(21.) cover up this face of yours, i'm getting distracted (...)

"But I can't let you see all that I have to lose
All I've lost in the fight to protect it
I can't let you in, I swore never again
I can't afford to let myself be blindsided"

16/07/2020

(21.) cover up this face of yours, i'm getting distracted when you're looking at me this way, damn it!

KAŻDY SKRAWEK CIAŁA DZIEWCZYNY BYŁ W AGONII, jednak nie miała czasu na narzekanie. Gdy zawitała w progach dojo Filara Wiatru na miejscu została powitana przez krzyki, jęki oraz płacz szermierzy. Aczkolwiek, gdy bladofioletowe tęczówki spotkały się z (e/c) odpowiednikami zaczęła się prawdziwa męczarnia. Od momentu kiedy słońce wzbijało się na nieboskłon aż do czasu, gdy księżyc zaczynał dumnie górować, była zmuszana do nieustannych treningów z jedynie trzema przerwami na posiłek – w dodatku dość skromny. Z jednej strony podziwiała kondycję jasnowłosego nauczyciela, przynajmniej, gdy wciąż była przytomna. Ciało dziewczyny nie chciało wytrzymać tak wielkiego wysiłku, nie było w stanie fizycznie tego przezwyciężyć. Dlatego przynajmniej trzy razy dziennie traciła przytomność. Sytuacja stała się na tyle poważna, że sama Kōcho postanowiła zająć się podopieczną przebywającą pod okiem współpracownika.

„(Y/N)-chan, to nie jest dobre. W tym tempie twoje ciało nie stanie się silniejsze, z każdym ciosem będziesz słabsza! Jako twój lekarz nie mogę pozwolić na kontynuowanie takiego okrucieństwa." Ciemnowłosa nie była rozbawiona sytuacją, gdy w dość agresywny sposób opatrywała wszystkie posiniaczone kończyny oraz przykładała okłady do opuchniętych policzków. „Porozmawiam z Shinazugawą. Jeśli będzie mieć coś do powiedzenia, nie zawaham się powiadomić Oyakatę-sama."

„Tak bardzo jak szanuję twoją osobę, nie mogę na to pozwolić, Shinobu-sama." Lawendowe ślepia medyczki złagodniały z lekka kiedy podopieczna pochwyciła jej drżące ze złości dłonie w swoje własne. Była zupełnie wyprana z jakichkolwiek sił, a spędziła w tym miejscu dopiero tydzień. Sama też nie oszczędzała dziewczynie trudów podczas własnych ćwiczeń, ale to naprawdę zbyt wiele. „Wiem, że to nie wiele pomoże... Ale jestem jego Tsuguko, teraz chce mnie po prostu odstraszyć. Jeśli się poddam, nie nauczę się niczego więcej. Muszę to wytrzymać, wierzę, że prędzej czy później będzie musiał zacząć mnie uznawać! Z resztą wszyscy na mnie liczą, nawet Aoi zrobiła dla mnie ukochane ohagi – jak mogłabym to zlekceważyć!"

Kiedyś była dokładnie taka sama. Nie... Wciąż dzieliła z dziewczyną tę zachłanną w swej istocie aspirację. Bez skrupułów niszczyły swoje ciało oraz zdrowie psychiczne, tylko po to by osiągnąć wyznaczony przed laty cel. Jednak tym co je różniło był fakt, że (Y/N) naprawdę posiadała potencjał by stać się silniejszą jeśli dostanie odpowiednią szansę – Shinobu takiej już nie miała. Mimo tego, wciąż chciała zrobić to co mogła by przysłużyć się sprawie. By ochronić nie tylko Kanao, ale i (Y/N).

Białe kłamstwo jest najpiękniejszym z fałszów. Mam nadzieję, że z czasem je docenisz.

Filar Insektów westchnęła ciężko wiedząc, że prędzej będzie w stanie samodzielnie ściąć głowę demona niż przekonać (h/c) włosą do zmiany zdania. Wciąż jednak miała zamiar uciąć sobie pogawędkę z współdzielącym tytuł Hashiry mężczyzną, chcąc wpoić mu choćby odrobinę swojej opinii na temat okrutnego traktowania uczennicy.

„Oh, zmieniłaś gardę, Kōcho-sama? Nowy projekt od Tecchin-sama?" Ciekawskie spojrzenie (e/c) ślepi skierowało się na dziwnie, podstawową wręcz, część ostrza ciemnowłosej. „Tamta była o wiele ładniejsza!"

„Jesteś okrutna, (Y/N)-chan...! Pomyślałam, że mała zmiana dobrze się przysłuży! Zwłaszcza w teraźniejszej sytuacji." Ubrana w barwne haori kobieta spokojnie skarciła swoją uczennicę za tak otwarte wyrażanie swojej dezaprobaty wobec drobnej zmiany. „Przysuń się na moment, proszę."

Bez zastanowienia podążała za poleceniami idolki by niedługo potem usiąść naprzeciw ciemnowłosej farmaceutki. Ta bez pośpiechu wyjęła z podręcznej torby odrobinę znajomo pachnącego specyfiku po czym przystąpiła do wcierania zielonej maści w opuchnięte z lekka policzki dziewczyny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że kobieta bez ostrzeżenia złożyła pocałunek na czole podopiecznej. (h/c) włosa zaczerwieniła się z lekka zaskoczona tak nagłym gestem, który nieukrywanie wzbudził w niej miłe uczucia.

„Cieszę się, że zaczęłaś pracować nad swoim temperamentem. Jeszcze parę miesięcy temu byłam pewna, że nikt cię nie polubi!" (e/c) ślepia zaostrzyły swoje spojrzenie w oburzeniu po usłyszeniu słów rozbawionej mentorki, która wciąż wsmarowywała tłusty specyfik w skórę ich właścicielki. „A teraz wystarczy na ciebie spojrzeć, stałaś się duszą towarzystwa. Jestem wdzięczna, że porozmawiałaś z Kanao... Dawno nie widziałam jej tak szczęśliwej. Proszę, zajmij się nią, hm?"

„Nikt mnie nie polubi? Jesteś okrutna, Shinobu-sama! Oczywiście, że wszyscy mnie kochają! Jeśli by tego nie robili, straciliby najlepszego krawca jakiego znał ten świat. Nie wspominając już o najbardziej potężnym z Filarów – bez urazy oczywiście." Właścicielka czupryny spiętej motylą spinką zaśmiała się delikatnie po usłyszeniu tak dumnej wypowiedzi ze strony wypinającej dumnie tors towarzyszki. „Tsuyuri bywa trudna, ale chyba zaczyna rozumieć kto jest godny uwagi w tym gronie. Jako, iż moja łaska nie zna granic, mogę wciąż przekazywać jej moją nieskończoną wiedzę!"

„Ara, kiedyś wykończysz tym podejściem nas wszystkich..." Malujący się na twarzy starszej z kobiet uśmiech, skutecznie zaprzeczał potencjalnie negatywnemu nastawieniu wypowiedzi opuszczającej jej usta. Zwłaszcza, gdy owinęła swoje drobne ramiona wokół barków (L/N), skutecznie zamykając ją w ciepłym uścisku. „Ale kim jestem by wątpić w przeznaczenie, hm?"

„Ja? Wykończę? Dobre sobie, Shinobu-sama!" Nie wahała się nawet przez moment by odpowiedzieć na ciepły gest ze strony posiadaczki lawendowych tęczówek. Napawała się ciepłem tak drobnego ciała, które pachniało niczym świeżo zakwitnięte kwiaty wisterii w ogrodzie. „Nigdzie się nie wybieram, będziesz musiała znosić moją cudowną prezencję do końca życia!"

„Ara, będę wdzięczna niesłychanie." Jej głos był spokojny, jakby starając się przekazać więcej uczuć niż z początku się wydawało. (L/N) czuła to wszystko i interpretowała je jako czystą troskę ze strony idolki, która zaakceptowała ją od samego początku i postanowiła dać dziewczynie szansę na lepszy start. „Ale musisz obiecać mi, że przeżyjesz – nie ważne co by się nie stało. W końcu ktoś musi włamywać się do mojej pracowni w środku nocy, żeby przymierzyć moje haori!"

„Zrobiłam to tylko pięć razy, Kōcho-sama...! Nie ma czego wspominać..." Po chwili uścisku, ciemnowłosa z nieśmiałym uśmiechem odstąpiła od jednej ze swych podopiecznych by delikatnie zmierzwić (h/c) czuprynę. „Naiwnie z twojej strony, jeśli sądzisz, że pozwoliłabym się zabić! Mam jeszcze zbyt wiele kreacji do uszycia!"

„Trzymam cię za słowo, (Y/N)-chan. Żegnaj!"

Melodyjny głos współdzielącej tytuł FIlara kobiety, oznajmił jasnowłosemu zakończenie dość trywialnego spotkania. Opierając się o jedną z pobliskich ścian, nie miał nawet zamiaru udawać przed ciemnowłosą, że nie słyszał całej ich rozmowy. Blado fioletowe ślepia spotkały się z zaostrzonymi, lawendowymi tęczówkami w odgórnie karcącym Shinazugawę spojrzeniu. Odstępując od ściany, skrzyżował ręce na torsie gdy zaskakująco niska kobieta stanęła tuż przed nim.

„Pracuje ciężko, ciężej niż ktokolwiek inny. Daj jej szansę, zasługuje choćby na tyle." Przez ułamek sekundy przerwała intensywny bój spojrzeń by wyciągnąć z torby mały pakunek i wsunąć go między skrzyżowane ramiona dobrze zbudowanego mężczyzny. „Ma jeść pięć posiłków dziennie, wsypuj to do herbaty rano i wieczorem przez trzy dni. Dziś musi zostać w łóżku, od jutra możesz męczyć ją od nowa."

„Skąd pewność, że będzie mi się chciało bawić w niańkę? Skoro nie potrafi tego znieść, niech wraca z tobą – nie potrzebuje tu kogoś takiego." Zrzędliwy ton głosu jasnowłosego został przerwany przez wyśmiewający wręcz chichot ze strony kobiety, przez który żyłka irytacji zaczęła pulsować na pozbawionym brwi czole. „Co cię tak bawi, huh!?"

„Ara, ara... Shinazugawa-kun, gdybyś naprawdę tak uważał nie byłoby cię tu teraz. Nie pozwoliłbyś mi na wejście tutaj. Nie przyjąłbyś tak beztrosko leków. Nie miałbyś wyrzutów sumienia." Z każdym kolejnym wyliczeniem, zęby Sanemi'ego zaciskały się coraz szczelniej, gdy próbował powstrzymać się przed wybuchem tłumionych od paru tygodni emocji. „Po prostu troszczysz się o nią bardziej niż jesteś w stanie się do tego przyznać. Pozostaje pytanie dlaczego... Hm?"

Nie miał zamiaru kontynuować tej dziecinnej kłótni, gdy wyminęła go i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. Był pewny, że zniknęła z pola widzenia, gdy ostrożnie wkładał pakunek do przedniej kieszeni swojego munduru tworząc mentalną notatkę o podawaniu odpowiedniej porcji do posiłku. Przez moment stał w miejscu przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Przez cały ten czas zastanawiał się czy powinien wejść do środka. Wreszcie zdobył się na odwagę by rozsunąć drzwi prowadzące do pomieszczenia. Kliknął językiem w poirytowaniu, gdy okazało się, że poobijana dziewczyna zasnęła.

„Ara, czyżby ktoś był zauroczony naszą (Y/N)-chan?" Prawie wyzionął ducha, gdy za jego plecami pojawiła się Shinobu. Do tego, w dość drwiący sposób naśmiewała się z jasnowłosego, który przez moment był zbyt skonfundowany by cokolwiek odpowiedzieć. „Wiedziałam, że jesteś zbyt dziwny ostatnimi czasy! Cóż za nowina! Mała rada – (Y/N) na pewno doceni dobry trening rehabilitacyjny. Do zobaczenia Shinazugawa-kun!"

Z tymi słowami rozpłynęła się w ułamku sekundy pozostawiając Filara Wiatru w samotności. Choć infantylne zaczepki się zakończyły, ledwo widoczny rumienieć zdobiący okryte bliznami lico, nie mógł kłamać. I nie ważne jak wiele dni próbował stłamsić swoje niedorzeczne uczucia, nie miał jak tego zrobić. Była osobą, która od samego początku irytowała go swoją egzystencją. Niestety, szybko przekonał się, że ten rodzaj nienawiści zupełnie różnił się od tego odczuwanego w stosunku do innych. Rozgoryczenie powodował fakt tego, że nie zaznał tych emocji nigdy wcześniej. Fakt tego, że trzymała się od niego z daleka był mu na rękę – jednak teraz nie miał drogi ucieczki.

Nie potrafił się do tego przyznać, ale wiedział to od tamtego spotkania na cmentarzu.

Nawet jeśli była narzeczoną jego jedynego przyjaciela, nie był w stanie tego powstrzymać. Jeśli już, dzięki temu zdarzeniu chciał chronić ją jeszcze lepiej. W końcu stała się kolejnym elementem, który przypominał mu o Kumeno. A przynajmniej tak mu się z początku wydawało.

»»————- ★ ————-««

Blado fioletowe ślepia zaostrzyły swoje spojrzenie, gdy (h/c) włosa po raz kolejny przekroczyła progi dojo ich właściciela bez pozwolenia. Nie ważne jak wiele razy dosłownie wykopywał ją z tego miejsca, ani jak wiele pachołków ustawiał by zatrzymać ją przed dostaniem się do środka – za każdym razem znajdowała coraz to nowsze sposoby na złamanie zakazu. Przekupywała stojących na straży nieudaczników różnorakimi smakołykami, włamywała się na posesję przez ogród, spróbowała nawet dostać się do dojo z pobliskich dachów! Wszystko z ramieniem w temblaku!

„Wynoś się stąd. Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się nie zbliżała?! Jesteś upośledzona, czy co!?" Pulsująca na jego czole żyłka idealnie przedstawiała powierzchowną nienawiść skierowaną w stronę upartej dziewczyny, która niewzruszona podnosiła się z ziemi otrzepując mundur z pyłu. „Nie mam nic do powiedzenia komuś tak bezużytecznemu jak ty."

„To nie jest dobry sposób na traktowanie kobiety, nic dziwnego dlaczego nie jesteś jeszcze żonaty." Bez najmniejszego problemu odczytywał lekceważące spojrzenie kryjące się w błyszczących, (e/c) ślepiach, które odważnie mierzyły się z jego własnymi. Gdyby tylko miała pojęcie jak bardzo chciał wrzucić ją do najbliższej studni. „Mogę pouczyć cię paru trików jak zrobić wrażenie na damie, ale tylko jeśli przyjmiesz mnie jako swoją Tsuguko!"

„Obejdzie się." Nie wahając się ani chwili dłużej, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni zmierzając z powrotem do budynku by wyładować frustracje na nowej partii nabytków.

Nie wiedział dlaczego się zatrzymał, bez najmniejszego problemu mógł się wyrwać. Aczkolwiek nuta wyrzutów sumienia z tamtego dnia wróciła w najmniej spodziewanym momencie, gdy drobna dłoń złapała za rękaw jego okrycia. Tym razem postanowił obrócić głowę z zamiarem skarcenia szermierz za chęć samej egzystencji w jego otoczeniu.

Ale nie był w stanie tego zrobić. Nie ważne jak bardzo próbował.

Wcześniej nie przyćmiewała jego zmysłów w tym stopniu co teraz, jednak był świadomy jak jej sylwetka ukrywa się z tyłu jego głowy. Z każdym listem, które zamiast z miejsca wyrzucać, otwierał i przeglądał, mógł wyczuć jak pozycja (h/c) włosej powoli się zmieniała. Z nieprzyjemnej przeszkody stała się drażniącym impulsem, na który zaczął wyczekiwać każdego dnia. Z której strony przyjdzie? Co tym razem powie? Może ma jakieś nowe obelgi w jego stronę?

„A-aniki! (L/N)...!"

Jednak wtedy pojawiła się kolejna zmienna, która sprawiła, że spotkanie dziewczyny stawało się coraz to bardziej bolesne. Widział to w oczach tego nieudacznika. Takiej afekcji nie dało się ukryć, zwłaszcza komuś tak egzaltowanemu jak Genya. Za każdym razem, gdy choćby rzucił na nią okiem, okryta blizną twarz przybierała kolor haori tej niewdzięcznej dziewczyny.

Ten idiota jest nie do zniesienia...

Ciemnowłosy chłopak usiłował zwrócić jego uwagę, jednak Sanemi bez wahania wyrwał swoją rękę z uścisku by przekroczyć próg dojo – oczywiście zatrzaskując za sobą drzwi. Mimo tego, został tam. Opierając się o przesuwane drzwi dokładnie wsłuchiwał się w wymianę zdań młodszych wojowników.

„N-nic ci nie jest? Twoja ręka nadal nie wyzdrowiała w pełni..." Miał prawie dwa metry wzrostu, jak mógł brzmieć niczym skomlący szczeniak? Szorstkie palce przejechały przez jasną czuprynę, gdy z ust jej właściciela wydobyło się zrezygnowane westchnięcie.

„Ha! Myślisz, że jakieś byle złamanie mnie powstrzyma? Lekceważysz mnie bardziej niż sądziłam, Genya – to twój największy błąd." Brzmiała jakby przed chwilą wcale nie dostała solidnego uderzenia, które bez problemu mogło zniszczyć jej śledzionę gdyby nie sparowała go w ostatnim momencie.

Chciał tego, czy też nie – ta dziewczyna była jego kluczem to wyciągnięcia Genyi z Korpusu. Jeśli zmusi ją do zrezygnowania z walki o wiele łatwiej będzie mu wpoić młodszemu bratu, że także powinien zrezygnować z tej profesji. Lubił ją o wiele bardziej niż kogokolwiek innego, miał zamiar dopilnować aby nikt nie wtargnął między tę dwójkę. Wtedy będą mogli się pobrać i żyć w spokoju, ponieważ Sanemi dopilnuje aby żaden demon nie odważył się choćby zbliżyć do tej dwójki. Wreszcie mógłby spełnić marzenie jego matki o szczęśliwym życiu w normalnej rodzinie.

Przynajmniej z początku uważał, że los (Y/N) jest mu zupełnie obojętny.

Co noc wmawiał sobie, że jest wyłącznie mięsem armatnim, które będzie mógł wykorzystać do ochrony młodszego brata. W końcu już raz ocaliła mu życie bez odgórnego polecenia, musiała się o niego troszczyć – choćby w tym najmniejszym ze stopni. Była wyłącznie przeszkodą, która jakimś nieznanym mu sposobem zdobywała sympatię wszystkich wokół. Nawet Obanai wydawała się co do niej bardziej przychylny! Ten człowiek, który nienawidził każdego kto nie jest Filarem!

Aczkolwiek, gdy mówił o niej w ten sposób, od razu pożerały go wyrzuty sumienia.

To ta sama dziewczyna, o której z takim przekonaniem opowiadał Masachika. O tym jak energiczna była oraz jak wiele pasji posiadała. Widział to po jednym spojrzeniu, jego przyjaciel adorował ją dogłębnie, nawet jeśli te uczucia ograniczały się wyłącznie do braterskiej miłości. Ciemnowłosy wspominał o tym niejednokrotnie, święcie przekonany, że nigdy nie poślubi (h/c) włosej. Powtarzał, że jest zbyt młoda by zrozumieć koncept prawdziwego uczucia i nie mógłby odebrać jej czegoś czego jeszcze nie zaznała.

Shinazugawa nie raz zastanawiał się jak zareagowała na śmierć Kumeno.

Na cmentarzu wydawała się niewzruszona, nawet jeśli nutka nostalgii wciąż krążyła w (e/c) ślepiach. Ale niemożliwe by była tak spokojna, gdy dowiedziała się o jego zgonie. W końcu była młodą dziewczyną, która po raz pierwszy musiała się pogodzić z czyjąś stratą. Podobno chwilę potem jej matka została zamordowana, nie mogła być tak obojętna. Nigdy nie przyznałby tego głośno, ale w jakiś sposób zaimponowała mu tym jak to przyjęła. Nie uciekła się do rozpaczy, chciała pokonać swoją bezsilność – tym samym nie tracąc definitywnej pogody ducha.

Coś co on sam utracił w czasie morderczej drogi na szczyt hierarchii.

Część wojownika chciała po prostu wypchnąć ją z tego wyścigu szczurów by nigdy nie miała okazji na stracenie tego charakterku, który wyrobiła. Ale czy miał do tego prawo? Świadomość tego jak wiele krwi oraz mordu widziała na własne oczy, a pomimo tego wciąż potrafiła tak szeroko się szczerzyć, nie raz go przerastała. Rany mówiły same za siebie, była krucha jak szkło. Jednak wciąż upierała się, że może znieść więcej.

'Dlaczego spędzam tyle czasu z Kanroji...? Skąd to pytanie? Sam nie jestem w stanie tego wyjaśnić... Ale sposób w jaki wciąż potrafi być tak wesoła nawet mimo faktu bycia Hashirą jest dość... magnetyzujący? Intryguje mnie jakim cudem pozostała tak optymistyczna wobec tego świata.'

Kilka miesięcy temu zadał to pytanie jednemu z niewielu współpracowników, których w jakikolwiek sposób szanował. Nigdy nie sądził, że tak dziwne z początku stwierdzenie będzie dla niego czymś tak bliskim w niedługim czasie. (Y/N) patrzyła na świat w niezrozumiały dla Filara Wiatru sposób. Jednego dnia potrafiła obrazić każdego na swojej drodze, tylko po to by następnego wieczora być gotową na poświecenie własnego życia jeśli w jakiś sposób się przysłuży.

Nie ważne jak trudne zadanie, nigdy nie prosiła o pomoc. Zawsze ktoś musiał ją narzucić z góry.

Nawet teraz mogła bez problemu zwrócić się do żony Oyakata-sama, z którą miała tak dobry kontakt i poprosić o wstawienie się za nią. Nie mógłby odmówić odgórnym rozkazom dowódcy! A jednak wolała dzień w dzień dręczyć go, cały czas wymieniając swoje pozytywne aspekty, które mogłyby skłonić go do rozważenia jej prośby. Nie ważne jak wiele razy odsyłał ją z kwitkiem, zawsze wracała ze zdwojoną siłą.

Po czasie, zaczął wyczekiwać jej powrotu z coraz większą ciekawością.

Co powie tym razem? Co ze sobą przyniesie? Jak daleko jest w stanie się posunąć by z nim porozmawiać? Narcystycznie stwierdził, że jest w centrum jej zainteresowania. A taka myśl, o dziwo, wcale nie była tak irytująca jak mogłoby się wydawać. Skupił na sobie uwagę tak zawziętej megalomanki jaką była? Jeśli to nie było osiągnięciem samym w sobie, to nie wiedział jak to opisać.

„Shinazugawa, nie myśl, że skończyłam! Wiem, że tam jesteś!" Potrząsnął kilkukrotnie głową w niedowierzaniu, gdy (h/c) włosa po raz kolejny zaczęła dobijać się do blokowanych przez niego drzwi. „Jestem w stanie zniżyć się do tego poziomu, nie wierzę, że to robię... Ale pojutrze wracam do treningów i muszę się upewnić, że rozumiesz o czym mówię. Nie znajdziesz lepszej kandydatki na Tsuguko, nie w tym życiu. Nawet jeśli nadal nie jesteś w stanie pojąć mojego geniuszu... Mogę wyświadczyć ci dowolną przysługę jeśli się zgodzisz."

Prawie parsknął śmiechem słysząc czysty dyskomfort w głosie dziewczyny, która zdecydowanie nie należała do osób ubóstwiających kompromis. Uparta jak osioł, nie mógł określić tego inaczej. Aczkolwiek informacja o jej powrocie do zdrowia wywołała w nim mieszane uczucia. Z jednej strony wreszcie wróci do pracy, ale z drugiej zrozumiał, że długo już tutaj nie pobędzie.

Po prostu przyjdź tu jutro.

Naprawdę nie wiedział co w niego wstąpiło, prawie powiedział to głośno. Z lekkim rozczarowaniem przysłuchiwał się oddalającym się krokom, którym towarzyszyły zrezygnowane słowa kierowane do jego młodszego brata towarzyszącego dziewczynie. Ostrożnie rozsunął drzwi wejściowe by ostatni raz rzucić okiem na dwójkę maszerującą w nieznanym mu kierunku. Genya wyglądał na tak szczęśliwego w jej otoczeniu, nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego sprawy.

Sanemi był przekonany, że zobaczy ją następnego dnia. Niewzruszony zamknął drzwi i wrócił do swoich zajęć.

★★★★★

Mijały kolejne minuty, potem godziny. Nim się obejrzał słońce już powolnie chowało się za horyzontem. Bladofioletowe ślepia skupione na uszkodzonej dłoni w wyniku nieuważnego chwycenia za ostry kawałek drewna upewniały się, że ich właściciel porządnie opatrzy drobny uraz. Od rana wypatrywał tego czerwonego haori, które mogło pojawić się w każdym możliwym miejscu o dowolnym czasie. Z początku nie był wzruszony brakiem podejścia ze strony wojowniczki – uważał, że pewnie testowała nową metodę przechytrzenia go. Jednak z biegiem dnia, mniej więcej w porze obiadowej, zaczął zastanawiać się co sprawiło, że nie zadręcza jego życia.

Świecie przekonany, że jeszcze tego dnia zawita u jego progów, cierpliwie czekał by ponownie odprawić ją z kwitkiem.

Nad wyraz spokojny, co w jego przypadku można uważać za stan martwiący, siedział na werandzie swojego dojo ze skrzyżowanymi nogami i opierając policzek na jednej z dłoni, obserwował wznoszący się powoli księżyc. Zaciskając żeby nie chciał przyjąć do siebie nieuniknionych wieści, przecież wczoraj zarzekała się, że tu będzie.

Dopiero jutro miała wrócić do treningów, gówniara mnie okłamała!

Rozgoryczenie rozpływało się po całym ciele jasnowłosego, który nadal wypierał z siebie prawdziwą naturę tego negatywnego uczucia. Przecież nigdy nie mógłby powiedzieć, że czeka żeby ją zobaczyć. Skarcić ją za próbę zbliżenia się do niego choćby na kilometr. Od lat otaczał się murem nie do przejścia, im więcej bliskich osób utracił tym grubsze przeszkody stawiał. Wszystko by nie dopuścić do większego bólu. Miał to nieszczęście, że od zawsze pozwalał by to osoby słabe zdobywał jego uwagę. Matka, która była najdrobniejszą osobą jaką spotkał a wciąż broniła ich przed okrutnym ojcem. Genya oraz Masachika, którzy służyli w Korpusie mimo braku talentu do używania Sztuki Oddechów.

I wreszcie (Y/N) – pyszałkowata damulka z dobrego domu, która zamiast dzierżyć klingę powinna wrócić do domu i zająć się ojcem.

Zawsze obserwował ją z trzeciego planu, widząc jak wielkie zamieszanie wywoływała wokół siebie. Była zupełnym przeciwieństwem względem Filara. Zawsze przyciągała do siebie ludzi, kiedy on specjalizował się w ich odstraszaniu. Nawet sama (h/c) włosa na początku dała się nabrać na tę wypracowaną latami technikę zachowania. Zawsze patrzyła na niego z wyższością, która z góry pokazywała jak wiele nienawiści odczuwała w jego kierunku. Spojrzenie czystej, niewzruszonej pogardy – nawet jeśli nie potrafił uznać go za straszne. To ułatwiło mu sprawę, nie myślał o niej w pozytywnym świetle, zbyt skupiony na odwzajemnieniu symbiotycznej nienawiści.

Ale w jednej chwili, jakby za pstryknięciem palców, cała otoczka rozpadła się.

Była tam, troszczyła się o Kumeno nawet, gdy nie kroczył już wśród nich. Nie potrafił wymazać z pamięci tego łagodnego spojrzenia, którym go obdarzyła. Po raz pierwszy spojrzała na niego jak na równego sobie człowieka – i to w pełni zgubiło Sahinazugawę. Ilekroć nie próbował, zawsze powracał myślami do tamtego spotkania. Do sposobu w jaki powieki delikatnie odrobinę przykryły błyszczące, (e/c) ślepia, która w pełnym skupieniu wyrażały więcej uczuć niż sam kiedykolwiek doświadczył. Po tym zajściu, unikał jej niczym ognia. Zbyt przerażony zaakceptowaniem własnych uczuć oraz strachem przed ponownym nadejściem tego dziwnego mrowienia, które przez moment przyprawiło go o gęsią skórkę.

'To ty opiekowałeś się jego grobem, prawda? Teraz możemy robić to na zmianę!'

Za każdym razem, gdy powracał na pochówek przyjaciela, znajdował tam świeże kwiaty oraz zapaloną świecę. Nie miał pojęcia jak znajdowała czas na odwiedzenie mogiły tak często. Jakim cudem potrafiła pojawić się pod jego drzwiami opowiadając różnorakie historie, kiedy nigdy nie miała pewności czy jest po drugiej stronie? Nawet jeśli zawsze tam był. Nigdy nie wiedziała na pewno czy był na tyle łaskawy by jej wysłuchać, a mimo tego zasiadała obok wejścia nie raz narzekając jak twarda jest posadzka. Potem opowiadała rozmaite historie, które miały służyć jako argument do przyjęcia jej.

'Jedna forma, Velvet Misery, wymaga drobnego dopracowania – oczywiście pomimo swej doskonałej oraz wymyślnej natury mego autorstwa. Jestem przekonana, że byłabym w stanie wykonać jeszcze więcej cięć niż wtedy w walce z Akazą! Oh, a wspominałam już o pierwszej formie?'

Hiperbolizowała każdą z nich, ubarwiając w szczegóły, które z początku irytowały jasnowłosego. Jednak z czasem nauczył się je tolerować, nawet lubić. Jego dni bywały monotonne. Wstać, trenować, zjeść, pójść na patrol i położyć się spać. A teraz, codziennie słuchał czegoś nowego, przynajmniej przez godzinę. Czasem miał ochotę zapytać o jakiś konkretny szczegół, ale gryzł się w język by nie spalić swojej przykrywki. Gdy była bliska skończenia opowieści zaczynała ostrożnie stukać w podłoże palcami – odruch, który udało mu się zarejestrować. Nigdy nie odchodziła bez pożegnania i to zastanawiało wojownika. Całymi dniami rozmyślał dlaczego marnuje czas na coś co w ogóle mogło do niego nie dotrzeć.

Chyba jednak dzisiaj tego nie usłyszę, huh.

I ta myśl uderzyła w niego bardziej niż początkowo przypuszczał. Przyzwyczaił się do tego rodzaju interakcji na tyle by wyczekiwać ich z lekką niecierpliwością. A teraz, gdy zniknęła bez słowa, zastanawiał się ile czasu minie nim ponownie ją usłyszy. Dzień? Dwa? A może rok? Kto wie ile czasu będzie spędzała na tym przeklętym treningu, który on sam musiał odbywać. To nie tak, że miała najlepszy głos na tej planecie. Nie raz, zmuszony przez Tengen'a, słuchał śpiewu kobiet do towarzystwa. Szkolone w tej sztuce, wykonywały każdą piosenkę perfekcyjnie tym samym zarabiając w ten sposób na życie. W żadne sposób nie mógł ich porównywać.

Jednak głos (Y/N) wyjątkowo zapadł mu w pamięci.

Sposób w jaki podnosił się, gdy opowiadała z zachwytem o swoich własnych wymysłach oraz jak melodyjnie przeciągała niektóre słowa – zazwyczaj dotyczące jej ulubionych smakołyków czy odzienia. Nie raz załamywał się w natłoku słów, które próbowała wymówić. Czasem, stawał się lekko ochrypły sygnalizując jak wiele czasu spędziła na ciągłym mówieniu. Zaczęła nawet narzekać, że Kōcho zmusiła ją do brania pastylek z miodem by załagodzić ból.

„KRA! KRA! Shinazugawa-sama, mam informacje o (L/N) od jednego z Kakushi!" Słysząc trzepot znajomych skrzydeł wyciągnął w górę jedno ramię, by ptasi kurier mógł zająć swobodne miejsce na jego przedramieniu. Ciemne ślepia wpatrywały się w niego z dość pustym wzrokiem, gdy dziób otworzył się z dość niesłuchaną wiadomością. „(L/N) ze względu na dobry stan została wypuszczona na trening Filarów wcześniej niż przewidziano! Aktualnie przebywa w domu Filara Wody, z którym miała porozmawiać!"

Chciał być zły, ale nie potrafił. Miała do tego prawo, w końcu nigdy nie dał tej dziewczynie żadnego znaku, że widzi jej starania. Mogła zniknąć bez słowa kiedy tylko miała ochotę, ponieważ nic nie trzymało (h/c) włosej u jego boku. Z początku był nawet ukontentowany po usłyszeniu, że stan jej zdrowia poprawił się. Jednak druga z wiadomości sprawiła, że bladofioletowe ślepia zaostrzyły swe spojrzenie sprawiając, że pierzasty listonosz wzdrygnął się z lekka.

Ze wszystkich osób na tym świecie, musiała pójść akurat do Giyū.

Było po zmroku. Jakim cudem 'aktualnie' przebywała w jego domu? Nocowała tam? Z jakiej racji? Co było tak ważne, że musiała porozmawiać z tym zadufanym w sobie dupkiem tak szybko? Dlaczego musiała zniknąć bez żadnego słowa? Nawet pożegnania czy notki o tym, gdzie się wybiera?

Tyle pytań krążyło po głowie Hashiry sprawiając, że nie był w stanie myśleć logicznie.

Nagle wszystko zaczęło się układać. Zawsze lgnął do niej, nigdy nie tracąc okazji by powitać ją, gdy tylko dostrzegał sylwetkę (h/c) włosej na horyzoncie. Widział to wszystko – sposób w jaki Tomioka patrzy na uśmiechającą się dziewczynę. Sam nigdy nie zaoferował szermierz choćby akceptującego spojrzenia, kiedy ten pajac przekazywał swoją afekcie w jednym rzucie okiem. Czy on też słyszał te wszystkie historie? Gorzej. Czy wysłuchiwał ich siedząc z nią twarzą w twarz? Bez żadnej przegrody czy niepewności?

Czy wolała towarzystwo Giyū od jego własnego?

Od zawsze, te niebieskie ślepia patrzyły na niego z obojętnością, nigdy nie szukał w nich czegoś więcej. Czyżby nie dostrzegł lekceważenia, które musiały tak otwarcie pokazywać? Po raz pierwszy musiał szczerze przyznać, że przegrał w bitwie z tą podróbką człowieka. Ten obrót zdarzeń zmusił go do uświadomienia sobie jak dyskretnie, ale efektownie, (e/c) oka wkradła się do jego życia. Stała się małym elementem, który z czasem rozrósł się na tyle by jego brak wywołał tragiczne wręcz skutki. Zwłaszcza, gdy przed oczami Filara stała setka mrocznych scenariuszy co do jej pobytu w przeklętej rezydencji.

Jeśli ten jełop cokolwiek zrobi dopilnuję, żeby stracił palce przy najbliższej okazji.

Myśl o tym, że akurat ten mężczyzna mógł wkroczyć w tak intymne strefy dziewczyny rozrywał go na strzępy. W rzeczywistości, to on nazywał ją wywłoką i dziwką – nie powinien być tym wzruszony. Mimo tego wiedział, że każde z tych wyzwisk było wyłącznie lekceważącą próba poniżenia dziewczyny, niczym więcej. I jeśli cokolwiek nieodpowiedniego wydarzyłoby się między tą dwójką, na pewno nie byłoby zainicjowane z jej strony. Miała zbyt wiele dumy by zniżyć się do czegoś takiego.

Ale Tomioka nie ma kręgosłupa moralnego.

Przynajmniej tak uważał jasnowłosy, przejęty tak niespodziewanym obrotem sytuacji. Kilka słodkich słówek, odpowiednia atmosfera oraz dobre podejście mogło doprowadzić do tragicznych skutków. Nie byłby w stanie zaakceptować myśli, że dziewczyna współuczestniczyłaby w tym z własnej woli. Nie chciał i nie miał zamiaru nawet rozważać tej opcji.

Musiał jej o sobie przypomnieć, wtedy na pewno nie stanie się nic złego.

Dlatego z impetem wparował do swojego dojo, niecierpliwie przeczesując wszystkie możliwe półki oraz szuflady w poszukiwaniu kartki papieru i czegoś do pisania. W pośpiechu odnalazł wyłącznie drobny skrawek, na którym bez wahania napisał najbardziej skondensowaną wiadomość jaką był w stanie stworzyć.

'Masz miesiąc. Jeśli do tej pory cię nie zobaczę, nie chcę już nigdy na ciebie patrzeć.'

Od razu wysłał kurka z odpowiedzią, nakazując mu by jak najszybciej przekazał to w ręce posiadaczki czerwonego ostrza. Obserwował jak ptak powoli znika z pola widzenia, gdy starał się uspokoić swoje poszargane nerwy. Nie wiedział czy groźba w korespondencji była skierowana do niej czy do samego siebie. Miała miesiąc, ponieważ tyle był w stanie wytrzymać – a przynajmniej tak uważał. Minął ledwo dzień, a on już gubił się w swoich ruchach i nie potrafił skupić na określonych zadaniach. Nie miał pojęcia jak wiele będzie w stanie znieść.

Mimo tego, czekał cierpliwie – i pewnego dnia, zobaczył ją w swoich progów. Z tym samym uśmieszkiem, który nosiła przy każdym spotkaniu.

»»————- ★ ————-««

Sanemi miał słabość do osób kruchych, zawsze wpadając w sidła ich delikatnego podejścia do innych. (Y/N) nie była wyjątkiem. Jednak tym razem to on był bodźcem, który niszczył te niestabilną strukturę. Niosąc na tacy kubek wypełniony zaparzającym się lekarstwem, kierował się w stronę zajmowanego przez dziewczynę pokoju. Stojąc pod znajomymi drzwiami, zawahał się przez moment by po otrząśnięciu się z niedorzecznych myśli rozsunąć drzwi prowadzące do pomieszczenia.

Niemal natychmiast spotkał (e/c) ślepia, które ewidentnie wydawały się zaskoczone jego prezencją.

Powinna jeszcze spać, przynajmniej jeśli marzyła o wykurowaniu się ze wszystkich obrażeń jakie jej zaserwował. Doskonale wiedział, że stosowane przez niego ciosy w niczym nie pomogą, jedynie osłabią ją na tyle by nie była w stanie wrócić do dzierżenia klingi. Tak jak z początku sobie założył. Święcie przekonany, że powinien wykurzyć ją z szeregu jak najszybciej się dało robił wszystko co możliwe by doprowadzić ją do załamania. Wtedy, wraz z Genyą, zamieszkała by w Wiosce Zbrojmistrzów przynajmniej póki Korpus nie rozprawi się z Muzan'em. Oboje byli by bezpieczni, a do tego spełniliby marzenie zmarłej matki rodzeństwa.

W dodatku, Sanemi wciąż mógłby mieć w swoim życiu te błyszczące, (e/c) oczy – nawet jeśli nie będzie tym, dla którego będą świecić.

Jedynymi osobami, z którymi byłby w stanie podzielić się tym widokiem był od niedawna już nieżyjący Masachika oraz jego młodszy brat, Genya. Nie zaakceptowałby nikogo innego stojącego u boku rozgadanej dziewczyny. Obaj, choć brutalni na pierwszy rzut oka, mieli w sobie serce godne najszczerszego złota – idealne by zapewnić (L/N) wszystko co do tej pory utraciła. Sam zobowiązał się do jej ochrony, wszystko po to by nie musiała więcej być na granicy swojej wytrzymałości, która z natury nie mogła równać się z jego własną.

„Czym zawdzięczam sobie taką niezapowiedzianą wizytę, hm?" Skupił się na smukłych palcach, które ostrożnie rozplątywały kołtuny (h/c) włosów. Ta sama dłoń w ciągu kilku sekund pochwyciła, zbyt prosty jak na gust dziewczyny, grzebień by dokładniej rozczesać pasemka. „To leki od Shinobu? Myślałam, że dała mi wszystkie... Zostaw je u mnie, sama się tym zajmę."

Od pierwszego momentu, gdy ich spojrzenia się spotkały nie pozwoliła sobie na ponowne skierowanie wzroku prosto na niego. Skupiała się na (h/c) włosach, specjalnie zwalniając swe ruchy jakby unikając kontaktu jeszcze bardziej niż przypuszczał. Nigdy nie była pozytywnie nastawiona do Filara Wiatru, jednak teraz wydawała się zdystansowana bardziej niż kiedykolwiek. Wbrew pozorom, miał głowę na karku i bez trudu domyślił się, że życzyła sobie by jak najszybciej opuścił ten pokój.

Niesamowite jak mocno zdołała ugryźć się w język, był świecie przekonany, że na dzień dobry zostanie zasypany wiązankami rozmaitych wyzwisk.

Myśl o tym, że walczyła ze swoją naturą tak mocno tylko dlatego, aby nie utracić szansy na trening pod jego okiem, sprawiała, że po raz pierwszy od długiego czasu było mu wstyd. Patrząc na to obiektywnie, wszystko co robiła by namówić upartego jasnowłosego do wzięcia jej pod swoje skrzydła mieściło się w granicach zdrowego rozsądku. Narażała się na wiele krzywych spojrzeń, zwłaszcza gdy dosłownie włamywała się na teren dojo. Co musieli myśleć przechodnie, gdy siedząc na podłodze pod drzwiami mówiła sama do siebie? Nawet nie zauważył kiedy ta zarozumiała dziewczyna, nauczyła się odrobiny pokory – pomimo tego jak mało jej posiadała.

„Dała te ziółka mi, więc to ja będę decydował co się z nimi stanie." Bez ogródek zajął miejsce obok posiadaczki czerwonego ostrza, która wciąż nie miała zamiaru spotkać jego spojrzenia. Jak zazwyczaj, bladofioletowe ślepia wydawały się być niewzruszone, gdy ich właściciel cierpliwie czekał aż wreszcie spojrzy mu w oczy. „Jak długo masz zamiar od tego uciekać? Wciąż jesteś tym samym tchórzem co na początku."

„Uciekać? Uciekać od czego? Albo nie, oszczędź mi szczegółów – nie są mi potrzebne." Ten ton ugodził go bardziej niż wszelakie obelgi, które wcześniej miały w zwyczaju opuszczanie muśniętych czerwoną farbą ust. „Układam włosy do snu. Wypiję to za moment, nie musisz tu przebywać. Widzimy się jutro o piątej, to nie tak długo."

„Nie wyjdę stąd póki nie wypijesz tego w całości." Dosadne stwierdzenie sprawiło, że dłonie kobiety przez moment zatrzymały się nim, jak gdyby nigdy nic, powróciły do swawolnego przeczesywania (h/c) loków.

Skrzyżował nogi oficjalnie oznajmiając, iż nie ma zamiaru wstać z miejsca w najbliższym czasie. Zaalarmowana tak nietypowym zachowaniem podopieczna postanowiła rozegrać sytuację dość rozważnie. Zrezygnowała z układania rozczesanych pasemek by na oślep próbować pochwycić gliniane naczynie wypełnione specyfikiem. Niestety, nie ważne jak wiele razy próbowała, nie była w stanie złapać kubka. Otwarcie poirytowana niepowodzeniem swojej misji, obróciła głowę w stronę niewdzięcznego wojownika by z rozgoryczeniem stwierdzić, iż przez cały ten czas trzymał w dłoni upragnione naczynie.

„Wreszcie podejmujesz dobre decyzję. Spójrz na mnie." Upartość oraz gorący temperament leżał w naturze posiadaczki czerwonego ostrza – oczywiście, że nie miała zamiaru posłuchać rozkazu. Zamiast tego postanowiła kontynuować swoją pełną niepowodzeń misję przechwycenia naczynia, tym razem obserwując ruchy ręki jasnowłosego.

Próbowała z każdej możliwej strony, testując refleks wprawionego wojownika. Niestety nie ważne jak wiele starań wkładała we własne ruchy, sam stan jej ciała nie pozwalał na wiele manewrów. Z tego powodu, z każdym nieudanym ruchem coraz gorzej się czuła – zarówno fizycznie jak i psychicznie. W nieudolnej próbie nadążenia za jednym z najsilniejszych Hashir, dała się nabrać na bardzo prostą sztuczkę. Skupiona na pochwyceniu glinianego kubka, pozwoliła by jasnowłosy umieścił naczynie tuż przed swoją twarz. W akcie desperaci usiłowała złapać za swój cel, jednak Filar wypuścił go z uścisku – oczywiście ujął upadające naczynie wolną ręką.

Tym samym sprawiając, że (e/c) ślepia zostały zmuszone do spotkanie jego własnych odpowiedników.

Jego twarz nie mówiła absolutnie nic, mogła wręcz uznać jego mimikę za nieskażoną żadną kreatywną myślą. Ale bladofioletowe tęczówki były nie do pominięcia. Z pozoru nie różniły się nigdy. Zawsze wytrzeszczone, mętne oraz odgórnie karcące wszystkich napotkanych ludzi za samą ich egzystencję. Aczkolwiek teraz, po raz pierwszy wydawały się być choć odrobinę błyszczące. Wciąż nie pokazywały wiele, ale pojedynczy, tlący się wręcz, blask nie umknął sprawnemu oku utalentowanej szwaczki. I coś w okolicznościach jego pojawienia się, zmusiło ją do ciągłego skupienia na Mistrzu Sztuki Wiatru.

„Od kiedy boisz się cokolwiek powiedzieć? Myślisz, że parę wyzwisk mnie wzruszy?" Każde pytanie brzmiało niewinnie drwiąco, jeśli można to w ten sposób opisać. Mimo tego, w uszach (h/c) włosej zdawały się mieć zupełnie inny wydźwięk – boisz się mnie? „Potrafisz ułożyć włosy w dwie minuty, nie jesteś w stanie mnie tym zbyć."

„Nie myl tego z jakąkolwiek słabością z mojej strony. Po prostu dbam o swój interes, nieprawdaż?" Tak bardzo jak chciała przekonać mężczyznę do swojego braku żalu ze względu na jego akcje, nie była w stanie tego zrobić. Poukładanie puzzli sytuacji zajmowało jej niewiele czasu – definitywnie próbował ją stąd wykurzyć. „Dość szczegółowa obserwacja jak na kogoś, kto chcę mnie okaleczyć."

„Nie chcę-„

„Tak chcesz." Przerwała mu, nie mając najmniejszej ochoty ani też siły by kontynuować podchody w tak napiętej sytuacji. Po prostu nie była w stanie zrozumieć co tak naprawdę siedziało w tej pozbawionej brwi głowie, nie ważne jak wiele razy próbowała. „Po co przyjąłeś mnie na swoją Tsuguko, jeśli jedyne co chcesz zrobić to pozbawić mnie szansy do walki?"

To było przejrzyste jak szkło, nie potrzebował żadnej pomocy by zrozumieć jak bardzo zranił (h/c) włosą. Fizyczny ból byłby dla niej codziennością, jednak ten rodzaj manipulacji musiał przerosnąć nawet zadufaną w sobie kobietę. Przynajmniej to widziały lekko uspokojone oczy Shinazugawy.

„Wiem, nie przepadasz za mną. Uważasz, że powinnam zginąć i oszczędzić wam kłopotu – rozumiem to wszystko. Jak bardzo ubolewasz nad tym, że znałam Masachikę. Czy jak wiele byś dał bym wreszcie dała ci absolutny spokój."

Suche gardło zacisnęło się jeszcze bardziej, gdy wypowiadała kolejne sentencję. Żadna z nich nie będąca prawdą. Fakt tego, że uznawała je za prawdziwe intencje jasnowłosego kompletnie go zamroczył. Sanemi był przyzwyczajony do grania złego charakteru tylko po to by chronić ukochane mu osoby z cienia. Mimo tego, nigdy nie sądził, że dziewczyna dojdzie do tak skrajnych konkluzji. Gdzie dokładnie przekroczył tak wiele granic? Czy naprawdę sądziła, że pragnął by skończyła sześć stóp pod ziemią?

Realizacja prawdziwego sedna problemu zajęła mu więcej czasu niż sądził – (Y/N), jak nikt inny, chciała dołożyć swoją cegiełkę do tej sprawy.

W akcie zemsty za swoją matkę. By jej przeszłe wcielenia wreszcie mogły zaznać spokoju po śmierci. By następne reinkarnacje nie musiały dzielić jej schematycznie nieuniknionego losu. Od początku walczyła z zataczającął krąg historią, nie zważając na ból czy fizyczne granice tak słabego ciała. Mogłaby zostać w bezpiecznym miejscu, choćby siedzibie głównej, i wyczekiwać na obrót zdarzeń zza bezpiecznych murów. Ale wolała kolekcjonować blizny i zdzierać dłonie, wszystko po to by ktoś inny nie musiał martwić się o jej dobro. Dźwigać na sobie cały ciężar konsekwencji czynów, których nie popełniła.

„Jeśli naprawdę nie jesteś w stanie na mnie patrzeć, po prostu pozwól mi odejść. Nie mogę tracić sił i czasu, tym samym nie dostając nic w zamian... To męczące, Shinazugawa." Głos (Y/N) załamał się z lekka, gdy wypowiadała ostatnie zdanie swojego wywodu. Mężczyzna wciąż milczał nie dając jej zbyt wielu opcji na rozegranie sytuacji w mniej prostolinijny sposób. „Nie uciekam – dostosowuje się do okoliczności zmiennych, hm? Tak jak mówiłeś, nie mogę zbawić całego świata, ale zawsze będę próbować."

„Twoje ciało jest słabe, jedno mocniejsze uderzenie i złamie się w pół. Co wtedy zrobisz?" Niekonwencjonalne pytanie wybiło ją z rytmu, sprawiając, że po raz kolejny skupiła spojrzenie na jasnowłosym. „Uciekniesz? Będziesz walczyć dalej? Wezwiesz pomoc?"

„Co to za pytania? Shinazugawa, nie rozumiesz o czym mówię." Marszcząc brwi przykuła trochę więcej uwagi na beznamiętną mimikę wojownika, który opierał głowę na jednej dłoni.

„Masz ludzi, którzy na ciebie czekają. Powinnaś odejść z Korpusu i wyjść za mąż, wieść normalne życie." Nie wiedziała czy po raz kolejny ją lekceważył, czy właśnie doświadczała swego rodzaju troski ze strony wiecznie rozgoryczonego Użytkownika Oddechu Wiatru. „Tego chciałaby twoja matka i Masachika. Nie musisz walczyć, żaden demon nie zbliży się do twojej rodziny – dopilnuję tego. Po prostu zrezygnuj, (L/N)."

Nigdy wcześniej nie wypowiedział jej nazwiska, zazwyczaj uciekał się do różnego rodzaju wyzwisk godnych rozbujałego nastolatka. To pierwsza czerwona flaga jaką udało jej się zarejestrować. Drugą był sposób w jaki jego oczy po raz kolejny zabłysnęły w ten tajemniczy sposób, tym razem kilkukrotnie intensywniej niż wcześniej. Jakby naprawdę miał na uwadze jej dobro, nie ważne jak niewiarygodne to było. Od kiedy musiał mieć tego rodzaju zamiary?

„Naprawdę mnie lekceważysz, Shinazugawa..." Wzdychając ciężko powoli przyswajała do siebie nowe informacje o bardziej przychylnym podejściu do sprawy towarzysza rozmowy. „Każdy kto jest mi bliski, chcę tylko mojego szczęścia – jak mogłabym cieszyć się normalnym życiem wiedząc, że walczycie, gdy ja sama żyję w spokoju? Genya.... Genya wszystko mi opowiedział. Zapytałam co leży mu na sercu i wytłumaczył mi co stało się z waszą matką oraz rodzeństwem."

Nieśmiałe wręcz stwierdzenie wyrwało jasnowłosego z obojętności, ubarwiając jego mimikę w lekkie zaskoczenie, gdy (e/c) ślepia spojrzały na niego z łagodnością, której do tej pory nie było mu dane zaznać. W ten sposób spoglądała na niego tylko nieżyjąca od lat matka, zazwyczaj zaraz po tym jak własnym ciałem uchroniła jego rodzeństwo przed okrutnym ojcem. A teraz, jeśli to wszystko okaże się prawdą, (h/c) włosa wiedziała wszystko o czym pragnął zapomnieć.

„I po tym wszystkim, uważam, że zasługujesz na poznanie prawdy. O mnie i Masachice." Niecodzienne wspomnienie zaciekawiło wojownika, który w zniecierpliwieniu wewnętrznie podziękował rozmówczyni za nie kontynuowanie tematu związanego z jego biologiczną rodziną. „Jak pewnie wiesz, miałam niecałe jedenaście lat kiedy doszło do pewnego 'układu'. I wtedy, byłam święcie przekonana, że to mężczyzna mojego życia."

Zmarszczył czoło po usłyszeniu dwuznacznej sentencji. Była święcie przekonana? Czyli teraz coś, a dokładniej ktoś, zmienił jej zdanie? Jeśli tak, to oznaczało iż posiadaczka czerwonego ostrza obdarzyła kogoś uczuciem. A w tamtym momencie, Filar Wiatru był święcie przekonany, iż nie mógł należeć do tego grona. I myśl o tym, przyprawiła go o nieprzyjemne ciarki na plecach, które z czasem zmuszały jego dłonie do mocniejszego uścisku na glinianym naczyniu wypełnionym wywarem.

„Kiedy wyruszyliśmy na misję z Rengoku-sama, padłam ofiarą sztuki demona. Zapadłam w głęboki sen, w którym spełniły się wszystkie moje najskrytsze marzenia. Byłam najbardziej rzucającą się w oczy osobą, w domu czekała na mnie dwójka kochających rodziców oraz... Posiadałam narzeczonego." Dodała przez moment zatrzymując się w swojej wypowiedzi jakby układając najmniej kontrowersyjną wersję wydarzeń. „Otwarcie powiedział mi tam, że nie będzie stwarzał oporu jeśli zakocham się w kimś innym... Ten sen był spełnieniem moich największych pragnień – czy nie powinnam być z nim, jeśli naprawdę był mi przeznaczony? Logicznie rzecz biorąc."

Uporczywie milczał, wciąż z lekka zszokowany tak nietypowym obrotem zdarzeń. Nie kwestionował realności tego wydarzenia. Dlaczego? Sam wiedział jak wymyślne potrafią być sztuczki tych przeklętych potworów. Po drugie, widział, że ten wzrok nie należał do kłamcy czy manipulanta. W życiu nie doświadczył tak szczerego spojrzenia. Nigdy nie było mu dane napotkać niezwykle prawdziwych w swej istocie ślepi, ten błysk był nie do podrobienia.

Chciał zapytać co dokładnie miała na myśli, ale gdy tylko zobaczył jak kąciki muśniętych czerwoną farbą ust unoszą się – zamarł w miejscu.

Zahipnotyzowany tak łagodną mimiką pozwolił sobie na nieme podziwianie widoku przed sobą. Choć jego twarz nie zdradzała nic, ciało jasnowłosego wariowało. Uśmiech wydawał się być odzwierciedleniem żalu oraz odrobiny melancholii – idealnie pokazując gorzkie wspomnienia związane z odkrywaniem własnych uczuć. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Przyśpieszony puls, drżące dłonie, które o mały włos nie wylały zawartości glinianego naczynia na tatami, oraz to dziwne mrowienie prologujące niekonwencjonalne myśli w głowie wojownika.

Pragnął kiedyś zobaczyć jak wyglądał ten uśmiech wywołany pozytywnymi emocjami.

Czy jej oczy świeciły jeszcze bardziej niż teraz? Niemożliwe, był święcie przekonany, że są jak kulki kolorowego szkła na festynie – odbijając wszystkie z możliwych kolorów w sposób nie do przewidzenia. A może kąciki czerwonych ust unosiły się jeszcze wyżej? Pyzate policzki rumieniły się odrobinkę mocniej niż teraz? Zastanawiał się czy byłby w stanie odróżnić emocje kryjące się za każdym, niewzruszonym na pierwszy rzut oka, uśmiechem.

„Zrozumiałam, że moje serce nigdy nie kochało Masachiki w sposób romantyczny – podziwiałam go jako brata, autorytet, może nawet swego rodzaju mentora. Trudno mi powiedzieć, minęło dużo czasu..." Sposób w jaki delikatnie przejeżdżała dłonią wzdłuż własnego, okrytego beżowym odzieniem ramienia, sprawiał, że właściciel bladofioletowych tęczówek stał się ciekawy jaka w dotyku była. „Ale wciąż jest dla mnie kimś ważnym i nie mam zamiaru zaniedbać pielęgnowania tej relacji. Jestem wdzięczna za to jak wyrozumiały był... Za każdy raz kiedy mówił mi, abym sama decydowała o swoich wyborach, bo tylko ja będę żyć na zawsze z ich konsekwencjami."

(e/c) ślepia przeszkliły się z lekka, alarmując jasnowłosego co do przyszłych wydarzeń. Połączenie tak wielu skrajnych emocji musiało doprowadzać dziewczynę do granic wytrzymałości. Był pewny, że gdy tylko wyjdzie z tego pokoju, (h/c) włosa zacznie łkać w samotności tłumiąc każdy możliwi dźwięk informujący o jej prawdziwej słabości – był święcie przekonany, że do tej pory tak radziła sobie z tymi uczuciami. Uczuciami, które sam spowodował, dokładając na te drobne ramiona jeszcze więcej zbędnego balastu.

Czy mógłby spokojnie żyć z myślą, że załamała się właśnie przez niego? Nie.

Po raz pierwszy, od wielu lat, postanowił być szczery nie tylko z (L/N), ale i sam ze sobą. Jak mógł udawać swoje niewzruszenie, gdy tak naprawdę chciał pomóc jej w dźwiganiu tego co zostało na nią zrzucone w momencie przyjścia na ten świat? Nadal nie potrafił pojąć jakim cudem, do tej pory nie straciła nic co świadczyło by o pełnej należności do człowieczeństwa.

Nie zdawał sobie także sprawy jak bardzo zaczął adorować ten aspekt (Y/N).

(h/c) włosa wzdrygnęła się lekko, gdy pewnym ruchem złapał za jeden z jej poobijanych nadgarstków. W zaskoczeniu obserwowała jak jasnowłosy skupia swoje spojrzenie na pokrytym sinymi urazami ramieniu, skanując dokładnie każdy z nich. Zamrugała kilkukrotnie, gdy szorstkie i chłodnawe dłonie Hashiry zaczęły ostrożnie, okrężnymi ruchami, masować pochwycone przedramię. Gest nie tylko niespodziewanie czuły, ale i dający obolałej szermierz odrobinę ulgi, gdy spięte mięśnie wreszcie rozluźniły się dzięki wprawionym ruchom jasnowłosego. Pozbawione brwi czoło zmarszczyło się, gdy fioletowe ślepie dostrzegły wielokrotne wkłucia igły obok siniaków oraz ran kłutych.

„Wypij. Kochō mówiła, że uśmierzy ból i pomoże ci zasnąć." Wolna kończyna Sanemi'ego podała, skonfundowanej nagłą zmianą nastawienia, szermierz od dawna już chłodny wywar.

Kątem oka zerkał na (h/c) włosą by upewnić się, że wypiła specyfik do samego dnia. Aczkolwiek większą partię skupienia poświęcił na zapamiętanie tekstury skóry pod opuszkami swoich palców. Ewidentne mięśnie nie przeszkadzały jej w posiadaniu stosunkowo miękkiej i delikatnej skóry, która swoją strukturą szczerze zaskoczyła Użytkownika Oddechu Wiatru. Czyżby wszystkie to przechwałki o ponad przeciętym wyglądzie były poparte odrobiną starań?

Nie potrzebujesz tego... I tak robisz wokół siebie wystarczająco dużo zamieszania – po prostu nigdy nie przestań oddychać i wszystko będzie idealnie.

Te nogi nie były w stanie prześcignąć wszystkich przeciwności losu, które czekały na małe potknięcie ich właścicielki. Dlatego to on zobowiązał się do wzięcia całego jej ciężaru na własne barki, nie ważne kiedy czy gdzie – nie pozwoli by cokolwiek skruszyło ją doszczętnie. Sam, powoli i ostrożnie, będzie składał każdy odłupany przez ból i traumy element. Na początku na pewno będzie popełniał błędy, to było nieuniknione. Jednak determinacja by dzięki obecności tej dziewczyny nauczyć się odrobiny delikatności okazała się większa niż jakiekolwiek wątpliwości. W głębi, okrytego wieloma warstwami skały serca, zrodziło się małe marzenie, ledwie przebłysk prawdziwego pragnienia.

Może, pewnego dnia, ten uśmiech będzie przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego.

Przeprosił swoją matkę za pochopne działanie, które wbrew pozorom wydawało się czystym przeznaczeniem a nie świadomą decyzją. Miał nadzieję, że Genya będzie w stanie wybaczyć mu ten występek, a nawet jeśli nie, to skłoni go to pójścia dalej – z dala od Korpusu. W duchu, poprosił Masachikę o wsparcie i radę w przyszłych, niewątpliwie czekających go dylematach.

Ponieważ Shinazugawa Sanemi przyznał się do swojego błędu – zakochania się w (Y/N).

Jej determinacji, szczerym spojrzeniu, odważnym słowom. Sposobie w jaki opowiadała hiperbolizowane historie czy też niezdarnym podejściom, które tuszowała pewnością siebie. Była jak powiew chłodnego wiatru – odświeżający i dający nadzieję na lepsze jutro. Na przyszłość, w której byłby w stanie stać się dla kogoś źródłem szczęścia, a nie antagonistą własnej historii. Nie zauważył kiedy ten mały płomyk egoistycznych pragnień rozrósł się w pożar nie do ugaszenia. Za każdym razem, gdy widział tę twarz, więcej paliwa utrzymywało wieczny płomień w ryzach.

„Hm? Czyżbym miała zwidy? Shinazugawa, który nie krzyczy... Podoba mi się."

Zawsze, gdy był przekonany, że poukładał wszystkie ze swoich uczuć w odpowiednie miejsca, musiała zaatakować z zaskoczenia. Bladofioletowe tęczówki rozszerzyły się w zdumieniu, gdy na zarumienionej z natury twarzy malował się dziecinnie niewinny uśmiech. Nie zbyt duży, nie za mały – idealny by po raz kolejny przyśpieszyć prace jego serca. Cały dla niego, nikogo innego. Myśl o widzeniu tego widoku codziennie, napawała go dawno nieodczuwaną nadzieją.

„Nie przyzwyczajaj się, (Y/N). Jutro zobaczymy czy cokolwiek potrafisz. I nie waż się zakradać do kuchni – ohagi są tylko i wyłącznie moje."

Gdy został zmuszony do zamordowania własnej matki, którą kochał mocniej niż byłby w stanie opisać, jego świat stracił jakiekolwiek barwy. Wszystko wyglądało tak samo szaro. Ludzie mu bliscy umierali jeden po drugim – bez ostrzeżenia, znaku czy pożegnania. Nauczył się podchodzić do ich straty z dystansem. Żył w świecie bez jakichkolwiek kolorów i było mu z tym dobrze. Brak zobowiązań, przywiązania czy krzywdy spowodowanej słabością drugiego człowieka.

I wtem, bez żadnej zapowiedzi, na horyzoncie pojawiła się najgłębsza barwa jaką był w stanie kiedykolwiek dostrzec – szkarłatna czerwień.

Od momentu zobaczenia tego koloru coraz więcej otaczających go barw zaczęło powracać. Z początku powoli oraz sporadycznie. Jednak od kiedy zdarzyło mu się zamienić kilka, nawet jeśli nieprzyjemnych, słów z właścicielką jaskrawego odzienia... Czuł jak gdyby ktoś wylał na niego wszystkie farby tego świata. Pozwolił sobie na odrobinę pociechy, która okazała się wystarczająca by pokazać mu, że przyszłość nie musi być samotna oraz pełna nienawiści do samego siebie.

Jego przyszłość może być kolorowa. Przynajmniej póki wciąż będzie w niej ten odcień czerwieni.

»»Taishio Secret««
Z tego co wiem, Shinazugawa nadal wstydzi się momentu, kiedy zobaczył (Y/N) robiąca smakołyki w jego kuchni - mógł przysiąc, że wyzionął ducha w progu pomieszczenia. 

i'm not gucci-



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top