I won't ease your strain

Yoongi

Nauczycielka karciła go dziś za liczne błędy i gubienie rytmu, ale nic nie mógł poradzić na to, że zupełnie nie miał głowy do grania ani nauki. Klawisze mieniły mu się przed oczami i zamiast skupić się na melodii, ciągle słyszał w głowie tłumiony szloch. Przed oczami nie widział już nut tylko zapłakaną twarz i krew. Krew. Wszędzie krew. Nawet śniła mu się, powodując, że obudził się niewyspany i przestraszony. We śnie jego łóżko, jak i cała pościel była czerwona. Rano odkrył, że na szczęście to był tylko koszmar, choć jego realizm przyprawił omegę o ciarki. Jego jedwabie i satyna były bialusieńkie i czyste jak reszta pokoju.

Podczas śniadania zbierał się na odwagę, by porozmawiać z mamą, ale ostatecznie nie wykrztusił z siebie słowa. Potem był czas na lekcje, które po kolei zawalał, aż nie poprosił jednej ze służek, by zadzwoniła do nauczycieli, z którymi miał wieczorne sesje, by odwołać spotkania. Nie miał na nie siły.

Wziął się za czytanie, ale gdy przyłapał się na tym, że czwarty raz czyta tą samą stronę i nadal nic z niej nie rozumie, odstawił książkę na półkę. Wyszedł na balkon, by zaczerpnąć powietrza i pomyśleć, ale wtedy zebrały się chmury. Schował się z powrotem do pokoju, gdy zaczęło padać.

Jutro czekało go wiele obowiązków. Mama zabierała go wraz z siostrą i bratem na uroczyste przyjęcie, bo tego typu szopki były rutyną dla ludzi tak wysoko postawionych, jak jego rodzina. Wieczorem więc Yoongi znosił krawcową, która na ostatnią chwilę wzięła się za doszycie mu guzika, który jakiś czas temu gdzieś się zagubił. Pytała, czy paniczowi coś dolega, ale omega nie chciał z nikim rozmawiać. Ani z krawcową, ani służącymi, które również dostrzegły jego zły humor, ani z nadzorcą, którego mijał co chwila na korytarzu.

Po posiadłości do wieczora kręcili się ludzie, by przygotować rodzinę do wyjazdu w kolejny dzień. Wycieczka do stolicy nie była żadnym wielodniowym wydarzeniem, ale jednak ze schowanej w cichym lesie rezydencji trzeba było jechać prawie godzinę, a po balu należało dać rodzinie odpocząć, dlatego mieli przenocować w hotelu. Yoongi wolałby być wtedy w domu, ale wiedział, że nie wymiga się kolejny raz od przyjęcia, zwłaszcza, że dopiero co odbywały się jego urodziny, na które zgodnie z jego życzeniem zostali zaproszeni tylko ci niezbędni goście. Niegrzecznym byłoby teraz schować się w swoim pokoju i nie pokazać reszcie wysoko postawionych omeg. Nie było w końcu nic bardziej pamiętliwego od bandy bogackich paniątek.

W każdym razie omega zrezygnował z wizyty u swojego alfy, choć przez cały dzień, a później podczas wyjazdu do stolicy, myślał tylko o nim.

Przyjęcie odbywało się w sali bankietowej opery i Yoongi jadąc z rodziną na miejsce limuzyną, oglądał jak za oknem rozpościera się obraz prawie pustego miasta. Niewiele było ludzi na ulicach, a jak już ktoś szedł chodnikiem, rzucał jadącemu tandemowi limuzyn nieprzychylne spojrzenie. Sytuacja zmieniła się, gdy dojechali w końcu pod operę, gdzie wiele innych samochodów próbowało przedostać się bliżej podjazdu. Uniemożliwiał to jednak po pierwsze korek, a po drugie, jak się okazało - strajk. Yoongi tylko przez chwilę mógł oglądać scenę, jaka działa się zaraz przy ogromnym wejściu do opery, gdzie kilka omeg z transparentami krzyczało coś do wychodzących z limuzyn ludzi. Trudno było je zrozumieć z samochodu, ale gdy jedna z nich pobiegła w stronę czekających na swoją kolei aut, Yoongi dostrzegł hasło wymalowane czerwoną farbą na jej plakacie.

MORDERCY

Omega zmrużył oczy, chcąc lepiej widzieć, ale wtedy kolejna z aktywistek prawie weszła pod koła ich samochodu. Tłukła dłonią o szybę, zostawiając na niej czerwone smugi farby, a druga, stojąca zaraz obok, wykrzykiwała coś przez megafon.

WOLNOŚĆ DLA WSZYSTKICH

WOLNOŚĆ DLA ALF

Yoongi nie mógł odwrócić od nich wzroku, nawet gdy w końcu ochrona zjawiła się przy ich limuzynie, zabierając drące się i próbujące się wyszarpać omegi. Szofer spryskiwaczami i wycieraczkami szybko pozbył się czerwonych śladów i jak gdyby nigdy nic podjechał pod operę. Wtedy cała rodzina zebrała się i wyszła z auta. Ochrona pokierowała ich do wnętrza budynku, bo na zewnątrz dalej dało się słyszeć krzyki i harmider. W środku było natomiast spokojnie. Jedynym hałasem była lecąca na żywo z piętra muzyka, śmiechy i rozmowy.

Pani Min od razu ruszyła na salony, chcąc by jej dzieci dobrze zapamiętali wyżej postawieni urzędnicy. Wskazywała czasami kogoś dyskretnie i tłumaczyła, kim jest. Yoongi nie zapamiętywał zbyt wiele. Nie znał tych ludzi, choć niektórzy bywali gośćmi w ich domu. Rówieśników również nie znał. Nastolatki w jego wieku przychodziły na bankiety z pełną obstawą innych domowników i nigdy z nim za bardzo nie rozmawiały. Dlatego Yoongi trzymał się siostry, bo jak się okazało, jego brat z chęcią przystał na dłuższą rozmowę z jedną z zaprzyjaźnionych sędziów.

Główna sala była przestronna i może dlatego wydawało się, że jest w niej niewielu ludzi. Kiedy jednak każdy przysiadł, by wysłuchać koncertu, Yoongi przeliczył na spokojnie gości. Prawie sto pięćdziesiąt osób. Ścisła elita miasta. Spodziewał się więc, że bankiet jest pretekstem do ogłoszenia czegoś. W zeszłym roku na podobnym wydarzeniu wydano oświadczenie o zamknięciu dwóch dużych miejskich ośrodków, co oznaczało tyle, że dwa kolejne miasta zostały połączone w jedno. Klaskano wtedy, choć Yoongi nie wiedział czemu. Potem dopiero wytłumaczono mu, że mniejsze miasta, które utraciły swoje statusy, nie mogą dłużej ubiegać się o wybór wybrańców. Dla Gubernatorstwa i elity urzędniczo-politycznej był to krok do tego, by znów zabrać biednym i tak prawie zerowe pokłady ludności, jaką stanowiły alfy.

- Mniej dla nich to więcej dla nas - mówiła mu później mama, tłumacząc kolejne zagrywki polityczne, które wydawały mu się niejasne.

Dziś jednak mieli ogłosić coś dużo większego. Gdy toast wzniósł sam Gubernator, omegi w sali zamilkły. Wtedy w końcu ogłosił sukces, na który, jak mówił, bardzo długo pracowały specjalne wojskowe jednostki.

- Dzięki ciężkiej pracy i zaangażowaniu wielu wybitnych oddziałów, mogę z dumą ogłosić, że wynikiem operacji wojskowej, która zakończyła się w zeszłym tygodniu było odnalezienie i zwalczenie nielegalnej grupy alf, która od wielu lat żyła wbrew prawu na wolności. Na szczęście operacja zakończyła się sukcesem i wszystkie alfy w wieku reprodukcyjnym zostały pojmane i przysłużą się naszemu społeczeństwu. Jest to aż sto osobników, co oznacza, że udało nam się unieszkodliwić jak dotąd największą tak niebezpieczną grupę.

Brawom zdawało się nie być końca i Yoongi czuł się głupio, klaszcząc obok swojej matki i siostry. Widział szczere uśmiechy i ulgę na twarzach zgromadzonych gości. Sam też powinien się cieszyć. Zgładzono kolejne niebezpieczeństwo. Dlaczego więc miał wrażenie, że coś skręca go w żołądku?

- Należy jednak za wszelką cenę dbać o to, by informacje o nielegalnych alfich grupach nie wyszły do wiadomości publicznej. Jak sami państwo widzieli, niezsubordynowane omegi zdarzają się nawet w naszym mieście. Lepiej jest więc wszystkie wojskowe operacje trzymać w tajemnicy, a doniesieniom o dzikich alfach zaprzeczać, by nie wzbudzać paniki. Z czasem przecież wyeliminujemy ich wszystkich - ciągnął Gubernator, napawając się oklaskami i uściskami. - W związku z tym ważnym wydarzeniem, chciałem jednak zrobić wyjątek dla zaproszonych gości. Dlatego za dziesięć minut będziecie państwo mieli okazję wylicytować aż trzy z pojmanych podczas operacji alf. Na dzisiejszy wieczór znoszę obowiązujący limit alf na każdą rodzinę.

Zgromadzeni w sali zdawali się być wyjątkowo podekscytowani, podczas gdy Yoongi drżał na całym ciele, czując się coraz gorzej. Zawiązany ciasno pod szyją ozdobny krawat mocno go ściskał, a wszystkie wstążki i biżuteria, jaką obsypała go służba okrutnie mu ciążyły. Chciał być z powrotem w domu. Nie czuł się na siłach, by jeszcze oglądać licytację, więc gdy goście ruszyli do sali obok, wymknął się do łazienki i zamknął w jednej z kabin.

Walczył ze sobą, by nie zwymiotować, a kiedy w końcu postanowił, że lepiej dla niego będzie faktycznie sobie ulżyć, nie mógł nic z siebie wypluć, nawet śliny. Przerażony, usiadł na toalecie, słysząc, jak ktoś wchodzi do łazienki. Po chwili rozpoznał ton i głos siostry.

- Nie idziesz na licytację? - zapytała, a gdy nie odpowiedział roześmiała się szyderczo. - No dalej, wiem, że się tu schowałeś.

- Nie idę. Źle się czuję.

- Nie chcesz zobaczyć tych alf?

- Chcę wrócić do domu, do swojego alfy.

Yoonji nie odpowiedziała, więc omega po chwili wyłonił się z kabiny. Siostra patrzyła na niego nadal lekko rozbawiona.

- Ostatnio podobno twój alfa nabroił - powiedziała.

- Wcale nie.

- To czemu widziałam nadzorcę z batem, co?

Yoongi poczuł, jak zaczyna się jeszcze bardziej pocić. Minął siostrę i podszedł do lustra, ale widok swojej bladej twarzy nie poprawił mu humoru.

- Na każdym przyjęciu będziesz teraz łaziła za mną po kiblach?

- Mama kazała mi mieć cię na oku - odparła, wzruszając ramionami. - To co z tym alfą?

- Nie twój interes.

- No widzę, że chodzisz jakiś struty. Widok kilku siniaków tak cię wkurzył?

- Nadzorca bez mojej zgody... - zaczął, zaraz poprawiając swoją wersję zdarzeń - to znaczy, problem polega na tym, że w ogóle zrobił krzywdę mojemu alfie.

- No i co? Przecież chciałeś, by był posłuszny.

- Myślałem, że z nim porozmawiają! Albo dadzą mu coś...

- Myślałeś, że od magicznej tabletki nagle będzie łagodny i wyuczony jak baranek? I tak jest z Ogrodu, więc nie odwala niczego, co by serio mogło cię przerazić. Oj braciszku - zaświergotała, tarmosząc Yoongimu włosy. - Musisz się jeszcze dużo nauczyć. Na alfach posłuszeństwo można wymóc tylko w jeden sposób.

- Przemocą?

- Bólem. Ból zapamiętają lepiej niż jakiś twój pieprzony wykład o byciu dla siebie miłym. To nie ma być twój mąż, do cholery. Zawsze wydawałeś mi się trochę dziwny, ale teraz już serio świrujesz, Yoongi.

Chłopak nie miał ochoty z nią dyskutować. Czego mógł się zresztą po niej spodziewać? Miała zupełnie inne podejść do życia, w tym również do alf, więc niczym dziwnym było, że nie podzielała jego wyobcowania i oburzenia.

Yoongi przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Hoseok jest tylko jego alfą. Nie przyjacielem, nie mężem, co najwyżej mógł go nazwać kochankiem. Miał do siebie pretensje, bo w końcu to on naskarżył na zachowanie alfy, ale przecież nie mógł wiedzieć, że zrobią mu za to krzywdę. Nie chciał tego. Teraz mógł być pewny, że alfa będzie posłuszny, bo będzie się bał.

Nie tego pragnął omega, który, gdy tylko został w łazience sam, poczuł, jak w oczach gromadzą mu się łzy. Pociągnął nosem i starł rękawem pierwszą, która spłynęła po jego bladym policzku. Inaczej sobie to wszystko wyobrażał, choć sam się sobie dziwił, bo przecież od początku wiedział, jak rysować ma się jego relacja z alfą. Znał zasady. Stosował się do nich, jedynie naginając trochę tą o braku kontaktu. W końcu ich zabawa w mruganie nie była do końca dozwolona. Jednak nie wiedział, jak miałby funkcjonować bez niej. Chciał wiedzieć chociaż, że alfa go słucha i rozumie, co do niego mówi. Teraz bał się, że między nimi nigdy nie powstanie żadna, nawet bardzo cienka nić porozumienia, nie mówiąc już o żadnych głębszych relacjach, bo cholera, jakie relacje można mieć z facetem przypiętym do łóżka, który nie może mówić?

Yoongi przypomniał sobie znów łzy Hoseoka. Nie wiedział, co zrobił źle, ale był pewny, że on jest ich przyczyną. Myślał o tym, co działo się w noc jego rui. Czy wtedy skrzywdził alfę? Czym? Nie miał pojęcia.

Wracając z opery kilka godzin później, nie odzywał się do nikogo, nawet jeśli mama karciła go za izolowanie się od ludzi. Chciała, by Yoongi poznał ważnych, czołowych członków Gubernatorstwa, ale on zamiast brylować wśród towarzystwa, chował się po łazienkach. Omega miał jednak dziś tak dość, że nawet nie walczył z mamą tylko bezmyślnie przytakiwał. Potem na szczęście rodzicielka odpuściła, skupiając swoją uwagę na drugim synu. Podekscytowany Tajoon co chwilę dziękował jej za wylicytowanie dla niego nowego alfy. Yoongi wywnioskował więc, że jeden z trzech dzikich alf pojmanych przez siły specjalne Gubernatorstwa trafił w ręce ich rodziny. Przypomniał sobie, jak matka wspominała o tym, że alfa Tajoona niespecjalnie się sprawdzał. Chciała go sprzedać. Yoongi był pewny, że selekcjoner szybko ponownie odwiedzi ich rezydencję, a nowy alfa zostanie dostarczony w pięknej, złotej klatce pod ich adres w przeciągu kilu dni, ku uciesze jego brata.

Gdy w końcu znaleźli się w hotelu, najmłodszy omega minął wszystkich i pierwszy pognał do wskazanego przez recepcjonistkę pokoju. Było już późno i marzył o prysznicu i śnie. Kiedy po kąpieli udał się do łóżka, jego uwagę zwrócił głos zza drzwi do jego apartamentu.

Miał apartament dla siebie, ale wiedział, że za ścianą śpi w swoich pokojach rodzeństwo i mama. Gdy podszedł bliżej drzwi, usłyszał, jak na korytarzu ktoś rozmawia, a potem cicho się śmieje. Szybko rozpoznał głos siostry i już miał zrezygnować z podsłuchiwania jej, bo miał naprawdę dość tego dnia, gdy jednak nagły chichot zamienił się w zduszone jęknięcie.

To go zaskoczyło. Jego drzwi nie miały judasza, ale schylił się, by spojrzeć przez dziurkę od klucza. Nie widział nikogo na korytarzu, ale po chwili dwie osoby, z czego jedną z nich była Yoonji, przeszły wzdłuż niego i później dało się słyszeć trzask drzwi. Siostra musiała mieć więc apartament po prawej od tego, w którym on spał.

Sytuacja wydała mu się podejrzana, bo przecież był środek nocy, a oni wrócili do hotelu bez żadnego towarzystwa, ale znał siostrę aż za dobrze i wiedział, że ta nie pozwoli mu tej nocy zasnąć spokojnie. Nie mylił się. Jej i jeszcze jakiejś innej dziewczyny jęknięcia i głośne sapanie rozchodziło się po prawie całym pieprzonym piętrze. Yoongiego ratowało tylko chowanie głowy w poduszkę. Pewnie przygruchała sobie kogoś z obsługi, myślał, bo przecież sam jak najszybciej odłączył się od reszty rodziny. Miała nadal zakaz chodzenia do swojego alfy, więc zadowoliła się omegą.

Yoongi zastanawiał się, czy on też by tak umiał - znaleźć sobie kogoś na jedną noc, albo bardziej romantycznie - prawdziwą miłość. Jakąś omegę, z którą wychowałby dziecko i która mieszkałaby z nim pod jednym dachem. Do tej pory nie umiał znaleźć sobie nawet przyjaciela, więc wątpił, by nagle ktoś do szaleństwa by się w nim zakochał. W jego głowie pojawiła się też myśl o zazdrości. Czy gdyby był z kimś na poważnie, to czy nadal mógłby chodzić do Hoseoka? Czy jego omega mogłaby chodzić do jakiejś swojej alfy? A może dzieliliby się alfą, chodząc do niego jednocześnie? Tego chyba by nie chciał. Niewiele działo się podczas jego spotkań z Hoseokiem, ale traktował wizyty u niego jako coś intymnego. Nie licząc oczywiście seksu podczas rui. To biło przecież wszystkie rekordy intymności. Ale same ich "rozmowy" były dla niego specjalne i nie chciał nikomu o nich mówić. Mogli mieć przecież z alfą jakiś wspólny sekret, prawda?

Większą część nocy przeleżał, myśląc o Hoseoku, a rano jako pierwszy stawił się spakowany i gotowy do drogi. Miał nadzieję od razu zobaczyć się z mężczyzną, więc jak samochód zatrzymał się na żwirowym polu przed rezydencją, Yoongi od razu wysiadł, śpiesząc się, by poszukać nadzorcy. Nie zawracał sobie głowy nawet przebieraniem się w coś, w czym zazwyczaj chodził po domu. Po prostu od razu nogi zaprowadziły go na piętro do pokoju alfy, do którego na szczęście nadzorca bez problemu go wpuścił.

Hoseoka zastał przy stole. Oczywiście związanego odpowiednio i ubranego w swój standardowy strój w barwach jego domu. Nie zareagował niczym szczególnym na jego widok, bo jednak jego pole manewru w wyrażaniu emocji było mocno ograniczone. Kiedy Yoongi się zbliżył i kucnął przy nim, by po chwili delikatnie zacząć głaskać jego rękę, nie odsunął się ani nie uciekł wzrokiem. Omega pomyślał, że dla swojego własnego dobra pewnie woli udawać, że wcale nie zbiera mu się znowu na płacz.

- Tęskniłem. Dużo o tobie myślałem... - przyznał, dalej głaszcząc rękę, dotykając cienkich, ciemnych włosów na przedramionach. - Ty... też tęskniłeś? - zapytał, wiedząc, że alfa może jedynie skłamać. I tak jak się spodziewał, Hoseok odmrugnął jedynie raz, co oznaczało "tak".

Yoongi chciał się przytulić. Chciał powiedzieć coś więcej; przeprosić może? Zrozumieć, co się dookoła niego dzieje. W spojrzeniu mężczyzny nie odnalazł niczego. Żadnych emocji, jedynie obojętność. Może Hoseok chował w sobie strach i obrzydzenie, bo radości Yoongi od niego nie oczekiwał. Marzył o tym, by kiedyś, choć raz w całym swoim życiu sprawić, że alfa się dzięki niemu szczerze uśmiechnie. W jego głowie zakiełkowała myśl, że chciałby kiedyś zobaczyć tego mężczyznę... wolnego. Szczęśliwego, wolnego i jego.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top