[21]
Niecały tydzień później cała szkoła wiedziała już o tym, że Min Yoongi jest nowym członkiem elity i to oficjalnie. Głośno zrobiło się o mnie już następnego dnia, kiedy wyszła plotka o tym, jakobym miał chodzić z Alex, ale potwierdziła to dopiero ona, wstawiając nasze wspólne zdjęcie na instagramie, a potem odpisując komuś pod postem na twitterze, po tym jak ktoś coś tam wspomniał o szkolnych parach.
Chłopaki nie byli do końca zadowoleni z tego, że dowiedzieli się wraz z rzeszą innych ludzi, zamiast ode mnie wprost, ale szczerze mówiąc to ja o tym związku dowiedziałem się w taki sam jak oni sposób. Alex nawet nie raczyła zapytać o moje zdanie względem naszej relacji, zwyczajnie podjęła decyzję za naszą dwójkę.
W każdym razie zyskałem zupełnie nowe życie. Zaproszenia na jakieś domówki, czy wypady na piwo sypały mi się pod nogi jak róże jakieś, czy co, a korytarz rozstępował się przede mną jak morze przed Mojżeszem, pozwalając przejść swobodnie. W dodatku ten szacunek i ta nagła sympatia od KAŻDEGO dosłownie. Czułem się jak ktoś ważny. Ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy nie wolałem starego Yoongiego, którego inni omijali, mając ważniejsze sprawy ma głowie. Dawnego Yoongiego, który był fizycznym kujonem, zapraszanym cały czas do klubu z tej właśnie dziedziny. Dawnego Yoongiego, który miał swojego krindżowego Hoseoka, autystycznego Taehyunga i porąbanego do granic możliwości Jimina.
- To już chyba ostatni. - Jungkook westchnął, odsuwając się od biurka, przy czym kliknął jakiś przycisk na swoim laptopie.
Ja właśnie kończyłem pisać swoją część wypowiedzi do naszej prezentacji, a kiedy postawiłem tę finalną kropkę chwilę później sam odetchnąłem z ulgą i radością poniekąd.
- Też skończyłem. - wzruszyłem ramionami.
Sytuacja między mną a Jeonem nie uległa zmianie. Koleś w moich oczach stracił zwyczajnie za dużo, żebym mógł wrócić z nim do początkowych stosunków, kiedy to jeszcze serio go polubiłem. Wydawał się być naprawdę w porządku i pewnie mógłbym nazywać go przyjacielem aż do teraz, gdyby nie wiadoma sytuacja, jaka była usprawiedliwieniem mojego negatywnego stosunku do jego osoby i to aż nadto.
- No to w takim razie widzimy się w poniedziałek chyba. - spojrzałem na niego obojętnym wzrokiem. - Żeby już zdać całość profesorowi.
Jungkook przez chwilę patrzył się w podłogę taki kompletnie przygaszony. Przeszło mi nawet przez głowę żeby zapytać się go, czy coś nie tak [chociaż w sumie takie sformułowanie pytania było bez sensu, bo nawet ślepy zorientowałby się, że coś jest nie tak, ale jebać], ale tak samo szybko zrezygnowałem z tego pomysłu.
Zamiast tego wstałem z łóżka, zamykając swój laptop i podnosząc jego bluzę, która leżała obok.
- Trzymaj. - podałem mu ją, co już było takim kompletnym, niewerbalnym wyproszeniem go.
- Dzięki. - mogę tu opisywać ten okrutny smutek rozstania, którego nie było, ale łatwiej chyba zwyczajnie stwierdzić, że pięć minut później Jungkook wyszedł z mojego domu, a następnie zająłem się oglądaniem 'wojen magazynowych' z moim tatą.
***
- Dzień dobry, jest Jimin? - drzwi otworzyła mi jego mama, uśmiechając się jak zawsze trochę zbyt entuzjastycznie na mój widok.
- Cześć Yoongi! Jak ja cię dawno nie widziałam! - wciągnęła mnie do mieszkania, ale w sumie już byłem przyzwyczajony. - Tak, siedzi u siebie i słucha tego swojego rapu.
Chwila... Co?
Stałem przed nie wiem kim. Była niedziela, a przysięgam na pana, jeszcze w piątek Jimin wyglądał normalnie. Teraz miał na sobie jakieś dziwne rzeczy. Luźne ubrania, w ciemnych barwach. I wiem, dla niektórych to jest normalne, ale nie dla Jimina! Na głowie miał czapkę z daszkiem z motywem jakiegoś artysty, zespołu, nawet nie wiem. A na jego ścianie zamiast Ezry Millera i Timothée'ego Chalamet'a wisiał Eminem.
- Elo. - wzruszył głową, ściszając głośniczek, który trzymał w dłoni.
- Jimin... co z tobą? - zacisnąłem brwi, wciąż zaniepokojony tym bardziej niż swoim poziomem z hiszpańskiego.
- Nie Yoongi, jestem teraz Little J. To mój nowy styl. - spoko?
- I ten twój nowy styl każe ci nosić okulary przeciwsłoneczne w pokoju? - serio, czy ktoś tak robi?
- Tutaj nie biega o okulary przeciwsłoneczne ziom...
- Przecież to bez sensu, tutaj nie ma słońca.
- Yoongi! - wykrzyknął, przez co bardziej niż na tym wszystkim skupiłem się na nim. No bo sory, ale paradoks tego widoku to był jakiś hit, ale taki negatywny. - Zczaj bazę mordo, odnalazłem swoją drogę. Inaczej żyć nie mogę. Nasze pokolenie jest młode. Ymm... chyba złamię se nogę.
Dobra za dużo.
- Co?
- Nawijam ci tu rymy prosto z serca ziom. To teksty płynące z mojej duszy głębi. Tam we mnie w środku cały czas coś cierpi.
- A ja cierpię będąc świadkiem tego. - wskazałem na dosłownie wszystko co się działo w tym pokoju. - Zresztą mniejsza o to, chodź na jakąś kawę, czy coś, chcę pogadać. - rozejrzałem się jeszcze raz, znowu doznając szoku. - A teraz to już nawet musimy pogadać.
- Jaką kawę brachu. Cho na kebsa lepiej, a nie kawę dla pedałów. - wstał z łóżka, podgłaśniając muzykę, a jednocześnie zaczynajac zakładać jakąś bluzę w dziwne wzory.
- Jimin, ty jesteś pedałem. I wegetarianinem. - założyłem ręce na krzyż. - Załóż coś normalnego. To znaczy... normalnego jak na ciebie. - wszedłem mu do szafy, zaczynając przeglądać garderobę, która Alleluja wciąż tam była.
- To jestem nowy ja. Ja i mój styl. Weź to obczaj Yoon. - ustawił się w jakąś dziwną pozę, której nawet nie chcę opisywać. - I mam ochotę zjeść kebaba z ekstra mięsem i w ogóle męskie jedzenie. A później wyrwać jakieś dobre dupy.
Co? Czy on naprawdę powiedział te wszystkie słowa? Serio, już bardziej bym się spodziewał, że Taehyung stanie się takim fanem rapu z dziwnymi zachciankami i sposobem wyrażania się. Ale Jimin? Jego zawsze wyobrażałem sobie jako studenta jakiejś dietetyki z dorywczą pracą w hipsterskiej knajpie i jakimś spoko kolesiem przy boku. Little J... naprawdę czasem sam się dziwiłem, że to akurat mnie się to wszystko przytrafia.
- Co jest z tobą nie tak?! - rzuciłem w niego spodniami tak obcisłymi, że mogłyby wywołać zator. Ale nie u Jimina, on w noszeniu takich rzeczy był specjalistą. - Zakładaj te rurki i rób makijaż, bo idziemy na kawę i wegański sernik!
- Nie rozumiesz, że nie mam zamiaru już być taki jak byłem?! - ściągnął te bezsensowne okulary z nosa i machnął nimi dramatycznie. - Głupek Jimin. Typowy gej z wyższym ego niż ja sam. I taki wiecznie uśmiechnięty, łatwowierny i pusty, co nie? I wiesz co? Dlatego mnie wykorzystał, bo byłem łatwy i on to widział. Ale ja nie byłem łatwy, tylko zakochany. I miłość jest taka głupia, bo w sumie jak jest się zakochanym to można to pomylić. W sensie bycie zakochanym można pomylić z byciem idiotą. Bo zrobiłbym dla niego wszystko, wiesz. - wtedy zaczął płakać. - I zrobił mi takie świństwo, a ja kurwa dalej zrobiłbym dla niego wszystko.
Usiadł z powrotem na łóżku, rzucając ówcześnie wyciszonym już wtedy głośnikiem o ścianę.
Rozpłakał się już doszczętnie, otulając własnymi rękoma. I kim musiałbym być, żeby nie usiąść obok i nie przytulić go, dając wsparcie, którego w ostatnim czasie mu brakowało. Jimin cierpiał, mimo że mogło się zdawać, że ostatnio jakoś zaczął się z tym wszystkim oswajać. Ale niektóre rany pozostają na zawsze, nieważne jak długo będą się już goić.
***
Akurat tego dnia zaspałem, czego po prostu nie mogę sobie podarować.
Wpadłem do szkoły jak poparzony, nie wiedząc już nawet, czy akurat jest przerwa, czy lekcja, ale jak się okazało trafiło na to pierwsze. Z tym że nie wyglądało to jak taka codzienna przerwa, która zdarza się... no na codzień co nie.
Wszyscy zebrani w jakieś koło krzyczeli coś i wiwatowali. Niektórzy gwizdali, inni kiwali głowami z politowaniem, no ogólnie ewidentnie bójka była. I może bym się na to wyjebał, bo i po co mi się interesować przemocą w szkole... nie no kogo ja oszukuję, w tej głupiej budzie nic się nie dzieje, dlatego takiego widowiska wolałem nie przegapić.
Natura niestety wzrostem mnie nie obdarowała, dlatego po chwili siłowania z chmarą o wiele wyższych osób postanowiłem jednak dać temu spokój i iść do szafki, ale wtedy usłyszałem to.
- Dawaj Jin!
Oczy od razu rozszerzyły mi się jak nie wiem, a napięcie we mnie wzrosło do granic możliwości. Jak torpeda wleciałem w ten cały tłumik, czując, że bójka tyczy się moich dwóch przyjaciół, z których jeden został właśnie przytoczony. No drugiego to się chyba każdy domyśla.
Ostatecznie dostałem się do środka widowiska i faktycznie zastałem szarpaninę Seokjina i Namjoona we własnych osobach. Wiele nie mówiąc, bo właściwie nic nie mówiąc, bohatersko zabrałem się za rozdzielanie ich, zanim zrobią sobie nawzajem krzywdę. Czy też patrząc na nich: zanim Namjoon zrobi krzywdę Seokjinowi, a później prawnicy Seokjina wezmą się za Namjoona.
- Chłopaki! - krzyknąłem jeszcze, wtargając sprawnie pomiędzy ich ciała. - Czy wy... - i tylko tyle zdążyłem zrobić, zanim do akcji nie wkroczył jakiś nauczyciel, ostatecznie kończąc show.
- Cała trójka do dyrektora! - dodał jeszcze, gdy już udało się jako tako ich [i najwyraźniej mnie?!] opanować.
Ja to mam szczęście. Kurwa jak nic.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top