What are u doin' here alone, darling?
*Lily*
Przez cały dzień próbowałam zagadać do Ari, ale dziewczyna za każdym razem mnie zbywała. Po lekcjach już zrezygnowana wyszłam ze szkoły razem z Sehunem.
- Ona jest jakaś dziwna, daj sobie z nią spokój, Lily – mówił szatyn.
- Nie jest dziwna,tylko tajemnicza – parsknęłam. – Ja chcę jej tylko pomóc,Hunnie – westchnęłam, a chłopak poklepał mnie po ramieniu wakcie wsparcia.
- Rozumiem –powiedział łagodnie. – Ocho, chyba czas się zmywać – rzucił spoglądając na kilkadziesiąt dziewczyn czatujących pod bramą doszkoły – Do jutra.
- Do jutra –odpowiedziałam, patrząc jak chłopak szybko odchodzi.
Po chwili ktoś złapałmnie w pasie i uniósł do góry.
- Co tu sama robisz,skarbie? - zapytał Wonho, całując mnie w czoło.
- Wracałam z Sehunem,ale musiał się ewakuować przez fanki – westchnęłam.Zauważyłam, że w oczach chłopaka pojawił się dziwny błysk,kiedy wspomniałam o szatynie, ale szybko to zignorowałam. –Odprowadzisz mnie do domu? – uśmiechnęłam się uroczo.
- Mam lepszy pomysł –rzucił całując mnie w usta. – Może byśmy poszli do parku, a potem coś zjeść?
- To randka? –zapytałam z uśmiechem.
- Oczywiście –zaśmiał się i chwycił moją dłoń, po czym razem skierowaliśmy się do wyjścia starając się wyminąć fanki czekające na EXO i GOT7.
***
- To co, wracamy? –zapytał brunet, po wyjściu z naszej ulubionej kawiarni.
- Chyba już powinniśmy, robi się ciemno – odpowiedziałam.
Wracaliśmy wtuleni wsiebie, kiedy do mojego chłopaka zadzwonił telefon. Wydawał się bardzo skoncentrowany na rozmowie, toteż wywnioskowałam, że to coś ważnego.
- Lily, nie obrazisz się, jak cię nie odprowadzę? – zapytał. – Muszę szybko wracać do domu, mama mówiła, że to bardzo pilne.
- No jasne, nie ma problemu – uśmiechnęłam się, całując go w usta na pożegnanie.– Leć już.
- Do zobaczenia,skarbie – rzucił ostatni raz, po czym odszedł.
Kierowałam się dowłasnego domu, rozmyślając o dzisiejszym dniu. Zastanawiało mnieczy uda mi się pomóc Ari. Nie chciałam, żeby przez cały pobyt tutaj była do nas wrogo nastawiona.
Po części ją rozumiałam, nowa rodzina, nowe otoczenie. Po śmierci rodziców miałam podobnie, ja też na początku za żadne skarby niepotrafiłam dogadać się z Jacksonem. Chyba nie był zbyt zadowolony, że będę musiała zabrać mu część jego życia. Naszczęście po jakimś czasie odpuścił, dzięki czemu zaprzyjaźniliśmy się.
Ari ma o tyle łatwiej,że Yugyeom, to chyba najsympatyczniejszy chłopak, jakiego znam.Wiedziałam, że będzie próbował wszystkiego, żeby brunetka przestała być opryskliwa. Do tej pory zastanawiam się, jak on i Jackson mogą być najlepszymi przyjaciółmi.
Kiedy byłam już przybramie do domu, usłyszałam dwa męskie głosy.
- Lily, szybciej –darł się kuzyn a wraz z nim Yugyeom. Dopiero po chwili zobaczyłam,że za nimi biegnie, chyba z dwadzieścia dziewczyn. Otworzyłam bramę, po czym szybko pobiegłam do drzwi wejściowych wpuszczając zdyszanych chłopaków do środka.
Zamknęłam drzwi na cztery zamki i upewniłam się, że nikt z zewnątrz się niedostanie.
- Mieliście być ostrożni, geniusze – parsknęłam, podając wodę chłopakom,którzy ledwo łapali oddech.
- To... jego...wina –wydyszał kuzyn, wskazując palcem na ciemnego blondyna, siedzącego obok.
- Wcale nie! –oburzył się. Wywróciłam oczami, słuchając sprzeczki tychdzieci.
- Chyba prędko stądnie wyjdziesz, Yugyeom – mruknęłam, spoglądając przez okno iwidząc psychofanki, czekające pod bramą.
- No świetnie –westchnął zrezygnowany. – Przecież ja muszę wrócić do domu.Obiecałem nie zostawiać Ari samej.
- Chyba póki co nicnie możesz zrobić – powiedział Jackson rozkładając się nakanapie.
***
Po dwóch godzinach czekania, miałam już dosyć tych dziewczyn, którym, ani się śniło odpuścić sobie moich przyjaciół.
- Potrzebny jest ktoś,kto odciągnie od nich uwagę – westchnęłam.
- Może ta mała dziwka BamBam? – zaproponował Jackson, a ja trzepnęłam go po głowie.
- Nie obrażaj go –rzuciłam.
- A jak nazwiesz kogoś,kto przespał się z połową chłopaków w szkole, na razie? –zaakcentował ostatnie słowo, a ja westchnęłam z rezygnacją.
- Wystarczy –powiedział Kim. – BamBam to dobra opcja, ale on sam nie wystarczy.
- Junior – szepnęłam i nie czekając na ich zdanie, zadzwoniłam do obu chłopców, którzy zgodzili się pomóc.
Już po trzydziestuminutach fanki odeszły.
- Nareszcie –westchnął ciemny blondyn, zabierając swoje rzeczy. – Dzięki Lily – powiedział, przytulając mnie na pożegnanie.
- A ja? – oburzyłsię kuzyn, a Yugyeom zmierzył go tylko wzrokiem.
- Do jutra –powiedziałam, kiedy już wychodził, na co uśmiechnął sięuroczo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top