I'll seek you out
Yoongi
Odkąd pamiętał, najbardziej wyczekiwał zawsze lekcji pianina. Przez jakiś okres jego nastoletniego buntu była to jedyna lekcja na jaką w ogóle chodził. Dziś był już po zajęciach z literatury i muzyki, a także po egzaminie z ekonomii, który ku jego wcześniejszym obawom, okazał się nad wyraz łatwy. Ostatnim na dziś zapisanym puntem w jego harmonogramie było pianino i Yoongi siedział już przed instrumentem w oczekiwaniu na nauczyciela. Przeglądał zeszyt z nutami, jaki wziął ze swojego pokoju i zastanawiał się, czy dziś w końcu uda mu się zagrać całą melodię poprawnie. Ćwiczył trudną piosenkę i pani Choi obiecała mu, że jeśli nauczy się jej przed końcem semestru, znajdzie mu do niej jakąś śpiewaczkę, by mógł wystąpić w teatrze na bankiecie charytatywnym.
Jednak o odpowiedniej porze zamiast pani Choi, do sali muzycznej weszła jedna z jego służek. Pokłoniła się lekko i posłała chłopakowi przy pianinie przepraszający uśmiech.
- Pani Min prosi panicza na dół – powiedziała tylko, na co Yoongi od razu się zezłościł.
- Teraz? Zaraz zaczyna się lekcja.
- Obawiam się, paniczu, że dziś została ona odwołana.
- Dlaczego?
Służąca westchnęła, pozostawiając go bez odpowiedzi, a chłopak poczuł, jak ze złości jego policzki nabierają czerwonego koloru. Nie czekając na tłumaczenia, wstał z siedzenia i minąwszy kobietę, ruszył w dół na parter rezydencji. Sunął dłonią po chłodnej, biało-szarej, marmurowej poręczy i liczył schodki, które po piętnastym zakręcały się w spiralę. Z korytarza został już tylko kawałek do salonu, gdzie Yoongi odnalazł matkę.
Siedziała w swoim ulubionym fotelu, ale nie trzymała nóg na podnóżku. Na stopach nadal miała wyjściowe obcasy, a nie domowe obuwie, więc chłopak wywnioskował, że dopiero zdążyła wrócić z miasta. Nosiła też swój wyjściowy strój, pozbywając się wcześniej jedynie płaszcza. Zaraz za Yoongim, do salonu weszła służąca, ale inna niż ta, która przyszła do niego do sali muzycznej. Postawiła na stoliku tacę i zaczęła zdejmować z niej po kolei dzbanek z herbatą, dwie filiżanki i ulubione, francuskie ciasteczka Yoongiego. Potem wyszła, więc chłopak został sam na sam z matką, otoczony dziesiątkami przypatrujących im się marmurowych twarzy.
Patrzyły na niego białe, puste oczy rzeźb, którymi usłany był cały pokój. Na kominku stała sama głowa, ale to właśnie jej spojrzenie zawsze wydawało się paniczowi najbardziej chłodne. Nie licząc oczywiście wzroku jego własnej matki.
- Yoongi – zaczęła, wskazując ruchem ręki na stolik, gdzie rozłożone były łakocie i herbata. – Wiem, że miałeś mieć lekcję pianina, ale pomyślałam, że powiem ci od razu, bo to ważne.
- Chodzi o niespodziankę? – zapytał, czując jak krew zaczyna szybciej krążyć w jego żyłach. Nie umiał ukryć lekkiego uśmiechu.
- Tak, właściwie to tak. Ale chciałabym porozmawiać w ogóle o twoich urodzinach. To już za miesiąc, więc musimy porozsyłać zaproszenia.
- Obiecałaś, że obejdzie się bez balu.
- Tak, ale nie obejdzie się bez podwieczorku. Takie okazje są nie tylko do świętowania, ale i do interesów, już ci to tłumaczyłam – westchnęła, sięgając jako pierwsza po filiżankę. – W każdym razie będzie uroczysta kolacja z okazji twoich urodzin. Listą gości zajmę się sama. Wystąpisz na pianinie ku uciesze gubernatora i pani burmistrz, a twój brat będzie miał sposobność, by ogłosić swoją ciążę. Jest już widoczna, więc to odpowiednia chwila.
- A co z niespodzianką?
- Tylko ona cię obchodzi? – mruknęła kobieta, kręcąc głową. Upiła trochę herbaty i odstawiła filiżankę na porcelanowy spodek.
- Powiedziałaś, że na osiemnaste urodziny zawsze jest ta najfajniejsza. Rok temu dostałem pianino. Co może być lepszego od srebrnego pianina?
- Coś, co pozwoli ci przetrwać twoją pierwszą ruję – odparła i z twarzy Yoongiego natychmiast znikł uśmiech, co rozbawiło jego matkę. – Zawsze byłeś taki pruderyjny, czy to jakaś nowa moda?
- To chyba dość intymna sprawa...
- Nie, jeśli nosisz nazwisko Min. Masz prawo do alfy.
- Wiem.
- I skorzystasz z niego podczas swojej pierwszej rui. To ogromne szczęście. Nawet nie wiesz, ile omeg chciałoby być na twoim miejscu, Yoongi.
- Przecież się cieszę! – odparł, czując gorąco bijące od jego różowej twarzy. – Tylko... stresuję trochę.
- To zrozumiałe – odparła kobieta, wyciągając przez stolik do syna rękę. Posłała mu ciepły uśmiech i podsunęła bliżej niego talerzyk z ciastkami. – Ale zadbałam o to, byś miał jak najlepszego selekcjonera. Właśnie wróciłam z rozmowy odnośnie tego. Selekcjoner przyjedzie jutro, by wypytać o twoje preferencje i zbadać co nieco. Musisz mieć zgodność biologiczną z twoim alfą.
- O co będzie niby pytał?
- O to, jakiego chcesz alfę, oczywiście. Pokaże ci katalog, wypełnisz ankietę – mówiła, wzruszając ramionami. – Nie wstydź się i mów mu o swoich potrzebach. Żebyś później nie żałował. Oczywiście, jakby coś poszło nie tak to może mogłabym coś jeszcze zaradzić i zmienić ci alfę, ale wiesz, że to nie takie proste. Chcemy przecież kogoś czystego, nieużywanego, więc nie jest to też tani interes. Na szczęście miasto dobrze dba o rodziny takie jak nasza.
- Skoro częściowo pokrywają koszty to pewnie mają też jakieś wymagania, co? Gdzieś jest haczyk, mamo?
- Haczyk? – roześmiała się. – Jesteś Minem, a nie jakąś przypadkową omegą. Nie mogą wywierać na tobie żadnej presji. Nie będziesz musiał się dzielić, co to, to nie. Już zaznaczyłam u selekcjonera, że chcemy alfę na wyłączność. Nie upadłam przecież tak nisko, by dać wszystkim swoim dzieciom tą samą alfę. Będziesz miał go, czy też ją całego dla siebie. Tak jak twój brat i siostra mają swoich.
Yoongi kiwnął głową, nie starając się już ukrywać przed mamą swojego zawstydzenia, ale i radości. Czuł już od jakiegoś czasu, że jego pierwsza ruja jest blisko. Zawsze nadchodziła po osiemnastych urodzinach i Yoongi liczył na to, że nie będzie musiał długo na nią czekać, jeśli ma mieć własnego alfę. Teraz chciał tylko, by jutrzejszy dzień naszedł jak najszybciej. Chciał już zobaczyć katalog selekcjonera i wybrać dla siebie kogoś odpowiedniego.
Mama pogłaskała go po policzku, kiedy przez chwilę chłopak nie odpowiadał.
- To najlepsza niespodzianka – powiedział w końcu, sięgając po francuskie ciasteczko. – Szczerze mówiąc, bałem się, że dostanę alfę po Tajoonie.
- Oh, nie – wzdrygnęła się. – Tajoon skarży się na swojego alfę, więc chyba sprzedamy go gdzieś dalej. Wallesowie ostatnio też sprzedali jedną swoją, bo była za stara i ośrodek dał za nią dużo pieniędzy, więc za tak młodego alfę na pewno będzie duży profit. Może selekcjoner na to coś poradzi, jutro go zapytam.
- A ten ośrodek... jak oddamy alfę to co z nim zrobią? – dopytał Yoongi, a pani Min znów wzruszyła ramionami.
- W ośrodkach mieszkają już wcześniej oddane do użytku publicznego alfy. Zazwyczaj kupuje je ktoś trochę mniej zamożny albo handluje się nimi dalej. W wiadomościach mówili coś o Tajlandii, gdzie jest obecnie najmniejszy odsetek alf, więc kupują co mogą, nawet najstarsze i najbardziej zużyte osobniki.
- A mój będzie nowy?
- Tak, kochanie. Twój będzie z Ogrodu.
Yoongi znów uśmiechnął się zawstydzony. O Ogrodzie wcześniej słyszał wiele plotek, więc nie wypytywał dalej matki. Mówiło się, że alfy tam "dojrzewają". Dorastają, aż nie stają się użyteczne, czyli zdolne do rozmnażania. Yoongi pomyślał więc, że tak jak on całe życie czekał na uzyskanie pełnoletności, tak jego alfa całe życie czekał w Ogrodzie na niego.
- Pomyśl nad repertuarem dla gości podwieczorku. Pamiętaj, że przyjdzie dyrektor teatru. Cztery lata temu zachwycił się Tajoonem, może w tym roku zachwyci się twoją grą? – rzuciła, znów głaskając skórę różowego policzka syna. – To co? Omówimy ten podwieczorek? Zawołaj służącą, trzeba zacząć od menu i kwiatów.
Jimin
Nie stresował się badaniami, tak jak inni czekający na swoją kolej. Wlepiał wzrok w ekran komórki, zajęty odpisywaniem na komentarze pod swoim ostatnim postem. Starał się skupić na treści, ale rozpraszały go podekscytowane głosy dochodzące dosłownie zewsząd. Dookoła niego roiło się od innych uczniów jego liceum. Przynajmniej był plus tych całych badań - mieli wolne od matmy. Niestety minusów było więcej.
Jimin nasłuchał się od starszych kolegów, jak wyglądają takie badania. Były bardzo dokładne, a więc i długie, a zdarzało się, że ci nieco wrażliwsi odlatywali podczas testów. Jimin nie bał się ani pobierania krwi, ani też tych wszystkich szczepień, ale był bardziej, niż pewny, że jak tylko wprowadzą go do tej dziwnej tuby i podadzą te kolorowe proszki, zrobi mu się niedobrze.
Był czwarty w kolejce, gdy podsłuchał rozmowę dwóch omeg, stojących dwa rzędy obok niego. Nie żeby miał jakiś specjalnie wyczulony słuch. Po prostu dziewczyny z trzeciej C trajkotały jak najęte.
- Słyszałam, że mają w tym roku ogłosić dwóch wybrańców - plotkowała jedna, na co kilka głów zwróciło się w jej stronę. - To przez to, że nasze miasto przekroczyło jakąś tam liczbę mieszkańców.
- Dwóch wybrańców jest dla miast dwumilionowych - odparła druga omega, na co ta pierwsza wzruszyła ramionami.
- No to nie wiem, może chodziło o coś innego. Ale podobno ma być dwóch.
- Na pewno nie będzie dwóch - wtrącił się jakiś chłopak, ale dziewczyny zignorowały go. Ponownie odezwała się pierwsza.
- Dwóch nam się należy. W końcu mamy tylko kilka rodzin z wyższych sfer, a oni zawsze mają alfy.
- Niektórym rodzinom przypada więcej, niż jeden alfa.
- To niesprawiedliwe - żachnęła się omega, zakładając ręce na piersiach. - Powinien być jeden alfa na każdą taką rodzinę. Wtedy byłoby więcej wybrańców.
- Wybrańcy nie są na rękę gubernatorstwu - odparł ten sam, wcześniej wtrącający się chłopak. Wtedy w końcu omegi odwróciły się w jego stronę. - No bo pomyślcie... taki wybraniec jest genetycznie idealnie dopasowany do alfy. Dlatego istnieje prawie zerowa szansa na to, że ciąża nie będzie donoszona. Takie ryzyko jest znacznie wyższe w przypadku bogatych rodzin. Nawet jeśli selekcjonują alfy to ich zgodność może wynosić pewnie z osiemdziesiąt procent. Wybraniec musi być zgodny w stu procentach.
- A co, jeśli jest więcej niż jedna osoba ze zgodnością stuprocentową?
Chłopak wzruszył ramionami. Stojąca za mną dziewczyna zabrała głos.
- Słyszałam plotkę, że wtedy alfa sobie wybiera kogo chce spośród wybrańców.
Jimina zaskoczył głośny śmiech połowy sali. Omega za nim zaczerwieniła się i skuliła nieco. On sam poczuł, jak nieco szybciej bije mu serce.
To był chyba koniec rozmowy. Jimin zrobił krok do przodu, gdy do gabinetu zawołano kolejną osobę. Nie mógł już się skupić na odpisywaniu fanom swojego małego, czytelniczego profilu. Gapił się w komórkę, ale myślał o słowach usłyszanych przed chwilą. Już kiedyś tata powiedział mu coś podobnego o gubernatorstwu. Że gdyby mogli, znieśliby możliwość zapładniania wybrańców, ale po kilku latach uświadomiliby sobie, że nie ma kto dla nich pracować. Populacja i tak drastycznie malała. Alf było jak na lekarstwo. Niewielki odsetek zapłodnień nie odbywał się dzięki invitro. Wybraniec był więc szczęściarzem. Tak przynajmniej uważała większość. Zazdroszczono im, choć panowała powszechna nienawiść do alf. Jiminowi chciało się śmiać z ich hikopryzji. Skoro społeczeństwo tak bardzo gardziło alfami, to dlaczego w kolejce na badania stało teraz dwieście omeg, a był to dopiero pierwszy dzień wyborów? Gdyby naprawdę ich nienawidzono, wszystkie zapłodnienia byłyby sztuczne. Gdyby ich nienawidzono, bogate rodziny nie wykupywałyby ich sobie i nie chwaliłyby się nimi na bankietach, jakby byli drogim futrem, czy diamentowym naszyjnikiem.
Omega stał nieruchomo, pogrążony we własnych myślach, gdy ktoś nie położył mu dłoni na ramieniu. To była ta sama dziewczyna, z której chwilę temu wszyscy się śmiali. Powiedziała, by się przesunął. No tak, nie zauważył nawet, kiedy kolejna osoba zniknęła w gabinecie.
Rozejrzał się po swojej klasie. Kilka dziewczyn gorączkowo przeżywało nadchodzące badania. Inne w milczeniu przyglądały się wiszącemu na ścianie zegarowi. Chłopców było mniej. Większość miała już badania za sobą, bo kolejka szła alfabetycznie, a w ich klasie było ośmiu Kimów i byli to sami faceci. Jimin wiedział, że jeszcze tylko jedna osoba i będzie następny.
Chciał to mieć już z głowy. Zgodził się na tą farsę tylko ze względu na swojego ojca, który z jakiegoś powodu uparł się, by jego syn poszedł na badania już w pierwszej turze. To zwiększało szansę na zostanie wybranym. Jeśli w pierwszej turze był jakiś wybraniec, nie robiło się kolejnych testów. Liczyły się wtedy tylko te z pierwszego dnia. Gdyby to od niego zależało, w ogóle by nie poszedł. Nie chciał mieć dzieci. Jak na razie nie było obowiązku rodzenia, ale z każdym rokiem zmniejszania się populacji, politycy wpadali na coraz dziwniejsze pomysły. W Korei nie było na razie przymusu ani testów, ani invitro. Skoro jednak można było iść się przebadać, zamiast siedzieć na lekcjach, Jimin wolał dać sobie pobrać krew i zrobić parę wymazów. Właściwie to liczył na to, że w ogóle okaże się niezdolny do rozmnażania. Wtedy ojciec da mu spokój, myślał.
Kiedy stał w kolejce jako pierwszy, poczuł jak lekko pocą mu się ręce. Chyba nagle mi odbiło, powiedział sam do siebie po cichu. Szansa na bycie wybranym jest znikoma, więc czemu teraz się martwię, zastanawiał się.
W testach co roku brały udział tysiące osiemnastolatków. W zeszłym roku urząd statystyczny w ich mieście podał, że padł rekord najmniejszej liczby przetestowanych omeg, a ta liczba i tak wynosiła więcej, niż piętnaście tysięcy. Jeśli w tym roku byłoby podobnie, szansa na bycie wybrańcem będzie mniejsza niż szansa na zostanie potrąconym przez samochód w drodze na badania.
Logiczne argumenty nie przekonywały jednak omegi, który nie dość, że coraz intensywniej się pocił to jeszcze poczuł, jak nierówno bije mu serce. Gdy pielęgniarka poprosiła go do gabinetu, o mało co nie zemdlał.
Na kozetce patrzył wszędzie, tylko nie na swoje ramię, w które wbita była igła. Pobrano mu krew, potem coś wstrzyknięto i musiał wypić jakieś paskudztwo. W następnej kolejce czekał pół godziny, aż nie zwolni się miejsce w cudacznym skanerze, gdzie spędził ponad kwadrans, ubrany w kombinezon kosmonauty. Najgorzej było oczywiście z wymazem, bo choć nie był to jego pierwszy raz u ginekologa to czuł się tym razem wyjątkowo podle z nogami w powietrzu i czyjąś łapą w swoich spodniach. Po wyjściu z kliniki miał zawroty głowy, ale ani mu się śniło wracać tam i prosić o pomoc. Zamiast tego spędził kilka minut na ławce w parku, aż nie zrobiło mu się zimno. Przeklął w myślach styczniowy śnieg i podreptał na przystanek.
Był pewny, że po badaniach nagle mu ulży, ale czuł wewnętrzny niepokój. Ani razu nie przyszło mu do głowy, że może być wybrany, ale nie umiał odpędzić od siebie myśli, że coś jest nie tak. Jego ojciec od razu wyłapał podczas kolacji jego gorszy nastrój.
- No mów. Widzę, że coś cię gryzie.
- Nie gryzie.
- Bujać to my, a nie nas - oparł Pilwoo Park, świdrując wzrokiem twarz dziecka. - Chodzi, jak mniemam, o badania.
- Głupie to.
- Co jest głupie?
- Ten system.
Jimin odłożył na bok swoje pałeczki. Odechciało mu się jeść.
- Nie ty pierwszy i nie ostatni buntujesz się przeciwko systemowi, ale z doświadczenia powiem ci tylko, że twoja złość nie ma większego sensu. Pewnie nie to chciałbyś teraz usłyszeć, ale możesz sobie napisać na piórniku "pieprzyć system", a pokój obkleić antyrządowymi plakatami, ale jeśli pozwolisz się aresztować, nie przyjdę ci z pomocą. Nie dlatego, że nie będę chciał, a dlatego, że zanim dostanę szansę na uratowanie cię, Gubernatorstwo zetnie cię w jakimś swoim politycznym więzieniu.
- Chciałem tylko usłyszeć, że będzie dobrze. Twoja gadka tylko pogarsza sprawę, tato.
- To o co tak naprawdę chodzi?
Jimin westchnął. Ojciec wystawił do niego rękę, ale nie umiał jej teraz przyjąć.
- O to, że nie chcę mieć dzieci.
- Może kiedyś będziesz chciał.
- Wybrańca wybiera się przed pierwszą rują. Jak nie zostanę nim w tym roku to już nigdy nim nie zostanę. Poza tym... uważam to wszystko za żałosne. Omegi szczycą się tym, że przejęły władze, że władza alf została kiedyś obalona. I co? Chyba niekoniecznie została obalona, skoro nadal tak bardzo boimy się alf, że trzymamy je w ośrodkach, które no, umówmy się, nie różnią się niczym od więzienia. Gdybyśmy naprawdę byli silni...
- To co? - wtrącił się ojciec i dopiero wtedy Jimin odważył się na niego spojrzeć. - Chodziliby wolno po ulicach? Alfy są groźne, Jimin. Nie bez powodu są uwiązane i zamknięte. Ty nie pamiętasz tych czasów, ale kiedyś było inaczej. Zupełnie, kurwa, inaczej.
- Pamiętam Taehyunga - odparł, zaraz czerwieniąc się na twarzy. - Mojego pierwszego w życiu i jedynego prawdziwego przyjaciela. Moją bratnią duszę.
- To było jak mieliście po pięć lat. Niewiele go pamiętasz, Jiminnie.
- I nie miałem szansy go poznać, bo był alfą - powiedział gorzko, zaraz wstając od stołu, mamrotając coś, że stracił apetyt.
Noc dłużyła mu się w nieskończoność. Wiercił się i nasłuchiwał odgłosów ulicy. W ich mieszkaniu dało się słyszeć dosłownie wszystko; kłócące się siostry bliźniaczki z drugiego piętra, szczekanie psa mieszkającego ze staruszką spod ósemki i płacz nowonarodzonej dziewczynki z parteru. Na samej ulicy był niewielki ruch. Raz ktoś zamówił taksówkę. Odgłos szpilek sugerował, że jakaś omega wracała nieźle wstawiona. Jimin pomyślał, że tata zaraz wykorzystałby tą sytuację i wypomniał, że gdyby alfy nie zniknęły, żadna omega nie mogłaby bezpiecznie wrócić w nocy sama do domu. Choć słowo "zniknęły" nie było odpowiednim określeniem. Nie wymarły, jak dinozaury. A przynajmniej nie wszystkie. Po prostu zamknięto je. Schowano. Dla dobra większości społeczeństwa.
Około piątej zasnął, ale już o siódmej czekała go pobudka. Myślał, czy nie zostać tego dnia w domu, ale w końcu zebrał się do szkoły. Jak się okazało nie zabawił tam długo, bo już po pierwszej lekcji dyrektor poprosił go do swojego gabinetu.
Zajekurwabiście, pomyślał, mając nadzieję, że nie wzywają go przez to, że raz, czy dwa komuś zhandlował w szkole trawkę. Kiedy jednak dyrektor oznajmił, że przyszły jego wyniki z laboratorium, przeszło mu przez myśl, że jednak wolałby iść siedzieć za dilowanie.
|Witam całe szanowne zgromadzenie w nowym ficzku ✨
Po pierwsze BARDZO ŁADNIE PROSZĘ przeczytać dokładnie ostrzeżenia w opisie, bo ta praca może się okazać dla kogoś zbyt mocna/obrzydliwa/wulgarna/okrutna itp. w razie pytań - zapraszam na priv. Odpisuję zawsze i każdemu, jak tylko mam czas (chyba że ktoś coś reklamuje).
Po drugie - jeśli jest tu ktoś, kto lubi tylko jikooki albo tylko yoonseoki to mam złą informacje. Akcja jest ważna zarówno dla jednej, jak i drugiej pary. Więc proszę zastanowić się najpierw, czy na pewno jest to fanfiction dla was ✨
Widzimy się w każdą środę i niedzielę przez kolejne 10 tygodni!
Jednocześnie zapraszam też na your history, czyli jikooka, który nadal jest aktualizowany, a który jest dużo, dużo lżejszy od eyes on fire.
Mam nadzieję, że ci, którzy zdecydują się na czytanie, będą zadowoleni 💜 |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top