Epilog

Dziękujemy wszystkim za czytanie naszego kolejnego raczka :D

Zakończenie serii idealnie pod weekend Worldsów (przypadek? nie sądzę :D). Koniec kolejnego sezonu i kolejnej serii u KOKS-ów :D

4837 słów

~~~~~~~~~~~~


7 LAT PÓŹNIEJ

Jeongguk:

Planując moją przyszłość w wieku nastoletnim nie zakładałem scenariusza, w którym jeszcze przed dwudziestym rokiem życia doczekam się bliskiego związku z Omegą, pierwszego potomka, zaręczyn i ślubu. Na tamte czasy, moje nastawienie do życia i kariery oraz dojrzałość, takie kroki wydawały się nierealne. Ale przecież nie zakładałem, że tą Omegą będzie Park Jimin, który na dobrą sprawę w tamtym czasie był jeszcze określany „Alfą" i wydawał się dla mojej osoby nieosiągalny. Jednak czasami nasze plany i założenia potrafią się diametralnie zmienić. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą uczucia, biorące górę nad rozumem. Bo patrząc na nasze początki byłem gotów skoczyć za nim w ogień, całkowicie oddając się tej miłości. I vice versa.

Na szczęście czas nie pokarał nas problemami wkradającymi się w większość małżeństw. Potrafiliśmy się dzielić obowiązkami. Potrafiliśmy unikać kłótni, stawiając na rozmowę i rozwiązywanie problemów. Ja starałem się być bardziej spostrzegawczy i dociekliwy, nie chcąc aby znów coś mi umknęło, lub abym źle zinterpretował słowa mojego Omegi. A on starał się być bardziej wyrozumiały i mniej emocjonalny w sytuacjach, które wymagały trzeźwego myślenia i opanowania. Współgraliśmy, tworząc naszą własną, idealną, życiową drużynę.

Pomimo ślubu i potomka nie odpuściłem mojej kariery. Czas, w którym przez umaszczeniowy skandal musiałem usunąć się w cień, wykorzystałem na zdanie wszystkich egzaminów. I choć z ich wynikami mógłbym bez problemu dostać się na jedną z topowych uczelni, nie potrafiłem ot tak porzucić mojej dotychczasowej ścieżki kariery, tak samo jak moich przyszłych marzeń. Jimin również nie rozstawał się ze sceną. Najpierw pod presją Hybe wydając kolejną solową płytę, a następnie po powrocie reszty BTS z wojska biorąc udział w ich wspólnym comebacku. Z czasem jakoś to wszystko pogodziliśmy. Wychowywanie Ahri, moją pracę i pracę Jimina. Oczywiście nie uniknęliśmy po drodze wielu problemów, z którymi staraliśmy się poradzić na swój sposób. Bo koreańska publika nadal miała nas na oku, komentując i powiązując każdy nasz najmniejszy ruch i decyzję. Niektórzy się domyślali, próbując obwieścić to wszystkim w sieci. Inni temu zaprzeczali, woląc żyć myślą, że ich ukochany Jimin lub ich ukochany Ian do końca kariery będzie tylko dla swoich fanów. Nasze agencje pozwoliły nam milczeć w tej sprawie, nie wydając żadnych oficjalnych oświadczeń. A my po prostu staraliśmy się być ostrożni, nie chcąc wystawiać naszych bliskich na niebezpieczeństwo.

Odnosiliśmy wiele sukcesów. Zarówno w życiu prywatnym, jak i tym zawodowym. Jimin po kilku latach zdecydował się na własną wytwórnię, wspólnie z resztą chłopaków z BTS. Dawało im to większą swobodę i więcej czasu wolnego. A ja w pierwszych latach po urodzeniu Ahri postawiłem na rozwój T1, niektórych wysyłając na potrzebną im przerwę, a przez to modyfikując nieco skład, a innych nastawiając na wygraną, po którą w końcu znów sięgnęliśmy. Po trzech wygranych sezonach i wielu drużynowych oraz tych indywidualnych rekordach, jako legenda i zasłużony członek społeczności LOL–a nie widniałem już tylko jako „midliner T1", z czasem dołączył do tego tytuł „lidera", który dzięki utrzymywaniu dobrych relacji z zarządem mojej agencji, przerodził się również we „współwłaściciela T1". To były sukcesy, z których mogłem być dumny. Oczywiście tylko na płaszczyźnie zawodowej. Bo na tej rodzinnej moim sukcesem była relacja z Ahri, która zarówno charakterem, jak i umaszczeniem wdała się we mnie. Chyba wyprosiliśmy to z Jiminem, mając z nią dzięki temu niewiele problemów. Mała lubiła czytać. Wolała programy naukowe od bajek. Jej hobby trochę odbiegało od tych standardowych, skupiając się raczej na kolekcjonowaniu monet lub znaczków. A już w wieku sześciu lat potrafiła grać w LOL–a na podobnym poziomie do mnie. Nie wiedzieliśmy z Jiminem co ją czeka w przyszłości. Jednak nie chcieliśmy wywierać na niej presji, obierając jakiś kierunek. Na razie ograniczaliśmy się do motywowania i wspierania jej geniuszu, pozwalając się przy tym rozwijać i bawić, tak jak każdemu innemu dziecku.

Posiadanie Ahri sprawiło, że zapragnęliśmy kolejnego potomka. Wbrew początkowym protestom Jimina, które doskonale pamiętałem z czasów okołoporodowych. Dlatego po pięciu latach od narodzin Ahri, na świat przyszła kolejna dziewczynka, dołączając do naszego rodzinnego teamu. Neko okazała się całkowitym przeciwieństwem swojej siostry. Od pierwszych dni jej życia wiedzieliśmy, że wdała się w Jimina. Płakała, chcąc non stop przebywać na czyichś rękach. Była wybredna co do jedzenia i miewała humorki, czasami wpadając w szał kiedy po prostu chcieliśmy ją przebrać lub wykąpać. Liczyliśmy, że z tego wyrośnie, ale genów nie da się oszukać. To po prostu był mały Jiminnie, tylko w żeńskiej postaci i z moim umaszczeniem. Mimo wszystko jakoś dawaliśmy sobie radę z tą dwójką. Oczywiście z niewielką pomocą Sharon i czasami naszych mam, bo jednak nadal byliśmy młodzi, nie mając takiego doświadczenia jak nasze rodzicielki.

Teraz, już jako dwudziestopięciolatek, choć oddałem się karierze gamera, stawiając na stabilizację, idącą w parze ze stałym dochodem, którego potrzebowałem przy naszej małej rodzince, nie zrezygnowałem z marzenia, które jeszcze w dzieciństwie pojawiło się w mojej głowie. Od kilku lat mogliśmy cieszyć się prywatną stadniną, położoną niedaleko tej rodziców. I choć Ahri chętnie udawała się ze mną na przejażdżki i treningi, Jimin nadal się do nich nie przekonał, trzymając z dala od tych pięknych stworzeń. Nawet Neko, niedługo przed ukończeniem drugiego roku życia wyrywała się do stadniny, prosząc o wspólne przejażdżki. I tak stworzyliśmy swoją pierwszą, rodzinną tradycję na wspólny czas wolny, podczas której mój śliczny Omega spoczywał na leżaku pod parasolem, a ja wraz z naszymi dziećmi, udawałem się na przejażdżki naszymi ulubionymi końmi i kucami. Była to fajna forma wprowadzenia mnie do świata treningów i przygotowań dla przyszłych młodych jeźdźców.

– Powtórzymy zasady? Neko? Ahri? – zapytałem, kiedy stanęliśmy przed wejściem na polanę, ogrodzoną płotem. Kuc Dust i klacz Lighting już na niej czekali. Jednak najpierw musiałem upewnić się, że wszystkie zabezpieczenia są w porządku, kucając przed Ahri i Neko, które stały grzecznie przede mną w kaskach i ochraniaczach. No, przynajmniej przez chwilę, bo jak tylko upewniłem się, że wszystkie paski przy ochraniaczach Neko dobrze trzymają, mała zaczęła biegać wokół nas, podekscytowana tą aktywnością.

Na szczęście Ahri pozostała spokojna, wpatrując się we mnie tymi syrenimi oczami, odziedziczonymi po Jiminie. Ogólnie z twarzy przypominała właśnie jego za młodu. Pulchne policzki, duże usteczka, mały, drobny nosek. A jednak bywała tak nieśmiała i zagubiona jak ja.

– Nie szaleć. Nie naciskać nóżkami na konika. Nie szarpać za lejce. Nie zdejmować kasku i ochraniaczy. Nie krzyczeć – wymieniła grzecznie, jak zwykle wszystko ładnie pamiętając.

– I tuuuuulić konika! – dodała biegająca i podskakująca wokół nas Neko, czyli choć z charakteru kopia Jimina, to z twarzy bardziej moja podobizna. Na razie mogliśmy określić to tylko po dużych oczach i nosku, bo rysy jej twarzy nadal były zbyt dziecięce, aby przypisać je stricte któremuś z nas.

– Bardzo ładnie, kochanie – pochwaliłem naszą starszą pociechę, głaszcząc ją po ramieniu. A kiedy wstałem z kucek zwróciłem się również do Neko, nadal skaczącej wokół nas: – Tak. I tulić konika, Neko. Tylko ostrożnie, prawda? – przypomniałem, nie chcąc, aby powtórzył się epizod z lekkiego zgniecenia kota sąsiadów podczas przytulania. Neko miała za dużo energii, którą czasami ciężko nam było odpowiednio wyładować. A ze względu na jej charakter niektóre uwagi od razu do niej nie docierały.

– Tak! – zgodziła się.

– Możemy już iść? – poprosiła Ahri, wyciągając rękę w stronę Neko, która od razu się zatrzymała, chętnie ją łapiąc. Nie łapiąc, a raczej tuląc do jej ramienia.

– Chodźmy. – Również wyciągnąłem dłoń do Ahri, wiedząc, że Neko na razie mi jej nie poda, zajęta tuleniem ramienia siostry. I dopiero gdy dziewczynki grzecznie ze mną ruszyły, kierując się do zagrody, zwróciłem się jeszcze do naszej damy, spoczywającej na leżaku. – Jiminnie? Może jednak się skusisz?

Mój Omega przez te wszystkie lata w ogóle się nie zmienił. Może nawet zrobił się jeszcze piękniejszy, pomimo naszego małżeństwa, problemów i dwójki dzieci na głowie. Korea nadal za nim szalała. Ba, cały świat nadal szalał. Dlatego dzień w dzień byłem gotów padać mu do stóp, wdzięczny za jego miłość i poświęcenie.

Chłopak nawet nie podniósł głowy na moje pytanie, najwyraźniej zbyt pochłonięty książką, którą czytał. Nie pytałem o tytuł, ale wystarczyła mi okładka tej nietypowej lektury. Widziałem też zakładki, stanowiące oznaczenia ciekawych wątków lub zagadnień. I domyślałem się, że nie należą one do dziedziny naukowej. Ten Alfa z gołym torsem na okładce mówił mi wystarczająco.

– Nie, wolę nieco mniejsze, ale równie szalone ogary, dzięki – stwierdził, a jego słowa tym bardziej potwierdziły moje domysły.

Zrozumiałem co ma na myśli, jak zawsze. Ale też jak zawsze nie dałem się w to wciągnąć, lubiąc się tak z nim droczyć.

– Tak? Mówisz o tych nieco większych kucach? Mogę takiego kupić specjalnie dla ciebie, Jiminnie – oznajmiłem poważnym tonem, obserwując kątem oka kroki naszych dziewczynek.

Mój Omega aż zsunął na to okulary, niedowierzając moim słowom.

– Uważaj sobie, bo pewien ogar nie poszaleje przez kilka najbliższych dni – rzucił, chyba chcąc mnie nastraszyć, choć przy takiej lekturze wątpiłem, aby tuż po uśpieniu Ahri i Neko nie zaciągnął mnie dzisiaj do sypialni, na wstępie sypiąc jakimś wulgarnym tekstem z tego harlequina.

– Taki grzeczny, posłuszny i usłuchany ogar? – upewniłem się, wolną ręką dyskretnie wskazując na siebie. Tak, aby żadne spostrzegawcze oczy naszych pociech tego nie wyłapały, zaraz postanawiając o to dopytać. Na szczęście były zbyt podekscytowane na jazdę, skupione tylko na czekających na polanie koniach.

Posłaliśmy sobie jeszcze uśmiechy z Jiminem, na tym kończąc tę wymianę zdań, bo akurat docieraliśmy do furtki, zaraz ją przekraczając.

– O. Już do nas biegną – zauważyłem, gdy weszliśmy do zagrody. Dust i Lighting widząc dziewczynki natychmiast do nas przydreptali, licząc na głaskanie i przekąski.

Najpierw oczywiście na tym się skupiliśmy, witając z nimi i trochę je dopieszczając, aby chętnie z nami współpracowały. I dopiero gdy każdy konik był odpowiednio wygłaskany, zwróciłem się znów do dziewczynek:

– Ahri, Neko? Chcecie razem?

Nasza pierwsza pociecha od razu na mnie popatrzyła. Niepewnie. I zapewne gdybym nie patrzył w jej stronę nie zauważyłbym jej cichego: „Nie?", zagłuszonego przez głośne: „TAK!!!" od Neko.

No właśnie, to były te minusy odziedziczenia mojego charakteru. A przynajmniej tej cechy mojego charakteru. Chęć pozostania w cieniu, zakłopotanie przy byciu w centrum uwagi oraz uległość, zwłaszcza w kontakcie z bliskimi, aby tylko ich zadowolić. U mnie pomógł z tym głównie status, a później związek z Jiminem i życiowe doświadczenie. Dlatego przy Ahri, nie mając pewności, że będzie Betą lub Alfą oraz trafi na odpowiednią osobę, wydobywającą z niej cechy potrzebne w codziennym funkcjonowaniu, to ja z Jiminem musieliśmy dbać o poświęcanie jej odpowiedniej uwagi, uczenie asertywności i nakłanianie do wyrażania własnego zdania i określania swoich potrzeb.

Dlatego zignorowałem krzyk Neko, nadal patrząc w stronę starszej córeczki:

– Ahri, wolisz sama?

Mała pokiwała niepewnie głową, zerkając przy tym kątem oka na Neko, obawiając się jej reakcji. Bo jak zawsze nie chciała urazić jej uczuć, co niestety było niezwykle łatwe przy Neko.

– Ali ce ze mną! – stwierdziła na to nasza dwulatka, raczej nie chcąc przy tym ustąpić. Dlatego jak zawsze musiałem wpaść na coś, co odciągnie ją od tego pomysłu:

– Neko, a nie chcesz z tatą na wieeeelkim koniku? – zachęciłem ją. A zanim zdążyła na to odpowiedzieć złapałem ją pod pachami przekładając na wielką, czarną Lighting, aby sama się przekonała. Bo na razie ograniczaliśmy się do kuców, ze względu na jej młody wiek. Jednak mała już nam sporo urosła, na pewno będą gotowa na taką przejażdżkę.

Dziewczynka zaraz zapiszczała szczęśliwa, ciesząc się z takiego obrotu spraw.

– Jak cieżniczka! – stwierdziła, co od razu postanowiłem podłapać. Bo przez jej podekscytowanie i krzyk, Lighting zrobiła się nieco niespokojna, przestępując z kopyta na kopyto i ruszając pyskiem.

Starałem się ją uspokoić, głaszcząc po nim od razu, a moją księżniczkę postanowiłem pouczyć w temacie spokoju przy konikach:

– Ale pamiętamy o zasadach, słońce. Jak księżniczki zachowują się na swoich konikach? Są grzeczne i spokojne, aby świecić przykładem swoim poddanym, prawda? – przypomniałem, trochę bardziej wyniosłym tonem, starając się przybrać głos szlachcica, uczącego młodą damę dworskiej etykiety. A akurat taki ton miałem już wyuczony, po przeczytaniu małym miliona bajek z tym motywem.

Neko od razu to podłapała, prostując się z szerokim uśmiechem. A jej mała łapka rozpoczęła pozdrawianie swoich nieistniejących poddanych, najwyraźniej zgromadzonych dookoła.

Ulżyło mi, że to podziałało i nie wpadła w histerię, kończącą naszą przejażdżkę, co już zdarzało się w przeszłości.

– Dokładnie tak, Nekuś – pochwaliłem ją, głaszcząc po pleckach. – Przytrzymaj konika, tata zaraz przyjdzie ci asystować – obiecałem, przenosząc jej łapki na grzywę Lighting, co wiedziałem, że będzie lepszą asekuracją niż lejce, które mogłaby zaraz zignorować. Grzywa konia zawsze wydawała się jej ciekawsza, więc na pewno lepiej podziała.

Neko na szczęście mnie posłuchała, zaczynając gaworzyć coś do spokojnej już klaczy. A ja mogłem odwrócić się do Ahri, głaszczącej Dusta po pyszczku.

– Moja druga księżniczka gotowa na przejażdżkę? – zapytałem, oferując jej dłoń w geście prawdziwego szlachcica, który był gotów pomóc drugiej damie wsiąść na jej kucyka.

Ahri pokiwała od razu głową, uśmiechając się do mnie z wdzięcznością. I zaraz chętnie złapała moją dłoń, wsiadając na grzbiet Dusta.

– Jedziemy tatuś?

– Buziaczek na szczęście i jedziemy – oznajmiłem tylko, nachylając się jeszcze do niej, aby zebrać przy okazji buziaki od moich dziewczynek, muskając je jeszcze nosem po policzkach. I dopiero gdy okazaliśmy sobie trochę czułości, wsiadłem za Neko, mogąc w końcu rozpocząć dzisiejsze jazdy.

Dziewczyny już świetnie radziły sobie na koniach. Chętnie wyjeżdżały na dalekie tereny, oczywiście nadal w obszarze zagrody. Ahri nawet w pewnym momencie wyrwała się do przodu sama, zostawiając nas mocno w tyle, przez co widziałem jak Jiminnie aż wstaje ze swojego leżaka, na pewno przerażony perspektywą stracenia jej z oczu i potencjalnej krzywdy spowodowanej taką prędkością. Jednak wiedziałem, że nasza córeczka jest na tyle rozsądna, aby kontrolować sytuację, pozwalając sobie na taki galop tylko przez chwilę. Zresztą, była przy tym tak szczęśliwa, że nie miałem serca ją o to upominać. Wiedziałem już z jednej z naszych rozmów, że takie przejażdżki ją uszczęśliwiają. I że zapewne kiedyś tak jak ja będzie się tu udawała na samotne przejażdżki, chcąc odnaleźć trochę ciszy i spokoju.

Neko również zapewniła mi trochę wrażeń. Choć w przeciwieństwie do Ahri ograniczyła się po prostu do prób rozkazywania i popędzania, które znów musiałem uspokoić na metodę „księżniczkową", przypominając jej, że księżniczki tak się nie zachowują. Podziałało. I chociaż połowę przejażdżki miałem względny spokój.

Dzieciaki na tyle się wymęczyły, że tuż po zejściu z koni popędziły prosto do Jimina, aby po krótkim podzieleniu się swoimi wrażeniami z przejażdżki, odpocząć w jego ramionach. Mnie również tam ciągnęło, dlatego czym prędzej pozbyłem się siodeł i ogłowia z Dusta i Lighting. A kiedy zaniosłem je z powrotem do stadniny, przekazując jednemu z pracowników, tak jak nasze dziewczynki, pobiegłem z powrotem do mojej rodzinki, już z daleka krzycząc:

– Jiminnie, Jiminnie, super było na konikuuuu. – Starałem się brzmieć na podekscytowanego, ciesząc się do niego szeroko. A kiedy w końcu do nich dopadłem przytuliłem się do wolnego boku mojego Omegi, ciesząc jego przyjemnym zapachem i ciepłem.

Neko zajmowała jego drugi bok, powoli już przysypiając. A Ahri przysiadła na trawie, opierając się o nogi Jimina.

– To dobrze, mały Jeonggukie – skomentował to ze szczerym uśmiechem, a jego druga ręka zaraz wylądowała na mojej głowie, przyjemnie głaszcząc.

– Myślałem, że z czasem przekonasz się do jazdy konnej. Zwłaszcza odkąd nasze skarby tak ją polubiły – stwierdziłem, a moja dłoń przeniosła się gdzieś na jego brzuch, aby również odwzajemnić ten miły dotyk, głaszcząc go delikatnie kciukiem.

– Nie. Chyba że jedziemy razem na jednym. Ale przy dziewczynkach to mało bezpieczne. Więc wolę sobie poleżeć.

–Hmmm... Jak Ahri podrośnie będzie jeździć z tobą, kochanie – wpadłem na idealne rozwiązanie, sięgając przy tym do jego policzka, aby musnąć go kciukiem, lekko rozbawiony. Bo to przecież Jimin powinien jeździć z Ahri, a nie Ahri z Jiminem. Ale cóż, najwyraźniej Jiminnie był na takie rozrywki zbyt delikatną Omegą.

– Nie. Ja z mamusią – wtrąciła się nagle Neko, która chyba jednak jeszcze nie przysypiała. Ewentualnie uznała, że poświęcamy sobie za dużo uwagi, ignorując przy tym jej drobną i jakże skromną osóbkę.

– Mała zazdrośnica – skomentował Jiminnie, czochrając jej trochę włoski, rozbawiony. Zaraz jednak zwrócił się również do Ahri, chyba postanawiając powrócić do jej dzisiejszych poczynań na Duście: – Świetnie sobie radzisz, słonko. Jestem z ciebie dumny.

Nasza gwiazda zaraz się rozpromieniła, patrząc szczęśliwa na Jimina.

– Dziękuję.

Również się do tego dołączyłem, głaszcząc ją po głowie. Choć znając doskonale naszą młodszą, atencyjną gwiazdę zaraz dodałem:

– A ochronisz mamę przed konikiem, Neko?

– Tiak – zapewniła, choć już bardzo sennie. A widząc jej klejące się oczka i następujące po tym ogromne ziewnięcie, wiedziałem, że raczej powinniśmy wracać już do domu.

– Dzielna dziewczyna – pochwaliłem ją jeszcze, głaszcząc po pleckach. – Zbieramy się powoli? – zwróciłem się już do Jimina, który zaraz odpowiedział mi na to kiwnięciem.

– Tak, Neko trochę prześpi się w aucie, a w domu zabiorę się za obiad.

Uniosłem się, aby sięgnąć do jego policzka, dając mu tam całusa.

– To chodźcie moje słońca – poprosiłem, wyciągając rękę do Ahri, aby pomóc jej wstać.

Zebraliśmy się powoli, szczęśliwi po tym kolejnym spokojnym, rodzinnym dniu. Czasami w takich momentach łapałem się na myślach o tym „co by było gdyby". Bo co by było gdybym tak jak inni esportowcy postanowił oddać się całkowicie karierze, nigdy nie decydując na tak bliski związek z jakąkolwiek Omegą? Lub co by było gdybym nie odważył się spotkać wtedy z Jiminem, udając na nasze pierwsze randki w moim samochodzie? I co by było gdybyśmy jednak zdecydowali się na aborcję, pozbywając tak ogromnego szczęścia, jakim była dla nas Ahri? A przede wszystkim co by było gdybym po ataku sasaengów i mojej próbie samobójczej całkowicie odwrócił się od Jimina? Nie przeszlibyśmy wspólnie tej drogi. Nie poznalibyśmy takiego szczęścia. I zapewne nigdy nie poczułbym się tak spełniony. Ale nadal byłem tylko dwudziestopięciolatkiem, który każdego dnia uczył się zamieniać „Co by było gdyby?" w „Co jest tu i teraz?". Bo mam najpiękniejszego Omegę na świecie, dbającego o mnie i o nasze dzieci. Mam Neko i Ahri, które są zdrowe, szczęśliwe i pełne życia. Mam bliskich, którzy zawsze we wszystkim chętnie nam pomogą. Dlatego tamte początki i moje gdybania powinienem pozostawić w przeszłości, ciesząc się, że resztę życia spędzimy razem, wiedząc, że podjęliśmy dobre decyzje. Bo dzięki nim staliśmy się tym kim jesteśmy teraz, potrafiąc dobrze wychowywać nasze córki i potrafiąc darzyć się uczuciem, które przetrwało tak wiele prób. I na pewno przetrwa do końca.



Jimin:

To niesamowite ile już lat minęło, odkąd razem z Jeonggukiem powitaliśmy na świecie Ahri. Nasza kochana córeczka rosła jak na drożdżach, a sprytem i inteligencją dorównywała niejednemu dorosłemu. Wcale mnie nie zdziwiło, gdy w tak młodym wieku zaczęła razem z Jeonggukiem spędzać czas na graniu, szybko osiągając pierwsze wyniki. Chyba dając jej tak nietypowe imię sami napisaliśmy jej los, nawet jeśli staraliśmy się nie naciskać na nią w żadnym konkretnym kierunku rozwoju. Niemniej widziałem radość na jej buzi, gdy jej team kolejny raz wygrywał, co tylko utwierdziło mnie w myśli, że szykuje nam się następca Iana z T1.

Choć z początku planowałem drugie dziecko dużo później, to jednak zachęcony wizją szczęśliwej rodzinki zdecydowałem się wcześniej na ciążę, łącząc to z odejściem z Hybe. Razem z resztą chłopaków z BTS otworzyliśmy własną wytwórnię, w której szkoliliśmy kolejne gwiazdy, starając się robić to mniej hurtowo, niż wielka czwórka. Trzy zespoły – jeden żeński i dwa męskie, w tym jeden mocno międzynarodowy – pozwoliły nam na koncentrowanie się na rzeczach dla nas ważnych. Oczywiście naszą główną funkcją było teraz bycie zarządem, natomiast każdy zajął się też dodatkowymi zadaniami. Ja trenowałem z młodymi taniec, układając razem z Hoseokiem hyungiem choreografie dla nich. Oprócz tego Hobi zabrał się też za bardziej modowy rynek, skupiając na tworzeniu kolorowej biżuterii i butów. Jin hyung i Taehyung grywali w dramach, ucząc też aktorstwa naszych podopiecznych i pomagając im zdobyć pierwsze role w dramach. Natomiast Namjoon hyung i Yoongi hyung skupili się na swojej ulubionej czynności, czyli tworzeniu muzyki. Bywały jeszcze dni, gdy pojawiliśmy się gdzieś jako zespół, dając czadu na scenie, jednak ustępowaliśmy blasku młodszym od nas.

Echhh... Mówię, jakbym miał z pięćdziesiąt lat, a przecież jeszcze nie mam nawet trzydziestki... To dopiero początek! Jeszcze wiele przed nami! Zwłaszcza, że moja solo kariera nadal trwała i niedawno skończyłem promocję najnowszej płyty!

Ta „drobna" zmiana w pracy była tylko jedną z wielu. Przede wszystkim, gdy na świat miała przyjść Neko, zdecydowaliśmy się na zmianę mieszkania – potrzebowaliśmy więcej pomieszczeń, ale też chciałem w końcu opuścić miejsce, które tak bardzo kojarzyło mi się z tragicznymi wspomnieniami. Pomimo terapii nigdy tak zupełnie nie wyzbyłem się lęku, że mój ukochany znów podejmie jakieś drastyczne kroki, a ja tym razem znajdę go za późno. Ze swojej strony robiłem co mogłem, by zapobiec takiej sytuacji – dużo rozmawialiśmy, dzieląc się swoimi lękami i obawami, by w porę móc sobie pomóc. Trochę też wyszło mi to na dobre pod względem pracy nad swoim charakterem – nie obrażałem się już „bo tak" i zawsze dokładnie tłumaczyłem moje uczucia. A to okazało się naprawdę ważne w kontekście budowania relacji. Może przypadkiem znaleźliśmy z Jeonggukiem klucz do udanego małżeństwa?

A właśnie, a propos małżeństwa. Nie tylko ja mogłem pochwalić się formalnie potwierdzonym związkiem. O dziwo drugim „zaobrączkowanym" okazał się Yoongi hyung. I to z Sayą! Tak jest – jej listy, które starannie pisała w czasie, kiedy hyung był w wojsku, oraz przypadkowe spotkania w szpitalu, podczas odwiedzania mnie przy pierwszej ciąży, zaowocowały chęcią bliższego poznania. I bardzo dobrze, bo wyglądali razem cudownie! A mniej więcej w tym samym czasie, kiedy urodziłem Neko, ich rodzinka powiększyła się o Miumiu – słodką dziewczynkę, która stanowczo przypominała swoją mamę. Jedynie miny robiła takie, jak jej ojciec.

Wracając jednak do naszej codzienności – wróciliśmy ze stadniny w sam raz, by zacząć robić obiad. Zabrałem się więc za gotowanie, mając zamiar wieczorem opowiedzieć Jeonggukowi, czego nauczyłem się z obecnie czytanego harlequina i co moglibyśmy przetestować, by to była miła noc. W tym czasie mój małżonek położył Neko na małą drzemkę, by nie była marudna po jeździe, i zajął się Ahri, z którą już usiedli do komputera.

Moje dwa nerdy.

Wszystko było prawie gotowe, gdy nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Od razu zerknąłem na panel przy drzwiach do kuchni i uśmiechnąłem się szeroko z radości.

Wycierając dłonie w fartuch, ruszyłem do drzwi wejściowych, gdzie rodzinka Min właśnie zdejmowała buty. Yoongi hyung trzymał na rękach swoją małą księżniczkę.

– Hyung! Saya! Jak miło was widzieć! – zawołałem wesoło, zdejmując fartuch, by uścisnąć dziewczynę.

– Jimin oppa! – Jej entuzjazm był równie duży, bo od razu wycałowała moje policzki i poszła wyściskać brata oraz Ahri, którzy dołączyli do nas.

– A gdzie wasz mniejszy skarb?

– Neko ma drzemkę, a nasza Ahri jeszcze przed chwilą oczywiście rozkładała swojego staruszka w grze – oznajmiłem, podchodząc bliżej mojego przyjaciela. – Miumiu, śliczności – powiedziałem uroczo, chcąc przywitać dziewczynkę, jednak ta jak zawsze z zawstydzeniem schowała buzię w ramię swojego taty.

– „Staruszka"? Ciekawe jakie inwektywy mnie czekają gdy dobiję trzydziestki – powiedział za moimi plecami Jeongguk.

– Nie wstydź się wujka, słonko – mruknął Suga, chcąc postawić córkę na podłodze, ale to wywołało krzyk Miumiu, a zaraz po tym płacz z pobliskiego pokoju.

Od razu poszedłem do Neko, słysząc z korytarza dalsze powitania i wymianę uprzejmości.

– No co tam, kruszyno? Czemu płaczesz? – zapytałem, biorąc na ręce naszą córcię. Ta jednak bez słowa, nadal senna, wtuliła się tylko we mnie i pociągnęła noskiem. Pobujałem ją chwilę i dopiero, gdy wyjaśniłem cicho, kto do nas przyszedł w odwiedziny, mogłem zabrać ją do reszty towarzystwa.

– Przepraszamy, że tak bez zapowiedzi. Załapiemy się na obiad? – zapytał Yoongi, chyba dobrze czując zapachy dobiegające z kuchni.

– Bez problemu, chodźcie – zaprosiłem ich, kierując się do kuchni połączonej z jadalnią.

Ahri i Miumiu zdążyły się już przywitać i złapać za rączki. Starsza miała już doświadczenie w opanowaniu humorków innych, więc spokojnie zabrała kuzynkę do kącika z zabawkami, gdzie zajęły się sobą, a po chwili dołączyła do nich Neko, jak zawsze nie dając się pominąć w zabawie.

– Oj, wiedzieliście kiedy wpaść – zauważył Jeongguk, siadając z gośćmi przy stole, gdzie udało mi się już przygotować kilka przystawek. Zaraz dołożyłem dodatkowe nakrycia i wróciłem do garów.

– Każda pora dobra, aby wpaść i pomęczyć mojego braciszka – stwierdziła Saya i chyba kopnęła go pod stołem, bo zaraz zaczęły się przepychanki.

Yoongi hyung dołączył do mnie w części kuchennej, zagadując o sprawy związane w wytwórnią. Ostatnio nastąpił mały rozłam odnośnie przyjęcia w nasze szeregi bardzo młodych osób, które chciały zostać aktorami. Ja i większość uważaliśmy, że to nie ma sensu, bo nie zajmujemy się aż tak młodymi talentami, ale Tae i Jin hyung uparcie twierdzili, iż osobiście ich wyszkolą na przyszłych zdobywców nagród za najlepsze role. Więc musieliśmy się dobrze zastanowić nad ładowaniem kasy w te osoby.

W międzyczasie udało mi się dokończyć przygotowanie posiłku i naznosiłem miseczek na stół. Dziewczynki dołączyły do nas, zajmując grzecznie miejsca, ale oczywiście nasza Neko robiła co mogła, by skupiać na sobie uwagę wszystkich. Mała atencjuszka opowiadała cioci i wujkowi jak jeździła dzisiaj z tatą na dużym koniku. A Ahri karmiła Miumiu, która milczała przez większość czasu, zainteresowana głównie jedzeniem.

– To kiedy planujecie kolejne? – zapytał nagle Jeongguk, gdy temat rozmowy schodził coraz bardziej na dalszy rozwój naszych dzieci.

Yoongi odchrząknął znacząco i nieco nerwowo zerknął na swoją żonę.

– Wchodzisz na drażliwy temat, Jeongguk.

– Drażliwy pod jakim względem? – dopytywał, uważnie lustrując ich wzrokiem.

– Czy ty wiesz, jak trudno było po ciąży wrócić do tej sylwetki?! – zapytała oburzona Saya, wskazując wymownie dłonią na swoje ciało.

Hyung poruszył ustami, jakby bezgłośnie powiedział „zaczyna się".

– Wspominałaś kiedyś o zabiegach. Na pewno nieco to ułatwiły. Przecież zawsze marzyłaś o „gromadce dzieci z Min Yoongim" – wytknął jej bliźniak, wyraźnie zadowolony, że udało mu się jej dokuczyć.

– Tak? No patrz, jakoś mi się odechciało, odkąd tonęłam w pieluchach – mruknęła oburzona. – Wam Alfom wydaje się, że ciąża, poród i opieka nad dzieckiem to taka fajna zabawa.

– Nie, sam również tonąłem w pieluchach, więc wiem, że to nie jest „fajna zabawa" – odparł spokojnie Jeon, zerkając na mnie. Bo prawda, bardzo dużo mi pomagał i chyba już dawno bym się załamał, gdyby nie on. – Przecież Yoongi hyung również nie siedzi z założonymi rękoma, każąc ci robić wszystko samej.

– Oj powiedz im już – powiedział rozbawiony hyung, sięgając z uśmiechem po kubek z wodą.

Dziewczyna westchnęła ciężko i rozmasowała sobie skronie palcami.

– Dobra, dobra... Będziemy mieć drugie... Jestem już w ciąży... – mruknęła w końcu.

Na moich ustach od razu zagościł szeroki uśmiech.

– Naprawdę?! To wspaniale! Gratulacje!

– Znowu wszystkie stylizacje będą źle wyglądać! – dramatyzowała nadal nasza królowa mody. Bo właśnie tym się zajmowała, odkąd przestała być główną oficjalną fanką BTS – projektowała ubrania i prowadziła butik ze swoją odzieżą. Dużo też działała w Internecie, tworząc kontent modowy, więc było o niej nie raz głośno. A pierwsza ciąża z Miumiu narobiła wokół niej sporo dodatkowego szumu.

Jeongguk chyba potrzebował chwili, by to zakodować, ale też pogratulował.

– Czyli jednak powoli ku gromadce.

– Żartuj dalej, śmiało – mruknęła, przysuwając do siebie więcej miseczek z jedzeniem, wyraźnie głodna.

– Nic się nie martw, możesz liczyć na moje wsparcie. Co prawda tym razem nie będziemy razem chodzić z brzuchami, ale dasz znać, to we wszystkim pomogę – zaproponowałem od razu.

– Dzięki.

– Ahri i Neko na pewno też pomogą, prawda? – powiedział Jeongguk, głaszcząc głowę siedzącej obok niego starszej córki. – A wtedy całe mieszkanie tylko dla mnie – dodał, zadowolony ze swojego geniuszu.

– No pewnie, już ja ci dam zadanie. Wysprzątasz wszystko na błysk.

– Nie ma problemu – zgodził się od razu, a ja miałem wrażenie, że w jego oczach pojawia się numer telefonu do Sharon.

– Nie wspomożesz szwagra w skręcaniu mebli? – zapytał Yoongi, wyraźnie radosny. I to na pewno nie przez fakt ponownego zostania ojcem, tylko na wizję tej „szwagrowej współpracy", bo wszyscy wiemy, jak to się skończy.

– W tym jak najbardziej mogę się przydać.

– Dobrze, dzieci na pewno chętnie będą wam towarzyszyć – dorzuciłem, by sobie nie myśleli, że ot tak urządzą chlańsko.

– O nie, nie, BHP na to nie pozwala. Wujek Hobi się nimi zajmie – zaproponował od razu Suga hyung.

– Dokładnie, to niebezpieczne, Jiminnie. Lepiej jak we dwoje się tym zajmiemy.

– Będziecie chlać, a nie meble skręcać. A potem dziecko będzie w źle zabezpieczonym łóżeczku spać – warknęła na nich Saya.

– Wcale nie... – zaprzeczył od razu jej małżonek, jednak mało przekonująco.

– „Chlać"? My??? Jesteśmy ostatnimi osobami, po których można się tego spodziewać, Saya – zapewnił Jeongguk, choć wszyscy wiedzieliśmy, że kłamie w żywe oczy.

– Taaaaaaak, oczywiście – mruknąłem, nieco już rozbawiony, przewracając oczami.

– Raz się zdarzyło i będą nam wypominać do końca życia – zaczął dramatyzować mój przyjaciel.

– W przeciwieństwie do innych Alf jesteśmy grzeczni, więc takie sytuacje już dawno powinny pójść w niepamięć – dodał Jeon.

Popatrzyliśmy na siebie z Sayą z powątpiewaniem, bo akurat ten duet miał wspólnie więcej za uszami. Nie chciałem już wspominać wspólnych wakacji, gdzie zabalowali tak, że znaleźliśmy ich czternaście godzin później, śpiących na ławce w parku. Myślałem, że całą policję w Singapurze postawię na nogi. Takiego wstydu narobili... Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem nie zrobił się z tego skandal na skalę krajową.

Nagle na policzku Jeongguka wylądował zmielony brokuł, a to oznaczało, że Neko miała już dość ignorowania jej. Oczywiście jej tata od razu zaczął tłumaczyć, dlaczego nie wolno tak robić, jednak ona go zagłuszała, zaczynając opowiadać zmyśloną historię o konikach biegających po łące, więc nie było siły przebicia.

W końcu udaliśmy się do salonu, gdzie dziewczynki zajęły się sobą, a my mogliśmy jeszcze spokojnie porozmawiać, ciesząc się tym rodzinnie spędzonym czasem.

Siedziałem na kanapie i słuchałem jak Saya narzeka na jakość materiałów, które ostatnio dostała do pracy, jak Yoongi hyung zastanawia się nad nowym konceptem dla naszego żeńskiego zespołu oraz planów Jeongguka na najbliższą współpracę. I to był jeden z takich momentów, gdzie szczerze cieszyłem się, że tak potoczyło się moje życie. Bo choć kariera, scena i fani byli dla mnie ważni i nadal stanowili dużą część mojego życia, to jednak rodzina, którą stworzyliśmy z Jeonggukiem i silna przyjaźń z BTS dały mi dużo więcej radości i szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top