12 - Overprotective

4379 słów

~~~~~~~~~~


Jeongguk:

A jednak doszło do tego. Odważyliśmy się na kolejny krok w naszym związku, kochając ze sobą na tylnim siedzeniu mojego samochodu. I choć nie były to zbyt wygodne warunki, to na pewno szalenie romantyczne. A uprawianie seksu z taką pięknością było najprzyjemniejszą i najbardziej satysfakcjonującą chwilą, jaką kiedykolwiek przeżyłem. Bo oglądanie go w takiej odsłonie, leżącego pode mną, czy też siedzącego na mnie, przymykającego oczy i wzdychającego z przyjemności, było jak podziwianie najdroższego i najpiękniejszego dzieła sztuki. Jimin miał cudowne ciało, zwłaszcza gdy falowało tuż nade mną, unosząc się na moim penisie. A odgłosy, jakimi pieścił moje uszy, nie równały się nawet z najpiękniejszymi pieśniami. Mój instynkt krzyczał i nakazywał mi, abym naznaczył go tu i teraz. Aby nikt więcej nawet nie pomyślał, że mógłby go mieć. Bo ten śliczny Omega do końca życia miał być tylko mój.

Nie mogłem nacieszyć się naszą bliskością, wszystkimi uczuciami, wyznaniami, komplementami i pocałunkami. I nie chciałem go wypuszczać z moich ramion, zwłaszcza gdy na te kilkanaście minut zagnieździłem się w jego wnętrzu. Pragnąłem zatrzymać czas, zostać tu na zawsze, nigdy już nie musząc przejmować się codziennymi błahostkami. Skoro to Park Jimin był teraz najważniejszy.

Niestety mój organizm mi na to nie pozwolił, w końcu zmuszając do wyjścia spomiędzy jego pośladków. I raczej obaj byliśmy dość niemiło zaskoczeni, gdy podzieliłem się z Jiminem informacją o pękniętej prezerwatywie. Bo... to nie był na to czas.

Jakikolwiek komentarz lub choćby oddech, ugrzązł mi gdzieś w gardle. Bo nigdy nie miałem takiej sytuacji. To nie powinno mieć miejsca.

Nie powinno? Teraz na pewno będzie tylko mój, nosząc moje dziecko!

Mój wewnętrzny Alfa miał do tego całkowicie inne podejście, nie biorąc pod uwagę wszystkich otaczających nas czynników, sprzeciwiających się takiemu zjawisku.

Zapłodniłem go. Zapłodniłem mojego Omegę. Tak jak już dawno powinienem.

– Apteka. Jedziemy do apteki. – Dopiero głos Jimina zdołał mnie jakkolwiek odciągnąć od moich przesadnych myśli. Zwłaszcza gdy do mojego nosa dotarł jego zapach. Strachu i paniki.

Nie chciałem, aby tak pachniał. Nie po tak cudownych, wspólnych chwilach. Dlatego w porę oderwałem się od scenariusza, który już powstawał w mojej głowie.

To nie czas na rodzinę. Jesteśmy za młodzi. Zdecydowanie za młodzi.

– Spokojnie, Jiminnie – poprosiłem. A choć nie panikowałem, to byłem mocno zszokowany i zdezorientowany, sięgając szybko po chusteczki, aby zawinąć w nie rozerwaną prezerwatywę, razem z moim nasieniem, którego było zdecydowanie więcej niż zazwyczaj.

Jimin jest Omegą. Całkowicie inaczej na mnie działa. Mogłem o tym pomyśleć wcześniej...

– Chyba... ta forma antykoncepcji będzie dla nas za słaba – doszedłem do wniosku, formując w miarę nieprzeciekającą kulkę, którą wrzuciłem na razie pod siedzenie. – Ubierzemy się i pojedziemy po tabletkę – dodałem, starając się trzeźwo myśleć. Bo na razie to był nasz jedyny ratunek. Jedyny i na pewno skuteczny, jeżeli Jimin przyjmie ją wystarczająco szybko.

To go trochę uspokoiło i pozwoliło również oczyścić swoje ciało, z którego oprócz jego cudownie pachnących, omegowych słodkości, wypływało również trochę mojej spermy. A to było... szalenie seksowne i podniecające.

Opanowałem jednak swoje myśli, nie pozwalając im skupiać się na potencjalnej drugiej rundzie. Bo doskonale wiedziałem, że musimy jak najszybciej udać się do apteki.

Choć... skoro Jiminnie i tak weźmie tabletkę, może... zrobilibyśmy to jeszcze raz, ale bez prezerwa...

O CZYM JA MYŚLĘ?!?!?!

JA PIERDOLĘ, OGARNIJ SIĘ.

Miałem ochotę sobie za to przyłożyć. Ale to niestety były tylko moje alfie zapędy, nad którymi nie panowałem. I mogłem się tylko cieszyć, że ograniczały się one do myśli i nigdy nie pozwalałem im przejść do działania.

Po uformowaniu kolejnej kulki z chusteczek z naszymi wydzielinami, mogliśmy szybko się ubrać i przejść w końcu na przód. Już mi brakowało jego bliskości. I miałem ochotę wyrwać dzielący nas środkowy panel, przysuwając jego fotel do siebie. Ewentualnie posadzić go na kolanach i w taki sposób jechać.

Na szczęście zdołałem skupić się już na przygotowaniu nas do jazdy, zakładając też w końcu okulary, dzięki którym jeszcze lepiej widziałem zarumienioną twarz Jimina. Zarumienioną, ale i niesamowicie bladą.

Jedziemy. Mój Omega się martwi!

– Było cudownie – zapewnił, jeszcze zanim uruchomiłem silnik. A to skutecznie mnie od tego oderwało, nakłaniając do złożenia na jego ustach niewielkiego buziaka, a także do pomiziania nosem jego policzka i fragmentu szyi.

– Było. Chciałbym tak z tobą spędzić całą noc. Jesteś... najpiękniejszy... najseksowniejszy... I teraz... calutki mną pachniesz – zauważyłem, dumny z siebie, bo mój zapach na nim zdecydowanie dominował, ukrywając trochę tę słodycz.

– Czuję się pijany twoim zapachem. Chciałbym tak codziennie – odpowiedział, chyba mając co do tego takie same odczucia i myśli jak ja.

Jeszcze przez chwilę nie odrywałem się od jego skóry, muskając ją zarówno nosem, jak i ustami, ciesząc się jej gładkością, ciepłem i zapachem. Ale MUSIELIŚMY JECHAĆ.

W końcu ruszyłem, włączając nam jakąś spokojną muzykę, aby nasze galopujące myśli odrobinę się wyciszyły.

– Wypsikasz mnie? Ale tylko tak troszeczkę. Żeby aptekarka nie doznała szoku, czując na mnie tak intensywny zapach Omegi – poprosiłem, bo choć sam nie mogłem stwierdzić mojego obecnego zapachu, to domyślałem się, że sam również jestem pokryty wonią lukru.

– Jakby nie wiedziała, co robiłeś... – skomentował to od razu, sięgając po neutralizator ze schowka.

Zrobiło mi się głupio, bo faktycznie, przecież BĘDZIE WIEDZIEĆ CO ROBIŁEM!

A jak mnie rozpozna i rozpuści plotkę?!

Dlatego tym bardziej muszę choć trochę zamaskować zapach Jimina.

– Może uzna, że kupuję to... dla kogoś innego. Albo na zaś – wymyśliłem, chcąc trochę usprawiedliwić moją decyzję. Ale fakt, nie byłem z tym jeszcze na tyle śmiały, aby bez żadnego problemu wchodzić do apteki i kupować takie niezbędniki jak prezerwatywy.

– Akurat. – Jimin zachichotał tylko na te moje wymysły, zaczynając już psikać mnie neutralizatorem. Pomogłem mu z tym trochę, a to odgarniając płaszcz, a to unosząc jedną, czy też drugą rękę.

Choć kiedy przyszła kolej na Jimina... od razu popatrzyłem w jego stronę trochę smutny i pewnie też rozczarowany. Ale nie miałem na to większego wpływu.

Blondyn od razu to zauważył i westchnął cicho.

– Naprawdę wolałbym tego nie kryć. Ale musimy... – przypomniał, ale zupełnie niepotrzebnie.

– Nie zwracaj na mnie uwagi, bo mogę marudzić i narzekać. Zwłaszcza że mój instynkt nie chce, żebyśmy jechali do tej apteki – zdradziłem, wracając już wzrokiem na drogę, starając się ignorować to neutralizowanie jego zapachu.

Iii... kolejne westchnięcie, przez które podejrzewałem, że jemu, jako Omedze, który w przyszłości również chce mieć dzieci, też jest z tym ciężko.

– Jeszcze przyjdzie czas na dzieci – potwierdził moje założenia, a ja już nieco rozsądniej, po prostu się z nim zgodziłem:

– Tak. Jesteśmy na to zaaaaaaaa młodzi.

– Stanowczo za młodzi.

Staraliśmy się już nie panikować i nie roztrząsać tego tematu. I choć w aptece faktycznie najadłem się wstydu, wracając do samochodu cały czerwony na twarzy, to po prostu podałem Jiminowi kupione opakowanie z tabletką, nie komentując tej sytuacji.

Chłopak początkowo prześledził ogromną ulotkę, dołączoną do tego specyfiku, ale nie skupiał się na niej zbytnio, prosząc tylko o podanie wody ze środkowego panelu, aby zaraz ją wypić.

– I tak kupię testy ciążowe... – stwierdził, wzdychając. – Dziękuję.

A ta ulotka z milionem skutków ubocznych, trzecie westchnięcie i podziękowanie mi za coś, za co dziękować nie powinien, sprawiło, że jeszcze bardziej spotulniałem. Bo to przecież moja wina.

– Przepraszam... Nigdy nie miałem z tym problemów. Nie spodziewałem sie, że dojdzie do czegoś takiego – zdradziłem, spuszczając wzrok gdzieś na jego kolana, bo ciężko mi było patrzeć na to zmartwienie malujące się na jego twarzy...

Jednak nie spodziewałem się, że po moich słowach w samochodzie zrobi się aż tak cicho. Za cicho. Bo przez chwilę nie słyszałem nawet oddechu Jimina.

Podniosłem szybko wzrok, nieco zdezorientowany. A natrafiając na ten mojego Omegi, aż nieco się przeraziłem.

Co ja powiedziałem?! Coś sobie przypomniał?! Coś zrobiłem?!?!?!?!

– A ilu partnerów lub partnerek miałeś wcześniej, skoro masz takie doświadczenie? – zapytał nagle, o dziwo spokojnie. Choć ten spokój mi do niego nie pasował. Krył w sobie coś... mrocznego.

Czekaj. To zwykłe pytanie. Przecież nie mam prawie w ogóle doświadczenia. Nie mam co panikować.

Ale mój umysł miał na to inny plan, początkowo nie podsuwając mi prawidłowej odpowiedzi, przez co palnąłem tylko:

– Jedną.

Zaraz szybko dodając:

– Dwie.

A to niezbyt go przekonało, bo mruknął jedynie:

– Yhyyyyy...

I zaraz zmarszczył nos, niezadowolony, a jego ciało zapadło się bardziej w fotelu.

AJ! Czemu tak powiedziałem?!?!?!?!

RATUJ SIĘ JAKOŚ, CZŁOWIEKU GŁUPI!

– Pierwsza... to było dawno i nawet niezbyt to pamiętam. A druga nooo... Sohee – wyjaśniłem szybko, już mocno zestresowany. A nagłe głębokie zdziwienie Jimina i ciche warknięcie, aż mnie nieco wystraszyło.

Co ja znowu powiedziałem nie tak?!

– Myślałem, że jesteście parą tylko oficjalnie – stwierdził, a mnie na chwilę zacięło, bo... nigdy o tym wcześniej nie rozmawialiśmy?

Myślałem, że już mu wspominałem o mojej relacji z Sohee?

Nie wspominałem...? Czy wspominałem...?

Aj, nie pamiętam!

– Bo tak jest. Ale Sohee lubi mieć... różnych partnerów – nadal starałem się jakoś ratować. Ale nie wiem czy to cokolwiek dawało, skoro Jimin nadal miał tak groźną postawę i wzrok, którego zacząłem unikać, uciekając tym swoim gdzieś na bok. – Ale odkąd jestem z tobą, nie utrzymuję z nią żadnych bliższych kontaktów – podkreśliłem jeszcze, gdyby miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości. Zresztą, moja relacja z nią była chłodna. To był tylko szybki seks, który ona inicjowała, nawet nie było tu o czym zbytnio mówić...

To jednak nie wystarczyło. Jimin nadal miał tak samo niezadowoloną i nieco upartą minę, dodatkowo krzyżując ręce na torsie.

– Nie lubię jej. Jest sztuczna i tandetna – mruknął, a z jego gardła wyrwało się dodatkowo ciche warczenie. Naprawdę niepokojące warczenie. Choć kiedy nagle przerodziło się ono w ciszę i jego lekkie zmarszczenie brwi, znów się przeraziłem.

Jimin siedział tak chwilę, chyba coś sobie znów uświadamiając.

No nieee!!! CO JESZCZE POMINĄŁEM?!!!?!?!! O CZYM ZAPOMNIAŁEM?!!??!?!

– Chwila moment...! Przecież wy...?! – zaczął, dotykając przy tym swoich włosów. Popatrzyłem odruchowo na te moje, z początku tego nie rozumiejąc. Ale w końcu to do mnie dotarło...

Cholera. On nie wie!

Opadłem całkowicie na swój fotel, przymykając na chwilę oczy i biorąc głęboki oddech, bo nie chciałem psuć naszej randki takim tematem. Zwłaszcza że Jiminnie otwarcie wyrażał swoje emocje, niczego nie hamując i nie kryjąc. A to sprawiało, że jako Alfa robiłem się przy nim malutki. Bo to w końcu była moja wina i moje głupie decyzje... Poniekąd...

– Myślałem, że... już dawno doszedłeś do tego wniosku ii... nie zrobiło to na tobie większego wrażenia...

– Nie sądziłem, że ze sobą sypiacie! – stwierdził podniesionym tonem, mocno tym wzburzony. A ja... chciałem wtopić się w boczne drzwi samochodu, przyklejając do nich. – No dobra, sam nie jestem lepszy, bo chciałem z tobą sypiać, myśląc, że jesteś blond jak ja, choć okazało się, że moja reakcja jest naturalna, skoro nie jesteś... Ale ty i ona?! – Jimin w to wszystko po prostu niedowierzał. A ja, oprócz wtapiania się w drzwi, jeszcze bardziej pokorniałem.

– Jiminnie... to były... szybkie akcje. Nie znasz jej. To bardzo... dominująca Beta – znów spróbowałem się jakkolwiek usprawiedliwić. Ale na to przecież nie było usprawiedliwienia. Narażałem i ją i siebie...

– Ach, to ja będę tak dominującą Omegą, że też będziesz mi siedział pod pantoflem? – stwierdził na to ironicznie, ale... było to całkiem możliwe. Choć przy nim mój instynkt robił swoje, czasami decydując za mnie.

Nie miałem możliwości odpowiedzenia mu na to pytanie, bo blondyn nagle... zaczął się zbierać do wyjścia. A tak przecież nie mogliśmy zakończyć tej randki! Nie kiedy na początku było tak miło, a teraz... wszystko zepsuliśmy jednym tematem...

Jimin zdążył jedynie w pośpiechu założyć maseczkę i czapkę, bo kiedy sięgnął do klamki, zablokowałem wszystkie drzwi, uniemożliwiając mu ucieczkę.

– Jiminnie... Bety są inne. Ona jest starsza. Bardziej doświadczona... Nie idź jeszcze – poprosiłem, czując jak na samą myśl o jego powrocie do dormu, ogarnia mnie smutek. Wolałem to przegadać i wyjaśnić. I przede wszystkim podwieźć go bliżej jego bloku, niepozwalając chodzić po mieście o tej porze.

– Chcę iść. Wypuść mnie – również skierował do mnie prośbę, która nie została już przez niego wykrzyczana. A kiedy w końcu na mnie spojrzał i zobaczyłem w jego oczach łzy, miałem ochotę paść przed nim na kolana i przepraszać za moje głupie decyzje, błagając o wybaczenie...

Musiałem tak wszystko spieprzyć?



Jimin:

Zjebałem po całości. Najpierw zniszczyłem sobie piękne wspomnienie z tej nocy. Następnie całą randkę swoim wybuchem paniki. A kto wie, czy też nie pozbawiłem siebie i ukochanego kariery. A wszystko przez JEDNĄ, ZJEBANĄ, PĘKNIĘTĄ GUMĘ!!! Nawet gdy zażyłem tabletkę, która miała mnie uchronić przed niechcianą ciążą, czułem przerażenie. Bo przecież to było tak nieodpowiedzialne! Co ja sobie myślałem, że głupi kawałek... z czego to w ogóle kurwa jest? Lateks chyba... W każdym razie – że jedna gumeczka wytrzyma ilość nasienia, które Alfa pakuje w Omegę! NO KURWA ŻART. To wszystko sprawiło, że popełniałem tylko kolejne błędy, atakując Jeongguka, choć przecież był po mojej stronie. Cały mój strach wychodził ze mnie w postaci krzyków i łez. Zrobiłem aferę, jak jakaś pieprzona diwa. A kiedy chciałem po prostu od niego uciec, zawstydzony całym tym zachowaniem, zablokował mi drzwi.

– Dlaczego płaczesz? – powiedział cicho, zmartwiony, a z moich oczu pociekły łzy, których nie byłem już w stanie hamować.

– Bo jestem przerażony całą tą sytuacją! Co, jeśli ta tabletka nic nie da?! Mamy kariery! Wywalonoby mnie z BTS już na dobre! A ty masz turnieje, drużynę i jesteś jeszcze w szkole! Byłem głupi, że cię namówiłem...

To go chyba zszokowało. Pewnie spodziewał się, że chodzi o jego poprzednie partnerki, ale szczerze był to tylko temat, którym próbowałem odciągnąć się od strachu. Zamiast tego jedynie dodatkowo namieszałem.

– Jiminnie... Kochanie... – powiedział smutno i przysunął się, by mnie objąć. Pozwoliłem mu na to, bo bardzo potrzebowałem ukojenia.

– Przepraszam... Wiem, że jako Alfa jesteś mną rozczarowany – zapłakałem w jego ramię.

– Nie jestem zły, nie jestem rozczarowany. Trochę wystraszony, naszą rozmową o Sohee. A teraz jeszcze... trochę skołowany, bo nie wiem już, co czujesz – powiedział ostrożnie i zaczął jeździć nosem po mojej szyi, w uspokajającym geście.

– Przepraszam... Jestem gwałtowny i nie myślę racjonalnie, gdy czuję przerażenie – przyznałem po chwili ciszy, w czasie której udało mi się opanować oddech.

– Chodź tu do mnie – poprosił, odsuwając się nieco, by wskazać na swoje kolana.

Od razu przegramoliłem się do niego, zwijając w kulkę na tych silnych udach. Młodszy dodatkowo uchylił kurtkę, by okryć mnie nią, tworząc dla mnie bezpieczną przestrzeń, blisko siebie.

– Tak się zdarza w naszym świecie. I po to mamy różne metody antykoncepcji. Raczej... nie możemy się o to obwiniać. To nasza natura, Jiminnie. Nie chcę się przechwalać, ale trochę muszę i powiem, że zapewne inny Alfa zaciągnąłby cię na tę kanapę już na pierwszej randce, po pięciu minutach rozmowy. Albo... nawet jeszcze na tamtym evencie – powiedział, lekko rozbawiony. – Więc i tak długo wytrzymaliśmy. Iiii... na tyle szybko zadziałaliśmy, że na pewno wszystko będzie w porządku. Może poza jakimiś skutkami ubocznymi... Ale gdyby coś się działo, dzwoń, przyjadę od razu.

Pokiwałem głową i powoli zacząłem się rozluźniać.

Trafiłem na prawdziwy skarb, nie zwykłego Alfę.

– Kocham cię i chcę tylko ciebie – wyznałem cicho. – Gdybyśmy byli zupełnie zwyczajni, spotkali się gdzieś w szkole, czy po prostu przez przypadek w sklepie... byłbym gotowy założyć z tobą rodzinę od razu. Ale nie w takiej sytuacji, jak jesteśmy teraz. Obaj długo pracowaliśmy i nie możemy tego zniszczyć.

– Coś ty, pewnie byłbym strasznym nerdem. Taka piękność nigdy by na mnie nie spojrzała – uznał, rozbawiony przedstawioną przeze mnie prawdą.

– Na takiego przystojniaka? – zapytałem, szturchając nosem jego podbródek, a na jego ustach zagościł zadowolony uśmiech.

– Może przystojniaka, ale która Omega chciałaby słuchać o jakichś barionach, izospinach, negatonach i innych cudach? Dobrze, że gry mnie od tego uratowały.

Zaśmiałem się cicho.

– Ja chcę słuchać. Niewiele z tego zrozumiem, ale lubię słuchać twojego głosu.

Jeongguk znów pochylił się na tyle, by wtulić nos tuż nad moim uchem. Gdyby nie ilość neutralizatorów, pewnie znów zmieszalibyśmy mocno nasze zapachy.

– Najpiękniejsza Omega w tym kraju chce tego słuchać? Jestem ogromnym szczęściarzem – wyszeptał.

Posiedzieliśmy tak jeszcze kilka minut, aż napięcie całkowicie zeszło z mojego ciała. Jeon miał rację – po to stworzono różne metody antykoncepcji, by z nich korzystać. A ja już miałem w głowie plan udania się do prywatnej kliniki, z usług której od lat korzystała moja rodzina. Porozmawiam też z mamą, by poszła tam ze mną. Na pewno zrozumie, że chcę się dodatkowo zabezpieczyć. Choć pewnie wolałaby wnuki jak najszybciej... Ale to rozsądna kobieta, wie jak zależy mi na występowaniu.

W końcu musiałem wrócić na moje miejsce.

– Pora wracać – powiedziałem cicho i już chciałem przejść na fotel pasażera, ale Jeonggukie zaskomlał i nie puścił mnie jeszcze. Dopiero przy drugim podejściu, z jękiem niezadowolenia, uwolnił mnie i pomógł bezpiecznie przejść obok.

Usiadłem, zapiąłem pas i czekałem, by chłopak nacisnął przycisk uruchamiający silnik. Jednak jego palec ani drgnął.

– Też wolałbym z tobą zostać... ale już prawie świta – przypomniałem, widząc jak niebo za oknem robi się jaśniejsze. Czułem też zmęczenie, a wiedziałem, że nie będzie mi dane położyć się przez następne godziny.

Jeongguk jeszcze kilka razy cofnął palec i kładł go znów na panelu, ale w końcu odpalił samochód z niezadowoloną miną.

– Wysadzę cię trochę bliżej, abym mógł się upewnić, że bezpiecznie wszedłeś do budynku, Jiminnie – zapowiedział, ruszając powoli pustymi ulicami.

– Dobrze – powiedziałem cicho, z łagodnym uśmiechem.

Podobało mi się, że pomimo wszystkich problemów, jakie mu stworzyłem dzisiejszej nocy, nadal był względem mnie tak opiekuńczy.

Niestety, gdy wjechaliśmy na ulicę, przy której był wjazd na moje osiedle, zauważyłem kolejne kłopoty.

– O nie... – jęknąłem, z daleka poznając sylwetkę Namjoona hyunga, który rozglądał się po okolicy.

Czyli to jeszcze nie koniec problemów tej nocy.



Jeongguk:

Nie byłem przyzwyczajony do takich sytuacji. Nie miałem w nich również doświadczenia, nigdy nie budując z jakąkolwiek Omegą lub Betą tak bliskiej i głębokiej relacji. Bo wcześniej po prostu tego nie potrzebowałem. Ani związku, ani starania się i analizowania zachowania drugiego człowieka. To nie było łatwe, ale potrzebne i konieczne. Bo choć ojciec nigdy mnie tego nie uczył, po prostu mi rozkazując na prawo i lewo, mama owszem. Dlatego nie pozwoliłem Jiminowi opuścić samochodu. Musieliśmy to przegadać, aby zasnąć dziś ze spokojną głową. Iii... na szczęście będąc w moich ramionach, był w stanie się rozluźnić i uspokoić. Chciałem, aby wiedział, że nawet gdyby się świat walił i palił, nie zostawię go samego. Czy to z jego emocjami i mętlikiem w głowie, czy nawet z jakimś drobnym zmartwieniem. Nie mówiąc już o jakichkolwiek urazach, zwłaszcza spowodowanych przez drugiego człowieka. Bo byłem spokojny, ale na pewno nie w takich sytuacjach.

Naaaaaaaaaaaaaaaprawdę ciężko mi było odwieźć go pod dorm. Miałem ochotę porwać go do siebie i najlepiej zamknąć w pokoju już na zawsze. Potrzebowałem jego bliskości, zapachu, delikatnego głosu, uśmiechu... po prostu jego obecności. Ale mieliśmy swoje obowiązki. Swoje odrębne życia. Jimin musiał wrócić do reszty BTS i swojej roli pełnionej w zespole, kontynuując przygotowywanie solowej płyty. A ja musiałem wrócić do bycia Ianem, który według całego świata powinien skupiać się teraz na finałowym turnieju. Nasze role społeczne, jako Omega i Alfa, musiały po prostu zejść na razie na dalszy plan, bo nie mogliśmy zawieść swoich fanów i odbiorców.

Powtarzałem to sobie aż do dotarcia na odpowiednią ulicę, z widokiem na rzekę Han. To tutaj znajdowały się strzeżone osiedla, na które nie było możliwości bezproblemowego dostania się. I choć początkowo zamierzałem zatrzymać się niedaleko wejścia na teren jego bloku, aby mieć go na widoku dopóki nie wejdzie do środka budynku, widząc dobrze mi znanego Alfę, który ewidentnie rozglądał się po okolicy, trzymając telefon w ręku, musiałem wycofać się z mojej decyzji. I to szybko.

Wjechałem tyłem w pobliski wjazd na podziemny parking, chowając się tam dzięki spadkowej powierzchni i wysokim krzewom, zasadzonym przy chodniku. Musieliśmy upewnić się, że na pewno wszystko zamaskowaliśmy. Dlatego zaraz sięgnąłem do schowka, sięgając po pierwszy lepszy neutralizator.

– Więcej neutralizatorów, Jiminnie.

I choć jako człowiek uznawałem to za przesadę, bo mój Omega był przecież dorosłym mężczyzną, który potrafił o siebie zadbać, to jako Alfa rozumiałem resztę BTS. W końcu to była jedyna Omega w ich zespole. Woleli być ostrożni.

Wypsikaliśmy, wysmarowaliśmy i wykremowaliśmy wspólnie całe ciało Jimina, zużywając do tego wszystkie rodzaje neutralizatorów jakie kupiłem, wiedząc, że będą nam potrzebne na kolejnych randkach.

I dopiero kiedy mój nos upewnił się, że Jimin nie posiada jakiegokolwiek zapachu, mogłem go wypuścić. Nadal niechętnie i prosząc przy tym o długiego buziaka, ale w końcu go wypuściłem. Nie zamierzałem jednak jeszcze odjeżdżać. Trochę ryzykowałem, ale musiałem. Dla jego bezpieczeństwa.

Wysunąłem się samochodem bardziej na chodnik, aby obserwować całą sytuację. Byłem gotów wkroczyć, gdyby okazało się, że Namjoon jest na tyle zły na Jimina, by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. Bo choć mój Omega zarzekał się, że reszta BTS dobrze go traktuje, alfi instynkt różnie na nas działał. Poza tym nie znałem Namjoona osobiście. I nie do końca mu przez to ufałem...

Jimin nie miał żadnego problemu z dotarciem pod furtkę, prowadzącą na teren osiedla. A jak tylko to zrobił, a Namjoon w końcu zorientował się, że to on, o dziwo na niego nie nakrzyczał. Nawet początkowo z nim nie rozmawiał, a po prostu go przytulił.

Nie podobało mi się to przytulenie. Było za długie i za bliskie. Aż zawarczałem na to pod nosem, mając ochotę tam wyjść i ich rozdzielić.

– To jego przyjaciel. Traktuje go jak brata. Uspokój się Jeongguk – musiałem przywołać się do porządku, choć moja zaciśnięta dłoń na kierownicy, nie potrafiła się do tego dostosować... Zwłaszcza gdy po tym przytuleniu i wykonaniu przez Namjoona jakiegoś telefonu, znowu przytulił Jimina. A później odprowadził go pod blok, obejmując cały czas ramieniem.

Na to aż uniosłem brew, bo co to za „braterskie" traktowanie?! W tym momencie wyglądali jak stęskniona za sobą para, a nie BRACIA!

Moich powarkiwań nie było końca. Nawet gdy już dawno zniknęli w budynku. Nie potrafiłem jeszcze odjechać, za bardzo tym wszystkim nakręcony. A mój wewnętrzny monolog ciągle skupiał się wokół Namjoona i jego wykorzystywaniu sytuacji, bądź jakichkolwiek uczuć do Jimina. Bo kto wie, może faktycznie coś do niego czuł!

Dzięki moim próbom opanowania instynktu i pozostania jeszcze na dłuższą chwilę w tym wjeździe, mogłem zobaczyć jak kolejne sylwetki, przypominające te reszty członków BTS, wracają z różnych kierunków na to osiedle.

Musieli go szukać. Ale aż tak? Do przesady...

Jimin owszem, miał wyciszony telefon na czas naszej randki. Tak samo jak ja. Ale na pewno dał im znać, że wychodzi. Więc skąd ta panika?

Złapałem za telefon, aby zorientować się w sytuacji, pisząc do mojego Omegi:

„Wszystko w porządku?"

Liczyłem, że zaraz otrzymam na to odpowiedź, jednak... trochę się przeliczyłem. Bo minęło kilka minut. A później kilkanaście i kilkadziesiąt... Aż musiałem przejechać w inne miejsce, bo miasto powoli budziło się do życia, a ja zastawiałem wjazd na parking.

I dopiero po kolejnych długich minutach, gdy znalazłem miejsce ulicę dalej pod jakimś sklepem, Jimin w końcu mi odpisał. A ja o mało nie upuściłem telefonu, zaaferowany tą wiadomością.

„Jestem w pokoju"

W pokoju... Dopiero teraz?

„Coś się działo? Bo widziałem lekkie zamieszanie pod waszym blokiem?"

„Nic... Obawiam się tylko, że już tak łatwo nie wyjdę na nasze randki..."

„Booo??? Zabronią Ci????????!!!!!!!!!"

Aż znowu warczałem, czując jak podnosi mi się ciśnienie.

– Chyba ich popierdoliło.

„Nie puszczą mnie już samego z mieszkania w nocy, bo to zbyt niebezpieczne"

„Zbyt niebezpieczne"?! Pojebie mnie zaraz!

„Powiedz, że nie jesteś sam. Poza tym jesteś pełnoletni. Niech nie przesadzają..."

„Martwią się... Jaka jest szansa, bym im Cię przedstawił następnym razem?"

To na pewno rozwiązałoby ten problem... I uświadomiło ich o drugim. Czyli moim umaszczeniu... Ech...

Ale... czy mamy jakieś inne wyjście z tej sytuacji? Na odległość nic nie zdziałam. Muszę ich poznać osobiście.

„Chyba... tak musimy zrobić"

„Kocham Cię. Spokojnego poranka"

Uśmiechnąłem się, od razu nieco wyciszając. A mój wzrok aż powędrował na otaczające mnie ulice i budynki, które faktycznie nie były już pogrążone w ciemności. I to od dobrej godziny, bądź dwóch.

Ojciec już pewnie wstał. Albo niedługo to zrobi... No trudno... Czeka mnie jeszcze zadyma w domu...

„Ja Ciebie też. Śpij dobrze, Jiminnie <3"

Zanim jednak udałem się do domu, musiałem jeszcze załatwić parę spraw. W końcu obiecałem Jiminowi wysłać mu wszystkie prezenty. A wnętrze mojego samochodu zbyt intensywnie pachniało moim Omegą, po naszym pierwszym zbliżeniu. Musiałem też dokupić neutralizatory i przewertować półki sklepowe, w poszukiwaniu lepszych prezerwatyw. Abyśmy nie mieli już przykrych niespodzianek. I dopiero gdy wszystko to ogarnąłem, skierowałem się do domu.

Tak jak się spodziewałem, ojciec już był na nogach. W dodatku przekładał jakieś rzeczy do swojego Rolls Royce'a, więc na pewno nie uniknę rozmowy.

Impreza. Znajomi. Albo coś z teamem? Nieee, bo nie wytłumaczę użycia neutralizatorów.

Impreza i znajomi. Trzymam się tej wersji.

Już przy parkowaniu tyłem, zauważyłem w bocznym lusterku jego minę. Wyglądał na spokojnego, ale jego wzrok mówił wszystko.

Zamorduje mnie dzisiaj? Czy oszczędzi do jutra?

Zebrałem swoje rzeczy, upewniając się, że niczego nie zostawiłem, aby nie musieć tu wracać. A jak tylko opuściłem samochód, zaraz usłyszałem pierwsze pytanie:

– Gdzie byłeś całą noc?

Stoicki spokój. W końcu jestem niewinny i nic nie zrobiłem.

– U znajomych – wyjaśniłem, kierując się już pod panel z haczykami na wszystkie kluczki od samochodów. Dziś miałem ochotę ich tu nie zostawiać, bo ojciec może specjalnie zacząć węszyć w Range Roverze... Ale to byłoby zbyt podejrzane.

– Po co używałeś neutralizatorów?

Jak zwykle wszystko wyczuje...

Ale na szczęście na to też się przygotowałem, rzucając zaraz:

– Bo palili.

Kupi to?

Złapałem już za klamkę, chcąc wejść do domu, ale ojciec zatrzymał mnie kolejnym pytaniem, nie kończąc tego przesłuchania:

– A ty oczywiście nie? – warknął.

Miałem ochotę westchnąć i uświadomić go, że nie jestem już dzieckiem i mogę robić co chcę. Ale przez to jego warknięcie, instynkt podsunął mi nawet gorszą odpowiedź:

– Może paliłem.

Grabię sobie. Ale... mam to gdzieś.

Jeśli jeszcze raz zobaczę, że wracasz po północy, to będę cię zamykał w pokoju. I stracisz wszystkie przywileje w tym domu – wypalił, na co miałem ochotę prychnąć.

Przywileje? Jedzenie i dach nad głową? Coś mi w ogóle kupujesz, sponsorujesz? Bo od jakichś dwóch lat głównie sam się utrzymuję, jakbyś nie zauważył?

Ugryzłem się jednak w język, nie mając ochoty wdawać się z nim w dyskusję. Nie o tej porze. I nie kiedy mamy nie było w pobliżu. Bo znając jego temperament byłby w stanie nawet mnie uderzyć.

– Może jeszcze mnie skuj, panie policjancie, żebym nie miał szans na ucieczkę – mruknąłem jedynie, pociągając już za klamkę i wchodząc do domu.

– Nie myśl sobie, że to koniec rozmowy! – krzyknął za mną wściekły, ale już go zignorowałem, nic więcej nie dodając.

Stawianie się mu nie było łatwe. Bo nigdy wcześniej tego nie robiłem, zwłaszcza bez matki w pobliżu. Ale moje ugodowe podejście do tej rodziny dziś się skończyło. Musiałem zacząć stawiać na pierwszym miejscu siebie i Jimina. Więc nawet jeżeli ojciec postanowi mnie wyrzucić z domu, to nawet lepiej, bo znajdę jakieś mieszkanie w centrum i będę mógł spędzać więcej czasu z moim ukochanym.

Może tak powinienem zrobić? Wtedy nie musielibyśmy każdej randki ograniczać do mojego samochodu...

Ale na takie decyzje byłem zbyt zmęczony, na razie po prostu biorąc prysznic i kładąc się spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top