17 - Unveil

5004 słów

~~~~~~~~~~~


Jeongguk:

Te kilka dni w górach sprawiło, że nie miałem ochoty wracać do Seulu. A tym bardziej do mojego domu. Bo to przy Jiminie czułem się dobrze i komfortowo. Dlatego jeszcze będąc w Pyeongchangu ustaliliśmy plany, zarówno na kolejne dni, jak i początek nowego roku. Bo choć sylwester, prawie co roku, musiałem spędzać na jakimś nudnym bankiecie z rodzicami, w tym roku zamierzałem się z tego wyłamać. Spodziewałem się sporej awantury ze strony ojca, ale to najwyższa pora podkreślić mu, że już nie będzie decydował o moim życiu. Zwłaszcza że kolejnym naszym planem było kupno własnego mieszkania i wyprowadzka. Aby nie znosić humorków ojca. I aby nie musieć już ukrywać się z Jiminem po kątach.

Tak jak założyłem, manager chętnie pomógł mi w znalezieniu całkiem korzystnej oferty, ciesząc się z mojej przeprowadzki, ze względu na bliższą lokalizację i bycie „pod ręką". Nie byliśmy z Jiminem wybredni, zawsze mogąc poszukać w międzyczasie czegoś innego, dlatego zdecydowaliśmy się po prostu na coś dużego w Gangnam, aby każdy z nas miał swój kąt. I abyśmy nie mieli problemu z dojazdem do naszych agencji.

Ostatecznie sylwestra spędziliśmy w dormie BTS, tylko we dwoje, chcąc się po prostu nacieszyć wolnym czasem. Bo niedługo znów rozpoczynały się turnieje, a Jiminnie rozpoczynał nagrywki do albumu. Przez co wiedzieliśmy, że nawet pomimo kupna mieszkania, zapewne będziemy się spotykać tylko wieczorami.

W międzyczasie, jako już oficjalni przyjaciele, których Jimin przecież miał dużo, pojawiliśmy się na jednym z eventów Hybe, specjalnie wchodząc ze sobą w interakcje, aby pokazać zarówno naszym fanom, jak i prasie, że po odcinku Run BTS zaczęliśmy się kumplować. Korea to kupiła, oczywiście nie mogąc powiedzieć o tym złego słowa, ze względu na nasze blond umaszczenie. Dla nich MUSIELIŚMY być tylko bliskimi znajomymi, co z jednej strony ułatwiało naszą relację.

Jakoś w połowie stycznia, korzystając z wolnej chwili przed rozpoczynającymi się LCK w lutym, po kolejnej kłótni z ojcem, który znów uczepił się jakiejś błahostki, zacząłem się szykować do przeprowadzki. W sumie tylko Sayi o niej wspomniałem, dziś chcąc również przedstawić moją decyzję mamie. Dlatego słysząc, że wróciła już z pracy, zostawiłem na razie pakowanie kolejnych kartonów, schodząc na dół.

Starałem się wyśledzić jej zapach, kierując prosto do salonu. Kobieta zajmowała miejsce na kanapie, w dłoniach trzymając tableta, na którym zapewne załatwiała kolejne sprawy związane z pracą. Wyglądała spokojnie, jak zwykle, nie mając wokół siebie tej samej, złowrogiej aury co ojciec. Dzięki czemu bez wahania usiadłem na fotelu obok, poprawiając odruchowo swoje okulary.

To nie ojciec, wszystko będzie dobrze, nie mam się czym martwić.

Mimo wszystko byłem trochę spięty, zwłaszcza gdy mama podniosła na mnie swój nieco zaskoczony wzrok, zapewne nie spodziewając się, że przyjdę do niej o tej porze, w dodatku z własnej woli.

– Mamo, możemy chwilę porozmawiać? – zacząłem, mimo wszystko decydując się na niewielki wstęp.

– Oczywiście – zapewniła, zaraz odkładając tableta na bok, aby skupić na mnie całą swoją uwagę. – Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej. Źle się czujesz? – Rozszyfrowała mnie od razu, przez co zaraz uciekłem wzrokiem na bok, podejrzewając, że właśnie to moje duże oczy zdradzały w tej chwili mój stan.

– Nie, z moim zdrowiem wszystko w porządku. Po prostu... już od jakiegoś czasu myślę o podjęciu pewnej decyzji – zacząłem, na razie jeszcze nie mając odwagi na nią spojrzeć. – Mam już osiemnaście lat i... jestem w stanie żyć na własny rachunek. Dlatego... kupiłem mieszkanie i przeprowadzam się do Gangnam, mamo – wytłumaczyłem, dopiero pod koniec mojej wypowiedzi podnosząc na nią wzrok. Mama doskonale wiedziała, że nie żartowałbym z czegoś takiego. Dlatego wpatrywała się we mnie zszokowana, zapewne w ogóle tego nie spodziewając.

– Jeongguk, osiemnaście lat to jeszcze nie dorosłość! Dopiero zobaczysz co to znaczy za pięć, a nawet dziesięć lat, nie teraz. Ale chwilka, jak to kupiłeś mieszkanie w Gangnam? Przecież ojciec się wścieknie, gdy zobaczy ile ubyło z konta! – stwierdziła, już zaczynając panikować. Ale przecież takie transakcje nie przeszłyby bez jego upoważnienia. Poza tym chyba nadal do niej nie docierało, że już dobrze zarabiam, w ogóle nie potrzebując ich pieniędzy.

– Mamo, korzystam z waszego konta tylko przy wydatkach związanych z domem. Mieszkanie kupiłem z własnych pieniędzy. Jest niedaleko agencji, co ułatwi mi pracę – wyjaśniłem, nadal spokojnie, nie zamierzając podnosić głosu, aby przekonać ją do mojego planu, czy do moich racji. – No i tata nie będzie narzekał, że późno wracam – dodałem, zaciskając przy tym lekko usta, bo to przecież był główny powód mojej wyprowadzki.

– Jeongguk, to nie jest takie proste, jak ci się wydaje. O mieszkanie trzeba dbać. Będziesz musiał wynająć kogoś do sprzątania, do gotowania, wszystko kosztuje – zaczęła mi wymieniać, zmartwiona. I fakt, miała rację, ale tylko gdybym naprawdę miał tam zamieszkać samemu. Bo gdyby nie Jiminnie, zapewne zdecydowałbym się na taką pomoc, nie będąc na tyle zorganizowany, aby sprzątać tak duże mieszkanie.

– To raczej najmniejszy problem, mamo. Mam stałą wypłatę w agencji i dodatkowe źródła dochodu, dam sobie radę. Potrzebuję już własnej przestrzeni – podkreśliłem, nie zagłębiając się w szczegóły, aby nie musieć jej okłamywać.

– A to mało masz jej w domu? – zauważyła, słusznie, bo miałem jej tutaj naprawdę dużo. A jednak przez ojca czułem się tu jak w klatce. – Nie, nie zgadzam się. Za młody jeszcze jesteś. Przynajmniej do dwudziestych urodzin zostajesz w domu.

Miałem ochotę ciężko na to westchnąć. Ale takie rozmowy z rodzicami nigdy nie były łatwe i po prostu dałem sobie chwilę, aby wysunąć kolejne, mocne argumenty.

– Muszę się skupić na treningach, a nie na narzekaniu taty i jego groźbach o wyrzuceniu mnie z domu. Na jutro umówiłem już ekipę transportową, aby przewieźć swoje rzeczy, więc... to raczej moja ostatnia noc tutaj – oznajmiłem, przypominając jej kto tak bardzo nalegał na pozbycie się mnie z tego domu. Bo najwyraźniej jeden Alfa był tutaj wystarczający.

Mama chyba nie zdawała sobie sprawy z powagi tej sytuacji. Nawet pomimo tego, że zawsze przychodziłem do niej z konkretami, a nie gdybaniem i ewentualnymi planami. Bo na takie rozmowy mogłem decydować się tylko z Jiminem, to jego mogąc się radzić, i to z nim planować.

Kobieta opadła na oparcie kanapy, zaczynając się wachlować jedną z dłoni. Nie patrzyła już na mnie, ale widziałem, że w jej oczach zaczynają się zbierać łzy. A jej słodki zapach tiramisu robi się niepokojąco gorzki.

Mój wilk bardzo się tym przejął, ale jako jej syn dobrze wiedziałem, że to tylko takie matczyne dramaty i nie powinienem brać tego do siebie.

– Mamo, to tylko przeprowadzka. W dodatku niedaleko. Przecież nie znikam nagle z powierzchni ziemi. Będę was odwiedzał w wolnym czasie – zauważyłem, chcąc choć trochę złagodzić jej reakcję.

– Wiem... ale dopiero byłeś takim małym wilczkiem... – stwierdziła, pociągając nosem, a ja miałem ochotę przewrócić na to oczami. Bo to była bardzo typowa reakcja każdej matki na wyprowadzkę dziecka. – Będę do ciebie przyjeżdżać codziennie – dodała jeszcze, a na to aż przez chwilę zamarłem.

Codziennie? Do mnie? Chyba do mnie i Jimina, o którym nie masz pojęcia...

– Nie trzeba. Masz dużo pracy. A ja... muszę się zaaklimatyzować w nowym miejscu – podkreśliłem szybko, wpadając na dość logiczne argumenty, których nie mogła podważyć.

Dobra, pogadane, czas uciekać!

– To ja już wrócę się pakować, dobrze? – oznajmiłem, wstając już z fotela. Jednak mama również to zrobiła, zaraz rzucając:

– Pomogę ci.

– Nie mam tego dużo, dam sobie radę. Poza tym na pewno jesteś zmęczona po pracy, mamo. Nie trzeba – podkreśliłem szybko, kłaniając się jej lekko i już stąd uciekałem, aby przypadkiem za mną nie poszła. I to nie była kwestia mojej samodzielności, ale spokoju, który miałem robiąc to samemu.

Przez te wszystkie lata uzbierałem całkiem sporo rzeczy. Niektóre okazały się już zbędne, dlatego przy okazji zrobiłem im lekką selekcję, szykując też pudła z przedmiotami do wyrzucenia.

Wyprowadzanie się z miejsca, w którym przeżyłem tyle lat, wcale nie było łatwe. Ale byłem gotów na ten nowy etap życia. Na pewno spokojniejszy i pełen mojego ukochanego Omegi, a nie ciągłych kłótni z ojcem.

Ze wstępnym pakowaniem uwinąłem się do dwudziestej drugiej. Jednak w końcu musiałem sobie zrobić krótką przerwę na jedzenie, aby mieć siłę spakować jeszcze dzisiaj chociaż wszystkie moje trofea, bo ciuchy i przedmioty z półek miałem już za sobą. Sprzęt zostawiałem na jutro, chcąc poradzić się w kilku sprawach ekipy transportowej, którą zamówiłem. Dlatego w końcu zebrałem się na dół.

Początkowo zapomniałem, że ojciec przecież już wrócił. A krzyki, dochodzące z kuchni, które zaraz do mnie dotarły, łatwo mi o tym przypomniały.

Ledwo wrócił i już kłótnia...

Miałem ochotę się wycofać i odpuścić sobie to jedzenie, ale akurat natrafiłem na fragment jego donośnej „rozmowy" z mamą, który nieco mnie zaniepokoił:

– Nie. Mam dość jego nieposłuszeństwa. Jest infantylny, nierozsądny i myśli tylko o zabawie. Niech się wyprowadza.

– W ogóle się o niego nie martwisz! Dohyeong, to jeszcze dziecko!

– Nie moje! Nie mam zamiaru się nim przejmować! Od dzisiaj odcinam go od wszelkich pieniędzy! A tylko spróbuj mu cokolwiek od siebie dawać, tobie też odbiorę dostęp do konta!

Zamarłem. Nie potrafiłem przetworzyć jego słów. Zresztą, nawet nie miałem na to czasu, bo mama, jako Beta, nie zamierzała się przed nim kajać, również odpowiadając mu tym samym tonem:

– Niby jakim prawem?! Tylko ty w tej rodzinie zarabiasz?!

Ojciec początkowo tylko na to zawarczał. W dodatku tak groźnie, że aż mama na to zapiszczała, co było jednak naprawdę niepokojącym i nietypowym dla mnie dźwiękiem.

Ruszyłem od razu w stronę kuchni, obawiając się, że w przypływie złości ojciec będzie w stanie ją skrzywdzić.

– Nie sprzeciwiaj mi się nigdy więcej – dało się jeszcze słyszeć z jego ust. W dodatku użył do tego alfiego tonu, który nawet na Betę, zwłaszcza taką naznaczoną, był w stanie wpłynąć, zmuszając ją do posłuszeństwa. – Powiedziałem – od dłuższego czasu żałuję, że zgodziłem się na to wszystko. Ten szczeniak nie zasłużył by być moim synem. I to twoja wina!

Zdążyłem stanąć już w drzwiach, a z mojego gardła zaraz zaczęło wydobywać się równie groźne, ostrzegawcze warczenie.

Ojciec stał nieco nad matką, starając się nad nią górować. Jednak na mnie nie robiło to żadnego wrażenia. Warczałem dalej w jego stronę, najeżony.

– Na co niby się zgodziłeś? – mruknąłem, zły, patrząc w jego ciemne oczy. Moje zapewne były takiej samej barwy, pobudzone przez negatywne emocje.

– Na przygarnięcie takiego niewdzięcznego szczeniaka jak ty. Miałem wątpliwości, gdy tylko cię zobaczyłem i miałem rację. Nie powinno cię być w tej rodzinie – stwierdził podniesionym tonem, nadal przy tym warcząc. I choć cała ta otoczka nie robiła na mnie żadnego wrażenia, same jego słowa już robiły. Bo... o czym on teraz mówił?

Matkę przeraziło takie wyzwanie. Zerwała się gwałtownie, chcąc chyba z nim zrównać.

– Dohyeong! Jak śmiesz tak mówić! To nasz syn!

– NIGDY NIE BYŁ MOIM SYNEM! – wykrzyczał.

Czy mnie to zabolało? Zszokowało? Przeraziło? Raczej tylko... nieco zdezorientowało. Bo przez ostatnie kłótnie przywykłem do ostrych słów z jego strony. Zresztą, w środowisku, w jakim pracuję, też miałem z tym do czynienia, nie mogąc brać takich obelg do siebie. Dlatego skupiłem się na wątku, który był dla mnie istotny:

– Przygarnięcie? O co tu chodzi, mamo? – zwróciłem się w jej stronę, wiedząc, że od ojca usłyszę jedynie kolejne krzyki lub wyzwiska.

Kobieta szybko na to zareagowała, okrążając stół i kierując się w moją stronę. Pozwoliłem jej złapać moją dłoń, wiedząc, że jej dotyk i obecność przy mnie na pewno trochę mnie uspokoi i zapewni o bezpieczeństwie.

– Chodź, porozmawiamy w twoim pokoju – poprosiła cicho, na co chętnie przystałem, nie chcąc wysłuchiwać kolejnych krzyków ojca.

Posłałem mu jeszcze tylko ostatnie groźne spojrzenie, po czym skierowaliśmy się na górę. Upewniałem się po drodze czy na pewno za nami nie poszedł, wpadając nagle na pomysł zaatakowania mnie lub mamy. Ale na szczęście pozostał w kuchni, pozwalając nam dotrzeć do mojego pokoju. I choć przestrzeń w nim była ogromna, teraz wypełniały ją głównie spakowane pudła, czekające na wyniesienie.

Mama zabrała mnie prosto na jedyny wolny mebel, na którym mogliśmy na spokojnie usiąść. Nie puszczała przy tym mojej ręki. A ja jej nie wyrywałem, pozwalając dodatkowo złapać tę drugą, kiedy już znaleźliśmy się na łóżku.

Wyglądała na smutną, patrząc prosto w moje oczy. Nie ponaglałem jej, po prostu czekając na wyjaśnienia. Nie snułem też żadnych teorii, bo tego również miałem już dosyć.

– Jeongguk, przepraszam, że nigdy ci tego nie powiedzieliśmy – zaczęła, prawie szeptem, a w jej oczach już zaczęły zbierać się łzy. – Ty, Saya i Jeonghyun nie jesteście naszymi biologicznymi dziećmi. Adoptowaliśmy was. Ciebie i Sayę, gdy mieliście niecały miesiąc. Nikt nie wie, że Dohyeong nie może mieć dzieci. Jest zbyt dumny, aby się do tego przyznać. Uważa, że fakt, iż jest bezpłodny, godzi w jego alfią naturę. Dlatego zdecydowaliśmy się na adopcję w tajemnicy – wyjaśniła, a po policzkach płynęły jej już łzy. – Gdy zobaczyłam ciebie i Sayę, od razu poczułam, że chcę być waszą mamą. Byłeś praktycznie łysy, więc nie wiedzieliśmy, że masz ciemne włosy. Saya miała troszkę jasnych, więc zakładaliśmy, że ty również będziesz takie miał, jako jej bliźniak. Dopiero, gdy podpisaliśmy dokumenty i zobaczyłam twój akt urodzenia, okazało się, że lekarze określili twoje umaszczenie jako ciemne... Dohyeong chciał cię oddać, ale ubłagałam go, byś został. Przysięgłam, że wszystkim się zajmę, aby nikt się nie dowiedział. Nie chciałam rozdzielać cię z siostrą, a przede wszystkim... pokochałam mojego małego synka – wyznała, już całkowicie się rozklejając. A ja... byłem w całkowitym szoku.

Adopcja. Bezpłodność ojca. I wytłumaczenie tego farbowania.

Ale czemu tak późno? Może w ogóle nie zamierzali nam tego zdradzać? W końcu ojciec nie pozwalał...

Wpatrywałem się w płaczącą mamę, nie mogąc uwierzyć, że nie jest moją biologiczną mamą, bo przecież... miałem tyle jej cech.

Ale... może to kwestia wychowania? I podziwiania jej przez te wszystkie lata?

Mama wiedziała, że byłem typem osoby, która nie reagowała na takie rzeczy gwałtownie i wylewnie. Musiałem to przemyśleć, zrozumieć, pojąć... I dopiero wyrazić swoją opinię lub dać upust emocjom. Bo na razie... chyba nie wiedziałem co czułem.

Mimo wszystko uznała, że raczej wymagam przytulenia, bo zaraz ostrożnie mnie objęła. Pozwoliłem jej na to, również powoli ją tuląc. I dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że do tej pory wstrzymywałem oddech, w końcu go wypuszczając i biorąc głęboki wdech.

Potrzebowałem dłuższej chwili, aby otrząsnąć się z początkowego szoku. Sparłem głowę na ramieniu mamy, w końcu formując jakiekolwiek pytanie:

– A... a... co z naszymi biologicznymi rodzicami? Nie żyją? Nie chcieli nas? Czy... Jeonghyun hyung o tym wie? Czy Saya wie...?

– Wasza mama zmarła przy porodzie. W szpitalu nie znali ojca. Możliwe, że ją porzucił lub zmarł wcześniej – wyznała, a po jej ruchach i lekkim odchyleniu głowy, rozpoznałem, że zaczęła pozbywać się łez, które zmoczyły jej policzki. – Saya nic nie wie. Jeonghyun był adoptowany, gdy miał roczek. A wy pojawiliście się, gdy miał pięć lat. Potem okazało się, że pamięta, jak was sprowadziliśmy do domu, dlatego rozmawiałam z nim i zna prawdę.

Wysłuchałem jej w ciszy, kiwając po tym głową. I w końcu się odsunąłem, na chwilę zwieszając wzrok, aby to wszystko przemyśleć i zastanowić się czy mam jeszcze jakieś pytania.

– Rozumiem, że to ojciec nie chciał, abyśmy poznali prawdę?

Mama pokiwała na to głową, a jej dłoń zaraz przeniosła się na mój policzek, głaszcząc go pocieszająco.

– Jakąkolwiek głupotę powiedział, pamiętaj, że jesteś moim synem i kocham cię.

– Też cię kocham, mamo. A jego gadanie... w ogóle mnie już nie obchodzi – zapewniłem, nie mając problemu jej tego wyznać. Nawet po zdradzeniu takiej tajemnicy. To nadal była moja mama, nic się nie zmieniło. W końcu wychowała nas lepiej niż niejeden rodzic. Kochając, chroniąc i wspierając przez całe życie. To dzięki niej wyszliśmy na ludzi, znajdując swoje pasje. I to dzięki niej nie rozdzielono mnie z Sayą.

Mama znów na chwilę mnie przytuliła. Choć tym razem raczej nie po to, aby pocieszyć, a po to, aby przypomnieć jak bardzo nie chce, abym się stąd wyprowadzał.

– Poradzisz sobie w tym mieszkaniu, prawda? Pamiętaj, że zawsze możesz dzwonić i postaram się pomóc.

– Jestem Alfą, mamo, ale mam dwie sprawne ręce i dwie sprawne nogi, muszę sobie jakoś poradzić – zapewniłem, oczywiście nie wspominając, że te moje „sprawne kończyny" noszą imię i nazwisko. Bo bez Jimina byłoby mi tam naprawdę ciężko...

Zaraz jednak skupiłem się na innym temacie, odsuwając już, aby móc na nią spojrzeć:

– Powiesz o wszystkim Sayi?

Początkowo po prostu ciężko westchnęła, raczej nie mając tego zaplanowanego na najbliższy czas. Tak samo jak tej rozmowy ze mną.

– Będę musiała.

– Uważajcie na nią, dobrze mamo? Już nie będę mógł mieć jej ciągle na oku... – zauważyłem, trochę ciszej, bo załamywał mnie ten fakt. Kochałem Sayę i bałem się o nią. Bo świat był duży, a ona mała i delikatna.

– Oj wiem... – stwierdziła na to mama, a jej dłoń przeniosła się na chwilę na moje zapewne nieco potargane włosy. Bo przez kilkugodzinne pakowanie, ciągłe schylanie, podnoszenie, grzebanie i układanie, już po samych brudnych okularach, zamazujących mi niektóre części mojej widoczności, wiedziałem, że nie jest z nimi dobrze. I chyba dlatego mama postanowiła się nimi zająć, trochę je głaszcząc, a trochę układając. – Damy radę. Choć raczej powinieneś się martwić tym, że będzie u ciebie przesiadywać.

No tak... To na pewno.

– Zawsze przyda się pomocna para rąk w mojej alfiej jaskini – zauważyłem, nieco rozbawiony, bo choć nie będę tego potrzebował, mając mojego Jimina, to Saya na pewno przyda się do innych rzeczy.

– Kocham cię synku. Nie zapominaj o tym. – Mama jeszcze dała mi całusa w czoło, odgarniając na chwilę moje potargane zawijasy. Też ją o tym zapewniłem, pozwalając jej już wrócić na dół. A sam jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w podłogę, zastanawiając nad tym wszystkim.

Jeżeli to kwestia bezpłodności ojca, wyznam prawdę agencji i w odpowiednim czasie wydam oficjalne oświadczenie o poprawnym umaszczeniu, w końcu nie musząc się z tym kryć...



Jimin:

Nie sądziłem, że nowy rok przyniesie mi nowe miejsce zamieszkania. Opuszczenie dormu było dla mnie bardzo trudne, gdyż przez ostatnie lata moi przyjaciele byli mi najbliższą rodziną i nie chciałem się z nimi rozstawać. Ale tak jak opuściłem mieszkanie rodziców przed debiutem, tak teraz musiałem przenieść się do mojego Alfy, z którym chciałem układać sobie życie. Chociaż w zasadzie powinienem o tym myśleć jako o naszym wspólnym mieszkaniu, bo obaj wyłożyliśmy pieniądze na zakup, nawet jeśli to młodszy był wpisany jako oficjalny właściciel. Ufałem mu, więc nie podpisywaliśmy żadnego dodatkowego dokumentu w tej sprawie. Może i ryzykowne, ale miłość nie kieruje się zdrowym rozsądkiem. Zresztą, przecież będziemy razem do końca życia. Co złego może się stać?

Nasze gniazdko składało się z salonu z otwartą kuchnią, dwóch łazienek i czterech pokoi – naszej sypialni, sypialni gościnnej, "alfiej nory", czyli pokoju gamingowego dla Jeongguka, oraz pomieszczenia, które miało stać się moją garderobą, oraz miejscem do ćwiczeń na rurze i szarfie. Mieliśmy tylko podstawowe meble kuchenne, sofę i łóżko, ale na dniach czekało nas montowanie drążków w mojej garderobie oraz stworzenie mniejszej szafo–garderoby w sypialni, na ubrania Jeongguka. Docelowo myślałem też nad przeniesieniem drzwi, by do mojego pokoju wchodzić przez sypialnię, jednak takie większe zmiany musiały poczekać. Na razie potrzebowaliśmy tu po prostu zamieszkać.

Nie zabrałem żadnych mebli z dormu, aby przed fanami udawać, że nic się nie zmieniło. Musiałem jeździć co kilka dni do dormu, by nagrywać kontent z przyjaciółmi lub samodzielnie. Ale wiedziałem, na co się piszę proponując Jeonggukowi to wspólne zamieszkanie. Dlatego nie narzekałem i po prostu cieszyłem się z nowej sytuacji.

W dzień przeprowadzki nie miałem ze sobą za wiele. Znaczy dobra, miałem. Dwie wielkie walizki i dziesięć sporych toreb (małych kartonów nie licząc), w które upchnąłem wszystkie ubrania, kosmetyki i inne niezbędne rzeczy. Choć i tak myślałem, że będzie tego więcej. Okazuje się, że oprócz ciuchów nie posiadam za wiele. Może to i dobrze.

Gdy zaparkowałem na wykupionym miejscu, wysłałem SMS–a do ukochanego, by pomógł mi się z tym wszystkim zabrać. Czekając na niego zabezpieczyłem się maseczką i czapką, wysiadając dopiero, gdy we wstecznym lusterku zobaczyłem Jeongguka, zbliżającego się do mojego auta. Zabunkrował się tak samo jak ja, więc mogłem go poznać tylko po chodzie i dobrze mi znanej kurtce.

– Wow. Zmieściłeś się? Czy będzie jeszcze jeden kurs? – zapytał, kiedy otworzyłem bagażnik.

– Zmieściłem. Choć jestem w szoku. Tego na raz na pewno nie weźmiemy – uprzedziłem i złapałem za najbliższe torby, by zacząć je wyciągać z tego wielkiego Tetrisa.

– Czekaj. Zajmij się walizkami, mnie obładuj torbami – poprosił i zaczął nabierać na siebie jak najwięcej pakunków. A mimo tego jeszcze się głupek szarpał z walizkami, by je wyjąć z pojazdu. – Chłopaki pomogli ci to załadować? – zapytał, gdy wyjęliśmy już wszystko z bagażnika.

Zabrałem jeszcze torbę z tylnego siedzenia i ułożyłem ją na walizce.

– Tak, nie dali mi za wiele nosić. Przestań się tak obładowywać – upomniałem go, widząc, że szarpie się z sześcioma pakunkami. – Wrócimy jeszcze raz.

– Mam same lekkie ubrania, kochanie. Daj coś jeszcze i idziemy – powiedział, czekając grzecznie. Więc dałem mu małą paczuszkę.

– Uważaj, najcenniejsze. Z bielizną.

– Tuż koło mojego nosa, idealnie – stwierdził zadowolony, posyłając mi swój szczęśliwy uśmiech, który mogłem rozpoznać tylko po zmarszczkach wokół oczu.

– Uważaj proszę.

Poszliśmy w stronę windy, którą dostaliśmy się na odpowiednie piętro. Zostawiliśmy wszystko w przedpokoju i wróciliśmy do auta po resztę, robiąc jeszcze dwa kursy. A kiedy byliśmy już ze wszystkim w mieszkaniu, mogliśmy pozbyć się maseczek, czapek i kurtek, od razu przysuwając się do siebie, by przywitać jak należy, czyli przyjemnym pocałunkiem.

Przyciągnąłem go blisko siebie, by maksymalnie pogłębić naszą pieszczotę, choć nie przesadzając przy tym, bo jednak na seks od samego wejścia jeszcze przyjdzie czas.

– Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Zamieszkałem z moim Alfą – powiedziałem szczęśliwy, gdy oderwaliśmy się od siebie.

– W końcu na swoim. Możemy robić co nam się tylko podoba – przyznał, muskając jeszcze moje usta, po czym uciekł nosem do mojej szyi, zaczynając zostawiać tam swój zapach poprzez delikatne przygryzienia i liźnięcia.

Zaskomlałem na takie działania, jak zawsze chcąc więcej.

– Mój kochany Alfa. Zaczynam się obawiać, że mogę mieć problemy na treningach nowych choreografii.

– Taaak? – Jego ton od razu zrobił się dwuznaczny. – Przez... nieco bolące uda? – dopytywał, znacząc delikatnie moją szyję.

– Też. Ale mogę mieć problemy z chodzeniem, budząc się codziennie z penisem między pośladkami – wymruczałem.

– Będę się z tobą kochał dzień w dzień, mój Omego. Zasypiał z tobą, budził się przy tobie, jadał z tobą. W końcu z tobą żył, mój prześliczny – zapewnił, ujmując moją twarz w dłonie, by dać mi kolejnego całusa.

– Cieszę się z tego jak szalony. To tak, jakbyśmy już zaczęli tworzyć naszą własną rodzinę – podzieliłem się z nim moimi myślami, chętnie składając buziaki na szyi i podbródku młodszego.

– Bo stworzyliśmy. Teraz żyjemy ze sobą i dla siebie – zapewnił, a kolejne muśnięcie zaczęło przeradzać się w głębszą pieszczotę. Jego dłoń zaczęła unosić moją koszulkę.

Chyba jednak będzie ten seks od wejścia już teraz.

– Chodźmy może na kanapę? Będzie wygodniej – zaproponował.

– Poczekaj... daj mi się trochę nacieszyć naszą bliskością. Jeszcze bez seksu – poprosiłem, wycofując się na chwilę, by zabrał ręce, po czym na nowo wtuliłem się w to ciepłe ciało. – Mam wrażenie, że za każdym razem, gdy się rozstajemy, tęsknię coraz mocniej.

– Ostatnio znów mamy dla siebie mało czasu... Ale w końcu mój Park Jiminnie debiutuje, musimy się na tym skupić, tak? – zapytał z uśmiechem, głaszcząc przyjemnie moje plecy.

– Yhyyy... – wymruczałem, skupiając się jednak głównie na jego zapachu. Bo zaczęło pojawiać się w nim coś, co mnie wołało.

Czyżby moje uczucia weszły na nowy poziom i po prostu przywiązały mnie jeszcze mocniej do mojego Alfy?

W końcu stwierdziłem, że wolę usiąść, niż stać tak w tej stercie przeprowadzkowych rzeczy. Dlatego ująłem jego dłoń i pociągnąłem w stronę kanapy, jak wcześniej proponował.

– Nie mówiłeś jak twoi rodzice zareagowali na wyprowadzkę – powiedziałem, gdy usadowiliśmy się wygodnie, a jego dłoń objęła mnie w pasie. Nosem zniknął na wysokości mojego torsu i zamruczał coś niezrozumiale. To zachowanie nieco mnie zmartwiło. I choć mogło wydawać się skupione tylko na chęci przejścia do zabawy, zapach Jeongguka mówił mi, że to coś innego. Dlatego zacząłem łagodnie głaskać jego włosy, aby nieco się uspokoił.

– Och... Chyba nie było za dobrze?

Młodszy pokręcił głową i sięgnął po okulary, które wylądowały w bezpiecznej odległości, po czym ponownie ukrył twarz. Przygryzłem wargi, bo jednak mój nowy biust nieco reagował na taki dotyk.

Zmieniłem nieco naszą pozycję, by skupić się na pocieraniu jego ramion i pleców, co zawsze działało kojąco.

– Chcesz o tym pogadać?

Przez dłuższą chwilę panowała między nami cisza, ale w końcu Jeongguk odchylił nieco głowę i spojrzał mi smutno w oczy.

– Sam nie wiem... Ale raczej powinienem. To... dość poważna sprawa – przyznał z westchnieniem, co od razu mnie zaalarmowało.

Coś musiało się stać.

Coś poważnego.

– Słucham cię, mój Alfo.

– Jak mogłem się tego spodziewać, ojciec nie chce mnie w domu. Nie wiem, czy jest mi z tego powodu przykro... Kiedyś na pewno by było. Ale ostatnio... była to dla mnie tylko znajoma twarz, znajomy zapach, który zaczynał wzbudzać we mnie same negatywne emocje – wyjaśnił bardzo powoli. – A mama... trochę rozpaczała. Jak to mama... – dokończył, choć w jego postawie, zapachu i tonie dało się słyszeć, że na tym historia się nie kończy. Nie chciałem go poganiać i wyciągać wyznania na siłę, bo pragnąłem być dla niego po prostu wsparciem. Dlatego ucałowałem jego włosy, chcąc pokazać że jestem tutaj i nadal słucham.

– Przykro mi, że twoje relacje z tatą tak wyglądają. Może uda się je jeszcze naprawić? A twoja mama na pewno będzie cię wspierać. Moja też narzekała, gdy się wyprowadzałem do dormu. Czuję jednak, że usłyszałeś trochę gorzkich słów od taty.

– Mama... Tak, stwierdziła, że będzie mnie codziennie odwiedzać. Na szczęście wstępnie wybiłem jej ten pomysł z głowy – przyznał, uśmiechając się na sekundę. – A jeśli chodzi o ojca... – Znów zamilkł na dobre dwie minuty. Smutno mi było patrzeć, jak gryzie się wewnętrznie. – Po osiemnastu latach w końcu dowiedziałem się, że jednak nie jest moim ojcem. Tak samo jak moja mama nie jest moją biologiczną mamą – wyznał, zachowując przy tym spokój, jakby ta informacja jeszcze nie do końca była przez niego przyswojona.

– Och... – Tylko tyle byłem na razie w stanie z siebie wydusić, przyciągając go mocniej do siebie. – Przykro mi – wyszeptałem szczerze. – Na pewno jest to bardzo trudna informacja. Przykro mi, że dowiedziałeś się o tym w tak trudnych okolicznościach.

Jeongguk skulił się nieco. Jego codzienna, alfia postawa zeszła teraz na dalszy plan – to był po prostu mój skrzywdzony wilczek, którym chciałem się zaopiekować, jako jego partner.

– Chyba jeszcze musi to do mnie dotrzeć. Na razie nie miałem czasu tego analizować i przeżywać. Na pewno będę musiał porozmawiać o tym z Sayą. Jest delikatniejsza, zapewne gorzej to przejdzie... – wyjaśnił zmartwiony.

– Może zaprosisz ją tutaj i porozmawiacie sobie na spokojnie? Oczywiście zostawię was samych.

– Jak już trochę tu ogarniemy, Jiminnie. Na razie czeka nas jeszcze dużo pracy. A raczej pilnowania fachowców. Ale tak jak mówiłem – wszystkie przestrzenie zostawiam tobie. Mogę żyć nawet w ładnym, różowym, omegowym gniazdku – zapewnił, miziając mnie nosem po obojczykach.

Słysząc to, uznałem, że młodszy chyba woli na razie odpuścić sobie kwestie swojej przeszłości. Owszem, ta adopcja wiele wyjaśniała, przede wszystkim jego umaszczenie oraz krycie tego przez jego mamę. Choć myślałem, że jest po prostu dzieckiem spoza związku, co przecież jest wręcz niemożliwe do ukrycia, przez zapach ciężarnej Omegi, odstraszający inne Alfy.

Nie czas jednak na rozważanie tego, muszę się skupić na moim Jeongguku.

– Aż tak źle nie będzie – zapewniłem, zaczynając obsypywać jego policzki pocałunkami. – Stworzymy razem miłą przestrzeń dla nas obu. A propos gniazda – muszę zabrać się za budowanie mojego.

– W garderobie? Czy może kupimy jakąś szafę do sypialni? Jak wolisz, Jiminnie?

– W garderobie sobie urządzę – zapewniłem, nie przerywając pieszczot. – Nasza sypialnia będzie aż nazbyt przepełniona naszym zapachem.

– To chyba... potrzebujesz zacząć kompletować jakieś ubrania do gniazda, prawda? – zapytał i natychmiast się odsunął, by zrzucić z siebie bluzę oraz koszulkę. Rzucił je na oparcie kanapy, prężąc się przy tym, na co zadowolony sięgnąłem ręką do jego torsu i brzucha, sunąc po nich dłonią. W odpowiedzi na ten dotyk mój Alfa zaprezentował swój biceps, z którego był chyba niezwykle dumny.

– Nie wspominałem, ale... GQ zaproponowali mi sesję bez koszulki. Jeszcze negocjujemy dobrą stawkę. Ale chciałem zapytać, co o tym myślisz, Jiminnie? – powiedział, śmiejąc się.

– Cóż... będę zazdrosny, że inni będą cieszyć oczy tymi widokami. Ale w moim teledysku też będę w rozpiętej koszuli i bieliźnie, więc... – zacząłem, jednak jego momentalna zmiana miny powstrzymała mnie przed dokończeniem.

– W bieliźnie? – powtórzył, marszcząc brwi.

– Tak, mój koncept będzie bardzo seksowny – przyznałem, nie kryjąc radości z tego faktu.

Chyba przyznanie się do tego nie było najlepszym pomysłem, bo mój Alfa od razu klapnął na czterech literach i oparł się z naburmuszoną miną o zagłówek.

– Ej... – mruknąłem niezadowolony, przenosząc się na jego kolana, gdzie usiadłem okrakiem, oczywiście twarzą do niego.

Młodszy nie chciał jednak na mnie spojrzeć, odwracając głowę w bok.

– Patrzę na tę sesję jak na dobre źródło dodatkowego zarobku, nic więcej. Wiesz, że nie cieszy mnie pokazywanie ciała przed innymi, zwłaszcza całą Koreą. To nie moja branża, nie moja pasja. Ale wiem, że nie będę miał już wsparcia finansowego od rodziców i muszę brać pod uwagę takie zlecenia. Poza tym jestem Alfą. Ludzie na to popatrzą, niektórzy się ucieszą, inni zdziwią i tyle. Wiesz Jiminnie, że z Omegami jest inaczej... – zaczął, a jego oczy robiły się coraz ciemniejsze. Stanowczo nie przez pozytywne uczucia.

– To moja praca, by dostarczać fanom to, czego chcą. A wiesz, że lubię pokazywać moje ciało – przyznałem spokojnie. Ciężkie westchnięcie i zamknięcie oczu. No ładnie. Zazdrośnik. – Ale dotykać go możesz tylko ty – zauważyłem i zacząłem zasypywać jego twarz pocałunkami, by nieco się rozchmurzył. No, to nie do końca prawda, bo przecież byli też styliści i ogólnie staff, gdy była taka potrzeba. Ale nie wierćmy mu dziury w brzuchu takimi spostrzeżeniami.

Chwilę zajęło, by na jego twarzy wrócił uśmiech, choć nieco wymuszony.

– Idziemy cię rozpakować? Już późno.

– Nie przejmuj się takimi rzeczami, mój Alfo – poprosiłem jeszcze, odnosząc się do powodów jego zazdrości.

Wstałem z jego kolan, po czym złapałem go za rękę.

– Rozpakujmy się, a potem wspólny pierwszy prysznic w nowym domu.

Jeongguk od razu złapał za swoje okulary, umieszczając je znów na nosie, po czym grzecznie ruszył za mną.

Chwilę nam zajęło przeniesienie wszystkiego z przedpokoju do garderoby i sypialni. I tak nie mogliśmy jeszcze za wiele zrobić, jedynie układając wszystko w równe stosiki na podłodze.

Jeongguk korzystał z każdej okazji, by mnie przytulić, co chętnie oddawałem (nawet jeśli jego mina pozostała nieco nietęga). A w międzyczasie rozmawialiśmy o planie przesunięcia drzwi na inną ścianę.

Potem czekał nas jeszcze wspólny prysznic i zmęczeni położyliśmy się w naszym nowym, wspólnym łóżku. Może nie do końca tak planowaliśmy ten pierwszy, wspólny wieczór tutaj, bo nasza bliskość ograniczyła się do pocałunków i przytulania (choć proponowałem, że zrobię mu loda!). Ale szczęście z powodu wspólnej przyszłości było dla mnie stanowczo wystarczające, by zasnąć z uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top