23 - His mercy

5683 słów

~~~~~~~~~~


Jeongguk:

Miałem rację. To nie była moja rzeczywistość. Wszystkie moje relacje wyglądały inaczej. Obecne wydarzenia w kraju i na świecie. Nastawienie niektórych ludzi i ich opinie na różne tematy. Naprawdę czułem się jakbym trafił do niewłaściwego ciała. W niewłaściwym miejscu.

Mój uraz, choć już bez jakiegokolwiek obrzęku, którego lekarze się pozbyli, znacznie wpłynął na moje zdrowie. Przez pierwszy tydzień nadal nie byłem w stanie korzystać z mojego telefonu tak jak kiedyś, musząc mrużyć mocno oczy, nawet pomimo założonych okularów. Wykonywanie jakichkolwiek ruchów również było nieco ograniczone. Bo ciągle byłem ospały i zmęczony. Dlatego dopiero w drugim tygodniu mogłem prześledzić na spokojnie zawartość mojego telefonu, zaczynając od galerii, w której faktycznie miałem miliony zdjęć Park Jimina. Ze mną lub solowych. SMS–y, wiadomości na KakaoTalk lub DM–y na Instagramie, również zdradzały mi charakter naszej relacji. Naprawdę byliśmy blisko. A przynajmniej Jeongguk z okresu od listopada do lutego był. Bo ja... choć spotkałem go na żywo, poczułem jego zapach, porozmawiałem z nim, a tuż po jego wizycie co jakiś czas się do niego odzywałem, nie potrafiłem zrozumieć jak ktoś o jego charakterze mógłby się ze mną związać. Ale najwyraźniej w ciągu tych kilku miesięcy zdołałem się zmienić na tyle, aby naprawdę się we mnie zakochał. Bo innej opcji nie widziałem, skoro jako wrześniowy Jeongguk całe dnie chciałem poświęcać tylko mojej pracy. Ale czy już wtedy, nawet będąc zajęty ciągłym graniem w LOL–a nie marzyłem o takiej Omedze? Bo Park Jimin był w moim typie. Śliczny, do tego blond umaszczenia, delikatny, czuły i tak... omegowy. I może kwestią czasu będzie powrócenie do tych wspomnień? W końcu lekarz zapewnił, że uraz nie jest na tyle poważny, abym nigdy już nie powrócił do Jeongguka z tego okresu. Potrzebowałem po prostu odpocząć i dać mojemu organizmowi czas na rekonwalescencje.

Trzeciego tygodnia w końcu byłem w stanie prześledzić również wszelkie artykuły z moim pseudonimem lub imieniem i nazwiskiem. O Mistrzostwach, o oficjalnym zerwaniu z Han Sohee, o moich decyzjach odnośnie kierunku mojej kariery, co również trafiało do prasy, o mojej przyjaźni z Park Jiminem i oficjalnych eventach, na których się pojawialiśmy. Niektóre informacje podsyłałem do Mingyu lub Jimina, prosząc o ich potwierdzenie, wiedząc, że prasa lubi tworzyć plotki. A dzięki temu mogłem powoli uczyć się tamtego Jeongguka, starając się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości.

Artykuły z Park Jiminem również prześledziłem, widząc kilka dość hucznych skandali. O jego nowym statusie, potencjalnym związku z jakimś aktorem, co okazało się fake newsem, oraz odwołaniu promocji jego solowej płyty. Zastanawiałem się czy to przeze mnie. Czy aż tak to przeżywał, nie mogąc teraz normalnie pracować. Ale jeżeli nasza relacja była aż tak bliska, niestety było to możliwe. Nie miałem jednak śmiałości poruszyć z nim tego tematu. W ogóle nie miałem śmiałości rozmawiać z nim o niektórych aspektach. Nadal za bardzo onieśmielał mnie samą swoją obecnością, a w SMS–ach po prostu samą chęcią wymieniania ze mną wiadomości. Zwłaszcza gdy natrafiłem na te miliony komentarzy Internautów i jego fanów zachwycających się jego osobą po oficjalnym ujawnieniu statusu. I ciężko by mi to było przyznać nawet przed bliską mi osobą, ale zgadzałem się z każdym takim komentarzem. Bo Park Jimin jako Omega był zjawiskowy. Dlatego nawet pomimo tak wielu naszych zdjęć w mojej galerii, nie potrafiłem sobie wyobrazić naszej dwójki razem. Mnie, dość mocnego nerda, który przypadkiem stał się sławny. I jego – tak przebojowego i ekscentrycznego idola, z gronem przyjaciół o różnych statusach.

Lekarz w końcu mnie wypisał, po tych pełnych trzech tygodniach. Wolał upewnić się, że jestem już w stanie sam funkcjonować, odpoczywając kolejne tygodnie w domu. Zaleceń było sporo. Tak samo jak leków. I choć po powrocie do domu przez pierwsze dni starałem się do nich stosować, czytając kolejne nagłówki artykułów wychwalających moje umiejętności i liczących na szybki powrót do zdrowia, aby wesprzeć moją drużynę w tym sezonie rozgrywek, jakoś nie potrafiłem leżeć spokojnie i odpoczywać. W domu rodziców nie miałem całego mojego sprzętu. Jednak Jimin postarał się przekazać Sayi moje wszystkie niezbędne rzeczy osobiste. W tym laptopa. I to on musiał posłużyć mi za pomoc w powrocie do formy.

Pierwsze rozgrywki w SoloQ okazały się beznadziejne. Nie rozumiałem już championów tak jak kiedyś. I nie reagowałem na zagrania przeciwników tak szybko jak kiedyś. Moje decyzje były za wolne. Tak jak moje palce, klikając w przyciski i myszkę dość opornie. Bo mój mózg był teraz BARDZO oporny. Nawet pomimo kolejnych leków, kolejnych godzin snu i kolejnych medytacji, którymi starałem się podratować moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Dodatkowo przy kolejnej rozgrywce straciłem poczucie czasu, nie będąc świadomy, że Saya wróciła już ze szkoły. A mając już okazję kilka razy przyłapać mnie na moich próbach grania w LOL–a, tym razem słysząc jak drzwi do mojego pokoju otwierają się z rozmachem, natychmiast zamknąłem laptopa, zarzucając na niego fragment kołdry. Ale było już za późno...

– Jeon Jeongguk. Co powiedział lekarz? – Blondynka brzmiała na oburzoną, a ja zamierzałem udawać niewiniątko, patrząc na nią nie zaskoczony, a nieco zdezorientowany.

– Hm? Co powiedział?

Sayi jakby nagle pociemniały nieco oczy, co przecież u Omeg nie było możliwe. Ale może u niej akurat było... Zwłaszcza w takich momentach.

Dziewczyna nie zamierzała tak tego zostawić. Ruszyła w moją stronę. I jako Jeongguk z przeszłości mógłbym spodziewać się jakiegoś lekkiego uderzenia w ramię. Na szczęście teraźniejszy Jeongguk był chroniony swoim urazem. Dlatego zamiast mnie bić usiadła na brzegu mojego łóżka, wyciągając rękę w moją stronę i zerkając wymownie na zakrytego laptopa:

– Rekwiruję twojego laptopa.

Aha? Chyba nie.

– Niby dlaczego? – mruknąłem niezadowolony. Bo choć rozgrywki mnie męczyły, musiałem ćwiczyć. Musiałem powrócić do mojego życia. Jak najszybciej. – Potrzebuję mieć kontakt ze światem – zauważyłem, nie chcąc zdradzać jej prawdziwego powodu potrzeby posiadania laptopa. Bo wtedy już na pewno by mi go zabrała.

– Masz telefon, wystarczy ci.

– Wiesz, że na telefonie też mógłbym grać w LOL–a? Poza tym potrzebuję tego – podkreśliłem, już lekko zdesperowanym tonem, bo tutaj chodziło o całą moją karierę.

– Niepotrzebnie się denerwujesz grając w to, a masz odpoczywać. Im dłużej nie słuchasz lekarzy, tym mniejsze szanse na szybki powrót do formy – wytknęła mi, niby mają rację. Ale tylko z punktu widzenia lekarzy.

– Jak mam powrócić do formy bez ćwiczeń? Obecnie jestem w to BEZ–NA–DZIEJ... NY – mruknąłem, sfrustrowany, bo nawet chcąc podkreślić ostatnie słowo miałem spore problemy... – Nawet w koreańskim jestem już beznadziejny – dodałem, chowając na chwilę twarz w dłoniach, warcząc cicho, zły sam na siebie. Bo czułem, że ten atak nie odebrał mi tylko i wyłącznie wspomnień, a jakieś dobre kilkanaście punktów IQ. I właśnie dlatego nie potrafiłem być tym Ianem, którego kochał i zarazem nienawidził cały świat.

Saya starała się jakoś mnie pocieszyć, sięgając dłonią do fragmentu mojej głowy, z dala od gojącej się rany, aby delikatnie mnie pogłaskać.

– Potrzebujesz czasu. Proszę, nie zadręczaj się tym.

– Leżenie tu i brak zajęcia w ogóle mi tego nie ułatwiają – zauważyłem, bo już miałem dosyć tego „odpoczywania", które tak naprawdę zawsze kończyło się myśleniem o mojej przeszłości i chęcią powrotu do niej.

– Może zadzwoń do Jimina oppy – zaproponowała nagle, ostrożnie, na pewno świadoma mojego nastawienia do mojej relacji z nim.

Aż lekko rozchyliłem palce na twarzy, chcąc na nią popatrzeć, niedowierzając tej propozycji.

– Abym zszedł na zawał, Saya?

– Co się nagle stało, że tak cię stresuje... Może boisz się znów do niego zbliżyć? Skoro to przez jego sasaengi... Nie chcesz go już widywać? – zasypała mnie pytaniami. Ale najwyraźniej nie była aż tak wtajemniczona w naszą relację. Zwłaszcza tę z pierwszych spotkań.

– Zawsze mnie stresował. A przynajmniej tak to między nami na początku wyglądało – zdradziłem, starając się przywołać wszystko co Jimin zdradził mi na ten temat. – Poza tym rozmowy telefoniczne w ogóle są stresujące, Saya – dodałem, bo ona, jako ekstrawertyczna influencerka, na pewno tego nie rozumiała.

– To zadzwoń z kamerką – fuknęła, wpadając na kolejny genialny pomysł!

Ech...

– Z kamerką... Brzmi jeszcze gorzej. Ale... na pewno by tego chciał, prawda? – zauważyłem, bardziej do siebie, niż do niej. Bo przecież widziałem jak chętnie odwiedzał mnie w szpitalu. I jak chętnie ze mną pisał. Na pewno tęsknił za swoim Jeonggukiem, którego na razie nie byłem w stanie przywrócić.

– Na pewno. Ty go nie kochasz, ale on ciebie tak – zauważyła smutno, przez co ta emocja mi również się udzieliła. Bo to wyglądało jak scenariusz z jakiegoś dramatu. Z idolem w roli głównej. I teraz to ode mnie i mojej pamięci zależało zakończenie naszej historii...

– Zapewne gdybym spędzał z nim czas... szybko by mnie w sobie zauroczył – stwierdziłem cicho, bo jego urok osobisty działał cuda. Doskonale pamiętałem te wszystkie edity, na które natrafiałem na Instagramie, gdzie Alfy myliły go z Omegą, zakochując się w nim od pierwszego wejrzenia. – Ale... nie mam śmiałości, Saya. To Park Jimin. Z BTS – przypomniałem, podkreślając to dobitnie, bo przecież nie było opcji że teraz będę jednym z tych Alf, którym jednak się poszczęści i będą mogli być z taką Omegą.

– A ty jesteś Ianem z T1. Jesteście na podobnym poziomie, głupku – przypomniała. I może faktycznie kiedyś mogłem tak to postrzegać. I może właśnie dlatego miałem śmiałość się z nim związać. Ale teraz...?

– Ian z T1, który odejdzie na emeryturę gamerską w wieku osiemnastu lat – zauważyłem, wzdychając ciężko. Zabrałem w końcu ręce od twarzy, odkładając je na kołdrę. Chwilę się w nie wpatrywałem, bo to one w głównej mierze mnie zawodziły.

– Bez przesady... – zdążyła jeszcze na to odpowiedzieć zanim nasze głowy skierowały się w stronę drzwi. Ktoś pukał, a wiedząc już, że ojciec był na mnie o coś zły, zakładałem, że to mama lub Sharon.

– Jeonggukie, mogę wejść? – To był głos mamy. Dość niespodziewany, z racji na wczesną porę. Ale skutecznie mnie pobudził, zmuszając do wyprostowania i szybkiego poprawienia piżamy i włosów. Bo Saya nie zwracała uwagi na takie szczegóły. Ale dla naszej mamy nawet najmniejsza niedoskonałość mogła być objawem mojej potrzeby powrotu do szpitala.

– Tak mamo? – zaprosiłem ją, nieco obawiając się tak wczesnej wizyty.

Może przynosi jakieś wieści od mojego lekarza?

– O, Saya. Też tu jesteś? – zauważyła, gdy weszła do środka, natrafiając wzrokiem początkowo właśnie na Sayę.

– Tak. Pilnuję tego głupka, bo znowu się zadręcza. Zawołam Smaczka i mu nasika na laptopa – stwierdziła moja kochana siostrzyczka, na co wywróciłem oczami, zaraz posyłając jej niezadowolone spojrzenie.

Mama zignorowała jej komentarz, podchodząc do mnie. Nie była ubrana zbyt oficjalnie, przez co mogłem zakładać, że chyba nie była w biurze?

Czyli jednak lekarz?

Umieściła dłoń gdzieś na moich włosach, a jej kciuk zaczął mnie delikatnie gładzić.

– Jak się czujesz? – zapytała, a dzięki temu gestowi i jej zapachowi tiramisu, mogłem szczerze odpowiedzieć, że:

– Dobrze. Ale moja głowa nadal ze mną nie współpracuje – przyznałem, nie ukrywając tego przed nimi.

– Jeongguk, muszę z tobą poważnie porozmawiać. I ta rozmowa może być bardzo trudna – zaczęła, co od razu zaczęło mnie niepokoić. – Saya, możesz zostawić nas samych? – poprosiła jeszcze, na co moja siostra popatrzyła takim samym wzrokiem w moją stronę. Chyba oboje domyślaliśmy się o co może chodzić...

Jest aż tak źle? Już tak zostanie, prawda?

Saya wyszła. I dopiero gdy drzwi się za nią zamknęły, zapytałem:

– Byłaś u doktora Kima, mamo?

– Nie, kochanie. Nie o to chodzi – zaprzeczyła, przez co byłem troszeczkę zdezorientowany. Bo jaki inny poważny temat mogła mieć teraz na myśli? – Chodzi o to co działo się przed tym atakiem – sprecyzowała, wzdychając ciężko. A to westchnięcie kropka w kropkę przypominało to Sayi. Obie się przeze mnie martwiły... – Posłuchaj, trochę poszperałam w sieci. Nie mogłam zrozumieć dlaczego sasaengi Park Jimina cię zaatakowały. Skontaktowałam się z jego rodzicami i to oni wszystko mi powiedzieli – zdradziła, a mnie zamurowało.

Czyli wie. O mnie i Jiminie.

Zmartwiłem się. Jej reakcją, działaniami i tą rozmową z jego rodzicami. I początkowo aż położyłem dłoń na czole, załamany tym wszystkim.

Ale... czy powinienem się tym przejmować? Obecny ja... nie był z Park Jiminem. To tajemnice i problemy Jeongguka z tamtego okresu. Nie mam się czego obawiać. Zwłaszcza przy mamie.

– Taak... Podobnież byliśmy razem – przyznałem cicho, nie mając zamiaru udawać, że o niczym nie wiem.

– Tak, słonko... – potwierdziła, a jej dłoń zaczęła głaskać mnie po włosach. – Nie pamiętasz tego, prawda? Rozmawiasz z nim w ogóle? – zapytała, przez co od razu zacząłem się zastanawiać co dokładnie mogę jej zdradzić. Ale chyba... nie muszę niczego ukrywać? Skoro rodzice Jimina chyba już wszystko jej zdradzili.

– Czasami rozmawiamy. W SMS–ach. Ale... nie pamiętam naszej relacji. Nie pamiętam, abym... coś do niego czuł – zacząłem, robiąc krótką pauzę, bo przyznanie tego na głos z jakiegoś powodu ciężko mi przyszło. – Odwiedził mnie kilka razy w szpitalu, ale... dla mnie to po prostu Park Jimin z BTS. Nawet nie wiem jak... mógłbym być z nim w związku. Czuję, że... pochodzimy z dwóch różnych światów. Może nie na... płaszczyźnie majątkowej – wydusiłem z siebie, bo nadal takie określenia i bardziej bogate słownictwo mnie przerastało. A to z kolei bardzo mnie frustrowało. Ale postarałem się jakoś to dokończyć i opisać to co czuję: – I zawodowej. Ale... nasze charaktery... i jego aura... Widzę w nim tylko celebrytę, mamo – dokończyłem, dość smutnym tonem, bo... możliwe że za tym tęskniłem? Za naszą relacją lub... po prostu za Jiminem?

Mama wysłuchała mnie w ciszy, nie przestając w tym czasie gładzić po włosach. Dała mi chwilę, odzywając się dopiero gdy uznała, że jestem na to gotowy:

– Jeonggukie, to co teraz powiem, będzie dla ciebie bardzo trudne. Proszę, postaraj się nie panikować. Jednak w razie gdybyś gorzej się poczuł, doktor Kim czeka na dole – zaczęła na wstępie, co trochę mnie zmartwiło. Bo co takiego miała mi do przekazania? – Jeśli nic już nie będziesz czuł do Park Jimina, na pewno nikt nie będzie miał do ciebie o to pretensji. Jednak jako Alfa będziesz musiał o niego zadbać... Nie musisz się z nim ponownie wiązać. Może wystarczy mu pomoc materialna lub po prostu wsparcie w niektórych obowiązkach – dodała, robiąc niewielką pauzę, a z każdym jej słowem byłem coraz bardziej przerażony. – Nawiązuję do tego, że... Jimin jest z tobą w ciąży. Dlatego nagle wyprowadziłeś się z domu i zamieszkaliście razem. Chcieliście stworzyć razem rodzinę.

Na początku w ogóle to do mnie nie dotarło.

Ja i Jimin razem. Ja i Jimin posiadający razem dziecko?!

Co ty narobiłeś Jeongguk?!

Jeszcze chwilę wpatrywałem się w kołdrę, nie potrafiąc tego zrozumieć.

Byłem taki ostrożny na naszych randkach... Co się stało? Jak do tego doszło?

– W ciąży? Znamy się od... listopada? – zauważyłem cicho, potrzebując jakichś wyjaśnień. A może i potwierdzenia. Bo związek z nim... A teraz ta ciąża... To było nieprawdopodobne.

– Mama Jimina zdradziła, że wpadliście w czasie świątecznego wyjazdu w góry. Rozważaliście aborcję, ale nie byliście w stanie zrobić tego swojemu dziecku. Chcę, abyś wiedział, że ja też wam pomogę. Jeśli będzie trzeba zaopiekować się maluszkiem, to możesz na mnie liczyć. Ale myślę, że teraz najbardziej to Jimin potrzebuje ciebie. Wolałabym, abyś najpierw wrócił do formy, jednak ciężarna Omega potrzebuje zapachu swojego Alfy – wyjaśniła, przez co nawet bardziej tego nie pojmowałem.

– Byłem... aż tak nieodpowiedzialny? To do mnie... niepodobne. Ten związek... Wyprowadzka... I dziecko... – wypowiedziałem moje myśli na głos, kręcąc na siebie głową. A raczej na Jeongguka z tamtego okresu, bo obecny ja nigdy by się do czegoś takiego nie posunął. – Powinienem... powinienem się z nim spotkać? – wyszeptałem, niepewny. A kiedy podniosłem wzrok na mamę w moich oczach były łzy. Bo ta rzeczywistość naprawdę zaczynała mnie przerastać...

– Daj sobie jeszcze chwilę, aby odpocząć. Ale powinieneś go tutaj zaprosić. Zadbam, aby tata się nie dowiedział. Ewentualnie spotkacie się w mieszkaniu rodziców Jimina. Tak będzie najbezpieczniej. Jimin poza pracą przebywa w klinice, aby bez twojej obecności dbać o swoje i dziecka zdrowie. Lepiej, aby nikt cię tam nie zobaczył – wytłumaczyła, zasypując mnie kolejnymi informacjami, które dla mojej obecnej głowy wydawały się przytłaczające. Bo po prostu było ich za dużo.

Związek z Jiminem. Ciąża Jimina. Jimin przebywający w klinice. Wpadka, tak to była wpadka.

Starałem się utrwalić to, co najważniejsze. I podjąć decyzję o spotkaniu. Bo skoro naprawdę nosił nasze dziecko, potrzebował mnie.

– Chyba... lepiej będzie jeśli to tutaj przyjdzie... O ile będzie chciał. Dziękuję, że mi o tym mówisz, mamo. Nie sądziłem, że to... aż tak poważne – zauważyłem, zmartwiony. I sobą i Jiminem, który zapewne nie chciał mi tego powiedzieć ze względu na stan mojego zdrowia. Ale powinien. Bo to nasza wspólna sprawa. Zwłaszcza gdy potrzebuje mojej obecności dla zdrowia dziecka.

– Jimin pewnie nie chciał ci mówić, abyś nie zmuszał się do pozostania przy nim tylko ze względu na dziecko. Ale jeśli wspólnie podjęliście decyzję o zostaniu rodzicami, powinniśmy go wspierać w tym trudnym czasie. Jego przyjaciele idą do wojska, aby go kryć. Będzie miał tylko rodziców, jeśli my się nim nie zainteresujemy – dodała, przekazując mi kolejne informacje, tym razem chyba również o BTS? Bo gdzieś natrafiłem na podobną plotkę. Nie dopytywałem jednak o to, na razie skupiając się tylko i wyłącznie na sprawach moich i Jimina. Przez co dopiero teraz sobie uświadomiłem, że tak naprawdę przez cały ten okres tak wiele ukrywałem przed moją rodzicielką...

– Mamo... Nie jesteś na mnie zła? Podjąłem... naprawdę wiele nieodpowiedzialnych decyzji – zauważyłem, skruszony, nawet jeżeli jako obecny Jeongguk raczej nie posunąłbym się do takich kroków.

Wiedziałem jednak, że mama nie jest taka jak tata i na pewno mnie przez to nie skrzyczy.

– Każdy z nas popełnia głupie decyzje, zwłaszcza, gdy ogłupia nas miłość. Jest mi tylko przykro, że nie zaufałeś mi na tyle, abym o tym wszystkim wiedziała od ciebie – wyznała, choć wiedziałem już od Sayi i Jimina, że to wcale nie była kwestia zaufania, a raczej mojego charakteru i potrzeby zachowywania takich sekretów dla siebie i osoby, której one dotyczą.

– Okazuje się, że nikomu nie chciałem o tym mówić. Nawet moja drużyna nie wie. Chyba... starałem się go w ten sposób chronić. W końcu jesteś CEO Ador. A tata producentem BTS. Nie mogłem go jeszcze wprowadzić do mojej rodziny. Poza tym... moje oficjalne umaszczenie... I zeszłoroczny związek z Sohee... – zauważyłem, bo to były kolejne aspekty, które powstrzymywały mnie przed zdradzaniem takiego sekretu. Bo nawet najmniejsze pogłoski o naszym związku byłyby sporym skandalem.

– Wiem, Jeonggukie. Myślę, że przyjdzie pora, byśmy przedstawili światu twoje oficjalne umaszczenie. Wezmę wtedy winę na siebie – zapewniła, a jej dłoń znów pogładziła mnie początkowo po głowie, choć zaraz zjechała na policzek, jego również głaszcząc. – Choć w kwestii Sohee na pewno wybuchnie przez to skandal... – dodała, wzdychając ciężko. Jednak o tym nawet nie chciałem na razie myśleć. Han Sohee zapewne mnie pozwie. A jak nie ona, to jej agencja. Liczyłem jednak w tej sprawie na układy mamy jako CEO odnogi Hybe, dzięki którym jakoś rozwiążemy tę sprawę. Bo inaczej mógłbym nawet wylądować za to w więzieniu...

– Na razie... powinniśmy skupić się na Jiminie. Porozmawiam z nim – zdecydowałem, od razu sięgając po telefon. Bo w takiej sytuacji nie mogłem go zostawić. Nawet jeżeli nie czułem do niego tego, co on czuł do mnie. – Chyba że doktor Kim chce mnie jeszcze przebadać? – dopytałem jeszcze, zerkając na mamę, bo wspominała przecież, że czeka na dole? A z tą rozmową może trochę zejść... Głównie przez moją zmęczoną głowę.

– Może przebada cię po rozmowie. Tak na wszelki wypadek, dobrze?

– Nie będę panikował, mamo, spokojnie – zapewniłem ją, posyłając przy tym lekki uśmiech, bo nawet po wyjściu ze szpitala nie wykazywałem większych oznak pogorszenia zdrowia. Przynajmniej nie tych, które wychodziły w podstawowych badaniach.

– Będę spokojniejsza po tej waszej rozmowie – uznała, w końcu kierując się do wyjścia. – To powodzenia – rzuciła jeszcze, powoli opuszczając mój pokój.

Byłem jej wdzięczny za tę rozmowę i dostarczone informacje. Ale teraz miałem zagwozdkę co takiego napisać do Jimina.

Hmm...

Spotkanie? U mnie w domu? Będzie najbezpieczniej.

Jakoś... postaram się z nim porozmawiać. I przede wszystkim dostosować w końcu do tej rzeczywistości.



Jimin:

„Jak się czujesz?"

Już ta wiadomość od Jeongguka powinna była dać mi do myślenia.

„W porządku. Jestem na planie zdjęciowym. Możemy pogadać wieczorem?"

„Dobrze. Napisz jak już będziesz miał wolną chwilę"

Schowałem telefon i skupiłem się na moim odbiciu w lustrze. Czas mijał, a moje ciało zaczynało się coraz bardziej zmieniać, przygotowując do roli matki. Nie tylko brzuch zaczął rosnąć, pokazując, że nasze maleństwo się rozwija, ale też biust nabrał wyraźniejszych kształtów. Z jednej strony było to naturalne, a z drugiej zaczynało mnie nieco krępować. Bo będąc tak długo zupełnie płaski i przyzwyczajony do chodzenia bez górnej bielizny, nie wstydząc się nawet przebierania przy innych, teraz znów musiałem się ukrywać.

Moje materiały, na czas nieaktywności, były produkowane jako pierwsze i w zasadzie były już na ukończeniu. Musiałem jeszcze tylko udzielić trzech wywiadów z resztą BTS i mogłem na dobre zamknąć się w klinice, na co bardzo naciskał manager, zdenerwowany zmianami w moim ciele. Byłem niezwykle potulny i posłuszny, bojąc się wychylić, byle tylko nikt nie zrobił mi i dziecku krzywdy. Choć już słyszałem przebąkiwania wtajemniczonych osób, że może jeszcze zarobią na moim życiu rodzinnym, jednak o tym nie mogli w pełni decydować. Taka zgoda musiała być i ode mnie, i od Jeongguka. A szczerze zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek mu powiem... Tygodnie mijały, a poprawy nie było zbytnio widać. Z początku starałem się nawiązywać rozmowy, zwyczajnie tęskniąc za moim ukochanym. Ale jego odpowiedzi tak często były bardzo oszczędne i pozbawione wszelkich uczuć, że zacząłem wątpić, byśmy kiedykolwiek wrócili do tego, co było przedtem. Z jednej strony – ok, byłem dla niego teraz obcy. Ale z drugiej – to nadal był ten sam Jeongguk, tylko bez wspomnień o nas. Skoro raz się we mnie zakochał, dlaczego tak trudno, by zrobił to ponownie? Czy naprawdę polubił mnie tylko dlatego, że jego alfi instynkt był ze mną w trudnym momencie, gdy potrzebowałem ochrony i tak mu po prostu zostało? To wszystko było tylko iluzją? Czy powinienem zapomnieć o nim, zabrać maleństwo i po prostu uciec od tego życia?

Odrzuciłem od siebie wszystkie czarne myśli, starając się skupić na mojej roli idola, by wywiad poszedł gładko.

Kilka godzin i wrócimy do kliniki.

Około dziesiątej dotarłem do mojego pokoju, mogąc w końcu odetchnąć. Poszedłem się umyć i przygotować do snu, dopiero w łóżku łapiąc za telefon, by napisać do Jeongguka, odpowiadając na popołudniową prośbę.

„Hej, śpisz?"

Zacząłem podejrzewać, że zasnął, ale w końcu otrzymałem zwrotkę.

„Jeszcze nie. Przepraszam, że tak rzadko się odzywam"

„Nie szkodzi. To ja przepraszam, mam dużo pracy, przez co za mało o Ciebie dbam. Jak się czujesz?"

„Fizycznie raczej dobrze. Masz jutro chwilę? Spotkamy się? U mnie w domu?"

Serce zabiło mi szybciej. Od razu sprawdziłem plan na kolejny dzień, by upewnić, się, czy mam taką możliwość.

„Jeśli chcesz, to postaram się. Mam jutro nagrania dopiero o 14:00, więc mógłbym zjawić się rano"

„Ale wyśpij się. I dopiero przyjedź. Dobrze?"

Co on kombinuje? Naprawdę chce mnie zobaczyć? Może tęskni tak jak ja?

„A twoi rodzice? Nie ma ich jutro?"

„Mama już o nas wie. A tatę postaramy się szybko wysłać do pracy. Zresztą, ostatnio i tak ciągle przesiaduje w wytwórni"

Coś się stało.

Jego mama się dowiedziała, ale od kogo? Saya? Powiedziała jej, byśmy mieli ułatwione spotkania? Czy lekarz zalecił jakieś większe zaangażowanie osób, które mogłyby pobudzić jego wspomnienia?

„Dam znać w takim razie nim wyruszę, byśmy mieli pewność, że to bezpieczne. Do zobaczenia jutro"

„Do zobaczenia. Śpij dobrze"

Odłożyłem telefon na stolik obok łóżka i sięgnąłem po maseczkę, by móc powdychać nieco syntetycznego zapachu mojego Alfy. Pogładziłem też brzuszek, by nasze maleństwo czuło się spokojne i kochane. A w końcu zasnąłem.

Następnego dnia obudziłem się tuż po siódmej i zabrałem za przygotowanie do wyjścia. Wysłałem wiadomość do mamy, że czuję się dobrze (co robiłem codziennie, by się nie martwiła) i napisałem do Jeongguka:

„Dzień dobry. Mogę przyjechać?"

Nim młodszy mi odpisał, wybiła ósma.

„Cześć. Zrobiłem obchód. Jest tylko Sharon, czyli nasza pomoc domowa. Możesz przyjechać"

„Będę za maks pół godziny"

Opuściłem mój pokój, a następnie budynek, kierując się do auta na parkingu. To było dziwne mieszkać w szpitalu, ale gdy się ma pieniądze, opłaca się takie rzeczy i nikt nie robi problemów. Takie miejsca też potrzebują funduszy na utrzymanie. A Hybe też nieco dorzucało, by mnie ukryć na ten czas, więc korzystałem dla bezpieczeństwa dziecka.

Jeszcze przed wyjściem użyłem neutralizatora oraz założyłem maseczkę i czapkę. Jak zawsze skorzystałem z tylnego wyjścia dla personelu, chroniąc się przed potencjalnymi hienami, głodnymi skandali. Zadbałem o luźne ubrania, by nie było szansy rozpoznać nawet mojej sylwetki. Całą drogę pokonałem, starając się nie myśleć o tym, dlaczego Jeongguk chciał się spotkać. Bezpieczniej dla mnie było niczego nie zakładać. Choć ciężko było nie martwić się, że na przykład chce mi oficjalnie, prosto w twarz powiedzieć, bym nigdy więcej się do niego nie odzywał...

Zatrzymałem się przed bramą i dałem młodszemu znać, by mnie wpuścił, a następnie wjechałem na podwórko, parkując w wyznaczonym miejscu. Mój ukochany stał w drzwiach, z narzuconą na plecy cienką kurtką, pod którą miał dresy z wielkim logiem T1. Z daleka widziałem, że opatrunek z głowy zniknął, ale wygolona głowa i szwy były świadectwem tego, że wcześniej ucierpiał.

Wysiadłem z auta i szybko do niego podszedłem.

– Dobrze cię widzieć – powiedziałem.

– Cześć – przywitał się z lekkim uśmiechem, choć krył się w nim niepokój. – Wejdziemy od razu na górę, dobrze?

– Oczywiście – powiedziałem i już chciałem go minąć, wiedząc doskonale, gdzie się kierować, kiedy w moje nozdrza uderzył jego zapach. Zmarszczyłem nieco nos, czując stres i niepokój.

– Nie denerwuj się, proszę... Jeśli nie czujesz się komfortowo, nie powinienem tu być... – rzuciłem zmartwiony, bo naprawdę nie podobała mi się cała ta sytuacja.

– Przecież na naszych pierwszych randkach też się stresowałem. To u mnie normalne. Po prostu... daj mi trochę czasu na... przyzwyczajenie, proszę – wyjaśnił, co pozwoliło mi się nieco uspokoić. To jest logiczne. Choć wtedy czułem też nutki ekscytacji, a tu nic...

– Ale wtedy nie byłeś ranny. Martwię się o ciebie – wyznałem cicho i ruszyłem w głąb domu.

Nim dotarliśmy do schodów, usłyszeliśmy, jak z kuchni kieruje się do nas Sharon, więc chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą na stopnie, przyspieszając tak, by kobieta nie miała okazji mnie zobaczyć.

– Przepraszam. Wolę, aby cię nie rozpoznała. Zazwyczaj rozmawia tylko z moją mamą, ale... może akurat zdarzy się, że tata ją o coś zapyta – wyjaśnił cicho, kiedy znaleźliśmy się na piętrze.

Jego słowa były jednak mało istotne w porównaniu z tym, że nadal trzymał mnie za rękę. To było tak miłe uczucie. W dodatku martwił się o mnie. O siebie też, bo miałby kłopoty, ale i tak pomyślał.

– W porządku – zapewniłem, przyglądając się naszym dłoniom.

To go chyba uświadomiło w tym, co robi, bo nagle puścił mnie, przez co posmutniałem.

– Przepraszam – powiedział nieco wystraszony, a ja wzruszyłem ramionami i zdjąłem maseczkę, by zobaczył mój łagodny uśmiech.

– Nic nie szkodzi. To nie pierwszy raz, gdy mnie trzymasz.

Minąłem ukochanego i skierowałem się do drzwi jego pokoju. W środku zastałem zupełnie inne pomieszczenie niż to, które odwiedziłem kilka miesięcy temu. Teraz z mebli było tu tylko łóżko i szafki nocne, które zawalone były lekami i sprzętem, takim jak laptop czy Nintendo. Na podłodze leżało też kilka książek. Wszystko, co byłem w stanie przekazać Sayi z naszego mieszkania. Wpadałem tam raz w tygodniu, by wymienić ubrania, robiąc przy okazji pranie i porządki. Ciężko mi się tam przebywało, biorąc pod uwagę, że być może nigdy już nie zamieszkamy tam tak naprawdę z Jeonggukiem. Mieszkanie było formalnie jego, więc kto wie, czy nie wprowadzi się tam kiedyś z inną Omegą...

Stop, Jimin. Zaczynasz się nakręcać.

Zająłem miejsce na skraju łóżka i czekałem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale wolałem, by nogi się pode mną nie ugięły.

Młodszy dołączył do mnie, siadając nawet całkiem blisko. Niemal stykaliśmy się ramionami.

– Przepraszam, że... nie daję nam nawet szansy... – zaczął w końcu, bawiąc się palcami, które trzymał na kolanach. Patrzyłem na niego, jednak on skupiał się na swoich kończynach. – I że... tak mało się z tobą kontaktuję. Nagle nie mogę ruszyć się z domu... Moja drużyna przegrywa na krajowych zawodach... A ja... Nagle nie potrafię grać tak, jak grałem kiedyś... Moja głowa mnie zawodzi. Nie tylko ze wspomnieniami – wyjaśnił, kładąc dłoń na czole i kręcąc głową. – Ale... To nie oznacza, że jako Alfa wycofam się z moich obietnic – dodał, sięgając po moją dłoń. Czułem drżenie jego ciała. – Moja mama... rozmawiała z twoimi rodzicami...

A więc to o to chodzi. Teraz wszystko nabrało sensu.

No tak. Matka Jeongguka pewnie chciała się dowiedzieć czegoś więcej o kulisach tego ataku. W sumie dziwne, gdyby tego nie zrobiła. Ale zamiast ze mną, postanowiła uderzyć do moich rodziców. Pewnie bała się, że będę kłamał. A tak, moja mama, zmartwiona zarówno moim stanem, jak i sytuacją Jeongguka, na pewno wyśpiewała jej wszystko w dobrej wierze.

Ale to nie tak miało być. Nie chcę jego litości. Nie chcę związku bez uczuć.

Westchnąłem i powoli cofnąłem rękę z jego uścisku. To mogło być bolesne dla Jeona, a sam najchętniej wtuliłbym się w niego i błagał, by się nami zaopiekował, bo koszmarnie bałem się zostać z tym wszystkim sam. Ale musiałem być dojrzały i zmierzyć się z decyzjami, które podjąłem wcześniej.

– Nie chcę, byś czuł się zobowiązany zadawać ze mną tylko z tego powodu – powiedziałem cicho, a mój nos wyczuł wzrost poziomu stresu u mojego rozmówcy.

– Ale... powinienem. Nie mogę was teraz zostawić... – wyszeptał.

Jak zawsze porywczo podniosłem się, mając zamiar stąd po prostu wyjść. Ale nie mogłem. Musieliśmy porozmawiać, dlatego wziąłem głęboki oddech i ponownie usiadłem.

– W klinice mam zapewnioną opiekę. Jest w porządku. Najważniejsze, byś wrócił do zdrowia, więc skup się proszę na sobie. Ja i nasz wilczek damy sobie radę – powiedziałem powoli, próbując zachować spokój.

Na dłuższą chwilę zapadła cisza, która tylko bardziej mnie denerwowała.

Może to i dobrze, że użyłem tego neutralizatora i nie pozwoliłem mu na wąchanie moich emocji. Bo próba grania dzielnego szybko by się posypała. Wewnętrznie czułem się rozbity, zagubiony i błagający o pomoc.

– A jeśli... jeśli już nigdy nie wrócę do zdrowia? Jeśli... już tak pozostanie? – wyszeptał w końcu, łamiącym się głosem.

– Jeśli będziesz chciał spróbować od nowa... jestem na to gotowy. Ale jeśli nie czujesz, byś był mną zainteresowany, to nie chcę cię zmuszać do związku. Nie ograniczę ci kontaktu z naszym dzieckiem – dodałem. Bo skoro już wiedział i czuł się za nie odpowiedzialny, to tak będzie najlepiej. Może będzie go odwiedzać. Spędzą czasem wspólnie weekend. Będzie mu organizował super urodziny. Ale opcja ucieczki z kraju i rozpoczęcia nowego życia właśnie wzięła w łeb.

Jeongguk pokiwał głową i znowu potrzebował chwili, by coś powiedzieć. A to, co miał do dodania, roztrzaskało mi serce:

– Po prostu... czuję, że nie mogę być tobą zainteresowany. Nie czuję się już... Ianem. Nie jestem taki, jak przed wypadkiem. I nie jestem taki, jaki byłem na początku jesieni... Przepraszam...

Poczułem, jak po policzku pociekła mi łza, więc wytarłem ją szybko. Nie czas na mazanie się. Nawet jeśli właśnie prosto w twarz dostałem informację, że nie będzie już nigdy „nas". Teraz jest „Jimin" i jest „Jeongguk. Nie „Jimin i Jeongguk".

Mimo tego nie mogłem się powstrzymać, by nie powiedzieć tego, co szczerze czułem. Skoro on się otworzył, ja też musiałem.

– Wiesz, te kilka miesięcy z tobą były najlepszym czasem w moim życiu. Lepszym nawet od nagród, które zdobywaliśmy z BTS. Dziękuję ci za ten czas. I... dotrzymaj obietnicy i wybierz imię, jeśli urodzi się synek. Bo dla córki zostaje Ahri – powiedziałem, zaraz po tym podnosząc się. – Muszę jechać.

Muszę. Bo inaczej zacznę go błagać na kolanach, by jeszcze to przemyślał i dał nam szansę. Mam jednak swoją godność, nie pozwolę omegowym instynktom przejąć władzy.

– Ahri? – usłyszałem jego zdziwiony ton.

– Skoro już wiesz... zajrzyj na nasz ukryty chat na Telegramie. Nazwa „3JP". Tam masz więcej naszych rozmów i zdjęć.

– Na Telegramie?

– To bezpieczniejsze niż Kakao – wyjaśniłem i zrobiłem dwa kroki, po których znów się zatrzymałem. To było zbyt silne.

Zerknąłem na niego przez ramię.

– Mogę cię przytulić? Choć na chwilę?

Jeongguk od razu wstał i rozłożył ramiona. Widziałem, że w jego oczach też czają się łzy. Zignorowałem je jednak i po prostu pozwoliłem sobie na chwilę słabości, zanurzając się w jego uścisku. Od razu sięgnąłem nosem szyi, docierając do źródła woni, której potrzebowałem. To musiało być choć trochę uspokajające dla młodszego, bo po kilku sekundach poczułem, jak obejmuje mnie nieco pewniej, a jego skóra zaczęła tracić negatywne nuty zapachowe.

– Dziękuję – szepnąłem, nie mogąc się jeszcze zmusić do puszczenia go. Wolałem, by to on to zrobił, co niestety zaraz się stało.

– W porządku?

– Tak – zapewniłem, osuszając szybko policzki, po których pociekło już kilka łez.

Widziałem, jak chłopak wyciąga rękę przed siebie, jakby chciał mi w tym pomóc, jednak cofnął się z tym gestem.

– Przepraszam, Jimin. Przepraszam – powiedział nieco płaczliwie, a z jego oczu także pociekły łzy.

– Nie przejmuj się, proszę – szepnąłem, znów go obejmując, by się uspokoił. – Zadbaj o swoje zdrowie. Gdy będziesz mnie potrzebował, nie wahaj się, by pisać lub dzwonić. Niedługo zakończę aktywności.

– Uważaj na siebie, dobrze? Nie chcę, żeby... coś wam się stało.

– Uważam. Wilczek będzie bezpieczny – zapewniłem, głaszcząc go jeszcze chwilę po plecach. Dopiero po tym się odsunąłem. – Dziękuję, że chciałeś się ze mną spotkać.

– Chciałem.... i chciałem ci coś jeszcze dać...

Młodszy zostawił mnie na chwilę, kierując się do garderoby, z której przyniósł koszulkę i bluzę. Kiedy mi je podał, zdjął okulary i rozebrał się także z bluzy z logo T1, która dołączyła do trzymanych przeze mnie rzeczy.

– Może... się przydadzą? Ta ma chyba... intensywniejszy zapach – wyjaśnił, a ja pokiwałem głową, szczęśliwy, że o nas pomyślał.

Ach, serce, oszalejesz przez niego. W jednej chwili cię łamie i skleja, by znów złamać.

– Jesteś kochany. To na pewno się w tobie nie zmieniło – powiedziałem cicho, składając ubrania na ramieniu.

Posłałem mu jeszcze uśmiech, po czym założyłem znów maseczkę, szykując się do wyjścia. Co prawda miałem jeszcze sporo czasu przed obowiązkami, jednak za dużo kosztowało mnie walczenie z samym sobą. Musiałem znaleźć się z dala od Jeongguka.

– Jimin? – Jeongguk zwrócił jeszcze na siebie moją uwagę, nim wyszliśmy z pokoju.

– Tak?

– Jesteś... cudowną Omegą. Nie zapominaj o tym przeze mnie, dobrze? – poprosił, przyglądając się uważnie moim oczom. Widziałem, jak przygryza wargi, jak zawsze, gdy coś go krępowało.

Mówiłem? Łamie, skleja i znów łamie.

– Dziękuję. Nie zapomnę. A ty pamiętaj, że nawet bez wspomnień jesteś tym samym kochanym Alfą. I jesteś dla mnie bardzo ważny.

Młodszy pokiwał głową, choć zmarszczył przy tym brwi, co nie do końca wiedziałem jak powinienem rozumieć.

– Dziękuję.

– Kochamy cię – szepnąłem i otworzyłem drzwi, by wyjść na korytarz.

– Odprowadzę cię.

W drodze do auta robiłem co mogłem, by się trzymać. Zaciskałem dłonie na niesionych ubraniach, jakby były moją kotwicą, trzymającą mój umysł tu i teraz.

Młodszy został przy drzwiach, więc dopiero, gdy zająłem miejsce za kierownicą, rozpłakałem się na dobre. Na szczęście przez boczne szyby nie było tego widać, dlatego wyjechałem przez otwartą bramę i zjechałem w najbliższym możliwym miejscu, by wypłakać wszystko.

Chyba naprawdę wolałem, gdy nie wiedział. Nie potrzebowałem jego litości. Nie chciałem, by o mnie dbał. Nie, jeśli to tylko pieprzony obowiązek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top