Rozdział 3: Rytuał

Bonhyuk na prawdę nie miał zamiaru kłócić się z Taerae przez telefon. W ogóle nie chciał, bo sytuacja z Raehyunem była sporym nieporozumieniem.

Zdenerwowany Kim pochylał się nad nie przytomnym bratem i próbował go wybudzić. Nie wychodziło. Teoretycznie powinien zadzwonić na pogotowie, ale to Beongae, i tak nikt tu nie przyjedzie. A poza tym pewnie to efekt jakiegoś czaru bądź eliksiru, na to tylko czarodziej poradzi.

Hyuk zjawił się z ognia. Jego teleportacja zawsze dawała znak w formie dość sporych płomieni, a z nich wyłaniał się Koo.

- JAK ŚMIESZ ZAKŁÓCAĆ MÓJ PRZEKLĘTY CHAOS!

- Um.. nie wiem co zrobiłeś z moim bratem ale masz go naprawić! I to natychmiast!

- Sprzedam Diabłowi twą duszę!

Taerae skrzywił się i wstał. Popatrzył ze złością na Bonhyuka. Wtedy pożałował swojej decyzji. Jego oczy były czerwone i leciały z nich delikatne iskry. Wkurzony to mało by opisać to jak czuł się Koo.

- Co się stało z Rae? - zapytał Kim.

- Nie skrzywdziłem twojego brata. Przestań mnie postrzegać jako potwora tylko przez moje pochodzenie!

- Uspokój się!

- Kim jesteś by mi rozkazywać!? Jestem synem jednego z wyższych demonów. To. Ja. Wyznaczam. Zasady.

Taerae cofnął się o krok widząc ogień pojawiający się z dłoni Koo.

Jednak po chwili pojawił się obok nich Byeongseop. Tak samo idealny jak zawsze. Podszedł do Hyuka i chwycił swoimi rękoma te jego, które aż płonęły. Minęła chwila aż Koo doszedł do siebie. Ze spokojnym wyrazem twarzy patrzył na wciąż przerażonego Taerae.

- Przepraszam. - odparł smutno. - N-nie chciałem by tak wyszło.

Hyuk schował twarz mocno tuląc się do ciała Byeongseopa. Można nawet było powiedzieć, że przyciska teraz do jego szyi twarz, tak aby nikt nie widział jego smutnych, zielonych oczu i elfich uszu. To była jedna z najbardziej rażących wad u Bonhyuka. Często jego zachowanie wahało się pomiędzy bardzo spokojnym i delikatnym, a mrocznym i spontanicznym. Zmieniał się z co chwilę. W tym wszystkim nie pomagało ciągłe poczucie odtrącenia spowodowane swoim piekielnym pochodzeniem. Demony wśród czarodziejów cieszyły się złą reputacją. Nie ufano im i często obwiniono. Z tego typu rzeczami Bonhyuk zmagał się niemalże codziennie. Raz nawet przez nie słuszne oskarżenia trafił do aresztu, na szczęście szybko dzięki Byeongseopowi udało mu się wyjaśnić sprawę i wrócić do domu - od tamtej pory nie ruszają się z Beongae.

Wciąż przytulony do Byeongseopa Koo zaczął opowiadać coś wyższemu. Było to jednak zbyt ciche i niezrozumiałe, więc Taerae nie wyłapał ani słowa.

- Hyukkie dał Rae eliksir dzięki któremu usnął. Obudzi się dopiero jutro. Raehyun sam o niego poprosił gdy ty poszedłeś po gościa. - wyjaśnił Byeongseop na podstawie tego co przed chwilą powiedział mu Hyuk.

- Przepraszam Bonhyuk. Niesłusznie cię osądziłem. - Taerae spojrzał na plecy chłopaka. - Powinniśmy to wyjaśnić inaczej.

Bonhyuk odkleił się od ciała Choia i spojrzał na niego spokojnie.

- To nic, ja na ciebie naskoczyłem przecież. - zaśmiał się melodyjnie.

Byeongseop wyjął z kieszeni małą fiolkę z lekko czerwonym płynem. Podał ją Taerae, który był lekko zdziwiony.

- Dlaczego? - spytał Kim.

- No rytuał musi się odbyć. Jak nie na nim to na tobie. Wszyscy wiemy, że Seungyoun nie odpuści. - Choi zmarszczył brwi. - Spokojnie, to tylko zablokuje wpływ czarów na ciebie.

Jak to mam być ofiarą rytuału? - ta myśl prześladowała Taerae gdy wziął od ręki buteleczkę z eliksirem.

- J-jak to ma wyglądać? - spytał Kim.

- Tego nie wiem. Szczerze mówiąc nigdy nie brałem udziału w rytuale takim poważnym. Ten co przechodziłem z Hukiem nie wymagał ofiary ani nic.

- Był bardzo lekki. Jego energia.. może to zabrzmi dziwnie ale czuć w niej było siłę z naszej relacji. Zwykle w rytuale czuć jakąś siłę. Ale ta Seungyouna jest inna. Mam na myśli, że Seungyoun nie myśli racjonalnie. - Bonhyuk zmarszczył brwi.

- Czemu po prostu nie wygnamy go z Beongae? - spytał Taerae dość niepewnie.

Przypadek wygnania był tu tylko raz. Dotyczył on czarodzieja, który manipulował mieszkańcami by "naprawić" ich miasto, zmieniając je w zamkniętą miejscowość całą pod jego wpływami. To była pierwsza poważna sprawa, którą zajął się Euiwoong z Hyeongseopem.

- Seungyouna wygnać? - oburzył się Byeongseop. - On potrzebuje wsparcia, nie odtrącenia. Nie znasz go prawie.. Tae on cierpi przez kilkaset lat. Też bym cierpiał gdyby to Hyuk był kamienną atrakcją turystyczną.

Taerae dość zamyślony patrzył jeszcze chwilkę na czerwony płyn. Zdecydował się ostatecznie wypić całą zawartość butelki. Choi lekko się uśmiechnął. I odebrał od niego pustą butelkę.

- Jak się czujesz? - wolał się upewnić. Czasem eliksiry mogą źle wpływać.

- Nie jest źle. - Kim powiedział szczerze. - Trochę przymula.

- Czyli standardowo jak nie jesteś przyzwyczajony. - wtrącił Bonhyuk.

Nie minęła chwila, a obok nich pojawił się Seungyoun. Ubrany był w czarną uciskającą koszulę, ciemne spodnie i długi, prawie do ziemi, ciemno czerwony płaszcz.

- Raehyun. - powiedział spokojnie.

Szerzej otworzyły mu się oczy gdy zobaczył, że młodszy nie przytomnie leży na ziemi. Pochylił się nad nimi i uniósł jego ciało nad ziemię.

- Biorę dwóch. - mruknął nie do końca zrozumiale.

Taerae poszedł za nim do wyczarowanego już wcześniej portalu. Nie chciał protestować. Nie warto było.

Przenieśli się w miejsce, które pierwszy raz widział Kim. Najpewniej był to ukryty za kamieniami plac na skraju Beongae. Co
Wiedział, że takie miejsce tu jest jednak nie wiedział gdzie.

Miejsce to było spokojne. Obrośnięte magicznymi roślinkami. Słychać było szum fal, bo znajdywał się przy brzegu. Jednakże kamień, lub raczej kamienna podłoga na której stali była na wyższym poziomie i woda tylko przez mocniejszym podmuchu dotykała jej powierzchnię.

Podobno to miejsce, w którym elfy organizowały pogrzeby. Przemienione w liście ciało były puszczane w dal wraz z kilkoma świecącymi kwiatkami.

Teraz jednak takie wydarzenia nie miały już miejsca. Na ziemi Seungyoun delikatnie położył Raehyuna. Uważał, żeby młodszemu nic się nie stało.

- Podejdź do niego i złap go za ręce - powiedział cicho Cho.

Zdjął swój płaszcz i położył w środku uformowanego z roślin kręgu. Już tam wrosły, kilkaset lat temu.

Na sygnał ułożyli młodszego Kima na ubraniu czarodzieja. Świecące kwiaty położył obok niego, tak żeby delikatnie oświetlały jego twarz.

- Nie puszczaj go. Przez ciebie przejdzie energia jego.

- Rae przeżyje? - spytał przerażony.

- Ależ oczywiście! To nie jest rytuał groźny. Oddzielić muszę duszę mą od Jaehwy. Jego energia jest na tyle czysta, że tego dokona. Co on ci nagadał?

- Że ma być ofiarą.

- On nie, jego wewnętrzna magia. - Seungyoun lekko się zaśmiał. - Twój ojciec przekazał mu to w jakiś dziwny sposób najwidoczniej. Nie mam złych zamiarów przecież.

Taerae nie był pewien czy uśmiech na twarzy Cho jest po prostu podstępem czy na prawdę. Ale wyglądał tak zwyczajnie. Jak Seungyoun prawie codziennie.

- Będzie bolało? - dopytał Kim.

- Nie, skądże.

Przez chwilę przestało być strasznie. Dopóki Cho nie odsunął się. Taerae mocno zaciskał dłoń młodszego brata.

Zerwał się wiatr. Mocno rozwiewał włosy Seungyouna odsłaniając jego czoło. Stary czarodziej ułożył palce w dziwny sposób. Zaczął machać rękoma na radzie powoli i delikatnie. Dał się unieść wiatru i usiadł w powietrzu że skrzyżowanymi nogami. Otworzył oczy, świecące na fioletowo. Dość nietypowy kolor jak na starodawnego czarodzieja, ci nowocześni często już takie mają.

Po chwili wyciągnął rękę w kierunku Taerae. Fioletowym strumieniem przeszła przez Kima energia Raehyuna.

Pogoda trochę bardziej się burzyła. Na niebie pojawił się czerwony piorun i słychać było dość głośny grzmot. Jednak co dziwne Taerae usłyszał w nim nie zrozumiałe dla niego słowa. Były wypowiedziane w starym języku. Nic dziwnego, że nie zrozumiał.

Cała świadomość Taerae jakby została przejęta. Głosy były coraz głośniejsze, a przed oczami pojawiały mu się rozmyte obrazy.

Całkowicie zaczął ignorować to co robi Seungyoun i to co się dzieje z jego ciałem. Bo głosy były zbyt ciekawe do słuchania. Tak wyciszały mimo, że były to krzyki.

Dopiero po czasie poczuł dotyk Seungyoun na jego policzku. Automatycznie doszedł do siebie i spojrzał na bieżącego się Rae.

- Ile czasu minęło? - spytał brat Taerae.

- Ponad godzina, może dwie. - Seungyoun pomógł młodszemu wstać.

Raehyun uśmiechnął się. Cicho przeprosił Cho gdy dokładnie dowiedział się co to za rytuał. Był przekonany, że wcześniej słyszał coś zupełnie innego na ten temat.

Taerae natomiast wciąż w szoku siedział obok brata. Podniósł się dopiero po chwili. Niebo już było spokojne. Tak samo jak wiatr. Pospiesznie wszedł do pojawiającego się obok portalu.

Szybko znalazł się koło domu. Wszedł tam więc trochę obojętny. Rodzice jeszcze nie wrócili. Z resztą to bardzo typowe. Na tego typu przyjęciach muszą siedzieć od początku do końca.

Bardzo niezadowolony wszedł do domu i zamknął się w pokoju. Zdjął z siebie ten ośmieszający starodawny strój, który nieprzyjemnie uwierał go w brzuch.

Przebrał się w zwykłą koszulkę i dresy. Był to jego zwykły strój do spania. Ale Taerae nie chciał spać. Na pewno nie teraz.

Usiadł przy biurku. W szufladzie zaczął szukać jakiejś kartki i czegoś do pisania. Chciał zapisać niezrozumiałe słowa póki je pamiętał. Tak mniej więcej pamiętał, ale Byeongseop powinien zrozumieć o co mu chodzi.

Z samego rana pobiegł do niego z kartką. Ubrał, się dość zwyczajnie, ale też ładnie, by Choi choć trochę zwrócił na niego uwagę.

Stanął pod drzwiami i zapukał trzy razy. Delikatnie i ze spokojem. Skrzywił się gdy zamiast Byeongseopa otworzył mu półnagi Bonhyuk. Nie miał na sobie bluzki, tylko luźne spodnie związane dość mocno w pasie.

- Słucham pana. - powiedział prześmiewczo pół demon.

- Um.. jest Byeongseop?

- Owszem jest.. chwilka. - Hyuk odbiegł od drzwi. Później wrócił i otworzył je szerszej. - Zapraszam.

Byeongseop ubrany był normalnie. Znaczy tak jak na Byeongseopa przystało. Miał koszulę w delikatne paski i dość szerokie spodnie. Dużo dodatków i makijaż. Wyglądał świetnie jak zawsze.

- Cześć hyung! - Taerae przywitał się z nim

- Witaj. - Choi uśmiechnął się. - Poczekasz? Skończę z Hukiem i zaraz podam ci herbatę.

- Nie, nie! Ja przyszedłem pogadać.

- To tym bardziej zaraz. - odrzekł szybko Koo.

Bonhyuk usiadł na stoliku, placami do Byeongseopa. Trochę zawstydzony przy Taerae ukazał swoją prawdziwą formę. Mniej ludzką. W zasadzie większość czarodziejów ukrywała to jak na prawdę wyglądają.

Hyuk miał bardzo blada skórę. Prawie całkowicie białą. Włosy miał w kolorze czarnym, takim jak smoła. Na ciele i twarzy miał mnóstwo znaków. Wszystkie symbolizowały coś innego. Jego uszy były duże i szpiczaste na końcu, a oczy w kolorze ognia. Do tego miał też rogi, ułamane, kiedyś próbował się ich pozbyć. Koo bardzo nie lubił tej formy. Czuł się w niej bardzo ochydnie. Jak potwór. Dlatego nie pokazywał jej nikomu, no Byeongseop był wyjątkiem, ale Byeongseop był jego najlepszym przyjacielem. Jedyną tak ważną dla niego osobom.

Na plecach Bonhyuka pojawiły się znaki, wszystkie były delikatnie brązowe. Tylko jeden znajdujący się pomiędzy łopatkami był czerwony i bardzo bolesny, palił go. Byeongseop z pomocą specjalnych ziół i eliksirów próbował złagodzić ból.

- Co to takiego? - spytał Taerae.

- Najpewniej klątwa. Beongae jest przeklęte. Obejrzyj się dobrze, czy też nie masz.

- Czemu?

- Sporo osób ma. Znaczy był już u nas Woong i Seop. Obaj mieli. Byeongseop też ma. - Hyuk powiedział dość obojętnie.

Nie podobało mu się też sformułowanie "nas", ale nie chciał tego komentować.

- Byeongseop ma? - powiedział sam do siebie zmartwiony Taerae, nie wiedział że było go słychać.

- Owszem. Na ramieniu. Ale nie boli. Jest bardziej chłodzący. Hyukkie ma palący, najpewniej przez wewnętrzny ogień. Hyeongseopa też boli.

Taerae smutno popatrzył na Hyuka. Teraz wydawał się taki delikatny. Zaciskał oczy i pięści. Taki mały znak a sprawił mu tak dużo bólu..

- Dobra, przeżyje. - po kilku minutach ciszy Bonhyuk zerwał się i zmienił z powrotem w swoją zwykłą formę.

- Ubierz się.

Byeongseop lekko czerwony na policzkach zjechał wzrokiem po delikatnym brzuchu Hyuka. Bolało go, to że miał na nim kilka blizn, ale bardziej bolały go wspomnienia związane z tymi bliznami. Pamiętał wszystko tak jakby to było wczoraj. Kiedyś dużo podróżowali w dziwne miejsca i Hyuk miał na swoim ciele pamiątki w postaci większych bądź mniejszych blizn.

Dopiero gdy Bonhyuk założył na siebie koszulę, Choi odwrócił się do Taerae. Poprosił Wee-Wee by zrobił im po herbacie. Zgodził się bez marudzenia, ale Byeongseop i tak wiedział, że będzie marudny jak zostaną sami.

Hyuk pożegnał się z nim i wyszedł. Obiecał pomóc roślinom i małym istotom pozostać w ukryciu by nie dopadał ich klątwa.

- Więc znasz może magiczne języki? - spytał Taerae.

- Podstawy starego języka elfów.. i kilka zwrotów w tym syren. Najczęściej jednak używa się elfiego. A coś się dzieje?

Taerae wyjął kartkę z zapisanymi słowami.

- Wiesz co to oznacza?

- Oj.. nie, nie wiem. Ale myślę, że Hyeongseop wie. Znaczy to jego język ojczysty. Na pewno przetłumaczy ci lepiej niż ja. - Byeongseop ogarnął włosy z czoła.

- Hmm okej. Dziękuję. Przejdę się do niego.

- No.. ewentualnie Seungyoun, albo Bonhyuk.

- Pójdę do Hyeongseopa. Dziękuję, że spróbowałeś pomóc.

Byeongseop uśmiech się z tym samym słodkim uśmiechem co zawsze. Widok ten sprawił, że Taerae nie chciał wyjść.

Musiał znaleźć Hyeongseopa.

Ale najpierw herbata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top