27 - Family

5346 słów

~~~~~~~~~~~


Jeongguk:

Liczyłem już dni do terminu. Terminu przyjścia na świat naszej małej Ahri. Obaj z Jiminem nie mogliśmy się już na to doczekać. I obaj mieliśmy w związku z tym sporo obaw. Z racji na nasz wiek, na brak doświadczenia i na publikę, która bacznie nas obserwowała. Bo nie mogliśmy być w stu procentach pewni, że utrzymamy wszystko w tajemnicy. Nawet jeżeli nasze agencje dobrze opłacały wszelkie pismaki. W dodatku wydawało się, że byliśmy na to wszystko za młodzi, mogąc sobie z tym nie poradzić. Jednak płodzenie i wychowywanie dzieci leżało w naszej naturze. Dlatego w momentach zwątpienia starałem się o tym pamiętać, zapewniając mojego Omegę, że razem na pewno damy sobie radę.

Nasz mały wilczek postanowił jednak zrobić nam małą niespodziankę. Bo choć początkowo lekarze stawiali na koniec września, Ahri najwyraźniej była na tyle niecierpliwa, aby przyjść na świat już w nocy, z dwudziestego czwartego na dwudziestego piątego. Od początku do końca nie odstępowałem przez ten czas mojego Omegi. Otrzymałem jedynie środek na wyciszenie moich instynktów, aby nie zaatakować lekarzy czy pielęgniarek przyjmujących poród, myląc to ze źródłem cierpienia mojego krzyczącego i męczącego się ukochanego.

To były naprawdę długie godziny, ale mój Jiminnie temu podołał. I w końcu o świcie mogliśmy usłyszeć i ujrzeć rozkrzyczaną Ahri, witającą się ze światem. Początkowo były to oczywiście sekundy. Zaledwie pogłaskanie jej, położonej przez pielęgniarkę w ramionach wymęczonego Jimina. Bo czekały ich jeszcze badania, na czas których odesłano mnie z powrotem do sali mojego Omegi.

Czekałem tam cierpliwie, zawiadamiając w międzyczasie nasze rodziny o tej nocnej niespodziance. A moje oczy mimowolnie ciągle rejestrowały godzinę, dziwiąc się, że od dwudziestej trzeciej tak szybko dotarliśmy do siódmej rano.

W końcu pojawiła się pielęgniarka, wioząc na wózku mojego ukochanego z Ahri na rękach. Od razu poderwałem się na ich widok, szczęśliwy, że są cali, zdrowi, i że nareszcie do mnie wrócili. Jiminnie wyglądał na równie szczęśliwego, ale i zmęczonego, co widziałem po jego bladej twarzy i powolnych ruchach. A przez to tym bardziej wyrwałem się do pomocy z ostrożnym przeniesieniem ich na łóżko.

Pielęgniarka jeszcze tylko przedstawiła nam wstępne zalecenia, po czym w końcu zostaliśmy sami. Sami z naszym małym, słodkim skarbem.

Jiminnie zrobił mi przy sobie trochę miejsca, abym przy nich usiadł, mogąc w końcu przyjrzeć się naszej Ahri. Jeszcze na sali porodowej wyłapałem kilka informacji na temat naszej córeczki. Jedną z nich było jej umaszczenie. A teraz, widząc na jej główce trochę drobnych, ciemnych włosków, mogłem sobie potwierdzić, że wszystkie informacje dotarły do mnie w odpowiedniej formie, niezmienionej przez zaaferowanie całym wydarzeniem.

Dodatkowo jej mała twarzyczka była śliczna jak na niemowlaka, który wymęczył się przez całą noc, próbując uciec w końcu ze swojej mamy. Ale to przecież były nasze geny. Najpiękniejszej Omegi w kraju i najprzystojniejszego gamera.

Ahri, choć wymęczona, tak jak jej mama, ziewając rozkosznie i mrugając zmęczonymi oczkami, poruszała noskiem, zapewne wyłapując nasze zapachy, instynktownie kojarząc je z ochroną i bezpieczeństwem.

Przez chwilę rozkoszowaliśmy się tym uroczym momentem w całkowitej ciszy. Chcąc przyjrzeć się naszej córeczce i nacieszyć jej reakcją na naszą obecność.

– Jest taka malutka – szepnął w końcu Jiminnie, rozczulonym tonem, tuląc ją do siebie. – I śliczna – dodał, mówiąc na głos to, o czym również myślałem.

– Drobniutka. Jak jej mama – zauważyłem, a moja dłoń przeniosła się na włosy ukochanego, aby je pogłaskać i pocałować, okazując mu trochę czułości i podkreślając też moje słowa. A dzięki tak bliskiej odległości mogłem wyłapać w jego zapachu uczucia, które maskowała radość naszą córeczką. Dlatego zaraz go o to dopytałem:

– Jak się czujesz? Chcesz odpocząć?

– Tak... Ale nie chcę jej oddawać... – stwierdził początkowo, przyglądając się naszemu małemu, spokojnemu wilczkowi. – No ale tobie mogę – zaraz jednak zmienił zdanie, zapewne czując jak zmęczenie wygrywa z potrzebą nacieszenia się naszym maleństwem. Dlatego wyciągnął do mnie ręce, chcąc mi ją przekazać. A to z kolei zapaliło w mojej głowie czerwoną, ostrzegawczą lampkę.

Mam wziąć ją na ręce?!?! Już?!?! Teraz?!?!

– Podtrzymywać główkę? – zapytałem, jak najszybciej przywołując z pamięci najważniejsze informacje, które wyczytałem we wszystkich książkach i artykułach o niemowlakach, oraz te, które pozyskałem od lekarzy.

Jimin zaraz to potwierdził, a ja mogłem powoli i ostrożnie przejąć naszą Ahri.

Bez paniki. To w końcu nasze dzieciątko.

– Jaka leciutka – zauważyłem, nie spodziewając się aż tak małego obciążenia. – Nasza mała kruszynka – dodałem, wpatrując się w jej uroczą twarzyczkę, dumny, że jednak to wszystko przetrwaliśmy. I że w końcu możemy cieszyć się naszą córeczką, dzięki odwadze i wytrwałości mojego Omegi.

Wstałem, aby dać Jiminowi więcej przestrzeni, wiedząc, że potrzebuje teraz odpoczynku. I nie myliłem się, gdy zaraz rozłożył się nieco na łóżku, jęcząc cicho z ulgi.

– O matko, jak mi teraz lekko.

– W końcu możesz spać na brzuchu – zauważyłem, bo możliwość manewrowania swoim ciałem podczas snu naprawdę wiele dawała. A przez ostatnie miesiące widziałem jak potrafi się przez to męczyć.

Zaraz jednak znów skupiłem się na naszym maleństwie, które nie odrywało ode mnie swoich ślicznych oczu.

– Nie mogłaś się doczekać aż nas zobaczysz, co skarbie? Czy już mama cię od siebie wyganiała? – zażartowałem, nieco rozbawiony, zerkając na Jimina, który przecież nareszcie mógł cieszyć się brakiem dodatkowego obciążenia.

W końcu mogłem dać jej całuska w głowę i potrzeć nosem o jej policzek i czółko, przenosząc tam odrobinę swojego zapachu. A mała, jakby chcąc odpowiedzieć na moje pierwsze pytanie i te niewielkie czułości, jak tylko się od niej odsunąłem, zaraz zaczęła wymachiwać łapkami, chyba prosząc o kolejne całuski.

To było przeurocze, znów całkowicie mnie rozczulając i wywołując uśmiech.

– Teraz będzie męczyć nie tylko mnie – zauważył w międzyczasie Jiminnie.

– Dokładnie, teraz pomęczy nasze mamy – zażartowałem na to, znów pochylając się do małej, aby potrzeć ją nosem i złożyć jeszcze kilka całusków, chcąc aby mogła nacieszyć się moją bliskością, zapewne potrzebując teraz jak najwięcej zapachu swoich rodziców.

Jednak nie spodziewałem się, że tym niewinnym żartem nagle przywołam niewielki tabun ludzi, prosto z korytarza.

Moja mama, Saya, mama Jimina i tata Jimina wpadli tu zaaferowani, bo tak samo jak my, byli tym wszystkim mocno zaskoczeni, nie spodziewając się takiego terminu.

– Gdzie moje dzieci? I moja wnuczka? – dało się słyszeć od progu, z ust mamy Jimina, która najpierw wystrzeliła prosto w stronę mojego ukochanego, aby go wytulić.

– Mamoooo – jęknął z ulgą na jej widok Jiminnie, chętnie się w nią wtulając. A po tonie jego głosu i nagłej zmianie postawy, od razu moja uwaga skupiła się całkowicie na nim.

– Mój dzielny skarb – zapewniła jego mama, głaszcząc go po głowie, na co Jiminnie w końcu sobie pozwolił na pokazanie do tej pory hamowanych lub skrywanych emocji.

– Ja już nie chcę więcej rodzić... To było straszne... – stwierdził, chowając się w jej ramionach, przez co wiedziałem, że teraz to on powinien być moim priorytetem. Bo jako Alfa powinienem od razu pozwolić mu na wyrzucenie z siebie wszystkich emocji. A zamiast tego za bardzo skupiliśmy się na naszym maleństwie...

– OMGGGGGGGG, JAKA ŚLICZNA – wydarła się nagle Saya, skutecznie odciągając moją uwagę od Jimina i jego mamy.

– Jeonggukie, świetnie sobie radzisz – usłyszałem zaraz od mojej rodzicielki.

To również były ważne słowa, zwłaszcza z ust mamy, dlatego uśmiechnąłem się na to z wdzięcznością, czując doceniony. Bo nawet jeśli nie robiłem tego dla takich komplementów, a po prostu dla naszej rodziny, miło było to usłyszeć.

Ale teraz Jiminnie.

Szybko wystartowałem znów do policzków Ahri, pocierając je nosem, aby zapewnić jej wystarczającą ilość mojego zapachu.

– Ahri, poznaj swoją babcię i ciocię. I dziadka – rzuciłem tuż po tym, zerkając na moją mamę, Sayę, a następnie na tatę Jimina, który również do nas przyszedł po przywitaniu z Jiminem.

Oddałem małą mojej mamie, samemu uciekając do mojego Omegi, aby tuż po przywitaniu z jak zwykle elegancko ubraną rodzicielką Jimina, zastąpić ją u jego boku.

Nasi goście poszli się skupić na Ahri, zachwalając ją i ciesząc jej obecnością, dzięki czemu mogłem mieć chwilę sam na sam z moim ukochanym, chowając go od razu w swoich ramionach.

– Mój silny Omega. Silny, mądry i piękny – zapewniłem go, składając kilka całusów gdzieś przy jego karku. Był drobniejszy niż zazwyczaj. Bo nie mieliśmy już między sobą Ahri, czasami utrudniającej nam taki kontakt i bliskość.

Czułem jak mój ukochany wtula się we mnie z ulgą, a po jego zapachu wyczułem, że właśnie tego potrzebował.

– Dziękuję, że ze mną byłeś. To naprawdę wiele dla mnie znaczy – zdradził, odsuwając się nieco, aby dać mi delikatnego całusa. Całusa, a później muśnięcie, choć zainicjowane przeze mnie, chcące podkreślić moje ogromne uczucie do niego i zapewnić, że jestem tu i będę, więc nie musi się o nic martwić. – Mój Alfa jest niezastąpiony. A jeśli będziesz chciał drugie, to minimum za dziesięć lat – stwierdził nagle, rozbawionym już tonem. Jednak akurat taka informacja nie podpasowała mojemu wewnętrznemu Alfie. Bo jak to mój Omega nie chce kolejnego dziecka? Najlepiej za miesiąc? Choć to było abstrakcyjne, typowo wilcze myślenie, na pewno niemożliwe do zrealizowania.

– Za dziesięć lat? Przydałoby się rodzeństwo naszej Ahri, kochanie. W zbliżonym wieku – zauważyłem tylko, spokojnym tonem, niczego oczywiście na nim nie wymuszając. Pomiziałem go przy tym po policzku, chcąc zapewnić, że to tylko moje luźne przemyślenia, a nie coś, do czego musi się dostosować. Bo teraz będzie to nasza wspólna, przemyślana decyzja. – Ale to nie jest temat na tę chwilę – dodałem zaraz, patrząc mu w oczy. – Na razie cieszmy się po prostu naszą śliczną i zdrową córeczką – poprosiłem, na co od razu przystał, kiwając głową i tuląc się znów do mnie, choć tym razem tak, aby móc widzieć naszych rodziców i Sayę, piastujących Ahri.

– Chciałbym trochę pospać... – przyznał, chyba zaczynając odczuwać znużenie po tej nocnej przeprawie z naszym maluchem. Ale jak na zawołanie Ahri nagle się rozpłakała, chyba postanawiając trochę przeciwko temu poprotestować. – Ale są ważniejsze sprawy – zauważył, a jego mama zaraz do nas podeszła z płaczącą Ahri, przekazując ją Jiminowi. Bo może za długo nie czuła naszych zapachów. Lub po prostu nas nie widziała i trochę się przez to zdenerwowała.

Ale wystarczyło, że Jiminnie ją przytulił i potarł nosem, i zaraz poznaliśmy prawdziwy powód tego płaczu, który w takich maleństwach objawiał się otwieraniem buzi lub cmokaniem.

– Przepraszam, ale... potrzebuję chwili sam na sam z małą. Aby ją nakarmić – oznajmił, rozglądając się po naszych gościach. Widziałem, że było to dla niego nieco zawstydzające, bo jego policzki zaraz przyozdobiły rumieńce. Dlatego natychmiast się poderwałem, aby zapewnić mu z całą resztą prywatność.

– Wrócimy za kilka minut – zapewniłem jedynie, głaszcząc go jeszcze po głowie, po czym ruszyłem za naszymi gośćmi do wyjścia z sali

Jednak nie dane mi było opuszczenie tego pomieszczenia, bo zanim to zrobiłem, nagle dotarło do mnie pytanie, znów ze strony mojego ukochanego:

– Jeonggukie, zostaniesz z nami?

Nie wyczułem w jego głosie zawstydzenia. Ale za to ja poczułem jak nieco się przez to onieśmielam.

– Ja? – głupio się zapytałem, odwracając się i pokazując na siebie palcem. Ale naprawdę się tego nie spodziewałem, bo... No właśnie! To przecież była dość intymna czynność. A ja nigdy nawet nie... A przynajmniej tego nie pamiętałem...

Teraz i na moich policzkach królowała czerwień. Ale... to był mój Omega. Przy którym obiecałem być, i któremu obiecałem pomagać. W każdej sytuacji.

– No tak... Pomożesz mi w razie czego? – poprosił, jakby czytając mi w myślach. Dlatego zaraz bez słowa powróciłem pod jego łóżko, nadal lekko zakłopotany. Ale nie miałem na to wpływu.

Chętnie pomogłem mu z przygotowaniem do wszystkiego Ahri, podając jakąś chustę, dzięki której mógł ją lepiej ułożyć. Starałem się na nic nie patrzeć, aby nie rozpraszać go moim zapachem, który zaraz kierowałby się moimi alfimi, prymitywnymi potrzebami. Chciałem, aby czuł się komfortowo, dlatego przez te kilka minut to ściany były przeze mnie podziwiane.

Jiminnie na szczęście skupiał swój wzrok na naszej córci. A kiedy skończył, przejąłem od niego śpiącą już Ahri, dzięki czemu mógł się na spokojnie poprawić. A ja mogłem przyjrzeć się z uśmiechem jej buzi grzecznego, śpiącego aniołka.

– To baaaaardzo dziwne uczucie – stwierdził nagle, trochę mnie tym martwiąc, bo nie wiedziałem jak to odebrać.

– Nie boli? – dopytałem, zerkając na niego, gdy już dopinał guziki szpitalnej koszuli.

– Nie, tylko... hmmm... No jest dziwne. Inne niż podczas seksu. Bardziej... No dziwne po prostu – podsumował, nieco rozbawiony. Jednak tak mnie tym zaskoczył, że nawet nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Dlatego postanowiłem porzucić ten temat, pochylając się jeszcze tylko, aby dać mu całusa.

– Odpocznij, kochanie. Zdrzemnij się – poprosiłem, a sam wstałem, przenosząc się na fotel, aby Jiminnie miał całe łóżko dla siebie, mogąc się wygodnie rozłożyć.

– Nie mogę, mimo wszystko goście czekają za drzwiami – stwierdził jednak, uparcie, powoli przenosząc się do pozycji leżącej, dzięki czemu liczyłem, że może jednak przyśnie w międzyczasie.

– Ja z nimi posiedzę i porozmawiam. Odpocznij – poprosiłem raz jeszcze, akurat gdy znów zajrzała do nas Saya, chcąc się upewnić, że mogą już do nas wrócić.

I na szczęście moje założenie się sprawdziło. Bo w czasie gdy z naszymi rodzicami rozmawialiśmy o Ahri, śpiącej w moich ramionach, a Saya męczyła ją i mnie milionem zdjęć, zauważyłem, że Jiminnie przysnął, mogąc w końcu odpocząć.

Cieszyłem się i byłem wdzięczny, że chociaż przy porodzie wszystko przebiegło bezproblemowo, pozwalając nam rozpocząć etap, na który czekaliśmy od wielu miesięcy. Bo w końcu mogliśmy zacząć tworzyć naszą małą, cudowną rodzinę.



Jimin:

– Jeszcze tylko trochę. Jeszcze dwa miesiące i stąd wyjdziemy, Ahri.

Stałem spokojnie nad łóżeczkiem i patrzyłem, jak nasz kwiatuszek śpi spokojnie. Czy raczej NARESZCIE śpi, bo w nocy nie za bardzo miała okazję, męcząc się z kolką. Chyba pierwszy raz miałem aż tak okazję poczuć, jak ciężko jest rodzicom widzieć, jak ich dziecko cierpi, bo każdy dyskomfort dla Ahri był powodem smutku i strachu dla mnie.

Mała niewiele urosła przez ostatni miesiąc, ale przez ten czas dała mi już trochę w kość. Najgorsze było to częste karmienie, które wyrywało mnie co chwilę ze snu. Już rozumiałem te wszystkie mamowe memy, że kładziesz się gdziekolwiek, gdy tylko twoje dziecko zasypia. Jednak dla naszego kwiatuszka było warto, a poza tym nie tylko ja miałem ciężko. Dwa tygodnie temu ze szpitala został wypisany mój ukochany. Jeongguk musiał teraz zająć się naszym mieszkaniem, gdzie remontował pokój gościnny, by dopasować go do potrzeb naszej córci. Większość była już gotowa, bo siedząc w klinice kupowałem wszystko co potrzebowaliśmy z pomocą mamy, ale trzeba było skręcić meble i pomalować ściany na jaśniejsze kolory. Jednak nie to było moim problemem – za każdym razem, gdy przestawałem skupiać się na Ahri, zastanawiałem się co robi mój ukochany. Martwiłem się codziennie, czy nic mu się nie stanie i czy jego stany depresyjne nie powrócą. Pisałem więc najrzadziej co dwie godziny, pod pretekstem wysłania mu nowego zdjęcia córki (choć umówmy się, wszystkie wyglądały tak samo), by sprawdzić, co robi. Bardzo chciałem już przy nim być, aby trochę zdjąć z siebie ciężar zmartwień. Ale póki co musiałem się skupić na nauczeniu się opieki nad dzieckiem oraz zaufaniu naszym mamom, Sayi oraz Sharon, że wspomogą młodszego najlepiej jak mogą. Faktem jest jednak to, że Jeongguk odwiedzał nas niemal codziennie, zapewniając swoją obecnością i zapachem ukojenie dla moich nerwów. Ahri także lubiła te momenty, gdy brał ją na ręce, ruszając zabawnie noskiem, jakby chciała lepiej czuć ten świeży druk.

Także dzisiaj spodziewałem się wizyty, lecz kiedy drzwi do naszej sali się otworzyły, zobaczyłem w nich ogromny bukiet róż z nogami.

– Od tajemniczego adoratora – usłyszałem głos, który nie brzmiał do końca jak Jeongguk, ale doskonale wiedziałem, że tylko sobie ze mnie żartuje, odpowiednio go modulując.

– Ach tak? To przykro mi, nie mogę przyjąć. Interesują mnie kwiaty tylko od mojego Alfy – odpowiedziałem z radosnym uśmiechem.

– Od tajemniczego adoratora, który adoruje najpiękniejszą Omegę już prawie rok – dodał Jeongguk, opuszczając róże, by pokazać mi swoją radosną twarz. Brązowe włosy układały mu się w lekkim nieładzie, a okulary nieco przekrzywiły. Wyglądał idealnie.

– Jak się czują moje największe skarby? – zapytał, idąc już w naszą stronę.

– Ja dobrze. Ahri miała kolkę w nocy i trochę płakała. Ale już jest w porządku. Dziękuję kochanie – dodałem, kiedy bukiet wylądował w moich ramionach. Nie pierwszy raz przynosił mi kwiaty, jednak nigdy aż tak okazałe. Aż zacząłem się zastanawiać, czy nie mamy dzisiaj jakiejś rocznicy.

Wystawiłem też dzióbek do buziaka, którego od razu dostałem.

– Są piękne. Jak się czujesz?

Alfa pochylił się jeszcze nad Ahri, by pomiziać ją nosem w policzek, a ja w tym czasie włożyłem bukiet do czekającego wazonu.

– Dzisiaj... jestem trochę rozkojarzony. Za długo siedziałem w nocy – przyznał, zajmując miejsce na łóżku, gdzie zaraz do niego dołączyłem, by móc wtulić się w jego bok.

– Trenowałeś?

– Tak. Nie mogę odpuścić tegorocznych Worldsów. Muszę pomóc T1. Jestem im to winien po tym wszystkim – wyjaśnił spokojnie, przyciągając mnie do siebie i zaczynając jeździć nosem w moich włosach.

– To teraz ze mną poodpoczywasz. Póki mała śpi – zdecydowałem, przesuwając się bardziej na środek łóżka, ciągnąc go tam za sobą, by położył się przy mnie. Chętnie skorzystał z tej możliwości, przytulając mnie mocno.

– Brakuje mi tam ciebie – wyznał cicho. – Niby nie pamiętam tego miejsca z początku roku, jednak czuję, że jesteś brakującą i najważniejszą częścią tego mieszkania.

– Jeszcze dwa miesiące i będziemy tam z tobą. Odliczam do tego dnia – przyznałem, obejmując go w pasie. – Jak postępy w pokoju Ahri? Dałeś radę z tym łóżeczkiem? Saya mówiła, że pomoże.

– Pomoże... patrzeć i dyrygować – poskarżył się, z ciężkim westchnieniem, na co zaśmiałem się cicho, przy okazji zaczynając macać ten jego twardy brzuszek. Młodszy znów zaczął trenować, nie tylko przed komputerem, co było bardzo widoczne. Jeszcze specjalnie dla mnie zaczął się napinać.

– Dobrze, że chociaż malowanie ścian już za wami.

– Nawet nie przypominaj, Jiminnie. Dobrze, że mam Sharon do pomocy. Inaczej byłoby ciężko. Ale obiecuję, że kiedy wyjdziecie, wszystko będzie gotowe.

– Mam wyrzuty sumienia, że nie ma mnie tam z tobą...

– Jesteś z Ahri. Wasze bezpieczeństwo jest ważniejsze od wspólnego przygotowywania jej pokoju – zapewnił, składając pocałunek na mojej głowie, po czym poprawił nasze ułożenie, by wtulić się w siebie bardziej. – Jeszcze będziemy zmieniać ten pokój tysiące razy, Jiminnie.

– Nie o to mi chodzi... Powinienem być tam z tobą jako Omega. Zająć się domem, Ahri... A zamiast tego muszę tu siedzieć. Tylko przez to, że nasi fani mogą nas zaatakować...

– I przez to, że musisz odpocząć, Jiminnie. Zostanę dzisiaj z wami ile tylko będziecie chcieli, hm?

– Cały dzień na przykład? – poprosiłem uroczym tonem, dając mu przy okazji buziaka w policzek.

– Tylko kim powinienem się przez ten czas zajmować? Może chcesz odpocząć, kochanie? A ja posiedzę z Ahri? – zaproponował, widząc chyba moje podkrążone oczy.

– A może zajmiemy się sobą? Potrzebuję twojej bliskości – szepnąłem, wtulając nos w szyję ukochanego.

– Więc zajmę się moim Omegą – zdecydował, miziając mnie palcami po plecach, wsuwając je pod koszulkę co wywołało mój zadowolony pomruk.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby Ahri się nie obudziła i nie zaczęła płakać.

– Co tam, zazdrośnico? – zapytałem, chcąc się podnieść, jednak Jeon powstrzymał mnie, samemu się podnosząc i przysuwając łóżeczko bliżej nas, by następnie wziąć córkę na ręce.

– Przyszedłem, więc moja kolej na opiekę – wyjaśnił, zaraz przechodząc na bardziej słodki ton. – Ahri. Nasza księżniczka wstała? Wstała nasza księżniczka? Marudna czy głodna? – zapytał, bujając ją lekko.

Ułożyłem się wygodnie na poduszce i patrzyłem na nich spokojny.

– Możliwe, że pielucha zaraz będzie do wymiany – uświadomiłem go, bo to był najczęstszy powód jej płaczu, na co Alfa spojrzał na mnie zrezygnowany. – No co?

– Nie wiem czy podołam – wyjaśnił i spojrzał na córkę, a po jej zaciśniętych ustach było widać, że coś jest produkowane.

Ukochany spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem, a ja mogłem już tylko się roześmiać i wstać.

– Zatkaj nos, ja to zrobię.

– Powinienem się nauczyć – zadecydował i zamiast podać mi małą, poszliśmy razem do przewijaka.

Zacząłem wyjmować potrzebne nam rzeczy i gdy wszystko było w zasięgu ręki, tyknąłem nosek naszego kwiatuszka.

– To próbujemy? – upewniłem się, gotów w każdej chwili przejąć tę niewdzięczną czynność. Jednak chłopak kiwnął głową z zaciętą miną.

Po kolei tłumaczyłem mu co należy zrobić. Jak unosić Ahri, by nie skończyć w jej kupie, oraz jak szybko zmienić pampersa i zadbać, by pupa się nie odparzyła. Nie było to aż tak trudne. Tylko ten męczący zapach...

– Zuch Alfa – pochwaliłem go na koniec, dając szybko buziaka, bo przecież nie każdy przedstawiciel jego statusu chciał to robić, po czym zabrałem brudną pieluchę i poszedłem ją wyrzucić.

Przy drzwiach zerknąłem jeszcze na nich, by zobaczyć uśmiechniętego Jeona, mruczącego coś do naszej dziewczynki. Ten widok chyba będzie teraz moim ulubionym, bo nic nie przynosi tyle szczęścia co radosna rodzina.



Jeongguk:

Opuszczenie kliniki było sporym wyzwaniem. Chyba za bardzo przywykłem do codziennego widywania Jimina i braku dodatkowych zmartwień, jakimi było codzienne funkcjonowanie bez opieki medyków. Teraz to ja musiałem o siebie zadbać, pamiętając o lekach i wizytach u specjalistów, których nie miałem już pod ręką. Jednak obranie nowej rutyny i nauka samodzielności skutecznie zajmowały mój umysł. Zwłaszcza remontowanie i urządzanie pokoiku dla naszej Ahri. Oczywiście miałem przy tym pomoc od Jimina, który zamawiał wszystkie meble i akcesoria, podając mi jedynie ich wymiary, abym był w stanie je wyliczyć i pomieścić. Oraz pomoc mojej siostry, która co prawda niesamowicie czasami marudziła, bardziej mi przeszkadzając, niż pomagając. Ale dzięki ich zaangażowaniu sam również się w to wkręciłem, chętnie zabierając po raz pierwszy za skręcanie mebli. I choć rozczytywanie instrukcji z rysunku technicznego za pierwszym razem wydawało się czasochłonne, to już przy kolejnym meblu nie miałem z tym żadnego problemu, kojarząc już wiele elementów i łącząc niektóre z nich po prostu na logikę. Saya po wszystkim zajmowała się po prostu wypełnieniem danego mebla wypranymi i złożonymi wcześniej ubrankami dla Ahri przez Sharon, lub ułożeniem dodatków na półce czy szafce, wraz z wszelkimi produktami, których będziemy potrzebowali do przewijania, usypiania czy karmienia małej. Byłem im wdzięczny za tę pomoc, wiedząc, że samemu raczej nie dałbym z tym wszystkimi rady, po prostu jako Alfa nie mając do tego odpowiednich cech.

Odwiedzałem w międzyczasie moją agencję. Nadal wchodząc tyłem, zamaskowany, aby nikt mnie przy niej nie zauważył. Zwłaszcza z innym umaszczeniem, którego nadal nie pokazywałem światu. Bo nie potrzebowaliśmy kolejnych artykułów, spekulujących o naszych następnych krokach, dotyczących mojej kariery i zdrowia. Ale musieliśmy już wstępnie coś planować. Zwłaszcza przy jesiennych Worldsach. Obiecałem chłopakom i Somi wzięcie z nimi udziału, do którego w wolnym czasie zacząłem się przygotowywać. Bez streamów i bez wiedzy publiki. Bo na razie tak było najbezpieczniej.

Oczywiście nie potrafiłbym wytrzymać dłużej niż dwóch dni bez mojego Jimina i mojej małej Ahri. Dlatego odwiedzałem ich tak często jak mogłem. I kontaktowałem się z moim ukochanym prawie cały czas. A raczej to on wysyłał mi zdjęcia naszej córeczki, którymi miałem już wypełnioną całą galerię. Brakowało mi ich w naszym mieszkaniu. Wydało się zbyt duże i zbyt puste, nawet z obecnością Sharon, mojej i Jimina mamy, czy Sayi. I codziennie starałem się pocieszać faktem, że to już niedługo. Że już niedługo stamtąd wyjdą i rozpoczniemy nasze wspólne życie.

Na razie jednak mogłem jeszcze pouczyć się tych podstawowych czynności i potrzeb Ahri. Bo choć byłem Alfą, którzy w głównej mierze nie zamierzali bawić się w przewijanie swoich dzieci, czy pomoc przy karmieniu lub usypianiu płaczącego dziecka, sam nie chciałem się tak zachowywać. Wystarczyło, że Jiminnie musiał przejść przez bolesny i psychicznie wycieńczający poród. Że przez całą ciążę musiał mierzyć się z różnymi, skrajnymi emocjami lub zachciankami, nie mogąc uciec przy tym od ciągłych problemów, głównie związanych ze mną. Dlatego teraz nie zamierzałem sprawiać mu takich kłopotów. Nie chciałem, aby musiał się martwić jeszcze o mój stan. I choć wiedziałem, że wtedy nie była to moja wina, teraz, gdy miałem nad tym pełną kontrolę i pomoc specjalistów, nie mogłem pozwolić, aby doszło do podobnego incydentu. Lub abym choć trochę podupadł na zdrowiu psychicznym. Bo wtedy nie zapewnię mojej rodzinie pomocy, której od narodzin Ahri ciągle będą potrzebowali.

Dzisiaj zaczęliśmy po prostu od przewijania, do którego musiałem przywyknąć. Bo choć sam widok zawartości pieluszki nie był zatrważający, to zapach niestety już tak.

Starałem się brać płytkie oddechy, słuchając instrukcji Jimina i wykonując po kolei wszystkie czynności. I dopiero gdy Ahri była już przebrana w czystą pieluchę, odważyłem się wziął głęboki wdech.

– Spore wyzwanie – przyznałem, lecąc jeszcze umyć ręce, bo wiedziałem, że same nawilżane chusteczki nie załatwią sprawy.

Jimin w tym czasie popilnował Ahri, a gdy do nich wróciłem, sam również skoczył umyć ręce.

– Dopóki ja ją karmię jeszcze nie jest aż tak źle – stwierdził, podchodząc do nas, po czym chętnie wziął naszą Ahri na ręce.

– Czyli mówisz, że lepiej się nią nacieszyć dopóki jest taka malutka? – dopytałem, chętnie ich obejmując, aby mieć jak najbliżej siebie, korzystając z każdej minuty mojego pobytu tutaj.

– Okres, od którego zacznie jeść mleko modyfikowane, do czasu normalnego jedzenia, będzie prawdziwą torturą. Zwłaszcza dla twojego nosa – wytłumaczył, naprowadzając mnie w końcu na omawiany przez nas temat.

– A, nadal mówimy o kupie – skwitowałem, lekko zakłopotany, że nie połączyłem wątków. Ale czasami sprawy niemowlaków jeszcze nie były dla mnie w pełni klarowne. Choć akurat temat żywieniowy starałem się odpowiednio zgłębić. Bo te pierwsze miesiące, a później pierwsze lata życia naszego dziecka były najbardziej kluczowe, wpływając na jego rozwój i przyszłość. Dlatego wolałem jeszcze o to dopytać:

– Ale dlaczego zamierzamy ją karmić takim mlekiem, Jiminnie? Przecież będziesz jeszcze długo w domu.

Chłopak popatrzył spokojnie w moje oczy, bujając w międzyczasie Ahri, gdy moja dłoń obejmowała ich dwójkę, głaszcząc go po ramieniu.

– To normalny etap, Jeonggukie. Myślę, że na pewno pół roku będę ją karmił sam. Potem pół roku mieszanie. I dopiero ją odstawię – wyjaśnił, ale to nadal nie była perspektywa jaką miałem w głowie po prześledzeniu tych wszystkich etapów życia niemowlaka i zapamiętaniu ich.

– A po pół roku karmienia przyjdzie już czas na wszelkie kleiki, kaszki, zupki i soki. Nie musimy jej podawać tych chemicznych roztworów ze sklepu – podkreśliłem, nawet będąc gotów samemu je przygotowywać, jeśli mój ukochany nie będzie tego zwolennikiem lub nie będzie miał na to czasu. Bo jednak poza sezonem to ja miałem z naszej dwójki więcej czasu. Oczywiście jeśli nie zdecydowałem się na miliony pobocznych projektów.

– Zobaczymy czy będzie chciała je tak od razu jeść. Na razie się tym nie martwmy – poprosił, mając na to bardziej realistyczny pogląd. Choć patrząc na codzienne zachowanie naszej córeczki nie wróżyłem nam z tym większych problemów. Na razie była naprawdę grzeczna i posłuszna.

– Zje, zje. Prędzej czy później na pewno. Lepiej już to wszystko powoli planować, Jiminnie – zauważyłem, na co mój ukochany zaraz ciężko westchnął. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Tym bardziej połączonej z nagłą ucieczką na łóżko.

Początkowo odebrałem to dość negatywnie, jakbym powiedział coś złego, za co Jimin może się obrazić. Jednak zaraz postarałem się odgonić takie myśli, bo przecież Ahri ważyła swoje, a mój Omega jeszcze w pełni do siebie nie doszedł, nie mając takich sił jak przed ciążą.

Choć słysząc jego kolejne pytanie znów powróciłem do pierwszego scenariusza, który mocno mnie zmartwił:

– Po co cokolwiek planować, skoro ciągle coś nam te plany rozwala?

No tak... Moja agencja... Hybe... Publika... Nasi najbliżsi...

– W plany dotyczące Ahri nie pozwolę nikomu ingerować. Nasze mamy mogą nam doradzać, ale na pewno nie będą wychowywać jej po swojemu – podkreśliłem, skupiając się właśnie na osobach, które nas otaczały.

Podszedłem przy tym do niego, zajmując przy nich miejsce, aby znów móc otoczyć go ramieniem. Na razie jeszcze na mnie nie patrzył, skupiając wzrok na Ahri. Czułem, że trochę obawia się go na mnie podnieść.

– Nie o to mi chodzi, kochanie... – stwierdził nagle, nieco smutnym tonem. A kiedy w końcu na mnie spojrzał, jeszcze bardziej mnie zmartwił. Bo widziałem w jego oczach same negatywne emocje. A łącząc to z tematami, które już wcześniej próbował poruszyć, a które ja starałem się odpuścić, w końcu o to dopytałem:

– Jiminnie, odkąd tutaj wszedłem, słyszę jaki temat cię męczy. Czytałeś coś online? Ktoś ci coś podesłał?

Podejrzewałem, że właśnie w tym tkwi problem. Bo obaj sobie obiecaliśmy, że będziemy starać się ograniczyć zagłębianie we wszelkie artykuły i opinie internautów. Dla naszego dobra.

Jiminnie potrzebował chwili, chyba zbierając myśli. A ja go z niczym nie popędzałem, starając się też nie ograniczać do jednej teorii. Bo może ta kwestia dotyczyła czegoś zupełnie innego.

– Dzwonił mój manager – zdradził w końcu, a zarówno jego ton głosu, jak i zapach, wyraźnie dały mi znać, że nie była to zbyt przyjemna rozmowa. – Hybe chce, abym jak najszybciej wrócił do pracy – dodał, co z kolei lekko mnie najeżyło.

No tak, ich „maszynka do pieniędzy" za długo odpoczywa...

Szuje...

– Mogą sobie chcieć. Masz prawo do urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego. Lepiej żeby nadal przyjmowali zwykłe chorobowe, bo inaczej wszystko zaraz wypłynie do prasy – zauważyłem, podkreślając tym w jakim tak naprawdę są położeniu. I nawet jeśli Jimin takim krokiem przekreśliłby swoją karierę, jakoś dalibyśmy sobie radę. A Hybe już niekoniecznie. Bo jednak Hybe bez BTS raczej nie da sobie rady na dłuższą metę. – Powinienem porozmawiać z moim managerem? A on z twoim? – zaproponowałem, nie chcąc, aby ci dranie męczyli go telefonami, nie dając mu spokojnie żyć i dojść do siebie.

– Boję się, że to tylko pogorszy sprawę... Może twoja mama mogłaby coś doradzić? – zapytał, ale zanim odpowiedziałem na jego pytanie, musiałem jeszcze dodać kilka słów, które krążyły mi teraz po głowie:

– Przecież Hybe ma tyle zespołów. Zarabiają przez ten okres wystarczająco... – mruknąłem mocno niezadowolony, czując jak mój zapach wypełnia otoczenie wokół nas, robiąc się nieprzyjemnie intensywny.

Jednak szybko starałem się to opanować, nie chcąc martwić taką wonią naszej Ahri, która skutecznie wyłapywała każdą zmianę w naszych emocjach.

– Chcesz się z nią spotkać? – zapytałem w końcu, mogąc to jak najbardziej zorganizować. Zwłaszcza że moja mama chętnie odwiedzała swoją wnuczkę chociaż raz w tygodniu, szczęśliwa ze swojej nowej roli babci.

– Tak, chyba tak będzie najlepiej. Ale chciałem znać twoje zdanie. Tylko... ciężko mi było zacząć ten temat, bo nie chciałem, byś się denerwował... – zdradził, gdy w międzyczasie wyciągnąłem już telefon, aby napisać do mojej mamy, nie chcąc, aby przypadkiem wyleciało mi to z głowy. I dopiero gdy wysłałem tego SMS–a, a mój telefon wylądował na szafce przy łóżku, znów spojrzałem na Jimina.

– Niektóre tematy niestety będą wzbudzać w nas takie emocje. Ale nie możemy ich przez to unikać. Zwłaszcza kiedy taki temat dotyczy Hybe – podkreśliłem, wzdychając ciężko na samo wspomnienie o tej wytwórni, bo z nimi zawsze były jakieś problemy. Ale tak jak kiedyś obiecałem, zamierzałem z nimi walczyć. Zamierzałem walczyć o mojego ukochanego. Tak długo jak będzie trzeba. I aby to podkreślić objąłem Jimina obiema rękoma, przyciągając jego i Ahri blisko siebie.

– Nie zabiorą mi ciebie tak szybko. Nie pozwolę im – zapewniłem, gdy głowa Jimina chętnie wtuliła się gdzieś w moją szyję, zapewniając przyjemne ciepło.

– Wiesz... trochę tęsknię za sceną. Ale bardziej tęskniłbym za nią – oznajmił, przez co moje oczy od razu przeniosły się na Ahri. Mała patrzyła na nas, trochę sennie, chyba chcąc za wszelką cenę jeszcze choć przez chwilę zachować przy nas świadomość, ciesząc się zapachem obu rodziców i ich obecnością. – Bo za moim Alfą to ciągle tęsknię – dodał jeszcze mój ukochany, a takie słowa łatwo wywołały mój szeroki uśmiech. I nie mogłem tego nie wykorzystać do lekkiego podroczenia się z nim.

– Tęsknisz? Tyle spokoju od tego męczącego cię Alfy – zażartowałem rozbawionym tonem, a chcąc to podkreślić zaraz sięgnąłem ustami do jego włosów, aby je lekko skubnąć, niestety w takiej pozycji nie mogąc sięgnąć do jego skóry. Zaraz jednak powróciłem do normalnego tonu i postawy, chcąc dodać kilka już nieco poważnych słów: – Jiminnie, te kilka miesięcy szybko zleci. Zanim się obejrzymy Ahri już będzie jadła nasze jedzenie. Wtedy jak najbardziej będziesz mógł uczestniczyć w jakichś aktywnościach lub promocjach. A ja chętnie będę cię w tym wspierał – zapewniłem, głaszcząc go ręką po ramieniu.

– Ale nie będę jej mógł zabierać ze mną... – wypalił, co było dość abstrakcyjne.

– Nie, Jiminnie, żadna Omega nie zabiera swoich dzieci do pracy – zauważyłem, rozbawiony taką perspektywą. – Zwłaszcza do takiej pracy. Musimy utrzymać ją w tajemnicy jak najdłużej.

– Ale będę tęęęęsknił – wymruczał słodko, nagle decydując się na jakieś urocze aegyo, które łatwo działało na mojego wewnętrznego alfę, chcącego go wycałować i wymiziać. Najlepiej całego.

– Nawet kiedy wda się w moją słodką marudę? – dopytałem, szturchając go nosem tak, aby podniósł w końcu głowę, umożliwiając mi dobranie się do jego szyi. I na szczęście to zrobił, a ja od razu go tam musnąłem, najpierw ustami, a później już tylko nosem, zostawiając tam jak najwięcej mojego zapachu.

Moja śliczna Omega. Moja.

– Tak. Będziesz miał dwie divy w domu – stwierdził, tworząc mi „piękną" perspektywę mojej przyszłości z nimi. Ale cóż, było to jak najbardziej prawdopodobne. Choć z moim charakterem i dla tych dwóch cudownych istot wiedziałem, że na pewno to zniosę.

– Macie wolną rękę. Chcę tylko mieć czas na mój komputer – oznajmiłem, przedstawiając mój jedyny warunek w tym wszystkim.

Jiminnie się na to zaśmiał, chyba spodziewając takiego komentarza. I choć na razie mogliśmy tylko gdybać nad naszą wspólną przyszłością, jednego mogliśmy być pewni – po sytuacjach, jakie razem przeżyliśmy, mimo wszystko będąc je w stanie przetrwać, na wszystko jesteśmy gotowi, zamierzając walczyć o nas i o naszą rodzinę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top