9 - Out of nowhere
2623 słów
~~~~~~~~~~~~
Jimin:
Było mi potwornie przykro, że randka z Jeonggukiem dobiegła końca. Najchętniej nie opuszczałbym go już na krok do końca życia. Ale za drzwiami samochodu czekała nas rzeczywistość, która nie będzie tak przychylna. Bo nawet jeśli w dalszej perspektywie mogliśmy być razem oficjalnie, to jednak teraz czekała nas długa droga do pokonania. Ale zrobimy to stopniowo – najpierw powiemy reszcie BTS i siostrze Jeongguka. Potem naszym rodzicom. A na koniec, przy końcu kariery, ogłosimy nasz związek oficjalnie.
Opuściłem samochód Jeongguka, machając mu jeszcze na pożegnanie, po czym udałem się pospiesznie do mieszkania. Torby z prezentami były dość nieporęczne, ale nie mogłem ich zostawić, skoro młodszy tak się postarał.
Ledwo wjechałem na samą górę budynku i otworzyłem drzwi, a już czułem od moich alfich przyjaciół zapach zmartwienia. Wszyscy siedzieli przy stole z kubkami kawy, wyraźnie na mnie czekając. Tylko Yoongi hyung wydawał się spokojny.
– Jiminnie? Gdzie byłeś? – Pierwszy odezwał się Tae z lekkim wyrzutem.
Trzymaj się ustalonej wersji, Jimin.
– Z kolegą z liceum. Miałem ochotę się przewietrzyć i trafiliśmy na siebie w sklepie – powiedziałem, siląc się na pełen niewinności ton.
Jednak mój rówieśnik nie odpuścił. Podniósł się z krzesła i podszedł bliżej, by mnie powąchać.
Neutralizatory muszą zadziałać. Muszą!
Choć chyba nie do końca zadziałały, bo kiedy chłopak się odsunął, jego mina była nieco zszokowana.
Patrzyłem mu głęboko w oczy, ostrzegając tym, aby nie ważył się powiedzieć ani słowa. On jednak skrzyżował ręce na torsie i wyglądał, jakby w ten niemy sposób mnie oskarżał.
– No co? Czujesz mojego kolegę, wielkie mi co – powiedziałem bojowo, przyjmując postawę, którą przez lata tak dobrze wyszkoliłem, udając Alfę.
– Kolegę...
– Jiminnie, martwiliśmy się – powiedział Hoseok, podchodząc bliżej.
– Wiem, doceniam to, ale nie musicie. Jestem bezpieczny i umiem sobie radzić. Chodźmy wszyscy spać.
Żaden z nich nie wyglądał na przekonanego moją propozycją.
Namjoon hyung westchnął, widząc, że to i tak do niczego nie prowadzi.
– Porozmawiamy przy śniadaniu. Idziemy spać. Jiminnie, proszę, nie wychodź już sam w nocy.
– Dobrze, dobrze – mruknąłem, uciekając do mojej sypialni. Nie zamierzałem wychodzić sam, tylko z Jeonggukiem, więc nie łamię danego słowa.
Będąc w mojej bezpiecznej przystani, zabrałem się za rozpakowanie prezentów. Wszystkie kosmetyki i świece trafiły do łazienki. Miałem ochotę wziąć długą kąpiel, używając jednej z kul, jednak nie dane mi to było, bo do moich drzwi już się ktoś dobijał. I doskonale wiedziałem kto chce mnie jeszcze opieprzyć.
Poszedłem więc je otworzyć, a widząc Tae, wykonałem ruch, jakbym chciał mu zamknąć drzwi przed nosem. To chyba wystarczająco wymowny sygnał, że nie mam ochoty na tłumaczenie się mu.
Niestety mój rówieśnik trzymał je dość mocno, uniemożliwiając mi to.
– Co ty wyprawiasz, Jimin? – zapytał nieco zły, wchodząc do sypialni.
– O co ci chodzi? To moja sprawa.
– Twoja? Czy nasza?
Zawarczałem cicho, ostrzegawczo.
– Może i nasza. Nic. Wam. Do. Tego – zaakcentowałem mocno każde słowo. Niestety przy okazji tych słów poczułem, jak w moich oczach wzbierają się łzy. Bo to nieprawda. Wszystko im do tego. Moje zachowanie mogło mieć wpływ na cały zespół. Znów mogłem doprowadzić do zniszczenia BTS przez mój egoizm. A to spowodowało, że chciało mi się płakać.
– Jimin... Rozumiem, że go... lubisz. Ale to blond Alfa do cholery – powiedział wkurzony.
Otworzyłem usta, by zaprzeczyć, znając już sekret młodszego. Jednak nie mogłem. Tą tajemnicą tylko on może się dzielić i tylko z tymi, którym chce ją zdradzić. Dlatego musiałem pozostać przy jedynym argumencie, jaki miałem:
– No i co? Lubię go, a on lubi mnie.
Mocny argument, prawda?
– Nie możecie być razem, Jimin.
– Możemy. Zaufaj mi, proszę – powiedziałem już ciszej, bo łzy zaczęły mi płynąć po policzkach. – Możemy być razem i będziemy razem.
– Jimin... Chcesz ryzykować? O jakiegoś Alfę? – zapytał niepewnie, widocznie nie rozumiejąc mojego zachowania. Nic dziwnego, bo ja też go nie rozumiałem.
Jeszcze jakiś czas temu powiedziałbym bez zawahania, że najważniejsza jest dla mnie kariera. Ale teraz... nie byłem już tego taki pewien. Niesamowite, jak jedna osoba może wywrócić świat do góry nogami.
– Będziemy się rzadko widywać – powiedziałem ostrożnie, wiedząc, że i tak nasza sytuacja to na nas wymusi. – A gdy zakończymy kariery będziemy w pełni razem.
– Czyli już macie na to cały plan? A co z wytwórnią? I jego agencją? Jak się dowiedzą to... To będzie koniec. Wszystkiego.
Wiem, Taehyungie... Wiem...
– Chcemy przedstawić się opinii publicznej jako dobrzy znajomi, by nie było później takich afer – zdradziłem mu, wierząc, że to się może udać. Bo kto podejrzewałby nas o romans, jeśli będziemy oficjalnie mówić o tym, że się przyjaźnimy i wspieramy? Oficjalnie jesteśmy tego samego umaszczenia, to nie jest podstawa do domysłów o romanse. – Przecież nikt nie zabroni nam się przyjaźnić – dodałem, jednak głos już całkiem mi się załamał przez płacz.
Tae zareagował od razu, przygarniając mnie do siebie. Dobrze znany mi zapach nieco koił nerwy, dlatego nie uciekałem od niego.
– Po prostu mi zaufaj. BTS nadal jest dla mnie ważne. Nie zawiodę was. Ale nie mogę trzymać się od niego z dala – poprosiłem, gdy udało mi się opanować te trudne emocje.
Taehyung westchnął i spojrzał na leżące na łóżku kwiaty, które wypakowałem wcześniej z torby.
– To od niego? – zapytał, na co kiwnąłem głową. – Czuć... – uświadomił mnie. Czyli neutralizatory nie zawiodły. To my byliśmy głupi, że nie zabezpieczyliśmy też rzeczy, które mi dał. – Bądźcie ostrożni – poprosił, puszczając mnie już i podszedł bliżej do moich prezentów, by je obejrzeć.
– Zrobię co w mojej mocy, byśmy byli bezpieczni – zapewniłem, ocierając policzki do sucha. – Nie dotykaj! – ostrzegłem, gdy chłopak niebezpiecznie pochylił się nad bukietem z materiału.
Podbiegłem do niego i odciągnąłem go od nich siłą.
– Nie zabieraj mi jego zapachu.
– Jiminnie, przesadzasz... – powiedział z wyrzutem, choć też zmartwieniem.
– Wcale nie. Po prostu to mój Alfa, a skoro nie mogę go widywać codziennie, to chociaż tej namiastki potrzebuję. Idź już, Tae, chcę spać. Porozmawiamy o tym innym razem.
On jednak nadal stał niewzruszony, jakby chciał powiedzieć: „Dopóki się go nie wyrzekniesz, nie pozbędziesz się mnie".
Po moim trupie.
Uparty zacząłem go przepychać w stronę drzwi, co nie było łatwe, bo w porównaniu do niego byłem naprawdę drobny, ale w końcu ruszył się, posyłając mi jeszcze ostrzegawcze spojrzenie o treści: „Spłoniecie w piekle za te grzechy!".
Milusio.
Zamknąłem w końcu drzwi, używając nawet klucza, by żaden z nich już nie planował mi przeszkadzać. Z frustracji aż tupnąłem nogą, po czym westchnąłem ciężko. Bo przecież tak miało wyglądać nasze wspólne życie. Pełne niezrozumienia ze strony otoczenia.
Znów się rozpłakałem, kierując swoje kroki do łazienki. Nie pozwoliłem sobie jednak na kąpiel, chcąc już po prostu zasnąć. Bo chociaż w snach mogliśmy spotykać się z Jeonggukiem, bez oceniających nas spojrzeń.
Jeongguk:
To było... najlepsze kilka godzin mojego życia. A teraz tak ciężko było wrócić do domu. Miałem ochotę pobiec pod dorm Jimina i zawodzić moim wilczym wyciem aż znów do mnie wyjdzie. Bo jak miałem teraz wrócić do normalnego funkcjonowania? Bez jego zapachu, bez jego obecności...
Rozpaczałem nad tym całą drogę do domu, rozgłaszając na całego „Lie", „Serendipity", „Filter" i „Promise", śpiewając razem z moim skarbem. I nawet po wjeździe do garażu, nie potrafiłem ich jeszcze wyłączyć, potrzebując dłuższej chwili. Zwłaszcza że zapach Jimina nadal się tutaj unosił, miło pieszcząc moje nozdrza i uspokajając mój umysł. Ale na dłuższą metę było to dość niebezpieczne. Bo nie wiedziałem jaka jest sytuacja w domu. Czy rodzice na pewno śpią. Czy Saya śpi. I czy Smaczek nagle się nie rozszczeka jak wejdę do środka... Dlatego zmusiłem się do złapania za neutralizatory, rozpylając je po samochodzie. Siebie oszczędziłem, chcąc zostawić jak najwięcej zapachu Jimina. A po złożeniu jego koszulki, którą mi przecież zostawił, mogłem powoli ruszyć z nią na górę.
W domu... było ciemno i cicho. Nigdzie nie świeciło się światło. Przynajmniej na dole. Smaczka brak. Jakichkolwiek podejrzanych odgłosów również brak, więc rodzice raczej już spali. Choć patrząc na to, że zbliżała się już czwarta, nie powinno mnie to dziwić. Jednak z ich grafikiem różnie bywało...
Przemknąłem cichaczem po schodach na górę. Moje wilcze zmysły pozwoliły mi to zrobić zarówno po ciemku, jak i bezgłośnie. Na piętrze również nie było żadnych niespodzianek, dzięki czemu odetchnąłem z ulgą, na spokojnie udając się do swojego pokoju. Ale moja radość była tylko chwilowa. Bo nawet nie zdążyłem sięgnąć do włącznika światła, a wyłapałem ruch, tuż przy moim biurku. Coś, a raczej ktoś, obrócił się na moim krześle gamingowym, zaraz postanawiając zdradzić swoją tożsamość, podświetlając sobie twarz latarką telefonu. W dodatku od dołu. Co chyba miało mnie przestraszyć...?
– Gdzie byłeś? – Saya postawiła nie tylko na efekty świetlne, ale i dźwiękowe, decydując się na grobowy, dość niski ton. I fakt, początkowo wzbudziła we mnie lęk, choć wywołany czyjąś obecnością. Obawiałem się, że to ktoś z rodziców, ale wiedząc już, że to tylko moja siostra, zaśmiałem się z ulgą. Zwłaszcza że jej podświetlona twarz wyglądała dość zabawnie.
– Na zewnątrz – rzuciłem, nie mając zamiaru jej niczego zdradzać. W końcu to miała być tylko moja i Jimina tajemnica.
Włączyłem światło, dzięki czemu mogłem zobaczyć, że blondynka jest już ubrana w swoją piżamę w kratkę. I miałem nadzieję, że po prostu na chwilę się przebudziła i nie siedziała tu kilka godzin, czekając na mnie... Zresztą, byłem już zmęczony, nie chciało mi się tego analizować. Dlatego jedyne o czym teraz myślałem to zaliczenie łazienki i sen.
Ale oczywiście Saya miała inne plany, zaraz skupiając swoją uwagę na koszulce, którą trzymałem w jednej z dłoni.
– Co tam masz?
Wstała, zaczynając kierować w moją stronę swoje kroki, dlatego szybko schowałem tę koszulkę za siebie, patrząc na nią nieco uważnie.
– Saya... Idź proszę do siebie – powiedziałem, spokojnie, choć ostrzegawczo.
Niestety było już na to za późno, bo dziewczyna znalazła się na tyle blisko, aby poczuć tę słodką woń, której w ogóle nie powinno na mnie być...
– To zapach Omegi. Byłeś z jakąś Omegą? Czemu masz jej koszulkę? – zasypała mnie pytaniami, nadal niuchając, dlatego postarałem się nieco od niej uciec, czmychając bardziej w stronę łazienki. Ale znów było za późno, bo aż pisnęła z podekscytowania, kiedy dotarł do niej kolejny fakt: – Czy to zapach lukru?
No nieeeeeeeeeeee... Przecież ona wie...
Raczej każda wytwórnia udostępniała informacje o zapachach swoich artystów. Dlatego kiedy status Jimina w końcu się ujawnił, ten fakt również znalazł się w obiegu medialnym i tym fanowskim. „Park Jimin jest Omegą, a jego woń jest słodka, lukrowa". Pamiętałem te nagłówki, a Saya, jako naczelna fanka BTS tym bardziej...
Jest szansa, żeby jakoś się z tego wymigać? Inna Omega...? Po prostu ktoś znajomy...? Ale... nawet nie kumpluję się z żadnymi Omegami. To byłoby dziwne...
– Saya. Jest późno. Powinnaś spać – mruknąłem, stając przez chwilę bardziej przy ścianie, żeby ukryć tę koszulkę za sobą. A widząc, że dziewczyna nie zamierzała stąd pójść, stojąc i po prostu bacznie mnie obserwując, podszedłem szybko do łóżka, wpychając tę koszulkę pod jedną z moich poduszek.
Nie spodziewałem się, że Saya za mną ruszy, mówiąc dość przejęta:
– Jeongguk, z kim ty się spotkałeś? Wiesz, że jeśli mam rację, a pewnie ją mam, bo umiem łączyć kropki, to ojciec ci zrobi piekło na ziemi? Przecież ten zapach może wyczuć!
Miałem ochotę po prostu ciężko na to westchnąć.
– Może wyczuć i co? Siedzi u mnie w pokoju o drugiej w nocy, tak jak ty Saya? Umiem być ostrożny. Więc idź już stąd. I zapomnij o tym – poprosiłem głośnym szeptem, woląc zachować wszelkie środki ostrożności.
Ale Saya oczywiście musiała być uparta:
– Jak mam zapomnieć, skoro masz tutaj koszulkę Park Jimina, z zapachem Park Jimina? – podkreśliła, nieco zbyt podekscytowanym tonem. A przecież chciałem tylko jak najszybciej wrócić do domu, umyć się i położyć spać... – Jakim cudem...? Wymieniliście się numerami, wtedy na przyjęciu? Przecież on myśli, że je... – kontynuowała, na razie tego nie dokańczając, bo uświadomiła sobie kolejny, istotny fakt, patrząc gdzieś na moją głowę. – POWIEDZIAŁEŚ MU?
NO TAK! WŁOSYYYYYYYY!!!!!!!!!
Od razu podniosłem dłonie, starając się je zasłonić. Ale przecież było już za późno...
– Nie? – próbowałem zaprzeczyć, lekko tym wszystkim spanikowany. Bo przecież nie powinienem nikomu o tym mówić! To była tajemnica rodzinna. – Saya... Chyba... obaj zasługujemy na trochę... prywatności i... miłości, prawda? Z dala od fanek, takich jak ty – zauważyłem, wskazując na nią palcem osądzająco, bo przesadnie szalała na punkcie BTS... – To jest... wystarczająco ciężkie dla naszej dwójki. Chciałbym... żebym... nic do niego nie czuł. A on do mnie. Tak byłoby... łatwiej – przyznałem, wzdychając, a mój wzrok przez chwilę zawiesił się gdzieś na podłodze. – Rodzice wszystko mi utrudnili – mruknąłem, siadając już na łóżku, aby sięgnąć po koszulkę Jimina, zaczynając się w nią wpatrywać. Bo to była głównie kwestia tego zakłamanego koloru. Gdyby nie moje sztuczne blond umaszczenie, wszystko wyglądałoby inaczej...
Saya początkowo wysłuchała mnie w ciszy. Ale najwyraźniej z całego mojego monologu wyłapała tylko jedno słowo, którego w sumie sam nie do końca byłem świadomy, mówiąc po prostu to, co leży mi na sercu:
– M... miłości?
Miłości? A czego innego? Dlaczego aż tak bym się poświęcał i ryzykował, gdybym... go nie kochał?
Ale akurat takich przemyśleń nie zamierzałem jej serwować. Zwłaszcza że dopiero teraz to do mnie dotarło.
Saya chwilę musiała to przetrawić i przeanalizować. A kiedy w końcu to zrobiła, stanęła przede mną nagle jak prawdziwy żołnierz, salutując.
– Będę bronić tajemnicy mojego młodszego braciszka i obiecuję, że pomogę wam się kryć, gdy będzie trzeba.
To było... niespodziewane. I miłe. Obawiałem się, że może mi zacząć wytykać jakieś wady, stwierdzając, że nie zasługuję na bycie z Jiminem. Albo po prostu oskarżyć o narażanie jego reputacji i kariery. Ale chyba była na to zbyt empatyczną osobą.
– Dziękuję, Saya. – Uśmiechnąłem się, na tyle na ile pozwoliło mi zmęczenie.
Zaraz też odłożyłem koszulkę Jimina na bok, wstając, aby ją lekko przytulić za ten gest i deklarację. A że pachniałem nie tylko sobą, ale i jej idolem, czułem, że przytula mnie chętniej niż zazwyczaj.
– Nie chcę, żeby miał przez to jakieś problemy... W dupie tam z moją karierą, bo jakoś bym sobie poradził. Ale Jiminnie... Muszę go chronić – zdradziłem szeptem, pozwalając jej na poniuchanie mojej koszulki. Ale nie za długie, aby nie przeniosła na mnie za dużo swojego zapachu, zacierając ten Jimina...
– Team Jeon da radę. Nic się nie martw – stwierdziła, w końcu się odsuwając, po czym sięgnęła do moich włosów, oczywiście je czochrając. Ale z racji na ich i tak burzliwe ułożenie, nie miałem nic przeciwko temu, bo prawie zawsze żyły własnym życiem.
– Może teraz zaczniesz bardziej o siebie dbać, by oppa nie musiał się martwić. Naskarżę mu na ciebie, gdy będę miała okazję – wymyśliła nagle, szczerząc się do mnie.
Noo, już się zaczynają ciekawe pomysły...
– Aisshhhhhhhhh, Saya. Uważaj sobie – ostrzegłem ją, grożąc przy tym palcem, który zaraz wystartował na kosmyk jej włosów, łapiąc go i ciągnąc lekko za takie szantaże. – Jimin ma wystarczająco dużo zmartwień. Staram się nie dodawać mu nowych. Zresztą... wystarczy że jestem jednym z tych zmartwień – zauważyłem, wzdychając przy tym ciężko. Bo z jednej strony nasza relacja dawała nam dużo szczęścia i pozytywnych uczuć, a z drugiej... była nie na rękę. Mojej agencji, moim rodzicom, jego wytwórni i w sumie... całemu światu...
– Więc mu nie dodawaj. Uważajcie na siebie. Kibicuję wam. Dobranoc – rzuciła tylko jeszcze, po czym uciekła już do siebie. A ja... zostałem z tymi ciężkimi przemyśleniami, łapiąc za koszulkę Jimina, w którą wtuliłem twarz, zaciągając się jego zapachem. Był... słodki, ale i kojący. Wiedziałem, że na pewno pomoże mi dzisiaj zasnąć.
I jakbym przywołał go tymi myślami, bo zaraz odezwał się mój telefon, informując o nowym powiadomieniu, które było... ślicznym zdjęciem Jimina z kwiatami, które mu dzisiaj wręczyłem.
„Dobranoc mój Alfo"
„Mój Alfo"... Nigdy mi się to nie znudzi.
„Dobranoc, moja przepiękna Omego. Nie miałeś żadnych problemów po drodze?"
„Nie. Leżę bezpiecznie w łóżku. Idź spać, bo zaraz zacznie świtać. Odkładam telefon"
Liczyłem, że jeszcze go nie odłożył, bo też postanowiłem coś mu sprezentować. A kilka ładnych selek na łóżku w brązowych włosach, na pewno było dobrym pożegnaniem. Zwłaszcza że może w odpowiedzi otrzymam podobne cuda...?
„Dobranoc jeszcze raz" – dopisałem tylko.
I w sumie nie musiałem długo czekać, zaraz otrzymując kilka przepięknych zdjęć prosto z łóżka. I aż się nieco rozbudziłem na takie cudowności. Bo chyba nigdy nie przestanę powtarzać, że jestem ogromnym szczęściarzem mając tak śliczną i cudowną Omegę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top