[19]
Siedziałem ot tak na swoim krześle, pisząc swoją część prezentacji na kartce. Obok towarzyszyła mi osoba Jungkooka, którego tym razem to ja zaprosiłem do mojego lokum. To należące do niego nie kojarzyło mi się jakoś super dobrze, a w każdym razie nie na tyle, żebym tam wesoło przesiadywał.
Nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa na temat, który nie dotyczył pracy. Żaden temat. Po prostu tak jak zapowiedziałem ograniczyłem nasz kontakt to tego jednego obowiązku, za który już zabraliśmy się wspólnie, toteż wspólnie należało go dokończyć.
- Chyba skończyłem ten slajd. - Jungkook odchrząknął, odzywając się po chwili. Unikał kontaktu wzrokowego, tak samo jak i ja, co było dość łatwe do wytłumaczenia, tak myślę.
- Okej. - wzruszyłem ramionami. - To rób następny, a pod koniec zobaczymy jak wszystko ze sobą wygląda okej? - i miałem nadzieję, że chociaż ta prezentacja będzie ze sobą współgrać.
***
- Idziemy dzisiaj na kawę, co? - sączyłem sok jabłkowy w kartonie, przebiegając oczami po Taehyungu, Jiminie i Hoseoku. I tak, siedzieli w tej kolejności. Tae i Hosiek czuli się w swoim towarzystwie niezręcznie przez co niestety spędzali razem mniej czasu. Cholera jasna, jak to nieodpowiedzialne decyzje potrafią wszystko zjebać.
- Jasne. - odparł Hoseok jako pierwszy, uśmiechając się.
- Ja nie mam żadnych planów w sumie. - Taehyung wzruszył ramionami, zaciskając usta w taką dziwną linię jak to on robił. - A Seokjin i Namjoon też będą? - uh. O tym później, okej?
- Raczej nie. - zaśmiałem się nerwowo, co podłapał ode mnie i Tae w odpowiedzi na moją odpowiedź, co nie do końca było takie istotne, ale cóż. Jimin mieszał widelcem w sałatce zakupionej na stołówce. Co już było czymś dziwnym, bo zawsze przynosił swoje jedzenie. Dzisiaj ponoć 'zapomniał'. I pewnie bym mu uwierzył, gdyby Jihyun nie napisała mi dzisiaj rano, że Jimin płakał w nocy. Ponadto spóźnił się na pierwszą lekcję, co wystalkowałem na jego dzienniku elektronicznym, jako że byłem w posiadaniu hasła. Zaspał. Znowu. - Jimin? - spojrzał na mnie naprędce, słysząc swoje imię. - Idziesz?
- Ale gdzie? - zmrużył oczy, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- No na kawę. Idziemy po szkole. Jak zawsze. - po raz kolejny nie słuchał. Coraz częściej łapałem go na tym, że przebywał z nami tylko fizycznie, myślami będąc kompletnie w swoim świecie. I oczywiście znałem tego powód.
Siedzący teraz kilka miejsc dalej Jeon Jungkook, z rzeszą swoich znajomych i dziewczyną na kolanach. Jak gdyby nigdy nic jadł sobie jakiś jogurt, czy budyń, śmiejąc się wraz z innymi. I nawet nie raczył tutaj spojrzeć. Znaczy w sumie to nie miał po co. Ale cholera, wkurwiał mnie tym do kwadratu.
- Pójdę. - uśmiechnął się.
A mnie aż serce zabolało, bo widziałem jak bardzo fałszywy jest ten uśmiech. Sam posmutniałem.
- Czyli idziemy wszyscy. - odezwał się znów Hoseok, patrząc na każdego z nas. - We czterech. No i super. - widziałem jak pobieżnie rzuca spojrzenie Taehyungowi, jako że mojemu wścibskiemu oku nic nie umknie. - Jak za dawnych czasów, co nie? Jak przyjaciele.
- Przepraszam na moment. - Tae wstał naprędce, zabierając zarówno swój plecak, jak i śniadaniówkę z ławki. - Muszę coś załatwić... gdzieś indziej. - i tyle go widziałem, bo wybiegł ze stołówki, nawet się porządnie z nami nie żegnając.
Wstałem i ja, żeby za nim pójść i zapytać co się stało, bo okej ja rozumiem swoje sprawy, ale Tae wciskał kit i robił to słabo. Ale wtedy Jung zatrzymał mnie zarówno swoimi słowami, jak i ostrym wyrazem twarzy.
- Yoongi, przestań. - powiedział sucho i dość dosadnie. - Powiedział, że musi coś załatwić.
- Wierzysz mu? - parsknąłem.
- Yoongi. - Hoseok zacisnął brwi i zrobił to w taki sposób, że przez moment wystraszyłem się, nie wiedząc, czy naprawdę mam do czynienia ze swoim przyjacielem, bo z tej strony to go nie znałem.
Usiadłem, patrząc jeszcze przez chwilę na Hoseoka, po czym przeniosłem oczy na wyjście ze stołówki. Aż obaj nie usłyszeliśmy jak Jimin płacze, a potem i on wybiega.
Wtedy ja i Hoseok zostaliśmy sami przy stoliku. I żaden nie wstał, mimo, że obaj chcieliśmy.
***
Cholerna pani Collins, która zadaje więcej niż umie sprawdzić. Gdyby to było coś z fizyki to jeszcze pół biedy, ale no kurwa, 8 stron ciągłego tekstu do interpretacji i to na następny dzień. To już podchodzi pod znęcanie się nad zwierzętami. Bo co by nie mówić, człowiek to zwierzę. Wybaczcie no ja się bynajmniej grzybem nie czuję.
Pewnie kląłbym tak w myślach na tę kobietę szatana, ale moją rękę coś pochwyciło, a następnie zostałem przyszpilony do ściany obok schodów do piwnicy. W takim fajnym, prywatnym przedsionku. Alex.
- Hej A... - pocałowała mnie. No nie wiem w sumie, było to dość... dziwne? Nie żebym się nigdy nie calowa, ale nie robiłem tego jeszcze w pełni trzeźwy.
Odsunęła się z takim dumnym uśmiechem, po czym wyciągnęła z kieszeni błyszczyk i poprawiła usta. Toteż spodziewałem się 'fajnego' kolorku na swoich wargach.
- Hej Yoongiś. - zawiesiła mi ręce na szyi. - Mam sprawę, skarbie.
Wowow. Skarbie? Chyba coś mnie ominęło.
- Ym, tak? - okej 'skarbie' to jedno. Ale jeśli znowu wyjedzie mi z tymi cheerleaderkami to się wkurzę. Bo tak szczerze to liczyłem na to, że zostawię ten temat i jakoś tak sam zniknie. Haha. Ta.
- Już jutro idziemy do klubu i jakoś tak zapomniałam ci wcześniej powiedzieć. - rozejrzała się jeszcze szybko. - Robimy zrzutę. - dodała niemalże szeptem.
- Na co? - na alkohol? Wydaje mi się, że w klubach jest go pod dostatkiem, a wszyscy jesteśmy pełnoletni. Dlatego nie widzę problemu w kupieniu wódki do podziałki na miejscu. Z własnym by nas i tak nie wpuścili.
- No wiesz... prochy. - ouh. Prochy.
I tu zapewne nie miała na myśli Vanisha. Chodziło o narkotyki, z którymi miałem styczność tylko raz. Pamiętam to jak dzisiaj. Słowa tego policjanta.
To jest marihuana dzieci. Nie bierzcie jej, bo umrzecie. Albo co gorsza traficie za kratki.
- Nie wiedziałem, że będziemy brać. - odparłem zgodnie z prawdą, zaciskając zęby dość nerwowo. Wolałbym nie umierać ani nie trafiać za kratki.
- No wiesz Yoongi, idziemy się zabawić. - zaczęła kreślić mi kółka na barku jednym z palców wskazujących. - To tylko ekstazy. - wplątała mi obie dłonie we włosy, zagryzając usta, przez co znowu starła sobie błyszczyk.
Tylko ekstazy. Wybaczcie mi, ale jeśli o to chodzi to jestem raczej konserwatystą. Narkotyki to dla mnie gówno, które uzależnia. I nikt ani nic mojego zdania nie zmieni. Już wiele osób mi wiele rzeczy tłumaczyło, ale dla mnie to wciąż używka, szkodzącą zdrowiu bardziej niż powinna.
- Okeja. - ta wiem, przeczę sam sobie, ale nie pierwszy już raz. Poza tym wszystkiego warto spróbować, a wiecznie młody nie będę. Szczególnie kiedy to oni mnie zapraszają, więc trochę jednak można się dopasować. - Po ile?
- 5 dolców. - mój portfel trochę odetchnął, tak samo jak i ja. Już myślałem, że zaraz rzuci jakąś nierealną sumę miliona funtów w złocie, czy coś. - I jeszcze jedno. - odsunęła się ode mnie, zakładając ręce na krzyż i uśmiechając się trochę beznadziejnie. - Nie przyjdziesz tak ubrany, prawda?
I zgadnijcie kto przez 6 godzin łaził po sklepach ze swoją 'dziewczyną', przez co totalnie zapomniał o kawie z przyjaciółmi.
Tak, ja.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top