22 - Love Again

4075 słów

~~~~~~~~~~~


Jeongguk:

Przez chwilę znalazłem się w zupełnie innym świecie. Moja głowa płatała mi figle, tworząc rzeczywistość całkowicie oderwaną od normalnego życia. Zazwyczaj rozumiałem reakcje chemiczne, zachodzące w mózgu, które miały na to wpływ, w większej lub mniejszej mierze. A jednak kiedy obudziłem się w jasnej, szpitalnej sali, nie mogłem z nimi powiązać uczucia niepokoju, który mi towarzyszył. A obrazy jasnej przestrzeni, w której byłem zagubiony, wiedząc, że w żadnym świecie nie ma już dla mnie miejsca, były zbyt namacalne i przerażające.

Na szczęście gdzieś zdołałem trafić. A wspomnienia z mojego życia powoli do mnie powracały. Fizycznie nie czułem nic, psychicznie męcząc się ze zrozumieniem wszystkiego. I dopiero gdy oprócz jasnej sali, moje oczy zarejestrowały dwie pielęgniarki i jednego lekarza, powoli zaczynało do mnie docierać, że najprawdopodobniej miałem wypadek?

Tak, to ja, Jeon Jeongguk. Lat osiemnaście. Alfa, blond umaszczenia. I tak, miałem wypadek. Zostałem przez kogoś zaatakowany, z powodu czego skończyłem z urazem głowy. A przynajmniej tak wynikało z monologu lekarza, który musiałem wysłuchać.

Pan Kim Ilsung, jak się przedstawił, zajmował się moim przypadkiem przez ostatni tydzień. Przez obrzęk, który powstał na skutek dwukrotnego uderzenia przez jednego z napastników, wprowadzili mnie w kilkudniową śpiączkę. Na razie tyle informacji mi wystarczyło. Musieliśmy przejść do niewielkich badań, mających na celu sprawdzenie mojego stanu fizycznego.

Wszystkie moje kończyny wydawały się sprawne. Powolne, ale na szczęście sprawne. Tak samo jak mój wzrok, słuch i węch. Mówić też byłem w stanie, powoli odpowiadając na pytania, które zadawał mi lekarz, potwierdzając podstawowe fakty o sobie. Problem pojawił się dopiero przy pytaniach o obecny rok i ostatnie zapamiętane wydarzenie. Bo według lekarza, wrzesień 2023 roku był jakieś pięć miesięcy temu. Obecnie mieliśmy już marzec, 2024 roku.

– Zaburzenia świadomości, pamięci i objawy splątania są normalne po takim urazie. Proszę odpoczywać. Będziemy monitorować stan pana zdrowia – podsumował to jednak, chyba nie chcąc, abym przez taką informację wpadł w panikę? Jednak na takie zachowania byłem zbyt zdezorientowany i zagubiony, woląc spokojnie leżeć.

Marzec? 2024? Tak?

Lekarz lekko się ukłonił, odchodząc już od mojego łóżka. Nie wyszedł jednak z sali, kierując się do osoby, której wcześniej tu nie zauważyłem. Blondynki, w średnim wieku – mojej mamy. I Sayi, która również tam stała.

Jak mogłem ich nie zauważyć?

Ale najwyraźniej moja głowa nie zachowywała się jeszcze tak jak powinna.

– Policję zawiadomimy już jutro, ze względu na późną porę – poinformował moją mamę doktor Kim, gdy pielęgniarka, która do tej pory mu asystowała, teraz sprawdzała wszystkie aparatury podłączone do mojego ciała.

Monitor rejestrujący pracę mojego serca, jakąś kroplówkę oraz tlen, który zapewne potrzebowałem po urazie głowy. I choć początkowo nie czułem tego wszystkiego, podłączonego do mojego ciała, teraz zarówno elektrony na moim torsie, wenflon w ręce oraz cewnik tlenowy w moich nozdrzach, zaczynały uwierać i przeszkadzać.

Pani pielęgniarka wszystko w międzyczasie mi wytłumaczyła, pokazując również przycisk alarmowy, gdybym potrzebował pomocy. A przez to nie słyszałem już rozmowy mojej mamy z lekarzem, nie potrafiąc się skupiać na dwóch rzeczach na raz.

To normalne. Dopiero wzbudzili mnie ze śpiączki. Potrzebuję czasu.

W końcu oboje opuścili salę, zostawiając mnie z mamą i Sayą, które od razu skierowały się w stronę mojego łóżka. Wyglądały na zmartwione. Obie miały zaczerwienione oczy, przez co wiedziałem, że na pewno płakały, martwiąc się o mój stan.

Pierwszym, o co musiałem zapytać, zanim się odezwały, był wątek poruszony przez lekarza, który trochę mnie zmartwił:

– Policja? Co... dokładnie się stało? – Nie byłem w stanie powiedzieć tego tak płynnie jak chciałem. Tworzenie zdań i udzielanie odpowiedzi na razie wydawało się nie lada wyzwaniem.

– Jakieś jebnięte dziewczyny–Alfy cię napadły – wyjaśniła Saya.

A choć przyjąłem tę informację do wiadomości, trochę ciężko ją było zaakceptować jako rzeczywistość. Bo przecież jeszcze niedawno przygotowywałem się do Mistrzostw Świata.

– Saya, proszę, nie używaj takich słów – upomniałam ją mama, siadając na krzesełku przy moim łóżku. Sięgnęła po moją dłoń, tę wolną od wenflonu, łapiąc ją delikatnie. – Wszystko będzie dobrze. Najgorsze już za nami – zapewniła, jednak mój umysł skupił się obecnie tylko na jednym.

Mistrzostwa. Drużyna mnie potrzebuje.

– Minęło tylko... kilka dni, prawda? Niedługo Mistrzostwa... Muszę... szybko wyzdrowieć – zauważyłem, niestety znów nie mogąc powiedzieć tego tak płynnie jak chciałem.

Mama z Sayą popatrzyły po sobie, czego nie rozumiałem. Zresztą, nawet ciężko mi było analizować takie sytuacje i szukać ich powodu.

– Synku... tak jak lekarz mówił. Jest już marzec. Dawno po Mistrzostwach – wyjaśniła mama, a ta informacja jakoś nie mogła do mnie dotrzeć. Bo dlaczego nie mam tego w pamięci?

– Wygraliście. Teraz szykujesz się na nowy sezon, więc możesz jeszcze skupić się na swoim zdrowiu – dodała Saya, przez co tym bardziej byłem zdezorientowany.

Już po Worldsach? Wygraliśmy? Ale jak to?

Telefon mamy nagle się rozdzwonił. Kobieta przeprosiła nas, obiecując, że zaraz wróci, a ja starałem się zrozumieć rzeczywistość w jakiej się obudziłem.

– Marzec... Wygraliśmy...? – powtórzyłem te dwa fakty.

Zaburzenia świadomości. Objawy splątania. Wrzesień... Wrzesień... Początek szkoły. Stres, presja, niepewność. Pamiętam jak się wtedy czułem. Przez Mistrzostwa, nie szkołę...

Wygraliśmy? Może... to nie jest rzeczywistość, do której powinienem trafić?

Zdezorientowanie. Jestem po prostu zdezorientowany. To minie i zapewne przypomnę sobie...

Aż się lekko skrzywiłem, gdy poczułem nagłe ukłucie w głowie. Zazwyczaj umiałbym nazwać lub wytłumaczyć sobie jakoś podobne zjawisko, ale mój umysł wydawał się na to zbyt ociężały.

Saya chyba postanowiła skorzystać z nieobecności mamy, bo na razie zignorowała mój ewidentny objaw bólu, zaczynając trajkotać:

– Jeongguk, skup się, bo od czasu, który pamiętasz, wydarzyło się... bardzo dużo. A mama o większości tych rzeczy nie wie, więc mogę ci to powiedzieć tylko teraz, gdy jej tu nie ma.

Nadal delikatnie marszczyłem brwi, sięgając ręką do głowy. Była owinięta bandażem, chroniącym zapewne zszytą z którejś strony ranę.

– Marzec? – zapytałem, potrzebując się upewnić, że to prawda.

A z racji tego, że Saya nie należała do osób cierpliwych, westchnęła, sięgając po swój telefon, aby pokazać mi obecną datę. To niestety nie był dobry pomysł. Nie tuż po moim wybudzeniu.

Od razu zamknąłem oczy, chroniąc się dłonią od jej telefonu, który już wywoływał mocny dyskomfort.

– Saya, światło. I... nie mam okularów... – przypomniałem jej, znów marszcząc lekko brwi. Nie mogła mi teraz niczego pokazywać. Mogła jedynie opowiadać, dlatego postarałem się zadać wszystkie najważniejsze pytania, które pomogą mi się trochę w tym wszystkim odnaleźć: – Co się stało? Przez... ten czas? I... coś zrobiłem? Że mnie... zaatakowali? – Nadal robiłem te frustrujące mnie pauzy, nie mogąc po prostu złożyć normalnego zdania.

– Wiem, że to będzie dla ciebie szok, ale najprawdopodobniej zaatakowały cię Alfy, zazdrosne o twoją Omegę – wyjaśniła, ale niezbyt to do mnie docierało. – Bo tak, od listopada spotykasz się z Omegą, w dodatku najpiękniejszą w tym kraju. Nawet mnie przebija.

Omegą? Ja? Ale... Omegą?

– Sohee... jest Betą...? – zauważyłem, w ogóle tego nie pojmując. – Ale... przecież z nią nie jestem? Czy jestem? Od... listopada? – Zdziwiłem się, bo przecież nigdy nie planowałem z nią związku? – Nie. Z Omegą...? Najpiękniejszą? – powtórzyłem słowa Sayi, nadal mocno w tym wszystkim zagubiony. – Saya... nie rób sobie żartów – poprosiłem w końcu, bo to nie mogła być prawda.

– Nie żartuję. Jesteś Alfą Park Jimina. Z BTS – przyznała, nieco się do mnie przybliżając, aby nie powiedzieć tego za głośno. Najwyraźniej była to tajemnica? – Na telefonie znajdziesz dowody, gdy już się ogarniesz. Zresztą, muszę do niego zadzwonić, aby powiadomić o tym, że się obudziłeś. Obiecałam mu.

Park Jimin? Z BTS? Moim Omegą?

To na pewno nie jest moja rzeczywistość. Albo Saya naprawdę robi sobie ze mnie żarty...

– Park...? Ale on... jest Alfą – uświadomiłem ją, patrząc na nią powątpiewająco, bo przedstawione przez nią fakty w ogóle do siebie nie pasowały.

– Jego status ujawnił się przez ciebie, na imprezie w listopadzie. Nie wiem co dokładnie tam zaszło, ale po tamtej nocy najwyraźniej nie mogliście przestać o sobie myśleć i zaczęliście się umawiać – znów podzieliła się ze mną jakąś niestworzoną historią.

Impreza? W listopadzie... Ale mamy wrzesień? Nie, marzec. Ale dla mnie jest wrzesień. Dlatego tego nie pamiętam. Ach...

Przymknąłem na chwilę oczy, bo próby przywołania jakichkolwiek wydarzeń niesamowicie męczyły mój umysł.

Park Jimin. Jest Omegą. Moim Omegą?

– To przecież... nie jest moja liga, Saya. Ciężko... w to uwierzyć – stwierdziłem, bo nawet jeśli Park Jimin faktycznie był Omegą, nawet nie miałbym śmiałości zaprosić go na randkę. Idole nie umawiali się z takimi osobami, najczęściej robiąc to po prostu między sobą.

– Wiem, bo sama byłam w szoku. Ale on cię naprawdę mocno kocha. Od jakiegoś miesiąca nawet mieszkacie razem – dorzuciła kolejny nieprawdopodobny fakt, przez co jeszcze bardziej zaczynałem się w tym gubić. – To dużo nowych rzeczy, ale pamiętaj, że mama nie ma pojęcia, że masz Omegę. Dużo z tej historii to wielka tajemnica, nawet dla mnie. Dlatego najlepiej, żebyś sam do niego zadzwonił, gdy poczujesz się na siłach.

Jestem z Park Jiminem. I mieszkam z nim? Ja? Z Park Jiminem?

Ponownie przymknąłem oczy, starając to sobie zwizualizować. Ale taka rzeczywistość przecież nie miała prawa istnieć. Bo jak mógłbym być z idolem, którego podziwiam?

I jak gdyby nigdy nic miałbym się z nim teraz skontaktować?

– Zadzwonił... Do Park Jimina... – powtórzyłem ostatnie słowa Sayi, wzdychając, bo nawet jeśli to prawda, nie miałem odwagi, aby to teraz zrobić. Nawet po odzyskaniu sił.

Blondynka nie miała już okazji czegokolwiek do tego dodać, bo do sali wróciła nasza mama. I niestety natrafiła na moment, w którym znów miałem przymknięte oczy, zapewne wyglądając przy tym dość niepokojąco.

– Gorzej się poczułeś? Wzywać lekarza? – zaczęła lekko panikować, a stukot jej butów rozniósł się po pomieszczeniu, gdy skierowała sie prosto do mojego łóżka.

– Saya, czuję, że... sprawność mojego mózgu znacząco zmalała... Tym razem ty ratuj sytuację – poprosiłem z lekkim uśmiechem, zerkając na siostrę. Liczyłem, że coś wymyśli, tłumacząc mój chwilowy stan i może pozbywając się jeszcze mamy na chwilę. Ale czego ja od niej wymagałem...

Blondynka po prostu westchnęła, podnosząc się z krzesełka i oznajmiając, że wychodzi do toalety. A zostawianie mnie samego z mamą, po przekazaniu tych wszystkich informacji, na pewno było beznadziejnym pomysłem...

Przynajmniej od września do marca nic się nie zmieniła. To nadal ta sama Jeon Saya.

Mama zajęła miejsce zwolnione przez moją siostrę, znów łapiąc moją dłoń. Dopiero teraz choć trochę byłem w stanie skupić się na jej zapachu, który nawet jeżeli był odrobinę cierpki, z racji na jej obecne emocje, to mimo wszystko był w stanie mnie uspokoić.

– Jeonggukie, rozumiem, że czujesz się zagubiony, ale wszystko będzie dobrze. Niedługo wrócimy do domu, będziesz odpoczywał i na pewno wszystko wróci do normy – zapewniła, a ja chciałem w to wierzyć. Bo przecież miałem ich. Moją najbliższą rodzinę. Mamę, Sayę, tatę i Smaczka.

Muszę pamiętać, że mama o niczym nie wie. Nie wie o Park Jiminie, o którym... ja też zresztą nie wiem. Ech...

– Do domu – powtórzyłem jedne z jej słów, musząc upewnić się co dla nowego Jeon Jeongguka znaczy „powrót do domu". – Czyli... mieszkam z wami, nie z...? Sam...? – Trochę się w tym pogubiłem. Ale nie zamierzałem panikować, bo to były tylko słowa mojej siostry, nie moja obecna rzeczywistość, której byłem świadomy. – Saya coś wspominała. Ciężko mi... to wszystko zrozumieć i zapamiętać – dodałem, aby o to nie dopytywała. Ale w przeciwieństwie do Sayi, mama nie zamierzała mnie męczyć jakimikolwiek faktami lub dociekać prawdy kryjącej się za moimi słowami.

– Wyprowadziłeś się od nas, ale to nic. W takim stanie nie możesz dalej mieszkać sam. Przynajmniej dopóki ci się nie poprawi. Więc zabierzemy cię do domu – wyjaśniła, co jak najbardziej mi odpowiadało. Bo jak miałbym wrócić teraz do jakiegoś obcego miejsca? I... obcego mi człowieka, którego znam tylko z mediów?

– Mówiłem... z jakiego powodu? – dopytałem ostrożnie, chcąc się upewnić czy to co Saya mówiła to prawda, i czy mama faktycznie o niczym nie wie.

– Chciałeś się usamodzielnić, mieć więcej swobody i bliżej do agencji...

Bliżej do agencji... Więc to było gdzieś w centrum Seulu? Z... Park Jiminem?

W mojej głowie przez chwilę pojawił się obraz mnie i blondwłosego idola w jakimś ładnym apartamencie. Ale to na pewno nie było wspomnienie. Starałem się to jakoś zwizualizować, aby zobaczyć czy byłbym w stanie tak żyć.

W mieszkaniu, z obcym człowiekiem?

– Tak. Jak... już mnie wypiszą, chcę... wrócić do domu – oznajmiłem, bo moim jedynym domem był przecież dom rodziców. I to tam chciałem wrócić, mogąc powoli wracać do zdrowia. A Park Jimin... I to mieszkanie... Najpierw musiałem upewnić się, że to w ogóle jest prawda. I że jestem w stanie zaakceptować taką rzeczywistość...



Jimin:

Muszę to przyznać – myliłem się. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak wielkim błogosławieństwem były wszystkie poprzednie problemy. Bo atak na Jeongguka przekraczał wszelkie granice. Saya opowiedziała mi to, czego się dowiedzieli – sasaengi zaatakowały mojego ukochanego. Nie wiem dlaczego byłem pewien, że nic nie wiedzą. Przecież to są psychopatki. Mają oczy i uszy wszędzie. To, że nie weszły jeszcze do naszego mieszkania, to prawdziwy cud. Mogły nas zniszczyć w każdej chwili, a my to zbagatelizowaliśmy. Oto są tego konsekwencje. Pomijałem już fakt, że teraz rodzice Jeongguka dowiedzą się prawdy. Bo jaki inny powód mogły mieć sasaengi Park Jimina, by dowalić się do Iana z T1, jak nie zazdrość? Hybe też już zostało poinformowane i otrzymałem instrukcje, by się nie wychylać. Ale oczywiście kolejny raz je olałem. Musiałem sprawdzić, co z Jeonggukiem. Musiałem go po prostu zobaczyć.

Ciężko mi było zasnąć tej nocy. Zgłosiłem się do kliniki, by zadbać o dziecko, więc to w obcym łóżku próbowałem znaleźć sobie miejsce. Oczywiście zadbano o mnie jak najlepiej, dostosowując warunki sali do moich potrzeb, łącznie z rozpyleniem zapachu, który miał imitować ten mojego Alfy. Ale to było mało, bo myśli nie byłem w stanie wyciszyć. Dobrze, że chociaż z moją kruszyną wszystko było w porządku. Lekarz bardzo dokładnie sprawdził czy tak duży stres nie wpłynie tak negatywnie, bym poronił, ale na szczęście do niczego złego nie doszło, więc pozostało mi czekać.

Dopiero następnego dnia wieczorem po wybudzeniu Jeongguka, gdy było już po godzinach odwiedzin, wymknąłem się z kliniki i pojechałem do szpitala, gdzie leżał mój Alfa. Saya na szczęście miała trochę znajomości (i gotówki), by załatwić z pielęgniarką dyżurującą możliwość wejść do środka. Oczywiście zastosowałem wszelkie środki bezpieczeństwa, maskując się najlepiej jak mogłem, ale gdy tylko znalazłem się w odpowiednim pomieszczeniu, wypsikałem się deneutralizatorem, by przywrócić mój zapach i pozbyłem się czapki, by nie przestraszyć ukochanego. Choć fakt, że mnie nie pamiętał, i tak mógł sprawić, że się zaniepokoi.

Oby nie na tyle, by wezwał pomoc...

– Cześć Jeongguk – powiedziałem cicho, by ukryć drżenie w moim głosie.

Jeszcze w drodze Saya powiedziała mi wszystko, co powinienem wiedzieć o jego stanie. Ale zobaczenie tego na własne oczy było... traumatyczne.

Chłopak leżał z przymkniętymi oczami, więc dopiero po moim przywitaniu uniósł się nieco zaskoczony, a aparatura, sprawdzająca jego funkcje życiowe, od razu się odezwała, rejestrując nagłe przyspieszenie tętna.

– Dzień dobry – powiedział niepewnie, minimalnie kiwając głową. – Albo raczej... cześć. Tak, cześć – dodał szybko, wyraźnie zestresowany. Sam byłem wystraszony, przez tę aparaturę, która nadal lekko świrowała przez przyspieszenie jego serca.

– Spokojnie, Jeongguk, proszę – poprosiłem. – Saya ostrzegała, że to może być dziwne spotkanie. Pamiętam, jak wyglądały nasze pierwsze randki, więc zakładam, że znów będziesz dość nieśmiały. Przepraszam, jeśli będę robił coś, co cię zestresuje – wyjaśniłem nieco chaotycznie, zdejmując w końcu maseczkę.

Po jego minie widziałem, że to go chyba jeszcze bardziej rozstroiło wewnętrznie. Patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami, a kiedy sobie to uświadomił, natychmiast przeniósł wzrok na bok, to zerkając na krzesło, to na szafkę, to na sufit. Widziałem, jak jego policzki nabrały lekkich kolorów. Na chwilę przymknął oczy i starał się brać głębokie oddechy, by się uspokoić. Dzięki temu urządzenia wokół zaczęły znów wydawać bardziej miarowe pikania. Przez ten czas mogłem przyjrzeć mu się dokładnie. Jeonggukie wyglądał naprawdę źle. Blady, z mnóstwem rurek wokół, obandażowaną głową i w tej białej pościeli, wyglądał jak cień samego siebie. Jego powolne i bardzo słabe ruchy również niepokoiły.

– To ja przepraszam – powiedział bardzo cicho, na co od razu zacząłem kręcić głową.

– Nie, nie masz za co. To moja wina, że tu wylądowałeś. Mogę... podejść bliżej?

Jedno minimalne skinienie wystarczyło, bym ruszył bliżej niego. Zająłem więc miejsce na krześle dla odwiedzających.

Mój Alfa już nie wyglądał jak młody wilk. Raczej jak biedny, skrzywdzony królik, który był ofiarą drapieżnika i ledwo uszedł z życiem.

To naprawdę moja wina... Dlaczego musiałem się w tobie zakochać?

Przymknąłem oczy i zaciągnąłem się jego zapachem. Był pełen chemii i zaburzony przez liczne emocje, ale nadal działał na mnie uspokajająco.

– Potwornie się martwiłem. Przepraszam, że nie zjawiłem się wcześniej. Musiałem zachować środki ostrożności przed twoimi rodzicami. I ewentualnymi reporterami – wyjaśniłem cicho, choć nie miało to sensu. Przecież mnie nie pamiętał. Nie miał żadnego wspomnienia, które by nas łączyło. W ogóle nie tęskniłby za moim widokiem, wracając tu powoli do sił.

Widziałem jak bierze głębszy wdech, by poczuć mój zapach, a kolejne zaskoczenie boleśnie potwierdzało moje myśli.

Przez chwilę obaj milczeliśmy, najwyraźniej szukając odpowiednich słów. Młodszy wyraźnie unikał mojego wzroku, więc też starałem się nie patrzeć prosto w jego twarz.

– Ja... i ty...? – zapytał w końcu. – Jak...? Starałem się przeczytać nasze wiadomości... I widziałem, co mam w galerii, ale... to jak sen. Albo twór AI.

Jego słowa zabolały. Dlaczego nie mielibyśmy być razem? Przecież nie chodziło o umaszczenie... Dlaczego teraz miał wątpliwości, że w ogóle mogliśmy się kochać?

– Chyba po prostu... moje ujawnienie statusu związało twojego Alfę z moją Omegą. I na odwrót – powiedziałem cicho to, co słyszałem już wielokrotnie od mojej mamy. – Martwiłeś się o mnie, nawet jeśli byłem dla ciebie nieco niedobry...

– Niedobry? – powtórzył niepewnie, a ja starałem się jak najlepiej ubrać w słowa początki naszej znajomości.

– Byłem od dawna twoim fanem, a gdy zacząłeś do mnie pisać, trochę się wystraszyłem tym kontaktem. I miałem na głowie wizję wylecenia z zespołu, więc chyba chciałem nieco ukrócić naszą znajomość. Jednak szybko się okazało, że nie potrafię, a w dodatku ty byłeś mną zainteresowany... – przyznałem, czując, że na policzkach pojawia mi się lekki rumieniec.

Wielkie oczy ukochanego znów wpatrywały się we mnie, z mieszaniną uczuć, których nie byłem w stanie odgadnąć.

– Nie dziwię się – wypalił nagle, przez co zaraz odwrócił głowę w bok, a aparatura znów wydawała dźwięki z większą częstotliwością. – Ach... przepraszam.

Zaśmiałem się na to cicho, nieco pocieszony, że mimo wszystko mu się podobam. Przynajmniej to się nie zmieniło.

– Przykro mi, że straciłeś wszystkie nasze wspólne wspomnienia. A jeszcze bardziej, że moje psychofanki są tego powodem – powiedziałem, gdy pikanie znów było miarowe.

– Nie mamy wpływu na psychofanów. Jeżeli... faktycznie się umawialiśmy, mogłem być... ostrożniejszy. Mieszkamy razem? Od... dawna? Saya wspominała, że... miesiąc? – Młodszy zasypał mnie pytaniami, znów zbierając się na odwagę, by na mnie spojrzeć.

– Tak, od miesiąca mieszkamy razem. Kupiliśmy wspólnie mieszkanie, bo... – zacząłem, jednak zawahałem się. Nie mogłem mu powiedzieć. Myślałem o tym cały dzień. To zbyt duża informacja, by go nią zadręczać.

Nie pamiętał mnie. Nie kochał mnie. Jak mogę mu oznajmić, że za kilka miesięcy zostanie ojcem?

W dodatku... Co, jeśli już nigdy mnie nie pokocha? Jeśli nasza relacja mogła się zawiązać tylko przez tamto obudzenie się mojej Omegi i jego alfi instynkt? Jeśli bez tego... będę dla niego tylko ładnym idolem, z którym nie będzie chciał układać sobie życia? Zostanie przy mnie z litości?

Nie. Cokolwiek się wydarzy, wycierpiał tak wiele, że ma prawo sam zadecydować o swoim szczęściu. Nawet jeśli mnie w tym scenariuszu nie ma.

– Nie mogę ci jeszcze powiedzieć dlaczego – powiedziałem w końcu, nie chcąc wymyślać kłamstwa.

Jego wzrok powędrował na dłonie. Najpierw jego, a następnie moje. Oczywiście na palcu miałem pierścionek, który dostałem od niego w górach.

– Zaręczyliśmy się? Czy może nawet... wzięliśmy potajemnie ślub? – zapytał, ale wyraźnie nie był przekonany do takiego scenariusza.

Pokręciłem głową i mimowolnie zacząłem bawić się śnieżynką.

– To tylko prezent świąteczny, który mi dałeś – wyjaśniłem.

W zasadzie jeden z dwóch prezentów, które wtedy od ciebie dostałem.

– Prezent... Śnieżynka...? W takim razie dlaczego kupiliśmy mieszkanie? Chcieliśmy... być sami? Przez fanów? – dopytywał uparcie, ale nadal kręciłem na to głową.

– Nie mogę ci powiedzieć. Nie teraz. Na razie musisz zadbać o swój powrót do zdrowia. Saya mówiła, że mama zabiera cię do ich domu. Rozumiem to i zgadzam się, że to dobra decyzja. Przy mnie czułbyś się chyba zbyt nieswojo.

To go oderwało od zadawania pytań. Uciekł nieco wzrokiem, jakby wstydził się odpowiedzieć.

– Tak. Mama zaproponowała powrót do domu... Choć nie spodziewałem się, że miałbym wracać gdzieś indziej... Przepraszam, że to, co od listopada budowaliśmy... Że nie potrafię do tego wrócić... I że tego nie pamiętam... I przepraszam, że tak mówię... Moja głowa nie chce jeszcze ze mną współpracować – przyznał, kładąc dłoń na czole, marszcząc lekko brwi.

– Wszystko rozumiem, nie przejmuj się. Cóż... nie chcę cię dłużej stresować, pójdę już – powiedziałem, podnosząc się z krzesła.

Nie zatrzymywał mnie. Nic nawet nie powiedział. Po prostu patrzył, jak wyciągam neutralizator z torby i pryskam na krzesło. Już miałem też napsikać na siebie, ale zawahałem się.

– Czy... mogę cię przytulić? Nim wyjdę? – zapytałem cicho, choć bałem się odpowiedzi. Zaskoczyła mnie jednak, gdyż chłopak kiwnął głową. Wydawało mi się, albo naprawdę zrobił to z ochotą.

Ostrożnie, by nie naruszyć żadnych rurek, pochyliłem się do niego i przytuliłem. Od razu ukryłem nos w jego szyi, by móc cieszyć się zapachem druku. Chłopak objął mnie jedną ręką i zaczął intensywniej pachnieć, znów pobudzając sprzęty wokół. Potrwało to może ze trzydzieści sekund, a może tyle samo minut, gdy w końcu się wyprostowałem, puszczając go. Zostałbym dłużej, ale martwiło mnie ciągłe przyspieszanie aparatury. Jeszcze lekarze zrobią odczyt i niepotrzebnie go będą męczyć większą ilością badań.

– Mam nadzieję, że jeszcze będziemy razem – przyznałem ze smutnym uśmiechem, zaczynając maskowanie. Bo czy to nie było jak rozstanie? Nie mogłem już mówić, że jesteśmy parą. Ostatnie miesiące po prostu były nieaktualne. Dla mnie pozostały tylko wspomnieniem, a dla Jeongguka po prostu nie istniały. – Odezwij się, gdy nazbierasz sił, dobrze? Nie chcę cię z niczym popędzać – poprosiłem, gdy założyłem czapkę z daszkiem. – To... do zobaczenia, Jeonggukie – powiedziałem i jak najszybciej opuściłem pomieszczenie.

Nie mogłem tam zostać. Powinienem też usunąć mój zapach dokładnie przed wyjściem. Z sali i z siebie. Ale nie mogłem. Chciałem, by został z nim, by myślał o mnie. Bo może to właśnie dzięki temu wrócą jego wspomnienia? A nasze dziecko także potrzebowało zapachu swojego ojca, by móc spokojnie się rozwijać.

Dostałem się jak najszybciej do samochodu i dopiero tam pozwoliłem sobie na uwolnienie wszystkich emocji. Miałem ochotę krzyczeć, a najlepiej własnoręcznie udusić dziewczyny, które zrobiły krzywdę mojemu Alfie.

Pieprzone psycholki. Popaprane suki. Nie odpuszczę, póki nie trafią za kratki.

Moje myśli zostały przerwane przez dźwięk wiadomości w telefonie. Otarłem oczy, z których od wejścia do pojazdu ciekły łzy.

Czy Hybe już wie, że tu jestem? Albo klinika?

Była to jednak wiadomość od mojego ukochanego.

„Pamięć mnie zawodzi, ale węch na szczęście nie. Jaka była nasza relacja? Jacy dla siebie byliśmy? Jak się przy tobie zazwyczaj zachowywałem?"

Odłożyłem telefon, by całkowicie się uspokoić. Choć czułem się tak potwornie bezsilny, musiałem zebrać się w sobie.

Mam być matką, nie mogę panikować i czekać na jakąkolwiek pomoc. Muszę być silny za całą naszą rozbitą rodzinę, by znowu mogła być jedną całością.

„Byliśmy bardzo blisko. I byłeś po prostu sobą. Jeśli jesteś w stanie w to uwierzyć, to byliśmy szczęśliwi, nawet pomimo wszelkich przeciwności, jakie nas spotkały. Wiem o twoim prawdziwym umaszczeniu. Wiem, że lubisz, gdy przynoszę ci obrane i pokrojone jabłka do pokoju, gdy grasz. Wiem, że bardzo się starasz wyrzucać skarpetki do kosza na pranie, choć często o tym zapominasz i zostawiasz je przy łóżku. Mam nadzieję, że ty też mnie poznasz na nowo" – napisałem, starając się pokazać, że naprawdę nie jestem obcy.

Proszę, uwierz w naszą miłość, Jeongguk.

„Na razie wiem jedynie, że bardzo ładnie pachniesz. I ogólnie jesteś bardzo ładny. Ciężko mi pojąć, że związałem się z taką Omegą. I że w ogóle jesteś Omegą, a nie Alfą"

Chyba powinienem to traktować jako komplement, prawda?

„Dziękuję. Choć i tak uważam, że to ja miałem więcej szczęścia, skoro zainteresował się mną taki Alfa"

„Tego to już w ogóle nie pojmuję. Ale oglądałeś mnie, tak? Byłeś moim fanem? To dzięki temu? I mojemu zapachowi"

„Tak, od dawna. Nawet pisałem ci komentarze na streamach. Uwielbiam twój głos"

„Nie spodziewałem się, że mogę mieć takich fanów. I że w ogóle potrafię zbliżyć się do jakiejkolwiek Omegi. Kto o nas wie? Z naszego otoczenia. Mój team? Moi rodzice? Saya wspominała, że mama nie wie? Ale wolę utrwalić sobie te informacje"

Cóż za pytanie... Teraz, to mam wrażenie, że kwestią godzin jest, by wiedzieli o tym wszyscy. Korea spłonie od tej informacji...

„Saya, BTS i moi rodzice. Twoim nie powiedzieliśmy. T1 chyba się domyślają, ale nie potwierdziłeś im, że chodzi o mnie. Twoja agencja wie, że masz Omegę, nie wiedzą kogo konkretnie"

„Dziękuję. Mam nadzieję, że kiedy odpocznę i wyzdrowieję, wszystko powoli do mnie wróci"

„Też mam taką nadzieję"

Odłożyłem już telefon i wysmarkałem nos.

Cokolwiek się wydarzy, nie zmienię już mojej decyzji. Urodzę dziecko. Zaopiekuję się nim. Scena już nie jest ważna. Jakoś dam sobie radę.

Z Jeonggukiem, czy bez niego, muszę być silny.

Choć chcę zrobić coś, by znów mnie pokochał...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top