Suddenly, I will play my ace
Jimin
Na cześć powrotu Jeongguka wieczorem urządzono małą imprezę. Jego znajomi zorganizowali nawet jakieś zapasy alkoholu i całą bandą spędzili pół nocy w jednym z rekreacyjnych pokojów, bo jedynie tam mogło pomieścić się prawie dwadzieścia osób. Jimin darował sobie siedzenie z nimi. Po rozmowie przed kąpielom, bał się poznać kogokolwiek z mieszkańców bazy. Myślał, że może to za szybko, by usiadł koło któregoś alfy i zaczął jakąś luźną pogawędkę. Był tu obcy i obco się czuł. Poza tym był zmęczony i obolały. Seokjin przeprosił za postrzelenie go, ale jego "wybaczysz, prawda?" nie sprawiło nagle, że rana się zabliźniła. Dokuczał mu nie tylko bok, ale i przecięta jeszcze w Ośrodku-Więzieniu dłoń. Położył się do łóżka po kolacji, jaką zjadł ze wszystkimi na stołówce. Gdyby nie był głodny jak wilk, pewnie i to by sobie odpuścił, ale zważywszy na to, że odkąd opuścił mury ośrodka jadł tylko kawałek surowego królika, nie było mowy o zignorowaniu ciepłej kolacji.
Obudził go kaszel. Nie miał pojęcia, która godzina, ale sądząc po dwóch wolnych łóżkach, domyślił się, że impreza trwa jeszcze w najlepsze. Alfa, który wszedł do pokoju przeprosił za kolejne kichnięcie i położył się na swoim materacu. Przez chwilę Jimin przysłuchiwał się jego niemiarowemu oddechowi, aż nieznajomy się odezwał.
- Śpisz?
- Nie.
Znów zapanowała cisza, którą przerywało jedynie pociąganie nosem.
- Obudziłem cię?
- Nie szkodzi.
- Wróciłem z posiadówki, bo źle się czuje. Po rui często łapie mnie przeziębienie. Nie wiem dlaczego.
Jimin nie wiedział, co odpowiedzieć, dlatego milczał. Alfa znów zakaszlał, ale tym razem dużo mocniej.
- Muszę ci chyba podziękować - odezwał się, gdy fala zarazków ustała. - Za przyprowadzenie tego głąba do domu.
- Długo się przyjaźnicie?
- Mieszkamy tu, odkąd lata temu zaczęły się czystki. Ojciec Jeongguka uratował mnie, gdy moi rodzice zostali zabici przez omegi.
- Przykro mi.
- To było dawno. Prawie ich już nie pamiętam. Ale kiedy trzy miesiące temu zniknął też Jeongguk... załamałem się. Wcześniej straciłem kogoś, kogo kochałem, a teraz jego.
- Jakąś... omegę?
- Nie - odparł alfa, zanosząc się tym razem kichaniem. Potem wstał, by odszukać chusteczki. - Wiesz... podobno teraz omegi spotykają się z omegami. Więc alfy... no cóż - powiedział. - Jest nas tu czterysta. Mamy kontakt z jeszcze trzema bazami, gdzie mieszka nas jeszcze raz tyle. A jak już zauważyłeś, nie ma tu zbyt wiele omeg.
- Alfa, którego kochałeś zniknął?
- Dokładnie tak jak Jeongguk. Wyszedł na polowanie i nie wrócił. No, a przynajmniej można tak powiedzieć... Śpisz w jego łóżku.
Jimin nagle poczuł się nieswojo, choć zaraz uświadomił sobie, że to właśnie od tego alfy wyszła propozycja, by zamieszkał w tym pokoju.
- Minęły... no będą już ze dwa lata. Kiedyś myślałem, że pogodziłem się z tym, że odszedł i prawdopodobnie nie żyje, ale kiedy zobaczyłem Jeongguka... ucieszyłem się i może nawet wróciła do mnie nadzieja, że Namjoon też kiedyś do mnie wróci.
Jimin miał ochotę wstać i pocieszyć jakoś alfę, ale nie wiedział, co mógłby teraz zrobić. Podniósł się trochę na łóżku, ale w ciemności nie widział nawet zarysu twarzy tego drugiego.
- Twoje życie pewnie też nie było zbyt kolorowe, co? - odezwał się chłopak. - Skoro zbuntowałeś się przeciwko systemowi.
- Porzuciłem tylko ojca. Poza nim nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Ani... omegi.
- Nie byłeś nigdy zakochany?
- Miałem przyjaciela, ale to było, kiedy jeszcze świat wyglądał normalnie. Był alfą, więc po prostu nasze drogi się rozeszły. Ale przez całe życie nie spotkałem nikogo, kto byłby dla mnie taki dobry jak on.
- Też miałem kiedyś takiego przyjaciela. I podobnie jak u ciebie, dzieliła nas jedynie rasa - powiedział, wzdychając ciężko, jakby wspomnienie wszystkich trudnych wydarzeń z jego życia nagle do niego dotarło. - Często o nim myślałem. Zastanawiałem się, czy mój Jiminnie też nienawidzi mnie tylko dlatego, że jestem alfą? Czy może gdybyśmy mieli szansę razem dorosnąć, przekonałby się, że nie wszystkie alfy to duże, złe wilki?
Omega na chwilę zastygł, słysząc słowa chłopaka na łóżku. Nie chciał jednak wariować. Nie był jedynym człowiekiem na świecie, którego imię posiadało zdrobnienie i na którego wołano za młodu Jiminnie. Zwłaszcza, że było to też imię, które nosiło wiele dziewcząt.
- Tak właściwie... - zaczął niepewnie omega. - Nie przedstawiłeś mi się.
- Ah, chyba nie było okazji. Jestem Taehyung.
- Kim?
- Skąd wiesz? - zaśmiał się lekko i wtedy Jimin wstał z łóżka na równe nogi.
- Poważnie? - zapytał, odnajdując na jednej ze ścian włącznik światła. Zapalona żarówka poraziła ich oczy, ale wtedy te omegi napotkały w końcu wolną od maseczki twarz alfy.
Był oczywiście inny, bo postarzał się, a raczej dojrzał. Nie był już kilkuletnim dzieckiem, ale jego ładne usta, pieprzyki i buzię Jimin rozpoznał od razu. Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- N-nie poznałeś mnie? - zapytał i wtedy Taehyung sam wstał ze swojego łóżka. - To ja!
Przez chwilę alfa wydawał się nie wiedzieć o co chodzi, aż nagle świadomość, na kogo patrzy uderzyła w niego z siłą pędzącego pociągu.
Później, kiedy ochłonęli po rzuceniu się sobie w ramiona, Taehyung tłumaczył, że owszem; zwyczajnie go nie poznał. Jimin wiedział, że zmienił się dużo bardziej, niż przeciętne dziecko. Teraz farbował włosy na blond i trzymał dietę. Oczywiście w normalnych warunkach. Gdy był dzieckiem, był pulchny, a na twarzy okrągły. Ścięte prosto włosy zasłaniały mu całe czoło. Widząc swoje zdjęcia z dzieciństwa, sam się dziwił, że przeszedł aż taką metamorfozę. Mimo to, trochę dziwnie poczuł się z myślą, że nie poznali się od razu. Zaraz jednak przypomniał sobie, że życie to nie film. Nie mieli prawa wpaść na siebie na ulicy. I tak cudem było, że w tych okolicznościach obaj żyli. Prawdopodobieństwo tego, że znajdą się w jednym bunkrze było prawie zerowe. Jak się okazało - prawie robiło kolosalną różnicę.
Przegadali pół nocy, siedząc na łóżku Taehyunga. Nie tylko wspominali dzieciństwo, ale rozmawiali o tym, co udało im się do tej pory przeżyć. Kiedy więc tematy zaczęły schodzić na życie w bazie, Jimin nieśmiało zapytał o Jeongguka i ostatni żart przed łazienką.
- Była taka jedna omega, którą Jeongguk lubił, ale ona chyba się go bała. Znaczy... bała się po prostu alf. Jej matka uciekła z nią podczas czystek, ale zginęła przez zadane obrażenia i Sori nauczyła się siedzieć przez całe życie, jak mysz pod miotłą. Jeongguk próbował, ale do niej trudno dotrzeć - westchnął alfa. - Nawet jeśli coś do niego czuła, pewnie trauma nie pozwoliła jej się przekonać. Potem spotykał się z jednym alfą, ale zarzekał się, że nigdy mu nie dał - zaśmiał się i Jimin przez chwilę nie wiedział co powiedzieć.
- Wydawał się... pewny siebie.
- Bo Jeongguk jest dobry w udawaniu, ale w tych sprawach jest raczej zagubiony.
- Był okropny, gdy uwolniłem go z kagańca. Wtedy tego żałowałem. Był agresywny i zarzekał się, jakiej to on nie zrobi tu jatki. Trochę się sam go bałem.
- Ale ostatecznie z nim uciekłeś.
- Bo nie miałem wyjścia.
- Czyżby?
Jimin nie wiedział, co odpowiedzieć, ale nawet gdyby chciał się obronić, nie miałby na to szans, bo do pokoju wrócił nie kto inny, jak właśnie Jeongguk z Seokjinem. Nie zataczali się, ale mieli w swojej krwi pewną zawartość etanolu. Śmiali się z czegoś na wejściu, ale gdy tylko wzrok Jeona spoczął na leżących w jednym łóżku Jiminie i Taehyungu, zdawało się, że wypity alkohol wyparował z jego organizmu w mniej niż sekundę.
- Nie sądziłem, że tak szybko jakiś inny alfa wpadnie ci w oko - rzucił do omegi, a jego pięści momentalnie się zacisnęły. W oczach jednak wymalował się smutek. - I to jeszcze alfa, który jest dla mnie, jak brat.
- Tylko rozmawiamy - uprzedził Jimina Taehyung. - Okazało się, że znaliśmy się, gdy byliśmy mali.
- Dlatego obściskujecie się w twoim łóżku?
- Nie obściskujemy! - zaprotestował omega, zaraz odsłaniając kołdrę, by wrócić na swoje posłanie. - Nigdy chyba nie skończysz z wygadywaniem głupot - mruknął do obrażonego alfy, który też tylko na to prychnął.
Po kilku minutach cała czwórka była w swoich łóżkach. Seokjin szybko zasnął i zaczął cicho pochrapywać, a kichanie Taehyunga ustało, więc prawdopodobnie też szybko odpłynął. Jimin czuł, jak jego powieki stają się coraz cięższe, gdy tym razem wyrwał go ze snu głos Jeongguka.
- Śpisz?
Pomyślał, że faktycznie z Taehyungiem są niczym bracia.
- Prawie.
Przez chwilę panowała cisza, którą przerywały głębokie oddechy Seokjina i odgłos wentylatora. W końcu omega usłyszał szelest kołdry po drugiej stronie pokoju.
- Mogę spać z tobą?
Jimin chciał się zaśmiać i wytknąć Jeonggukowi, że jest niemożliwy. Mógłby teraz z niego zakpić, zrobić mu na złość.
- Tak - odparł zamiast tego i chwilę później na jednoosobowym łóżku przylegali do siebie tak ciasno, że Jimin czuł na szyi oddech alfy. Dłoń Jeongguka obejmowała go w talii.
- Nie mam tu żadnej innej omegi - powiedział. - Już ci to mówiłem.
- A ja nie znam żadnego alfy, ani na żadnego nie poluję.
- Jimin... - zaczął, ale po chwili chyba zrezygnował z wątku. Po prostu westchnął. - Może to przez to, że jesteśmy dopasowani do siebie pod względem... rozpłodu, czy tam czegoś w stu procentach, a może to przez to, że byłeś pierwszą omegą, która spojrzała na mnie jak na człowieka, a nie potwora... ale... nie chciałbym, żebyś był z innym alfą. Chodzi mi o to... że choć nie mieliśmy czasu dobrze się poznać to wydaje mi się, że wiem już o tobie wystarczająco, by wiedzieć, że... zależy mi na twojej uwadze.
- Dlatego wściekłeś się, gdy zobaczyłeś mnie w łóżku Taehyunga? Myślałeś, że co? Że w jeden wieczór postanowiłem nagle się z kimś przespać? Mimo tego, że odmówiłem tego nawet podczas swojej rui?
- Bo może problem leżał nie w seksie, a we mnie - odparł i Jimin odwrócił się do niego przodem. Choć nie widział dobrze jego twarzy to wyczuwał wiele emocji w jego głosie. - Może nie chciałeś spędzić rui ze mną.
- Tłumaczyłem ci, że chodzi o ciążę. No i o to, że nie jestem gwałcicielem, kurwa.
Omega ostrożnie wsunął palce we włosy alfy przed sobą. Gdy poprzedniej nocy marzli w lesie, Jeongguk wydawał mu się męski, odważny i niezwyciężony, niczym jakiś pradawny wiking. Teraz dopiero zrzucił maskę nieustraszonego. Miał swoje obawy i nadzieje. I Jimin cieszył się, słysząc, że jedną z nich jest jego "uwaga".
- Ja też nie wiem, czy chodzi o naszą zgodność biologiczną, czy o to, że nawzajem uratowaliśmy sobie życie, ale jeśli jest alfa, któremu chcę poświęcić swoją uwagę to jesteś nim ty.
Jeongguk pocałował go w czoło i zaraz po tym przycisnął jego ciało bliżej do swojej klatki piersiowej. Jimin znów mógł poczuć jego ciepło, jego zapach i bicie serca. Wczoraj przytulali się do siebie, bo od tego mogło zależeć ich życie. Dziś robili to z własnej woli, bez obawy, że rano zobaczą, jak ten drugi zamarzł na śmierć. Właściwie to Jimin był pewny, że po tym czułym buziaku w czółko był tak czerwony na twarzy, że żaden chłód nie byłby mu straszny.
Omega sam wychylił się, by jeszcze raz poczuć na skórze usta alfy. Tym razem jednak był to prawdziwy pocałunek. Ich języki szybko zaczęły ocierać się o siebie i Jimin poczuł, jak Jeongguk głaska go delikatnie po policzku.
- Tylko się nie ruchajcie - usłyszeli obaj i momentalnie zaprzestali lizania wnętrza swojej buzi. Taehyung parsknął na nagłą ciszę, która zapanowała w pokoju i obrócił się na drugi bok.
Jimin zrobił to samo. Przez to alfa przylegał ciasno do jego pleców. Nie był pewny, ale wydawało mu się, że Jeongguk jeszcze raz go cmoknął, ale tym razem w tył głowy.
Hoseok
Las był strasznym miejscem. Alfa co chwilę zahaczał o coś, co wyrastało z ziemi. Wielokrotnie upadał. Jego stopy bolały. W głowie szumiało. Ubranie miał mokre od przeprawy przez rzekę. Był pewny, że gdyby nie ten drugi, padłby po pierwszym kilometrze. Na szczęście Minou zdawał się wiedzieć, gdzie iść.
Po pierwszym dniu doszli do niewielkiego domu, mieszczącego się na skraju lasu. Minou zabił kobietę, która zamieszkiwała niewielkie cztery kąty. Na szczęście w jej kominku rozpalony był ogień, a w lodówce znajdowało się jedzenie. Pies długo nie ujadał, a druga kobieta, która wróciła do domu parę godzin później, nie biegała zbyt szybko.
Hoseok siedział teraz na fotelu i wlepiał wzrok w tańczące przed nim płomienie. Nie miał pojęcia, jakim cudem ogień nie wychodzi z kominka. Dlaczego płonie tylko w jednym miejscu? Kiedy zbliżał do niego dłonie, czuł jak czasami jakaś iskierka parzy jego opuszki. Zupełnie, jak podczas wakacji u dziadków. Było to chyba jego ostatnie wspomnienie sprzed Ogrodu.
Pamiętał, jak nadziewał z dziadkiem kiełbaski na patyki i kolejne kilka minut grillowali je nad ogniem. Czasami któraś wpadała i brudziła się od popiołów, ale wtedy rzucało się ją psom. Owczarek jego dziadków był nawet podobny do tego, którego Minou zamknął w jednym z pokoi.
- Musimy niedługo ruszać w dalszą drogę - oznajmił. Siedział przed kominkiem z laptopem na kolanach. Sprawdzał ich położenie i co chwila marudził na słabą jakość internetu. - Zostały niecałe dwa dni drogi. Weźmiemy jakieś zapasy, widziałem, że mają kilka butelek wody. Może nie będziemy musieli się zatrzymywać na dłużej, niż to konieczne.
Hoseok tylko kiwnął głową. Minou wstał z fotela i sięgnął sobie koc. Hoseok zadowolił się ciepłymi kapciami, jakie znalazł w łazience.
- Wiem, że pewnie niewiele rozumiesz, bo masz sprany mózg, ale niedługo będziemy w bezpiecznym miejscu – odezwał się znów alfa. - Tam, gdzie idziemy, nikt nie będzie traktował cię, jak zabawki.
- Yoongi będzie za mną płakał.
- I bardzo, kurwa, dobrze - odparł ze złością Minou. - Mam nadzieję, że zapłakał też za swoim kochanym braciszkiem. Boże... nie zrobiłbym tego, gdybym nie musiał. Ale inaczej nie wyszlibyśmy stamtąd już nigdy.
Obaj spędzili jeszcze chwilę przy kominku, a potem położyli się spać. Pozwolili sobie jedynie na cztery godziny snu, po których Hoseoka obudził alfa, mówiący, że muszą ruszać.
Wypuścili psa, wrzucili laptopa do kominka i zabrawszy z lodówki jedzenie i wodę, wyszli na dwór. Mieli na sobie ciepłe kurtki, choć wiosna zaczęła się prawie trzy tygodnie temu. Mimo to, musieli mieć coś, dzięki czemu nie zamarzną kolejnej nocy.
Wędrówka była długa i dodatkowo zdawała się trwać wieczność. Hoseok nie narzekał, choć bolało go całe ciało. Najbardziej jednak stopy i głowa. Żyjąc w Ogrodzie, a później w rezydencji, mógł jedynie chodzić po swoim pokoju. Kiedy bardzo mu się nudziło, robił może tysiąc kroków dziennie dookoła łóżka. Teraz musiał zmierzyć się z kilometrami rozciągającymi się po nierównym podłożu.
- Nie wszystkie omegi są takimi kurwami - odezwał się w pewnym momencie Minou. - Tam, gdzie mieszkałem, było ich trochę i nie chciały nas tylko wymordować albo wykorzystać. Więc nie zrażaj się.
- Yoongi nie był jakiś... bardzo zły. Opowiadał mi o swojej siostrze, która była dużo gorsza.
- Może nie był bardzo zły, ale jednak nie miał aż tak dużego serca, by zdjąć ci choć na chwilę kajdany, czy pozwolić ci wybrać, co chcesz zjeść na obiad. Mi ten mój codziennie podawał wiagrę, bo ewidentnie przez ciążę był kurwa, zajebiście podniecony. Inaczej, by mi przy nim nie stanął. Obrzydliwe...
Alfa słuchał kolegi, ale nie rozumiał wszystkich jego uczuć. Opowiadał o wolności, którą mu odebrano. Hoseok wolność kojarzył tylko z przesiadywaniem na działce dziadków w wieku czterech lat. Niewiele z tego mógł pamiętać. Poza tym była to abstrakcja. Ale najwyraźniej las przed nim stanowił właśnie tą wolność. Pierwszy raz widział takie wysokie drzewa. Pierwszy raz widział sarnę i jelenia. Z dzieciństwa pamiętał psy, konie z rancza niedaleko działki dziadków i kota sąsiadki. Może w książce, jaką czytał w Ogrodzie, widywał żyrafy i wielbłądy, ale poza tym, cały ten świat był mu obcy. Życie stanowił Ogród, czyli ośrodek, w którym się wychował i urządzony na biało pokój. Hoseok czuł się tam, jak u lekarze. Zdecydowanie wolał żywsze kolory i ucieszyłby go choć mały obrazek na ścianie, ale przecież jego zdanie w żadnej kwestii nie miało znaczenia.
Yoongi przecież nie mógł go zrozumieć. Ale on rozumiał Yoongiego. Słuchał codziennie o jego problemach i lekcjach gry na pianinie. Słuchał o rodzinnych sekretach i obawach omegi. I słuchał jego wyznania, które zdenerwowało go, bo omega oczekiwał chyba od niego tego samego. Mimo to, nie mógł nienawidzić chłopaka, który przychodził do jego pokoju, by odezwać się do niego i co jakiś czas delikatnie się zawstydzić. I choć Hoseok nie mógł być tego pewny, wydawało mu się, że Yoongi naprawdę nie wiedział, że robi mu krzywdę.
Obiecał w końcu, że nigdy jej nie zrobi. A przynajmniej nie specjalnie.
Zastanawiał się, czy będą ich szukać. Minou mówił, że tak, dlatego kilkukrotnie wybierali trudniejsze ścieżki, by ewentualnie zmylić tych, którzy podążać będą ich tropem. Hoseok nie chciał być znaleziony. Chciał zaznać tej podobno niesamowitej wolności. Z drugiej jednak strony... jego myśli często wracały do omegi. Wiedział, że Yoongi za nim płacze. Po prostu to wiedział. Pomyślał nawet, że to dobra kara za zrobienie mu tego wszystkiego... Ale mimo to, zastanawiał się, czy chciałby go kiedyś jeszcze zobaczyć.
Żywił w duchu przekonanie, że Yoongi nie ukarałby go za ucieczkę, tylko by się ucieszył, że znów go widzi.
Hoseok jednak wolał tajemniczy i nieprzyjemny las od leżenia na łóżku i gapienia się w sufit. Czasami spędzał tak całe dnie, gdy mężczyzna, którego nazywano nadzorcą zapomniał o tym, że powinien co jakiś czas pozwalać mu przespacerować się po pokoju. Hoseok zawsze wtedy czuł się okropnie. Niby chodził swobodnie wyprostowany, ale czuł na sobie wzrok ciemnego oka lufy broni dźwiękowej, którą trzymał nadzorca.
Cztery dni wędrówki były wykańczające, ale Minou powtarzał, że są już blisko i to trzymało drugiego alfę w ryzach. Kiedy czwartego dnia dzień miał się ku końcowi, trafili na trzyosobową grupę alf, która w pierwszej chwili wycelowała do niech z broni, a po chwili rozpoznała w Minou "Łowcę".
Hoseok nie krył zdziwienia, gdy prowadzono go później wąskimi schodami w dół do bunkra. Miał wrażenie, jakby schodził pod ziemię do samego piekła, choć uczucie to szybko wyparowało, gdy zaopiekowano się nim, niczym małym dzieckiem. Opatrzono jego rany, podano ciepły napój i ktoś nawet przyniósł mu ciepłe, czyste ubrania. Lekarz, który później zaproponował mu coś na sen, powtarzał, że wszystko będzie dobrze i Hoseok chciał wierzyć w to, że nie okaże się to jedynie złudną nadzieją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top