[38]

- Kurwa mać, kurwa jebana mać, ja pierdole, kurwa. - dawno już nie słyszałem tyle agresji w jednym zdaniu, a trzeba wiedzieć, że moja grupka do świętoszków jeśli chodzi o wyrażanie się nie należała, a nawet przeciwnie.

- Jin, za bardzo się spinasz. Tylko się całowaliście. - będąc w sobie zakochani, a do tego na oczach całej szkoły, włączając w to nie tylko uczniów, ale i szkolne kucharki, a także ze dwóch nauczycieli. - Poza tym, nie miej mi za złe, że to powiem, ale lecisz na niego. Powinieneś się cieszyć, chyba.

- Yoongi! Ten... on! To chamski, dziecinny i kompletnie nie z mojej ligi... ugh! Gadanie o tym jest trudne! Po prostu... widzieli to wszyscy! I teraz nie wiadomo co sobie myślą! - usiadł na łożku, zwieszając głowę, przy czym westchnął jeszcze ciężko.

- A może wreszcie pogadacie jak dorośli? - na rzepki mojej babci, no czy naprawdę nie mogliby wreszcie odpuścić zgrywanie nie wiem kogo i porozmawiać, wyznać sobie miłość i pocałować się jeszcze raz, ale tym razem już z happy endem? Nie, bo wtedy byłoby nudno, prawda...

- Yoongi przestań! Ciągle mówisz tylko, że mam z nim pogadać, ale ja nie umiem, rozumiesz?! Po prostu odpuść!

Właściwie miałem coś jeszcze powiedzieć, ale po kolejnej chwili rozważań nad tematem wpadłem na proste pytanie: po co? Seokjin widocznie nie chciał moich rad albo też oczekiwał takich, których ja nie umiałem mu dać. Dlatego uznałem, że najlepiej w ogóle się już w tej sprawie nie odzywać, przy czym jedynie wzruszyłem ramionami dodając zmęczone 'whatever'. Nie wiedząc co jeszcze mógłbym dodać zadecydowałem tylko, że dobrze będzie go chociaż trochę podnieść na duchu, bo całe to zdarzenie na pewno zostawiło na nim jakieś piętno, dlatego poklepałem go miło po ramieniu i uśmiechnąłem się delikatnie.

- To liceum. Za tydzień wszyscy zapomną. - napomknąłem, po czym temat ostatecznie został zabity przez odgłos piekarnika, sugerujący nam, że nasze grzanki są gotowe.

***

DŻIMIN:
no kiedy będziecie?

JA:
no już idziemy geez
autobus nam się spóźnił........

Szliśmy z Tae w sumie spokojnym tempem, bo i tak już byliśmy spóźnieni to raz, a po drugie to jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy, w każdym razie nie miałem zamiaru wywalić się zaraz o jakiś hydrant, a znając mnie było to bardzo możliwe.

Taehyung coś tam nucił pod nosem, co chwilę rzucając jakieś słowo po japońsku, przez co łatwo szło się zorientować, że śpiewa jakiś opening przypisany kolejnemu z jego ulubionych anime. Czasem trącał mnie ramieniem, próbując chyba zachęcić do wspólnego kunsztu tej jego piosenki, ale z uwagi na to, że nawet po koreańsku nie umiem mówić to z tym nie poszłoby mi lepiej i to zdecydowanie.

Ostatecznie jednak udało nam się dotrzeć na miejsce spotkania, jakim była nasza kawiarnia, przy czym bardzo zabawny Kim wystrzelił, żeby otworzyć przede mną drzwi i potraktować mnie tekstem 'panie przodem'. Odpowiedziałem mu tylko, żeby spierdalał i skorzystałem z jego propozycji przepuszczenia mnie. Nigdy jeszcze nie miałem własnego pachołka i dokładnie to dodałem, kiedy już wszedłem do środka, przez co otrzymałem soczystego kopa w tyłek.

Pewnie normalnie bym mu oddał w taki, czy inny sposób, ale kiedy tylko dostrzegłem stolik, przy którym siedziała nasza ekipa szczęka mi opadła, a ja sam zastygłem w miejscu. Bo tak, wszystko było niby w porządku i w ogóle cool, ale jedna rzecz mi nie pasowała. Bo w gronie obecnych tam osób znajdowali się nie tylko Jimin i Hoseok, ale także i Jihyeon.

I z jednej strony byłem mega zaskoczony i zszokowany wręcz, bo ona była chyba ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał, serio. Z tym że z drugiej strony już dawno się tak nie cieszyłem. Nie widziałem się z Jihyeon przez naprawdę, konkretnie długi czas, bo nie mogę mówić o tym, że miałem szansę z nią pogadać, kiedy mijaliśmy się gdzieś w domu Jimina; w którym też nie przebywałem jakoś specjalnie często. A teraz wyglądało na to, że nareszcie mam szansę z nią porozmawiać, tak jak kiedyś rozmawialiśmy. Bo teraz nawet mi nie odpisywała, stąd też w pewnym momencie zwyczajnie przestałem do niej pisać. I to bolało.

Tak więc moje zamyślenia ostatecznie nie trwały długo, bo już w następnej chwili otrzymałem kolejny prezent od Taehyunga w postaci szturchnięcia, które rozbudziło mnie ostatecznie z refleksji. Obaj ruszyliśmy w stronę naszych przyjaciół, witając się z nimi wesoło, przy czym usiedliśmy obok.

Taehyung wcisnął się na miejsce obok Jimina i Hoseoka tak, że znajdował się teraz pod ścianą, mając nas bo obu swoich stronach. Ja siedziałem na wylocie przy Hoseoku i naprzeciwko Jihyeon. Lepiej nie mogłem trafić. I tak siedzieliśmy wokół stolika w dokładnie takiej kolejności: Jihyeon, Jimin, Taehyung, Hoseok i ja, oraz puste miejsce, którym było krzesło, podczas gdy my zajęliśmy kanapę.

- Jakby któryś z was miał prawko to byście nie musieli tak wiecznie autobusem jeździć. - stwierdził Hoseok, kiedy już wygodnie sobie chillowaliśmy, wybierając właśnie co zamówić. I kto to mówi? Koleś, który codziennie jeździ do szkoły z rodzicami, pff.

- Co ty pieprzysz, Hoseok, ty sam prawka nie masz. - wtrącił Jimin, który jedyne czym jeździł to rowerem i to ostatnio jakoś w połowie gimnazjum, bo później pewnym zbiegiem okoliczności jego rower wylądował na dnie jeziora zaraz za miastem. Ale to historia na inną okazję.

- Jako jedyny tutaj zdałem prawo jazdy. - wypiął się dumnie.

- A później je straciłeś, bo zaorałeś dupę radiowozu. - dodałem ja, czując zaraz po tym śmiech ze strony Jihyeon. Spojrzałem na nią szybko i serio, uwielbiam ten odgłos. Śmiech Jihyeon to najcudowniejszy dźwięk na świecie, jest taki czysty i uroczy. Zupełnie tak, jak ten Jimina, ale bardziej dziewczęcy i trochę przez to wyższy. Coś niesamowitego.

- Bez przesady, lekko tylko drasnąłem. - Jung machnął ręką, zakładając po tym obie na krzyż, przy czym przewrócił oczyma z zażenowaniem.

- Ja niedługo zaczynam kurs. - znowu spojrzałem na Jihyeon, ale tak samo zrobili też i inni tym razem. - Ktoś musi w końcu zacząć wozić leniwą dupę Jimina do Walmartu, żeby mógł sobie kupić lody do oglądania RuPaula. - zaśmiała się, trącając brata ramieniem.

- Pieprz się, zdam prawko szybciej od ciebie. - Jimin parsknął jedynie, zakładając ręce na krzyż, przy czym powiedział jeszcze 'pff' pod nosem i zarzucił włosami. Ta, Jimin to rasowa diva i szczerze cieszę się, że nie przyjaźni się z nikim typu naszych szkolnych lafirynd, bo wiem że byłby wtedy najbardziej powerful kolcem w moim tyłku. Proszę, bez skojarzeń.

- Akurat. Naucz się najpierw kierunków. - Jihyeon zareagowała podobnie co jej brat, tyle że bez zarzucenia włosami, bo zamiast tego uniosła jedną brew patrząc na Parka z niedowierzaniem.

- Turlaj wrotki, wieśniaro. Każdemu się myli jak tak nagle ktoś każe skręcić w lewo, okej. - Jimin przewrócił oczyma, wzdychając. Ale w sumie to się z nim w pewnym sensie zgadzałem, bo mi też takie nagłe decydowanie która to prawa, a która lewa nie szło zbyt dobrze. Po prostu to jest akurat taka rzecz, której człowiek się nigdy nie uczy do końca. Trochę jak redoksy, zawsze trzeba się zastanowić zanim się na nowo ogarnie jak to idzie.

- Jak ja jestem wieśniara to ty jesteś pizdokleszcz. - Jihyeon odpowiedziała bardzo szybko, kiedy nagle cała rozmowa o kierowaniu i byciu kierowcą zamieniła się w kolejną rundę wzajemnego dissu rodzeństwa Park.

- Wolę lachociąg, z góry się kłaniam. Za wysokie progi na twoje nogi, sis. Jak chcesz mnie wyzywać to chociaż rób to odpowiednio. - Jimin pstryknął palcami, zarzucając jeszcze brwiami na dokładkę, po czym znowu zrobił piękne kółko gałkami ocznymi. Full meal of anger.

- Jestem twoją młodszą siostrą, Jimin, wiesz co to znaczy? - Jihyeon nachyliła się trochę w stronę brata, spoglądając prosto w jego oczy, tymi swoimi, tak samo walecznym jak te Jimina, ale i przy tym bagatelizującymi jego osobę. Szanuję. - Że jestem tą lepszą wersją. Pierwsze dziecko jest na straty, jeśli postanawiasz zrobić drugie.

Jimin otworzył jedynie usta, a cała reszta zamilkła, patrząc tylko na królową dissu we własnej osobie. Nie daleko padają jabłka od siebie, czy jakoś tak.

- Zgadnij sis kto już nigdy nie pogra na moim Nintendo. - Jimin odgryzł się dumny swego, zakładając ręce na krzyż, tak samo jak i nogi.

- To moje Nintendo! Babcia mi kupiła rok temu na urodziny, a ty mi je zarąbałeś, żeby grać w Mario Kart!

I wtedy wokół stolika rozniosła się wrzawa, której towarzyszyło donośnie 'exposed' z usta Taehyunga. Ale miał rację, bo Jimin został exposed przez swoją własną siostrę. Mówiłem już jak bardzo uwielbiam Jihyeon? Ta, uwielbiam ją.

Zaśmiała się wesoło i słodko, widząc naszą reakcję na całe zajście, po czym odwróciła wzrok w moją stronę, cały czas tak ślicznie uśmiechnięta. Ale kiedy zobaczyła, że patrzę na nią tak samo zadowolony z tego jak odgryzła się Jiminowi odwróciła się szybko, jakby unikając mojego wzroku.

- No proszę, co w rodzinie to nie zginie. - to też bardzo ładny frazeologizm prosto z usta Hoseoka, który lekko klasnął, patrząc na Parka, przy czym chwilę później jego wzrok przeniósł się na Jihyeon. - Fajnie będzie bawić się na imprezie z kimś kto przynajmniej nie ma kija w dupie jak połowa dziewczyn w naszej szkole.

I wtedy mnie trochę zmiotło, bo się zorientowałem, dlaczego Jihyeon tu jest. No tak, przecież idzie na bal grudniowy z Jungiem. Nie ze mną. Ja idę z Jiminem.

- Mówisz tak, jakbyś conajmniej gadał z jakimiś dziewczynami. - Taehyung wzruszył ramionami, patrząc trochę na bok.

- Odezwał się gość, który zwala sobie do hentai'ów. - Hoseok zacisnął jedynie brwi, jakby zniesmaczony komentarzem Taehyunga, który, muszę przyznać, był dość trafiony. Nawet bardzo.

- Żebym zaraz ja nie powiedział do czego ty sobie zwalasz. - Kim parsknął, patrząc się tym razem wprost na osobę Junga.

- Boli cię dupa, bo na pewno nie do ciebie. - Hoseok przekręcił oczyma i już sama ta wypowiedź sprawiła, że opadły mi ręce, ale prawdziwy bolec dopiero nastał, kiedy Taehyung z zadziornym i wrednym wyrazem twarzy, odezwał się przesączonym jadem głosem.

- Czyżby? - wtedy dopiero nastała cisza, której nikt już nie potrafił przerwać, gdy tylko Tae i Hoseok patrzyli na siebie tak, jakby mieli się zaraz obaj wzajemnie przerzucić przez stolik i udusić jeden drugiego na środku kawiarni.

Ostatecznie wypiliśmy i zjedliśmy w ciszy, a z lokalu każdy wyszedł czując się nieswojo. Szczególnie Tae i Hoseok. Ta. Cringe pełną parą.

***

Do domu wróciłem właściwie jakieś 20 minut później, cały czas w głowie mając tylko obraz siedzącej przede mną Jihyeon. Tak wiem, przesrane po całości, co nie?

Najgorsze jest to, że wciąż nie dostałem okazji, żeby porozmawiać z nią o tym wszystkim co się między nami dzieje. To brzmi conajmniej tak, jakbyśmy się jakoś nielegalnie spoufalali, ale biorąc pod uwagę umiejętności w rzutkach Jimina wolałem nie ryzykować głębsza rozmową o Jihyeon z nim.

I stąd też byłem kompletnie w kropce, w której nie tylko czułem się całkowicie postawiony przed ścianą, to jeszcze przed taką z kolcami, do której mnie ktoś dociskał, bo nie tylko widocznie coś było nie tak między nami to jeszcze Jihyeon szła na bal bożonarodzeniowy z Hoseokiem. Nie to żebym coś do niego miał, tym bardziej, że romantyczne myśli Junga zajmował ktoś zupełnie inny, ale sama myśl o tym, że będzie towarzyszyć innemu chłopakowi na takiego typu uroczystości była dla mnie sokiem z cytryny pryśniętym prosto do oka.

Już wychodząc z lokalu złapałem z nią kontakt wzrokowy - którego tak bardzo starała się unikać gdy jeszcze siedzieliśmy w kawiarni - chcąc właśnie wtedy zapytać czy wszystko okej, czy zrobiłem coś nie tak, lub po prostu o cokolwiek co mogłoby zdradzić mi chociaż rąbek tego, dlaczego jest tak, a nie inaczej  w naszej 'relacji' [której podłoża sam nie rozumiałem], ale tak samo szybko jak na mnie spojrzała, tak samo szybko odwróciła się, schowała za Jiminem i żegnając z nami pobieżnie poszła z bratem w swoją stronę, przepychając się z nim jeszcze co chwilę.

I znowu okazywałem się być najbardziej gładką pizdą na świecie, która nie tylko nie umie zerwać z toksyczną dziewczyną, ale też pogadać o poważnej sprawie z tą wymarzoną. Proszę wkleić wściekłego Jimina z tasakiem za moimi plecami, dziękuję.

Tak też ściągnąłem buty, wzdychając umęczony tym wszystkim, po czym wszedłem tak samo styrany do salonu, w którym mama oglądała jakiś serial dla kobiet po 40stce, a tato grał w wyścigi na telefonie i stając chyba na środku pomieszczenia oświadczyłem dumnie:

- Lubię Jihyeon. - i to był pierwszy raz, kiedy powiedziałem to głośno. Nie powiem, poczułem ulgę.

Rodzice jak na zawołanie spojrzeli na mnie, oboje kilkukrotnie mrugając przy tym oczyma, jakby samym tym mieli się upewnić, że usłyszeli dobrze. Zaraz po tym spojrzeli po sobie jeszcze na dokładkę, a następnie z powrotem na mnie, po czym przemówił tato.

- To... jakaś dziewczyna ze szkoły? - razem z niewinnym uśmiechem w pakiecie.

Nie zdążyłem nijak zareagować, kiedy mama szturchnęła tatę w ramię i coś tak mu szepnęła tak besztająco, żeby jeszcze w tym samym momencie uśmiechnąć się, zwrócona do mnie. Ta. Oni nie mieli pojęcia kim jest Jihyeon.

- Lub chłopak? - niech mnie kule biją.

- Ja nie jestem gejem! - wtedy mój poziom frustracji sięgnął zenitu, jednak pamiętając kluczową zasadę mojego skromnego domostwa 'nie krzyczymy, tylko mówimy' uspokoiłem się w mgnieniu oka, żeby dodać z pokorą. - Jihyeon to siostra Jimina, okej. Tak, tego Jimina. - odpowiedziałem, zanim padło to pytanie.

Nastąpiła cisza, podczas której mogłem się domyślić, że rodzice właśnie zastanawiają się co powiedzieć, bo mam trochę przerąbane, nie da się ukryć. I nawet moja mama, która, pozwolę sobie przytoczyć, jest psychologiem zamilkła, siląc się na jakąś mądrą radę, jakiej naprawdę teraz potrzebowałem. I tak po tej niezręcznej jakoś minucie stania i próbowania wytrzymania tam, żeby zaraz nie uciec jak rasowy błazen doczekałem się słów, nawet jeśli nie brzmiały one zbyt pocieszająco.

- Wow, no to niezły bigos. - powiedział tato.

- Yoonsung! - z pomocą przyszła mama, dając tacie z łokcia w ramię i spoglądając na niego wściekle. - Um... Yoongi... Jimin wie?

- Nawet Jihyeon nie wie. - westchnąłem, siadając na fotelu, zaraz obok. - Poza tym nie odzywa się do mnie od jakiegoś czasu. A wcześniej... nie wiem, po prostu wydawało mi się, że mamy dobry kontakt. I że... ona też mnie... lubi... może. - przełknąłem ślinę.

Nigdy jeszcze nie prowadziłem takiej rozmowy o uczuciach ze starszymi, bo nigdy nie było potrzeby. I trochę się czułem przy tym niekomfortowo, ale raczej nie na tyle, żeby im o tym nie powiedzieć. Tym bardziej, że naprawdę potrzebowałem jakiejś rady. Bo sam od zawsze miałem ten nieprzyjemny zwyczaj wpędzania się w jeszcze większe bagno.

- Jimin będzie na mnie zły. Zabije mnie, czy coś. A jestem jego najlepszym przyjacielem. Chociaż właściwie to mnie nie zabije, bo Jihyeon i tak nie chce mnie widzieć, nawet nie wiem czemu. - stopniowo zaczęło mnie to przytłaczać, co zaczęło się robić słyszalne w moim głosie, jaki powoli przestawał być spokojny. I mówcie co chcecie, ale emocje zaczęły brać górę. Całokształt tej sytuacji był naprawdę badziewny z mojej perspektywy. - A wiecie co jest najlepsze? Oh, ja wam powiem co jest najlepsze! Jihyeon idzie na ten bal z Hoseokiem, podczas gdy Hoseok jest zakochany w nie zgadniecie kim! - oboje przyglądali mi się jakbym właśnie ogłaszał słowo klucz w jakiejś grze telewizyjnej typu 'koło fortuny'. Nie dziwię się. - W Taehyungu! A jakby tego jeszcze było mało to Taehyung jest zakochany w nim! Ale nie są razem bo... bo mają mózgi wielkości orzechów włoskich, ot co.

- Yoongi, słonko...

- To nie wszystko! - wtedy to już wstałem. Czyli zrobiło się naprawdę ostro. - Wiecie z kim ja idę na bal? Z Jiminem! Z Jiminem w kiecce! Tak, dobrze słyszycie! Park Jimin, mój najlepszy przyjaciel od sam nie pamiętam kiedy zakłada na bal grudniowy sukienkę, perukę i robi makijaż, tylko po to, żeby olśnić Jungkooka! Jungkook to taki... Troye Bolton naszej szkoły. W każdym razie! Jimin myśli, że Jungkook jest hetero... - przez chwilę postanowiłem trzymać ich w napięciu, żeby zaraz po tym chaotycznie machnąć ręką, zarządzając plot twist. - ...ale nic bardziej mylnego! Jungkook to gej i wiecie co? Też czuje miętę do Jimina, ale mu tego nie powie, bo boi się reakcji swojego ojca na to, że jest homo. A gdyby tego wszystkiego naprawdę wciąż było mało to jest jeszcze Seokjin i Namjoon. - tutaj zatrzymuję się na moment, żeby złapać oddech.

- A kto to Seokjin i Namjoon? - tata zmarszczył brwi, nachylając się.

- Chcecie wiedzieć kto to Seokjin i Namjoon? Już wam mówię kto to Seokjin i Namjoon! Okej więc wyobraźcie sobie mieszankę Lady Gagi, Kloé Kardashian, Rajy, Brada Mondo i tego dziwnego białego kolesia ze Zmierzchu. To jest właśnie Seokjin, top diva stulecia, ale dla przyjaciół jest kochany jak nie wiem. Namjoon... z drugiej strony Namjoon to kapitan koszykarzy od jakiegoś czasu, lecą na niego wszystkie laski, włącznie z lesbijkami, co jest conajmniej dziwne, a oprócz tego jest królem całego liceum. Wszyscy znają i szanują Namjoona, ponadto to równy gość, gram z nim często w gry tak poza tym. I obaj się lubią lubią. Nawet bardzo lubią lubią. Ale też i nienawidzą. Bipolarność relacji at it's best. Obaj startują w wyborach na króla balu i żaden nie odpuści, szczególnie teraz kiedy chcą sobie wzajemnie dosrać. No szok! I tak oto dochodzimy do mnie, stojącego pośrodku całego tego bajzlu. Oni wszyscy wymagają, żebym ja rozwiązał ich problemy chyba! Co ja jestem, Morgan Freeman?! - takim oto finałowym zdaniem usiadłem zmęczony na tym samym fotelu, z którego energicznie i wydałem ryk jak potężny jeleń.

W salonie znowu nastała cisza, której tym razem nikt nie umiał przerwać, przez co siedzieliśmy tak jedynie, kiedy czułem jak spojrzenia rodziców skupiają się na mnie, podczas gdy moje oczy lustrowały panele pod moimi nogami. Sam właśnie myślałem o tym wszystkim i jak rozwiązać każdą z tych spraw, ale wtedy właśnie do głowy przyszła mi pewna myśl, będąca rozwiązaniem chociaż części z tych spraw. Bo skoro ja nie mogłem ich rozwiązać, to czemu by nie pozwolić im rozwiązać się samym.

Wszystko zależy od punktu parzenia.

Jak to fizyka czasem pięknie potrafi opisać relacje międzyludzkie. Nie no żart. Fizycy to aspołeczne odludki.

- No tak! Już wiem! Muszę po prostu dać temu jakoś lecieć! - wstałem znowu, tylko że teraz cały ucieszony, po czym uśmiechnąłem się szeroko, spoglądając na rodzicieli. - Dzięki mamo i tato! Kocham was! - z tym akcentem pognałem do swojego pokoju, żeby porobić cokolwiek innego, byle nie myśleć o problemach innych.

Ale 15 minut później wszystko to trafił szlak, gdy okazało się, że nie mam nic lepszego do roboty. Mieszanie się emocjonalnie w cudze życie to jednak super sprawa. Nic dziwnego, że programy o tematyce reality show cieszą się taką popularnością.

I tak spędziłem kolejny wieczór myśląc o tym, jak ja zatańczę z Jiminem na oficjalnym rozpoczęciu całego balu. Bardzo nie chciałem tego robić.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top