Rozdział 4: Song Jaewon
Znalezienie Hyeongseopa dziś graniczyło z cudem. Do Taerae dotarło to dopiero gdy dyżurny policjant na posterunku wyśmiał go mówiąc, że tylko idioci pracują w wolne. Więc dlaczego on to robi? Nie wiadomo. A zdaniem Tae to jego ojciec był idiotą dając wszystkim wolne oprócz niemu.
— Pewnie nawet furas Jaewon ma wolne.. — mruknął sam do siebie Kim. Wolne Songa było równe z tym, że jego brat był dzisiaj w domu. Nie żeby jakoś specjalnie przejmował się Jaewonem.
Przechodząc obok, zapukał do drzwi nowego chłopaka z Wietnamu, ale nie otworzył mu więc najpewniej wciąż spał.
Chciał też wstąpić do Byeongseopa, ale przecież był tam przed chwilą..
W myślach Taerae znowu pojawił się białowłosy ratownik. Był jednym z nielicznych mieszkańców urodzonych w podobnym wieku co on, ale mimo tego nie dogadywali się, albo raczej to Kim nie był w stanie go znieść. Była to niezrozumiała sytuacja, bo Tae nie wahał się użyć słowa 'nienawidzę' określając jego uczucia do Jaewona. On po prostu był dziwny i z roku na rok, każdy coraz bardziej się o tym przekonywał. No, a poza tym w tym mieście jak nie na całej tej planecie tylko Byeongseop był osobą godną uwagi chłopaka.
Tak w zasadzie to jakkolwiek rozumiana 'dziwność' Jaewona nigdy nie była prawdziwym powodem nienawiści dwójki chłopców. Taerae był zwyczajnie zazdrosny, że jego hyung może żyć normalnie i nikt nie wymaga od niego najlepszych ocen czy bycia perfekcyjnym lub chociażby wybitnie dobrym w dosłownie wszystkim. Kim musiał umieć napisać idealną przemowę zawierającą trudne słowa których większość mieszkańców, jak na przykład bujający w obłokach jego młodszy brat, nawet nie rozumieli. Musiał znać historię na poziomie bardzo wysokim, nie wspominając już o matematyce, w której często się gubił. Rodzina Kim w pewien sposób izolowała też starszego syna od magii. Nie chcieli by ten nią kiedykolwiek zawładnął, bo była czymś nienaturalnym — sprzecznym z historią ich rodziny pisaną od wieków.
Z wychowywaniem Taerae w taki sposób rodzice przestali dopiero, gdy potrzebowali dużo jego pomocy spawach organizacyjnych miasteczka.
Taerae powolnym krokiem powędrował na plażę. Sam nie wiedział czemu.. chciał tylko spojrzeć czy jego rówieśnik siedzi na wieży w czerwonej bluzce bez ramion, kąpielówkach w tym samym kolorze, i z gwizdkiem wiszącym na jego szyi. Było mu w tym bardzo do twarzy.
Tae zastał go siedzącego tyłem na kamieniu. Sporo się zmienił od czasu gdy ostatnio rozmawiali. Był ubrany w kolorową koszulkę. Jego włosy były sporo dłuższe, sięgały mu już do połowy szyi. Rzucał mniejsze kamienie do wody, bacznie obserwując jak płyną na dno. Po chwili odwrócił głowę. Jaewon już od jakiegoś czasu słyszał kroki idące w jego kierunku, w zapach jaki wyczuł pozwolił mu stwierdzić, że to Taerae stoi parę metrów za nim. Aż poczuł przyjemnej ciepło wewnątrz siebie. Nie podniósł głowy na wysokość Taerae. Schylił się tylko po upatrzony kamień. Oddychał spokojnie, najspokojniej jak dawał radę, a było to trudne czując mocne bicie serca i delikatny paraliż.
Powinienem coś powiedzieć, czy lepiej nie? — powtarzał w głowie Jaewon.
Delikatnie zacisnął kamienia w dłoni by powstrzymać się od nerwowego gryzienia swoich palców. Nie udało mu się. Kamienia wyrzucił, a palec wskazujący u lewej ręki powędrował do jego ust. Czuł niesamowity ból gryząc odstającą skórkę aż do krwi, czując chwilową ulgę i satysfakcję.
— Co tu robisz o tak wczesnej porze? — spytał Taerae, wciąż stojąc dość daleko od Songa.
— Muszę.. em.. odświeżyć umysł. A poza tym od piątej nie mogę zasnąć.
— Hm.. to w sumie jesteśmy w tym razem. Znaczy.. za dużo mam myśli w głowie.. nie umiem ich poukładać.
Jaewon zaczął skubać palcem skórkę na kciuku. Po chwili Kim usiadł obok niego, więc przestał. Spojrzał na niego i serce zabiło mu jeszcze mocniej. Młodszy czuł się niezręcznie w towarzystwie białowłosego. Chciał odejść ale coś wewnątrz mówiło mu, że lepiej zostać, i ten głos wewnątrz był na tyle silny by wygrać z uczuciem nienawiści.
Przyglądał się chłopakowi z uwagą. Nie chciał by cokolwiek mu umknęło, przecież Jaewon jest dziwakiem. Takiemu jak on nie można ufać.
Z Jaewonem 'coś nie tak' było już od najmłodszych lat. Po mieście krążyły plotki, każdy miał wiele teorii jak to się stało, że z radosnego chłopca jakim był pewnego dnia po prostu spoważniał — a było to gdy miał sześć, no może siedem lat. I jak w normalnym dorastaniu nie ma nic dziwnego, Jaewon po prostu stracił swoją energię i odstawał od rówieśników. Niektórzy twierdzą, że został przeklęty, inni że to działanie czaru, który rzucił na niego Hyeongseop ponad dziesięć lat temu, a jeszcze inni, że rodzice źle zajmują się dzieckiem i chłopiec jest straumatyzowany.
— Yhhymm.. — mruknął białowłosy
— Nie powiesz nic więcej? — Taerae lekko zirytowało mruknięcie chłopaka, co to za brak szacunku w jego stronę?
— Wybacz. Nie przepadam za rozmową z ludźmi o wyolbrzymionym ego.
— Ja po prostu jestem pewien swojej świetności. — oburzył się Kim. Można było to usłyszeć w jego głosie, że jest zdenerwowany, co dało ogromną satysfakcję Jaewonowi. Jeszcze większą niż gryzienie palców.
Po części lubił denerwować Kima, mimo że nie często miał ku temu okazję. Doskonale wiedział, że tak czy siak nie ma szans by zbliżyć się do niego, bo ktoś taki jak TEN Kim Taerae — idealny, najlepszy, starszy syn burmistrza, nigdy nie odwzajemni jego uczuć. Jaewon nawet miał pewność, że zostałby wyśmiany za swoją orientację.
— Ale ja przynajmniej nie jestem furry.
Song nic nie odpowiedział na komentarz Taerae. Musiał przemyśleć swoją wypowiedź.
Taerae nieświadomie poruszył ciężki dla Jaewona temat. Otóż od najmłodszych lat cierpiał na wilkołactwo. Dzięki staremu zaklęciu Hyeongseopa udało się uśpić jego wilcze instynkty na okres dzieciństwa. Teraz jednak wszystko wróciło i to posilone. Song zmagał się z wieloma problemami, bo zdarzało mu się reagować zbyt agresywnie, gwałtownie drapać się za uchem, a nawet niekontrolowanie wyć lub warczeć.
Do tego nie był bezpieczny. Nie przyjęli go do żadnego stada, bo nie popiera pomysłu wypowiadania wojny całemu społeczeństwu magicznemu. Narobił sobie naprawdę dużo wrogów, albo raczej chwilowo on i jego, liczące dwóch członków, stado Young and Wild zyskali tytuł największych wilkołaczych przegrywów w okolicy.
— Chuj mnie obchodzi twoja opinia na mój temat Kim. — W chuj bardzo mnie obchodzi twoja opinia..
Taerae wstał by odejść. Bardzo żałował, że jednak zdecydował się na rozmowę z białowłosym. Tylko zmarnował czas, który mógłby spędzić z Byeongseopem.
I odszedł.
Zostawił Jaewona samego na jego ulubionym, dużym kamieniu, rzucającego mniejsze kamyczki do wody. Serce bardzo go zabolało i w oczach pojawiły się łzy. Nie był furry ani dziwakiem za jakiego mają go wszyscy.
Chciał być silny jak najdłużej, ukrywał przed każdym swoje uczucia, emocje i problemy. Teraz coś w nim pękło i za jedną łzą szybko spłynęła kolejna i kolejna. Potem już nie panował nad sobą. Płakał, zaciskał pięści, a w głowie powtarzał najgorsze negatywne określania które padły w jego kierunku.
— Nienawidzę cię Taerae! — krzyknął bardzo słabym głosem. — Ale bardziej nienawidzę siebie, że się w tobie zakochałem. — dodał cicho.
Szybko przybrał wilczą postać i zaczął biec w nieznanym mu kierunku. Wstydził się siebie, swoich uczuć i każdej chwili słabości. Nie wypadało mu.
— Hej! Uważaj jak biegniesz!
Dopiero gdy biały wilk, przypadkowo wbiegł w kogoś z taką prędkością, że go przewrócił, doszedł do siebie. Zmienił się z powrotem z człowiek i nawet nie patrząc na drugą osobę odwrócił się i zaczął ponownie płakać.
— Jaewon.. — usłyszał zatroskany głos. Już wiedział, że osoba go zna, więc jego reputacja bardzo ucierpi. — Wszystko w porządku?
— NIC NIE JEST KURWA W PORZĄDKU!
Zirytowało go to pytanie. Ale bardziej zirytowała go jego własna agresywna reakcja.
— Nie chce na ciebie naciskać.. nie jesteśmy sobie bliscy.
Jaewon w końcu odwrócił głowę i zobaczył Hyeongseopa kucajacego za nim. W dłoniach starszy od niego policjant trzymał dziwne rośliny, które Song po raz pierwszy widział na oczy, musiał odbiec naprawdę daleko.
Ahn podał mu wolną rękę i pomógł wstać. Posiadał rzadką zdolność manipulacji emocjami lub zachowaniami innych, nie lubił jej używać, ale w tym przypadku nie potrafił się powstrzymać. Przecież Jaewon cierpiał, a nikt nie zasługuje na takie cierpienie.
— Już dobrze.. — powiedział i przytulił go mocno pozwalając negatywnej energii opuścić ciało nastolatka, a w zamian znaleźć się w tym jego. Sam dobrze wiedział jak sobie z takową radzić.
— Dziękuję za wsparcie, panie Ahn. J-ja nie wiem co we mnie wstąpiło, nie chciałem na pana nakrzyczeć.. — smutny głos Jaewona opuścił jego usta.
— Mów mi po imieniu.. proszę..
— J-jasne.. Hyeongseop..
Song uśmiechnął się do siebie. Zrobiło mu się miło. Jednak wolał by to Taerae był powodem jego uśmiechu.
— Dzisiaj nie najlepiej się czuję więc powinienem już wracać. Miałem iść tylko po składniki na napar. — pomachał roślinami w jego dłoni. — Woongie na pewno się niepokoi.
Woongie. Zapewne chodziło o Euiwoonga bo byli razem blisko od dawna. Nawet podobno mieszkają razem. Song nie wiedział za dużo o nich. Tylko że pracują w policji i zazwyczaj można ich spotkać razem. Szczerze gdy ich zobaczył będąc już na tyle dojrzałym by wiedzieć co to znaczy gej i czym jest miłość, myślał że obaj policjanci są już dawno po ślubie, chociaż nie byli.
— Dobrze, jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia.
— Wiesz jak stąd trafić do miasta? — dopytał czarnowłosy podejrzliwie patrząc w jego kierunku.
— Umm.. nie..
— No to pójdziemy razem.
I tak droga minęła im w ciszy. Mimo, że ścieżka była oznaczona to nie chodziło tędy dużo ludzi, zwykle tylko Bonhyuk i Hyeongseop.
Bonhyuka spotkali gdy trzymał na dłoni małego Muchomoraka. Rozmawiał z nim w dziwnym języku więc Song nie zrozumiał. Jedynie Hyeongseop.
— Chodź, chodź. Nie przeszkadzajmy mu. — szepnął Hyeongseop.
Widział, że Jaewona zainteresował Hyuk i stworzenie na jego ręce. Opowiedział mu o nim. Muchomoraki to rzadkie ale bardzo upierdliwe stworzenia zamieszkujące ich las. Wyglądają bardzo uroczo i Bonhyuk po prostu je uwielbia. Zawsze im pomagał lub konsultował się z nimi. W przypadku tych chorych, przyjmował do siebie i leczył.
W zasadzie białowłosy bardzo mało wiedział o magii. Uczył się jej sam, znaczy tylko tego co potrafiły także wilkołaki, bo nie wszystkie zaklęcia były dla nich bezpieczne. Umiał wyleczyć rany i czytać z gwiazd, współpracował z nimi i księżycem. Powoli też zaczął ogarniać jak komunikować się poprzez wycie, ale jego towarzysz w stadzie wciąż miał z tym problem więc nie dogadywali się.
— Woong, kazałem ci zostać w domu. — oburzony głos Hyeongseopa wyrwał blondyna z zamyśleń i sprawił, że ten zobaczył idącego w ich kierunku Lee.
— Byłem tylko w sklepie u mamy spytać czy u nich w porządku. Zobaczyłem cię i pomyślałem, że przejdziemy się razem do domu.. — Euiwoong nerwowo przekręcał pierścień na swoim palcu. — Ale chyba masz już inne towarzystwo..
— Ja tylko się zgubiłem, a Hyeongseop zaproponował, że pokaże mi drogę z powrotem do miasta, dzięki wielkie. Już was zostawiam. — Jaewon uniósł dłonie w obronnym geście, pomachał im i odbiegł.
Hyeongseop zaśmiał się cicho. Zazdrosny Euiwoong był na prawdę zabawny, o ile dobrze interpretował jego zachowanie. Mimo, że już długo znali się i dogadywali, Ahn nie był pewny czy aby na pewno dobrze rozumiał zachowania Woonga.
— No to chodźmy. — Hyeongseop odezwał się po chwili.
Uśmiech wskoczył na jego usta gdy jego smoczy pierścień spoczywał na palcu drugiego chłopaka.
— Co się tak szczerzysz?
— Uwielbiam jak nosisz na palcu mój pierścień. — powiedział.
— Wygląda jakby był stworzony specjalnie na moją rękę. I jestem pełen podziwu, bo nawet drobne elementy są zrobione idealnie. Jest po prostu piękny.
— Jego znaczenie też jest piękne.
— Co oznacza? — spytał Euiwoong.
— Wybrani przez serce, złączeni przez duszę, razem już na wieki. — Hyeongseop wypowiedział te słowa w jego ojczystym języku więc Lee nic nie zrozumiał .
Uśmiechnął się krzywo chcąc przekazać, że nie rozumie. Hyeongseop wiedział. Czuł to w powietrzu, dlatego złączył ich dłonie.
Euiwoong poczuł jak zalewa go ciepło, a dotyk wręcz pali. Jednak nie puścił jego ręki.
— To znaczy, że jesteś dla mnie bardzo ważny.
— Taka przyjaźń na wieki? — dopytał Lee.
— Tak.. przyjaźń na wieki..
Droga od przyjaźni do miłości wydaje się prosta, ale jest zdecydowanie bardziej zakręcona niż inne. Czasem Hyeongseop chciałby cofnąć się w czasie i od razu zacząć działać romantycznie, ale wtedy Euiwoong był w związku z uroczą dziewczyną. Sam Hyeongseop był pełen wątpliwości czy aby na pewno ma jakiekolwiek szanse, ale Byeongseop ciągle mówi mu, że tak. Stara się więc w to wierzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top