21 - Kite
4242 słów
Hmmmm :)))
~~~~~~~~~~~
Jeongguk:
Garen, Hwei, Azir, Jhin, Kayn, Maokai, Milio, Nami, Teemo, Yasuo, Yuumi.
Jimin wyznaczył mi bojowe zadanie, a opcji było naprawdę sporo...
Nie chciałem stawiać na coś prostego i powtarzalnego. W końcu to było nasze dziecko. Kolejnej legendy koreańskiej muzyki i przyszłej legendy LOL–a. Jednak spodziewałem się, że Jimin od razu odrzuci moją pierwszą opcję z „Ahri" i wybije mi takie pomysły z głowy, prosząc o skupienie się na imionach z zakresu tych seulskich i popularnych. Dlatego mocno się zdziwiłem, nie ukrywając tego przed moją publiką na streamie, gdy wstępnie zaakceptował mój wybór tej championki. Ale Ahri była dość oczywistym wyborem. Bo to właśnie tą postacią wygrałem mój pierwszy sezon zawodów. I choć teraz grałem nią już tylko hobbystycznie, miałem do niej sentyment. Dlatego właśnie Ahri. Ale... co dla chłopca? Co jeśli nie „Garen"?
Głowiłem się nad tym przed snem, tuląc do siebie kołdrę, która miała imitować mojego Omegę. Wiele imion postaci krążyło mi po głowie. Niektóre wydawały się zbyt skomplikowane, a inne zbyt amerykańskie. Rozumiałem, że Jimin nie chciał „Garena", bo akurat to imię zaliczało się właśnie do tej drugiej kategorii. Nasi rodzice, przyjaciele i bliscy, a później również koreańska publika i fani, na pewno nie szczędziliby nam negatywnych komentarzy odnośnie takiego wyboru. Zresztą, nasz mały wilczek mógłby być przez to gnębiony w szkole. Choć znając dzieciaki i ich zafascynowanie zarówno BTS, jak i Ianem, co nadal odczuwałem na własnej skórze przy każdej wizycie w szkole, raczej nie byłoby aż tak źle. Ale mimo wszystko lepiej zdecydować się na coś bardziej azjatyckiego. Dlategooo...
Hwei, Nami, Teemo, Yasuo, Yuumi.
Jak wstanę podeślę ten zestaw Jiminowi. Może któreś imię mu się spodoba.
W końcu przymusiłem się do snu. Co prawda prawie nad ranem, ale bez Jimina u mojego boku naprawdę ciężko mi było zasnąć, czując ciągły niepokój jego nieobecnością.
A kiedy nareszcie zasnąłem, zaraz coś zaczęło mnie wybudzać z mojego snu. Coś, ale dzięki komuś. Bo choć zazwyczaj starałem się wyłączać dźwięk telefonu na noc, to wiedząc, że Jimin jest poza domem i może mnie potrzebować, specjalnie go zostawiłem. A przez to początek Filter rozbrzmiewał już po raz kolejny w naszej sypialni, usiłując mnie zbudzić i poinformować, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić.
Zmusiłem się do sięgnięcia po telefon i kliknięcia odpowiedniego miejsca na ekranie, licząc, że odebrałem połączenie, a nie je odrzuciłem. Ale nie miałem jeszcze siły otworzyć oczu, czując, że moja głowa jest na to zbyt zmęczona i ciężka, nie potrafiąc ze mną współpracować.
– Hm? – mruknąłem, przykładając telefon do ucha.
Z początku odpowiedziało mi jedynie ciężkie westchnięcie, które od razu rozpoznałem.
Moje kochanie.
– Do której siedziałeś przy komputerze?
Pomimo mojego półsennego stanu i zmęczenia, uśmiechnąłem się lekko, akurat jemu nie mając za złe takiej pobudki.
– Yyymmmhmmm – wymruczałem znowu, tym razem coś bardzo niezrozumiałego.
Postarałem się lekko odchrząknąć, przekręcając na plecy, aby choć trochę rozbudzić tą nagłą zmianą pozycji.
– Która jest? – wyszeptałem, nadal z lekką chrypką, jeszcze nie będąc w stanie wydawać z siebie normalnych dźwięków.
– Po ósmej. Jedziemy do wytwórni na rozmowę – wyjaśnił, chyba chcąc po prostu porozmawiać ze mną przed tą stresującą i decydującą konfrontacją z Hybe.
Chciałem tam być. Złapać go za rękę, wymiziać, przytulić, ukoić jego nerwy. Ale nie mogłem. W takich sytuacjach musiałem trzymać się z daleka, po prostu ufając, że chłopaki z BTS mnie w tym zastąpią, zapewniając mu wsparcie.
Nie chciałem się teraz na tym skupiać. Wolałem odciągnąć jego myśli od tego wszystkiego. Dlatego po przetarciu twarzy ręką i lekkim pokręceniu głową, w celu rozbudzenia, poruszyłem ważniejszy dla mnie temat:
– Dobrze spałeś?
– Tak, ale ciężko bez ciebie.
– To czemu nie wróciłeś? – Miałem ochotę przy tym jęknąć i najlepiej zacząć mu skomleć, bo dlaczego ode mnie uciekał kiedy teraz obaj siebie potrzebowaliśmy? A mój instynkt dodatkowo szalał, bo nie byłem w stanie chronić mojego ciężarnego Omegi.
– W klinice też będę musiał sobie radzić... – wyjaśnił cicho, ale tego również nie kupowałem.
– Będę przychodził z laptopem i grał przy tobie – zdradziłem, znajdując już na to rozwiązanie. Bo po egzaminach i rozpoczęciu zimowego sezonu w lutym, zamierzałem wrzucić w mój grafik jak najwięcej czasu wolnego dla mojego Omegi. Aby nie czuł się w tym wszystkim opuszczony i samotny. Nawet jeśli agencja zawali mnie projektami, na które się zgodziłem ze względu na finanse.
– Jeonggukie... wiesz, że tu chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo... – przypomniał, znów wzdychając. I choć miał rację i najlepiej, abym nie pojawiał się zbyt często w tej klinice, na pewno nie będę potrafił się przed tym powstrzymać, za bardzo za nimi tęskniąc.
Ale chłopak skutecznie odciągnął mnie od tego tematu, poruszając na razie inny. A raczej wracając do początkowego:
– Chłopaki będą próbowali przeforsować pomysł, by poszli do wojska podczas mojej niedyspozycji.
– Do wojska? Nie za wcześnie? – zapytałem, mocno tym zaskoczony.
To mnie jeszcze bardziej rozbudziło, pozwalając w końcu otworzyć zaspane i nieco szczypiące oczy, które delikatnie przetarłem.
– Dzięki temu mogą wyjaśnić dla mnie przerwę w aktywnościach – wytłumaczył, co w sumie miało sens, ale ciekawe czy Hybe w ogóle się na to zgodzi?
– Korea się wścieknie – zauważyłem, jak zwykle patrząc na to z perspektywy publiki, którą poniekąd byłem. Bo nagłe zniknięcie piątki BTS w wojsku i zniknięcie Jimina, który przecież jako Omega nie musi pełnić służby wojskowej, mogąc w tym czasie zajmować się solowymi aktywnościami, na pewno nie spodoba się zarówno Armys, jak i miejscowym, zarabiającym z istnienia BTS i ich promocji. Ale to już jest zapewne kwestia do przedyskutowania i ustalenia. Zwłaszcza, że mieliśmy na to jakąś alternatywę, której ze względu na nagłe przebudzenie obecnie nie pamiętałem.
– Przedstawimy ten pomysł, a Hybe i tak podejmie ostateczną decyzję. Chciałem tylko byś wiedział, nim tam wejdę – wyjaśnił, zaraz też dodając: – Dojeżdżamy już. Pośpij jeszcze i zobaczymy się wieczorem.
– Kochanie, wszystko pójdzie po naszej myśli, tak? Zadzwoń do mnie po rozmowie – poprosiłem, bo nawet jeśli skończy się ona za godzinę, bądź dwie, byłem gotów znów się dla niego obudzić. Co prawda musiałem dzisiaj wstać o trzynastej, aby wyrobić się do agencji, ale najwyżej zjem dopiero na stołówce, odpuszczając sobie śniadanie.
– Dobrze. Kocham cię.
– Ja ciebie też bardzo kocham, Jiminnie, mój dzielny Omego – powiedziałem jeszcze, starając się wykrzesać jakieś emocje w moim głosie, aby podkreślić moje uczucia do niego, skoro przez telefon nie mógł ich zobaczyć w moich oczach lub poczuć dzięki mizianiu po policzku, bądź przytuleniu.
Poczekałem, aby jako pierwszy się rozłączył. A kiedy już to zrobił, jeszcze chwilę rozmyślałem o tym wszystkim. Bo teraz to od Hybe zależała nasza przyszłość. Co zadecydują, czy będą przychylni Jiminowi...
Będą. Nasz plan się powiedzie. A ta rozmowa przebiegnie po naszej myśli.
Damy sobie radę. Dla naszego małego wilczka. Dla naszego wspólnej przyszłości.
Jimin:
Jest mi gorzej, niż przed debiutem. Nogi mi się trzęsą, serce wali ze strachu, a dłonie pocą się niemiłosiernie. Ale nie mogłem się wycofać. Musiałem załatwić tę sprawę. Dla dobra naszej małej rodzinki.
Razem z Namjoonem hyungiem zwołaliśmy zebranie zarządu na wieczór. A póki co kierowaliśmy się do gabinetu Bang Sihyuka, by zdobyć kluczowego sojusznika. I chyba przerażało mnie to bardziej niż wystąpienie przed całą salą głupich bogaczy za kilka godzin, którzy potrafią myśleć tylko o pieniądzach i sobie.
Lider szedł przodem. Jeszcze w aucie pomógł mi zadbać o zamaskowanie zapachu, by nikt w wytwórni nie zorientował się o moim stanie. Choć nie powinno to nikogo dziwić, dla bezpieczeństwa przed fankami reszta chłopaków ciągle maskowała swoje zapachy.
Starszy zapukał w odpowiednie drzwi, zaraz je uchylając.
– Dzień dobry PD–nim. Możemy?
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka, a ja wsunąłem się tam za nim.
Bang siedział przy biurku, patrząc na nas swoim przenikliwym wzrokiem, choć uśmiechał się przy tym jak dobry wujek. Ten obraz był jednak mylny. Człowiek siedzący przed nami nie różnił się wiele od innych łaknących kasy.
– Siadajcie – powiedział, stukając palcami w blat mebla. – Co dokładnie was do mnie sprowadza? – zapytał, gdy ukłoniliśmy się grzecznie i zajęliśmy wskazane fotele.
Od razu nieco się skuliłem. Było to silniejsze ode mnie, ale strach dominował w tej chwili. Dobrze, że miałem wsparcie przyjaciela.
– Nie ma co owijać w bawełnę – powiedział Namjoon hyung, bardzo poważnym tonem. – Jimin jest w ciąży. Z żadnym z nas – dodał szybko, widząc, że prezes chce coś wtrącić. – Musimy zastanowić się co z tym zrobić, by zespół przetrwał w niezmienionym składzie. – Starszy mocno zaakcentował trzy ostatnie słowa, by Bang był świadom, że nie przyjmujemy innej opcji.
PD–nim patrzył przez cały czas na lidera, jednak kiedy jego spojrzenie przeniosło się na mnie, od razu uciekłem wzrokiem na moje dłonie, leżące na udach.
– Rozumiem, że nie jesteście już świeżo po debiucie. Nie macie zakazów, które mieliście na początku. Ale czy to oznacza koniec dyscypliny i zejście na ścieżkę skandali, Jimin? – zapytał nieco zimnym tonem, przez który miałem ochotę wtopić się w siedzenie.
– Nie. Oczywiście, że nie, PD–nim... Po prostu okazało się, że bycie Omegą jest dużo trudniejsze, niż myślałem – powiedziałem cicho.
– Trudniejsze? Zrobiliśmy wszystko, żebyś czuł się tu komfortowo i dalej mógł pracować z BTS. A ty po prostu wolisz utrudniać im tę pracę? Zachowując się jak osoba bez żadnych zobowiązań? Podpisałeś kontrakt, który już w listopadzie złamałeś. A teraz łamiesz kolejny, który również jest opatrzony twoim podpisem – przypomniał. Byłem zmuszony podpisać nowy dokument, który mi dali, jeśli chciałem zostać w zespole. Nawet jeśli wiele punktów mi się nie podobało...
To wszystko sprawiło, że łzy zaczęły mi ciec po policzkach.
Od razu zsunąłem się z fotela na podłogę i wykonałem głęboki ukłon.
– Przepraszam... – zapłakałem, nie wiedząc, co mam robić. Wszystkie argumenty, które miałem, po prostu wyparowały z mojej głowy. Czułem się bezradny i przestałem wierzyć w plan, który ustaliliśmy z resztą BTS.
– PD–nim, wiemy, że to jest nieciekawa sytuacja, ale nadal powinniśmy myśleć przede wszystkim o dobru zespołu – przypomniał Namjoon hyung i dołączył do mnie na podłodze, klękając. – Czuję, że zawiodłem jako lider i biorę na siebie część odpowiedzialności.
Tego zupełnie się nie spodziewałem.
Podniosłem się nieco i spojrzałem na starszego zapłakanymi oczami.
– Hyung, nie... – powiedziałem cicho. Już i tak chłopaki poniosą konsekwencje mojej nieodpowiedzialności. Ale to nie znaczyło, że RM miał być pociągnięty do odpowiedzialności!
Bang westchnął ciężko, wyraźnie zniecierpliwiony.
– Jimin. Namjoon. Siadajcie z powrotem – powiedział twardo i zaczekał, byśmy zajęli nasze wcześniejsze miejsca. – Jimin, chociaż raz opanuj swoje przesadne rozemocjonowanie, które zawsze tylko utrudnia takie sytuacje. Jako idol chyba potrafisz choć przez chwilę pozostać spokojny i opanowany? – przypomniał, dość ostrym tonem. I miał rację, powinienem bardziej kontrolować swoje zachowanie. Ale czy przy buzujących hormonach było to możliwe? Na to nie byłem przygotowany...
– Z kim to dziecko? Jesteś z kimś w związku? Który to miesiąc? Widać brzuch?
Otarłem szybko oczy, choć nadal nie podnosiłem głowy. Starałem się też, by moje kolejne słowa zabrzmiały nieco pewniej:
– Mam partnera od końca listopada. Alfę. To ósmy tydzień, jeszcze nic nie widać.
– Powinieneś nas powiadomić o tym związku, ale wiadomo jak do tego podchodzicie – mruknął, zerkając na hyunga, który starał się zachować kamienną minę. Choć jako jedyny miał niewiele za uszami. To raczej reszta umawiała się potajemnie z idolkami, dopóki ktoś z Dispatcha nie przychodził ze słowami: „Ej, wasz idol umawia się z XYZ. Kasa albo to publikujemy!".
– Będziemy musieli znaleźć jakąś dyskretną klinikę aborcyjną i dobrze im zapłacić. Przed promocjami, albo tuż po nich – powiedział nagle PD–nim, na co od razu zacząłem kręcić głową.
– Nie zgadzamy się. Nie pozwolę go skrzywdzić – powiedziałem, zasłaniając rękami brzuch, jakby prezes miał sięgnąć do mnie zza biurka i po prostu wyrwać mi mojego wilczka.
– PD–nim, chcemy zaproponować, żebyśmy z resztą chłopaków poszli na ten czas do wojska. Aby Jimin mógł urodzić. A gdy zaczniemy służbę, Jimin wyda oficjalne oświadczenie, że w związku z koniecznością poprawy swojego zdrowia na ten czas wstrzyma aktywności i zamknie się w klinice. Wszystko powinno się udać.
Podniosłem nieco głowę, by zobaczyć reakcję Banga. Szok na jego twarzy był bardzo wymowny.
– Chyba nie zdajecie sobie sprawy z tego, w jakim jesteście położeniu? Rząd Korei na to nie pozwoli. To nie czas na służbę w wojsku i matkowanie. Nawet nie przedstawiajcie takiej wersji zarządowi, bo was wyśmieją, Namjoon. A ty, Jimin, wiedziałeś co podpisujesz i na co się zgadzasz. Już za późno na wycofywanie się z obranej ścieżki kariery. Pomimo zmiany statusu upierałeś się, że nadal chcesz być idolem i członkiem BTS. Zaprzepaścisz teraz całą swoją karierę dla jednego dziecka, których za kilka lat możesz mieć ile tylko będziesz chciał? – zapytał, celując w słabe punkty, które pewnie jeszcze kilka miesięcy temu by działały. Ale nie teraz, gdy moje dziecko było ponad moim marzeniem o karierze.
– PD–nim, mówiłem ci już kiedyś, że BTS to nasza szóstka. Nikt mniej, nikt więcej – powiedział twardo lider. – Chcesz? Dobrze. Dopełnijcie tych cholernych umów, do których podpisywania nas zmuszacie, trzepiąc na nas pieniądze jakich się nie śniło. Jimin usunie dziecko, będziemy udawali, że nic się nie stało. Ale przypominam ci, że nasze umowy wygasają w czerwcu. A ja nie zamierzam podpisać następnej, jeśli Jimina ma z nami nie być. A z tego co mówiła reszta – żaden nie zamierza. Pominę już kwestie, że nie zapewniacie nam normalnego życia prywatnego, na które powinniśmy w końcu mieć czas. Takich warunków, jak mamy teraz, to już na pewno nigdy nie podpiszę.
Prezes patrzył na Namjoona hyunga z lekkim niedowierzaniem, które w końcu przerodziło się w niezadowolenie. Mimo wszystko Hybe się tego bało. Nasze odejście to zbyt potężna strata, na którą nie chcieli sobie pozwolić. I to był nasz jedyny as w rękawie.
– Dobrze – powiedział w końcu, nieco opadając na oparcie swojego fotela. – Skoro ponownie stajecie po stronie Jimina, który znów wpędza was w kłopoty, niech wam będzie. Przedstawcie taką wersję zarządowi, zobaczymy, czy znów będą wam przychylni. Tylko bez płaczu i przesadnych emocji – ostrzegł.
Obaj kiwnęliśmy głowami i chwilę później opuściliśmy gabinet prezesa.
Gdy mieliśmy okazję, przytuliłem mocno lidera, dziękując mu za wszystko, bo bez jego opanowania i racjonalnego myślenia, nigdy by się to nie udało.
O umówionej godzinie zebrania zarządu, stawiliśmy się w sali konferencyjnej z resztą zespołu. Wszyscy panowie w garniturach dyskutowali sobie w najlepsze, nieświadomi bomby, jaką chcemy na nich zrzucić. A kiedy przyszło co do czego rozszalała się burza. Do późnych godzin trwała dyskusja związana z dalszymi krokami. Jeszcze wiele razy musiałem mierzyć się z propozycjami wysłania mnie na aborcję, ale twardo trzymałem się zdania, że nie zgodzę się na to. Razem z resztą negocjowaliśmy więc warunki naszych nowych kontraktów, które mieliśmy podpisać już teraz, nie czekając do czerwca. Oczywiście nie obyło się bez kar finansowych dla mnie, przez co moje zasoby pieniężne trochę ucierpiały, ale nie było aż tak źle, jak przeczuwałem. Stworzono też zarys planu dalszych działań zespołu – jak przygotować jak najwięcej materiału przed służbą chłopaków, jak dokończyć mój album oraz co po ich powrocie za półtora roku. Pojawiła się nawet propozycja, by nie ukrywać prawdy i przyznać, że jestem w ciąży, ale ten głos szybko został zagłuszony przez tych, którzy nie wierzyli, by ktokolwiek mnie jeszcze lubił po ujawnieniu takiej informacji.
Jeongguk:
Ten dzień był naprawdę ciężki. Bo choć jeszcze w czasie porannej rozmowy z Jiminem starałem się myśleć pozytywnie, pocieszając go i zapewniając, że wszystko będzie dobrze, już w czasie pobytu w agencji w mojej głowie pojawiały się różne myśli. Bo to przecież nie była taka prosta sprawa. Na pewno nie dla inwestorów i dyrektorów Hybe.
Reszta T1 od razu wyłapała, że jestem bardziej milczący niż zwykle. I choć początkowo zaczęli żartować, że to ze względu na „łóżkowe sprawy" związane z moim Omegą, po ostrzegawczym spojrzeniu z mojej strony, odpuścili sobie tę farsę. Wolałem chwilowo oderwać się od moich osobistych problemów i skupić na pracy, której teraz, przed sezonem, było sporo. A dodatkowo nie dać wejść sobie na głowę mojej drużynie.
Jiminnie, tak jak obiecał, poinformował mnie o przebiegu rozmowy z Bang Sihyukiem. Jak mogliśmy się tego spodziewać, nie pałał entuzjazmem do ich pomysłu, ale na szczęście argumenty jakie przygotowali trochę go przekonały. Wiedzieliśmy, że z zarządem będzie jeszcze trudniej, ale tam na szczęście będzie miał przy sobie całą piątkę, mogąc liczyć na ich pełne wsparcie.
Somi, Yugyeom, Mingyu i Eunwoo zostali puszczeni nieco wcześniej ode mnie. Bo po rozegraniu kilku rundek pod okiem trenera, obejrzeniu i przeanalizowaniu kilku rozgrywek, czy to z zawodów, czy naszych prywatnych, z agencji, mogli już udać się do domu. Ja natomiast potrzebowałem jeszcze godziny, bądź dwóch, z managerem, który chciał mi przedstawić kolejne projekty.
Trochę nam z tym zeszło, przez co nie miałem okazji wrócić do domu z trenerem, czy też innym członkiem naszego personelu, który zazwyczaj podrzucał nas pod mieszkania. Ale doskonale wiedziałem, że i tak na pieszo będzie szybciej niż samochodem. Zwłaszcza w tych godzinach.
Zadbałem jedynie o odpowiedni ubiór, ukrywając się pod czarną maseczką, czapką i grubą kurtką. Bo choć zwykle nie miałbym nic przeciwko na zdjęcie z jakimś fanem, o tej godzinie wolałem nie zwracać na siebie uwagi jakiegokolwiek człowieka.
Ulice wyglądały na spokojne. Samochody przemykały tu i tam, mijając przechodniów, powoli kroczących chodnikami po obu stronach. Z niektórych barów dobiegała muzyka lub głośniejsze rozmowy. A księżyc oświetlał to wszystko niechętnie, kryjąc się nieco za chmurami i seulskim smogiem.
Starałem się dopasować do tego otoczenia. Tempem i zachowaniem. Ale może byłem zbyt charakterystyczny w stosunku do wszystkich ludzi dumnie patrzących przed siebie, emanujących pewnością siebie i władzą, którą próbowali imitować przynajmniej swoim chodem. Może na takie okazje powinienem odpuścić sobie okulary, chowając je do etui, ryzykując wpadnięcie na zbyt cienki słup, którego z moją wadą wzroku nie byłbym w stanie zauważyć o tej porze. A może to kwestia jakiegoś elementu ubioru, który mnie zdradzał, nawet jeśli przy pieszych wędrówkach starałem się nie decydować na ubrania, w których mogłem być na jakichś zawodach, wywiadach lub wydarzeniach i fotografowanych miejscach publicznych. Bo... ktoś mnie jednak rozpoznał, w dodatku nie zwracając się do mnie po moim pseudonimie, a pełnym imieniu i nazwisku:
– Hej, ty! Jeon Jeongguk!
To był damski głos, nawołujący mnie gdzieś z tyłu. Byłem już za daleko od agencji, abym mógł założyć, że to ktoś z personelu. Zresztą, nie brzmiał zbyt przyjaźnie? Raczej jakby wymagał ode mnie natychmiastowego odwrócenia i skupienia na nim uwagi?
Może to ktoś znajomy?
I faktycznie, zdecydowałem się na szybkie odwrócenie i zerknięcie za siebie, jedną ręką odruchowo podtrzymując szelkę mojego plecaka, aby się nie przemieścił i nie zsunął po kurtce, zmuszając mnie przez to do zatrzymania i podniesienia go z ziemi. Bo nie wiedziałem kogo za sobą zastanę.
Ale jak się okazało, damski głos należał do jednej z dziewczyn, z kilkuosobowej grupy. Trzech Alf. Wysokich. W czarnych kurtkach. Z nietęgimi minami.
Ani personel, ani moi fani. Przyspiesz kroku.
Moja taktyka niezbyt im się spodobała. Chyba liczyły, że raczej się posłucham i nawiążę z nimi kontakt, decydując się na rozmowę. Ale miałem co do nich złe przeczucie. Zwłaszcza gdy tuż po tym usłyszałem:
– Ty! Myślisz, że nie wiemy?!
Poczułem przez to spory niepokój. Bo co mogli wiedzieć? Co przed wszystkimi ukrywałem? A raczej ukrywaliśmy... Razem z Jiminem...
Liczyłem, że na tym się skończy. Pokrzyczeli sobie i odpuszczą. Ale to nie były zwykłe fanki. Sasaengi tak łatwo nie odpuszczają. Bo nagle przyspieszyły kroku, próbując zagrodzić mi drogę i znowu coś powiedzieć. Ale nawet nie podniosłem na nie wzroku. Znalazłem lukę między jedną a drugą, przeciskając się tamtędy i mrucząc:
– Przepraszam, ale nie mam czasu. – Starałem się brzmieć neutralnie. Ani negatywnie, ani pozytywnie, nie chcąc wpłynąć jakkolwiek na ich emocje. Bo choć w takich sytuacjach mój alfi instynkt powoli nastawiał mnie na walkę, nie mogłem do niej dopuścić.
Jednak zaledwie się im wymsknąłem, na szybko obserwując otoczenie w celu znalezienia potencjalnego świadka lub pomocy, a jedna z Alf znów była przede mną, tym razem rozkładając ręce, aby uniemożliwić mi ucieczkę.
– Nie tak szybko.
– Myślisz, że możecie sobie z nami pogrywać? Jimin jest nasz, odpierdol się od niego! – warknęła do tego inna psychofanka, w końcu potwierdzając mi moje domysły. A korzystając ze swojej pozycji popchnęła mnie mocno, starając się chyba przepchnąć do kolejnej Alfy, którą zauważyłem kątem oka.
Nie pozwoliłem sobie na utratę równowagi i upadek w stronę tej dziewczyny. Zwłaszcza że chyba próbowały mnie otoczyć.
Co miałem robić w takich sytuacjach? Być pokorny? Zgadzać się na wszystko?
Ale nie wiem co dokładnie wiedzą. Śledziły nas? Wykradły jakieś informacje? Jestem kilkadziesiąt metrów od mieszkania, na pewno wiedzą już gdzie mieszkamy.
Mój zapach zdradzał już moją lekką panikę. Bo jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Nie wiedziałem jak się zachować. Co mówić, co robić. A przede wszystkim nie wiedziałem do czego są zdolne, posiadając takie informacje.
Moje milczenie i brak działania znów się im nie spodobały, dlatego jedna z nich po raz kolejny podniosła na mnie głos:
– Zrozumiałeś, kurwo pierdolona?
Jej dłonie złapały mnie mocno za kurtkę. Od razu starałem się z tego wyrwać, jednak zaraz dołączyła do tego kolejna Alfa, łapiąc jedną z moich rąk i przytrzymując. Trzecia również nie pozostała bierna chwytając za drugą moją rękę, przez co na chwilę całkowicie mnie unieruchomiły.
– Myślisz, że nie widzimy co odpierdalacie? – warknęła, krzywiąc się przy tym i mocno marszcząc brwi.
– Chuj jebany – odezwała się kolejna, spluwając na ziemię.
– Udajecie przyjaźń, a mieszkasz z nim! – wytknęła ta trzymająca mnie za kurtkę.
– Zjebie pierdolony! – dodała jedna z tych próbujących unieruchomić moje ręce.
I tak jak te wszystkie wyzwiska i teksty nie wpływały na mnie aż tak negatywnie, jedynie wzbudzając większą panikę i niepokój, to kiedy na swojej głowie poczułem pierwsze uderzenie, natychmiast szarpnąłem mocno rękami w dół, zmuszając te boczne do puszczenia mnie. A tę trzymającą moją kurtkę mogłem na razie tylko uderzyć z główki, licząc, że to podziała.
I podziałało. Ale nie tak jak zakładałem. Bo owszem, byłem Alfą, w dodatku ćwiczącym i dbającym o swoją formę. Ale nigdy nie miałem okazji wykonać takiego ciosu, nie spodziewając się jak bardzo to zaboli.
Trochę mnie zamroczyło, zmuszając do postawienia kilku kroków do tyłu. Ale nie miałem czasu na odczuwanie bólu, bo dwie pozostałe Alfy już na mnie szarżowały.
B, B, B, B, B, B, B, B, B!
Jedynie taką taktykę mogłem obrać na to starcie. Ucieczkę.
Ale moje lekko uszkodzone czoło nie pozwoliło mi tak szybko się pozbierać. Przez co jedna z nich zdołała trafić mnie w bok głowy, strącając zarówno moją czapkę, jak i okulary.
Nie oddawałem jej, po prostu się odwracając i ruszając pędem przed siebie.
Może wbiegnę do jakiegoś baru? Ktoś mi pomoże? Gdzieś się schowam?
– TY KURWO! – Alfy ruszyły za mną, rzucając kolejnymi wyzwiskami.
Adrenalina, w końcu buzująca w mojej krwi, pozwoliła mi zniwelować ból głowy i skupić się na ucieczce. Jednak może to przez plecak, który trochę spowalniał moje ruchy, a może przez niewystarczająco dobrą kondycję, bo dość szybko jedna z tych Alf dobiegła do mnie, krzycząc kolejne wyzwisko i trafiając mnie czymś w tył głowy. Na pewno nie była to dłoń, a nagły ból zmusił mnie do zatrzymania i stracenia równowagi. Chyba poczułem, że krew cieknie mi gdzieś po włosach. Jednak nie zdołałem tego sprawdzić, opadając zaledwie na kolana, bo coś twardego i zdecydowanie metalowego ponownie trafiło w moją głowę.
Już całkowicie opadłem, a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Usłyszałem jeszcze krzyk i wołanie o pomoc jakiejś osoby postronnej, bo nie poznawałem tego głosu. A zanim straciłem przytomność dotarły do mnie ostatnie słowa jednej z napastniczek:
– Mam nadzieję, że zdechniesz, kurwo.
Jimin:
W końcu mogłem wrócić do domu. Przez cały dzień czułem dyskomfort związany z brakiem zapachu mojego ukochanego, a teraz w końcu będę mógł to nadrobić.
Przyjaciele odwieźli mnie bezpiecznie na osiedle, a przed odjazdem prosili, bym się nie martwił, bo wszystko już będzie dobrze. Bardzo chciałem wierzyć w ich słowa, choć wiedziałem, że jeszcze długa droga przed nami.
Wjechałem windą na odpowiednie piętro i zastałem puste mieszkanie. Nawet nie miałem okazji powiadomić ukochanego, że już po wszystkim, bo za dużo oczu i uszu było wokół mnie, a gdy już wracaliśmy stwierdziłem, że lepiej przekazać dobre wieści osobiście. Dlatego zaskoczyło mnie, że powitała mnie ciemność.
Od razu pobiegłem do gameroomu Jeongguka, jednak i tam go nie było, więc udałem się do gniazda, potrzebując jego zapachu.
Leżąc wśród ubrań, wyciągnąłem z kieszeni telefon, by skontaktować się z ukochanym.
– Pewnie poszedł po coś do sklepu. Zgłodniał biedny – powiedziałem cicho do siebie. – A może nie wrócił jeszcze z agencji?
Zadzwoniłem raz. I drugi. Aż w końcu za trzecim razem odebrał. Nie zdążyłem jednak nic powiedzieć, bo zamiast znajomego, męskiego głosu, odezwał się damski.
– Halo? Jimin?!
Panika w głosie Sayi sprawiła, że aż się podniosłem, a w głowie pojawiło się milion przerażających myśli.
– Saya? Gdzie Jeongguk?
– Jesteśmy w szpitalu. Znaczy Jeonggukie... Znaleźli go na ulicy... Ktoś go chyba zaatakował – zaszlochała. Od razu zerwałem się na równe nogi.
– CO?! W KTÓRYM?! ZARAZ PRZYJADĘ!
– Jiminnie, ale mama też tu jest. Nie wiem czy to... czy to bezpieczne – uświadomiła mnie.
No tak. Nawet nie mogę być przy moim Alfie, któremu stała się krzywda.
Zrozpaczony rozpłakałem się, ze strachu i bezsilności.
– Co z nim? W jakim jest stanie? – zapytałem drżącym głosem.
– Stwierdzono... stwierdzono poważny uraz głowy. Chyba... ktoś go uderzył. Na razie wprowadzono go w śpiączkę i jeszcze nie... nie możemy do niego wejść.
Zasłoniłem usta dłonią, siadając na materacu.
– Saya... proszę, informuj mnie, gdy tylko będziesz coś wiedzieć. Błagam... – szepnąłem, zaczynając szybciej oddychać.
– T–tak. D–dobrze. Wrócę do mamy, bo... lekarz zaraz może do nas wyjść – powiedziała tylko i po krótkim pożegnaniu rozłączyła się.
Przez chwilę siedziałem tak, kompletnie nie wiedząc co robić. Jednak myliłem się. Strach przed rozmową z Bangiem był niczym w porównaniu z obecną sytuacją. Musiałem jednak działać. Zostanie tutaj, w pustym mieszkaniu tylko mi zaszkodzi. Musiałem myśleć o mojej rodzinie. A skoro nie mogłem pomóc mojemu Alfie, to muszę chociaż zadbać o wilczka.
Złapałem za telefon i zadzwoniłem do Namjoona hyunga, informując go od razu o sytuacji.
Chłopaki zawrócili auto i zaczekali na parkingu, podczas gdy ja zapakowałem potrzebne rzeczy i pojechałem z nimi do kliniki, gdzie zamierzałem zostać przez jakiś czas, by zadbali o życie mojego dziecka.
Tylko spokojnie, nasza kruszyno. Z tatą wszystko będzie dobrze. Z tobą też. Po prostu... zaufaj mi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top