[13]

Nie miałem kaca, kiedy się rano obudziłem, ale za to moją uwagę przyciągnęło coś innego. Znacznie większego i bardziej martwiącego.

Wyszedłem od razu z pokoju, żeby znaleźć się z samymi gaciami na środku salonu, rozglądając się jak dziecko we mgle.

- Coś nie tak, synu? - tato odłożył pilot od telewizora, a mama książkę i oboje spojrzeli na mnie z zapytaniem.

- N-nie nic. - odparłem naprędce. - Łazienka wolna? - dopytałem dla pewności, gdyż sprawdzanie jej byłoby podejrzane.

- No raczej nikt więcej z nami nie mieszka. - tato zaśmiał się lekko. A mi do śmiechu wcale nie było.

- Yhym. - odparłem jedynie, uśmiechając się nerwowo, po czym wróciłem do pokoju.

Gdzie, do kurwy jasnej, był Jimin?

***

Wpadłem do szkoły jak moja ciotka na przecenę do mięsnego, rozglądając się wszędzie tak dokładnie jak tylko umiałem. Wzrokiem szukałem tych oczojebnych blond włosów i dwóch prostych linii, które miały pełnić rolę oczu. Ale Jimina nigdzie nie było.

Taehyunga też jeszcze nie było, bo postanowiłem, zamiast jechać autobusem razem z nim, wstać pół godziny wcześniej i zapierdzielać do szkoły szukać tego głupka, który przez cały wczorajszy dzień nie tylko nie raczył się odezwać, ale i ode mnie nie odbierał ani telefonu, ani na skype'ie.

Hosiek w poniedziałki też przychodził później, a właściwie to zazwyczaj najpóźniej, gdyż zawsze zachodził jeszcze do piekarni po bułki słodkie [nie wiem dlaczego był taki chudy, bo jadł więcej cukru niż nasza reszta razem wzięta], a później kupował jeszcze mleko z automatu i dopiero się spotykaliśmy.

Nie wiem jak sprawa wyglądała z Jinem, bo nie mieliśmy jakoś czasu poruszyć tematu godziny, o której jest w szkole. Za to Namjoon na pewno już był, bo codzień godzinę przed lekcjami miał trening, ale z Jiminem łączyło go tylko wspólne zamiłowanie do strojów cheerleaderek. Tyle że Namjoon lubił jak to dziewczyny je nosiły, podczas gdy Park sam chętnie by jeden odział.

Dlatego postanowiłem pójść do klasy i nerwowo czekać aż którykolwiek z nich pojawi się i pomoże mi w dalszym śledztwie, ale już po chwili okazało się to niepotrzebnym, kiedy słysząc otwieranie szkolnych drzwi zobaczyłem w nich nikogo innego jak Jimina.

- CEPIE TY! - wydarłem się w niebogłosy, jako że w szkole nikogo jeszcze nie było. No oprócz wybryków natury takich jak ja, Park, czy sportowcy. - Ja przez ciebie kiedyś zejdę! Gdzie się szlajasz mendo jedna?! I dlaczego nie dajesz oznak życia?! Świnio niemyta! - zacząłem nim szarpać zaraz po tym jak do niego podbiegłem.

- Ale Yoongi... - jeszcze bardziej wkurzył mnie tym, jak bagatelizująco podszedł do moich krzyków. Jak gdyby nigdy nic ściągnął z siebie moje ręce i uśmiechnął się miło. - ...uspokój się. Widzisz, gdyby w tym świecie było mniej agresji to każdy czułby się lepiej. Jak ja. - uniósł ramiona i pokazał zęby, śmiejąc się przy tym lekko.

Mógłbym dalej się na niego wydzierać, ale w zamian za to patrzyłem na niego jak na kompletnego debila, jeszcze większego niż był zazwyczaj.

- Ty się w łeb jebłeś o krawężnik jak tu szedłeś? - zacisnąłem brwi.

- Ależ Yoongiś! - złapał mnie za ręce. - Życie jest takie piękne! Nie rozumiesz tego? - potrząsnął nimi, uśmiechając się cały czas.

- Jimin... ja wiedziałem, że to się kiedyś stanie. - złapałem go za barki i spiorunowałem poważnym wzrokiem. - Popierdoliło cię już do końca.

- Yoongi, on mnie kocha! - Park podskoczył jak mała dziewczynka. - Jungkook mnie kocha! Mówiłem ci to cały czas! - splótł swoje dłonie i spojrzał na lampę na suficie. - A ty mi nie wierzyłeś, suko. - szybko założyć ręce na krzyż i uniósł jedną brew, patrząc na mnie.

- Co ty brałeś?!

- To Jungkook mnie brał! Kochaliśmy się, rozumiesz?! - złapał się za policzki. - A później, kiedy już wszyscy goście wyszli, spędziliśmy ze sobą cały dzień w jego domu. To był najlepszy dzień w moim życiu! - stanął na moment na palcach. - Całowaliśmy się i przytulaliśmy, i oglądaliśmy telewizję, i zrobił mi śniadanko, i nawet mnie nosił na rękach. Byliśmy też na jego basenie w domu. I... tak cudownie mnie traktował. Jest zupełnie taki, jak go sobie wyobrażałem.

- Jimin, za dużo tych twoich filmów o romansach się naoglądałeś i ci się znowu głupoty śniły, ogarnij się. - zagestykulowałem dłońmi.

Jeszcze tego mi brakowało, żebym znowu musiał znosić te jego fantazje. Już nieraz było tak, że coś mu się przyśniło i wmówił sobie, że to prawda.

Raz próbował mi 'uświadomić', że poprzedniej nocy w jego sypialni zjawił się agent FBI i poprosił go o śledzenie dyrektora szkoły, który prawdopodobnie jest mafiozem, czy też szefem gangu narkotykowego, nie pamiętam. Pamiętam za to, że musiałem nawet pożyczyć auto taty i jechać z Parkiem za dyrektorem, który ponoć miał jechać wtedy na swoją farmę narkotykową w Kansas. Ostatecznie zatrzymał się pod swoim domem, a my pojechaliśmy na kawę.

Dlaczego od razu wiedziałem, że Park kłamie? Bo na szpiega to on się nadaje tak, jak ja na śpiewaka operowego. Jimin zamiast bicepsów ma dwa nuggetsy. Jako agent FBI daleko by tak nie pojechał.

- Ale Yoongi! Zrozum! - tym razem to on mną potrząsnął. - Naprawdę! Nie odzywałem się, bo byliśmy sobą zajęci. - ruszył w stronę swojej szafki, a ja za nim, jako że kontynuował monolog. - Wtedy, jak poszedłeś z tą laską, Jungkook zaczął oprowadzać mnie po swoim domu. Było naprawdę świetnie i w pewnym momencie, kiedy byliśmy w kuchni, a ja wziąłem sobie piwo, powiedział, żebym nie pił zwykłego piwa, bo da mi coś lepszego. Trochę się wystraszyłem, ale on wtedy zapytał, czy mam ochotę, bo jego tato ma w piwnicy kolekcję wina i nie zauważy jak jedno, czy dwa zginą. Zgodziłem się i poszliśmy. - otworzył swoją szafkę i zaczął zdejmować bomberkę. - Jego piwnica to była bajka jak reszta rezydencji. Sama ta piwnica była lepsza niż mój dom! Jak już tam byliśmy to ja usiadłem na kanapie, a on znalazł jakieś dwie butelki i jedną wypiliśmy tam. Wiesz no zrobiło się luźno, gadaliśmy o różnych rzeczach, głównie o szkole, życiu i takich tam, nic poważnego. Nim się obejrzałem minęło półtorej godziny jak tam siedzieliśmy i było już koło pierwszej. Nie widziałem tylko jednego miejsca; jego pokoju. Postanowiliśmy tam pójść, bo chciał pokazać mi widok za oknem. Byłem pijany i nie skojarzyłem, że jest ciemno i i tak nic nie zobaczę. Ale poszliśmy, po drodze widząc pełno zezgonowanych ludzi. Śmialiśmy się z nich. Jak już byliśmy w pokoju Jungkooka to otworzyliśmy drugie wino, ale zapomnieliśmy o kieliszkach. Zaproponowałem, żebyśmy pili z gwinta, ale on uznał, że to niehigieniczne i niekulturalne pić z jednej butelki. I kurwa nie uwierzysz co powiedział. Znaczy bardziej zrobił. Otworzył tę butelkę i napił się trochę, podszedł do mnie i mnie pocałował. I ja wypiłem to wino z jego ust zupełnie jak te śmieszne gołębie dzielą się chlebem, czy czym tam kurwa innym, zresztą, Yoongi, chuj mnie interesują jakieś gołębie, pocałował mnie Jeon Jungkook, a później przespaliśmy się na jego łóżku!

Dobra, chyba pierwszy raz w życiu muszę przyznać, że mnie zatkało. Naprawdę. Jeszcze nigdy nie miałem tak, że nagle zapomniałem jak rozmawiać.

- Yoongi. - zagryzł wargi. - Jestem taki szczęśliwy.

- Jimin... - westchnąłem, zakładając ręce na biodra. Mogłem mu niby mówić o swoich zmartwieniach. Bo serio się o niego martwiłem. Jimin od zawsze był dla mnie jak brat. Toteż troszczyliśmy się o siebie wzajemnie. - Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. - ale chyba to ciągłe podcinanie mu skrzydeł też nie było zbyt budujące.

Nie miałem pojęcia nawet co sam mam o tym sądzić. Dla mnie to było zwyczajnie podejrzane. To, że Jungkook akurat mnie zaprosił na imprezę i akurat Jimina poniekąd wybrał jako moją osobę towarzyszącą, to, że Jessica akurat na ten weekend wyjechała, i to, że akurat mnie Alex poprosiła o wspólną zabawę, mimo, że nawet nie byłem członkiem szkolnej elity. I akurat tego dnia zostali sam na sam. To wyglądało tak, jakby Jeon to sobie zaplanował.

Co prawda nawet jeśli tak było to nie świadczyło o niczym złym. Nawet jeśli to zdarzenie nie było wcale spowodowane alkoholem, który im obu uderzył do głowy to przecież nie znaczyło, że Jungkook miał złe zamiary. To nawet było miłe, że tak bardzo zatroszczył się o to wszystko i tak idealnie to sobie w czasie rozłożył. A wszystko dla Jimina.

Lub... nie. Jungkook to spoko koleś. I uszczęśliwiał mojego najlepszego przyjaciela. Bylem mu za to wdzięczny.

***

W drodze powrotnej zdecydowałem się jednak skorzystać z autobusu, bo widziałem, że coś gryzie Taehyunga przez cały dzień. Nie wiem, czy miałem zamiar to ode niego wyciągać, ale na pewno chciałem mu towarzyszyć, żeby chociaż czuł obecność przyjaciela obok.

Fakt faktem Tae lubił swoje towarzystwo i często dawał nam to we znaki, kiedy wbijaliśmy mu na chatę na weekend, a on chodził w piżamie lub dresach z kawałkiem wczorajszej pizzy w jednej ręce i jakąś mangą w drugiej. Wpuszczał nas do środka, ale mina mu wtedy rzedła.

W każdym razie usiadłem obok niego, uśmiechając się lekko, ale pod wpływem tego on tylko odwrócił wzrok i westchnął nerwowo. I powiedzcie mi, co byłby ze mnie za przyjaciel, gdybym nie zapytał go o samopoczucie w takiej chwili?

- Ej, Tae? Coś nie tak? - standardowe pytanie zmartwionego prawiczka. Powiedziałem to.

- Wszystko dobrze. - burknął pod nosem, widocznie spinając barki. Chyba musiałbym być jakiś niedorozwinięty, żeby mu uwierzyć. Ale zawsze powtarzam, że nic na siłę. Będzie chciał to powie.

- Mam nadzieję. - dlatego klepnąłem go lekko w ramię, uśmiechając się znowu.

- Chociaż właściwie to nie jest dobrze. - wiedziałem. Tae jest przewidywalny jak małe dziecko. - Yoongi ja... - zwrócił się ciałem w moim kierunku, rozglądając przy tym wszędzie wokół jakby siedział na szpilkach. - ...chyba coś czuję do pewnej dziewczyny.

Za dużo emocji jak na jeden dzień.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top