EPILOG 3/3

- Nie wierzę, że mi to zrobiłeś! - Seokjin wykrzyknął, czego my wszyscy niejako bylibyśmy świadkami. Nie powiem, że takie rzeczy powinni załatwiać sami, bo raczej nie było innej możliwości, ale wciąż słuchało się tego dość dziwnie. - Po pieprzonych 3 i pół latach związku. Ty świnio! - Namjoon aż się zatrząsł. - I to jeszcze z Hoseokiem! Z naszym wspólnym przyjacielem!

- Jin, ja... - młodszy Kim próbował się jakoś ratować, ale widocznie mu nie szło, przy czym ja jedynie sięgnąłem po chipsa i pogryzłem go najciszej jak się dało.

- Co Jin?! To chciałeś zobaczyć, tak?! Okej to bardzo proszę! - Seokjin zamachnął dłońmi, parskając w stronę Jimina. - Ogłaszam bankructwo. - rzucił resztą sztucznych pieniędzy, jakie mu zostały, przy czym wynosiły one jakieś 10 monopoly banknotów.

- Możesz jeszcze zastawić... - Park jako osoba banku zaczął, z tym że nie było mu dane dokończyć przez kolejny wyrzut gniewu Seokjina.

- Co niby?! Jedyne co mam to jakaś ulica Konopacka! To nawet w połowie nie spłaci tego imperium, jakie sobie zbudowali z Hoseokiem! W ogóle sojusze są wbrew zasadom! - założył ręce na krzyż, marszcząc brwi, na co Namjoon pogłaskał go tylko po nodze, ale i jego rękę Jin odtrącił.

- Jak to wbrew zasadom? - Hoseok wtrącił, przeglądając się po każdym z nas po kolei. - Taehyung i Jungkook sobie od pół godziny podają banknoty za plecami.

Wspomnieni spojrzeli na siebie tylko z dużymi oczyma, jednak chwilę po tym, gdy Jihyeon westchnęła z zaskoczenia Taehyung odwrócił się w stronę Junga i rzucając kartami wyciągnął w jego stronę palec.

- Wszystkie te możliwości, a ty zdecydowałeś się być sprzedajną szują, Hoseok. - pokręcił głową. - Poza tym to było tylko 2 razy!

- Co?! - wykrzyknął Jimin w jego stronę, który mimo to spojrzał zaraz później na Jeona z wyrzutem. - Kook! Mówiłeś, że nie ma sojuszy!

- To nie sojusz! To symbioza! - osobiście sam nie dałbym tej próbie obrony nawet dwóch punktów na 10, przy czym po minie Parka widziałem, że on miał podobnie.

- To mam nadzieję, że symbioza da ci dupy! - i tutaj sam już nie wiedziałem, czy to nie jest przypadkiem dobry moment na złożenie planszy i chwycenie butelki. Nie chciałem, żeby ta przyjaźń skończyła się w taki sposób. Szczególnie, że Jungkook i Jimin to raczej od bycia samymi przyjaciółmi sporo odbiegali.

- No Jimin, k-kochanie! Żartujesz, prawda? - wzrok Jeona nie pozostawiał nic do rzeczenia, bo on aż krzyczał o tym, że gość właśnie trzęsie się z przerażenia.

Szczerze mówiąc to moim zdaniem Jimin znacznie przesadził z tą groźbą, szczególnie dlatego, że to on sam byłby w takim układzie najbadziej pokrzywdzony, ale nie mnie to wypominać, a już szczególnie nie teraz, kiedy blisko było do tego, aby noże poszły w ruch.

- Czy tak wygląda homoseksualna kultura? - wyszeptałem do Jihyeon, która z tego wszystkiego aż przestała jeść kwaśne żele, żeby choć trochę rozluźnić atmosferę. Zaśmiała się na moje zapytanie, co można uznać za sukces.

- A wy co? Dalej bzykacie się z zabezpieczeniem? - parsknął w moim kierunku Hoseok, który widocznie usłyszał moją mierną próbę cichego porozumienia się z moją dziewczyną. - Nawet mi was nie żal. - a mi czasem tak. Ale tylko czasem.

- Moment, moment. - nie wiem właściwie co innego Jung mógł chcieć osiągnąć tym sarkazmem niż ból dupy mój i Jihyeon, ale na pewno nie ból dupy Jimina, jaki teraz spojrzał na nas [bardziej na mnie] z mordem w oczach i jeszcze bardziej zabójczym tonem. No to po imprezie. - Czy wy uprawiacie seks? Czy ty Yoongi, uprawiasz seks z moją małą siostrą, która ledwie co skończyła 18 lat? - wtedy to miałem ochotę się schować za kanapą, ale była skubana przesunięta do ściany.

Nie wiem dlaczego ten temat wyszedł akurat teraz, bo czy Jimin naprawdę myślał, że my tego nie robimy? Cholera, on w wieku Jihyeon zamawiał sobie seks-zabawki przez internet i zwalał do zdjęć ładnych chłopaków, więc dlaczego ona miałaby być wyjątkiem. Do niczego nigdy jej nie zmusiłem i nie zrobiłbym tego za nic, więc nie miałem się czego bać. A jednak trząsłem portkami, patrząc na minę Parka, która zaakceptowałaby tylko jedną odpowiedź z mojej strony: nie.

Mimo to prawda była... inna. I nie zamierzałem bawić się w zbędne kłamstwa, dlatego właśnie wtedy miałem zsynchronizować wszystkie pokłady odwagi jakie miałem w całym swoim ciele i jednogłośnie odpowiedzieć, że tak, uprawiam seks z Jihyeon, która jest młodszą siostrą Jimina, jaki pewnie mnie po tym zabije, mimo że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi od piaskownicy, ale Jungkook był szybszy.

- Hej słonko, twoja siostra jest dorosła i może robić co chce, a Yoongi to bardzo dojrzały facet i traktuje Jihyeon na poważnie, więc niepotrzebnie się unosisz. Seks to normalna część związku i powinieneś się cieszyć, że twoja siostra trafiła na kogoś, kto ją szanuje i traktuje tak jak powinien, bo wiesz jacy niektórzy mężczyźni są. Dlatego nie masz co się denerwować, tak? - Jeon położył Jiminowi dłonie na barkach, trochę go samym tym gestem uspokajając, na co Park westchnął jedynie, jakby starając się wyrzucić wszystkie złe myśli ze swojej głowy teraz. Nie wiem jaką wojnę on tam musiał toczyć, ale widocznie wszystko się zrelaksowało.

Aż się Taehyung nie odezwał.

- Poza tym lepiej, że Yoongi rucha ci siostrę, a nie matkę. - dosłownie wszyscy spojrzeli na niego jak na opętanego.

Potem wszystko potoczyło się za szybko, żebym to pamiętał, bo kiedy Jimin stracił nad sobą panowanie rzucił się na mnie jak dzikie zwierze na mięso, Jihyeon zaczęła krzyczeć, żeby przestał, a Jungkook jakoś siłą próbował go oddelegować, ale ostatecznie szarpanina ustała dopiero kiedy dzwonek do drzwi zasygnalizował, że jest pizza.

I tak oto faktycznie zaczęliśmy grać w butelkę, przy której jak zawsze dowiedziałem się wszystkich tych rzeczy, których wiedzieć nie chciałem, z ostrymi szczegółami przy tym jeszcze.

Przy trzecim winie Jimin nie był na mnie już ani trochę wkurzony, bo wręcz wyprzytulał mnie i wycałował, stwierdzając coś tam jeszcze, że jestem jego najlepszym przyjacielem, a później zaczął dobierać się do Jungkooka, co skończyło się tak, że obaj uznali, że muszą już spadać, bo mają na jutro coś tam zaplanowane w sprawie ślubu. O właśnie, zapomniałem wspomnieć, że od roku byli zaręczeni.

Rodzice Jungkooka świetnie przyjęli to, że jest homoseksualistą. Świetnie w moim mniemaniu, bo nie zareagowali na ten fakt ani trochę, w pewnym sensie nawet to ignorując, o ile tak można to nazwać. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi tutaj o to, że nie przyjęli tego do informacji, bo jak najbardziej przyjęli, ale ich reakcja wyglądała tak, jakbym ja tak nagle podszedł do moich starszych i powiedział, że jestem hetero. To właśnie było takie świetne w tym wszystkim.

Jimina też uwielbiali, bo właściwie to jego trudno nie kochać za to jakim dobrym człowiekiem z ogromnym sercem jeszcze do tego. Z tego co Park mi opowiadał po kilku pierwszych spotkaniach doszli do niesamowitej wręcz kompatybilności zarówno rozmów, jak i zainteresowań, dlatego spędzali razem ogrom czasu, oczywiście o ile nie siedzieli akurat z Jungkookiem u Parków właśnie. Trzeba im przyznać, że to im się udało.

Teraz mieszkali kilka apartamentów dalej, obaj studiując na Harvardzie, Jungkook prawo i zaocznie od drugiego roku swojego wiodącego kierunku biznes, a Jimin chemię medyczną. Także widywaliśmy się często i to nawet bardzo, szczególnie z Parkiem oczywiście.

Seokjin i Namjoon też mieszkali razem. Znaczy częściowo. Bo Seokjin często musiał wyjeżdżać do pracy, jako że zajmował się modelingiem, teraz już oficjalnie. W Nowym Jorku, także te 3 godziny drogi miał. I w sumie to właśnie tam mieli ten taki swój główny dom, jeśli tak to można określić, bo tam spędzali większość weekendów, jakieś wolne Namjoona od studiów i inne takie dni, które mieli dla siebie.

Oni dopiero planowali zaręczyny, jeśli mógłbym o tym powiedzieć, bo żaden z nich nie spieszył się w takich kwestiach, uznając jednogłośnie, że wolą dać sobie więcej czasu, mimo że ich związek funkcjonował raczej bardzo dobrze. To znaczy trochę dawało się wciąż odczuć te wahania, wynikające z ich love-hate relacji, z tym że teraz była to sama miłość, udekorowana jednakże dodatkiem z wybuchowości ich obu. Kłócili się bardzo, bardzo, bardzo często, ale z tego co mi było wiadomo do łóżka zawsze kładli się już pogodzeni. Tutaj mieli ode mnie spory plus.

Namjoon po ukończeniu studiów planował zająć się sportem na poważnie. Oczywiście, że król dostał się do drużyny koszykarskiej na Harvardzie, na którym miejsce zapewniły mu właśnie te osiągnięcia, na tle sportowym. Jego oficjalne dołączenie do ligi NBA było jedynie kwestią czasu na ten moment właściwie. Chociaż szczerze mówiąc nawet jakby został bez pracy to zarobki związane ze znajomościami i zasięgami Jina i tak dałyby im życie na niemałym poziomie, ale to jedynie w takiej negatywnej ostateczności.

- Tae, chodź, już wychodzimy. - Hoseok nigdy nie był jakoś specjalnie kulturalny, co jest oczywiście powszechnie nam wszystkim znanym faktem, ale różnica między nim, a Taehyungiem wciąż była jednak dostrzegana. Kim bowiem nie posiadał żadnych hamulców przed różnymi zachowaniami, bo tak jak Jung potrafił jednak nieraz dojrzeć, że zrobienie czegoś byłoby w danym momencie niefajne, Tae machał dłonią i robił to, na co miał ochotę. Ale dzięki niemu właśnie nigdy nie było nudno. - Taehyung!

Taehyung przylegał do mnie, nawalony już tak, że nie ogarniał kto jest kim, gdzie jest co i jaki dzień mamy. Wspólne picie zawsze się tak kończyło, że on i Jimin alkoholizowali się wspólnie, nie ustępując drugiemu ani jednej kolejki.

Park miał najmocniejszą głowę z nas wszystkich, a już na pewno mocniejszą niż Kim, który nigdy nie tolerował alkoholu zbyt dobrze. Dlatego Jimin faktycznie spijał się jak robotnik budowlany w godzinach pracy, ale trzeba mu było przyznać, że wychodził o własnych siłach, tylko częściowo podpierany przez lekko tylko wstawionego Jungkooka, podczas gdy Tae zwykle zasypiał pod stołem lub na kimś, a wyprowadzał go Hoseok, nierzadko potrzebując przy tym pomocy drugiej osoby. Dosłownie wtedy nieśli Taehyunga, jeden za ręce, drugi za nogi. Z tym że widocznie dla Kima to nie była rzadka nauczka, bo za każdym razem spijał się tak samo.

  Tae coś tam do Hoseoka wymamrotał pod nosem, ja nawet nie mam pojęcia co, bo brzmiało to jak klekot jakiegoś obcokrajowca, mimo że Kim znał jedynie angielski. Toteż Jung uznał, że i tym razem jego chłopak odleciał i trzeba będzie zamieść go do taksówki, jaka stała już pod budynkiem mieszkalnym, w jakim wynajmowałem lokal. 

- Dobra, ja biorę górę. - oświadczyłem jako pierwszy, jako że to była ta lżejsza do niesienia część, a ja nie lubiłem się męczyć [załączyć wspomnienie mojej szkolnej 'kariery' sportowej], na co Hoseok machnął dłonią, mówiąc, że i tak dziękuje za pomoc.

Znieśliśmy go jakieś 5-10 minut później, na szczęście zauważając, że taksówkarz jeszcze sobie nie odjechał, pewnie domyślając się, że godzina 3:37 rano w sobotę może się nieco przeciągać ze strony klientów, jeśli chodzi o samo dojście co auta oczywiście. No nie powiem, kilka razy nam tam Taehyung upadł po drodze, zaczynając od tego jak sami naumyślnie upuściliśmy go w windzie na podłogę, bo robiło się ciężko.

- Wybaczcie za niego. - Jung westchnął, gdy już wpakowaliśmy te Taehyungowe zwłoki do auta, ówcześnie musząc wytłumaczyć kierowcy, że tak, on na pewno żyje.

- To nic takiego, bez niego byłoby nudno. - Jihyeon zaśmiała się, puszczając do Hoseoka oczko, przy czym ja przytaknąłem.

- Poza tym i tak odpokutuje za to jutro. Kacem i siniakami, któreśmy mu nabili. - na to zaśmiała się cała nasza trójka.

Pożegnanie nie trwało długo, bo właściwie chwilę później pomachaliśmy sobie, obserwując jeszcze przez chwilę jak taksówka odjeżdża, żeby później za rękę wejść z Jihyeon do środka, wjeżdżając jeszcze potem windą na nasze piętro.

Chłopaki też mieszkali razem, co w ich przypadku było nie tylko zmniejszeniem kosztów, ale i przede wszystkim oczywistością, jako że w związku było nie krócej niż każdy z nas. Wynajmowali takie przyjemne, małe mieszkanko jakieś 3 kilometry od mojego i Jihyeon, dzięki czemu kontakt mieliśmy stały, tak samo jak z innymi.

Hoseok zajmował się teraz zgłębianiem angielskiego jako już konkretnie filolog, z czego bardzo się zawsze cieszył, mówiąc, że już nie może się doczekać, żeby uczyć te wszystkie dzieciaki. Zupełnie nie podzielałem jego entuzjazmu, ale on widocznie lubił otaczać się dzieciarnią, toteż dobrze dla niego.

Kim studiował grafikę komputerową na tej samej uczelni, na której Jihyeon studiowała charakteryzację. Często przez to jedli razem lunch, niekiedy jeszcze wracając razem później nie do domu, ale do naszego miejsca spotkań, jakim była kawiarnia, w której pracowali Hoseok, Jimin i Jungkook na pół etatu. Bo faktem jest, że Jeon miał możliwość dużego wsparcia finansowego od rodziców, ale ci woleli, żeby ich syn nauczył się zarabiać własne pieniądze, co moim zdaniem było niesamowite.

Ja i Tae mieliśmy posadę w takiej jednej restauracji z włoskim żarciem, a Jihyeon właściwie to była teraz w trakcie poszukiwań jakiejś roboty, bo pierwszy rok, jak to pierwszy rok, był zbyt zajmujący, żeby móc sobie pozwolić na dorabianie.

Ale wracając do tej kawiarni, w której zdarzało się nierzadko, że obsługiwał nas jeden z naszych przyjaciół - siedzieliśmy tam bardzo często. Na tyle, że znali nas wszyscy pracownicy, jak i niektórzy stali klienci tak samo. To było nasze nowe miejsce spotkań, w którym znów mogliśmy gadać, śmiać się i żartować, tym razem w gronie osób większym o dwie.

I nasza stara kawiarnia, ta z czasów liceum nie mogła być lepszym miejscem, przy czym na zawsze pozostanie w moim sercu, jako jedne z najlepszych wspomnień, jakie mam, ale ta nowa wcale nie była gorsza, a może i nawet ciut lepsza.

Kojarzyła mi się bowiem nie tylko z zapachem kawy, siedzeniem tam po szkole godzinach zagłębiania więzi, jakie mieliśmy, ale i z Hoseokiem, który pobił już 4 filiżanki dotychczas, Jiminem, który zawsze dolewał nam więcej słodkiego sosu niż pozwalała polityka firmy oraz z Jungkookiem, który za każdym razem sprzątał przy zamykaniu tak, jakby następną osobą, która miała tam wejść był conajmniej sam prezydent.

Z tym że tak samo była to Jihyeon, która piła samą herbatę, Taehyung, nigdy niepotrafiący zdecydować się co zamówić, tylko żeby i tak wziąć to samo co zawsze, Seokjin, biorący odtłuszczone mleko przy każdym zamówieniu i Namjoon uznający, że jemu obojętnie co, ale tak do 5ciu dolarów.

Na kawie widywaliśmy się właściwie co drugi dzień, o ile ktoś nie miał wtedy większych planów, jak na przykład Seokjin w pracy, lub któryś z nas na studiach. A tak to kultywowaliśmy tradycję wspólnego posiedzenia przy kilku ciepłych kubkach z napojami.

Przy ciepłych kubkach z napojami, wygodnych siedzeniach z małymi poduszkami na każdym, zapachem kofeiny dającym się każdemu we znaki, lekkim szumie od wszechobecnych rozmów wiecznie żywego lokalu i resztą przyjaciół, zawsze gotowych na wysłuchanie. I tych wesołych uśmiechach, witających mnie, gdy tylko po ciężkim dniu na uczelni wchodziłem do środka, spotykając się na starcie z czekającymi już na mnie spojrzeniami i wrzawą entuzjastycznych powitań, ograniczających się najczęściej do głośnego:

- Yoongi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top