[26]
- Hoseok! - cudem dotarłem do tej jego rozwalonej wiecznie czupryny, zanim zdążył mi uciec do tramwaju. Skończyło się tak, że to właśnie tramwaj uciekł.
- Jestem zajęty. - stwierdził, wzdychając przy tym, widocznie niezadowolony z mojej obecności. Trudno, miał pecha.
- Przyjaźnisz się z Jiminem. - powiedziałem, zatrzymując się i oddychając jak po zawale. Jak już wspominałem: sport nie jest moją mocną stroną.
- Kurwa co ty nie powiesz. Od kilku lat nawet. - odpowiedział z kolejną dozą nienawistnego sarkazmu, skierowanego w moją stronę. Zrobiło mi się trochę przykro.
- W każdym razie: powołuję się na solidarność penisów, teraz musisz ze mną pogadać. - dodałem, prostując się dumnie j zakładając ręce na krzyż.
Mimo wszystko jego ostatnie zarzuty co do mojej osoby rozeszły się po kościach. To znaczy, ja wiedziałem, że może ostatnio przez lekki update towarzystwa stałem się nieco mniej obecny w życiu swoich przyjaciół, ale wciąż kochałem ich tak samo. Dlatego nie do końca przyjąłem do siebie zarzuty Hoseoka, a już na pewno nie byłem na niego o to zły. Z tym że jak można zauważyć po jego zachowaniu - on chyba wciąż trzymał urazę.
- Kurwa... no dobra, ale tylko dlatego, że szanuję pakty płci. - a ja ucieszyłem się w duchu jak dziecko, bo naprawdę myślałem przez jakiś moment, że Jihyeon robiła mnie w konia tą całą solidarnością penisów. A jednak, no proszę. Chyba źle ją oceniłem.
Bez zbędnego jednak przemyślenia całej istoty, jeszcze do niedawna nieistniejącej dla mnie pewnego rodzaju umowy pomiędzy samcami naszego gatunku, zacząłem temat, który naprawdę wymagał poruszenia.
- Jimin nie chce ze mną gadać. - oznajmiłem, mizerniejąc przy tym. Było mi naprawdę przykro.
Już serio wolałem słyszeć przy uchu jego jęki i podniecanie się fantazjami na temat Jungkooka, nawet ten jego wibrator wydał mi się nagle ciekawą podstawą do rozmowy, byle tylko w ogóle otworzył do mnie usta. Ale od kiedy mnie ostatnio zwyzywał próbowałem do niego zagadać, ale witała mnie perfidna cisza z jego strony. Czasem w akompaniamencie zdegustowanych spojrzeń.
- Ja też nie. - złapał ramię od torby, przewracając oczami. - To koniec tego przesłuchania?
- Hoseok no, to jest poważna sprawa. - zamachnąłem rękoma. Serio martwiłem się o to, co znowu strzeliło Parkowi do tego jego pustego momentami łba. Ostatnio pięknie zaprezentował swoją bad stronę wschodzącej gwiazdy rapu, o ile tak to mogę nazwać. Wolałem, żeby takie coś nie miało miejsca po razu drugi. - Coś się stało i ja nie mam pojęcia o co chodzi. Nawet z jego siostrą gadałem i też nic nie wie. Martwię się o niego.
- Nagle zaczęliśmy cię obchodzić, co? Nagle się nami interesujesz. Nowi koledzy mają cię w dupie, czy jak? - wowow. Poczułem się tym dotknięty i to tak naprawdę.
Bo przecież oni mnie obchodzili cały czas. Miałem teraz też innych znajomych, ale to przecież nie znaczyło, że moi przyjaciele przestali być dla mnie ważni. Bo byli najważniejsi cały czas. A to nowe grono było bardziej takim dodatkowym towarzystwem, jako że nie musiałem mieć tylko jednego. To chyba normalne, że ludzie mają więcej znajomych, a ograniczanie się do jakiejś określonej liczby jest bezsensowne. Z tym że wciąż to Jimin, Hoseok, Taehyung, Namjoon i Seokjin pozostawali tą najbliższą mi ekipą.
- Hosiek no... kocham was przecież. - westchnąłem, wzruszając zaraz po tym ramionami. - Jesteście moimi nierodzonymi braćmi. - właściwie to po tych słowach zamilkłem, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Sprawa z Jiminem wciąż była ważna i niecierpiąca zwłoki, ale w tamtym momencie wydawało mi się, że nie tylko on potrzebuje wsparcia. Przez to wszystko zapomniałem o Hoseoku i o tym co przeżył. Bo nawet jeśli minął już jakiś czas i od początku mówiłem mu co myślę o podłożu tej jego relacji z Taehyungiem to wciąż był Jung. Jedno myślał, drugie mówił, a jeszcze trzecie robił. I wiedziałem, że cierpi, ale dopiero teraz zobaczyłem, że sam sobie nie radzi. W ostatnim czasie naprawdę wydawał się być nie w sosie i to mocno.
Chyba tyle wystarczyło, te dwa zdania, które mimo że były krótkie to pokazywały moje emocje. Nie wiedziałem co prawda dlaczego Hoseok tylko na mnie odbija swoje nerwy, ale w chwili, kiedy dolna warga zaczęła mu drżeć, a on sam zacisnął brwi, to przestało mieć znaczenie.
Pozwoliłem mu się w siebie wtulić, głaszcząc go zaraz po włosach. Czułem jak moja koszulka robi się mokra i szczerze liczyłem na to, że tylko od łez, ale nawet jeśli inne płyny z jego ciała miałyby mnie pokrywać to wtedy nie mogłem mieć mu tego za złe. Przytuliłem go mocniej, przez co musiałem stanąć trochę na palcach, ale była to tylko następna drugorzędowa sprawa. Dawno nie widziałem Hoseoka w takim stanie, on nie płakał prawie nigdy.
- Kocham go, Yoongi. - wydukał niedługo później, składając każdą sylabę niesamowicie nieumiejętnie, przez łamiący każdy wyraz płacz. - Naprawdę go kocham.
***
- Zdjęcie na tarczy z rzutkami? - Jung trzymał w dłoniach kubek kakao, stukając w niego palcami co jakiś czas. - To tak bardzo w jego stylu. - zaśmiał się lekko.
Ja też co prawda uśmiechnąłem się na to, ale tylko dlatego, że wyobraziłem sobie jak Jimin faktycznie rzuca tymi całymi rzutkami w moje zdjęcie i pewnie robi to z całymi pokładami agresji jakie ma w swoim ciele. Przypominało mi to trochę wściekłą kaczkę, która nie dostała chleba. Z tym że mój dobry humor nie trwał długo, bo naprawdę nie miałem pojęcia co z tym wszystkim dalej począć, a nawet od czego zacząć, jako że nie znałem powodu jego złości.
- Na serio nie wiesz o co mu może chodzić? - zapytałem jeszcze raz z miłym tonem, zaplątując ręce ze sobą na stoliku.
- Wybacz stary, ale zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy. Jimin faktycznie miewa ostatnio humorki, przedwczoraj nakryłem go jak wyzywał kran w szkolnym kiblu, a później się rozpłakał i go przepraszał. Ale to niepierwsza taka sytuacja, więc uznałem, że pewnie znowu ktoś kogo lubi odpadł z Top Model, czy coś takiego.
- No ta... nie, tym razem to chyba jednak nie to. - westchnąłem, kwitując tym cały temat. Skoro obaj nie mieliśmy pojęcia to dalsza dyskusja skazana była na śmierć prędzej, czy później, dlatego sam z siebie zacząłem inny temat. - To co... niedługo dzień projektów. - tutaj oczywiście mowa o tych z historii.
- Nom... szczerze mówiąc trudno mi się z nim pracuje tak niezobowiązująco. Ale dajemy radę. Pani Cole stwierdziła, że praca jest dobra, ale coś tam się dojebała o jeden slajd, że warto go rozłożyć na dwa, bo 'poruszyliśmy interesującą kwestię i fajnie by było napisać coś więcej'. Sranie w banie, ale to nie ja ustalam reguły. - wzruszył ramionami. - A jak u ciebie?
- Jak blisko prawdy będę, stwierdzając, że nazwisko 'Jeon' pod prezentacją zrobiło swoje? - zaśmiałem się krótko.
- Patrząc na to, że Jungkook ma jedną z najlepszych średnich w szkole i aspiruje na prawo i to jeszcze na Harvardzie? Faktycznie może mieć lekkie plecy u historyków. - no i z tym nie mogłem się nie zgodzić.
Jedyne co to wzruszyłem głową, zdając sobie sprawę z tego, że Jungkook to jednak był dobry wybór na wspólną pracę, jeśli pod uwagę brać jedynie przysługujący mi za cały projekt stopień. I jakże się zdziwiłem, kiedy zdawaliśmy się wywołać wilka z lasu, bo właśnie w tym samym momencie mój telefon zaświecił, sugerując mi, że dostałem powiadomienie. Od nikogo innego jak Jeona, z prośbą o spotkanie 'w tej sprawie'.
***
Tym razem gra nie wchodziła w grę [badum tsss], jako że konsola Namjoona okupowana była przez jego młodszych braci, którzy dostali jakąś interaktywną grę o opiekowaniu się zwierzątkiem, czy coś w tym stylu. Dlatego zasięgnęliśmy do planu B, jakim było wyjście na pizzę.
Namjoon pożyczył od ojca auto, kiedy zorientowaliśmy się, że zaczęło padać, przez co w pizzerii znaleźliśmy się serio szybko, żeby dostać na stół jedzonko niecałe 15 minut później. Szamaliśmy tak sobie w spokoju, śmiejąc się z jakichś głupot i gadając o jeszcze większych pierdołach, aż w końcu tematy zdały się skończyć, a ja wpadłem na inny, który chyba nie był dobrym wyborem, sądząc po reakcji Kima.
- Co tam u Olivii? - zapytałem zaraz po tym, jak przełknąłem spory kęs.
Namjoon odchrząknął jedynie, momentalnie uciekając wzrokiem ode mnie, przy czym jakby stracił cały zapał do rozmowy. I próbował to nieumiejętnie ukryć za fałszywym uśmiechem, którego chyba tylko ślepy by nie rozpoznał.
- No całkiem... w porządku raczej. - wzruszył ramionami, biorąc powolnego gryza swojego kawałka.
- Bierzesz ją na bal grudniowy? - zamoczyłem ciasto od pizzy w sosie, zaraz znowu zapychając usta.
- Pewnie tak. - znowu wzruszył ramionami.
Widziałem oczywiście niechęć, jaką wywoływały w nim te pytania. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Przecież chodził z Olivią. Dlatego na logikę powinien chcieć o niej mówić. Chyba, że by się pokłócili, czy coś. I wtedy ugryzłem się w język, zdając sprawę, że trafiłem we wrażliwą sferę.
Yoongi, cepie.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top