[6]

- W takim razie mam zastosować wzór na objętość.

Mało brakowało a strzeliłbym sobie w głowę. Seokjin faktycznie uprzedzał mnie, że fizyka nie jest jego mocną stroną, ale aż takiej porażki od jego osoby to się nie spodziewałem.

- Jin... to nie matematyka. V w dynamice to prędkość. - powtórzyłem mu to chyba setny raz. Ale to nie tak, że byłem na niego zły.

Po prostu cała sytuacja mnie irytowała. Nie za bardzo lubiłem się powtarzać, a zważając na moją cierpliwość [czy też jej brak] na nauczyciela bym się nie nadawał. Korepetycje z Jinem były przyjemne, ale tylko z uwagi na to, że polubiłem go ostatnio. Pod względem faktycznych korepetycji... cóż.

- Mózg mi paruje. - położył głowę na moim biurku. - Zróbmy przerwę. - usłyszałem ten błagalny wręcz ton.

No i kim bym był, gdybym odmówił? Każdy czasem potrzebował odpoczynku, a widziałem, że Kim mimo niepowodzeń bardzo się starał.

- Okej. - wzruszyłem ramionami. - To może w takim razie poznamy się lepiej?

Nie wiem do końca dlaczego to powiedziałem. Co prawda nie czułem się do końca komfortowo z osobą Seokjina, bo wiedziałem o nim bardzo niewiele. To znaczy... prawie cały mój obraz jego bytu opierał się na tym, co usłyszałem przelotnie od innych. Nie było to niczym potwierdzone, a jedynie torowało ścieżkę do pobieżnej oceny Kima. Wolałem się od tego zachowywać.

- Jasne. - Jin uśmiechnął się, opierając o krzesło. - Więc, co chciałbyś wiedzieć?

Co chciałem wiedzieć? Dobre pytanie. Właściwie to najchętniej dowiedziałbym się tego, co właściwie poróżniło go z Namjoonem. To chyba najciekawsza kwestia, a w każdym razie na teraz. Naprawdę nie wiem o co innego mogłem się wtedy zapytać.

- Nie chciałbym wchodzić na niewygodne tematy, ale znam się z Namjoonem dość dobrze... - tu jego mina widocznie zrzedła. - ...i zastanawiam się czy to prawda, że...

- Nie kończ. To wyssane z palca pierdoły. - odparł poważnym głosem. - Znaczy tak jak w każdej plotce, jest tam odrobina prawdy, ale to nie przez to mamy na pieńku. Mimo, że każdy gada, że tak jest.

Zacisnąłem brwi. Od początku wydawało mi się to dość naciągane. Wątpię, żeby dwóch facetów pokłóciło się o coś takiego aż do tego stopnia. Musiało stać się coś więcej.

- Właściwie to wszystko zaczęło się w podstawówce. - westchnął. - Mieliśmy wtedy pokaz naszych makiet. To były takie planety. Moje się kręciły i nawet miały światełka. Ale Namjoon z tą swoją okropną zazdrością mi ją zniszczył! - parsknął ze złością. - Przez niego zostałem zdyskwalifikowany! Więc... ja też zniszczyłem mu makietę. I trochę się pobiliśmy...

Wow. Nie spodziewałem się, że największy konflikt w naszej szkole istnieje przez... taką pierdołę. Naprawdę już lepszym powodem była ta drużyna i to, że Jin się do niej nie dostał rzekomo przez ingerencję Namjoona.

- Wszyscy mówią o cheerleaderkach i...

- Te suki to inny temat. - zatrzymał mój wywód dłonią. - Ale kij tam tego Namjoona wie. Może i faktycznie jakoś się do ich decyzji przyczynił. Nie wiem, Yoongi, koszykarze i cheerleaderki to w naszej szkole jedna, wielka korupcja. - parsknął, zakładając ręce na krzyż. - Ja tam i te szmaty, i tego Namjoona mam w dupie, póki nie wchodzimy sobie w paradę. - westchnął. - Ale chyba dość o nieprzyjemnych rzeczach, bo od razu mi się ciśnienie podnosi. Może powiedz, Yoongi, co robisz na historię?

Trafił chyba w najgorszy możliwy temat...

***

- Hejka Yoongi, a słyszałeś może, że przeciętny Azjata...

- Jestem Amerykanem, Martin. - ostatnio nawet poświęciłem kartkę z mojego zeszytu od matmy tylko po to, żeby zapisywać na niej ile razy usłyszałem od niego, że jestem Azjatą.

Mam w domu lustro!

Przewróciłem oczami.

- Ale! Masz Azjatyckie geny. A każdy wie, że przeciętny Azjata ma zdolności do przedmiotów ścisłych. - złapał dłońmi na ramię od torby. - A wiesz... klub fizyczny to idealne miejsce dla ścisłowców. Yoongi nie daj się prosić!

- Nie daję się prosić. A ty i tak to robisz. - wzruszyłem ramionami. Czy naprawdę tak trudno było zrozumieć, że nie mam chęci wstępować do tego ich kółka, klubu, czy czego tam jeszcze? - Martin, moja odpowiedź to definitywne nie. - założyłem ręce na krzyż i znów wywróciłem oczami.

Ale tym razem, kiedy tak moje gałki oczne sobie orbitowały, zobaczyłem Hoseoka, siorpiącego jakiś kolejny kartonik mleka. 

Od razu odbiegłem od Martina, mając za cel teraz jedynie dorwać Junga. Może 'wisiał mi' to zbyt duże słowa, ale chciałem usłyszeć coś na temat Taehyunga.

- Hosiek! - położyłem mu dłoń na ramieniu, przy czym przestał ssać rurkę i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Mów. - mój wyraz twarzy jasno mówił, że nie mam zamiaru ani chęci się powtarzać.

A jego? Był bystry. Ale przy tym niechętny. Widziałem, że to pytanie było mu nie na rękę.

- No... znaczy ziom ja wiem o co ci chodzi. Ale co ja mam ci odpowiedzieć? - westchnął, znów siorbiąc to mleko. Po chwili jednak napój się skończył, a ja dalej stałem i czekałem na jakieś słowa. - No... bo poszedłem do niego... wtedy co ci mówiłem, że pójdę... - zacisnął zęby na moment. Aż sam zacząłem się stresować. - I ja go pocałowałem, Yoongi.

O w dupę... no to zjebał po całości.

- Hoseok... czy to naprawdę tak trudno pohamować hormony, przecież...

- To nie wszystko. - przerwał mi wpół zdania. Zamknął na chwilę oczy i znowu westchnął.

Nie mówcie mi, że on go...

- Kiedy przestałem go całować, miałem zamiar powiedzieć mu, że go lubię. Że bardzo go lubię. Ale nie mogłem. Nie mogłem bo... Taehyung rzucił się na mnie. - spojrzał pod nogi.

- Co zrobił? - byłem bardziej niż pewien, że coś źle usłyszałem. Zwyczajnie... no kuźwa.

- No wziął i przełożył przeze mnie nogę i sam zaczął mnie całować! - wplótł sobie dłoń we włosy. A ja trochę umarłem w środku. No takich rzeczy to nawet w telewizji nie ma. - A potem ściągnął bluzkę, przewrócił mnie na łóżko i wali tekstem 'ty też mi się podobasz'.

O ja pierdzielę.

- Zrobiliście to? - rozszerzyłem oczy jak taka średniej wielkości moneta. Co i tak jest dość niezłym wynikiem.

- 'To'. - powtórzył kpiąco. - Przespaliśmy się! A Tae jest jakiś niewyżyty!

- Hoseok, proszę powiedz mi, że powiedziałeś mu o swoich uczuciach. - zamknąłem oczy. Przecież już wiedziałem, że...

- Nie było jak! - machnął rękoma. - Od razu zaczął mnie rozbierać! I w sumie... no Yoongi nie mogłem odpuścić takiej okazji! - założył ręce na krzyż, zaczynając jakoś tak nerwowo wodzić wzrokiem po suficie. - On mi obciągnął, rozumiesz to! On mi obciągnął! - Alleluja, że mówił to szeptem. Niby na jego twarzy był istny krzyk, ale wciąż głosem nie przewyższał szmeru na korytarzu.

I... zamurowało mnie? Tak, to chyba dobre słowo. Hoseok, który jeszcze kilka dni temu użalał mi się, że nie chce jednostronnej miłości, teraz [nieświadomie] dążył do tego, że oddawał swoje ciało w zamian za bliskość Tae.

- I to ja byłem aktywem. Tak... tak tylko mówię.

- Hoseok... ale żeś to zajebiście zjebał. - zacisnąłem brwi, patrząc na niego z politowaniem. No jak można wyznając komuś miłość, nie powiedzieć o swoich uczuciach, a w zamian za to pójść z tą osobą do łóżka?! To chyba najgorsza rzecz jaką mógł zrobić. - Naprawdę... nie wiem, czy można spierdolić bardziej niż ty. Powiem więcej, nie umiem nawet...

- I ogólnie jesteśmy teraz przyjaciółmi ze zobowiązaniami. - moje życie chyba kocha mi udowadniać, że nie mam racji.

W tamtym momencie uniosłem brwi, zupełnie nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Nie to, że byłem rozczarowany [chociaż byłem!], ale po prostu nie wierzyłem jak Hoseok mógł być tak głupi, żeby wpakować się w relację tego typu z chłopakiem, w którym jest zabujany.

- Wow.

- No... wiem. - zagryzł wargę, spoglądając w bok speszony.

Się nie dziwie. Też bym był conajmniej speszony. Ale nie przed kimś, a samym sobą. Bo w tym momencie Hoseok kopał swój własny tyłek.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top