[29]
Przeglądanie instagrama wydawało się lepszą alternatywą spędzenia całych dwóch godzin siedzenia na dupie, aniżeli oglądanie tych wszystkich akrobacji naszych cheerleaderek. Pewnie teraz byłbym już sobie wesoło w domku, jedząc obiad, czy też oglądając jakieś głupoty, ale tuż przed wyjściem ze szkoły zostałem dosłownie zaatakowany przez Alex, która tonem nieznoszącym sprzeciwu wręcz nakazała mi udać się z nią na salę, gdzie ona i reszta składu miały właśnie trening. No i fakt, przez jakiś czas fajnie było oglądać rozciągające się dziewczyny, które nawet jeśli nie miały teraz na sobie oficjalnych strojów to i tak wyglądały nieziemsko, ale po jakimś czasie, kiedy powtarzały układ po raz setny, czułem jak ciężkie stają się moje powieki. Stąd też chwyciłem do ręki telefon, na którym Alleluja tego dnia miałem jeszcze ponad 40% baterii, dzięki czemu jako tako tam nie spałem.
Komórka na jakiś czas faktycznie stanowi dobre źródło rozrywki, ale i to się po prostu nudzi. Klikanie w kolejne zdjęcie, czy też filmik, na którym pokazane jest jak idealnie oblać ciasto polewą. Dlatego naprawdę był taki moment, w którym miałem sobie ot tak wyjść, a później zrzucić to przed Alex na 'coś mi wypadło', ale właśnie wtedy podszedł do mnie woźny, jako że byłem jedyną osobą na widowni i zapytał, czy na kogoś czekam, a kiedy odpowiedziałem mu, wskazując zaraz po tym na moją dziewczynę, ten uśmiechnął się do mnie prosząco, po czym zapytał, czy po treningu zamknę salę, wręczając mi przy tym pęk kluczy. Nawet nie zdążyłem jakoś odpowiedzieć, bo już czmychnął co sił w nogach, spieprzając tak, jak ja powinienem przed Alex i jej 'chodź obejrzeć mój trening, misiu'.
Niejako potrafiłem znaleźć sobie inne zajęcie, bo w tym samym czasie na drugiej połowie sali ćwiczyli także koszykarze, przez co mogłem co jakiś czas uśmiechać się do Namjoona, kiedy przypadkowo łapaliśmy kontakt wzrokowy, z tym że chłopak bardziej przejmował się grą, co jest oczywiście zrozumiałe. Każdy wiedział, że Kim dość mocno przypatruje się miejscu kapitana drużyny, z tym że w ostatnim roku przejmowanie tego stanowiska jest nie tyle trudne co bez sensu, bo miejsce to przejmowane jest przez kogoś z młodszej klasy, jako że nasz rocznik wychodzi ze szkoły. To było takie niespełnione marzenie, ale według mnie było ono niczym w porównaniu z tym, co usłyszeli koszykarze po ostatnim wygranym meczu. Wiadomo jak to jest z werbowaniem sportowców. Każda drużyna chce mieć najlepszych graczy, to chyba logiczne. A sport jest taką dyscyplinę, w której najlepiej jest być wyćwiczonym, zahartowanym, a przede wszystkim - młodym.
Na rozgrywki międzyszkolne, szczególnie kiedy są to ważniejsze wydarzenia, bardzo często przyjeżdzają jakieś ważniaki, szukające wśród uczniów przyszłych gwiazd sportowych. Namjoon marzył o byciu kapitanem szkolnej drużyny, ale było to dnem w porównaniu do tego, co czułby, stojąc wśród zawodowych graczy ligi NBA. Były to co prawda tylko pogłoski, ale podobno jakiś koleś z Harvardu był tam wtedy i ponoć nawet zachwycił się umiejętnościami niektórych naszych koszykarzy. Gdyby Namjoon był jednym z tych graczy, miałby murowaną przyszłość jeśli chodzi o sport. To niesamowita szansa, a jednocześnie powód do ogromnej dumy.
I jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie na salę wpadł widocznie wściekły Seokjin, tupiąc z całej siły podwyższonymi lekko podeszwami o podłogę i kierując się w stronę treningu koszykarzy właśnie.
- Ty frędzlu niemyty! Jak z tobą skończę to nawet pół skarpetki ci nie zostanie! - zatrzymał się jakiś metr przed Namjoonem, grożąc mu palcem.
Nie trzeba być wróżbitą, żeby stwierdzić o tym, że oba odbywające się wtedy treningi zostały przerwane, a agresywny, że tak to ujmę, nastrój oblał całą salę i wszystkie osoby, które się w niej znajdowały. A ja odłożyłem telefon, znajdując sobie zajęcie w postaci obserwowania widowiska. I tak jakoś nie wiedziałem co mam wtedy robić.
- Jak chcesz mnie obrażać to rób to chociaż porządnie, atencyjny durniu. - Namjoon parsknął, widocznie nie przejmując się ani trochę tym, co też mówił Jin. - I weź stąd spadaj, bo całe boisko przesiąknie nam zaraz twoją wodą kolońską 'Różane iskry tęczowej krainy twinków'. - uniosłem brwi, wyczuwając naprawdę ładny pocisk.
No ale zaraz oprzytomniałem, przypominając sobie po pierwsze: że to moi przyjaciele, oraz po drugie: że obaj czuli do siebie uczucie tak samo silne jak nienawiść, ale całkiem przy tym inne.
- Ja przynajmniej nie ociekam potem jak ostatni łach, którym jesteś! - zacisnął ręce w pięści, morderczym wzrokiem lustrując Joona. To był ten moment, w którym wstałem lekko, bo zaczęło się robić groźne i chyba miałem dobre przeczucie. - Jak mogłeś zgłosić się do wyborów na króla balu?! Wiedziałeś jak ważne to dla mnie jest, kurwa!
- Kim, folguj... - zaczął trener, jedyny obecny tam pedagog, ale Jina to nijak nie powstrzymało, przed rzuceniem w Namjoona trzymaną torebką.
- Jeb się! Jeb się, jeb się, jeb się! - dodał jeszcze, zaczynając zaraz po tym uderzać w klatkę Namjoona pięściami. Ogólnie nie wyglądało to przyjemnie jakoś, dlatego zanim któryś by któregoś zabił wkroczyłem ja, podbiegając do nich i piorunując obu srogim spojrzeniem.
- Chłopaki... - na początku starałem się być miły, kiedy wypowiadając to słowo nie użyłem w nim ani krzty negatywnego albo złego tonu. Ale widząc, że kompletnie mnie zlali, dalej się szarpiąc, czy też Jin próbując bić Namjoona i Namjoon, który przytrzymywał go za nadgarstki, nie pozostawało mi nic innego jak odpalić tryb: wściekły Yoongi. - NO GORZEJ Z WAMI NIŻ Z GŁUCHYM KOTEM MOJEJ SĄSIADKI, DO CHUJA! - wykrzyknąłem, tak że wszyscy się przerazili. Nawet ja w jakimś stopniu. - Zamiast spokojnie pogadać to zachowujecie się jak ostatnia dzieciarnia! Obaj macie sobie dużo do powiedzenia i albo to w końcu zrobicie, albo przez was wyłysieję, a jak już się to stanie to z zawiści przyjdę w nocy do każdego z was i ogolę wam nie tylko włosy, ale i brwi! A teraz ogarnąć dupy, albo obu za uszy wytargam!
Przez chwilę patrzyli się na mnie wystraszeni, nie będąc widocznie w stanie nic zrobić. Chwila minęła, zanim Namjoon puścił dłonie Seokjina, a ten opuścił je wzdłuż ciała, wciąż wpatrując się we mnie jak w ducha. Rozejrzałem się po wszystkich, czując dalej jak na czole pulsuje mi ta jedna żyłka, która towarzyszyła każdemu mojemu atakowi agresji, po czym westchnąłem, uspokajając się i zwyczajnie wyszedłem.
Tamtego dnia zyskałem więcej szacunku od cheerleaderek i sportowców, oraz pęk kluczy, który zapomniałem oddać.
***
W piątek nie miałem co robić tak właściwie, co nie jest może jakąś nowością, ale patrzyłem tak na tym nieszczęsnym angielskim na Taehyunga i w sumie to zauważyłem, że zrobił się jakiś bardziej wycofany. No o ile można tak powiedzieć o jego osobie, bo on serio, był typem człowieka, który dałby się oblać jakimś mocnym kwasem, byle tylko nie musieć przebywać wśród ludzi dłużej, niż to niezbędne. I z tego też powodu, a właściwie z dwóch, bo raz to tęsknota trochę za wspólnym posiedzeniem ot tak, a dwa - podejrzane zachowanie Taehyunga, szturchnąłem go na lekcji, przerywając mu tym randkę z oknem, na które nieprzerwanie patrzył.
- Hej Tae, może wpadnę dzisiaj do ciebie? Pokażesz mi jakieś nowe anime, czy coś. Zamówimy pizzę może. Co ty na to? - uśmiechnąłem się, pochylając głowę, żeby lepiej na niego spojrzeć.
Taehyung delikatnie przekręcił twarz, spoglądając na mnie z lekkim zdziwieniem. Zatrzepotał dwa razy rzęsami, więc pewnie przetwarzał sobie moje słowa. Kim miał takie zastoje i to nawet dość często, także po prostu cierpliwie czekałem, aż załapie kontekst.
-A. - westchnął, wzruszając ramionami. - No spoko.
***
I w sumie lekcje zleciały dość szybko, co mnie bardzo ucieszyło, bo samo w sobie siedzenie w szkole obniża mój nastrój o jakieś 12%. A lepiej mieć 12% w garści, niż głupio z nich zrezygnować, dlatego wychodziłem z budynku skocznym niemalże krokiem, ale zanim jeszcze przekroczyłem jego mury zatrzymałem się, śmiejąc pod nosem z plakatu klubu fizycznego, który wisiał obok drzwi. Była tam godzina, dzień i sala, w której zajęcia się odbywają, a na samym środku ogromny atom, zgaduję, że wodoru, ale nie bijcie mnie jeśli tak nie było.
Właściwie to ta informacja pewnie jakoś tak by po mnie spłynęła, gdyby nie fakt tego, że zarówno dzień, jak i godzina spotkań klubu fizycznego gryzła się z treningami cheerleaderek, będąc po prostu w tym samym czasie. Nie potrzebowałem więcej argumentów.
Napisałem szybko do Taehyunga, żeby jechał do siebie, a ja wezmę następny autobus, który przyjeżdżał za jakieś 15 minut, i do niego dołączę. Wtedy też czym prędzej pognałem do gabinetu profesora Brooke'a, cicho licząc na to, że ten fanatyk jeszcze nie zdążył uciec do domu, licząc jakieś zadania, czy cokolwiek innego.
I nie myliłem się. Zasapany stanąłem w drzwiach jego sali, obserwując jak mężczyzna podpina właśnie amperomierz do otwartego wciąż układu, w którym zapewne miał za chwilę popłynąć prąd z takiego, czy innego źródła.
- Min Yoongi. - momentalnie przestał, widząc mnie, przy czym uśmiechnął się szeroko, poprawiając te swoje mądre okulary. - Mój ulubiony uczeń. - skrzyżował ręce, kiwając na mnie głową.
- Dzień dobry, profesorze. Ja w sprawie kółka fizycznego. - odparłem miłym tonem.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top