11 - Dressage

4616 słów

To lecimy z dramatami :)))

~~~~~~~~~~~


Jimin:

Ta randka zapowiadała się niesamowicie. Dostałem pyszne jedzonko, górę przepięknych prezentów, masę czułości i jeszcze całkowicie swobodnie planowaliśmy przyszłość. FAN–TA–STYCZ–NIE!!!

Jeongguk włączył na Spotify moją piosenkę, więc dołączyłem do śpiewania. Mój głos nie był podkręcany na nagraniach, więc nie wstydziłem się śpiewać w takich sytuacjach. Specjalnie przełożyłem jego dłoń na moje udo, by przy moim killer parcie choreografii, przejechać dłonią po torsie i brzuchu, zatrzymując się na tej jego. Czułem, jak powietrze wypełnia się zapachem pełnym podniecenia, a jego dłoń, która z początku ścisnęła moją nogę, teraz zaczęła nieco drżeć. Nie chciałem go już drażnić, dlatego zacząłem bawić się jego palcami. Ale cieszyłem się, że tak go kręcę, nawet takimi prostymi zagraniami.

Po mojej piosence, zaczęliśmy rozmawiać o moich ćwiczeniach, przygotowaniach do gal i innych rzeczach, które wypełniały naszą codzienność w ostatnich tygodniach. Dzień był podobny do dnia, więc ta randka była miłym odejściem od rutyny.

Przez rozmowę nie zauważyłem, kiedy za oknem krajobraz zmienił się na bardziej leśny. Zorientowałem się dopiero, gdy Jeongguk wziął do ręki jakiś pilot i otworzył bramę, która zagradzała nam dalszą drogę.

Zaskoczony przyglądałem się otoczeniu, a mój ukochany uchylił nieco okno i niuchał uważnie. Nie do końca rozumiałem w jakim celu, ale ufałem mu, że to dla naszego bezpieczeństwa.

– W sumie o tej godzinie to na sto procent nikogo nie będzie – powiedział nagle, choć chyba bardziej do siebie.

– A gdzie właściwie jedziemy? – zapytałem niepewnie.

– Do koników. Jeździłeś kiedyś? – dopytał zainteresowany, parkując na wyłożonym kostką placu.

O nie. O nie. O NIE.

– Och, tylko raz, w jednym z programów – powiedziałem nieco niepewnie, od razu mocno się spinając.

Jednak ta randka nie jest już taka „fantastyczna". Spadła do rangi „fajnej".

– Nie lubisz? Boisz się? – zapytał.

– Troszkę – przyznałem. – To dość spore zwierzęta...

Młodszy od razu przysunął się bliżej i objął mnie w pasie, patrząc głęboko w oczy.

– Spore, ale inteligentne. Nic ci nie zrobią. Najpierw pojeździmy razem. Na moim koniu. Na pewno będzie bezpiecznie – zapewnił, dając mi całusa.

Starałem się pokiwać głową, choć w ogóle nie czułem się uspokojony.

Jeongguk wysiadł jako pierwszy, a ja potrzebowałem jeszcze głębszego oddechu, by zebrać siły na wyjście.

Nic złego się nie stanie. Nic złego. To tylko koń, nad którym Jeongguk będzie panował.

Chuj tam, nie panował. Kopnie mnie i umrę przez rozbitą czaszkę. Albo jeszcze gorzej – sparaliżuje mnie i będę jeździł na wózku. Nigdy już nie zatańczę po tej randce, tak to się skończy! A niech mnie spróbuje porzucić po tym jak zostanę przez niego warzywem! Będzie mnie do końca życia podcierał!

Nim wykląłem na czym świat stoi, mój Alfa podszedł do drzwi i otworzył je, podając mi rękę.

Ruszyliśmy razem w stronę kolejnej, dość masywnej bramy, która zabezpieczona była hasłem i odciskiem palca.

Ja wiem, że konie są drogie, ale czy te są ze złota, czy o cholerę chodzi???

Po przekroczeniu wejścia rozpościerał się przed nami spory teren do jazdy, dość różnorodny – było widać zarówno gładki tor, jak i małe pagórki. W środku dnia musiało tu być przepięknie, ale teraz czułem się trochę jak w horrorze...

TO NIE SĄ MOJE KLIMATY! RATUNKU!

Skierowaliśmy nasze kroki w stronę kilku zadbanych budynków, w których zapewne znajdowały się te piekielne, niebezpieczne stworzenia.

Przed wejściem młodszy zatrzymał mnie.

– Poczekasz tutaj? Wyprowadzę Moonlighta na zewnątrz. Będzie bezpieczniej jeśli chodzi o zapach.

Jeongguk wszedł do środka sam, znów podając jakiś kod na panelu. To był moment, w którym zacząłem rozważać ucieczkę, ale mógłbym nie pokonać bramy przez ten odcisk palca (bo hasło oczywiście podejrzałem).

A może po prostu udam, że mdleję? Może nie będę musiał wtedy zbliżać się do tego... O. M. G. Umrę.

Młodszy wyprowadził osiodłanego, wielkiego, czarnego konia, z białymi skarpetami i pyskiem. Biła od niego gracja, ale bardziej skupiałem się na sporej masie i sile, jakie ma to zwierze.

To koniec. Zaraz się spłoszy i mnie staranuje.

Aż cofnąłem się o krok, gdy Jeongguk skierował stworzenie w moją stronę, mówiąc coś do niego cicho.

– Moonlight, poznaj mojego Omegę – Park Jimina. Śliczny, prawda? – zapytał i podrapał konia, na co zwierzak poruszał głową, jakby mu przytakiwał. – Jiminnie, poznaj Moonlighta – dodał, wyciągając w moją stronę dłoń. – Daj rękę.

Ani na sekundę nie spuszczałem konia z oczu, czując, że drżę cały ze strachu. Mimo tego Hybe, a wcześniej Big Hit nauczyli mnie, że choćbym bardzo nie chciał czegoś robić, to dla dobra programu i rozrywki naszych fanów, muszę ignorować wszelkie oznaki mojego ciała i umysłu, które w tym momencie kazały mi spieprzać gdzie pieprz rośnie.

– Pogłaskaj go, Jiminnie. I nie bój się, to spokojny konik – powiedział Jeongguk, kładąc moją dłoń na pysku.

ODGRYZIE MI RĘKĘ! POMYŚLI, ŻE TO MARCHEWKI!

– Boję się koni, bo jeden jego gwałtowny ruch, a mogę już nigdy nie zatańczyć – powiedziałem cicho, mając nadzieję, że młodszy się zlituje i pozwoli mi uciec. Czcze nadzieje...

– Nie skrzywdzi cię, jeżeli ty nie będziesz chciał go skrzywdzić. To niegroźne zwierzęta – zapewnił i położył całą dłoń na mojej, bym pogłaskał stworzenie z większą pewnością. A koń w ramach pierwszego ataku szturchnął mnie pyskiem, przez co zamarłem z przerażenia.

To pewnie ostrzeżenie, że mam się odsunąć, bo mnie rozgniecie!

– Lubi cię – uznał radośnie Jeongguk, najwyraźniej w ogóle nieświadomy mojego przerażenia. – I pewnie chce coś podjeść za tę pobudkę – dodał, wyjmując z kieszeni wielką marchew. Przełamał ją na pół i wyciągnął w moją stronę.

Czy to jest znęcanie się? Czy ja coś źle zrobiłem, że postanowił mnie tak torturować? Już ja mu się odegram za tę noc.

– Może ty go nakarm. Proszę... – powiedziałem, szybko przechodząc za niego, bo coraz bardziej stresowała mnie cała ta sytuacja.

Chłopak nic na to nie powiedział i zajął się karmieniem zwierzęcia. Patrzyłem zza ramienia młodszego, jak koń zaczyna machać głową nieco mocniej.

– No już, już, bo mi straszysz Jimina – powiedział Jeongguk, głaszcząc go po szyi, by się uspokoił. – Przyniosę nam ochraniacze. Rozmiar kasku?

– Eeee... nie mam pojęcia – prawie pisnąłem.

MAM ZOSTAĆ SAM Z TYM GIGANTEM?!

Jeongguk ułożył palce w kształt telefonu i przyłożył do ucha.

– Manager Park Jimina? Jaki rozmiar kasku nosi Jimin? – zapytał rozbawiony. – Zaraz przyniosę te z mniejszych – zapewnił i przywiązał Moonlighta do jakiegoś uchwytu wystającego ze ściany budynku.

Odległość między mną a zwierzęciem nieco się zwiększyła, co pozwoliło mi zebrać myśli.

Hobi hyung dał radę z wężami. Seokjin hyung jakoś przetrwał spotkanie z płaszczką. Więc ja muszę sobie poradzić z koniem. Jakoś muszę...

Przyglądałem się stworzeniu i gdybym miał okazję oglądać go z odległości co najmniej kilkudziesięciu metrów, i najlepiej zza solidnego murku, pewnie czułbym się lepiej i był w stanie docenić jego piękno. Ale nie w momencie, gdy zastanawiałem się, ile siły musiałby użyć, by rozłupać mi czaszkę kopytem.

Jeongguk wrócił niedługo później, niosąc ochraniacze i kas, które później będzie musiał odpowiednio oczyścić z mojego zapachu. Podał mi je z uśmiechem, pomagając odpowiednio założyć.

– Ale jedziesz ze mną – upewniłem się, gdy byliśmy już ubrani w potrzebne zabezpieczenia.

– Moonlight mówi, że chce jechać tylko z tobą, więc nie wiem – powiedział, choć to naprawdę nie był dla mnie moment na droczenie się.

Patrzyłem z boku, jak poprawia wszystkie wiązania przy siodle, i wtedy wpadł mi do głowy pomysł na inną taktykę.

Może jeśli go odpowiednio nakieruję, szybko zakończymy tę przeklętą zabawę.

– Wolałbym jeździć na innym koniu, ale mój Alfa jeszcze nie jest chyba gotowy na takie zabawy – powiedziałem spokojnie, opierając dłoń na biodrze.

Jeongguk od razu zamarł, a po chwili odwrócił się do mnie. Nawet w tę dość ciemną noc, oświetloną jedynie pełnią księżyca, byłem w stanie zauważyć, że jego spojrzenie zrobiło się znacznie ciemniejsze.

– Nie będę już tak żartował – dodałem z nieco cwanym uśmiechem.

– Robisz to od... jakichś trzydziestu minut, więc raczej w to nie wierzę – powiedział, biorąc głęboki wdech i wydech, po czym zabrał się za odwiązanie Moonlighta. – Chodź, Jiminnie, pomogę ci wejść.

– Bo to nie są żarty – sprecyzowałem, gdy pokazał mi, gdzie włożyć nogę, by łatwiej podciągnąć się na siodło.

UMRĘ TU. ZARAZ MNIE ZRZUCI.

Jednak koń stał spokojnie, czekając, aż Jeongguk dołączy do mnie. A kiedy usiadł tuż za mną, poczułem na moich pośladkach coś bardzo twardego.

Plan działa. Trzeba to kontynuować, bo naprawdę nie mam ochoty na tę jazdę, a chętnie oddam się innym rozrywkom.



Jeongguk:

Mój plan co do tej randki był trochę inny. A przynajmniej założyłem, że Jimin ucieszy się z możliwości jazdy konnej. W końcu większość ludzi z seulskich elit uwielbiała to robić. A moja rodzina nie była wyjątkiem. Stworzyli to miejsce właśnie w celach hobbystycznych. I zarówno rodzice i Saya, jak i ciocia i wujek od strony mamy, przyjeżdżali tu w miarę regularnie, aby oderwać się od codziennego pędu i rodzinnych, bądź firmowych problemów. A ja odnalazłem w tym ucieczkę od ciągłego ślęczenia przed komputerem, mogąc się tutaj wyciszyć i nacieszyć naturą. Żałowałem tylko, że nie możemy tu przyjechać w dzień, bo w nocy, nawet pomimo niewielkich lamp na całym terenie i mocno świecącego księżyca, nie byliśmy w stanie ujrzeć prawdziwego piękna tego miejsca. Jednak w dzień pracowali tu ludzie, opiekując się wszystkimi końmi. I nie sądziłem, aby informacja o moim pojawieniu się tu z Park Jiminem nie dotarła wtedy do mojego ojca. Ba, możliwe że nawet do prasy. Dlatego wolałem nie ryzykować.

Mój Omega niestety bał się tych zwierząt. I choć z początku chciałem się z tego wycofać, proponując mu powrót do samochodu, wolałem, aby chociaż spróbował i przekonał się do tych cudownych stworzeń. Bo wszystko czym się ze mną podzielił odnośnie swojego strachu, to były mity lub urojenia, a nie fakty. Tak jak wspominałem – konie to inteligentne, ale i delikatne zwierzęta. Po prostu trzeba mieć do nich odpowiednie podejście.

Nie namawiałem go na oddzielną jazdę. Choć właśnie taki scenariusz miałem w głowie, planując dzisiejszą randkę. Zamiast tego wsiedliśmy razem na Moonlighta, a Jimin mógł poczuć co mi wyczynia od dobrej godziny...

Obawiałem się, że wystarczy kilka mimowolnych otarć i mógłbym dojść, przemaczając całe majtki i spodnie, dlatego na poziomie mojego krocza, a jego pośladków, utrzymywałem niewielki dystans.

Nie pozwoliłem, aby moje myśli krążyły wokół mojego stanu i podniecenia. Wolałem skupić się na jeździe, ustawiając nas tak, aby było bezpiecznie i wygodnie.

– Jiminnie, rozluźnij się. Może znów rzuć jakimś żartem? – zaproponowałem, widząc jak blondyn chwyta mocno siodło. Tym razem to ja byłem nieco bezwzględny, drocząc się z nim trochę za to ciągłe podniecanie mnie. Musnąłem przy tym jego kark nosem, uważając oczywiście na kask. I dopiero po tym wydałem Moonlightowi jako takie polecenie:

– Jedziemy.

Ruszyłem przy tym lejcami, aby Moonlight zrozumiał o co mi chodzi, dzięki czemu ruszyliśmy. Na razie spokojnie.

– Będę nim sterował głównie rękami i nogami, więc postaraj się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Dobrze, Jiminnie? – poprosiłem, wprowadzając go wstępnie w naszą małą przejażdżkę. – Nasze konie są uczone właśnie takich dotykowych poleceń – dodałem, a żeby to podkreślić, przełożyłem lejce do jednej dłoni, drugą postanawiając przejechać po udzie Jimina. Chłopak jednak był chyba tak spanikowany, że w ogóle na to nie zareagował.

Ach, mogłem go tu jednak nie zabierać...

Nie przerywałem na razie jazdy, pozwalając Moonlightowi powędrować na całkiem sporą łąkę. Stępowaliśmy w ciszy, aby nie płoszyć Jimina jeszcze bardziej. Chciałem, aby do tego przywyknął i zauważył, że nie ma się czego bać.

Ale minuty mijały. Zdążyliśmy już nawet wejść w niewielką mgłę, nadającą tej nocnej jeździe cudownego klimatu, jednak Jimin nadal milczał.

– Coś mi moja kochana Omega ucichła? – zauważyłem w końcu, nieco rozbawiony, a moje usta odważyły się przenieść na jego szyję, delikatnie ją muskając. Jednak... znowu nic. Żadnej większej reakcji. Ale nic dziwnego, skoro strach non stop nie znikał z zapachu Jimina.

– Podziwiam widoki – stwierdził, znajdując jako takie wytłumaczenie. Postanowiłem to kupić, nie drążąc tematu. Zwłaszcza że jego ręce przeniosły się na moje nadgarstki, chyba szukając lepszej stabilizacji, zapewniającej Jiminowi większe bezpieczeństwo.

Mimo wszystko starałem się cieszyć tą miłą dla mnie chwilą, wtulając bardziej w jego plecy. Zwłaszcza gdy w spodniach w końcu przestało mnie uwierać.

– Wiesz... Tym właśnie chcę się zajmować na mojej gamerskiej emeryturze – zdradziłem, w końcu poruszając ten temat. Bo właśnie to była moja alternatywa na te „stare lata", czyli okres od trzydziestego roku życia w górę. Nie sądziłem, abym dalej streamował. To było fajne i opłacalne zajęcie na te młodzieńcze lata, ale później wiem, że będzie dość nużące i monotonne. Zwłaszcza z LOL–em.

– Jazdą konną? – dopytał od razu Jiminnie, a ja chętnie rozwinąłem ten temat:

– Tak. Może jakimiś zawodami, szkoleniami lub nauką. To fajne, spokojne zajęcie. I przede wszystkim głównie na łonie natury.

– Czyli zamieszkamy w uroczym domu w lesie, w pobliżu mając stadninę – podzielił się ze mną kolejnym swoim pomysłem, a mnie znów na chwilę zamurowało.

– Tak, tak, tak, tak. Byłoby idealnie – wymruczałem szczęśliwy w jego kark, dając mu tam całusa. Choć znów starałem się być przy tym ostrożny, pamiętając jak bardzo to miejsce jest wrażliwe u Omeg. I gdybym tylko je przygryzł, Jimin na dłuższą chwilę byłby nieco sparaliżowany. A już wystarczyło, że obecnie ściska mocno moje ręce, ani na chwilę ich nie puszczając.

– Porozmawiamy o tym jeszcze – stwierdził po mojej radosnej ekscytacji.

– Tak. Czas trochę pojeździć – zauważyłem, bo to powolne tempo było męczące i dla mnie, i dla Moonlighta. Oczywiście nie zamierzałem szarżować. Po prostu zamiast stępować, zaczęliśmy... stępować odrobinę szybciej. To nadal nie był kłus, bo do takiego typu jazdy musiałbym pouczyć Jimina współpracy z Moonlightem. A przez jego strach nie wchodziło to w grę.

Przynajmniej dopóki po kilku minutach takiej jazdy nie zacząłem czuć jak z zapachu Jimina powoli zanika strach, a jego ręce, mocno zaciskające się na moich nadgarstkach, nieco się rozluźniają. Chyba... zaczął się przyzwyczajać. A może nawet polubił tę czynność. Dlatego na kolejnym zakręcie, gdy dostępowaliśmy do ogrodzenia, zaproponowałem lekkie przyspieszenie.

Niestety zaraz spotkało się to z szybkim pokręceniem głową i komentarzem:

– Może następnym razem?

Hmmmmmmmmmmmmmm?

„Następnym razem"?

– Myślałem, że już nigdy nie będziesz chciał tu wrócić – zauważyłem rozbawiony, nie spodziewając się takiej propozycji. Bo zakładałem już, że to jednorazowy wypad, który przez strach Jimina nigdy się nie powtórzy.

– Chcę spędzać z tobą czas. A skoro to sprawia ci radość, to chcę tu wracać – wyjaśnił, naprawdę mnie tym uszczęśliwiając.

Znów wycałowałem jego kark, tym razem traktując go toną buziaków. I w duchu liczyłem, że może z czasem chętnie przesiądzie się na Sunrise, którą myślałem, że już dzisiaj wyprowadzimy na mały spacer. Ale na razie nie wchodziło to w grę.

– Może zrobimy sobie jakieś zdjęcia? – zaproponowałem po wycałowaniu i wymizianiu już jego karku. A kiedy Jimin chętnie na to przystał, zatrzymałem już całkowicie Moonlighta.

Krajobraz i ta okolica sprzyjała dobrym zdjęciom. Nawet w nocy. Czego Saya zdążyła mnie już nauczyć przy każdej wizycie w naszej stadninie. Stąd też wiedziałem jakich opcji użyć, aby zdjęcia wyszły ładnie, nie ograniczając się do trybu nocnego, który niewiele dawał.

Lekka sesja przy Moonlightcie, przy ogrodzeniu, na trawie, kilka uroczych selek i byliśmy usatysfakcjonowani.

– Chcesz już wracać? Do samochodu oczywiście, nie do domu – podkreśliłem, usuwając jeszcze rozmazane zdjęcia i przyglądając się jednej z selek, na której Jiminnie wyszedł przeuroczo, bo jego policzki były nieco skrępowane przez kask, uwydatniając je.

– Tak. To chyba dla mnie za dużo emocji jak na jeden raz – przyznał, a ja postarałem się szybko dokończyć te selekcje, zaraz chowając telefon z powrotem do kieszeni.

Załadowaliśmy się już na Moonlighta, powracając do stadniny takim samym, powolnym tempem. Musiałem postarać się, aby zneutralizować nasz zapach. Zarówno z ochraniaczy i kasków, jak i Moonlighta. A także wstąpić do pomieszczenia z monitoringiem, aby usunąć wszystkie zapisy z ostatniej godziny. I dopiero kiedy w stu procentach byłem pewien, że wszystko jest w porządku, przybiegłem z powrotem do Jimina, od razu go obejmując.

– Dziękuję. Że mimo wszystko się na to zgodziłeś.

Blondyn chętnie się we mnie wtulił, a po ruchach i ogólnym braku jakiegokolwiek napięcia jego ciała, wiedziałem, że czuje się już w pełni komfortowo.

– Dla mojego Alfy wszystko.

Chwilę pobrodziłem nosem w jego włosach, dając mu tam całusy.

– To... co z tą jazdą na innych koniach? – rzuciłem, tym razem mówiąc to już... chyba na poważnie. Obniżyłem się przy tym nieco, biorąc Jimina na ręce i ruszając w stronę bramy. I nie spodziewałem się, że choć starszy objął mnie za szyję, zaraz postanowił to skomentować:

– Jeongguk, nie lubię być noszony... Proszę, postaw mnie.

Nie był z tym nachalny lub rozkazujący, po prostu chyba wolał chodzić ze mną za rękę, nie lubiąc takiego „księżniczkowego" traktowania. Oczywiście zamierzałem to uszanować, grzecznie go odstawiając. Jimin to jednak wykorzystał, aby przy moim pochylaniu zbliżyć się do mojego ucha i wyszeptać:

– Nie wiem jeszcze czy jestem dobrym jeźdźcem, ale będę ćwiczył.

Pobudziło to moją wyobraźnię, bo właśnie do tego zmierzałem, skoro kierowaliśmy się do samochodu. Aleeeee... tym razem to ja postanowiłem się podroczyć, udając, że nie wyłapałem tej dwuznaczności:

– Dobrze, kupię ci elektryczne siodło – rzuciłem, jak gdyby nigdy nic, łapiąc już jego dłoń i kierując się do pierwszej bramy.

Jimin początkowo się na to roześmiał, uderzając mnie w ramię. Zapewne za to „niezrozumienie" tematu i kierunku, w jakim zmierzała nasza rozmowa.

– Na tobie nie mogę ćwiczyć? – zapytał, ale nadal się nie dawałem, marszcząc lekko brwi i udając niewiniątko:

– Jazdę konno? – Popatrzyłem na niego zdezorientowany, zapewne igrając teraz z ogniem...

– Mam ci zaprezentować? – Uniósł na to brew, a mi powoli brakowało już silnej woli na takie rozmowy.

Wykorzystałem dojście do bramy, idąc ją najpierw otworzyć, a kiedy przeszliśmy na drugą stronę, zamknąć kodem, chcąc trochę opanować emocje. Ale czy w ogóle byłem w stanie? Kiedy zaraz znajdziemy się znów sami w samochodzie?

– Jiminnie... nie pobudzaj znowu mojej wyobraźni – poprosiłem tylko, spokojnym tonem, choć w moim umyśle znów pojawiły się niebezpieczne obrazy.

Czułem to, kiedy złapałem go znów za rękę, chcąc zaprowadzić pod drzwi od strony pasażera. Ekscytację, podniecenie i ogromne napięcie. Z mojej i jego strony.

To były tylko niewinne flirty... A przynajmniej miały być...

Otworzyłem mu drzwi, czekając aż wsiądzie. Wymieniliśmy się spojrzeniami, w których kryło się... naprawdę wiele uczuć.

„Pragnę cię". „Pragnę tego". „Tu i teraz".

Dlatego po ich zamknięciu i skierowaniu na stronę kierowcy, nie wiedziałem co zastanę po zajęciu mojego miejsca.

Wstrzymałem oddech, wsiadając do środka. Nie odważyłem się spojrzeć w jego stronę, choć widziałem, że on na mnie patrzy. Pachniał... przesłodko. Łatwo zdradzając mi swoje myśli i emocje.

Co teraz nastąpi?

Skierowałem palec na przycisk odpalający samochód, ale jeszcze go nie klikałem. Bo Jimin skutecznie mnie przed tym powstrzymał, nagle rzucając:

– Masz gumki?

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Zawiesiłem się, nadal nie potrafiąc wypuścić powietrza z płuc.

ZWYKŁE PYTANIE, JK!

MASZ?!

MAMY?!

SĄ TU?!?!?!?!?

I JAK TAK, TO GDZIE?!?!!?

Postarałem się przywołać myślami wszystkie miejsca, w które zazwyczaj wkładałem takie rzeczy. Tutaj nigdy ich nie używałem, ale odkąd zacząłem spotykać się z Jiminem, pewnego dnia będąc na mieście, zakupiłem kilka sztuk, wkładając je do środkowego panelu.

– Mam – przyznałem, na całkowitym wydechu, bo w końcu pozwoliłem sobie na wypuszczenie powietrza z płuc.

Ale co to oznaczało? Czy teraz przeniesie się na mój fotel? A może to ja powinienem przenieść go na siebie? Jestem w ogóle w stanie to zrobić? Czy po prostu rzucę się na niego, poddając instynktowi, nie mogąc już wytrzymać tego napięcia?

– To przełóżmy rzeczy do bagażnika i chodźmy ich użyć na tylnej kanapie – zadecydował, mając to już chyba wstępnie rozplanowane. A mi nie pozostało nic innego jak natychmiastowe zebranie się w sobie i przejście do działania, bo miałem ogromną ochotę poczuć go na sobie. Na sobie, przy sobie, po prostu jak najbliżej siebie, pragnąc aby nasze zapachy wymieszały się ze sobą, abyśmy w końcu pokazali jak bardzo się kochamy.



Jimin:

Jednak ta cała jazda konna nie była aż tak przerażająca. W ramionach Jeongguka czułem się nieco pewniej. Choć jak na pierwszy raz stanowczo mi wystarczyło. Mimo wszystko będę potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do tych niebezpiecznych stworzeń, ale skoro to sprawiało radość mojemu Alfie, byłem w stanie zacisnąć zęby.

Będziemy jednak musieli przedyskutować kwestię jego emerytury – nie czułem się stworzony do życia w chatce w lesie, przy stadninie. Będzie mógł na co dzień jeździć za miasto, a na wakacje zamieszkamy w domku letniskowym, jednak większość życia wolałbym pozostać w mieście. Ale do tego jeszcze długa droga przed nami.

Na razie ekscytowałem się możliwością spełnienia mojego pragnienia w postaci zbliżenia z Jeonggukiem. Wolałbym co prawda, by odbyło się to w jakichś bardziej komfortowych warunkach – jeśli nie w pokoju któregoś z nas, to chociaż w hotelu, na wygodnym łóżku, ale nawet na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Musiał nam wystarczyć ten samochód, a to i tak była dobra opcja, bo teraz, gdy będziemy jeździć na randki, zawsze będzie nam towarzyszyła ta aura z dzisiejszej nocy.

Po przekonaniu się, że obaj tego pragniemy, przeszliśmy do działania. Nie była to aż tak spontaniczna akcja, bym rzucał się na niego i rozszarpał mu spodnie, tylko zaczęliśmy spokojnie od przełożenia z tylnej kanapy wszystkich rzeczy do bagażnika. Następnie zostawiliśmy kurtki na przednich siedzeniach, by w końcu zająć miejsce na tyle. Obaj byliśmy lekko zarumienieni, patrząc sobie w oczy.

Powoli zdjąłem okulary młodszego, które wylądowały ostrożnie na siedzeniu kierowcy, a następnie przesunąłem się tak, by usiąść na nim okrakiem. Oczywiście od razu postarałem się, bym mógł czuć jego krocze, które ponownie robiło się twarde.

Achhhhh, jaki wielki...

Ledwo zająłem miejsce, a młodszy już położył swoje silne dłonie na moich bokach, uniemożliwiając mi ruszenie się. Jego zapach zaczął mnie przytłaczać, atakując z każdej strony, przez co czułem się oszołomiony.

Te wielkie, męskie dłonie wsunęły się pod moją koszulkę, dotykając pleców, a usta znaczyły szyję pocałunkami. Było mi tak przyjemnie, że dopiero po chwili zorientowałem się, że Jeon zaczął lekko przygryzać moją skórę, na co musiałem zareagować:

– Nie zostawiaj śladów, Jeongguk – wyjęczałem, poruszając się na nim nieco niecierpliwie. – Jestem cały twój, Alfo. Pokaż mi, jak bardzo mnie pragniesz.

Chłopak spełnił moją prośbę, wycofując zęby z zabawy, ale nadal zostawiał mokre ścieżki na szyi.

– Tak, jesteś mój. Cały mój – zamruczał, przesuwając dłonie na moje pośladki. Wydawały się tam idealnie pasować. – Za dużo ubrań – dodał i złapał za dół mojej bluzy, podciągając ją do góry.

Pozwoliłem mu na to, tak samo, jak na pozbycie się także mojej koszulki, która tylko przeszkadzała. Co prawda nie był to pierwszy raz, gdy pokazywałem moje ciało, jednak ten pożądliwy wzrok, ciemne spojrzenie, które pragnęło mnie oglądać przez resztę życia, sprawiło, że czułem się po stokroć piękniejszy.

Od razu pomogłem mu z pozbyciem się także jego ubrań, które dołączyły do moich, rzuconych na siedzenia.

– Jesteś piękny – wyszeptał i uniósł mnie nieco, by dostać się ustami do mojego sutka, na co od razu zapiszczałem, po raz pierwszy zdając sobie sprawę, jak wrażliwe jest to miejsce na ciele. – Ale... masz na sobie za mało mojego zapachu – warknął nieco, sunąc nosem po torsie, zahaczając co chwilę o sutki.

Wplotłem palce w jego włosy, by na razie ani myślał uciekać z tymi pieszczotami.

– Chcę tylko ciebie, Alfo – wysapałem, poruszając miarowo biodrami, by drażnić jego krocze.

To jednak było za mało. Pragnąłem, by dał mi więcej bliskości, bo pomimo całej przyjemności i mojej chęci zbliżenia, czułem nieco niepokoju, związanego z faktem, że był to mój pierwszy raz. Dlatego potrzebowałem nieco ukojenia.

– Pocałuj mnie... proszę.

Młodszy natychmiast oderwał się od męczenia lewego sutka i pocałował mnie, głęboko, jak jeszcze nigdy wcześniej. Miałem wrażenie, jakby jego język chciał spenetrować moje gardło i, cholera, niesamowicie mi się to podobało.

Może to chwila nieuwagi, może za duże zaangażowanie w pieszczotę, bo nagle zorientowałem się, że leżę już na plecach, a Jeongguk pozbywa się ze mnie spodni, razem z bielizną.

Wyciągnąłem przed siebie ręce, by móc dotykać tego gorącego, nieco umięśnionego ciała, wiszącego teraz nade mną, którego właściciel wydawał masę przyjemnych dźwięków, to mrucząc, to lekko warcząc z zadowolenia.

– Gumka, Jeongguk – przypomniałem, resztkami zdrowego rozsądku, bo moja wewnętrzna Omega już piszczała z radośni na perspektywę wypełnienia mnie, nie tylko jego penisem, ale także nasieniem, dzięki któremu mógłbym zajść w ciążę i urodzić dziecko. Ale to naprawdę ostatnia rzecz, której w tej chwili potrzebowaliśmy.

Jeongguk wrócił do pocałunku, jednak jedną ręką sięgnął do panelu z przodu auta, by wygrzebać stamtąd paczkę z prezerwatywami. Gdy w końcu miał je w ręce, wyprostował się nieco.

Obserwowałem, jak ze zmarszczonymi brwiami, trochę już spocony z ekscytacji, dobiera się do opakowania, po czym ostrożnie wyjmuje prezerwatywę.

Dumny z siebie spojrzał na mnie i przez chwilę miałem ochotę się zaśmiać, ale nie chciałem psuć tej chwili, dlatego cierpliwie czekałem, by wyjął...

O kurde, on się z koniem na penisy zamienił? Przecież to jest GIGANTYCZNE.

Patrzyłem nieco zaskoczony i potwornie podekscytowany, jak chłopak zakłada gumkę.

– Zmieścisz go, moja kochana Omego? – zapytał, widząc mój lekki szok.

– Zobaczymy. Tylko proszę, uważaj. To mój pierwszy raz – poprosiłem, choć byłem pewny, że zaopiekuje się mną odpowiednio. W końcu to mój Alfa, z którym spędzę resztę życia.

Jeongguk patrzył jeszcze na mnie przez chwilę, więc oblizałem lubieżnie wargi (a przynajmniej miałem nadzieję, że tak to wyglądało), by zachęcić go do działania. I poskutkowało, gdyż rozłożył nieco szerzej moje nogi i powoli zaczął wbijać się w moje czekające na niego wejście.

– W porządku? – zapytał, gdy sama główka była już we mnie, na co westchnąłem przeciągle.

– Daj mi go całego. Tylko powoli – poprosiłem, kładąc moją dłoń na jego, która opierała się przy moim boku. Ścisnąłem ją delikatnie i czekałem, aż kolejne dwa centymetry we mnie wejdą.

– Jesteś taki ciasny – wyszeptał prosto do mojego ucha, by był już chyba w połowie drogi.

Jeongguk opadł niżej, wspierając się na ramionach, po bokach mojej głowy, i ustami zaczął muskać mój policzek, co pozwoliło mi na łatwiejsze rozluźnienie się. Dłuższą chwilę trwało, by udało mu się spełnić moją prośbę i wejść we mnie do końca. Miałem wrażenie, że dostał się do samego żołądka. Nawet brzuch mi się nieco uniósł, i pewnie gdybym położył na nim dłoń, czułbym każdy jego ruch.

– Zostań tak chwilę – jęknąłem, rozkoszując się tym uczuciem przepełnienia. Objąłem go za ramiona, by uspokoić nieco szalejące we mnie emocje. – Marzyłem o tym tak długo. O tobie, we mnie – wyszeptałem prosto w jego ucho.

– Park Jiminnie – wysapał i polizał mój policzek. – Spokojnie. Zagnieżdżę się w tobie na dobre piętnaście minut – zapewnił szczęśliwy i powoli się wycofał, by zacząć się poruszać.

Niegrzeczne usta znów dopadły moją szyję, ale nie mogłem się na tym skupić, za bardzo skoncentrowany na reakcjach mojego ciała, które wyginało się w lekki łuk przy każdym wsunięciu się we mnie młodszego.

Moje błagania o zwolnienie lub przyspieszenie, o pocałunki lub przytulenie, mieszały się z jego komplementami i zapewnieniami, że jest mu ze mną przyjemnie.

Jednak po jakiejś minucie, przyzwyczajony już nieco do tego olbrzyma, wyszeptałem:

– Możemy się zamienić?

Jeongguk od razu mnie przytulił i ostrożnie przeniósł tak, bym znalazł się na nim, a on na plecach. Zamruczałem z przyjemności (choć chyba jelita przekręciły mi się przy okazji), po czym zgodnie z wcześniejszym droczeniem – zacząłem ćwiczyć jazdę konną, która mnie interesowała.

Oparłem dłonie o jego tors i robiłem co mogłem, by sprawić nam obu jak najwięcej przyjemności. Jednocześnie czułem dotyk jego dłoni, które to zahaczyły o biodro, to o sutek, to o penisa, a to wystarczyło, bym doszedł jako pierwszy, kompletnie opadając z sił.

Czułem, jak Jeongguk poruszył jeszcze raz, czy dwa biodrami, po czym zaczął się rozszerzać u nasady, uniemożliwiające mu wycofanie się ze mnie przez kilkanaście minut.

Zaskomlałem na to, bo po orgazmie byłem potwornie wrażliwy na dotyk, a ten był naprawdę trudny. Mimo tego dziwnie podniecający, co wywołało jeszcze dreszcze na ciele.

Dłonie młodszego wylądowały na moich plecach, głaszcząc je miarowo. Przysunął mnie jeszcze bliżej, bym położył się na nim całkowicie i zniknął nosem w mojej szyi.

– Przepraszam. Bardzo nieprzyjemne? – zapytał cicho, zmartwiony.

– Wręcz przeciwnie... Zaraz znowu dojdę – zaskomlałem. – Mój Alfa. Kocham cię. Chcę być z tobą już na zawsze.

– Ja ciebie też, Jiminnie. Będziemy razem już zawsze. Nikomu cię nie oddam. Jesteś moją śliczną Omegą – zapewnił, tuląc mnie nieco mocniej, ale przez to poruszyłem się na nim i to już nie było tak fajne.

– Ale nie ruszaj się... Bo to trochę boli. Ale to uczucie wypełnienia... Za dużo sprzecznych doznań – podzieliłem się z nim.

– Właśnie czuję, dlatego się zdziwiłem. Jeszcze nigdy tak nie napuchłem – przyznał, lekko rozbawiony, zaraz po tym zaczynając komplementować jak wspaniale mu ze mną było. Choć wiedziałem, że z czasem będzie nam jeszcze przyjemniej, gdy już nauczymy się naszych ciał.

Musieliśmy poczekać, by krew odpłynęła już z krocza młodszego, więc wykorzystaliśmy ten czas na wymianę czułych słówek. A kiedy penis został uwolniony...

...okazało się, że gumka pękła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top