[42]
- Podacie mi więcej taśmy? - Hoseok schylił się lekko w bok, cały czas przy tym uważając, żeby przypadkiem nie przeważyć drabiny, która mimo że była przeze mnie trzymana chciała się dalej tak, jakby conajmniej szkoła wzięła ją sobie z pierwszego lepszego śmietnika na blokowisku. Oczywiście pewnie tak nie było, chociaż kto ich tam wie.
- Już! - Jimin pozostawał w swoim świecie, kiedy odkładając zszywacz na szafkę pomknął wesoło do podajnika z taśmą, wyciągnąć z niej odpowiednio długi kawałek i podać Hoseokowi z uśmiechem. - Proszę, Hosiek.
- Dzięki, Jim. - sielanka w najlepszym możliwym wydaniu. A przynajmniej patrząc na tą dwójkę. Jimin i Hoseok chyba nie mieli lepszych planów na czwartkowy wieczór, bo obaj weszli do szkoły dokładnie o godzinie 17:05 i zadowoleni jak nie wiem zaczęli radować się jak to cudownie będzie na sobotnim balu.
Ja też nie mogłem się już tego doczekać z jednej strony, ale z drugiej chciało mi się rzygać kolejnym szkolnym eventem, w którym to jeszcze Jung przyjdzie z moją ultimate krasz, Jimin będzie popierdalał w sukni balowej, Taehyung pewnie podpierał ściany wraz ze mną, opychając się jeszcze gdzieniegdzie wszystkim, czym tylko się da, a Seokjin i Namjoon będą wieszać na sobie psy. Nie ma to jak liceum.
Chociaż właściwie to co do tej ostatniej dwójki nie miałem zupełnej pewności, jako że od czasu tego pocałunku w ogóle ze sobą nie gadali. Nawet teraz, dekorując główny korytarz jeden stał w jednym, a drugi w przeciwległym rogu, jakby balu się wejść jeden drugiemu w paradę.
- Przypomnijcie mi dlaczego jesteśmy w szkole, zamiast na przykład oglądać Jojo? - Taehyung westchnął jakby zgonował właśnie, kiedy przylepił na ścianę jakiś nowy rysunek, plakat, czy chuj wie co to było, odwracając się do nas, przy czym to ja mu odpowiedziałem.
- Bo ty pobiłeś Jungkooka na lekcji, ja zostałem włączony jako współodpowiedzialny zdarzenia, Jin i Namjoon prawie przelecieli się na stole na stołówce, Jimin był łącznie na może trzech wf'ach w tym roku, a Hoseok sam się zgłosił, nikt nie wie czemu. - w skrócie.
- Zgłosiłem się, bo nie chciałem, żebyście się beze mnie nudziło familio! - znowu ta jego drabina niemalże się nie wywaliła, gdyby nie ja trzymający wciąż dłoń na pulsie. Nie każdy bohater nosi pelerynę, a nie każda sierota nie ma rodziców, jak widać po Hoseoku właśnie.
- Cóż, o tyle dobrze że spędzamy razem czas jako ekipa. - zacząłem, chcąc poprawić Tae humor i zagrzać resztę do pracy. - W szkole, ale w dobrym towarzystwie, bo...
- Hej, spóźniłem się? - przez główne drzwi nagle wszedł Martin, rozglądając się pobieżnie po miejscu. - Yoongi! - wykrzyknął, kiedy tylko mnie zobaczył.
Goddamit.
***
Tae nigdy nie uważał na angielskim, ale tym razem to już przechodziło wszystko, bo on nie tylko nie skupiał się na lekcji, ale wręcz przeciwnie, bo właśnie zajmował się wymianą wiadomości z kimś bliżej mi nieokreślonym. Dlatego mimo, że szanowałem czyjąś prywatność to czasem też nie, stąd zaglądałem mu przez ramię tak dyskretnie jak tylko umiałem, co Kim w końcu zauważył, wygaszając telefon.
- Nie bądź wścibski Yoon. - niestety moje umiejętności szpiegowskie nigdy nie były na jakimś wysokim poziomie, bo zwyczajnie nie istniały, dlatego nie minęła dłuższa chwila, a ja zostałem nakryty na gorącym uczynku. Tae patrzył na mnie dziko, ale w takim raczej zażenowanym stylu, przez co przechyliłem lekko głowę, uśmiechając się jakby nigdy nic. - Piszę z Jungkookiem. - zamrugałem.
- Z Jeon Jungkookiem? - dopytałem dla pewności. Ja wiem, że to nie jest jakieś powszechne imię, nawet wśród Azjatów, ale wciąż wolałem być przekonany o tym, że myślimy o tym samym mężczyźnie. Gdyby to jeszcze nie było oczywiste...
- No? Tak. - wzruszył ramionami. - Gadamy o takim jednym anime o bogach i duszach. Bo Jungkook też lubi anime, tak w gwoli ścisłości. Powiedział, że jak chcę to któregoś dnia mogę do niego wpaść i obejrzeć razem. W sumie fajna taka anime randka. - parsknął cicho.
- Huh. Ostrożniej dobieraj słowa, żeby cię Jimin nie dopadł z jakąś siekierą w ciemnej uliczce. - i myśląc o Jiminie i o tym, jak bardzo nienormalny był momentami to był dość realistyczny scenariusz. Oczywiście pewnie wtedy ja też znalazłbym się na miejscu i znając moje szczęście albo stałbym się drugą ofiarą, albo oskarżony o partnerstwo w zbrodni, ale do tego już się przyzwyczaiłem.
- Właśnie, Jimin. Pytałem Jungkooka o to... no to. Powiedział, żeby lepiej o tym nie gadać bo to tylko niepotrzebne nerwy, a temat jest skończony na dobre. - pokiwał głową. Może i tak było lepiej. Ta relacja ze strony Parka naprawdę wyglądała dość niezdrowo w moim mniemaniu, bardziej przypominając już obsesję niż miłość. Dlatego, jako jego najlepszy przyjaciel wolałem jednak to wszystko ukrócić dla dobra Jimina właśnie. Ale kto tam wie, co tam dla nas wszystkich życie planuje. - Teoretycznie mamy teraz dwie opcje. Albo pomóc Jiminowi zapomnieć o Jungkooku i znaleźć mu nowego krasza, albo zwyczajnie pchnąć ich ku sobie. Czy też Jungkooka, ku Jiminowi.
Tyle że Taehyung nie wiedział co planuje Jimin. Cholera, nawet ja do końca nie wiedziałem co mu siedzi w tej jego zrytej głowie. Czyli pozostawało czekać. Na to, jak to się wszystko ułoży, lub kiedy wybuchnie. Szczególnie, że bal grudniowy był już jutro, a na nim, atrakcje, które naprawdę mi się nie śniły. Poetom romantycznym też nie, a ci mieli wiele fantazji, oj wiele.
- I trzecia opcja. Dać kosmosowi działać. - odparłem jak taki debil w co drugim filmie dla zakochanych nastolatek, przy czym uśmiechnąłem się jeszcze dumnie.
- Ale.. ich znaki zodiaku nie są kompatybilne. - cholerne astronomiczne gówno.
Po tym trochę się przymknąłem zajmując myśli tym, co w moim wyobrażeniu miało się stać jutro. Jimin w stroju księżniczki Diany na pewno był czymś, co będę kiedyś opowiadał dzieciom, żeby uważały na szalonego wujka Parka, na co uśmiechnąłem się pod nosem z rozbawienia. Taehyung nie wrócił już do pisani z Jeonem, a jedynie zajął się rysowaniem jakiejś twarzy w zeszycie. Później to już tylko zadzwonił dzwonek, sugerując nam, że zostało 45 minut mniej do balu.
***
- Czyli nawet nie gadałeś z Jihyeon? - Namjoon jadł z nami lunch, od rana unikając swojej drużyny, jako że wstał za późno, spóźniając się tym samym na trening. Ja osobiście nie wiedziałem w tym jakiegoś powodu do chowania się po kątach, ale z tego co wiem Nam był wychowywany w bardziej tradycyjnej rodzinie niż ja, toteż takie rzeczy brał na poważnie jako brak szacunku do kolegów, jednocześnie jednak wstydząc się na tyle, żeby nie mógł zwyczajnie podejść i przeprosić. Dziwny chłopak, nie ma co.
- W sensie... ona przyjedzie z Jiminem, rodzice ich podrzucą. I spotkamy się na miejscu już. Wszystko mamy ustalone chyba. - Hoseok wzruszył ramionami.
- Hm, niby tak. Nie mniej jednak wiesz, powinno się dziewczynę odebrać, a później odprowadzić. Tak zawsze mówił mój dziadek, że rodzice pozwalając córce wyjść z kolesiem na randkę oddają mu ją pod opiekę i oczekują, że zajmie się nią odpowiedzialnie, w sensie będzie bronił itd. - Namjoon dodał, mieszając łyżeczką w jogurcie, żeby wymieszać owocowy spód.
- To... dość bardzo seksistowskie podejście, tho. - odparł Tae, z czym się od razu zgodziłem. Jihyeon wiedziała jak o siebie zadbać i sama o sobie umiała decydować. Nie potrzebowała nikogo, żadnego Hoseoka, który miałby się nią opiekować. I nie, nie jestem zazdrosny bo nie miałem jaj, żeby zaprosić ją wcześniej, okej.
- Poza tym Jihyeon ćwiczy jiu-jitsu od kiedy skończyła 9 lat. Myślę, że jakby ktoś zaatakował ją i jej chłopaka to raczej on byłby tym bronionym. - dodał Jimin, wzruszając jeszcze ramionami, kiedy Hoseok zagwizdał jedynie, a ja uniosłem lekko powieki. Ta dziewczyna... przysięgam. - A co do balu, ah, już nie mogę się doczekać! Marzę tylko o tym, żeby założyć sukienkę i szpilki!
I to było coś przez co Namjoon się skrzywił, tak samo jak Tae i Hoseok, ale ci dopiero po chwili. I pewnie ze strony którego padłoby pytanie o treść tego, co Park tak właściwie powiedział, z tym że zanim to zdażyło nastąpić do naszej grupki doszedł jeszcze Seokjin, siadając pomiędzy mną a Tae i witając się z dosłownie każdym, oprócz Namjoona.
Nie trzeba być też geniuszem, żeby się domyślić iż miła atmosfera od razu zdawała się wyparować dosłownie, a towarzystwo ogólnie ucichło, szczególnie kiedy w naszą, czy też dwóch 'gwiazdorów' padały właśnie spojrzenia, może nie wszystkich ale na pewno dużej części uczniów. W sensie nie ma się co dziwić raczej, bo najpierw się pocałowali, a teraz siedzieli przy jednym stoliku, co mogło dawać innym jakieś dwuznaczne sygnały, szczególnie że licealiści mają tendencję do tego, że ich własne życie jest na tyle nudne, że muszą skupiać się na tym innych osób. Dziękuję za uwagę.
Przekręciłem oczyma bo irytowało mnie to, że żaden z nich nie potrafił znaleźć w gaciach jaj, żeby z tym drugim pogadać i zrobić coś z sytuacją, która była dość NIEZRĘCZNA. Powtarzam się? Tak wiem. Doskonale o tym wiem.
Ale i tym razem zamilkłem, nie chcąc już dokładać reszcie atrakcji, a im kolejnych dram, przy czym ja tylko spojrzałem na Jimina, odchrzakając i cmokając językiem.
- Mam założyć pasujący krawat? - zapytałem, nawiazując oczywiście do tego, że przecież mieliśmy być parą na całym tym przedsięwzięciu.
- Omg, Yoongi czytasz mi w myślach! - wykrzyknął Park wesoło, miażdżąc zaraz po tym moje dłonie w tych swoich.
***
Po przerwie obiadowej miałem dość nudną lekcję jako historia naprawdę nigdy nie wpisywała się w moje gusta, szczególnie, że drogi profesor znów zaczął nazywać mnie Derick. Chociaż właściwie to on nigdy nie przestał tego robić, po prostu przez jakiś czas kojarzył mnie z Jungkookiem i starał się być dla mnie miły, a co za tym idzie pamiętać chociaż moje nazwisko.
Wyszedłem z sali znużony do granic możliwości, automatycznie obierając sobie w głowie kierunek do szafki, żeby wrzucić do niej podręcznik od historii, a wyciągnąć ten od francuskiego, który był na liście zajęć kolejnym dzisiejszym przedmiotem. Dlatego znowu ledwo uchodząc z życiem, przez jakiś przedmiot randomowo wypadający z mojej szafki ostatecznie udało mi się pozbyć balastu, którego pozbyć się miałem, żeby tylko uzupełnić go o inny.
I gdy tylko już westchnąłem, nie mając za bardzo chęci siedzieć na kolejnej lekcji, zamknąłem za sobą drzwiczki odszedłem od tego tymczasowego miejsca, żeby udać się do wyznaczonej sali, z tym że zanim mi się to udało przed oczyma śmignął mi Seokjin, stojący przy swojej szafce tym razem, do której zaraz podszedł Namjoon, jako że dziwnym zbiegiem okoliczności jego własna szafka znajdowała się jakieś 3 kolejne dalej.
Co prawda oni tak współistnieli przez całą szkołę średnią, ale dopiero teraz serce łamało mi się na ich widok, kiedy już znałem cały kontekst ich relacji, dodatkowo jeszcze widząc jak obaj milczą, zamiast zdrowo się pokłócić, jak zawsze. Bo serio, zdałem sobie właśnie sprawę, że wolałem jak darli ze sobą koty, rzucając słowami gorszymi niż moja babcia przy świątecznym stole, kiedy nie chciałem dokładki, niż żeby tak zwyczajnie stali, udając, że ten drugi nie istnieje.
I niech mnie kule biją za pomysł, który nagle narodził się w mojej głowie, bo był on po pierwsze nielegalny, a po drugie raczej mało sympatyczny, ale nie zamierzałem dłużej stać na uboczu i dawać im szansę na załatwienie swoich spraw w zgodzie z sobą. Skończył się dobry Yoongi.
Oczywiście, że nie oddałem woźnemu tego pęku kluczy, jaki sprezentował mi tego osobliwego dnia na hali sportowej, a ja nie spieszyłem się, żeby mu je oddać, bo nawet jeśli byłem raczej szarą myszką w szkole, a nie jakimś bad boyem łobuzem to wciąż takie coś jak dostęp do większości licealnych drzwi w każdej chwili bardzo mi odpowiadał.
No i nosiłem je ze sobą. Nie codziennie, ale akurat dzisiaj je miałem. A to dawało mi jakiś rodzaj przewagi nad całą sytuacją.
Na twarz od razu narzuciłem paniczny wyraz, przy czym chwilę myśląc nad tym co powiedzieć uznałem ostatecznie, że i tak lepiej improwizować, po czym pognałem czym prędzej do obu Kimów, zatrzymując się wprost przed nimi i zaczynając dyszeć jakby z nerwów.
- Chłopaki! Chłopaki szybko! - po tym byłem pewny, że nie muszę dodawać ani słowa więcej, bo nawet jeśli z ich ust padały pytania o to, co się dzieje, czy też co się stało to wciąż nawet moje późniejsze milczenie wystarczyło, żeby poszli za mną jak jakieś pieski salonowe na spacerze po lesie. Na ślepo.
I chwilę myślałem tak naprawdę co ja robię, czy przypadkiem zaraz ktoś nie zadzwoni po policję i czy nie lepiej będzie zwyczajnie odpuścić, ale uznałem, że nie tym razem. I ostatecznie zatrzymałem się przed małym kantorkiem woźnego, w którym trzymane były jakieś mopy i inne takie rzeczy dla pań sprzątających, tylko po to żeby z plecaka wydobyć klucze i odwrócić się do Seokjina i Namjoona, patrzących na mnie, jak na oszołoma, ze strachem oczywiście.
- O co chodzi?! - zapytał jeszcze Jin, rozkładając ręce.
I tutaj kończył się mój plan, bo w głowie nagle pojawiła mi się pustka. Dlatego powiedziałem najgłupszą rzecz jaką mogłem... serio nawet sam bym się siebie wtedy nie posłuchał. Ale widocznie moi przyjaciele ufali mi bezgranicznie.
- Pilnie potrzebuję, żebyście obaj weszli do środka. - widziałem jak na ich twarzach pojawia się ten dziwny wyraz, któremu towarzyszyły zmarszczone jak tylko się da brwi i lekki wycofanie ogólnie. - Bo ten... tam jest szop! Wgramolił się... a ja mam uczulenie? - spojrzałem na nich pytająco. - Tak! Mam uczulenie! Właśnie! Dlatego musicie go wyciągnąć!
I po tym Namjoon westchnął jako pierwszy, zakładając ręce na krzyż.
- A nie możesz zgłosić tego nauczycielom?
Uh...
- Już zgłosiłem. Kazali mi po was iść. - debilizm. Ale chyba działał. Chyba.
- Co? Czemu po nas? - dołączył Jin, tak samo teraz mało zorientowany jak Nam. I ja.
- A bo ja wiem? Pewnie jakaś dalsza część nagany, czy coś. Nie mam pojęcia, żyjemy w USA, ten kraj nie jest dobry w sprawach inteligencji i ogólnie myślenia. - rozjuszyłem się cały, nie mając już więcej pomysłów na to, jak mogę to jeszcze inaczej uratować. Dlatego do głowy przyszło mi dziwne zachowywanie się jak wariat, żeby mnie już posłuchali. Co zrobili.
- Dobra, jezu. Pokaż tego szopa. - Namjoon machnął dłonią na szczęście, bo już sam zaczynałem wątpić w to ile jeszcze dam radę ciągnąć tą szopkę.
Ucieszyłem się w duchu, żeby nie wdawać całej tej sytuacji w jeszcze większą wątpliwość, po czym otworzyłem kluczami drzwi i wpuściłem ich po kolei, a potworem od razu, chamsko zaraz za ich plecami zamknąłem, słysząc jeszcze jak Jin coś tam mówi, że tu wcale nie ma żadnego szopa.
- Yoongi! - wykrzyknęli chyba obaj naraz, dobiegając od razu do klamki, której poruszanie nic już nie dawało, a ja z jakimś rodzajem ulgi schowałem klucze z powrotem do plecaka. - Yoongi wypuść nas! - to dodał Seokjin.
- Yoon, co ty odpieprzasz?! - dokrzyczał jeszcze Namjoon, uderzając jeszcze przy tym kilkukrotnie drzwi. Ale nie miałem zamiaru na to reagować.
- Będziecie tu siedzieć tak długo, aż sobie wszystkiego nie wyjaśnicie! - tyle tylko im wyjawiłem, aż w końcu odszedłem, słysząc jeszcze tylko jak dobijają się do tych nieszczęsnych wrót i w głowie dziękowałem jedynie japońskim bóstwom za wsparcie okazane w sposób dość okrężny. Mianowicie taki, że kantorek woźnego znajdował się w raczej rzadko uczęszczanym miejscu całej szkoły.
I tak oto udałem się na ten francuskim, z uśmiechem na ustach tylko, ignorując myśli o tym, że Jin i Nam też pewnie mają teraz lekcje. Może i to nie do końca odpowiedzialne, ale im potrzebne i to bardzo. Byłem z siebie zadowolony.
***
Nic jednak nie trwa wiecznie. Bo po tych 45 minutach należało chyba sprawdzić, czy chłopaki dalej żyją, ewentualnie czy nie umierają właśnie z głodu lub pragnienia. Ale w niedługim czasie okazało się, że to drugie raczej zaspokoili.
Gdy tylko otworzyłem drzwi znalazłem ich w dość jednoznacznej pozycji. Cóż, Namjoon siedział właśnie na jakimś metalowym stoliku w rozkroku, a pomiędzy jego nogami znajdował się Seokjin. I całowali się, chociaż to chyba mało powiedziane, patrząc na to, że Namjoon nie miał bluzki, a koszula Jina była rozpięta właściwie do końca.
Oderwali się od siebie od razu, gdy tylko mnie zobaczyli, ale nawet się nie odsunęli, bo jedynie to przerwali ten... no akt.
Otworzyłem oczy jak duże monety, zaciskając jeszcze przy tym usta z takiego samego zdziwienia, jak oni, którzy nie umieli wydać z siebie ani jednego słowa. Mimo że ich rozpalone twarze mówiły mi wszystko, dokąd ta cała sytuacja zmierzała.
- Em... dasz nam jeszcze jedną lekcję? - zapytał nagle Namjoon, co już w ogóle zmiotło mnie z powierzchni tej planety.
Pomachałem jedynie głową na tak, nie wiedząc za bardzo co jeszcze mogę zrobić. I zamknąłem te drzwi, ale tym razem już nie na klucz, kaszląc jeszcze pod nosem, gdy tylko stanąłem już na drugim końcu korytarza.
Ale... chyba dobrze wyszło.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top