EPILOG 1/3




CZERWIEC






Kilkukrotnie zapukałem do drewnianych drzwi, odsuwając się zaraz po tym nieznacznie. Czekając na ich otwarcie poprawiłem jedynie krawat, który jakby wydawał się ciągle zmieniać położenie na tyle, że sam nie mogłem tego nie zauważyć, a co dopiero inni. Szczególnie, że zależało mi na tym, żeby wyglądać dobrze.

- Yoongi! Cześć słoneczko! - pani Park otworzyła drzwi, witając mnie od razu przytuleniem i wesołą miną, której zwyczajnie nie dało się nie lubić. - Jimina nie ma niestety. - pokręciła głową na swojego syna. Zrozumiałe. - Ale ty pewnie nie do niego. - puściła mi jeszcze oczko, na co nie mogłem zareagować inaczej jak tylko przytaknąć. - Jihyeon, Yoongi już przyszedł. - kobieta zapukała do jej pokoju, oznajmiając donośnie te właśnie słowa, po czym uśmiechnęła się do mnie ostatni raz, dodając, żebym chwilę poczekał.

I faktycznie tylko chwilę czekałem, bo nie minęło więcej niż jakieś 15 sekund, a drzwi od sypialni Jihyeon otworzyły się, przy czym dziewczyna wyglądnęła na mnie, uśmiechając się miło, żeby zaraz po tym wyjść już cała, pokazując mi ten swój śliczny damski garnitur, który sam osobiście pomogłem jej wybrać na jakiejś stronce na internecie. Nie muszę chyba mówić, że wyglądała nieziemsko, ale tak właśnie było, bo aż pokręciłem głową, nie mogąc się napatrzyć na jej urok.

- I jak? Ładnie? - dopytała, robiąc jeszcze okrążenie wokół własnej osi, żebym mógł zobaczyć jak strój prezentuje się z każdej strony.

- Przepięknie, słońce. - uśmiechnąłem się, patrząc na nią z pełnią podziwu. Z tym że tak właściwie to według mnie nieważne co by założyła to i tak byłaby najcudowniejsza. To w końcu moja Jihyeon. Podszedłem do niej bliżej, kładąc jej dłonie na policzkach, żeby ostatecznie pocałować ją jeszcze szybko w usta. - Kocham cię. - dodałem, patrząc jej w oczy.

Nie mówiłem jej tego po raz pierwszy. Po tych kilku miesiącach związku wyznawanie sobie miłości regularnie stało się dla nas oczywistym faktem, który tylko pomagał każdego dnia mknąć przed siebie z większym uśmiechem i przyjemną satysfakcją o tym, że mamy siebie. I tak zleciała mi reszta liceum. Aż nadszedł dzień zakończenia.

Jihyeon skończyła rok szkolny już przedwczoraj, w czym towarzyszyłem jej wraz z Jiminem i państwem Park, dumnie patrząc jak odbiera swoje świadectwo i uśmiecha się do nas szeroko, tylko żebyśmy później wszyscy razem poszli zjeść jakiś obiad w restauracji. Najbardziej uwielbiałem to, że oni od dzieciaka właściwie byli dla mnie jak rodzina, a teraz to już nawet oficjalnie do tego zmierzało. Oczywiście, że to potrzebowało jeszcze sporo, sporo czasu, ale cały czas tak niesamowicie mnie to rozczulało.

Tym razem nadszedł czas na moją inaugurację, która była od razu zwieńczeniem całej mojej edukacji licealnej. Cieszyłem się jak nie wiem, że to był już ten ostatni raz, w którym zobaczę każdą z tych fałszywych twarzy, jakie musiałem widywać na codzień, ale jednocześnie chciało mi się płakać, bo wiedziałem, że już nigdy więcej nie usiądę z chłopakami na przerwie, żeby zjeść razem lunch, co trochę podcinało mi skrzydła w tym wszystkim, nie powiem, że nie.

Z tym że fakt faktem każdy z nas wiedział, że to nastąpi, bo czego byśmy nie zrobili - czas zawsze leci do przodu, a my możemy się do tego tylko dostosować, licząc na to, że przyszłość rzuci przed nami więcej wyzwań, które będziemy mogli pokonać tym razem wspólnie, jako przyjaciele, jako rodzina.

- Ja cię też. - podeszła do mnie, ówcześnie wsuwając jeszcze nogi w buty, przy czym z lekkim uśmiechem dała mi buziaka, tylko po to, żeby wyminąć mnie z zaskoczenia i czym prędzej dobywając do drzwi wykrzyczeć jeszcze wesoło: - Pierwszy na dole kieruje!

No i wróciła normalność w naszym związku.

***

Nie muszę chyba mówić, że Jihyeon jest zdecydowanie bardziej wysportowana niż ja [jak każdy zresztą], stąd też to ona zwycięsko dobyła kierownicy w aucie mojej mamy, pożyczonym mi dzisiaj na tę specjalną okazję. Chociaż tak właściwie z pożyczaniem od rodziców samochodów nie było u mnie większego problemu, bo oboje dobrze wiedzieli, że za kołkiem radzę sobie dość dobrze, także nie było się czym martwić.

Jihyeon też nie była najgorszym kierowcą, muszę przyznać, chociaż moim zdaniem gorszym ode mnie, ale jej tego wprost nie powiem, bo nie. Nie że się boję, czy coś, po prostu jakoś tak nie ma po co, co nie.

Pod szkołę podjechaliśmy jakieś 10 minut później, przy czym ja od razu nachyliłem się do tyłu, żeby sięgnąć po złożoną ładnie togę, która już tylko czekała żeby ją ubrać. Tak samo ta dziwna, kwadratowa czapka, o niepokojącej nazwie - biret. Trochę jak połączenie beretu i bidetu.

- Chłopaki już są? - Jihyeon zapytała, wyjmując kluczyki ze stacyjki i oddając mi.

- Nie wiem, wyciszyłem grupę jak Jungkook i Taehyung zaczęli się przedwczoraj podniecać jakimś niskim gościem z anime. - co zdarzało się dość często. Chociaż szczerze mówiąc to mało co cieszyło mnie tak bardzo, jak widok ich na nowo zacieśnionej przyjaźni. Jungkook i Tae rozumieli się bez słów, co czasem było trochę przerażajace, nie będę kłamał, ale i niesamowite, że przypominali w tym mnie i Jimina. Aż serce rosło. - No właśnie, a Jimin znowu u Jungkooka siedzi?

- On już tam chyba zamieszkał. - Jihyeon pokręciła głową. - Ale szczerze mówiąc dla mnie to nawet lepiej, bo powoli przyzwyczajam się, że zajmę sobie jego pokój jak wyjedzie na studia. - uśmiechnęła się szeroko, jak głupi do sera. I tak, Jihyeon czatowała na pokój starszego brata, ale szczerze mówiąc robiłbym to samo.

Zaśmiałem się tylko, przy czym faktycznie wyciągnąłem telefon, żeby jednak spojrzeć na grupę, gdzie zauważyłem informację o tym, że Seokjin i Namjoon są już na boisku, a Tae i Hoseok właśnie wysiadają z autobusu koło szkoły. Ani Jimin, ani Jungkook nic jeszcze nie wyjaśnili co do swojego położenia, co było dość niefajne, biorąc pod uwagę to, że byliśmy umówieni na minutę temu, ale czego innego mógłbym się spodziewać po Jiminie. Jungkook jeszcze na początku informował o wszystkim na bieżąco, ale chyba Park miał na niego zły wpływ. Typowe.

- Już są. - oświadczyłem, wysiadając z samochodu, przy czym od razu włożyłem na siebie togę, żeby wyglądać teraz jak każdy pobliski kapłan pierwszego poziomu z wyczerpanym do połowy zapasem many. - Mogę prosić? - podałem Jihyeon wolną rękę, kłaniając się lekko, co to nie ja, po czym gdy ta już splotła nasze palce pociągnąłem ją prosto w stronę wspomnianego boiska, gdzie właściwie wszystko było już rozstawione, mimo że do apelu zostało jeszcze jakieś dobre pół godziny.

- O! Minowie przyszli. - nie był to też pierwszy raz kiedy tak nas nazywano w grupce moich znajomych. Chociaż w pewnym sensie to my wszyscy razem tworzyliśmy teraz taką paczkę, mimo że Jihyeon miała i swoich przyjaciół, którzy nierzadko dołączali do nas, przez co robiła się nas taka duża ekipa. Ale dzięki temu było tylko weselej.

- Jest równouprawienie, równie dobrze możemy być Parkami. - Jihyeon wystawiła język w kierunku Seokjina, który to właśnie był autorem ówczesnej wypowiedzi. - Ktoś musi kontynuować to nazwisko, jako że Jimin... no to Jimin. - zaśmialiśmy się w sumie wszyscy, przy czym Ji pokręciła jeszcze głową.

- A właśnie, Jimin z wami nie przyjechał? - Namjoon dopytał, kiedy pobieżnie rozejrzał się jeszcze obok, pewnie próbując wtedy doszukać się brakującej części ekipy, nie znajdując niestety nikogo z tej czwórki.

- Jimin chyba wyprowadził się do Jenów. - Jihyeon odparła, uśmiechając się jeszcze ironicznie, przy czym wzruszyła ramionami, dodając zaraz: - Znaczy nie żebym się dziwiła. Oni mają w domu saunę.

- I Jungkooka. - dodałem. Tak, Jungkook zdecydowanie był ważnym aspektem całej ich relacji. I przy tym też towarzystwo się zaśmiało.

- A Tae i Hoseok?

- Hmm... z tego co mi wiadomo to już wstępnie podpisali umowę o to mieszkanie co będą na studiach wynajmować. - zmarszczyłem brwi, patrząc na Seokjina, przy czym trochę nie rozumiałem skąd nagle takie pytanie, ale jako że miałem odpowiedź to czemu by jej nie udzielić. - A czemu pytasz?

- Ah, właściwie to pytałem o to, kiedy będą. - okej, to ma trochę więcej sensu.

- Oh, em... - odwróciłem się na szybko, żeby spróbować chociaż dostrzec ich sylwetki wśród zbierających się powoli uczniów. - Zaraz powinni być w sumie.

Z tym że zanim to nastąpiło zjawili się Jungkook i Jimin, których właściwie to zanim zobaczyliśmy to usłyszeliśmy po dźwięku silnika samochodu Jeona. Z tego co mówił dostał kilka dni temu na whatsappie dostał nowe auto od rodziców z okazji skończenia szkoły średniej i dostania się na ten jego wymarzony Harvard. Z tym że pierwszy raz byłem świadkiem na żywo tego cudu, jakim stał się kabriolet, w dodatku jeszcze ze znakiem mercedesa. Pieprzona burżuazja.

Jimin wysiadł jako pierwszy, ubrany już w togę, tak samo jak Jungkook zresztą, przy czym poprawił okulary przeciwsłoneczne, tylko żeby przesunąć je zaraz na włosy i łącząc dłoń z tą Jungkooka rozejrzał się po wszystkich patrzących teraz na nich osobach, ostatecznie zauważając nas. Uśmiechnął się szeroko, jako że dotychczas zdawał się mierzyć każdego oceniającym wzrokiem.

Od razu pociągnął Jungkooka w naszym kierunku tak mocno, że biedak się prawie wywalił, ledwo zdążając jeszcze zamknąć auto. Przy czym wesoła twarz Jimina rozpromieniła całe towarzystwo swoim entuzjazmem.

- Pewnie uprawiali seks. - wtrącił Seokjin, chyba też zauważając ich dobre humory.

- Sorki za spóźnienie, uprawialiśmy seks. - w przekonaniu ostatecznie utwierdził nas Park, kiedy już stanęli obok, uśmiechając się do siebie jak nowożeńcy. Tak, byli parą.

- Ohyda. - Jihyeon wystawiła język w stronę brata, sugerując mu kolejny raz, że wyjawia dużo o swoim życiu prywatnym. Chociaż po tym co ja od Jimina słyszałem to już niewiele mnie zdziwi.

- Twoja mama. - Jimin parsknął, zakładając ręce na krzyż.

- Mamy tą samą mamę.

- Nie musisz mi przypominać. - Park przekręcił oczami, na co Jihyeon jedynie westchnęła zmęczona.

- Jungkook, szczere kondolencje, że musisz męczyć się z moim zjebanym bratem. - machnęła jeszcze dłonią, uśmiechając się z ironią w stronę Jeona właśnie. I wtedy właśnie Jimin zmarszczył brwi, chyba gotowy do rękoczynów, ale pewny nie jestem.

- Nie jest tak źle. - Jungkook opanował jednak sytuację, kładąc ówcześnie dłoń na ramieniu Jimina. - Znaczy, czasem jest, ale wtedy dostaje gonga i się uspokaja. - mój Boże, może i poniosła mnie fantazja, ale chciałbym to zobaczyć.

Jimin tylko odgroził się, że jak Jungkook jest taki mądry to zaraz sam dostanie gonga, z tym że skończyło się tak, że pocałowali się, a właściwie niemal zjedli, ja oparłem się o bark Jihyeon, wyszeptując jej do ucha, że jej brat i szwagier są ohydni, a Jin poprawił krawat Namjoona, coś tam jeszcze mu dodając, że wygląda przystojnie.

Ogólnie zrobiło się romantycznie. Na tyle romantycznie, że aż sam nie wiem jak długo jeszcze bym wytrzymał w tej atmosferze, bo okej, potrafiłem być romantyczny, ale nie obok moich przyjaciół, jako że to frajerzy trochę. Na szczęście zaraz po tym zjawili się Taehyung i Hoseok.

W tej kolejności, bo Tae przyleciał tak szybko jak umiał, przy czym złapał z całej siły ramiona Jungkooka i schował się za nim przez Jungiem. Hoseok przybiegł zaraz za nim, tylko żeby zacząć się szarpać z Jeonem pomiędzy nimi.

- Weźcie go! - Taehyung wykrzyknął nagle, puszczając Jungkooka i uciekając za Seokjina tym razem.

- Oko za oko, ząb za ząb, Kim! Miej jaja i daj mi wyrównać rachunki! - ta, przepychanki między nimi nie były zupełnie niczym nowym.

- No Hoseok nie wygłupiaj się, przecież przeprosiłem! -  Tae chyba prawie ryczał, chociaż nie mnie to oceniać. Tak samo jak nie mnie oceniać o co im poszło i co konkretnie miało być sposobem na 'wyrównanie rachunków'.

- Zgiń, przepadnij! - grubo się zrobiło.

Ale jeszcze grubiej się zrobiło jak nie minęły nawet 2 sekundy, a nasza pełna już grupka powiększyła się, a ja spoglądając na prawo dostrzegłem największą pomyłkę mojego życia.

Alex.

Nawet nie pamiętam nazwiska.

Z tym że gdyby przyszła sama to jeszcze jakoś bym ją zignorował, ale nie. Ona przyszła z jakimś kolesiem, który na pewno nie był z naszej szkoły, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że gość jest starszy od nas wszystkich. Ja pieprzę, zanosi się na burzę. I wystarczyło mi zobaczyć tylko wzrok Jimin i Seokjina, żeby to wiedzieć.

- Hej, kochani. - Alex oświadczyła tym swoim słodkim głosem, jakby nic złego się nigdy z jej przyczyny nie stało, mierząc wzrokiem każdego po kolei.

- A ty czego tu szmato przyszłaś? - Jimin założył dłonie na krzyż, rzucając jej zdegustowane spojrzenie. Jungkook coś go tam szturchnął w ramię i kazał przestać, ale na to Park jedynie przekręcił oczyma. Nie dziwię się.

- Cześć, Alex. - powiedziałem tym razem ja, bo nie trudno się nie zorientować, że to właśnie ja byłem powodem jej nagłego pojawienia się. Czego oczywiście wolałbym uniknąć jak ognia, ale widocznie nie było takiej opcji. - Coś się stało?

- Przeciwnie! Chciałam tylko podejść i zapytać co tam u moich ulubionych... was. - uśmiechnęła się tak, jak najbardziej nienawidziłem. - Jin! Słyszałam, że twoja mama załatwiła ci miejsce w reklamie jakiejś biżuterii?

I gdyby oczy Seokjina mogły zabijać to Alex właśnie leżałaby na ziemi w bezdechu.

- Sam zapracowałem sobie na to miejsce, Alex. Ale dzięki, że pytasz. Z tym że wiesz, moja mama nie musi mi nic załatwiać, bo potrafię się o siebie zatroszczyć. - parsknął, gdy Alex odpowiedziała tylko jakieś sarkastyczne 'jasne'. - Zazdrość jest chorobą. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, słonko. - mrugnął do niej, ma co Jimin, Hoseok i Taehyung zaśmiali się, a ja musiałem się powstrzymywać, żeby tego nie zrobić.

- Ta, w każdym razie przyszłam tu do Jungkooka. - spojrzała na wspomnianego, z czego każdemu z nas lekko opadła kopara, bo chyba żaden się nie spodziewał, że ktoś inny niż ja stanie się dla niej powodem wizyty. - Chciałam ci pogratulować dostania się na prawo! Będziemy studiować razem, na to wygląda.

- Oh... em, aplikowałaś na prawo? - Jeon zmarszczył brwi, starając się mimo wszystko miło uśmiechać. Mimo, że sam nie darzył Alex jakimś entuzjazmem.

- Pewnie, że tak, chciałam iść na prawo od kiedy skończyłam 9 lat. Mój tato jest prawnikiem. - czyli jednak nie trawnikiem. - A w ogóle to ostatnio gadałam o tobie z moim chłopakiem... - biedny koleś, ciekawe, czy w ogóle wie, że jest jej chłopakiem. - ...i zastanawiałam się kiedy będzie okazja, żeby pójść na imprezę do ciebie. Przestałeś je chyba robić ostatnio, co nie?

- Nie no, robię dalej. A właściwie to z Jiminem robimy. - Jungkook wzruszył ramionami, obejmując zaraz po tym Parka. - Po prostu nie zapraszamy byle kogo.

Tutaj to już nie wytrzymałem i zaśmiałem się lekko.

Alex nic nie odpowiedziała, jej chłopak dalej stał cicho, a atmosfera jakoś tak zrobiła się dziwna, ale tylko przez jej obecność. My wszyscy wciąż byliśmy dość rozbawieni faktem, że ona tu jeszcze stoi.

Aż do momentu, w którym nie została wbita w ziemię już do końca, kiedy Jihyeon chyba miała dość jej towarzystwa, bo odwróciła się do niej i mierząc ją ówcześnie stwierdziła:

- Hej, Alex, pamiętasz mnie? - sądząc po minie Alex chyba nie pamiętała, ale może to i lepiej. - To ja ci może przypomnę. - złapała mnie pod ramię, a ja nawet nie zamierzałem jakkolwiek protestować. - Yoongi to mój chłopak. Mój. - zaśmiała się. - I na twoim miejscu to już bym poszła, bo kompletnie nikt cię tu nie chce, a szczególnie ja, więc albo się oddelegujesz sama i zasiądziesz tą wypolerowaną dupą gdzieś obok tych swoich pseudo-przyjaciół, albo twoje śliczne ząbki będzie trzeba chodzić i zbierać po całym boisku. Dlatego wynoś się stąd, bo rzygać mi się chce przez to ile perfum na siebie wylałaś, myśląc, że przez to będziesz wydawać się droga. - puściła jej oczko. - No już, sio. 

I każdy stał po prostu jak wryty z Alex włącznie. Nie ruszała się, mimo jasnego polecenia, dlatego Jihyeon wykonała gwałtowny ruch w jej stronę, który miał ją nastraszyć i widocznie się udało. Alex prawie się wywaliła, tak z miejsca ruszyła, nawet nie patrząc, czy jej chłopak idzie za nią. Ale poszedł.

I szczerze mówiąc to wtedy nawet się ucieszyłem, że jednak do nas podeszła.

- Kocham cię. - powiedziałem do Jihyeon, śmiejąc się dalej z całej tej sytuacji. Jihyeon pokręciła głową, sugerując jedynie reszcie, że może my też powinniśmy już iść zająć krzesła.

Po tym jak przytaknęliśmy podszedł do nas Jin, który złapał Jihyeon pod ramię i wyciągnął na przód ekipy, coś tam do niej mówiąc po cichu. Taehyung z Jungkookiem też się chwilowo zeszli, rozmawiając o rzeczach, o których tylko oni mieli pojęcie, przepychając się jeszcze co chwilę. A ja, Jimin, Hoseok i Namjoon szliśmy na końcu.

- Jihyeon ma dłuższy język od ciebie. - powiedział Jung, słowa kierując do Parka, na co ja i Nam przytaknęliśmy cicho.

- No ma, ma. Pyskata gówniara się zrobiła. - westchnął. - Yoongi ma na nią zły wpływ.

Że co?!

- Niby ja?! - wygarnąłem. - Mówisz tak, jakbyś był aniołkiem co najmniej. Poza tym skoro o złych wpływach mowa to ty nim jesteś. I na swoją siostrę i na chłopaka.

- O no przepraszam ja cię bardzo, ale akurat Jungkook nie narzeka na nic. - to akurat się zgadzało, ale tylko dlatego, że obaj byli w siebie zapatrzeni jak w obrazki. Tylko i wyłącznie. - A gówniara adoptowana jest.

Na to Jihyeon odwróciła się, pokazując Jiminowi środkowego palca, co ten oczywiście odwzajemnił.

Przewróciłem oczami na ich dwójkę.

- Tak, czy siak... - zaczął Seokjin. - ...liceum można uznać za udane. Nie licząc drobnego faktu o tym, że przez jego większość nienawidziłem mojego ukochanego kotka, Taehyung i Jungkook mieli na pieńku jak chyba nikt inny, Hoseok nie umiał głośno powiedzieć co czuje, Jimin był simpem, co też jest chorobą, a Yoongi związał się z przyszłą królową kurew? - czyli podsumowując: końcówkę liceum można uznać za udaną.

- Ta. - potwierdziłem jednak.

- Si. - dodał Jimin.

Po tym posypała się fala następnych 'tak', aż ostatecznie nie usiedliśmy na miejscach na widowni, obserwując jak apel powoli się już zaczyna. Jihyeon niestety musiała zająć miejsce trochę dalej, jako że ceremonia nie dotyczyła jej bezpośrednio, ale nasza siódemka siedziała obok siebie. Zaczęło się tak, że na scenę wyszedł dyrektor i zderzakiem przewrócił mikrofon, na szczęście wyłączony jeszcze, toteż obeszło się bez tego okropnego pisku. Ale śmiechy dało się usłyszeć, oczywiście.

Później było już wyczytywanie nazwisk, rozdawanie dyplomów i książek rocznika dla każdego. Szybkie pożegnania, łzy, podziękowania i uściski. Ale nie pomiędzy nami. My opuszczaliśmy te mury razem.

No i, jak to w naturze bywa: po apelu chodziliśmy się najebać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top