[34]

- Nie rozumiem tego. - westchnąłem, mając już naprawdę paskudnie dość tej całej fizyki. Ja myślałem, że to kółko to będzie taki luźny sposób na pozbycie się towarzystwa pewnej osoby, a okazało się, że jednak muszę coś robić. I okej, może by mnie to cieszyło, bo przedmiot ten kocham, ale nienawidzę, kiedy nie wychodzą mi zadania.

- Czego nie rozumiesz, Yoongi? - profesor niemalże od razu odłożył jakąś gazetę, rzucając mi spojrzenie.

Inni w tym czasie robili jakieś doświadczenie z siatką dyfrakcyjną, czy też magnesem i opiłkami żelaza. Ja wolałem skupić się na arkuszu, który dał mi nauczyciel, odnosząc się do rozmowy o białych dziurach, jaką kiedyś odbywaliśmy.

- Tego twierdzenia. Znaczy wiem, o czym jest, ale nie rozumiem jak może być prawdziwe. - podniosłem kartkę, pokazując mężczyźnie. - Chodzi mi o paradoks bliźniąt. Znam treść teorii względności i rozumiem, że czas jest tylko względny, ale...

- Yoongi, ale tu niekoniecznie powinieneś skupić się na czasie. Czas jest tylko poboczną kwestią. - usiadł na krześle obok, zwracając się do mnie. - To założenie jest błędne od samego początku. W paradoksie bliźniąt mamy do czynienia ze złym zrozumieniem teorii względności Einsteina. Tutaj chodzi o złe spostrzeżenie układu. Teoretycznie dwaj urodzeni w tym samym czasie bliźniacy mają od razu ten sam wiek, ale kiedy jednego z nich wsadzimy do rakiety i wyślemy w kosmos w tym samym momencie, a następnie zawrócimy go z powrotem na Ziemię zaobserwujemy bardzo ciekawe zjawisko. Teoretycznie jeden z braci będzie młodszy. Cały sęk w tym, żeby zrozumieć który. Czas, oczywiście jest tutaj istotny, a bardziej zjawisko jego dylatacji, ale podstawową kwestią jest określenie układu. Nie skupiamy się na czasie, który jest tylko pozorem, żeby łatwiej nam było opisywać zjawiska. Czas załamuje się w zależności od prędkości, bierzemy go jako wyznacznik, ale tak naprawdę on nie istnieje. Tak samo jak nie mogą istnieć dwie poprawne tezy do tego paradoksu. Który bliźniak będzie młodszy Yoongi? Ten na Ziemii, czy ten w statku kosmicznym? - przewrócił głowę na bok, a kiedy patrzyłem na niego z pustką na twarzy, zaśmiał się i westchnął. - Bliźniak na Ziemii powie: 'hej! Mój brat poruszał się względem mnie! Na pewno jest więc młodszy'. W tym samym czasie jednak drugi brat uzna, że to ziemski bliźniak poruszał się względem niego, więc to on będzie młodszy. Który układ inercjalny jest tu 'prawdziwy'?

- Ziemski brat. - spojrzeliśmy w bok, spotykając wzrok z Lilly Jaden, która właśnie oddawała nauczycielowi wyniki pomiarów. - Rakieta przyspiesza i zwalnia, więc przyspieszenie jest zmienne. Nie można brać go jako odniesienie. Możesz to wyliczyć z czynniku Lorentza. - sama usadowiła się obok, biorąc moją kartkę, na której coś nakreśliła. - W tym paradoksie chodzi tylko i wyłącznie o błąd logiczny w rozumowaniu. Obaj nie mogą być młodsi. Obaj nie mogą mieć racji. - podała mi gotowy rysunek, na którym odpowiednio zaznaczyła wektory, charakteryzujące całe zjawisko. - Jesteśmy w stanie stwierdzić co jest prawdą tylko, kiedy patrzymy na coś z właściwej strony. 

Wpatrywałem się w koślawy obrazek, przedstawiający naszą planetę, na której stał patykowy człowieczek, obok leciała rakieta, w której zaznaczono taką samą postać, a do tego wszystkiego dorysowane były strzałki i literowe ich określenia.

- Sytuacja jednego z nich się zmienia. Więc to ten drugi jest tym 'bezpiecznym' punktem odniesienia. - Lilly dodała, przysuwając się lekko.

- Czyli po prostu chodzi o to, żeby trzymać się tego, czego jesteśmy pewni. - stwierdziłem, zaciskając brwi.

- Otóż to. - oznajmił profesor.

***

-'Dark'. - rzuciłem proste hasło, zaciskając oczy z zainteresowaniem.

- Jestem na piątym odcinku pierwszego sezonu. - Jihyeon wyprostowała się, bawiąc się słomką wciśniętą w sam środek kubka z shake'iem jagodowym.

- Ja na drugim drugiego. - wbiłem widelczyk w galaretkę, która stanowiła górną warstwę jedzonego właśnie przeze mnie ciasta. - Coś ci wolno idzie powiem ci, ostatnio jak pytałem, czytaj tydzień temu, byłaś na trzecim. - pokręciłem głową, śmiejąc się przy tym nieznacznie, a przy tym posyłałem dziewczynie niezadowolone z jej postępów spojrzenie.

- Daj w ogóle spokój, miałam taki nawał nauki ostatnio, że ja pierdolę. Wszyscy naraz postanowili robić testy... że też im chce się to wszystko sprawdzać. - westchnęła, wzruszając ramionami i sącząc napój agresywnie. - 'Breaking Bad'. - wymówiła, zanim ja zdążyłem powiedzieć cokolwiek innego.

- Próbowałem, ale okropnie mnie nudził. - uznałem, wpatrując się w reakcję Jihyeon. Widocznie była zszokowana, bo wyglądała tak, jakbym ją właśnie obraził, czego oczywiście nie chciałem, dlatego postanowiłem kontynuować swój wywód, żeby jakoś to wyjaśnić. - Znaczy pierwszy sezon jeszcze był okej, ale później, kiedy stał się tym niemal baronem narkotykowym... meh. - wzruszyłem ramionami.

- Co ty mówisz, ten serial to złoto. - poruszyła ręką. - Kreacja postaci, sam Walter to ideał. No kocham tego faceta, szczególnie w późniejszych sezonach. - oznajmiła pewnym i całkiem sprecyzowanym tonem. Jakby nie chciała nawet słyszeć sprzeciwu.

- Okej, postacie są dobrze zrobione, to fakt, ale wiesz, gdzie są lepsze? - Park piła właśnie shake'a, dlatego na odpowiedź, którą było bardziej kolejne pytanie o treści 'gdzie', musiałem chwilę poczekać, ale kiedy wreszcie się tego doczekałem, powiedziałem: - W 'La casa de papel'.

- Boże tak! Diamenty. I kropka. - stwierdziła, machając dłońmi entuzjastycznie i uśmiechając się jak zafiksowana. - 'La casa de papel' to życie, a szczególnie...

- Berlin. - przerwałem jej, równie wtedy zaczarowany rozmową jak ona.

- TAK! Berlin to cud! - rozłożyła się na krześle, wzdychając z podziwem. - Przysięgam, płakałam na końcu pierwszego sezonu.

- To niezbyt męskie, ale ja też. - zaśmiałem się, co powtórzyła po mnie Jihyeon.

- Jesteś na tyle męski, na ile potrzeba, Yoongi. - dodała zaraz po tym, zakładając włosy za ucho.

Właściwie tak chwilę siedzieliśmy tylko w ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem i miałem przelotne wrażenie, że w tym spojrzeniu było coś więcej. Nigdy jeszcze nie patrzyłem na kogoś tak, jak wtedy na nią. Nieprzerwanie, chcąc zachować każdy błysk w jej oczach, które odbijały światła lampek, wiszących nad naszym stolikiem. Jihyeon była wtedy taka piękna. Po prostu była przepiękna, śliczna jak wschód słońca w górach i jego zachód nad morzem. Delikatna, a mimo to potrafiąca się o siebie zatroszczyć, zabawna, inteligentna i przede wszystkim - prawdziwa. Ona nikogo nie udawała, nie ukrywała się z niczym, bo znałem ją na wylot, od kiedy chodziła jeszcze w pieluchach. A mimo to była taka niesamowita, będąc prawdziwą wersją siebie.

Nie wiem kiedy pojawiła się we mnie ta nagła odwaga i jakaś taka wewnętrzna chęć, żeby złapać ją za rękę, którą zaciskała wokół plastikowego kubeczka, otaczającego shake'a. Nie mogłem się powstrzymać, żeby wyciągnąć dłoń w kierunku tej jej i zbliżyć ją najbardziej jak tylko się dało. Może to był ten jeden krok za blisko? Może to się nie powinno wydarzyć i tak naprawdę sprowadziłoby tylko katastrofę? W końcu to siostra mojego najlepszego przyjaciela, w dodatku młodsza. Dlatego może powinienem być wdzięczny losowi, że postawił nas w takiej sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się moment później? Tak, może powinienem. Ale nie byłem, ani trochę nie byłem.

- Hejka, misiu. - dotarł do mnie głos Alex zanim faktycznie zdążyłem chwycić dłoń Jihyeon. Tak, 'mojej' Alex, która zaraz po tym stała już obok naszego stolika. 

Nastolatka pochyliła się, dając mi przelotnie buziaka w policzek, zaczynając później plątać mi palce we włosach, przy czym wpatrywała się we mnie z tym swoim takim firmowym uśmiechem.

- Cześć, Alex. - odpowiedziałem niechętnie z jednej strony, a z drugiej lekko zagubiony. Nie spodziewałem się jej tutaj zupełnie, głównie dlatego, że mieszkała po totalnie innej stronie miasta i miała miliard lokali podobnych do tego, w którym właśnie byliśmy, w zasięgu ręki. I to jeszcze akurat musiała przyjść w tym samym czasie co ja. W dodatku z Jihyeon... no to kaplica, nie mylę się? - Co tu robisz? - zapytałem, zwracając na nią uwagę, gdy ta cały czas psuła mi fryzurę.

- Mój tato ma biuro naprzeciwko, byłam u niego właśnie. - tak, coś tam mi kiedyś wspominała, że jej tato jest prawnikiem, czy tam komornikiem. Nie wiem, na pewno kończyło się na '-nikiem', ale z tą informacją mogłem równie dobrze stwierdzić, że ojciec Alex jest trawnikiem, lub śmietnikiem, więc może zostańmy po prostu przy tym, że ma biuro naprzeciwko.

- Ah, no tak. - i to był ten moment, w którym Alex przestała interesować się mną, bo z dłonią wciąż wplecioną pomiędzy moje włosy odwróciła głowę na bok i posłała spojrzenie Jihyeon.

- Hejka. - uśmiechnęła się do niej. - Jestem Alex Miller, dziewczyna Yoongiego. - podała Jihyeon prawą dłoń, nachylając się do niej.

Wtedy poczułem się najgorzej na świecie. Naprawdę nie umiem nawet przypomnieć sobie, czy w ogóle kiedyś aż tak bardzo zabolało mnie serce. Cały blask w oczach Jihyeon, cały ten uśmiech w jej tęczówkach rozmył się wtedy, ot tak, w jednej chwili. Wpatrywała się tylko przez moment w Alex, z rozszerzonymi nieznacznie ustami, błądząc wzrokiem po twarzy cheerleaderki. Żeby zaraz popatrzeć na mnie, a to już w ogóle był gwóźdź do trumny. Nie wiem, co bym usłyszał gdyby spojrzenia mogły mówić, ale szczerze to chyba nawet wolałem o tym nie myśleć. I to nie tak miało być. Alex jako moja dziewczyna... była nią tylko dlatego, że nie potrafiłem z nią zerwać jak facet. A wzrok Jihyeon błagał, żeby to był żart. Jakiś głupi i nieudany, ale niestety była to czysta prawda, która jakoś mi się wymsknęła, za każdym razem kiedy się z nią umawiałem. Nie umiałem jej nic wtedy powiedzieć, szczególnie, kiedy obok stała Alex, cały czas mieszając moje włosy pomiędzy palcami.

- Ręka mi cierpnie. - Alex zaśmiała się, częstując Jihyeon miłym, radosnym poniekąd wyrazem.

I na ten gest dopiero Jihyeon wydawała się obudzić mentalnie, odchrząkając i odwzajemniając jej gest, przy czym obie uścisnęły swoje dłonie, uśmiechając się do siebie, jakby nigdy nic.

- Jihyeon Park. Ja i Yoongi... się przyjaźnimy. Chociaż właściwie to jestem tylko siostrą jego najlepszego przyjaciela. - wzruszyła ramionami, chichocząc przy tym niezgrabnie, z wciąż tym samym niezręcznym uśmiechem, który ani trochę mi się nie podobał. - I właściwie to skoro o nim mowa, to musicie mi wybaczyć, ale właśnie sobie przypomniałam, że obiecałam mu dzisiaj pomóc w robieniu jakiegoś ciasta, czy coś takiego. Wybacz Yoongi, kompletnie mi wypadło z głowy, nie gniewaj się proszę. - momentalnie wstała, tak jakby siedzenie ją poparzyło, czy coś, po czym zaczęła zakładać kurtkę i wiązać zaraz po tym szal. Nie zdążyłem nawet zareagować, kiedy powiesiła torebkę na ramieniu i skinęła do nas głową, uśmiechając się ostatni przy tym raz. - To do zobaczenia, Yoongi. I miło było cię poznać, Alex. - chwilę później już jej nie było.

Alex jedynie przeszła te dwa kroki, zasiadając powoli na miejscu, na którym jeszcze przed chwilą siedziała Jihyeon, po czym spojrzała na mnie z wymalowanym niezadowoleniem ukazywanym wyraźnie przez wyraz jej twarzy.

- Jesteś moim chłopakiem. - złączyła usta, widocznie zaciskając przy tym zęby, co ujrzałem po tym jak spięły się mięśnie jej szczęki, a ona sama westchnęła z nerwami. - Moim.

Nic jej nie odpowiedziałem. Siedzieliśmy tak w ciszy, aż Alex nie zamówiła sobie jakiejś kawy, a ja w tym czasie zająłem się swoją porcją, która leżała przed moją twarzą. Nawet gdybym chciał coś wtedy powiedzieć to bym nie umiał, słuchałem tylko już później jak Alex opowiada mi o czymś, nawet nie wiem o czym, bo po chwili straciłem wątek. W głowie i tak miałem tylko słowa, które padły z ust Jimina dzień wcześniej. Dzisiaj był całe 24 godziny z Seokjinem, a później u niego nocował. Jihyeon skłamała. Ale ja nie byłem lepszy.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top