[24]
Tak więc wchodząc do tej dziwnej kawiarni dla hipsterów czułem się dość nieswojo. Głównie dlatego, że to nie była 'moja' kawiarnia dla cool dzieciaków, do której też zwykłem chodzić z moimi przyjaciółmi. Nie to, żebyśmy byli jakoś specjalnie cool, ale każdy miał tam wstęp wolny, toteż my tak samo.
Już na wejściu zacząłem rozglądać się po lokalu, żeby znaleźć Jeona, gdzieś pośród tego tłumu wąsów i czapek typu luzak roku 2004. I nie było to trudne, bo on jako jedyny nie wyglądał tam jak bezdomny, ale widocznie to spotkanie wywoływało negatywne emocje nie tylko we mnie, bo Jungkook siedział jak na szpilkach, stukając palcami o blat jakby miał parkinsona. I ogólnie to wydało mi się, że gdyby mógł to by najlepiej stamtąd uciekł w pizdu. Dlatego, nie trzymając go już dłużej w napięciu, podszedłem i skinając uprzednio głową usiadłem.
- Hej. - zaczął on, odchrząkając po chwili. - Nie wiedziałem co lubisz, więc zamówiłem ci cappuccino. - uśmiechnął się nerwowo.
- Myślałem, że chcesz o czymś pogadać. - zaznaczyłem sucho. Dla mnie to spotkanie nie było niczym innym jak pewnego rodzaju zlitowaniem się nad nim. Nie chciałem tam wtedy być. - Nie przyszedłem tu pić kawy, Jungkook. Powiedz o co chodzi i już.
Jeon przez chwilę kiwał głową, patrząc mi się prosto w oczy i zagryzając usta, niemalże do krwi. Takie odnosiłem wrażenie, kiedy na niego patrzyłem. I mimo, że moment ten trwał dużej niż powinien, nie pospieszałem go. Czułem, że Jungkook zbiera się w sobie, żeby zacząć. Wtedy wiedziałem, że może nie skończyć się na tej jednej kawie, której i tak nie miałem ochoty pić.
- Wiesz o co chodzi. - westchnął, zaciskając dłonie jeszcze mocniej. Powoli zacząłem czuć dyskomfort, kiedy tak patrzył tym męczeńskim wzrokiem. Czy wiedziałem o co chodzi? Chyba każdy się już domyślił.
- Raczej nie ze mną powinieneś o tym gadać. - wzruszyłem ramionami.
Temat Jimina był oczywistym powodem spotkania już od początku. Z tym że jakoś tak odpierałem to może w pewien sposób. Dlaczego? To akurat proste, samo myślenie o tym sprawiało, że jedynie widok Jeona wywoływał we mnie niesamowite uczucie złości. Nie chciałem, żeby to spotkanie zakończyło się czymś, czym nie powinno. Nasze kontakty zostały z mojej strony ograniczone. Kłótnie, czy też w najgorszym przypadku bójki nie wchodziły w grę dla logicznie myślącego mnie. Ale chyba wszyscy wiedzą, jak działa człowiek z nerwach. Najpierw dochodzi do czynów, dopiero później się nad nimi zastanawiamy.
- Z tym że... tu nie chodzi o Jimina. Znaczy też, ale... - rozejrzał się pobieżnie, po czym powrócił do mojej twarzy. - ...bardziej o mnie.
Teraz się proszę skupić, bo to był ten moment, w którym przestałem rozumieć. Żeby się nie pogubić, podsumuję to wszystko. Koleś omamił mojego najlepszego przyjaciela, uwiódł go, wykorzystał w najgorszy możliwy sposób, dał mu złudną nadzieję na coś więcej, a na koniec potraktował jak śmiecia i to takiego najbardziej niskorzędowego. Po prostu wrzucił do kubła i nawet nie bawił się w niepotrzebną segregację. Jimin trafił na śmietnik. A jego uczucia na pieprzony kompost. Zalegały i gniły, umierając wolniej niż kaktusy na moim parapecie.
A Jeon? Chciał jeszcze gadać o sobie?
Zaśmiałem się.
- Jesteś bezczelny, wiesz? - znowu się zaśmiałem, mając coraz większą ochotę przyłożyć mu w twarz. - Kup sobie psychologa, panie nowobogacki i z nim gadaj o sobie. W tym momencie straciłem do ciebie resztki szacunku. - o ile jakieś jeszcze były.
- Jestem gejem.
Jungkook miał zamknięte oczy. Nie patrzył na mnie, nie oddychał. Po prostu siedział cały spięty, zaciskając wargi, jakby chciał powstrzymać się przed powiedzeniem tego. Ale już to przecież zrobił. Wtedy moja chęć wyjścia zmalała i nie wiem, czy przeważyła ciekawość, czy szok.
- Jessica jakoś nie jest szczególnie męska. - zacisnąłem oczy, kiedy on powoli otworzył te swoje. - A wiesz, geje raczej wolą facetów.
- Mój ojciec. - oświadczył dość tajemniczo, widocznie będąc coraz bardziej niespokojny. Ale samo to hasło wystarczyło, żebym zrozumiał.
Rodzice Jimina w sumie byli w porządku w tej kwestii. To znaczy, Jimin od zawsze był inny. Jeśli można to tak ująć. Pozwalał dziewczynom robić sobie makijaż. Świadomie wybierał towarzystwo płci żeńskiej. Czytał gazety dla nastolatek i oceniał gwiazdorów. Jego rodzina od początku chyba przyzwyczaiła się do takiego zachowania i kiedy powiedział, że jest homo, tak oficjalnie już, jego starzy kiwnęli głową i powiedzieli 'wiemy'. Przez to właśnie rozmowa nie zakończyła się tak jak to często bywa - wściekłością ze strony rodziców, tylko Jimina właśnie. Bo przecież podważyli jego męskość, której i tak nie było. Ale to tylko moje zdanie.
- Nie chcę go zawieść, Yoongi. Dlatego to musi pozostać tajemnicą. Ja po prostu... ukrywanie tego jest cholernie trudne. - westchnął znowu. - Jessica... źle mi z tym, że ją oszukuję. Strasznie źle. Ale ona chce się całować, kochać, a ja? W ogóle... nie. Po prostu muszę się zmuszać.
Nastąpiła chwila ciszy. Nigdy bym nie pomyślał o tym, że cała ta sprawa może wyglądać właśnie tak. Prędzej spodziewałbym się, że usłyszę: 'ojciec pośle mnie do wojska jak to się wyda'. A tu proszę. Jeon z jakiegoś rodzaju szacunku, nie chciał żyć zgodnie ze swoją naturą, można rzec. Nie znałem jego ojca, nie wiedziałem jakim jest człowiekiem, ale za to byłem w stanie zrozumieć jaki ból musi przeżywać Jungkook. Nie mniej jednak to wciąż zapłakana twarz Jimina raniła mnie bardziej niż domniemane przeżycia wielkiego księcia.
- To dlatego ta akcja z Jiminem. - parsknąłem. - Już rozumiem. Znalazłeś sobie odskocznię. - pokręciłem głową. - Szybkie pytanko: wiedziałeś, że on jest w tobie zakochany? Złamałeś mu serce, kutasiarzu jebany. I żadne wytłumaczenie w stylu: 'biedny ja, niezrozumiany gej, nieakceptowany...'
- Myślisz, że nie mam czym pisać? - przerwał mi. Nie zrozumiałem zupełnie o co mu biega, bo cholera, skąd nagle takie coś? Ale dopiero po chwili, kiedy Jeon przyszedł mi z pomocą, to wszystko zaczęło robić się jaśniejsze niż słońce. - Codziennie, na każdej lekcji matematyki, mój piórnik leży w plecaku, wiesz dlaczego? Żebym mógł poprosić Jimina, o pożyczenie długopisu. Każdego dnia, każdego udaję, że taka ze mnie gapa. Byle tylko odwrócić się do niego, spojrzeć w te oczy, chociaż na moment, przypadkowo dotknąć jego dłoni, a później pisać tym długopisem, ciepłym od jego skóry. A na koniec oddać. I nie wiesz nawet ile razy chciałem poruszyć jakiś temat, zaprosić go gdzieś. A teraz to już... piszę swoim długopisem. - westchnął widocznie mizerniejąc. - Wtedy na imprezie, tej u mnie, ja byłem pijany, ale nie upity. Wiedziałem co robię i byłem wszystkiego świadomy, Jimin też. To nie powinno się wydarzyć, ale nie dlatego, że tego nie chciałem, tylko dlatego, że ja z nim nigdy nie będę.
To był moment, w którym pierwszy raz zrozumiałem Jungkooka. I okej, okazało się, że może wcale nie był takim dupkiem. Że może pan idealny był jednak idealny. Chociaż nie, to drugie nie. Bo Jungkook miał problem i to, patrząc z jego perspektywy, dość poważny. I może nie moja była w tym rola, ale wtedy postanowiłem jakoś mu pomóc. Wybaczyć nie miałem co, bo to nie ja tu powinienem wybaczyć, ale jak najbardziej zobaczyłem tą sytuację jego oczyma. Mimo to wciąż uważałem, że wyjaśnienie nie należy się mi.
- Dlaczego nie porozmawiasz o tym z Jiminem? - zwężyłem oczy, przyglądając mu się wyraźniej.
- Yoongi... a co miałbym mu powiedzieć? - odetchnął, wzruszając ramionami. - 'Hej Jimin, zależy mi na tobie, ale nigdy nie będziemy razem'? Przecież to oczywiste, że nie dałby sobie wtedy spokoju. Nie jestem ślepy, wiem, że on coś do mnie czuje. Łatwiej było potraktować go... tak jak to zrobiłem. Ja wiem, że on mnie teraz nienawidzi, ale przynajmniej z czasem o mnie zapomni.
- I tu się właśnie Jungkook mylisz. On cię wcale nie nienawidzi, a już na pewno nie zapomni. Znam dobrze swojego najlepszego przyjaciela. - westchnąłem i ja. - On cię dalej kocha. A ty nie możesz żyć pod czyjeś dyktando. Ogromną krzywdę sobie robisz. - tutaj właśnie postanowiłem raczyć go radą. Taką od serca. Jeon był skrzywdzony przez los, to oczywiste. Może inni mieli większe problemy, nie twierdzę, że nie, ale on też nie miał z górki. I nie wypadało go zostawić samego, kiedy już z własnej inicjatywy mi o tym powiedział.
- Yoongi bardzo ci dziękuję, że chcesz mi pomóc. Jednak nie obraź się, ale to akurat nie jest twoja sprawa.
Po tych słowach konwersacja ucichła na moment. Ciszę przerwały dopiero słowa kelnera, który przyniósł nam kawę, przepraszając za zwłokę. Resztę czasu siedzieliśmy w pozornej bezgłośni, którą kontrastowały jedynie wzmianki o projekcie z historii.
Później pożegnaliśmy się, a właściwie ja to zrobiłem. Jungkook domówił sobie frappé. Bo to faktycznie nie była moja sprawa.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top