grudzień 2017 | telefon
Jeongguk
Odkąd otrzymałem odpowiedź od hyunga, zacząłem żałować, że w ogóle postanowiłem wysłać ostatni list. Pisane go pod wpływem negatywnych emocji, nie było dobrym pomysłem. A późniejsze wysłanie go tym bardziej. W końcu hyung miał ochotę go porwać, wypomniał mi te „bezwartościowe rzeczy", choć wcale nie miałem tego na myśli, po prostu nie potrafiąc ubrać swoich myśli i uczuć w słowa, oraz podziękował mi za przyznanie, że ogląda moje granie z przymusu. Nic dziwnego, że po takim liście i uświadomieniu sobie, jak bardzo jestem głupi, mogłem pomarzyć o powrocie do domu w czasie wolnego. Już i tak po operacji i zafundowaniu sobie nieciekawej rany na klatce piersiowej, wiedziałem że mama nie pozwoli mi na opuszczenie szpitala. Ale naprawdę nie sądziłem, że po przeczytaniu poprzedniego listu od Yoongiego nie będę potrafił się uspokoić i zrobię największą głupotę, na jaką mógłbym się porwać w moim stanie – przez chwilę nie trzymałem się żadnych zasad. Może właśnie to sprawiło, że z około pięciu miesięcy, zostały mi tylko dwa? Teraz wiedziałem już, że nigdy więcej go nie zobaczę, nie usłyszę i nie poczuję. A to spowodowało, że nawet przy mamie ciężko było mi się uśmiechać. Do tej pory to ja byłem jej największą podporą. Widziała, że staram się cieszyć tym co dało mi życie i staram się „walczyć" z chorobą. Ona zawsze miała nadzieję, a ja zawsze dawałem jej swój uśmiech. Choć w ostatnich tygodniach zdążyło się to przerodzić w błagania lekarzy o pomoc, której nie mogli nam udzielić, oraz w cichy płacz mamy przy moim łóżku szpitalnym, kiedy myślała, że śpię. Niestety wszystko zaczynało być cięższe przez moją głupią chwilę słabości, do której nigdy nie chciałem dopuścić.
Mój nowy znajomy z sali naprzeciwko, Taehyung, był w tym wszystkim naprawdę pomocny. Chłopak oszczędzał się chyba bardziej niż ja, albo miał silniejszy organizm, bo za kilka dni miał kończyć dwadzieścia jeden lat, co w naszym przypadku graniczyło z cudem. Ale to może przez brak dziewczyny lub chłopaka, a co za tym szło brak jakiegokolwiek wysiłku? W końcu przy Yoongim nieraz miałem problemy z uspokojeniem swojego szybko bijącego serca, szczególnie na początku związku i przy naszym pierwszym razie. Ale nie żałowałem ani jednego dnia z moim czarnowłosym sprzedawcą z Busan. Nie oddałbym ich nawet za dodatkowy rok lub dwa.
Wracając do pojawienia się Tae w moim życiu i jego pomaganiu podczas całej tej nieciekawej sytuacji z moją reakcją na poprzedni list hyunga, moja mama mogła w końcu porozmawiać z osobą chorującą na tę samą przypadłość co ja. Taehyung co prawda obracał większość rzeczy w żart, co niezbyt ją zadowalało, choć mnie rozbawiało, ale miała idealne źródło informacji odnośnie niektórych procedur oraz dobry przykład człowieka, który dożył dwudziestu jeden lat, a nie dwudziestu, jak od początku powtarzali nam lekarze. Na pewno gdyby się dowiedziała, że to przez hyunga nie oszczędzałem swojego serca, nie pozwoliłaby mi wysłać już do niego ani jednego listu, a chciałem te ostatnie miesiące wykorzystać jak najlepiej. I zdecydowanie nie miałem już zamiaru dawać się ponosić jakimkolwiek emocjom. Szczególnie tym, przez które posiadałem teraz ranę na moim ciele i jeszcze słabsze serce.
Odkąd poznałem Taehyunga, naszym codziennym rytuałem było wieczorne granie w gry, dopóki nie przychodziła jego siostra, wracająca z pracy i przy okazji wstępująca do szpitala, aby odwiedzić brata, i nie przeganiała go do jego pokoju lub nie wyganiała mnie z tego należącego do Tae. Z przeniesieniem konsoli nie mieliśmy żadnych problemów, dlatego codziennie mogliśmy sobie wędrować z pokoju do pokoju.
Dziś siedzieliśmy u mnie, przechodząc jakiegoś nowego FPS-a, które starszy wprost uwielbiał, ku mojemu niezadowoleniu. Dodatkowo Prey posiadało jakieś motywy z kosmosem i ufokami, a to już w ogóle nie była moja bajka. Ale skoro graliśmy w moje RPG-i, to i musieliśmy w jego FPS-y.
- Skończę mapę i zamiana? – powiedział do mnie starszy w pewnym momencie, choć ja byłem zbyt zajęty podglądaniem swojego opatrunku na klatce piersiowej, dlatego nijak na to nie zareagowałem. – Nie przeżywaj już tej torakotomii. Cały czas się na to lampisz – dodał, w końcu odciągając mnie od mojego stałego zajęcia i standardowych przemyśleń na temat tej rany.
- Bo się boję, hyung... Co jeśli Yoongi hyung dostanie przepustkę i będzie chciał mnie zobaczyć? Nie ukryję tego. Szczególnie, że przy każdym oddechu nadal boli – wyżaliłem się z opuszczonymi na dół ramionami, tylko przy Tae pozwalając sobie na jakiekolwiek narzekanie. W końcu on taki zabieg przeżył już dawno temu. I może właśnie to go nauczyło dbania o siebie.
- Dlatego ja nie mam nikogo. – Jak zwykle mnie „pocieszył", wzruszając ramionami. – Ale jakby teraz wyszedł i jednak się z tobą spotkał, to może by zrozumiał, że takim ludziom jak my nie daje się nadziei, by później nas jeszcze bardziej zranić.
Nie mogłem zgodzić się ze słowami Tae, bo przecież to ja ukrywałem prawdę przed moim ukochanym. Gdyby wiedział, na pewno byłby ostrożniejszy, więc to i tak moja wina.
- Wiesz, że nie zrobił tego specjalnie – przypomniałem mu, bo chłopak zdążył poznać powód moich wiecznie zaczerwienionych oczu i sinych ust, co oczywiście wywołały dwa ostatnie listy hyunga. – Moja kolej! – wykrzyknąłem, wyrywając się już do leżącego na końcu łóżka chłopaka, aby zabrać mu pada i zmusić tym samym do zajęcia miejsca obok mnie, bo chyba znudziło mu się leżenie na brzuchu.
Jednak ledwo odpauzowałem grę, gdy telefon leżący na mojej szafce zaczął wibrować, sprawiając że urządzenie zaczynało jak zwykle wędrować na krawędź mebla, aby wylądować na podłodze.
Tae złapał go na szczęście dość szybko, pokazując mi jakiś nieznajomy numer, a widząc moje wielkie oczy, podkreślające zdziwienie i lekkie przerażenie przed rozmową z jakimś obcym mi człowiekiem, sam to odebrał.
- Sekretarka Jeongguka, w czym pomóc? – zapytał tuż po przeciągnięciu palcem po ekranie mojego telefonu, starając się mówić przy tym cienkim głosem, przez co moja dłoń wylądowała oczywiście na czole.
- Cześć, z tej strony Yoongi, chłopak Jeongguka. – Na szczęście ten niski głos mojego ukochanego dobrze usłyszałem i zanim Taehyung powiedział coś więcej niż: „Yyy", patrząc na mnie zdezorientowany, już sięgałem po ten telefon.
- Dawaj! – wykrzyknąłem, niestety w takim momencie nie mogąc opanować emocji. Jednak zanim mój znajomy zdążył mnie uspokoić, bo moja ręka już wylądowała na klatce piersiowej, wręczyłem mu pada, podrywając się z łóżka i w samych skarpetkach ruszając na szpitalny korytarz, aby móc na spokojnie porozmawiać z hyungiem. Oczywiście nie rozumiałem jakim cudem miał możliwość wykonania do mnie telefonu, ale byłem z tego powodu przeszczęśliwy, jeszcze bardziej żałując tego, co napisałem w liście.
- Hyuung.
- Cześć, Jeonggukie. – Głos, który rozbrzmiał w moim uchu wywołał jeszcze szerszy uśmiech na mojej twarzy. – Słyszę, że dobrze się bawisz z nowym przyjacielem – stwierdził, gdy zająłem już miejsce na krzesłach pod salą, tak naprawdę nie wiedząc, na ile do mnie zadzwonił, dlatego nie szukałem jeszcze jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.
- Myślałem, że to ktoś obcy, dlatego odebrał. I to tylko kolega, hyung... - powiedziałem trochę ciszej, aby Tae tego nie usłyszał i nie stwierdził nagle, że jesteśmy przyjaciółmi. – Zadzwoniłeś – zauważyłem w końcu, nadal zaskoczony tym faktem, ale i szczęśliwy, co potwierdzało ciepło rozlewające się po całym moim ciele.
- Wiem, Jeonggukie – odpowiedział rozbawiony hyung, chyba źle interpretując to zdanie o Tae jako moim koledze. – I tak, chłopaki mi to załatwili. Mogę rozmawiać dwie godziny, jeśli tylko masz dla mnie czas.
Wow!
- Dwie godziny – powtórzyłem tę informację, wciągając zaraz po tym trochę dramatycznie powietrze, bo naprawdę nie spodziewałem się tak długiej rozmowy z hyungiem. Najwyraźniej los był jednak dla mnie łaskawy. – To dużo. Idę się gdzieś zabunkrować, żeby mnie nikt nie męczył – dodałem, widząc jak jakieś pielęgniarki już zaczynają się kręcić po korytarzu, dlatego to była najwyższa pora by się stąd ewakuować i schować na samym końcu korytarza, za jedną z kolumn będących tu chyba dla ozdoby. I dopiero gdy zająłem miejsce na trochę zimnej podłodze, kontynuowałem: - Hyung? Przepraszam za tamten list, wyrzuć go, pozwalam ci. – Niestety nie mogłem przy tych słowach wyzbyć się lekkiego smutku słyszalnego w moim głosie, bo naprawdę nie chciałem go zostawiać z takimi listami. To był ogromny błąd i chciałem jakoś go naprawić.
- Nie, Jeonggukie. Nie jestem na ciebie zły za tamto. Zresztą, sam nie byłem zbyt miły dla ciebie w tym, co wysłałem dwa dni temu. Dostałeś go już?
- Taaak – przyznałem cicho, będąc nadal skruszony, bo strasznie namieszałem swoimi niemądrymi decyzjami. – I nie chciałem cię tym zasmucić, hyung. Lub zezłościć. Przepraszam... Mogłem sobie odpuścić i po prostu go wtedy nie pisać. Teraz wiem, że to była głupota.
- Zapomnijmy o tym, Jeonggukie. Wszystko jest w porządku. Powiedzieliśmy sobie co mieliśmy do powiedzenia i idziemy dalej – poprosił, trochę podnosząc mnie tym na duchu, bo nawet po głosie słyszałem, że już nie jest na mnie zły, a tego się najbardziej obawiałem. – Co u ciebie? Jesteś teraz w szpitalu, prawda? Z babcią trochę lepiej?
- Tak, jestem. A babcia... wywalczyła sobie bonusy, ale raczej niezbyt dobre. Chociaż to zawsze te dwa miesiące dłużej, prawda? Przynajmniej tak mówią lekarze, oczywiście mojej mamie, nie mi... – skłamałem, bo nawet jeśli podsłuchałem tę rozmowę, nie była ona o babci, a niestety o mnie. – A co tam u hyunga? Owczarnia już wyremontowana? – zapytałem, chcąc już zmienić temat, bo jakoś nie miałem serca brnąć w to dzisiaj jeszcze bardziej.
Hyung nie wiedzieć czemu zaśmiał się słysząc moje pytania. Może znowu coś pomyliłem? Ale nie miałem pojęcia co takiego.
- Tak, wszystko skończyliśmy na początku miesiąca, więc znów mamy przestrzeń w pokoju. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tu śmierdziało, gdy wszyscy razem mieszkaliśmy. No i przez kilka dni przenieśli nas do innego pokoju, by nasz też odnowić, ale też spałem sam. Znaczy miałem z Hoseokiem i Jiminem, ale stwierdziłem, że wolę na podłodze niż z nimi. W końcu ci idioci macają się pod kołdrą – wyjaśnił i zanim mogłem to jakkolwiek skomentować, usłyszałem drugi głos, delikatniejszy i bardziej piskliwy od głosu mojego ukochanego.
- Hyung, nieprawda!
Zignorowałem to, nie chcąc dopytywać który jego przyjaciel to był, bo mieliśmy ciekawsze tematy do rozmowy.
- Jeszcze któryś by się pomylił i trafił ręką do twoich bokserek. Ugh. Kat jeden i Kat dwa są niebezpieczne, dobrze wybrałeś, hyung. Ale... będą podsłuchiwać naszą rozmowę? – zapytałem nieco ciszej, w obawie, że mój głos i tak dociera do chłopaka, który się odezwał, gdy hyung opowiedział mi o sytuacji w wojsku. W końcu wiedziałem, że tak długa rozłąka zmusi nas do poruszenia tych nieco intymnych tematów, przy których nie chciałem mieć żadnych słuchaczy, zwłaszcza w postaci Kat jeden i Kat dwa. A skoro były to aż dwie godziny, musiałem mieć nie tylko dobre miejsce do skupienia się na ukochanym, a również pozbyć się wszelkiej zbędnej publiczności, aby móc cieszyć się swoim najpiękniejszym możliwym prezentem na święta – ostatnią rozmową z hyungiem.
Yoongi
Czy byłem zły na Jeongguka za to, co napisał w liście? Trochę tak.
Z jednej strony spodziewałem się ostrych słów, bo gdy mojemu ukochanemu coś się nie podobało, to nie trzymał tego w sobie, ale z drugiej poczułem pewnego rodzaju rozczarowanie jego postawą. Choć z całego serca pragnąłem go zobaczyć, nie mogłem jakoś przyswoić myśli, że z powodu tak samolubnej decyzji, jaką zasugerował młodszy, miałabym poświęcić czyjeś życie. W końcu nawet jeśli nie zobaczymy się teraz, to przecież te cztery miesiące naprawdę szybko miną i nim się obejrzymy, znów będziemy razem. A życia tej ciamajdzie Jiminowi nikt nie przywróci.
Starałem się za dużo o tym nie myśleć, denerwując się tylko na siebie, że mimo wszystko nie pohamowałem żalu w pisanym do Jeongguka liście, ale teraz nie było już odwrotu. Mogłem więc jedynie siedzieć w pokoju i starać się zasnąć, jako że lepszej alternatywy po prostu nie miałem. Jimin i Hoseok tak jak zapowiedzieli wyszli gdzieś, dając mi święty spokój od swojego trajkotania. Zgadywałem, że udali się na jakąś romantyczną, świąteczną randkę (tak jakby mało im było biegania po tym wilgotnym gównie, które napadało w ciągu ostatnich kilku dni). No cóż, mogłem im tylko zazdrościć, że mimo wszystko wciąż mają siebie.
Prawie udało mi się zasnąć, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się z takim hukiem, iż o mało nie zleciałem z łóżka. Oczywiście sprawcą zamieszania był nie kto inny niż Hoseok.
- Jeśli chcesz mi oznajmić, że znowu... - zacząłem, ale uradowany chłopak olał całkowicie moje słowa i przerwał mi.
- Chodź hyung, to bardzo ważne.
- Hoseok, ostatnim razem mówiłeś to, gdy znalazłeś zapas mięsa w kuchni, a potem się okazało, że to żarcie dla psa generała. Nadal mi się tym odbija co jakiś czas...
- Tym razem to naprawdę ważne. Mamy święta i musimy dać sobie prezenty - stwierdził młodszy i uparcie ciągnął mnie za sobą do wyjścia. Nagle się zatrzymał. - Ale ubierz się hyung, bo musimy wyjść na zewnątrz.
- Nie dość, że mam mokre buty po porannym biegu, to jeszcze każesz mi tam wychodzić - mruknąłem, ale zabrałem się za ubieranie, gdyż życie już mnie nauczyło, że jeśli nie idzie się z Hoseokiem po dobroci, to jest się niesionym tam, gdzie on chce.
Chłopak poczekał na mnie, a zaraz po tym ruszyliśmy na zewnątrz, gdzie aż musiałem mrużyć oczy przez promienie słońca odbijające się na białej powierzchni śniegu, leżącego na każdym metrze kwadratowym jednostki. Ku mojemu zaskoczeniu kierowaliśmy się w stronę biura przepustek, przez co na chwilę moje serce przyspieszyło. A jeśli Jeonggukie do mnie przyjechał? Ja nie mogłem do niego wyjść bez przepustki, ale może uprosił mamę, by go podwiozła i zrobił zamieszanie na wejściu, byśmy mogli się spotkać? Przez takie myśli przyspieszyłem kroku i niemal biegłem do szarego budynku.
Niestety na miejscu nie zastałem mojego ukochanego, a jedynie Jimina, który ubrany w spodnie od munduru polowego, koszulkę i różowy fartuszek z falbanką, wycierał podłogę.
- Tylko mi nie mów, że mamy tu sprzątać - warknąłem, od razu się jeżąc na tę myśl. Nie dość, że byliśmy zmuszeni tu przebywać, to jeszcze spadły na nas wszystkie obowiązki?
- Ty nie, hyung - wyjaśnił szybko Hoseok, klepiąc mnie po ramieniu. - Ja i Jiminie dokończymy sprzątanie, a ty masz dwie godziny na to, by skorzystać z telefonu i zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi.
Przez chwilę stałem jak wryty, nie wiedząc co powiedzieć.
- Jak? - wydukałem w końcu, patrząc, jak Hoseok ściąga kurtkę, pod którą miał podobny fartuszek, z tym że niebieski.
- To taki nasz prezent dla ciebie, hyung - wyjaśnił najmłodszy z nas, wykręcając ścierkę. - Na święta i przeprosiny za to, że nie możesz spędzić tego czasu z Jeonggukiem. My posprzątamy to piętro, a ty porozmawiasz.
Patrzyłem na nich przez chwilę, nie mogąc w to uwierzyć. Naprawdę mi to załatwili. Będę mógł choćby usłyszeć głos mojego ukochanego. Oczywiście pod warunkiem, że odbierze.
Jedyne co, to wydukałem jakieś podziękowania i skierowałem się w stronę budki, z której zwykle nie wolno nam było korzystać bez konieczności i pozwolenia. Natychmiast chwyciłem słuchawkę i wystukałem znany mi na pamięć numer.
Sygnał, dwa, trzy...
Chwila zwątpienia, czy nie popełniłem błędu, gdy usłyszałem obcy głos, ale skoro padło imię mojego chłopaka, od razu się przedstawiłem, domyślając, kto może być tajemniczą sekretarką. I już mogłem nacieszyć się tym melodyjnym tonem, tak dobrze mi znanym i uwielbianym.
- Spokojnie, Jimin po prostu musi dokończyć mycie podłogi tutaj i zaraz pójdzie - wyjaśniłem Jeonggukowi, widząc, jak Hoseoka znika w jednym z pomieszczeń. - Siedzę na biurze przepustek. Załatwili mi z Hoseokiem tę rozmowę w zamian za posprzątanie całego piętra tutaj. Więc już kończy i stąd znika. Nie przejmuj się nim - wyjaśniłem wszystko, nadal nie mogąc wyjść ze zdumienia, choć rozmawialiśmy już kilka minut. Nie dowierzałem, że zaprzyjaźniłem się z takimi ludźmi, którzy pomimo wpakowania mnie w tarapaty, potrafili za to przeprosić i odwdzięczyć się.
- Całego piętra, hyung? - powtórzył zaskoczony Jeonggukie, chyba niewierzając w takie słowa.
- Dwie godziny czasu na rozmowę tyle kosztuje. To tak trochę ich świąteczny prezent dla nas. Ale to nieważne. Powiedz mi lepiej, co u ciebie. Tęsknię za tobą, wiesz? - powiedziałem szybko, nie chcąc tracić danego nam czasu na zajmowanie się mało istotnymi rzeczami. Ważniejsze było, abym mógł się dowiedzieć, co u mojego aniołka.
- To chyba męczące, prawda? Pozdrów ich ode mnie - poprosił Jeongguk, trochę niepewnym tonem. Czyżby ruszyło go sumienie po tym, jak wysmarował moich przyjaciół za ich nieodpowiedzialność? Zresztą zrobił to słusznie, bo podzielałem jego zdanie w tej sprawie, ale mimo wszystko to miłe z jego strony. - Ja za tobą też tęsknię, hyung. I naprawdę żałuję, że się nie zobaczymy w tym roku... - dodał chłopak, a jego smutny ton chwycił mnie za serce.
Chciałem w tej chwili znaleźć się przy nim, aby móc go przytulić i zapewnić, że wszystko jest dobrze i zawsze będziemy razem, nawet jeśli dzielą nas kilometry, lecz niestety to nie takie proste...
- Ale to już nieważne. Zadzwoniłeś, to i tak dużo - powiedział młodszy, nim zdążyłem cokolwiek mu odpowiedzieć, za bardzo skupiony na jego smutnym tonie, który teraz się nagle rozweselił. - Przechodzimy z Tae jedną z jego gier. Niestety on nie przepada za RPG-ami, ale jakoś się ugadaliśmy i poszliśmy na kon... - Jeongguk zaciął się na chwilę i westchnął. - Konpronis? - dokończył, mocno niepewny tego stwierdzenia. - On takiego dziwnego słowa użył, nie pamiętam. W ogóle Tae jest niezwykle wesoły jak na osobę umierającą - dodał, śmiejąc się radośnie. - Chyba już wszyscy ludzie przywiązani do szpitala tak mają.
- Kompromis, kochanie - poprawiłem go mimowolnie, choć bardziej przeszły mnie ciarki przez to, co powiedział. To było naprawdę dziwne, że go to bawi. - I to chyba dobrze, prawda? W sensie gdyby miał całymi dniami siedzieć i płakać, to chyba lepiej, że potrafi mimo wszystko się z czegoś cieszyć. I pozdrowię chłopaków - dodałem jeszcze, przypominając sobie o tym, ale gdy chciałem rzucić te słowa w stronę Jimina, okazało się, że już skończył i poszedł.
Później na pewno wam to przekażę.
- Po tylu latach chyba każdy by się przyzwyczaił... Tak sądzę - oznajmił Jeonggukie, ale coś w jego tonie mi powiedziało, że nie jest do końca tak wesoły, jak starał się być.
Może coś z jego babcią? W sumie ona też jest umierająca i Jeongguk godzi się z tym od dłuższego czasu...
- Odrosły ci już włosy, hyung? Wyglądasz znów przystojnie? - zapytało to wredne stworzenie, śmiejąc się przy tym. - Żartuję, nawet z krótkimi dobrze wyglądasz.
- Wiesz, że regularnie musimy je obcinać... ale zrobię to dopiero na koniec grudnia. Wysłałbym ci moje zdjęcie, ale ten zasięg... W każdym razie poczekasz jeszcze z odzyskaniem przystojnego hyunga - powiedziałem, zbyt szczęśliwy z tej rozmowy, by przejść do naszego typowego droczenia się.
- Aa, nie wiedziałem. Może mi hyung mówił, ale zapomniałem. A jeśli chodzi o koniec grudnia... Taehyung ma urodziny. Tylko nie wiem, czy być śmieszkiem i kupić mu może kalendarz na następne dwa lata, czy raczej coś normalnego. Tae mówił, że na moje urodziny dałby mi całusa, skoro kończyłem dziewiętnaście lat... - Chłopak zrobił pauzę i ponownie się zaśmiał radośnie, wywołując w moim brzuchu stado motylki, jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Co ta tęsknota robi z człowiekiem.... - Żartuję, żartuję... Pytał się tylko, czy od ciebie dostałem.
- Nie wiem, na ile Taehyung ma dystans do takich rzeczy, ale myślę, że taki prezent może być niebezpieczny. A poza tym powiedz mu, że ma trzymać się z daleka od twoich ust, bo tylko ja mam do nich prawo - odparłem, rozbawiony mimo wszystko jego słowami.
- Hyung ma na to jakieś papiery?
Słysząc śmiech i jakby lekką kpinę ze strony młodszego, postanowiłem zagrać trochę na jego uczuciach, by utrzeć nosa temu mojemu niegrzecznemu dziecku.
- Myślę, że to, iż widziałem cię nie raz spoconego w mojej pościeli, odpływającego z przyjemności, wystarczy jako dowód - uznałem spokojnie, a po drugiej stronie słuchawki na moment zapadła cisza.
Czyżby ktoś się zaczerwienił?
- To było... Bardzo nieczyste zagranie, hyung - wyszeptał Jeongguk, a ja już wiedziałem, że wygrałem.
- Tęsknię do tego widoku, kochanie. Chociaż wystarczyłoby mi nawet potrzymanie cię za rękę - zapewniłem, naprawdę czując, jak serce w moim ciele wyrywa się, aby najlepiej polecieć prosto do młodszego.
- Tylko podtrzymanie za rękę? A buziakiii? - zapytał swoim marudnym, ale bardzo uroczym głosikiem.
A niech cię, Jeongguk. Masz mnie jak zwykle w garści.
- To już byłoby jak spełnienie marzeń. Dałbym ci tyle buziaków, że twoje usta znowu zrobiłyby się dwa razy większe - zapewniłem ze śmiechem, mimowolnie dotykając palcami warg, które dawno już nie miały kontaktu z ciałem ukochanej osoby.
- Co jeszcze byś zrobił, hyung? - usłyszałem, znów łatwo się domyślając, iż policzki Jeonggukiego robią się różowe.
- Dotykałbym cię. Po policzkach. Po szyi. Po ramionach. Po plecach. Po udach. Po pośladkach. I całowałbym każde z tych miejsc z radości, że znów czuję twoje ciało przy mnie
Kolejna chwila ciszy pozwoliła mi na wyobrażenie sobie tego, przez co krew popłynęła nie w to miejsce, które powinna, ale mogłem jedynie wymazać te obrazy z myśli, skupiając na rozmowie.
- Co tam jeszcze u ciebie słychać, hyung? - wydukał w końcu chłopak, przez co nie mogłem powstrzymać wybuchu śmiechu.
- Przepraszam, Jeonggukie. Nie chciałem cię zawstydzać - przyznałem, gdy w końcu mogłem złapać oddech.
Dwie godziny na rozmowie minęły stanowczo za szybko. Wymienialiśmy się informacjami, razem śmialiśmy, trochę jeszcze zawstydzałem młodszego tym, co mi siedzi w głowie przez tęsknotę za nim. Przez chwilę było naprawdę dobrze. Ale niestety nasz czas się szybko skończył, o czym uświadomił mnie Hoseok, który przyszedł po skończonym sprzątaniu i wskazał na zegarek. Pożegnanie się jak zwykle było trudne, więc musiałem zapewnić Jeongguka o mojej niesłabnącej do niego miłości i dopiero wtedy mogłem zakończyć połączenie.
- Przepraszam, że przez nas nie możesz z nim teraz być.
Cichy głos Hoseoka odciągnął mnie od patrzenia na odłożoną słuchawkę, więc westchnąłem tylko i poklepałem go po ramieniu.
- Grunt, że mogłem go chociaż usłyszeć. Dzięki.
- Wesołych świąt, hyung.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top