[9]
- I będziemy mieć dwa... nie! Trzy maluszki! Dwóch chłopców i dziewczynkę. Będę ich ślicznie ubierać! Chłopcy będą się nazywać... Jimin Junior i Jungkook Junior... a dla dziewczynki się jeszcze wymyśli. - Jimin wyliczał na palcach, chichocząc co moment jakby sam był dzieckiem.
Tymczasem uznał, że skoro Jungkook zaprosił go na domówkę to nie ma już co czekać, bo do ślubu im przecież niedaleko w takim razie.
- Jimin, a tak czysto hipotetycznie; zastanawiałeś się może nad tym, że Jungkook po prostu zaprosił cię na imprezę i że nie ma to ŻADNEGO znaczenia matrymonialnego? - wstrzelił mu Jung, biorąc łyk kawy przez rurkę.
- Hoseok... ty zazdrosna i ignorancka kurwo. - Park uśmiechnął się, machając ręką. - Oczywiście, że ma znaczenie matrymonialne. Przecież wspomniał moje imię.
Rozsiadł się jak pan i władca wszystkiego. Podczas gdy Hoseok zacisnął brwi, żeby mu się jakoś odgryźć za to okrutne znieważenie jego osoby.
- Dobra zamknijcie się już. - ucieszyłem ich, zanim śpiący właśnie na stoliku Taehyung to zrobił.
Jimin zaczął pić kawę, a Hosiek wcinać pączka. Jin zaśmiał się, widząc naszą grupową nieporadność. A ja przekręciłem oczyma. Debile.
***
- A na pewno przyjedzie? - spojrzałem na telefon po raz kolejny, widząc już nie 15:03, a 15:04 tym razem. - Spóźnia się już 4 minuty. - napomknąłem.
- Yoongi... gdyby tylko tyle... - Taehyung westchnął, śmiejąc się i klepiąc mnie w ramię.
No tak. Słyszałem dużo o komunikacji miejskiej, ale jako że nigdy sam nie miałem z nią bezpośredniej styczności to jakoś nie miałem okazji się na własnej skórze przekonać.
Cieszyłem się w duchu, że Tae był obok. Gdybym był sam to spinałbym dupę 10 razy bardziej.
- O, widzisz. - szturchnął mnie, przez co spojrzałem na niego. A konkretniej to na jego dłoń, pokazującą na rydwan o czterech kołach. - 113 jak malowany.
Taehyung wziął torbę z ławki i wstał, postępując o kilka kroków do przodu. Jako że w tamtym momencie był moim duchowym przewodnikiem komunikacji miejskiej, postąpiłem tak jak on, tyle że ja już wcześniej byłem na równych nogach.
Autobus zatrzymał się, a my weszliśmy do środka, rozglądając się za wolnymi miejscami. Taehyung skinął głową na jakieś, po czym zbliżył się do mnie i wyszeptał.
- Dobra Yoongi, teraz tak... autobusy to bardzo brutalne miejsca, w których rządzi prawo dżungli; silniejszy wygrywa. O spójrz... - wskazał w jakimś kierunku. - ...widzisz, ta staruszka myśli, że sobie tam usiądzie i rozłoży bagaże, ale wiesz co Yoongi? Te miejsca są nasze, Yoongi. Dlatego ty idź kupić bilet, a ja idę zawalczyć o to co nam się należy. Patrz i się ucz. - klepnął mnie w ramię i poszedł.
I spoko, ja też nie mam pojęcia co powiedział, ale to Taehyung, a ja nie rozumiałem co on do mnie mówi przez większość czasu, więc jakoś się tym nie przejąłem.
Podszedłem do... biletomaszyny [?] i wtedy to dopiero się złapałem za głowę. Zdałem sobie sprawę, że Tae za szybko mnie opuścił, bo to co tam widniało było dla mnie niczym mezopotamskie hieroglify. Po prostu nie umiałem kupić biletu w autobusie. Nie było przycisku 'kup bilet', a jedynie jakieś szyfry, które rozumieli tylko ludzie pokroju Taehyunga. I nie chcę obrażać tutaj osób jeżdżących autobusami, po prostu mówię o ich stałych bywalcach.
Uniosłem palec, mając zamiar kliknąć w pierwszy lepszy, przycisk, ale wtedy poczułem jak czyjś palec pyka mnie w ramię. Odwróciłem się, żeby ujrzeć rosłego mężczyznę, odzianego w garnitur.
- Bilet proszę. - facet nawet na mnie nie patrzył, jedyne co robił to klikał coś na kolejnym dziwnym urządzeniu, które trzymał.
- Bo ja właśnie próbuję kupić i...
- Proszę pana, ma pan bilet czy nie? - przerwał mi i spojrzał na mnie bez emocji.
I dupa.
***
- Pieprzony rasista. - parsknąłem, zakładając ręce na krzyż.
- Wyczaił, że jesteś debilem i że może na tobie zarobić. - no nie wytrzymam. - Sorcia Yoongiś, tak ten świat jest złożony.
Mało brakło od tego, żeby Park miał podbite oko. Na szczęście dla niego gadaliśmy przez skype'a. Na nieszczęście dla mnie, nikt jeszcze nie wynalazł teleportacji.
- I ty Brutusie? - zacisnąłem brwi, patrząc na niego jak na durnia, którym był.
- Prawo dżungli. - Jimin rozłożył ramiona i się zaśmiał.
- Co wy macie z tym 'prawem dżungli'? - nie dość, że przez to idiotyczne 'prawo dżungli' dostałem mandat, to jeszcze teraz Jimin powołując się na nie śmiał się ze mnie, zamiast współczuć.
- Nie martw się Yoongi. - zamknął oczy, po czym otworzył je dramatycznie. - Jak kiedyś będziesz mężczyzną, zrozumiesz.
Wykrzywiłem jedynie twarz w zażenowany wyraz i parsknąłem.
- A jebcie się. Ty się jeb. I Taehyung niech się jebie. Najlepiej jebcie się razem, aż będziecie wyjebani. Bo pojebani to jesteście już kurwa od urodzenia. Dwa pojeby jebane.
Okej, może trochę zapędziłem się ze słowem 'jebać' [w każdej możliwej formie zresztą], ale wciąż byłem zły, więc to mnie w pełni usprawiedliwia.
- Skończyłeś? - nic nie odpowiedziałem na dumny ton Jimina, upominający mnie poniekąd. - Ile w ogóle ci dopierdzielił tego 'odszkodowania'?
Nie miałem ochoty mówić, ale stalker Park i tak by się dowiedział.
- 100 dolarów... - powiedziałem, spuszczając twarz.
- I kto tu jest pojebany? - zaśmiał się, zaczynając piłować kolejnego paznokcia.
- Wciąż ty.
Ta wiem... jak dzieci.
***
Wchodząc do szkoły, zobaczyłem jak Martin już ostrzy na mnie nóż, w zamyśle podciąga torbę na ramieniu właśnie i zaczyna iść w moim kierunku. Gość jest zaparty, nie ma co.
Już miałem szukać wymówki, czy też od razu lecieć na angielski się opierdzielać, ale ni z tego ni z owego drogę między mną, a resztą świata zagrodziła zgrabna sylwetka Alex Miller w ponętnym stroju cheerleaderki.
- Cześć Yoongi, przyjdziesz na bal, co nie? - wręczyła mi ulotkę, zachęcającą do udziału w balu grudniowym, czy też bożonarodzeniowym, jak kto woli mówić. Nie wiem skąd Alex Miller, najlepsza laska w szkole znała moje imię, i dlaczego starała się ze mną rozmawiać, ale zrobiło mi się miło. Już po chwili jednak dowiedziałem się skąd ta sympatia. - Podobno idziesz na imprezę do Jungkooka.
- Ym... tak. - zacisnąłem brwi. Jakoś niespecjalnie miałem ochotę na dalsze pogaduchy. Nie chodzi tu o jej pobudki, ale samo to, że cheerleaderki nigdy jakoś mnie do siebie nie przyciągały. Po rozmowie z Jinem przekonałem się w tym bardziej.
Chwyciła moją dłoń i kliknęła długopis, po czym odłożyła ulotki na szafki. Zaczęła coś pisać na moim nadgarstku, a skończywszy uśmiechnęła się, znów biorąc do rąk kartki.
- Zadzwoń do mnie, Yoongi. - dała mi buziaka w policzek. - Może pójdziemy razem.
Okej, nie do końca się tego spodziewałem. Mój penis też nie.
Ludzie na korytarzu też nie. A na mnie i moją niemalże erekcję patrzyli wtedy wszyscy. Nie ma to jak porządnie zacząć tydzień.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top