przygląda mi się uważnie, co jakiś czas racząc się kawą. Naprawdę nie powinnam patrzeć na jego usta. Wytrąca mnie to z równowagi. Te usta.

-Dogaduje się pani z ojczymem?

-Oczywiście. Dorastałam z nim. To jedyny ojciec, jakiego znam.

-A jaki on jest?

-YoonGi? Jest... małomówny.

-I tyle?- pyta zaskoczony Jeon.

Wzruszam ramionami. Czego ten facet się spodziewa?

Historii mego życia?

-Małomówny jak jego pasierbica.

Jakoś się powstrzymuję, aby nie przewrócić oczami.

-Lubi futbol, zwłaszcza europejski, i grę w kręgle, i wędkarstwo muchowe, i robienie mebli. Jest stolarzem. Byłym wojskowym.- Wzdycham.

-Mieszkała pani z nim?

-Tak. Moja mama poznała Męża Numer Trzy, kiedy miałam piętnaście lat. Zostałam z YoonGim.

Marszczy brwi, jakby nie rozumiał.

-Nie chciała pani mieszkać z mamą?- pyta.

Rumienię się. To naprawdę nie twoja sprawa, Jeon.

-Mąż Numer Trzy mieszkał w Teksasie. Myśmy mieszkali w Montesano. I... no wie pan, moja mama była świeżo upieczoną mężatką.- Urywam. Mama nigdy nie mówi o Mężu Numer Trzy. Po co Jeonowi ta wiedza? To naprawdę nie jego sprawa. No ale każdy kij ma dwa końce. -Opowie mi pan o swoich rodzicach?- pytam.

Wzrusza ramionami.

-Tato jest prawnikiem, a mama pediatrą. Mieszkają w Seattle.

Och... a więc dorastał w zamożnej rodzinie. Ciekawi mnie ta odnosząca zawodowe sukcesy para, która adoptuje troje dzieci, a jedno z nich wyrasta na pięknego mężczyznę, który wyrusza na podbój świata biznesu i w pojedynkę go podbija. Co uczyniło go takim właśnie człowiekiem? Rodzina musi być z niego dumna.

-Czym się zajmuje pańskie rodzeństwo?

-Jimin pracuje w budownictwie, a moja młodsza siostra przebywa obecnie w Paryżu i uczy się gotować pod okiem jakiegoś znanego francuskiego szefa kuchni.- W jego oczach pojawia się irytacja. Nie chce rozmawiać o swojej rodzinie ani o sobie.

-Podobno Paryż jest śliczny.- mówię. Czemu nie chce rozmawiać o swojej rodzinie? Dlatego, że został adoptowany?

-To prawda. Była tam pani?- pyta. Po irytacji nie ma ani śladu.

-Nigdy nie byłam za granicą.- A więc powrót do banałów. Co on ukrywa?

-Chciałaby pani jechać?

-Do Paryża?- pytam piskliwie. A kto by nie chciał? -Pewnie.- przyznaję. -Ale tak naprawdę to marzy mi się Anglia.

Przechyla głowę na bok, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze... O rety.

-Ponieważ?

Mrugam szybko. Skoncentruj się, Min.

-To ojczyzna Szekspira, Austen, sióstr Bronte, Thomasa Hardy'ego. Chciałabym zobaczyć miejsca, które zainspirowały tych ludzi do napisania takich wspaniałych książek.- Ta rozmowa o geniuszach literatury przypomina mi, że powinnam się teraz uczyć. Zerkam na zegarek. -Czas na mnie. Mam dużo nauki.

-Do egzaminów?

-Tak. Zaczynają się we wtorek.

-Gdzie jest samochód panny Lee?

-Na hotelowym parkingu.

-Odprowadzę panią.

-Dziękuję za herbatę, panie Jeon.

Posyła mi ten swój dziwny uśmiech w stylu „a ja mam wielką tajemnicę".

-Nie ma za co, SooRin. Cała przyjemność po mojej stronie. Chodźmy.

Wyciąga rękę. Speszona ujmuję ją i wychodzę za nim z kafejki.

Wracamy spacerkiem do hotelu i chciałabym rzec, że w przyjacielskim milczeniu. On przynajmniej wygląda jak zawsze spokojnie i opanowanie. Jeśli zaś chodzi o mnie, to desperacko próbuję ocenić, jak się udało nasze spotkanie przy kawie. Czuję się, jakbym wracała z rozmowy w sprawie pracy, tyle że nie wiem, na jakie stanowisko.

-Zawsze chodzi pani w dżinsach?- pyta ni z tego, ni z owego.

-Najczęściej.

Kiwa głową. Wracamy do skrzyżowania niedaleko hotelu. Kręci mi się w głowie. Cóż za dziwne pytanie... I świadoma jestem tego, że nasz wspólny czas jest ograniczony. Wiem, że wszystko schrzaniłam. Być może on kogoś ma.

-Ma pan dziewczynę?- wyrzucam z siebie. O święty Barnabo, czy ja to właśnie powiedziałam na głos?

Jego usta wykrzywiają się w półuśmiechu. Patrzy na mnie.

-Nie, SooRin. Nie bawię się w dziewczyny.- mówi miękko.

Och... co on ma na myśli? Nie jest gejem? A może jest- o kurde! Najwyraźniej podczas wywiadu mnie okłamał. Przez chwilę sądzę, że udzieli mi jakiegoś wyjaśnienia, że rozwinie to enigmatyczne stwierdzenie- tak się jednak nie dzieje. Muszę stąd iść. Muszę spróbować zebrać myśli. Muszę od niego uciec. Robię krok w przód i potykam się.

-Cholera, Rin!- woła Jeon.

Pociąga mnie za rękę tak mocno, że wpadam na niego w chwili, gdy obok mnie śmiga rowerzysta, jadący pod prąd ulicy jednokierunkowej. Mija mnie o włos.

Wszystko dzieje się tak szybko- w jednej chwili upadam, w drugiej znajduję się w jego ramionach. Tuli mnie mocno do piersi. Wdycham jego czysty, męski zapach. Pachnie świeżym praniem i jakimś drogim żelem pod prysznic. O kurczę, to mieszanka odurzająca. Oddycham głęboko.

-Wszystko w porządku?- pyta szeptem.

Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie, gdy tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze. Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę, a może przez całą wieczność... Ale w końcu moją uwagę przyciągają jego piękne usta. O rety. I po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego usta na swoich.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top