[39]

Znacie to uczucie, kiedy z totalnej nieporadności i poczucia żalu, a przy tym nieumiejętności poradzenia sobie z czymś bierzecie telefon i przeglądacie stare rozmowy z kimś ważnym, z kim znajomość nieco się popsuła? Bo ja tak.

Myślałem o Jihyeon, kiedy pod nosem uśmiechałem się jak głupi do sera, czytając naszą konwersację na whatsappie. I nawet jak większość tej rozmowy to były jakieś głupoty to podnosiły mnie na duchu i to niemało. 

Nie wiem czy miałem złamane serce, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie czulem, ale na pewno strasznie nie podobał mi się fakt, że Jihyeon idzie na bal grudniowy z Hoseokiem. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że ani dla niej, ani dla niego to nie jest nic, czym powinienem się martwić, ale nie wińcie mnie, bo nie potrafiłem myśleć logicznie, jeśli chodzi o nią.

Naprawdę nie wiem ile tak już przewijałem w górę, ale chyba wystarczająco długo, żeby tato zawołał mnie i mamę na kolację, a ja doszedłem do wniosku, że nie zostawię tak tego. Że czas przestać być w końcu pizdą, zebrać się i pogadać z Jihyeon na poważnie. 

Z tym że ostatecznie znowu stchórzyłem, jedząc makaron z sosem brokułowym pod kocem i przeglądając Netflixa w poszukiwaniu czegoś, co mnie pocieszy.

***

Tego dnia umierałem i to nawet bez żadnego konkretnego powodu właściwie. No może nie licząc faktu, że do godziny drugiej nad ranem włącznie oglądałem jakiś serial, który ostatecznie nie był tego warty, ale wciąż miałem ból dupy o swoje niewyspanie. 

Nie mówiąc już nawet o tym, że nie mogłem wypić porannej kawy, bo obudziłem się 15 minut za późno, a kawa ze szkolnego automatu smakowała jak siki kota. Nie pytajcie skąd znam ten smak proszę. 

W każdym razie wszedłem do liceum i trafiłem wzrokiem na Taehyunga, którego szafka znajdowała się niedaleko drzwi, a on sam wyjmował z niej właśnie podręcznik do angielskiego, wyglądając tak, jakby sam miał za sobą ciężką noc. I w sumie patrząc na to, jakim fanatykiem anime był Kim mogłem się łatwo domyślić, że on też nie spał zbyt dobrze. Chociaż tak właściwie to on tak wyglądał codziennie.

- Hej, Tae. - oświadczyłem mimo to wesołym głosem, kiedy podszedłem do niego i oparłem się o resztę szafek, przy czym westchnąłem, przeciągając się. 

- Cześć, Yoongi. - uśmiechnął się do mnie tą swoją kwadratową paszczą, pakując potrzebne rzeczy do torby. - Rozumiesz, że wreszcie obejrzałem Tokio ghul'a? Już nigdy nie umówię się z randomową laską, nawet jak będzie wyglądać jak bogini, przysięgam. Pierdolę te dziewczyny, jestem w kurwa szoku. Chociaż tak właściwie cała ta akcja była dość hot. Gdyby tak o tym pomyśleć to naprawdę podniecające i jakbym miał okazję, to...

- Taehyung, wybacz, ale nie mam zielonego pojęcia o czym ty do mnie mówisz, a nawet gdybym miał to... - zamierzałem skończyć to zdanie jakimś mocnym akcentem o tym, że nie lubię anime tak bardzo jak on. Chociaż w sumie żadna skaza na honorze to nie jest, bo nikt nie lubi anime tak bardzo jak Kim, także nic to szczególnego. 

No ale właśnie wtedy poczułem jak ktoś łapie mnie za talię i zaciska ręce, ale kiedy miałem odwrócić się i z automatu dać komuś bliżej nieokreślonemu w twarz, przyszło oświecenie w postaci głosu Jimina. 

- Hejka, przystojniaki! - tyle tylko powiedział, stając zaraz po tym tak jakby pomiędzy nami z dziwnym wyrazem twarzy. I proszę mnie źle nie zrozumieć, jego twarz zawsze wygląda dziwnie, ale w ostatnim czasie Park nie jest sobą. 

To wszystko, co stało się między nim i Jungkookiem odcisnęło na nim niemałe piętno i my, jako jego przyjaciele widzieliśmy to bardzo dobrze. Bo nawet jeśli na pierwszy rzut oka wesoło się uśmiechał i z wielkim entuzjazmem mówił o tym, jak to oczaruje swoim strojem Jeona na szkolnym balu, tak gdy znało się go tyle lat co ja, oczywistym stawał się fakt, że on tak odreagowuje swoje cierpienie. 

- Jak tam, Jimin? - i tak, pierwszy do niego odezwałem się ja, spoglądając na niego niby normalnie, żeby nie dać po sobie poznać tego zmartwienia, jakie czułem.

- A w porządku, jakoś leci, co nie. - wzruszył ramionami, sprytnie unikając mojego wzroku. Oczy Jimina nigdy nie umiały kłamać, stąd też Park miał taki zwyczaj, żeby patrzeć w lewo, za każdym razem jak coś próbował ukryć. Ale wciąż się uśmiechał. - Tak sobie myślałem, że może zechcielibyście iść dzisiaj na kawę? 

I sam pomysł wydał się na tyle dobry, że nie potrzebowałem się długo zastanawiać, żeby się zgodzić, przy czym Tae podzielił moją odpowiedź, dodając jeszcze, żeby Jimin napisał do Hoseoka, Namjoona i Jina, żebyśmy mieli gotowy skład. 

- Pewnie! - Park odparł szcześliwie, od razu wyciągając telefon i wybierając numer Hoseoka. - Dobra to widzimy się na długiej przerwie! - i tak oto z komórką przy uchu odszedł na kilka kroków, po czym zaczął wchodzić po schodach, kierując się do swojej sali lekcyjnej. 

Ostatnio serio dość często myślałem o Jiminie i o tym, co teraz przechodzi, w nieskończoność zastanawiając się, jak mógłbym mu pomóc. Z tym że za każdym razem dochodziłem do konkluzji, że to on sam musi sobie pomóc. Zapomnieć o Jungkooku dla własnego dobra i przestać w końcu unikać tego smutku, tylko stawić mu czoło jak dorosły człowiek, którym był.

I chyba moja poważna mina nie uszła uwadze Kima, który schylił się lekko, spoglądając na mnie od dołu z zaciśniętymi ustami.

- Wszystko okej, Yoon? - mogłem co prawda zdusić to w sobie i uznać, że tak, w jak najlepszym [co chyba powinienem zrobić, patrząc na dalszy ciąg wydarzeń], ale stwierdziłem, że czasem i ja potrzebuję porady od przyjaciela. No i powiedziałem, jak leciało. 

- Z Jiminem jest słabo, Taehyung. Kurwa, nawet nie wiem, czy powinienem to mówić za jego plecami, ale jak Jungkook się z nim przespał, a potem uznał, że to była tylko jednorazowa akcja, to wcale nie sprawiło, że Jimin o nim zapomniał. Wiesz jak bardzo Jimin jest w nim zakochany i nie umie się po tym pozbierać. Może i wygląda okej i stara się zachowywać tak, jakby to po nim spłynęło, ale tak nie jest. Nie mam pojęcia co robić, bo on się tylko coraz bardziej w to wszystko wkręca. Nic, zupełnie żaden argument do niego nie trafia, a jemu cały czas wydaje się, że Jungkook nagle przejrzy na oczy i rzuci się przed Jiminem na kolana i wyzna mu miłość. - westchnąłem, nie zamierzając nawet już wspominać o drugiej stronie tej monety, jaką była sytuacja, w której znajdował się Jeon, bo to akurat nie była moja sprawa. Nie na tyle, żebym miał prawo o niej mówić. 

Tae stal, jak wryty, nie odpowiadając nic przez pierwsze kilka sekund. Po prostu patrzył ot tak, a jego wzrok wręcz prosił, żebym powiedział 'żartuję'. No tak, z tym że ja nie żartowałem, a jedynie wzruszyłem ramionami, dodając, że zjebana sytuacja.

Ale wtedy właśnie Kim zmienił wyraz twarzy na totalnie wściekły, wkurwiony nawet. Zacisnął tylko dłoń na torbie i od razu, z miejsca ruszył jak jakiś buldożer, dodając tylko dwa słowa. 

- Zabiję skurwysyna. - przy czym to ja tym razem rozszerzyłem oczy, spanikowany całkiem i pomknąłem za nim, bo jeszcze nigdy, naprawdę nigdy nie widziałem Taehyunga w takim stanie i nie mam pojęcia do czego był zdolny. 

Chwilę krążyliśmy po szkole, bo ani ja, ani dzwonek na lekcję nie byliśmy w stanie zatrzymać Tae, przy czym czułem, że on jedyne co to nakręcał się coraz bardziej. Skończyło się na tym, że gość po kolei zaglądał do każdej sali, szukając w niej Jeona. No, aż w końcu go znalazł.

Jungkook siedział mniej więcej w środkowej ławce, rzędu pod oknem i, tak jak każdy, odwrócił się, gdy tylko usłyszał dźwięk otwieranych wrót. 

Kim patrzył wprost na Jeona, kiedy wyrwał swoje ramię, za które złapałem, żeby go powstrzymać, patrzył na Jeona, gdy zaczął agresywnym krokiem zmierzać w jego stronę i patrzył na Jeona agresywnie, gdy ten zabrał głos.

- Taehyung? Coś się... - ale nie dokończył, bo nawet kiedy Jungkook wstał, żeby zająć się teraz domniemaną sprawą, w jakiej przyszedł do niego dawny przyjaciel, nie minęła sekunda a zwinięta teraz w pięść dłoń Tae w bardzo hucznym i donośnym geście spotkała się z lewym policzkiem Jungkooka, tak, że gdyby nie ławka, której Jeon się złapał, wylądowałby prosto na podłodze.

- Taehyung Kim, co to ma... - nauczycielka oczywiście nie zostawiła zamieszania bez słowa, ale i to zdało się na nic niestety. A ja tylko stałem, nie potrafiąc się nawet ruszyć z miejsca. 

- Ty jebany śmieciu! Myślisz, że możesz sobie, kurwa, pogrywać z uczuciami każdego, kurwa, wokół?! NIE, KURWA! Za kogo ty się masz, pierdolony szczurze?! Nie wystarczy ci, że zabrałeś mi Sonię?! Zresztą, jebać tą żmiję, możesz sobie ze mną pogrywać, fiucie jeden, ale nikomu nie pozwolę bawić się uczuciami moich przyjaciół, a już szczególnie takiej gnidzie jak ty! Jesteś, kurwa zerem, rozumiesz?! ZEREM. I ciesz się, że jesteśmy w miejscu publicznym, bo inaczej dławiłbyś się właśnie swoją krwią kutasiarzu zajebany! 

- Taehyung wystarczy tego! Natychmiast marsz do dyrektora! - i to chyba dopiero był ten moment, w którym Kim się ogarnął i jako tako uspokoił, bo podniósł z ziemi swoją torbę, którą uprzednio zrzucił z ramienia i traktując Jungkooka ostatnim spojrzeniem dodał tylko:

- Jeszcze z tobą nie skończyłem, Jeon. - i tak przeszedł kilka kroków, wymijając mnie, ale zanim obaj wyszedł z sali dopadł go jeszcze łamiący się głos Jungkooka.

- Taehyung... to nie tak. - ale na to Taehyung jedynie parsknął, nie odpowiadając nawet w żadnym stopniu. 

I tak stałem sobie jak wryty na tyle sali, patrząc na całe to zamieszanie, w jakim pani od matmy podbiegła do Jungkooka, pytając, czy nie potrzebuje iść do higienistki, a otrzymując pewne 'nie' popatrzyła na mnie, marszcząc brwi. 

- Min, ty też do dyrektora. - parsknąłem z zaskoczenia, nie rozumiejąc polecenia ani trochę.

- Kiedy ja... za co?! - rozłożyłem dłonie w niezadowolonym geście.

- Za to, że powinieneś być teraz na angielskim! 

FML.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top