[16]

Jechałem z Taehyungiem autobusem, zmierzając jak codzień na kolejny dzień tej tortury jaką jest szkoła z tymi wszystkimi debilami dookoła. Tae majstrował coś przy zapięciu od bluzy, nie chcąc nawet jakby podnieść wzroku. Dlatego szybko zareagowałem.

- Jesteś cichy.

- Co mam się drzeć? - wzruszył ramionami. A ja zmarszczyłem brwi, lekko mówiąc, niezadowolony z tej odpowiedzi.

- Ej o co ci chodzi?

- Yoongi, nie masz swojego życia? Że zawsze się we wszystko wpieprzasz nieproszony? - otworzyłem oczy tak szeroko jak się tylko dało.

Po pierwsze dlatego, że cholera! To nie ja się wpieprzam, tylko wszyscy pakują mnie w swoje problemy! A po drugie, nie rozumiem dlaczego nagle wyszedł z takim założeniem. Ja się wpieprzam! Jeszcze kilka dni temu sam zwierzał mi się z faktu swoich uczuć do jakiejś laski, a teraz co się nagle stało?!

- Okej, wiesz co. Jeb się Taehyung. - oświadczyłem, po czym przesiadłem się kilka miejsc dalej.

***

Na angielskim też przesiadłem się do tyłu, unikając za wszelką cenę Kima, który naprawdę mnie zirytował. On nawet się nie odwracał, żeby na mnie spojrzeć, dlatego uznałem, że jesteśmy oficjalnie pokłóceni i miałem go w głębokim poważaniu.

Ale tak, jak Tae był wściekły, tak Hoseok był smutny, co zauważyłem od razu, gdy tylko spotkałem go pod salą od matmy. A tak właściwie to nie spotkałem, bo szedłem do niego, żeby pogadać o Taehyungu.

- Skończyłem to, Yoongi. - na początku jego słowa zupełnie do mnie nie trafiły, ale już po chwili wszystko zaczęło być coraz bardziej jasne. - Miałeś rację, seks nie jest rozwiązaniem.

I tak oto właśnie połączyłem sobie to co oświadczył Hoseok z tym, co dzisiaj zaprezentował mi Tae. Fakt faktem przesadził, ale poczułem się winny. Chyba serio czasem za bardzo ingerowałem w życie innych...

- Ale... to była twoja decyzja? - nie wiem na co liczyłem, ale prawdopodobnie na to, że chociaż trochę poprawi mi się humor, gdy Jung powie, że to wcale nie moja wypowiedź, a jego dorosła opinia sprawiła, że zadecydował tak, a nie inaczej. Chyba sam siebie oszukiwałem.

- Tak. Dzięki, że pomogłeś mi to dostrzec, Yoongi. Muszę po prostu dojść do siebie. - westchnął, zagryzając usta. - Widocznie niektórzy nie są sobie przeznaczeni.

Przeznaczenie... nie ma czegoś takiego.

***

- Hej Yoongi! - silna dłoń odwróciła mnie o sto osiemdziesiąt stopni, przez co spojrzałem na powód mojego zawału wyjęty z kontekstu i to całkiem. - Mam do ciebie sprawę.

Wprost przed swoją twarzą ujrzałem Namjoona, który patrzył teraz na mnie w taki sposób, jakby liczył, że zdradzę mu sekrety, jakie skrywają odległe galaktyki. Niestety sam też nie byłem w ich posiadaniu.

- Tak? - zacisnąłem brwi, gdy nic nie mówił.

Namjoon pociągnął mnie za sobą, zakładając mi rękę przez barki, po czym westchnął, zaczynając iść w jakimś kierunku.

- Pewnie zauważyłeś, że spodobała mi się ta dziewczyna z kawiarni. - i powiem wam, że domyślałem się niegłośno, że właśnie o to mu chodzi.

- Olivia? - mimo tego zadałem to idiotyczne pytanie, chociaż odpowiedź była bardziej oczywista niż moja mocna dwója z angielskiego.

- Właśnie ona. - zatrzymał się, stając przede mną. - Może to tak trochę słabo pytać ciebie, a nie jej, ale masz może jej numer, czy coś?

Najchętniej w tamtym momencie bym uciekł w pizdu i już nie wracał. Przecież podanie Namjoonowi jej numeru [którego Alleluja i tak nie miałem] byłoby jak wypowiedzenie Seokjinowi wojny. I adekwatnie na odwrót bo...

***

- Cześć Yoongi? - zostałem zaczepiony na szybko przez Seokjina, kiedy spokojnie wychodziłem sobie ze szkoły. - Masz chwilę?

- Jasne, Jin. - wzruszyłem ramionami z uśmiechem. - Fizyka?

- Bardziej chemia. - zagryzł usta. Nie jestem orłem z chemii i już miałem mu to uświadomić, ale on uświadomił mnie pierwszy. - Ta kelnerka. Niezła jest. Wiesz, ta, z którą jesteś na 'ty'.

Olivia...

- A... tak, wiem.

- Yoongi, mógłbyś tam szepnąć na mnie dobre słówko któregoś dnia, jeśli to nie problem. - uśmiechnął się ślicznie, robiąc szczenięce oczy.

Wtedy właśnie zorientowałem się jak beznadziejna jest moja sytuacja. Obaj moi przyjaciele: Seokjin i Namjoon, których naprawdę ceniłem sobie nie mniej niż takiego Tae, czy Hoseoka [bo Jimin to bardziej taki mój brat/siostra] rywalizowali o dziewczynę i jakby tego jeszcze było mało, każdy z nich liczył na to, że mu pomogę ją zdobyć. Nie wspominając już o tym jak bardzo to było do samej Olivii nie w porządku, szczególnie, że nawet nie wiedziałem, czy ona jest którymś zainteresowana. Czułem się naprawdę jak postawiony przed ścianą.

- Jin... - zrobiłem kwaśną minę, przez co zapał Seokjina zmalał. - ...no tak nie za bardzo. - dokładnie to samo odpowiedziałem Joonowi.

Oczywiście każdemu dodając do tego miłe wytłumaczenie i całą sytuację obracając w żart.

***

Jeszcze nigdy tak niechętnie nie szedłem na godzinę nic nierobienia. Trzeba tłumaczyć? Nieważne, i tak to zrobię.

Mianowicie piątek i plastyka zawsze szły w parze jako takie wyciszenie, chwila spokoju i odpoczynku od tego wszystkiego. Rozumiecie, cały tydzień zapierdzielu w szkole, a tutaj ostatni dzień męczarni i to jeszcze taki piękny przedmiot, na którym na dobrą sprawę i tak nikt nic nie robi.

Więc czego tu nie kochać? Całe 45 minut siedzenia na tyłku i dłubania w nosie, podczas gdy nauczyciel rysuje na płótnie jakieś obrazy widoków za oknem, na co i tak tylko pare osób zwraca jakąkolwiek uwagę. No proszę was, lekcja aż sama się prosi o spierdolenie, ale cóż, frekwencja.

W każdym razie niechętnie siadałem na krześle, a mój humor zmienił się na jeszcze gorszy, kiedy zobaczyłem w drzwiach Jungkooka wraz z Jessicą, którzy jak zawsze szli za rękę i żegnali się buziakiem. Źle się czułem oceniając go, ale sory not sory...

Jungkook, naprawdę jesteś kutasem.

- Hej Yoongi. - poczułem jak jego całokształt zasłania mi światło, kiedy stanął obok. Jego głos był niezręczny i się nawet temu nie dziwię. - Mogę usiąść?

Przez moment chciałem się zaśmiać i odmówić, ale uznałem, że to naprawdę będzie dziecinne. Dlatego zachowałem się jak dojrzała osoba. Z dystansem odparłem:

- Przecież to twoje miejsce. - wzruszyłem ramionami, nawet na niego nie spoglądając.

- Dzięki... - słyszałem jak bardzo jest speszony. Czułem też jak co chwilę posyła mi spojrzenie i myśli tylko co powiedzieć. Co nie było oczywiście konieczne. I tak nie chciało mi się z nim gadać. Mimo to Jungkook był zawzięty. - Yoongi... ja wiem, że to było serio słabe z mojej strony. Zachowałem się naprawdę paskudnie, ale no co miałem zrobić? Zwodzić go? Kłamać, że będziemy razem? To by dopiero było okrutne. Popełniłem błąd i już tego nie cofnę, ale musisz wiedzieć, że strasznie mi głupio.

- JA muszę wiedzieć? - nałożyłem nacisk na pierwszy wyraz w moim pytaniu. Jeon speszył się jeszcze bardziej. - Zresztą, Jungkook, zachowaj to dla siebie. Dokończmy po prostu ten projekt z historii i dajmy sobie spokój. Nie pozwolę krzywdzić swoich przyajciół. Tych prawdziwych.

Nie odzywał się już do końca lekcji.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top