[32]
- A ty znowu jesz te pałki cukrowej śmierci, Min. - wfista wskazał na mojego batonika, którego faktycznie kolejny raz jadłem. Nie moja wina, że nie wyobrażałem sobie dnia bez słodyczy, zwyczajnie nie umiejąc w ten sposób funkcjonować. Ja miałbym sobie samemu odmówić cukierka, czy czekoladki? Chyba by nam niebo na głowy pospadało.
A pan znowu ma o to ból dupy...
- Zapomniał trener dodać, że znowu nie ćwiczę. - westchnąłem, nie robiąc sobie za dużo z jego słów. - Pewnie dostanę cukrzycy, miażdżycy, nadciśnienia i przekręcę się przed 40stką, ale na coś trzeba umrzeć. - zagryzłem słowa batonikiem.
Gość pokręcił na mnie głową. Od początku nie przypadliśmy sobie do gustu, a właściwie to od momentu, w którym przyniosłem trzyletnie zwolnienie w pierwszej klasie. Facet był oburzony i pamiętam jak dzisiaj, że sam wyglądał tak, jakby miał zaraz przeżyć zawał.
Zaraz po tym odszedł, ignorując mnie już totalnie, przy czym machnął jeszcze dłonią w moim kierunku, a ja mogłem na nowo skupić się na obserwowaniu meczu. I tak jak zazwyczaj to bywało - Namjoon w pewnym momencie zerwał się z boiska, żeby do mnie podbiec, ale tym razem zamiast zabrać kawałek mojego jedzenia oświadczył tylko cicho i naprędce:
- Po lekcjach w bibliotece szkolnej. - i odbiegł z powrotem na pole gry.
Wzruszyłem ramionami, bo właściwie to miałem czas wolny i nie widziałem żadnych przeciwwskazań do spotkania z Kimem. Dlatego, kiedy tak wracał pośpiesznie na boisko krzyknąłem za nim 'spoko', żeby znów skoncentrować się na jedzeniu.
***
Wszedłem sobie swobodnym krokiem na stołówkę, podchodząc przy tym do bufetu, żeby zorientować się jakimi to 'pysznościami' raczą nas szkolne kucharki tego uroczego dnia. Wystarczyło mi zbliżyć się do wyłożonej na jednej z tac formy, która zapewne miała być ziemniakami, żeby od razu zrezygnować z tego 'pełnowartościowego' posiłku. Skinąłem niby miło do pani w fartuchu z, na pozór, wdzięcznym uśmiechem za 'niezastąpiony wkład w żywienie uczniów tego przybytku', po czym szybko, ale dość niezręcznie dobyłem do siedzących przy naszym stoliku Seokjina i Jimina. Usiadłem obok, odkładając plecak i westchnąłem zmęczony życiem i przepełniony chęcią oddania się w objęcia Morfeusza, ale to akurat żadna nowość jak dla mnie.
- Czołem kompania. Jak życie? - oparłem łokcie o blat stolika, przy czym przesunąłem się tak, aby było mi wygodniej siedzieć.
- Chujowo. - Park westchnął, błądząc wzrokiem w swoim pudełku śniadaniowym, w którym znajdował się jakiś nieznany mi produkt, a obok niego ulubiona rzecz Jimina na śniadanie, czyli pasta z batatów. - Mam zaraz kartkówkę z matmy i nic nie umiem. - stwierdził bez wyrazu.
- Przecież uczyłeś się cały weekend. - napomknąłem, przypominając sobie jeszcze ten widok jego biurka, przepełnionego książkami.
- Co nie znaczy, że coś umiem. - odparł, wzdychając ciężko i opierając się na dłoniach. - Dostanę szlaban i mama nie da mi kieszonkowego. A chciałem kupić mgiełkę truskawkową... - warga mu zadrżała, a on sam skruszył się, patrząc na mnie bokiem. W pewnym momencie poruszył się energicznie, wydając z siebie odgłos, brzmiący 'HY!', po czym przytulił się do mojego ramienia. - Yoongiś... a ty co masz teraz?
Zamyśliłem się na moment, próbując przypomnieć sobie swój plan lekcji.
- Idk, chyba francuski. - zacisnąłem brwi, zastanawiając się jeszcze dla pewności. - No ta, francuski.
- To może zechciałbyś pomóc bratu w potrzebie? - zacisnął dłonie na mojej ręce, patrząc na mnie szczenięcym wzrokiem. - Bym ci wysłał zdjęcia zadań i byś mi szybko zrobił?
Westchnąłem, nie będąc fanem takich rozwiązań, o czym Jimin wiedział. Sam nie byłem jakimś geniuszem z matmy, ale rozszerzałem ją, co już dawało mi pewien rodzaj przewagi nad Parkiem jeśli chodzi o zdolności do tego przedmiotu. Nie mniej jednak, koncentrując się na ściąganiu. Jak najbardziej jestem za, jeśli mówimy o przedmiocie, na który można się wyjebać. Ale chcąc nie chcąc, głupek musi zdać matmę na egzaminach, a tam nie będzie mnie do pomocy.
- Z czego ty masz tą kartkówkę? - zapytałem od początku niechętny.
- Funkcja kwadratowa.
- Serio, Jimin? Funkcja kwadratowa? Przecież to najprostsza rzecz na matmie. - uniosłem jedną brew z pewnego rodzaju podziwem dla jego nieumiejętnosci.
- Powiedział co wiedział matfiz jebany, kurwa. - założył ręce na krzyż. - Podczas gdy ja jestem...
- Spierdolony. - zaśmiałem się, wywołując też śmiech u Jina, na co Jimin jedynie opuścił szczękę oburzony. - No dobra, wyślij te zadania to ci je zrobię. - machnąłem ręką.
- KOCHAM CIĘ, YOONGI. RATUJESZ MI DUPĘ! - znowu się na mnie rzucił, ale tym razem przytulając szczelnie.
- A na weekend przyjdę do ciebie i ci to wytłumaczę, młotku. - poklepałem go po głowie, kiedy zadzwonił dzwonek.
- Taaaaa... to ja wywalę Jihyeon i zrobimy sobie męski wieczór, bo mam nowe maseczki. - dopowiedział, zabierając swoje rzeczy i wstając pospiesznie. - No przystojniaki, to za ojczyznę. - zasalutował nam, po czym odbiegł, podczas gdy ja i Seokjin dopiero zaczynaliśmy się podnosić.
- Yoongi, a... - zaczął, przerywając mój marsz, kiedy zacząłem już powoli odchodzić w stronę wyjścia. - ...miałbyś może w tym tygodniu czas i ochotę wyskoczyć ze mną na zakupy? Bal grudniowy za pasem, a ja wciąż nie mam garnituru. - westchnął, widocznie niepocieszony tym faktem.
Zaśmiałem się krótko, już sobie wyobrażając to, jak mu doradzam, z moim cudownym gustem i jeszcze lepszą orientacją w tym, co teraz jest, a co nie jest modne.
- Jin, słuchaj stary, ja z chęcią, czas też znajdę bez większych problemów. - wzruszyłem ramionami, właściwie już się zgadzając. Nie miałem żadnego powodu, żeby nie pójść z Kimem na zakupy, szczególnie że lubiłem jego obecność i to bardzo. No może jakbym się miał czegoś doczepić to chyba tylko tego, że zakupy brzmią dla mnie jak obietnica śmierci, ale jak to mówią: yolo. - Tyle że muszę cię uprzedzić, że jestem chyba najgorszą osobą w doradzaniu w co się ubrać. - dodałem na wpół śmiechem, na wpół poważnie.
Oj ile to już razy zostałem podsumowany, a następnie skrytykowany przez moją mamę oraz Jimina za to, że wyglądam jak [uwaga kompilacja wyzwisk]: manekin z zeszłego sezonu, bezdomny, dziecko specjalnej troski, pierwszy lepszy wsiur, tandetna podróba lat 60tych, czy też nawet jak Min Yoongi. Tak, moja osoba stała się poniekąd wzorem bezguścia. Czy mi to przeszkadzało? Jakoś niespecjalnie.
- To nic, to nic. - machnął dłonią, uśmiechając się wesoło, przy czym przymknął oczy. - Poza tym i tak liczy się bardziej towarzystwo, co nie?
No niby tak, ale w sumie jeśli głównym powodem tego wyjścia miał się stać zakup garnituru to można polemizować co do tego, jaka kwestia jest tą wiodącą.
- Chyba masz rację. - napomknąłem, kiedy obaj zbliżyliśmy się już do wyjścia ze stołówki.
- To co? Dzisiaj? Może być? - zapytał najszybciej chyba jak się dało, po czym spojrzał na mnie miłym i entuzjastycznym wzrokiem.
- Wow, już dzisiaj? Tak od razu?
- Znaczy nie od razu po szkole. Jakoś tak o 17 może? Podjechałbym po ciebie. - zmarszczyłem na to brwi, bo umawianie się to jedno, ale na jeszcze ten sam dzień? Może miałem już plany? Znaczy... nie miałem. Ale mogłem mieć. Nie mniej jednak co innego zaprosić kogoś na szamkę jeszcze na ten sam dzień, a co innego na kilkugodzinne zakupy w poszukiwaniu czegoś tak, mimo wszystko, ważnego jak garnitur na nasz ostatni bal grudniowy. - PROSZĘ YOONGI, PROSZĘ! - złapał mnie za ramiona, potrząsając mną i korząc się.
- No... - zrobiłem sobie w głowie szybki rachunek dzisiejszych zajęć. Lekcje kończą się o 14:20, później obiecałem pójść z Namjoonem do biblioteki, ale nie zejdzie nam więcej niż 30 minut na pewno. W końcu, ile można siedzieć w bibliotece? Dlatego uznałem, że na 17 spokojnie byłbym naszykowany i najedzony, czyli innymi słowy: gotów. - ...okeja. Jak już wspominałem: nie mam zdolności co do wybierania stylizacji, ale postaram się pomóc najlepiej jak tylko będę potrafił. - uśmiechnąłem się.
Seokjin tylko podzielił mój wyraz, po czym przytulił mnie delikatnie, wzdychając zaraz po tym.
- Dziękuję, Yoongi, jesteś prawdziwym przyjacielem.
A ja stałem tak, z twarzą przyciśniętą do jego klatki piersiowej. Jin to wysoki gość, don't mind me.
- S'il vous plaît. - odpowiedziałem, używając moich boskich umiejętności z francuskiego.
- Co? - Jin odsunął się, patrząc na mnie z zaciśniętymi brwiami.
- To znaczy 'proszę' po francusku. - wyjaśniłem.
- Znaczy ja wiem co to znaczy, ale tego się nie używa w takim kontekście. Właściwie to...
- Okej, dalej przytulanie i dość psucia chwili. - oświadczyłem, na co Kim poklepał mnie po ramieniu, śmiejąc się.
***
- Nam, właściwie to czego my tu szukamy? - chodziłem bezcelowo pomiędzy tymi wszystkimi regałami, nie wiedząc nawet za czym mam się oglądać.
- No... takiej eee... zielonej książki. - powiedział z dziwnie niepewnym co do tego tonem.
- Zielonej książki? - rozejrzałem się pospiesznie po bibliotece i na szybko policzyłem ile tam takich może być. I stosunek zielonych książek do reszt kolorów miał się w bibliotece jak 8 do 2. - Ale jakiej zielonej? O czym?
- No Yoongi no... takiej zielonej.
- Zielonej. - rozszerzyłem oczy. - A takiej ciemnej zielonej, czy jasnej?
- No jakoś tak właśnie. - odparł, znikając mi zaraz gdzieś za regałami. Na co westchnąłem kolejny raz, w dalszym ciągu nie mając pojęcia czego szukać. - A ten tak przy okazji jak już szukamy tej książki, Yoongs to ten... może powiesz co tam u no... Seokjina, co tam u niego?
Aha! Więc to jest ta 'książka'! Uśmiechnąłem się nieporadnie, udając już wtedy, że przeglądam biblioteczne zbiory.
- U Seokjina, huh? Raczej wszystko w porządku. Nie skarży się. - wzruszyłem ramionami. - A co? - wychyliłem się zza półki, patrząc na niego.
- A nic nic, wiesz, tak tylko się pytam z ciekawości. - wydął usta, nie zdejmując wzroku znad literatury. - A tak w ogóle to...
- ...wiesz z kim Namjoon idzie na bal? - Seokjin przeglądał właśnie krawaty, unosząc delikatnie brwi, kiedy zadał to pytanie.
- Czy wiem z kim Namjoon idzie na bal? - siedziałem za nim, na takiej czarnej pufie na samym środku sklepu, kiedy jego palce po kolei przemierzały materiałowe wstęgi.
- Ta, no wiesz, kogo zaprasza, o ile w ogóle to robi. - podniósł jeden ze zwisów, po czym przyłożył go do szyi, odwracając się do lusterka.
- Em, nie gadałem z nim o tym, tak szczerze. - wzruszyłem ramionami, zastanawiając się sam na moment, czy król przyprowadza kogoś ze sobą na tak ważne wydarzenie jak bal bożonarodzeniowy. No Olivia raczej odpadała, a biorąc pod uwagę to, czego się w ostatnim czasie dowiedziałem to chyba mogłem wnioskować, że Namjoon zwyczajnie pójdzie sam.
- Ouh, okej. - odwiesił ozdobę na miejsce, po czym zabrał się za przeglądanie koszul tym razem. - Myślałem o zwykłej białej koszuli, czarnym garniturze w jakimś nietypowym kroju i jakimś krawacie w biało-czarne wzorki. Chociaż moja mama zaproponowała mi własny projekt smokingu. - powiedział chyba bardziej do siebie niż do mnie, cały czas przeglądając kolejne opakowania. - Namjoon pewnie przyjdzie w jakimś zwyczajnym garniaku. - parsknął niemalże. - A i tak zabije wszystkich swoim wyglądem. - dodał ciszej, ale na tyle, żebym usłyszał.
- Namjoon, czy ty... coś myślałeś, żeby w kierunku Jina...
- Nieeeeeeee. Nie, nie, nie. - zaśmiał się nerwowo, podnosząc jedną z książek, po czym otworzył ją na pierwszej stronie. - W życiu, w ogóle... nie, nie z nim. Znaczy wiesz no... ostatnia rozmowa była taka trochę... byłem zmęczony, gadałem głupoty. - machnął ręką, kiedy już odłożył literaturę na miejsce. - Nic mnie do niego już nie ciągnie. Szczególnie po tej ostatniej dramie, którą urządził na sali. Pieprzony awanturnik, z igły widły robi, byle tylko coś się działo.
- Yhym... - westchnąłem, widząc już sposób jak pociągnąć go za język. - Czyli to dobrze, że sobie kogoś znalazł?
Jakaś książka upadła na ziemię, po czym nastąpiła chwila ciszy, żeby zaraz po tym zza półki wychylił się Kim z zaciśniętymi brwiami.
- Jak to 'znalazł'?
- Ale ty jesteś dla niego gejem, Jin.
- Ależ Yoongi, oczywiście, że nie! Słuchaj kochanie, ten cały Namjoon to już przeszłość. C'est la passé, mon cher. That's the past, honey. Nae salang gwageo ya. Es ist die Vergangenheit, mein lieber. - odpowiedział, a mnie oprócz jego umiejętności językowych zmiótł fakt tego, jak dobrze umiał kłamać. - Namjoon kto?
- Chyba ten sam, którego zdjęcia chowasz między książkami. - uniosłem jedną brew, siadając jak ktoś kto właśnie ocenia Kim Seokjina.
Zapadła cisza na kilka niezręcznych dość chwil, podczas których Jin stał tylko i nie ruszał się nawet więcej, żeby zaraz po tym obrócić się do mnie promiennie z różową koszulą w dłoniach.
- A jak mi w łososiowym? - zapytał ni z gruszki, ni z pietruszki.
- No żartuję. - westchnąłem. - Jin nikogo nie ma, a ty jesteś whipped. - zaśmiałem się, powracając zaraz do przeczesywania kolejnych zbiorów, próbując znaleźć 'tej zielonej'. - Namjoon, my wcale nie szukamy książki, co nie? - zapytałem, orientując się, po co tam tak właściwie jesteśmy.
- Szukamy! - odkrzyknął niemalże, spoglądając na szybko na półkę, żeby sięgnąć po jakieś przypadkowe dzieło. - O tej!
- 'Tajniki kobiecości'? - przeczytałem głośno złoty tytuł, pod którym znajdowała się wagina zrobiona z płatków róż.
- Bo... to dla mojej mamy? - zapytał bardziej, spoglądając niepewnie w moje oczy. - Proszę kup tą ściemę i zakończmy tą rozmowę. - uśmiechnął się nieporadnie.
Wzruszyłem ramionami, poddając się jego prośbie, po czym machnąłem dłonią, cmokając jeszcze językiem.
- To bierz te 'Tajniki kobiecości' i nogi za pas. - szturchnąłem go w ramię, kierując się do biurka bibliotekarki.
- Poza tym, ja nawet nie jestem gejem. - stwierdził naprędce Seokjin, wpisując pin do karty.
- Powiedział gość, który posługuje się takimi słowami jak 'łososiowy'. - dodałem pod nosem.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top