I got nothing for you to gain
Jimin
- Wszystko dobrze? - zapytał doktor, zaklejając plastrem wkłucie po igle. Jimin przycisnął do zgięcia w łokciu palce, by znów nie zrobił mu się siniak. - Jesteś dziś jakiś spięty, Jimin. Drżysz. Przeziębiłeś się?
- Może trochę - odparł omega, którego strach był bardziej niż oczywisty. Posyłał lekarzowi uśmiech, ale nie umiał ukryć swoich trzęsących się rąk. I tak miał szczęście, że podczas pobierania krwi lekarz zdołał wbić mu się w żyłę, choć siedział niespokojnie i wiercił się na krześle.
Martwiło go, że jeden ruch dzieli go od spalenia za sobą wszystkich mostów. W kieszeni szpitalnego ubrania miał napełnioną środkiem usypiającym strzykawkę. Dzień wcześniej cudem zwinął ze stolika dwa słoiczki z różnymi substancjami, a potem drugi raz uśmiechnęło się do niego szczęście, gdy miał moment na schylenie się do śmietnika na odpady medyczne po strzykawkę, którą wcześniej pobierano mu krew do badań. Nie przejmował się teraz zanieczyszczoną igłą, która wcześniej przebiła mu skórę. I tak nie wiedział, czy wstrzyknięcie jakiejkolwiek dawki leku nie będzie dla lekarza śmiertelne. Miał więc w poważaniu ewentualne zakażenia krwi.
W pokoju miał czas przeczytać opakowania dwóch leków, jakie ukradł. Może jego szczęście było niewyczerpalne, a może w Ośrodku-Więzieniu jedyne medykamenty, jakie można było znaleźć na każdym kroku służyły do aplikowania w alfy lub w ciężarnych? A co można było podawać alfom poza środkami uspokajającymi? Jimin miał więc w rękach jeden bezużyteczny zbiór witamin i buteleczkę benzodiazepiny. Przed wyjściem na badania, pobrał strzykawką największą możliwą ilość leku i schowawszy ją do kieszeni, poszedł na rutynową kontrolę. Teraz więc zostało mu czekać na dobrą okazję. Chwilę przed wejściem do gabinetu pomyślał, że żałuje, że podczas ostatniej telefonicznej rozmowy z tatą nie powiedział mu niczego, co zasugerowałoby ojcu, że to ich ostatnia rozmowa. Ograniczył się do "kocham cię" zaraz przez rozłączeniem.
Analizator mielił przez chwilę wcześniej pobraną Jiminowi krew i omega czekał na krześle w oczekiwaniu na wynik. Po chwili doktor podszedł do maszyny i rzucając mu smutne spojrzenie, powiedział, że niestety i tym razem wynik jest negatywny.
- Dziś też pójdziesz do alfy? - zapytał od razu i Jimin kiwnął głową. Nadal ręce mu się trzęsły, ale na szczęście lekarz wrócił do biurka, musząc zapisać wynik dzisiejszego testu w programie. - Macie jeszcze czas, ale gdybyś chciał mógłbym dać wam coś na poprawę libido.
- Chyba nie trzeba.
- To może coś dla alfy, jeśli sam nie chcesz nic brać? - dopytał i widząc jak omega wzrusza ramionami, wstał i podszedł do szafki, w której trzymał lekarstwa.
Był odwrócony tyłem i Jimin poczuł, jak jego serce przyśpiesza. Mocniej zacisnął dłonie na strzykawce w kieszeni, ale doktor zdążył się odwrócić nim chłopak ruszył się z krzesła.
- Każę mu to dodać do posiłku. Jutro więc na pewno zauważysz efekty - uśmiechnął się znacząco i Jimin odwzajemnił uśmiech.
Lekarz wrócił do komputera. Jiminowi było gorąco na samą myśl o wstaniu z miejsca i wyjęciu z kieszeni swojej niespodzianki. Nie mógł się jednak teraz wycofać. Jego porażka mogła ich później słono kosztować.
- Może zmierzę ci temperaturę? Wydajesz się dziś naprawdę słabo czuć - powiedział lekarz z troską w głosie, od której Jiminowi zrobiło się jeszcze gorzej. Znów podszedł do jednej z szafek. - Gdzieś tu miałem nowy termometr, bo ten nowy, bezdotykowy niestety szlag trafił - tłumaczył i kiedy kucnął do najniższej szafki, omega powoli, ostrożnie wstał z krzesła.
Później wszystko działo się jakby w przyśpieszonym tempie. Jimin czuł w dłoni chłód strzykawki z lekarstwem, a chwilę później leżała już ona pusta na ziemi, gdy zaskoczony lekarz obracał się w jego stronę, trzymając się za szyję. Zrobił jeszcze krok, czy dwa, zapytał, co się dzieje i padł najpierw na jedno kolano, a potem trzymając się biurka powoli opadał twarzą do ziemi.
Omega nie wiedział, jak długo będzie działał lek. Nie miał pojęcia, czy wstrzyknięta dawka nie była śmiertelna. Nie mógł jednak ryzykować. Nadal trzęsącymi się, spoconymi dłońmi, wyjął pasek ze szlufek spodni lekarza i związał mu na wszelki wypadek nadgarstki, zaraz przeciągając ciało mężczyzny do łazienki. Klucz do gabinetu leżał na biurku, więc uznał, że zamknie gabinet, bo choć mogli stracić czas przy otwieraniu drzwi, nie mogli ryzykować tym, że ktoś znajdzie mężczyznę nieprzytomnego.
Gdy Jimin wyszedł na korytarz, dziesięć razy obejrzał się za siebie, nim w końcu postanowił zakluczyć drzwi, choć trafienie nimi do zamka zdawało się wręcz niemożliwe. Tak cholernie się bał... tak bardzo się trząsł... Miał wrażenie, jakby to co się dzieje było tylko jego wykreowaną w głowie wizją. Wiele razy w nocy wyobrażał sobie, jak wyglądać będzie jego ucieczka. Teraz miał się przekonać, czy plany i ryzyko się opłacą. Jeśli nie – do końca dnia ktoś go zabije. Tego był pewien.
Zawsze, gdy chciał zobaczyć się z alfą, musiał zejść do omegi siedzącej w czymś, co służyło za recepcję i dopiero ona wzywała strażników, którzy prowadzili go do Jeongguka. Dziś nie było inaczej. Jimin poprosił o wizytę, a kobieta zadzwoniła po ochronę, która po niecałych dwóch minutach, które dłużyły się w nieskończoność, zeszła do recepcji i zaprowadziła omegę na pierwsze piętro.
Wpuścili Jimina do środka bez słowa i odeszli. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, omega popędził do sypialni, zastając tam alfę leżącego na łóżku. Już po samej minie omegi, alfa wywnioskował, że tak – to naprawdę się dzieje. Jimin na chwilę usiadł przy łóżku, chcąc uspokoić oddech. Odwiązał sprzączki przy masce, ale nie mógł jej zdjąć, by ochrona nie zorientowała się, że alfa jest bez kagańca. Odpiął więc tylko te zasłony, które były z tyłu, by nic nie wyglądało podejrzanie.
- Lekarz jest uśpiony. Mam klucz do jego gabinetu - powiedział, sprawdzając po kieszeniach, czy klucz magicznie nie wypadł z którejś z nich. - Dajmy z siebie wszystko, Jeongguk - dodał jeszcze i alfa kiwnął głową na tyle, na ile mógł. Jimin poszedł więc do łazienki.
Wcześniej zastanawiał się, czy nie lepiej będzie wyłamać rurę od prysznica, ale uznał, że przecież gdyby od tak sobie leżała na ziemi, ochrona zorientowałaby się, że coś jest do cholery nie tak. Musiał więc zadowolić się faktycznie kubkiem, bo w jego prowizorycznej kuchni nie było sztućców, a talerz mógł co najwyżej rozciąć komuś skórę. Walnięcie kubkiem mogło zamroczyć na dłużej. Schował go więc do kieszeni, a potem zgodnie z planem podszedł do komunikatora przy drzwiach, by zawołać ochronę.
Bał się. Miał w głowie najczarniejsze scenariusze. Może nagle tym razem powiedzą mu, że ma się zadowolić alfą na łóżku? Może ktoś już zauważył brak doktora? Może jego zachowanie przyciągnęło uwagę innych ludzi z Ośrodka-Więzienia?
Recepcja przyjęła zgłoszenie. Ochronie zajęło jakieś dwadzieścia sekund wrócenie na piętro.
- Przepiąć go do klatki? - zapytał jeden z ochroniarzy i Jimin kiwnął głową.
Było ich jak zawsze dwóch. Kobieta i mężczyzna. Ona trzymała broń i kiedy tylko mężczyzna zaczął odpinać wszystkie zabezpieczenia przy łańcuchach przy nogach alfy, skierowała ją na Jeongguka. Jimin musiał poczekać aż odepną mu nogi i wezmą się za nadgarstki. Nadal świat zdawał się niebezpiecznie szybko wirować i Jiminowi do głowy przychodziło sto myśli na raz. Powtarzał sobie jednak w kółko, że to jego ostatnia szansa.
Pierwsza. Jedyna. Ostatnia.
Drugiej nie będzie. Gdy spojrzenia jego i alfy się spotkały, zrozumiał, że nie jest z tym sam. Musiał to zrobić dla nich obu. Dla Jeongguka, któremu odebrano wolność. I dla siebie samego, któremu zrobiono to samo tylko pod płaszczykiem działania dla jego dobra. Miał dość. Musiał walczyć. A na walkę nie było lepszego momentu od tego w tej chwili, dlatego wyjął kubek z kieszeni i uderzył nim z całej siły w skroń omegi stojącej z wymierzoną w alfę bronią dźwiękową.
Na dźwięk uderzenia, drugi ochroniarz odwrócił się w stronę przyjaciółki, ale wtedy Jeongguk wystawił wolną rękę, łapiąc mężczyznę za szyję.
Kobieta upadła na ziemię i choć na jej głowie pojawiła się krew, adrenalina kazała jej się podnieść. Jimin musiał być szybszy. Chwycił za broń dźwiękową, która spadła pod prawie samo łóżko i wymierzył omedze kolejne uderzenie w skroń. Nie patrzył, gdzie bije. Liczył się czas. Potem pognał do alfy i drugiego ochroniarza. Widział, jak dwójka siłuje się i jak strażnik próbuje sięgnąć do noża przy pasku. Zupełnie o nim zapomniał w tych nerwach. Gdy rzucił się z rękoma do dłoni mężczyzny, ten zdążył pokaleczyć go ostrzem i Jimin pisnął, ciągnąc za nóż mimo bólu. Dopiero gdy ten znalazł się w jego rękach, poczuł, jak skacze mu maksymalnie adrenalina i ciśnienie. Strażnik otwierał usta, by krzyknąć, ale wtedy alfa ścisnął go wyżej za gardło, aż głos nie ugrzązł mu w połowie drogi.
Nie pamiętał jaka była kolejność nachodzących zdarzeń. Wiedział, że to on przeciął sznurki w masce Jeongguka, uwalniając go od kagańca. Pamiętał, że dźgnął nożem omegę, która nieprzytomna leżała koło łóżka. Pamiętał też błysk szkarłatnych ślepi i ostrych kłów na moment przed tym, jak alfa zatopił zęby w szyi ochroniarza, aż krew nie trysnęła dookoła, a szarpiący się mężczyzna po niedługiej chwili bulgocząc i dusząc się czerwienią, wydał ostatnie tchnienie.
Na końcu musiał wyjąć z martwej dłoni klucze do ostatnich kajdan alfy, który siedział na łóżku i od wolności dzieliła go ta jedna, ostatnia kajdanka.
Kiedy jednak Jimin znalazł się koło niego i zauważył jak cała jego buzia od nosa w dół oblana była krwią, na moment się zawahał, przestraszył. Te wściekłe spojrzenie, obnażone zęby i siła zupełnie go przeraziły. Dopiero głos Jeongguka przypomniał mu o tym, że muszą być teraz szybsi, niż kiedykolwiek.
- Jimin - powiedział tylko alfa i wtedy omega w końcu wybrał odpowiedni klucz i odpiął łańcuch i kajdanki.
Jeongguk był więc wolny.
Kiedy zdejmował z ochroniarza ubranie, Jimin panikował, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Był bliski jakiegoś omdlenia i wiedział, że gdyby był tu sam, pewnie poderżnąłby sobie gardło, byle ten koszmar się skończył. Jeongguk szarpnął nim, gdy już założył na siebie w pośpiechu ciasne spodnie i zabrudzoną krwią kurtkę strażnika. Przypiął do bioder pasek i schował za nim oba noże.
- Musisz się teraz skupić - powiedział i omega kiwnął głową, choć zupełnie nie zrozumiał, co tamten mówi. Wtedy alfa złapał go za ramiona i mocno nim potrząsnął. - Droga do gabinetu lekarza. Którędy?
Jimin przełknął ślinę. Łzy spływały mu po policzkach, ale nie mógł ich teraz zawieść. Po prostu nie mógł.
Schylił się jeszcze raz do martwej strażniczki, by odnaleźć klucz do pokoju. Nie chciał przecież dzwonić przez komunikator, a ochrona wchodziła sama. Na szczęście szybko odnalazł który z nich był tym prawidłowym. Wtedy z bijącym sercem obaj wyszli na korytarz.
Mieli dosłownie kilka sekund. Wysoki alfa, nawet w przebraniu ochroniarza, choć strój ewidentnie był za mały, przyciągnąłby spojrzenie każdego. Nie mówiąc już o tym, że kurtka była brudna, tak samo jak jego twarz czy ręce. Jimina dłonie też pokrywała zastygająca krew. Mieli szczęście, że gabinety były na tym samym piętrze, co pokój alfy. Mieli też szczęście, bo idąca schodami w ich kierunku inna lekarka, przed wejściem w zakręt zorientowała się, że zapomniała z piętra telefonu i ostatecznie cofnęła się, przez co uniknęli konfrontacji. Mieli szczęście, że inna będąca w toalecie omega zanim wyszła na korytarz, przeszukała torebkę w poszukiwaniu szminki, bo kończyła właśnie pracę i chciała poprawić co nieco swój wygląd. I mieli szczęście, że Jimin ostatecznie wcześniej zamknął na klucz drzwi, bo inaczej dyrektor ośrodka wszedłby do gabinetu, a tak to widząc zamknięte drzwi skierował się do recepcji.
Gdy znaleźli się więc w gabinecie, obaj odetchnęli z ogromną ulgą. Jeongguk zamknął z powrotem drzwi na klucz od wewnątrz, podczas gdy Jimin sprawdził, czy doktor nadal leży związany w łazience. Albo spał, albo nie żył. Omega wolał tego nie sprawdzać.
Alfa otworzył okno. Gdy Jimin do niego podszedł, od razu osunął się na kolana. Pierwsze piętro nigdy wcześniej nie wydawało mu się tak wysoko, jak dziś. Złapał się za głowę, czując zbierającą się w gardle gulę.
- Nie dam rady. Połamiemy się.
Jeongguk wyjrzał ostrożnie przez okno. Po chwili zaśmiał się lekko.
- Jest rynna.
- Boję się...
- Wstawaj - powiedział, nie chcąc tracić czasu na kolejne wątpliwości. Złapawszy Jimina pod pachami, podniósł go do pionu. - Doszliśmy tak daleko. Zsuniesz się po rynnie. Potem pobiegniesz do parku. Będę tuż za tobą.
Jimin nie mógł protestować. Miał dziwne przeczucie, że Jeongguk prędzej wypchnąłby go z tego okna niż pozwolił mu tu stać i beczeć w nieskończoność. Wyjrzał przez okno, wypatrując w parku ludzi. Ośrodek był na odludziu. Niczym dziwnym był więc brak żywej duszy w pobliżu, choć była dopiero pora lunchu.
Jeongguk w tym czasie pogrzebał po szafkach. Kilka rzeczy pochował sobie po kieszeniach, a kiedy z powrotem podszedł do okna, złapał omegę w talii i uniósł, a spanikowany Jimin nie miał wyjścia - musiał stanąć na parapecie i się pośpieszyć.
- Kucnij. Trzymaj się rękoma parapetu. Podam ci rękę. Potem chwyć rynnę.
Jimin nie myślał zbyt wiele. Po prostu przytakiwał i robił, co kazał mu alfa. Bał się puścić jego ręki, choć ta była śliska od krwi, a jego własna dłoń sama mocno krwawiła od spotkania z nożem. Musiał więc w końcu faktycznie spróbować sięgnąć najpierw ręką, potem nogami rynny.
Znalazł się na dole zaskakująco szybko i nie oglądając się za siebie, rzucił się biegiem do parku. Dopiero w otoczeniu drzew poczuł się... wolny.
Schował się za grubym pieniem, ciągle nerwowo rozglądając się dookoła, ale towarzyszyły mu jedynie ptaki. Widział, jak alfa schodzi po rynnie, tak samo jak wcześniej on. Potem zaczął biec i biegł tak szybko, że Jimin pomyślał, że zaraz minie go i zostawi w tyle, ale Jeongguk przebiegając obok złapał za rękę omegi, by puścić się biegiem po wolność razem z nim.
Adrenalina i stres dawały im siły, ale jednocześnie, gdy emocje trochę opadły, a im udało się wydostać z parku, by dalej biec przez polanę i zaraz ciągnącą się za nią leśną ścieżkę, poczuli się zmęczeni.
- Z-zwolnij! - rzucił ostatkiem sił Jimin, gdy nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Jeonggukowi też zaczynało brakować tchu.
Musieli choć na chwilę się zatrzymać. Gdy w końcu stanęli pośrodku lasu, omega zgiął się w pół, czując jakby miał zaraz zwymiotować. Usiadł na trawie, próbując uspokoić bicie serca. Jeongguk za to rozglądał się dookoła. Patrzył na drzewa dookoła i po chwili zaczął się śmiać. Jimin pomyślał, że mu odbiło, ale kiedy przypomniał sobie, jak długie było cierpienie chłopaka, sam dołączył do jego śmiechu. Byli wolni. Choćby na tą krótką chwilę.
Jeongguk wyglądał zaskakująco pięknie, gdy się śmiał. Choć starał się zetrzeć z twarzy krew, nadal jakaś jej część nie chciała zejść. Mimo to jego buzia była przepiękna. Szeroki uśmiech i ładne, proste zęby go zdobiące pasowały do tej chwili. Długie włosy wpadały mu w oczy, a kurtka strażnika sięgała ledwie przed biodra. Za małe buty go uwierały, ale nie przejmował się tym. Był z powrotem w lesie. Może nie w tym, który tak dobrze znał, może nie w swoim domu, ale w lesie, czyli gdzieś, gdzie czuł się dobrze. Czuł się sobą. I to było widać - tą momentalną zmianę w jego ekspresji.
Gdy Jimin wstał, alfa od razu zwrócił ku niemu swój wzrok. Patrzyli na siebie przez chwilę. Wcześniej omega bał się, że alfa zabije go, jak tylko posmakuje wolności. W przypływie chwili nie wziął z ośrodka broni dźwiękowej, a alfa miał ze sobą dwa noże. Mógłby pozbyć się go w kilka sekund. Mimo to, Jimin miał przeczucie, które mówiło mu, że nie musi się bać. Zaufał mu wcześniej, zdejmując kaganiec, oddając mu prawo głosu. Teraz poczuł, że dobrze zrobił, wybierając bunt. Widząc uśmiech na twarzy chłopaka, miał ochotę się rozpłakać. Jeongguk w niczym nie przypominał już groźnego samca z czerwonymi oczami, choć zagryzł na śmierć inną omegę.
Alfa zrobił kilka kroków do niego, a kiedy stanęli naprzeciwko siebie, nie zastanawiając się dłużej, obiema rękoma złapał po obu stronach głowę Jimina i schylając się, przyciągnął go do pocałunku.
Całował go zachłannie, szybko pogłębiając pocałunek, choć omega nie wiedział co powinien robić. Nigdy wcześniej nikt go nie całował, ale teraz myślał, że w ten sposób mógłby całować się w nieskończoność.
Jeongguk zmniejszył ich dystans tak, że ciasno przylegali do siebie torsami, a potem wplątał palce w jasne włosy omegi, który cofnął się tak, że teraz opierali się o jedno z drzew.
Jimina usta były pulchne i słodkie, mimo wielu ran po ciągłym podgryzaniu ich z nerwów, a te Jeongguka suche i podrażnione, ale pożądliwe i spragnione. I były dobre. Tak dobre, że nie można było się od nich odkleić. Kiedyś jednak musiał nadejść ten moment, bo w końcu alfa odsunął się, na moment jeszcze z zamkniętymi oczami pozostając przy Jiminie, opierając swoje czoło o to jego. Jego ręce wciąż trzymały go blisko, nie chcąc puścić jego buzi.
- Gdybym wcześniej nie miał kajdan - odezwał się w końcu Jeongguk – to pocałowałbym cię dużo wcześniej.
|Miał być wczoraj, ale od trzech dni jestem w trasie, zrobiłam jakieś milion kilometrów i miałam laga mózgu, dziękuję, dobranoc 😅|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top