prolog
Yoongi
Wiosna przyszła w tym roku wyjątkowo wcześnie.
Jasne niebo, bez ani jednej chmurki zachęcało wszystkich w ten piątkowy poranek do jak najszybszego wyjścia z pracy lub ucieczki na wagary, aby tylko rozkoszować się pierwszym ciepłym dniem w tym roku. Niestety, nie każdy miał taką możliwość.
Patrzyłem na brudny, szary budynek, który przez najbliższy czas miał być moim domem. Nic w tym okropnym miejscu nie sprawiało, że chciałbym postawić nogę za ogrodzeniem. Ale musiałem. Taka była wola rządzących, naszego prawa i tradycji. Tak jak każdy młody mężczyzna zdolny do służby, musiałem pójść do wojska. Odwlekałem to już wystarczająco i trochę plułem sobie w brodę, że nie nie poszedłem zaraz po osiągnięciu pełnoletności, bo dzięki temu już bym wyszedł. Z drugiej strony nie miałbym wtedy możliwości poznania mojej miłości.
Razem z Jeonggukiem spędziłem dwa cudowne lata, w czasie których mogłem cieszyć się pięknym uczuciem, jakie kwitło w naszych sercach. Nawet jeśli czasem było mi ciężko z jego charakterem i miałem ochotę po prostu odejść, za bardzo mi na nim zależało, by to faktycznie zrobić. Ale ten czas musiał zostać przerwany, gdy podjęliśmy decyzję, że lepiej będzie, jeśli szybko odbębnię ten patriotyczny obowiązek. Co prawda mógłbym pójść na służbę cywilną w policji lub biurze, ale mój ojciec jasno się wyraził na ten temat, nie pozwalając na taki krok, grożąc wydziedziczeniem z rodziny. A naprawdę nie chciałem dokładać kłopotów mojej mamie, która i tak już za dużo się nacierpiała przez moje zachowanie w młodzieńczych latach.
Ubrany w dres, z plecakiem zapakowanym potrzebnymi mi rzeczami i walizką, stanąłem przed biurem przepustek. Wokół mnie była masa innych mężczyzn w różnym wieku, którzy też postanowili pobiegać sobie po poligonie. Większość stała z dziewczynami, które ubrane w skąpe spódniczki, wspinały się na palce, by dać jeszcze jednego buziaka na pożegnanie swoim ukochanym. Inni tłoczyli się w grupkach i rozmawiali. Ja też nie byłem sam.
Przeniosłem spojrzenie na Jeongguka, który przystanął obok mnie i rozglądał się, choć gdy zobaczył moje spojrzenie, skupił się już tylko na moich oczach. Wyciągnąłem do niego rękę, którą chętnie chwycił.
- Na pewno dasz sobie radę, moje ciastko? - zapytałem niepewnie, coraz mniej mając ochotę stąd odejść.
- Hyuuung, nie jestem dzieckiem - stwierdził, marszcząc brwi niezadowolony, ale ten zacięty wyraz twarzy szybko zniknął. Młodszy pokonał dzielący nas krok i mocno wtulił w moje ciało.
- Obiecaj, że będziesz mieszkał u rodziców i nie uciekniesz do mojego mieszkania - powiedziałem, głaszcząc delikatnie jego włosy i uśmiechałem się, choć wiedziałem, że w tym grymasie nie ma ani krzty wesołości.
Chłopak odsunął się trochę, aby móc spojrzeć w moje oczy.
- A ty, że będziesz wykorzystywał... przepustki? I jak najczęściej do mnie przyjeżdżał - powiedział cicho, na co natychmiast kiwnąłem głową.
- Za każdym razem, gdy dostanę pozwolenie, zjawię się u ciebie. Przysięgam - zapewniłem, wyciągając do niego mały palec. - I będę pisał listy tak często, jak mi pozwolą.
Jeonggukie szybko zahaczył o mój wyciągnięty palec i uśmiechnął się psotnie.
- To tylko hyunga przysięga, ja niczego nie obiecuję. Już przeniosłem połowę rzeczy, kiedy hyung nie widział.
Zaśmiałem się krótko, niestety obawiając się, że wcale nie żartuje. Nie miałem nic przeciwko, że chce tam być, ale martwiłem się, czy sobie poradzi, skoro nawet obiadu nie potrafił ugotować...
Objąłem ponownie chłopaka, nie mogąc się powstrzymać przed ostatnimi takimi czułościami. Kto wie, kiedy pozwolą mi do niego wyjść z tego piekła...
- Uważaj na siebie. Jedz zdrowo. I pij wodę. I myj się codziennie uparte stworzenie. I nie rozciągaj moich koszulek - poprosiłem, czując, jak wtula się we mnie mocniej.
- Hyungowi lepiej w tych rozciągniętych. Założę wszystkie na raz - stwierdził, śmiejąc się krótko, ale zaraz znów na jego twarz wróciła powaga i smutek. - Nie wolno ci wrócić z jakąkolwiek raną, hyung. Bo inaczej cię kopnę - zapowiedział, znów znikając w moich ramionach. - Kocham cię, hyung.
- Też cię kocham, moje ciastko. Uciekaj już do samochodu, twoja mama chyba zaczyna się niecierpliwić - poprosiłem, widząc kobietę, która z niezadowoleniem przyglądała się naszej dwójce. Pewnie młodszy oberwie za te nasze czułości przy innych ludziach.
Rodzice Jeongguka co prawda akceptowali nasz związek, ale mieli co do niego dużo zastrzeżeń i nie pozwalali nam zbytnio okazywać sobie uczuć w miejscach publicznych, co zresztą było dość zrozumiałe. Ale dzisiaj nie mogliśmy się powstrzymać przed tym, łamiąc narzucone nam zasady, kompletnie nie przejmując zdaniem innym.
- To mnie puść, hyung - zaśmiał się chłopak, gdy pomimo moich słów, nadal trzymałem go mocno przy swoim sercu.
Jeszcze chwilę potrwało, nim byłem w stanie zrobić ten jeden krok do tyłu, poprawiając plecak na moich ramionach.
- Czas na mnie. Będę się starał o jak najszybszą przepustkę - powtórzyłem jeszcze raz, chcąc, by pamiętał, że to dla mnie naprawdę ważne. Jednak ledwo dokończyłem wypowiedź, a te słodkie, malinowe usta złożyły na moich delikatny pocałunek.
- Będę tęsknił, hyung... za kupowaniem mi jedzenia oczywiście - powiedział, wystawiając język, jednak w jego oczach widziałem, że wcale nie jest mu teraz do śmiechu.
- Gdy przyjadę, kupię ci go tyle, ile będziesz chciał - zapewniłem, pochylając się do niego. Jedną dłoń położyłem na jego policzek, głaszcząc go delikatnie, a drugą zdjąłem czapkę z daszkiem, zasłaniając na chwilę nasze twarze i po prostu pocałowałem moje kochanie, dając nam chwilę na tę pieszczotę.
Niestety, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, rozległ się komunikat, że mamy zacząć się meldować, przez co naprawdę przyszedł czas na nasze pożegnanie.
- Będę tęsknił - szepnąłem, dając mu jeszcze szybkiego buziaka w czoło i chwyciłem już za rączkę walizki, kierując się w stronę wejścia do piekła. Odwracałem się jednak co chwilę, aby móc jeszcze cieszyć oczy widokiem ukochanego. Widziałem, jak przykłada dłoń do klatki piersiowej, ale zaraz uniósł ją i pomachał do mnie.
- Listy, hyung! Pisz do mnie! - wydarł się jeszcze, na co uśmiechnąłem się i odmachałem mu, wchodząc już do budynku, gdzie ubrany w mundur mężczyzna przywitał mnie drwiącym uśmiechem.
Oj tak, to będzie prawdziwy koszmar.
Jeongguk
Nie chciałem się ruszać z miejsca, nawet kiedy hyung już dawno zniknął w szarym budynku. Dałem się trochę „ponieść emocjom", a żeby mama niczego nie zauważyła, sięgnąłem po telefon, włożony do kieszeni bluzy, udając że muszę coś na nim sprawdzić. Miałem dzięki temu chwilę czasu na przyjęcie wszystkiego do wiadomości i pogodzenie się z naszą decyzją. Naszą, bo oprócz mnie, Yoongiego i jego rodziców, jeszcze moi nalegali na wcześniejsze udanie się mojego ukochanego do wojska. Ale wszyscy mieliśmy w tym jakiś swój cel. Jedni egoistyczny, drudzy może trochę bardziej szlachetny. Swój zaliczałem do kategorii pomiędzy tymi dwoma przymiotnikami, choć skłaniający się ku pierwszemu z nich.
Kilkakrotnie zablokowałem i odblokowałem telefon, wzdychając i pocierając łokciem o miejsce niedaleko żeber, dyskretnie i powoli, tak aby mama nadal niczego nie mogła zauważyć. Bo inaczej z mojego planu nici i zamknie mnie w pokoju, żeby nie ryzykować ucieczką wiążącą się z pogorszeniem zdrowia.
Podniosłem raz jeszcze swój wzrok na budynek, w którym zniknął Yoongi, tym razem nie dając się tęsknocie i smutkowi, próbującym ponownie wkraść się do mojego serca. A nic poza radością, wywoływaną przez mojego hyunga, nie miało tam prawa wstępu.
Pocieszałem się przepustkami i pustym mieszkaniem Yoongiego, które miałem zamiar okupywać przez najbliższy czas. Może i nie było to bezpieczne, ale przez tyle lat nauczyłem się sobą zajmować, nawet jeśli rodzina obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Nie wychodziło im to na dobre, bo dzięki temu miałem ich owiniętych wokół swojego palca.
Odwróciłem się niechętnie, wkładając dłoń z telefonem z powrotem do kieszeni, by skierować już do samochodu czekającej na mnie mamy. Na pewno widziała moje pożegnanie z Yoongim, tylko nie wiedziałem, czy będzie je jakkolwiek komentować. Choć jeśli nie teraz, to równie dobrze może do tego powrócić za tydzień przy jakimś rodzinnym obiadku. Nie wiem, czy nie wolałbym tego uniknąć.
Otworzyłem sobie drzwi od miejsca pasażera, wsiadając powoli do środka. Przy mamie uważałem podwójnie, aby się nie uderzyć lub skaleczyć, bo według niej wszystko zagrażało mojemu zdrowiu. Sam również niepotrzebnie się nie narażałem, ale to i tak niewiele dawało.
- Jak się czujesz, Jeonggukie? – Nie musiałem patrzeć na moją rodzicielkę, aby wiedzieć że jest zmartwiona, nawet teraz, gdy nie dawałem jej ku temu powodów.
- Wszystko pod kontrolą – zapewniłem z uśmiechem, podnosząc na nią wzrok i chwytając za pas, aby go zapiąć i w ten sposób umożliwić mamie ruszenie samochodem. Choć nawet mój standardowy szeroki uśmiech, w który wkładałem całą radość, która we mnie pozostała, najwidoczniej nie uspokoił jej myśli, bo nadal między brwiami kobiety znajdowała się pojedyncza zmarszczka.
Nie próbowałem wysilać się na coś więcej, nawet jeśli zazwyczaj potrafiłem ją przegadać i uspokoić. Po pożegnaniu z Yoongim, musiałem odciągnąć myśli od tej naszej decyzji. A granie na telefonie łatwo mogło mi w tym pomóc, dlatego zaraz się tym zająłem.
- Wiesz, że tak będzie lepiej, prawda? – usłyszałem po wyruszeniu na ulice Seulu, będąc trochę zaskoczony tak nagłym poruszeniem tego tematu. Jakbym niewystarczająco musiał walczyć z powracaniem moich myśli do całej tej sytuacji.
- Dla kogo, mamo? Powinienem zrobić to inaczej – zauważyłem, wzdychając cicho i przyglądając się bardziej swoim palcom niż trzymanemu urządzeniu, trochę popękanemu przez roztargnienie. Zawsze poświęcałem im szczególną uwagę, bo chyba po nich najszybciej hyung domyśliłby się prawdy.
- Dla was obojga. On w końcu zapomni, a ty... Ty będziesz mógł spokojnie walczyć – wytłumaczyła, a kiedy na nią zerknąłem, widziałem jak zaciska wargi, chyba nadal mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Mogę walczyć... co najwyżej ze swoimi myślami i emocjami, mamo.
Nie wypowiadałem jednak tych słów na głos, wiedząc, że łamanie jej serca nie jest moim priorytetem. Kiedyś to niestety na pewno zrobię, ale jeszcze nie teraz. Zresztą, męczyły mnie inne obawy, nadal ograniczające się do decyzji, którą podjąłem przy poznaniu hyunga.
- Niczego się nie nauczyłem przez te wszystkie lata. Nadal jestem tchórzem – mruknąłem cicho, trochę bezmyślnie klikając w popękany ekran, przez co bohater mojej gry nie zbierał potrzebnej mu energii, a ciągle przemierzał niewielkie odległości, kręcąc się w jednym miejscu.
Nie spodziewałem się jednak, że moja realistyczna uwaga sprawi, że mama zjedzie na pobocze, zatrzymując się koło jakiegoś domu. A to skutecznie odciągnęło mój wzrok od gry, w której już i tak włączyłem menu, aby przekręcić głowę w stronę rodzicielki i napotkać jej zmartwiony wzrok.
- Nie mów tak. Jesteś bardzo dzielny, co pokazujesz od lat. Po prostu... - Kobieta szybko urwała swoją wypowiedź, a to był dla mnie znak, aby nie brnąć w to dalej, a po prostu ją przytulić, co zazwyczaj robiłem w takich momentach, nauczony przez te wszystkie lata, że lepiej przyznać jej rację, niż zaprzeczać czemukolwiek. Tata i mój starszy brat też tak uważali, więc całą trójką nauczyliśmy się w taki sposób urywać te mniej wygodne rozmowy, najczęściej na mój temat.
Dłuższą chwilę przytulaliśmy się, nie wypuszczając ze swoich objęć. Po pożegnaniu z Yoongim sam tego potrzebowałem, dlatego dopiero po niecałej minucie trochę się odsunąłem, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, zapowiadający mój kolejny, niezbyt wygodny dla mojej mamy pomysł.
- Podrzucisz mnie do mieszkania hyunga? – zapytałem, naprawdę chcąc spędzić tam jak najwięcej czasu. Bo nawet jeśli Yoongi poszedł na Jeonggukowy detoks, Jeongguk nie miał zamiaru robić tego samego z Yoongim, a to oczywiście sprawiło, że na twarzy mojej mamy znów pojawiło się niezadowolenie.
- Ustaliliśmy, że nie będziesz tam mieszkał, Jeongguk.
Nie będę?
Odwróciłem już od niej głowę, nadal się uśmiechając i patrząc na przednią szybę, za którą rozpościerała się ulica i szereg podobnych do siebie domów. Chciałem trochę swobody, więc nie miałem innego wyjścia.
- Mam pokój na piętrze, zdołam zejść po drzewie? Chyba mam lęk wysokości... na pewno będę się trochę bał – powiedziałem, niby kierując te słowa tylko do siebie, choć wiadomo, że był to szantaż emocjonalny, wywołujący u mojej mamy westchnięcie.
- Jeonggukie... jeśli coś ci się stanie... Będziesz do mnie pisał regularnie, co godzinę, jasne? – zarządziła, ale nie miałem nic przeciwko temu, posyłając jej tylko kolejny szeroki uśmiech.
- Dobrze, mamo.
Kilka miesięcy u hyunga... a później zobaczymy, czy dostanę te bonusy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top