[27]
Obiecałem sobie, że będę unikać domu Jeona jak ognia, a tymczasem nie minęły 2 dni od jego wiadomości, a już zdążył mnie do siebie zaprosić, żeby pogadać, jak to on ujął - na spokojnie. Mentalnie uderzałem się w pierś i kilka nawet niemiłych słów do siebie wystosowałem, ale jak zwykle nie skończyło się to niczym więcej jak prostym stwierdzeniem - będzie, co ma być.
Zadzwoniłem do domofonu, chwilę czekając, aż ktoś do niego podejdzie, żeby jeszcze po kolejnych paru sekundach poprosić mnie o godność, a następnie otworzyć furtkę, przez którą wszedłem już na teren całej tej posesji. Znowu przemierzyłem drogę do drzwi, mijając przy tym fontannę i idealnie wypielęgnowany ogródek, świecący zielenią nawet mimo późnej jesieni. I w końcu stanąłem tuż przy wrotach tego pałacu, widząc tylko jak wrota otwierają się przed moją twarzą, a zaraz obok widnieje lokaj, uśmiechający się do mnie pogodnie, a zarazem z powagą.
- Czy mogę zabrać pańską kurtkę? - zatrzymałem się, patrząc na niego z zakłopotaniem, ale tylko takim chwilowym, bo zaraz później ogarnąłem się, faktycznie zrzucając z siebie bomberkę, którą podałem mu bez wahania. Widziałem jeszcze jak otwiera usta, żeby coś dodać, ale wtedy obok schodów pojawiła się męska sylwetka, której do tej pory nie znałem.
- Min Yoongi. - obaj z lokajem spojrzeliśmy w kierunku, z którego głos dochodził, zawieszając wzrok na jego sprawcy. Gość uśmiechał się pewnie i miło, wpatrując we mnie w jakimś stopniu przyjaźnie. A w każdym razie tak, że czuło się ciepło emanujące od mężczyzny.
Miał ciemne włosy, lekko zaczesane i na pewno obcięte dość krótko, bo po bokach dostrzegłem nawet coś w rodzaju wygolenia, stopniowo wpadającego w chmarę czarnych kosmyków. Z twarzy wyglądał na jakieś 45 lat, ale ogólnie to kłamałbym, gdybym nie powiedział, że widziałem w nim takiego zwykłego gościa w wieku średnim. Wręcz przeciwnie, bo mimo, że miał garnitur to dobrze dostrzegalne były jego mięśnie, które zdawały się chcieć przebić przez materiał ubrania. A wracając do twarzy. Był przystojny i to nawet bardzo, szczególnie z tym uśmiechem, który był chyba jedynym elementem, jaki mogłem odjąć od wizji Jungkooka za jakieś 30 lat. Oprócz tego kropla w kroplę wyglądali jak kolejny manewr 'kopiuj wklej', wykonany na jakimś Wordzie.
- Mój syn wspominał, że nas dzisiaj odwiedzisz. - westchnął wciąż miłym tonem [o ile można to tak nazwać], po czym skinął do pracownika, a do mnie poszedł, kiedy to lokaj odchodził z moją kurtką. - Przyjaźnicie się, prawda?
Odpowiedź na to była chyba trochę bardziej złożona, niż zwykłe 'tak' lub 'nie'. Ale przecież nie wypadało teraz, przy ojcu Jungkooka, rozklejać się nad tym, jak to uprawiał seks z Jiminem, czyli moim najlepszym przyjacielem, żeby później płakać mi nad kawą, że się w nim zakochał, zaraz po tym jak potraktował go jak laleczkę. Dlatego ograniczyłem się jednak do tego...
- Tak. - zaśmiałem się trochę nerwowo, ale i przy tym z jakąś tam dozą pozytywności, żeby to sobie pan Jeon nie pomyślał, że jestem jakimś dziwakiem. Bo nawet jeśli nim byłem, to zawsze mogłem sprawiać wrażenie normalnego, a to z kolei było moje hobby. - Od nie tak dawna właściwie, ale tak, Jungkook jest w porządku.
- Cóż, nie chciałbym zabrzmieć narcystycznie, ale to prawda. - oparł się o statuetkę, stojącą obok wgłębienia w ścianie, zapewne wystosowanego specjalnie na nią. Bogacze się nie pierdolą w tangu. - Jungkook jest bardzo dojrzałym, jak na swój, mimo wszystko młody, wiek, mężczyzną. Inteligentnym, nietuzinkowym i przystojnym. A do tego jest dobrym człowiekiem. Jestem naprawdę dumny z mojego syna.
- To nic dziwnego. W końcu to pana dziecko. - wzruszyłem ramionami. Dziwna nam się rozmowa rozwinęła jak na pierwszy raz, muszę przyznać, ale z jednej strony byłem z takiego obrotu spraw zadowolony. Bo mogłem teraz w jakiś sposób pomóc naszemu księciu albo chociaż spróbować. - Rodzic zawsze widzi w swoim dziecku te najlepsze rzeczy, bo choć naprawdę Jungkook jest udany, to trzeba przyznać, to przecież w życiu nie chodzi o to, żeby spełniać wszystkie wymagania, a jedynie odnaleźć siebie i spełniać się najbardziej jak to możliwe. - dodałem bez ogródek, ale wciąż starając się zmieścić w tym takim punkcie, który mówi 'stop, ta dyskusja zmierza w złym kierunku'. Tym razem udało się nie przekroczyć granicy.
Gość uśmiechnął się, parskając lekko śmiechem, ale takim widocznie zadowolonym, aniżeli prześmiewczym, po czym klepnął mnie w ramię, uśmiechając jeszcze się zaraz po tym wyraźnie.
- Z ciebie też jest mądry chłopak, Yoongi. - stwierdził, zaraz po tym odsuwając się i wskazując mi dłonią kierunek schodów. - Nie będę wam już czasu zabierał. Jungkook jest u siebie, trafisz sam?
- Postaram się. - odparłem wzruszając ramionami, a na koniec obdarowałem go jeszcze rzadkim widokiem moich ząbków, żeby zaraz znaleźć się na pierwszych stopniach, po których rozpocząłem wędrówkę do pokoju młodszego Jeona.
I mimo, że w jego chacie można by było sieć poczty założyć, to przemierzyłem całą tą odległość dość szybko, już chwilę później pukając do jego drzwi, które otworzył właściwie od razu.
- Hejka, Yoongi. Proszę, wejdź. - ustąpił mi miejsca, samemu ustawiając się bokiem do mnie, czym przepuścił moją osobę w futrynie. - Dzięki, że wpadłeś. Jesteś może głodny? Albo chcesz coś do picia?
- Wolałbym dowiedzieć się o co chodzi. - stwierdziłem w miarę poważnie, ale wciąż z empatią w głosie. - Trochę się zdziwiłem, jak napisałeś, bo myślałem, że...
- Wiem... znowu ci truję dupę swoimi problemami. Ale tylko ty wiesz o mnie... tyle.
Truciem dupy bym tego nie ochrzcił na pewno. Fakt, może i nie znałem się z Jeonem na tyle, żeby być jego doradcą życiowym, którym się w ostatnim czasie stałem, ale nie umiałem go ot tak zostawić z tym wszystkim samego. Otworzył się przede mną i, może to głupie, ale czułem przez to jakieś zobowiązanie, a do tego wręcz chęć pomocy mu. Wcześniej tego nie dostrzegałem, ale kiedy Jungkook się uśmiechał to jego usta wyrażały pełnię szczęścia, podczas gdy oczy były smutne. I możliwe, że musiałem poznać jego historię, żeby to zauważyć.
- Przyjaźnimy się, co nie? - wzruszyłem ramionami, pozwalając sobie usiąść na jego łóżku bez pytania, czując przez to niebo pod tyłkiem. Serio, to było przeżycie istnie cudowne, spełniające i nawet nie wiedziałem jak bardzo tego potrzebowałem. Trochę jak masturbacja po kilku dniach przerwy.
- Tak, właśnie. Ty jesteś prawdziwy. - Jungkook przerwał mój romans z jego materacem, samemu opierając się o szafkę, po czym westchnął głęboko. Chwilę obaj trwaliśmy w ciszy, ale nie przerywałem jej, widząc jak Jeon zbiera się w sobie, żeby coś powiedzieć. I opłacało się czekać. - Zerwałem z Jess. - a mnie z lekka wryło w grunt.
Zamrugałem kilkakrotnie, nie spodziewając się takiej informacji totalnie, do kwadratu, że tak powiem. Dobra, Jungkook jest gejem, przyjąłem to do wiadomości, PONOĆ coś czuje do Jimina i wstydzi się tego, jaki jest. Ale żeby zerwał z Jessicą? Przecież to będzie szkolna drama roku. Po korytarzach rozchodziły się już plotki o tym, że to oni zostaną parą królewską na balu grudniowym. A tu taka niespodzianka.
- Wow. Czekaj... zapytałbym dlaczego, ale... nie no, w chuj: dlaczego? - w pierwszym momencie pomyślałem o jego orientacji i całym tym gównie, które jego brak akceptacji wywołał. Ale przecież Jeon wiedział, że jest homo już od dawna najwidoczniej, a jakoś nic z tym nie robił. W dodatku z Jess zaczął się spotykać kilka miesięcy temu, co trochę mnie brzydziło, ale głównie z niewiedzy, bo nie miałem pojęcia, dlaczego wciąga dziewczynę w związek bez przyszłości. Chyba że planował zrobić sobie z niej przykrywkę do końca życia. A teraz to zerwanie. Stąd moje 'dlaczego'.
- Nie umiałem tak... to mnie... Yoongi no, cholera. - przeszedł kilka kroków, opierając zaraz po tym dłoń na krześle, a sam spojrzał za okno, marszcząc brwi znacznie. Żeby za chwilę rzucić niewyraźnie spojrzenie w moim kierunku. - Ja wiem, że nikt mnie nie pchał na siłę do związku, ale wciąż nadszedł moment, w którym czułem do niej jedynie odruch wymiotny. Źle mi z tym co teraz mówię i też źle mi z tym uczuciem, ale po Jess było widać, że ona potrzebuje częstej bliskości i dużo uwagi. Dawałem jej to, bo nie umiałem jej odmówić niczego, nie chciałem, żeby ponosiła odpowiedzialność za moje głupie decyzje. Wkręciła się w to wszystko, dla niej to już nie był o taki o związek, ale coś więcej. Często się chciała przytulać, całować. - przymrużył oczy, widocznie ciężko teraz mówiąc. Widziałem, jak słowa ledwo przechodziły mu przez gardło, a on sam wolałby zamilczeć w tym momencie. Ale milczenie nigdy nie rozwiązuje problemów. Jungkook nie potrzebował ciszy, bo trwał w niej już za długo, on potrzebował rozmowy. I może nawet nie zrozumienia, ale kogoś, kto go zwyczajnie wysłucha. - Płakałem po każdym stosunku. - dodał na koniec, przygryzając wargę. - Ja wiem, że teraz pewnie pomyślisz, że to wszystko żałosne i bez sensu, bo sam na siebie ściągnąłem taki los, ale widzisz... moi rodzice to czystej krwi Koreańczycy. Na każde ważne święta lecimy do Korei, żeby spędzać je tak, jak należy. Z rodziną, pośród wszystkich tych rytuałów powielanych od pokoleń. Dla nich tradycje to rzecz święta. Gdyby się dowiedzieli, że ich jedyny syn nie da im wnuków... serca by im chyba pękły. - w tych słowach też zawierał się niesamowity trud, jaki mu towarzyszył. - Jess... zerwałem z nią wczoraj... zaraz po tym mi powiedziała, że mnie kocha. - westchnął. - Yoongi... jak złym człowiekiem jestem? - teraz to już jego wzrok był wręcz beznadziejny.
Ja też westchnąłem, naprawdę nie spodziewając się takiego nawału informacji. W tamtej chwili nie wiem kogo było mi żal bardziej. Jimina, bo jego miłość najpierw go wykorzystała, a później odrzuciła, jako że Park przecież nigdy nie poznał prawdy. Jess, bo zakochała się w kimś, od kogo nigdy nie otrzyma tego samego uczucia. Czy może Jungkooka, który zwyczajnie się w tym wszystkim pogubił, rezygnując ze swojego szczęścia na rzecz wszystkich wokół.
On po prostu przestał nadążać za swoim życiem, które stawiało przed nim coraz więcej wyzwań i zmuszało do podejmowania coraz śmielszych decyzji.
I tak, Jeon Jungkook wcale nie był idealny, tak, jak wszyscy [w tym ja do niedawna zresztą] myślą. To zwykły chłopak, tak jak każdy inny, z tym że z ciekawszą sytuacją majątkową. Ale słysząc to, co przed chwilą, miałem pewność, że nie zamieniłbym swojego kieszonkowego w wysokości 15 dolców tygodniowo na borykanie się z tym wszystkim. Bo tak naprawdę jedyną barierą jaką miał to ta jego psychiki. Nawet jeśli rodzice mieliby go za to wydziedziczyć, to przecież to wciąż było jego życie, a nie ich. Chciał zrezygnować z własnej szansy na szczęście dla nich? To takie głupie.
Nie twierdzę nawet, że Jungkook miałby być z Jiminem, ale jeśli faktycznie jest stuprocentowym homoseksualistą to w związku z kobietą nigdy nie poczuje się komfortowo. I on to dobrze wiedział, świadomie się na to decydując. Chyba przejrzał na oczy, bo może po drodze skrzywdził kilka osób, ale co najważniejsze - krzywdził siebie.
- Każdy czasem robi rzeczy, z których później nie jest dumny. - wzruszyłem ramionami, uznając to za coś oczywistego. Mimo to wypowiedzenie tych słów w tamtym momencie było potrzebne. - I nie ma złych, ani dobrych ludzi. Tak uważam. Po prostu... Jimin. - Jungkook poruszył się, pesząc przy tym, bo chyba pomyślał sobie, że znów wracam do tego tematu, ale tym razem Park miał być jedynie przykładem. - Znam go trochę i uwierz mi, to kompletny dureń momentami. No kark bym mu nieraz ukręcił przy samej dupie, żeby się zamknął. - zaśmiałem się, widząc ten jego wyraz twarzy, gdy czasem gadał kompletne pierdoły. - Ale i on ma przebłyski o dziwo. Gadałem z nim kiedyś o tym wszystkim, bo to, że jest gejem chyba cię nie zaskoczy. W każdym razie zapytałem się go wtedy, czy on się czuje z tym wszystkim okej, czy to go nie przytłacza. I wiesz, nie spodziewałem się tego, że jego odpowiedź pozwoli mi spojrzeć inaczej na siebie. Powiedział: Wiesz Yoongi, gdybym miał tak myśleć nad tym, czy to jest okej, czy to nie jest okej, czy mam być homo, czy hetero, to by mi chyba życia nie starczyło, a jestem młody. Jestem taki, a nie inny, po prostu. Nie wiem, urodziłem się taki, na takiego wyrosłem, tak wyglądam, taki jestem, tak się czuję i w cholerę lubię penisy. Ja Jimin, pieprzony w dupę, Park, nie byłbym sobą, gdybym był inny. Jestem szczęśliwy, Yoongi. I chyba za dużo czasu ucieka nam na dążeniu do czegoś, czym nigdy nie będziemy. - wzruszyłem ramionami, wbijając wzrok w podłogę. Pamiętam tą rozmowę tak dobrze, jakbym prowadził ją wczoraj. To było jakoś tak zaraz po oficjalnym wyjściu Jimina z szafy przed ogółem. Bo wiele można Parkowi zarzucić, ale na pewno nie to, że nie akceptuje tego kim jest. Fakt, nie znam większej łamagi i przypału niż on. Czasem zapominał języka w gębie, a bywało, że nawet nad własnym imieniem musiał się zastanowić. Ale Jimin kochał to, kim jest. Nie żeby zaraz był jakimś narcyzem, zupełnie nie. On po prostu czuł się ze sobą okej. Nie zmieniał nic na siłę. Za to należał mu się podziw. - I szczerze myślę, że każdy potrzebuje usłyszeć takie słowa.
Podniosłem wzrok, napotykając zamglone oczy Jeona, który niby patrzył na mnie, ale podświadomie czułem, jak nie patrzy teraz na nic. Nie wiem ile tak trwaliśmy w tej dziwnej ciszy, ale potem Jungkook rozpłakał się jak dziecko, a ja wstałem, żeby go przytulić. I klepałem go tak po plecach, dopiero teraz uświadamiając sobie jak bardzo delikatny jest nasz książę.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top