[17]

W poniedziałek Jimin wrócił do szkoły. Niby się uśmiechał, niby miał na sobie tak kolorowe łaszki jak zawsze. Niby był naszym Jiminem. Ale to nie było to samo.

Jimin mimo, że wyglądał i zachowywał się na pozór tak samo był inny. Tego się nie dało zauważyć na pierwszy rzut oka, ale po chwili człowiek zauważał, że coś po prostu jest nie tak. I nic dziwnego co prawda, nie mniej jednak zupełnie mi się to nie podobało.

- Jimin? - chował właśnie kurtkę do szafki, po czym z promiennym uśmiechem zaczął wyciągać z niej książki.

-Hmm?

- Jak się czujesz? - może zaczynanie takiej rozmowy nie było wcale takim najlepszym pomysłem, ale to tylko względnie. Zamiatanie uczuć pod dywan nigdy nikomu nie służy. Szczególnie tak delikatnej osobie jak Park, któremu najlepiej się zawsze po prostu wygadać. Cóż, od tego poniekąd byłem.

- Staram się o tym nie myśleć, Yoongi. - westchnął, wciąż z tym samym uśmiechem, odwracając się do mnie. - Ale dzięki, że pytasz. Nie martw się, wyjdę z tego. To przecież tylko miłość mojego życia potraktowała mnie jak dmuchaną lalkę.

Ajć... spieprzyłem tym pytaniem. Ale oczywiście głupia ciekawość jak zwykle przeważyła i musiałem się zapytać, bo przecież bez zrobienia z siebie debila nie byłbym sobą.

- Kiedyś zobaczy co stracił. - poklepałem go po ramieniu, zaciskając usta w wąską linię.

- Dzięki, ale szczerze wątpię. - zamknął szafkę z drobnym hukiem. - Przecież Jungkook jest hetero. - wzruszył ramionami, kolejny raz posyłając mi ten swój wesoły uśmiech. - To co, idziemy do chłopaków? Stęskniłem się za nimi.

- Ta. Czemu nie. - mimo to widziałem jak beznadziejny jest humor Jimina.

***

- Myślałem, że się przyjaźnicie? - Namjoon zaczął poruszać lizakiem w ustach, powodując że wydawał taki fajny dźwięk uderzania o zęby.

- Też tak myślałem. - cmoknąłem niezadowolony. Temat dotyczył Jungkooka, bo Namjoon coś tam o nim wspomniał, a ja powiedziałem, że nie chcę sobie ciśnienia podnosić. Tak w skrócie. - Ale czasem jest inaczej niż nam się wydaje.

- Niestety... - przez chwilę słyszałem tylko jego mlaskanie tym lizakiem, który dalej miętosił językiem na wszystkie strony. Aż po chwili nie zaczął nowej myśli. - A i wiesz co? Ostatnio zaszedłem sobie na kawę i zgadnij kogo spotkałem.

- Nie wiem, Obamę?

- Olivię! - rozentuzjazmował się. Kurczaki. To trudne słowo. Rozentuzjazmował się. Wow, nawet nie wiedziałem, że jestem zdolny do tak niesamowitych rzeczy.

- Też na 'O'. - stwierdziłem naprędce, unosząc przy tym brwi. Namjoon jedynie przekręcił oczami, dalej tak samo wesoły. - No mów, no.

- W każdym razie gadałem z nią trochę i dała mi swój numer. Wyobrażasz sobie? - wzruszył ramionami. Właściwie to trudno sobie wyobrazić, że miałaby tego nie zrobić. Namjoon to naprawdę porządny facet. I mentalnie, i fizycznie. - Jeszcze nie dzwoniłem, bo tak właściwie to było wczoraj. Ale wydaje mi się, że jak zaczekam do jutra to będzie taki neutralny termin. Ani za wcześnie, ani za późno. Co myślisz?

Cóż... najlepiej byłoby gdyby tego nie robił, bo już w głębi czułem, że z tego będzie spina i to niemała. Namjoon był moim przyjacielem, Seokjin był moim przyjacielem. Nie faworyzowałem żadnego, nawet jeśli z Namem znalem się dłużej. Może powiem tak. Mam nadzieję, że Kimowi wszystko pójdzie po myśli. O, najlepiej.

- Wiesz Namjoon, nie znam się na tym. Nigdy nie byłem typem randkowicza. - co oczywiście jest prawdą. Ale oczywiście jak każdy się już domyślił: to nie dlatego odpowiedziałem tak, a nie inaczej.

- Wiem, mówiłeś już. - westchnął i włożył dłonie do kieszeni. - Ale wydaje mi się, że to będzie dobry czas. Nie chcę żeby zaraz pomyślała, że jestem za łatwy. O nie, nie, nie. Jestem nawet trudny, bym powiedział.

Słuchałem przez jeszcze dobre kilka minut jak Namjoon mówi o swoich zdolnościach podrywania, a potem pośmialiśmy się trochę z jednego filmiku na jutubie, a później miałem historię z Seokjinem i...

***

- Wpadłem dziś rano na kawę i akurat obsługiwała Oktavia. - zaczął smęcić mi nad uchem.

- Olivia. - poprawiłem go.

- Na zdrowie. W każdym razie, dała mi swój numer. - uśmiechnął się dumnie.

Niech mnie ktoś uszczypnie bo to są jakieś jaja, ktoś definitywnie lubi się nade mną znęcać.

Czy naprawdę akurat ja musiałem być wciągany w te wszystkie dramatyczne sytuacje z życia moich znajomych? Czy to nie mógł być Taehyung? Tak, Taehyung by się nadawał. Proszę!

- O. To super. - uśmiechnąłem się na siłę. Kurwa ja już czułem ten dym i widziałem jak jara się dom jednego z nich, a drugi stoi obok z benzyną. - I co? Umawiasz się z nią?

- No nie wiem w sumie. Nie chcę się narzucać. - zagryzł usta. - To znaczy na pewno się z nią umówię, ale nie wiem jeszcze kiedy. I chyba wolałbym żeby to ona zadzwoniła, bo ja jej też dałem swój numer. Wiesz, jestem raczej taki, że wolę jak to dziewczyna stara się o mnie. Nie lubię za kimś latać.

No tak. Po Seokjinie dało się to zauważyć. Zawsze tłumek dziewczyn wzdychał jak nie wiem, kiedy przechodził. Ogólnie wyglądało to tak, jakby Kim miał własny harem. I w sumie mogło tak nawet być. Kto tam wie co siedzi tym wszystkim laskom w głowach. A Jin? No brzydki nie był i chyba dobrze zdawał sobie z tego sprawę.

***

Taehyung wciąż był na mnie cięty. To znaczy odzywał się i w ogóle, ale było widać, że coś go dręczy. Dlatego też zamiast czekać, aż nasze drogi całkiem się rozejdą, poszedłem znów na ten autobus, który od jakiegoś czasu omijałem szerokim łukiem, żeby spotkać się z Tae i załatwić ten temat raz, a dobrze.

- Tae. - stanąłem przed nim z biletem w ręku i determinacją na twarzy.

- Yoongi. - zacisnął brwi, gasząc telefon. - Wracasz do komunikacji miejskiej? - jego ton niby nie był wredny ani nic w tym rodzaju. Ale wciąż czułem się niezręcznie.

- Chyba tak. - jednak ku mojemu zdziwieniu tematu nie zacząłem ja.

Chwilę byliśmy cicho, gdy ja zastanawiałem się nad tym, co powiedzieć jako pierwsze. Żeby delikatnie wprowadzić go do sprawy, a i żeby się chłopak nie wystraszył. Jednak wtedy...

- Yoongi... przepraszam cię za moje zachowanie... - nie powiem, że mnie wcięło, ale wcięło mnie, bo Taehyung nie miał zwyczaju przepraszać. - Wiesz, ostatnio się na ciebie wydarłem... to było dziecinne. Po prostu, mówiłem ci o tej dziewczynie, co nie? - skinąłem niemo. - No właśnie... odrzuciła mnie. Byłem wtedy rozdrażniony. Przepraszam jeszcze raz.

- Ta dziewczyna...

- Nie mówmy o tym. - uciął mi szybciej niż zdążyłem o cokolwiek zapytać.

Nie drążyłem dłużej. Po postu usiadłem obok i wspólnie trwaliśmy, patrząc wprost. Westchnąłem.

- Przeprosiny przyjęte.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top