Felling any foe with my gaze
Jimin
Las był taki, jakim go zapamiętał. Zimno. Ciemno. Wilgotno.
Tym razem jednak był lepiej przygotowany do podróży. Miał na sobie więcej ubrań, prowiant, wodę i śpiwór. Mimo to czuł się okropnie i trząsł się ze strachu bardziej, niż kiedy uciekali tą samą drogą z Ośrodka-Więzienia. Może dlatego, że wtedy biegli z piekła do schronienia, a teraz to schronienie opuszczali, by dobrowolnie udać się do królestwa wszystkich tych diabłów i demonów.
Pierwszy dzień szedł gładko. Bieli siłę i energię. W nocy spali tylko kilka godzin. Szli dalej, ciągle przed siebie, wiedząc, że czas może grać tu kluczową rolę. I tak poświęcili kilka dni na przygotowania do wyprawy. Taehyung zadbał o to, by odpowiednio przekupić tych, którzy czuwali tego wieczoru przy drabinie w górę na powierzchnię. Seokjin ogarnął dla każdego odpowiedni, ciepły strój. Jimin zaostrzył im kilkadziesiąt tuzinów strzał, a Jeongguk włamał się do magazynu z żywnością, by nie musieli polegać na upolowanych królikach.
Hoseok przez większość drogi milczał. Na szczęście, idąc przed siebie z mapą w ręku, zarzekał się, że ani razu nie mnadłożyli drogi. Kiedy to Minou prowadził ich do bazy, alfa czuł się jak dziecko we mgle. Teraz czuł, że idzie w dobrą stronę. Pamiętał elementy otoczenia, choć większość czasu otaczały ich niczym nie wyróżniające się drzewa. Mapa i wskazówki Minou na szczęście w połączeniu z jego pamięcią i intuicją sprawiły, że w odpowiednim czasie znaleźli się jedynie kilka ostatnich kilometrów od celu.
Jimin czuł, jakby szedł na ścięcie. Przez całą podróż czuł się potwornie. Nie pomagał wściekły wyraz twarzy Taehyunga, nijaka mina Hoseoka, smutek Seokjina i te sarnie oczęta Jeongguka, wpatrzone ciągle w niego. Tak jakby alfa nieustannie przepraszał go za to, że się tu znaleźli. Omedze nie chciało się nawet liczyć, ile razy podczas ostatnich dni kłócili się o tą akcję ratunkową. Bo kiedy w końcu Jimin przyjął do wiadomości, że nie przekona ich wszystkich do pozostania w bazie, uznał, że jeśli mają tam iść, pójdzie z nimi. I wtedy zaczęło się kolejne piekło, bo alfa był skory do ryzykowania swojego życia, ale myśl o ryzykowaniu życia Jimina była dla niego nie do przyjęcia.
Jeongguk jednak nie wygrał tej potyczki i omega szedł teraz w nimi w równym szeregu, choć natura nie wyposażyła jego gatunku w takie cechy fizyczne. Mimo to, nie narzkekał, choć był zmęczony i obolały. Niósł swój ekwipunek i nie prosił o przerwy. Emocjonalnie ta wyprawa kosztowała całą piątkę bardzo wiele.
Czterodniowa podróż była męcząca. Zdążyli zmarznąć, zmoknąć i po drodze jeszcze raz się pokłócić. Taehyung cały czas zachowywał się, jak po twardych narkotykach, a cała reszta nic z tym nie robiła. Kiedy zapadał zmrok, trudno było przekonać go do zrobienia przerwy na takie sprawy, jak sen.
Kiedy jednak Hoseok oznajmił, że zostały im trzy kilometry, uznali, że teraz już naprawdę muszą odpocząć. Przez nimi najtrudniejsze. Czekało ich wybadanie terenu, a także samo wtargnięcie do rezydencji, o której nic nie wiedzieli. Pewności dodawały im dwa karabiny, które udało im się zwinąć z bazy, cały arsenał strzał i przypięte do pasa noże. Każdy z nich zdawał sobie jednak sprawę, że choćby najechali na rezydencję czołgiem - jedna seria z broni dźwiękowej i na polu bitwy zostanie tylko Jimin, którego ciało zbudowane było inaczej pod wieloma kątami. Między innymi właśnie dlatego omega tak bardzo uparł się na pójście razem z nimi. Miał nadzieję, że nawet jeśli spełni się najczarniejszy scenariusz, zdoła uratować chociaż jednego alfę.
Jeongguka, myślał, patrząc na chłopaka, który na plecach nosił karabin.
- Wchodzimy o zmroku. Do zachodu słońca mamy godzinę. Musimy przez ten czas odpocząć - mówił Seokjin, a oni zrzucili z siebie cały ten balast. - Potem musimy zbadać teren. Pójdę z Taehyungiem. Jeśli nie wrócimy przez godzinę, wracajcie do bazy - powiedział, choć mina Jeongguka wyrażała jedynie "chyba żartujesz". - Wrócimy, jak zorientujemy się jak sytuacja na horyzoncie. Wtedy ustalimy od której strony idziemy. Hoseok mówił, że najlepiej będzie wejść tak, jak on uciekał, więc płotem przez ogród od wschodu, gdzie rosną drzewka owocowe. Tam będzie łatwo się wspiąć.
- Plan jest taki, by wyjść z Namjoonem, nie robiąc przy tym hałasu - dodał Jeongguk.
- Ale w razie zagrożenia, zabijamy bez wahania - wtrącił Taehyung. - Strzelamy w ostateczności. Nóż nie robi hałasu. Mamy walkie talkie, ale jeśli użyją broni dźwiękowej to i tak bez znaczenia.
- Hoseok mówił, że pokój Namjoona powinien być na tym samym piętrze, co ten jego, czyli na pierwszym. Musimy na to uważać, bo rezydencja ma aż dwa piętra, więc pewnie też sporo służby - kontynuował Seokjin. - Problem może się pojawić, jak już go znajdziemy. Po pierwsze, kajdan nie da się rozerwać. Trzeba mieć do nich klucz albo piłę. To drugie odpada. Klucz najprawdopodobniej ma siwy facet z kitką, czyli nadzorca.
- To staruszek. W dwóch damy sobie z nim radę - powiedział Hoseok.
- Druga kwestia to wyniesienie Namjoona. Może nie mieć siły na ucieczkę. W takim wypadku prawdopodobnie trzeba będzie zrobić tam rzeź - westchnął Seokjin. - Wszystko jednak ustalamy przez to - wskazał na swoje walkie talkie. - Żadnych niespodzianek. Musimy trzymać się w kupie i blisko Jimina. W razie użycia broni dźwiękowej, od niego zależy, czy nas załatwią. Dlatego rozdzielamy się dopiero po wejściu do rezydencji.
Miny całej piątki wyrażały zdeterminowanie, ale i mieszankę wściekłości i strachu. Na pierwszy rzut oka wydawali się pewni swojej pozycji. W końcu wchodzili z bronią do domu, gdzie nikt się ich nie spodziewał. W walce jeden na jeden omegi nie miały z nimi szans nawet bez noży, łuków i karabinów, które dzierżyli Jeongguk i Taehyung. Ale to strach przypominał im o tym, że gdzieś tam jest choć jedna broń dźwiękowa. I mogła ona wystarczyć na ich wszystkich. Skutki wystrzału z niej odczuliby nawet z pięciuset metrów. Jimin nawet nie chciał myśleć, co byłoby, gdyby zadziałała ona bezpośrednio na całą czwórkę i on jako jedyny uchowałby się z całej tej brygady.
Pokonali kolejne dwa kilometry i wtedy Taehyung i Seokjin w końcu sprawdziwszy jeszcze raz, czy walkie talkie na pewno działają, wyszli w końcu dalej w las i przeszli przez rzekę, by zorientować się bliżej rezydencji. Jeongguk zerknął na zegarek. Od teraz miał odliczać godzinę.
Hoseok oparł się o drzewo i przymknął oczy, jakby miał zaraz zasnąć. Jimin starał się patrzeć wszędzie, tylko nie na Jeongguka, który z kolei pragnął teraz niczego poza uwagą omegi. Dlatego kiedy Jimin usiadł pod świerkiem, dosiadał się obok tak, by stykali się kolanami.
- Chcesz teraz walnąć jakąś gadkę, niczym z filmu o superbohaterach? - zapytał omega, widząc, jak alfa zbiera się, by coś powiedzieć. - Jeśli tak to lepiej się nie odzywaj, bo i tak już ciśnienie skacze mi pewnie do dwustu.
- Chciałem tylko przeprosić, że cię w to wplątałem.
- Sam chciałem iść.
- Poszedłeś, bo ja poszedłem.
- Tak. Wolę tu zginąć z tobą niż całe życie zastanawiać się, czy znowu ktoś cię nie porwał. Kto wie, może nawet znaleźliby dla ciebie kolejnego wybrańca? - zapytał zirytowany i Jeongguk odszukał wśród trawy jego dłoń.
- Wrócimy do domu. Obaj.
- Za godzinę może ktoś usmaży ci mózg.
- Już raz próbowano mi go usmażyć.
- I widać tego efekty, bo straszny z ciebie idiota - mruknął omega, a jego palce mocniej zacisnęły się na trzymającej go dłoni Jeongguka, który zaśmiał się i położył na jego ramieniu swoją głowę. Przez dłuższy czas milczeli, a kiedy alfa zerknął na zegarek okazało się, że minęło aż dwadzieścia minut. - Jeśli przeżyjemy - odezwał się w końcu Jimin – to pozwolę ci się przelecieć.
Jeongguk momentalnie poczerwieniał.
- Serio?
- Ale żeby do tego doszło, musisz przeżyć.
- Przeżyję. Nie umrę jako prawiczek.
- Prawiczek? Po twoim odważnym zachowaniu, myślałem, że jesteś doświadczony w te klocki.
- Myślałem, że jak będę udawał pewnego siebie to... bardziej będzie cię to kręcić - powiedział i Jimin zauważył, jak z nerwów zaczął skubać skórki przy paznokciach. Nadal trzymał swoją głowę na ramieniu omegi. - Kto by chciał prawiczka?
- Ja chcę. Chcę cię nieważne, czy już to robiłeś, czy nie. Poza tym... gdy wtedy w lesie, no wiesz - powiedział, samemu czując, że jest to cholernie nieodpowiednia chwila na tą rozmowę - to było mi dobrze. I nie wydawałeś się... nowicjuszem.
- Ty wtedy w ośrodku byłeś...
- Beznadziejny?
Jeongguk zaśmiał się i pokręcił głową. Długo szukał określenia aż Jimin nie przywalił mu w ramię.
- Powiedziałbym po prostu, że skoro doszedłem to było dobrze, okey? - wybrnął, ale omega i tak uznał, że wypada udawać obrażonego przez jakąś chwilę. - Ale zorganizowałem nam... zapezpieczenie.
- I nie chciałeś go użyć zanim wyszliśmy na śmierć?
- Chciałem. Ale byłeś taki zły, że bałem się, że zwyczajnie mnie zamordujesz, jak zaproponuję seks w takim momencie.
- Pewnie bym faktycznie cię zamordował...
Nie dane im było dłużej rozmawiać, bo po dokładnie czterdziestu trzech minutach wróciła dwójka alf z patrolowania okolicy.
- Teren wydaje się prawie pusty - tłumaczył Seokjin, który każdy ubierał na siebie z powrotem cały sprzęt i broń. - Nikt nie kręci się po ogrodzie. Na pierwszym piętrze pali się światło tylko w jednym pokoju, ale nic nie widać przez zasłony. Cała reszta domu wydaje się... cicha. Jest dopiero dwudziesta, a wygląda na to, że jeśli ktoś tam jest to śpi. Oprócz tego jednego pokoju. Dlatego trzymamy się planu. Ja dowodzę, tak jak ustaliliśmy wcześniej, więc kurwa, nie odwalajcie - powiedział, patrząc po całej czwórce po kolei. - Idziemy gęsiego aż nie dojdziemy do płotu. Przez rzekę pojedyńczo. I ostrzegam, jest kurewsko zimna.
Faktycznie była. Jimin czuł, jak jego skóra cierpnie, jak tylko zanurzył się po kolana. Na szczęście woda nie sięgnęła dalej niż po szyję, choć Tae osunął się w piasku i zanurzył na chwilę głowę.
Płot był niski, jak na to, czego spodziewał się Jimin. Po zastanowieniu nad tym uznał jednak, że rezydencja nie musiała obawiać się złodziei, by była dosłownie pośrodku niczego. Znajdowała się na przedmieściach i może o terenie, na którym była mówiło się nawet "dzielnica", ale między Minami, a ich sąsiadami były prawie trzy kilometry odległości. Tak właśnie żyją bogaci, myślał Jimin, gdy udało im się przejść przez ogrodzenie. Szedł trzeci, zaraz za Seokjinem i Hoseokiem. Sam doskonale pamiętał ciasne mieszkanie, w którym żył z ojcem. Mieścili się na niecałych tzrydziestu metrach kwadratowych, a cały ich blok zamieszkiwała ponad setka osób. Po okolicy ciągle krążyły samochody i nawet w nocy słychać było kłócących się sąsiadów, tłuczone butelki imprezowiczów, gryzące się koty i szczury w śmietnikach. Tu było cicho. Za cicho.
Seokjin kazał im zostać w krzakach. Musieli być cicho, więc ograniczył się do kilku gestów. Sam poszedł na taras, by zajrzeć w okna. Taehyung kierowany kolejnym gestem i Jeongguk kierowany jeszcze kolejnym, sprawdzili dwa następne okna, za którymi było ciemno. Cała trójka przylgnęła do ściany i kiedy Tae wychylił się, by sprawdzić, czy na parterze ktoś jest, nagle zapaliło się przyćmione światło w rezydencji.
Wtedy wszystkim im podeszło serce do gardła. Jimin i Hoseok schowali się głębiej w krzaki. Po parterze przeszła kobieta w szlafroku. Przystanęła przy stole i oparła się o niego, by po chwili złapać się za głowę. Stała tam kilka sekund, po czym podeszła do jakiegoś mebla. Nie parzyła w okna. Jimin uznał, że wygląda na pijaną. Po chwili wróciła do stolika z butelką wina. Chwilę się z nim siłowała, potem na moment zniknęła i wróciła z korkociągiem, a kiedy poradziła sobie z korkiem, wypiła kilka sporych łyków z gwinta.
- To jest pani Min - powiedział cichutko Hoseok. - Widziałem ją raz. Podczas urodzin Yoongiego.
Kobieta wzięła butelkę ze sobą i wyszła z pokoju, a po chwili zgasło za nią światło. Seokjin odczekał chwilę, nim odezwał się przez walkie talkie.
- Widziałem, jak weszła do jakiegoś pokoju. Widać stąd też schody. Taehyung, widzisz je?
- Widzę tylko pokój, do którego weszła.
- Ja widzę schody - odparł Jeongguk. - I chyba tu obok są drzwi balkonowe.
- Sprawdź - odparł Seokjin i wtedy alfa powoli przemknął w ciemności po tarasie.
Wtedy zapalił się kinkiet koło właśnie drzwi tarasowych. Jeongguk stanął idealnie pod światłem, które zapalała najpewniej czujka ruchu. Mimo to, nikt nie pojawił się na horyzoncie, więc Jeongguk ostrożnie pchnął drzwi.
- Zamknięte - powiedział do walkie talkie.
Wtedy znowu zapaliło się światło na parterze.
- Ze schodów schodzi facet.
- Nadzorca - podał przez walkie talkie Hoseok, gdy mężczyzna pojawił się na horyzoncie. Szedł przed siebie, minął stolik, na którym został korkociąg od wina. - Chyba idzie do drzwi.
Jeongguk przemknął kawałek dalej, by zaraz nie zostać zauważonym, a Seokjin cofnął się do krzaków. Taehyung ukrył się w cieniu za filarem, kiedy mężczyzna faktycznie wyszedł na taras.
Nie rozglądał się dookoła. Jedynie odszukał w kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę. Jimin zdążył zauważyć, jak trzęsą mu się ręce, bo nie mógł odpalić. Dłużej jednak nie miał czasu przypatrywać się nadzorcy, bo Taehyung doskoczył do niego i zakrywszy mu usta jedną dłonią, drugą w mniej niż kilka sekund poderżnął mu gardło.
Jimin aż cofnął się głębiej w krzaki, widząc krew, która trysnęła, niczym fontanna. Seokjin wydał z siebie jedynie zawiedzione westchnięcie. Taehyung zaciągnął nadzorcę na stojący nieopodal leżak i tam go położył.
- Przeszukaj go - powiedział Seokjin, ale Taehyung miał już wtedy ręce w kieszeniach mężczyzny. - Może ma klucze do kajdan.
- Musi mieć - odezwał się Hoseok. - On zawsze je nosił.
- Nie ma żadnych kluczy.
Po kolei Seokjin, Jimin i Hoseok przeszli ostrożnie przez ogród i stanęli przy martwym ciele i zaraz stamtąd przeszli dalej gęsiego wzdłuż ściany aż dotarli do drzwi. Przynajmniej rozwiązał się problem z wejściem do budynku.
Weszli powoli i cicho, a ostatni przymknął drzwi.
- Nie ma służby? O tej porze? - odezwał się Jeongguk, gdy stanęli w salonie.
- Może śpią?
- Co z tą kobietą? - zapytał Jimin. - W każdej chwili może wyjść z tamtego pokoju.
- Zajmę się tym. Idźcie przodem - powiedział Jeongguk, odkładając karabin na plecy. Odszukał nóż u swojego pasa. - Poczekam aż wejdziecie na schody - dodał cicho i wtedy ruszyli przed siebie.
Jimin zwalczył ochotę powiedzenia "nie spuszę cię z oka nawet na sekundę". Uznał, że robienie afery w ich położeniu jest skrajnie głupie. Poza tym - widział kobietę z butelką wina. Wcześniej pewnie coś piła. Prawdopodobnie spała. Jeongguk miał jej tylko dać ostatniego buziaka na dobranoc, powtarzał sobie.
Całą czwórką poszli w górę białymi, marmurowymi schodami, mijając wiszące na ścianach poważne portrety, niczym w starym zamczysku, którego historia sięga pokoleń.
Na korytarzu na piętrze znajdowała się niewiele znacząca rzeźba z brązu i akwarium, za którymi schowali się w idealnym momencie. Jimin pomyślał, że to już trzeci raz, gdy ktoś ich prawie zauważył. Oznaczało to, że limit szczęścia się skończył. Z jednego pokoju wybiegł nagle chłopak. Dopadł do jakiś innych drzwi i trzasnął nimi tak głośno, że obudziła się piętro niżej jego pijana matka. Zdążyła podnieść głowę znad poduszki, gdy alfa w jej pokoju jednym, prostym cięciem rozpłatał jej gardło, zupełnie jak Taehyung zrobił to wcześniej nadzorcy.
- Yoongi - odezwał się Hoseok i wyjrzał zza akwarium. - Muszę do niego iść - powiedział tylko i choć Seokjin złapał go za poły wojskowej kurtki, ruszył przed siebie.
Hoseok zniknął za tymi samymi drzwiami, co chwilę wcześniej wściekła omega. Pozostali poczekali aż dołączy do nich Jeongguk, który szybko uwinął się z omegą na parterze. Po dłuższej chwili nikt nie wyszedł z pokoju i minęła prawie minuta, która zdawała się trwać wieczność, zanim walkie talkie przemówiło.
- Namjoon jest w pokoju, z którego wyszedł Yoongi. To ten na końcu korytarza - przemówił alfa spokojnym głosem. - Jest z omegą. Uzbrojoną w nóż. Nikogo więcej nie ma w rezydencji. Macie się pośpieszyć - rzucił i połączenie się zakończyło.
- Brzmi, kurwa, jak podstęp - powiedział Seokjin, ale to było nieważne, bo Taehyung biegł już korytarzem do ostatniego pokoju.
Jego serce zaraz miało się złamać na widok ukochanego przypiętego do łóżka z omegą siedzącą zaraz przy jego udzie. Usłyszawszy krzyk Namjoona, miał poczuć się, jakby to ktoś jemu właśnie w najlepsze odkrawał kawałek skóry. A wcisnąwszy ostrze swojego, jeszcze mokrego od krwi nadzorcy noża w brzuch omegi, miał poczuć się najlepiej na świecie.
Yoonji wrzasnęła, czując ból w okolicy pępka. Może nawet udało jej się drasnąć swoim ostrzem ramię Taehyunga, ale wtedy poczuła kolejne dźgnięcie, tym razem w pierś, które padło z ręki Jeongguka. A po tych dwóch były kolejne i kolejne, bo choć Jeongguk odpuścił sobie po pierwszym ciosie, Taehyunga miał zadowolić dopiero jedenasty, choć już po czwartym omega na dobre zamilkła i przestała się ruszać, bo nóż przeciął jej tętnicę szyjną i następnie udową, zanim jeszcze przebita aorta zaczęła ją boleć.
A później był już tylko Namjoon.
Yoongi
Był pewny, że to co przed sobą widzi to tylko halucynacja wywołana stresem.
Hoseok stał przed nim ubrany w moro strój, z łukiem zarzuconym na plecy i miną wyrażającą... nic.
Pierwszy raz widział go na żywo bez maski i był zaskoczony, że ktoś może być naprawdę tak piękny.
- Najpierw musisz mi powiedzieć, gdzie jest Namjoon - odezwał się Hoseok i to były pierwsze słowa, jakie do niego skierował. Yoongi poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Dłuższą chwilę nie mógł nic z siebie wydusić. - Mów. Inaczej tu przyjdą i cię zastrzelą.
Omega pomyślał, że właśnie tak wyobrażał sobie, że mógłby brzmieć jego alfa.
- W pokoju na końcu korytarza - wykrztusił w końcu. - Jest z Yoonji.
- Ktoś jeszcze tu jest?
- Mama. Nadzorca. Reszta... odeszła od nas.
- Przyszliśmy po Namjoona.
- Yoonji ma nóż. I... powiedz, że trzeba się śpieszyć.
Hoseok przekazał informację przez walkie talkie, a potem zamilkł na kolejną wieczność. A przynajmniej tyle w odczuciu omegi trwały te ciche minuty.
- Uciekłeś ode mnie - odezwał się w końcu Yoongi, ale Hoseok nie skomentował tego. - Nie jestem zły, bo... bo ja też bym od siebie samego uciekł. Ale... wróciłeś. Po tego alfę?
Hoseok kiwnął głową, nauczony milczenia w obecności omegi.
- Zabijesz mnie teraz?
- Powinienem.
- Tak. Powinieneś - przyznał, ale mimo strachu, nie ruszył się, gdy Hoseok zrobił kilka kroków w jego stronę. - Nie dziwię się, że chcesz mnie zabić. Złamałem daną ci obietnicę. Miałem nigdy cię nie skrzywdzić, a robiłem to przez cały czas, choć... możesz mi teraz nie wierzyć, ale ja naprawdę cię pokochałem, Hoseok.
- Mimo to, nie chciałeś mnie nigdy uwolnić.
- Chciałem. Marzyłem o tym wiele razy.
- Zgwałciłeś mnie.
- Tak. Jak bardzo okrutnie zabrzmi, że... nie wiedziałem, że to robię? - zapytał, myśląc, że Hoseoka to rozwścieczy. Teraz alfa stał przed nim w całej swojej okazałej postawie. Wyższy, silniejszy, wolny i uzbrojony. Yoongi czuł, że zaraz może mieć okazję wymówić swoje ostatnie słowa. - Byłeś moim prezentem. I chciałem traktować cię dobrze. Starałem się. Byłem zły na siebie, że przeze mnie ukarano cię. A ty później musiałeś mnie znosić i tolerować. Ale przysięgam, że chciałem cię uwolnić. Ale bałem się. Bałem się, że jeśli cię wypuszczę, będziesz mnie chciał zostawić. Zupełnie nie pojmowałem tego, że... powinieneś mieć prawo mnie zostawić, jeśli chcesz. I nie powinieneś być żadnym prezentem. Że nie możesz nie mieć wyboru ani głosu. Ale... nie miałem odwagi, by coś zrobić... chciałem byś był ze mną szczęśliwy. Wierzyłem, że wybrałbyś mnie... byłem głupi. A gdy zniknąłeś, tęskniłem. Chciałem umrzeć bez ciebie, alfo. I żałowałem wszystkiego... tego, że nie umiałem myśleć samodzielnie. Że cię skrzywdziłem. I doprowadziłem do tego, że cierpiałeś, płakałeś...
- Powinienem cię nienawidzić.
- Wiem - przyznał omega, a łzy spłynęły powoli po jego policzkach. - A ja... kocham cię, choć wmawiano mi, że wolno mi czuć tylko obojętność. Przepraszam. Przepraszam cię... za to, że kiedyś odebrano ci wszystko, nawet głos, marzenia, tożsamość... za to, że j-jestem częścią świata, który c-ci to zrobił - jąkał się przez łzy. - I przepraszam, że byłem głupi. Że byłem twoim koszmarem.
- Obaj robimy i czujemy to, czego nie powinniśmy. Ja powinienem cię nienawidzić i zabić. A tymczasem przyszedłem tu z myślą, że chcę cię znów zobaczyć. Bo... wierzyłem przez cały czas, że nie jesteś złą osobą, Yoongi – odparł alfa. Stali bardzo blisko i kiedy wystawił rękę, dotknął miękkiej i cieplej skóry policzka omegi. - Uciekłem, bo wybrałem wolność. Ale jeśli wolność ma być bez ciebie to nie chcę jej.
I wtedy schylił się, by go pocałować.
|Przerwa miała być dłuższa, ale w miarę się wyrobiłam (tak naprawdę to się nie wyrobiłam, ale no głupio mi było tak zostawiać to na mecie praktycznie xd), więc dziś wstawiam przedostatni rozdział, a jutro wleci po prostu ostatni, czyli dwudziesty. Co do your history to jeszcze nie wiem, proszę zerknąć na tablicę ogłoszeń i Twittera (tam jest najwięcej najświeższych info).
( ˘ ³˘)♥ |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top