[1]

KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ



- Kawy, kawy, kawy. - wszedłem do kuchni, zaspany jeszcze, tak jak zawsze z rana.

Mama stała już przy kuchence, smażąc jajecznicę, na którą na razie i tak nie miałem ochoty. Potrzebowałem porządnej dawki kofeiny do krwi, żeby móc jakkolwiek funkcjonować. Jakie szczęście, że miesiąc temu coś napadło moich rodziców i kupili wreszcie ten ekspres. Chociaż to i tak dziwne, że dopiero teraz. W moim domu pije się więcej kawy niż wody.

Wcisnąłem kilka guziczków, uprzednio kładąc na miejsce kubek i poszedłem się jeszcze wysikać. Kiedy wróciłem kawa stała już piękna i parująca na stole, a obok talerz z jajecznicą i tostem z masłem.

- Zapraszam na śniadanie, panie absolwencie. - napomniała mnie mama, kiedy przystanąłem na moment. Chyba przysnąłem stojąc.

- Jeszcze nie panie i jeszcze nie absolwencie. Za rok, proszę bardzo. - zaśmiałem się, siadając do stołu, obok mamy i naprzeciwko taty, który czytał akurat gazetę jak każdego ranka. - Co tam w wielkim świecie? - zapytałem, biorąc po chwili pierwszego łyka.

- A wiesz, że nic się specjalnie nie zmieniło. - odłożył czasopismo na bok. - Tylko ceny wszystkiego znowu rosną. - westchnął.

- Słabizna. - wziąłem w dłoń widelec i zacząłem jeść. Niedosolona jak zwykle. Sięgnąłem po sól.

- Dopóki mamy co jeść chyba jest w porządku. - zaśmiał się, biorąc do ręki swój kubek kawy. - Ymm, odwieźć cię do szkoły?

- Dzięki, ale się przejdę. - na szybko zjadłem tosta, po czym wyjadłem jeszcze pół talerza jajecznicy i wstałem od stołu, unosząc kawę, której wypiłem kilka łyków na raz. - Dobra, będę się zbierał.

- Miłego dnia. - zawołał za mną tata.

- Powodzenia, skarbie. - dodała mama, kiedy już byłem w przedpokoju, zakładając buty.

- Tak, ciąg dalszy męczarni. - odparłem, wzdychając. - Do potem.

***

Wyciągnąłem z uszu słuchawki, stając przed budynkiem mojego 'kochanego' liceum, do którego naprawdę nie miałem wtedy ochoty wchodzić. Serio, było co najmniej jakieś 134 rzeczy, które wolałbym teraz robić. Plus minus 10, tak dla jasności.

Rozejrzałem się wokół, żeby wychwycić jakichkowiek ludzi, z którymi miałem chęć rozmawiać pierwszego dnia szkoły. Ale nikogo nie było. Wręcz przeciwnie, przed wejściem stał Martin, rozdający ulotki. Kujoni z fizyki zawsze szukali jakichś duszyczek do klubu fizycznego. I zawsze się mnie czepiali, bo akurat z tego mi dobrze szło.

Więc zachowałem się jak debil. Nic nowego w sumie. Wyprostowaną dłoń ułożyłem po jednej stronie twarzy, w tym samym czasie odwracając głowę na bok, licząc na to, że mnie nie pozna. Ale wokół chodziły same czystej, amerykańskiej krwi osiłki. A ja wzrostu na loterii nie wygrałem.

- Czołem, mój ulubiony azjatycki kolego! - naprawdę nie wiecie jaką ochotę miałem mu walnąć. Tak. On tak zawsze zaczynał rozmowę.

- Cześć Martin... - słyszycie tę niechęć w moim głosie? Ona razi!

- Słuchaj Yoongi, wiem że już się pytałem... - i to nie jeden raz. - ...ale może dołączysz do naszej rodziny? No wiesz, ważne jest, żeby rozwijać swoje talenty. A ty widocznie masz talent do fizyki.

- Dobra, wstąpię tam. - wszedłem do szkoły, gdzie panował już niemały szmer. On oczywiście za mną.

- Serio?! - cały się rozpromienił.

- Nie. - podszedłem do szafki, zostawiając go w tyle.

No, czystością to ona nie świeciła. Ale w sumie... czy się zdziwiłem? Prędzej bym się przeraził, widząc porządek właśnie. Szybko i sprytnie wyciągnąłem z szafki potrzebne książki, unikając lawiny reszty i zamknąłem drzwiczki, zanim zdarzyłaby się katastrofa.

Przeżyłem zawał, natykając się na rozmarzoną twarz Jimina, opierającego plecy o inne szafki i patrzącego w sufit jak dziecko szczęścia.

- Założył te cudowne jeansy, które tak idealnie podkreślają jego umięśnione nogi. - położył sobie dłonie na sercu. - Wiesz, że wciąż mam motylki w brzuchu jak na niego patrzę?

- Ile to już? 3 lata? - przewróciłem oczyma.

- 5. - zaczęliśmy iść w kierunku sali, do której zmierzałem. Nie wiem gdzie lekcje miał Jimin, ale widocznie chciał mi jeszcze powzdychać przy uchu, bo dotrzymywał mi kroku.

- 5 lat? - zagwizdałem. - Uparty jesteś.

- Po prostu go kocham. I wiem, że któregoś dnia uświadomi sobie, że on też mnie kocha. Jesteśmy sobie pisani, ja to czuję, Yoongi. - zawiesił mi się na ramieniu.

- A to nie on zaczął teraz chodzić z Jessicą Adams? - spojrzałem na niego, unosząc brew.

- Ta. Może. Zresztą, nieważne! To tylko Jessica Adams. Jestem od niej o wiele lepszy.

Rozczulał mnie czasem, naprawdę. Ten jego upór był taki dziecinny, a jednocześnie śmieszny. Ale cóż, taki właśnie był Jimin. Jak już na coś się uparł to choćby się waliło i paliło, on nie zrezygnuje.

- No nie wiem, Jimin. Jungkook jest hetero.

- Hetero to zero, a że Jungkook nie jest zerem to na pewno nie jest hetero. - założył ręce na krzyż. - Poza tym, widziałem jak na mnie patrzył. - stanął przede mną, zagradzając mi drogę. - Wiesz jak?! Jakby chciał mi powiedzieć 'hej'. Ale nie takie 'hej', że 'hej', a takie raczej 'hej kocie, mrau'. - o mało co nie piszczał. - No Yoongi, przez niego się rozpływam!

Zaśmiałem się. Życzyłem Jiminowi jak najlepiej, ale jego związek z Jungkookiem był trochę jak jednorożce. Słodki, ale nie istniał.

- I co, powiedział w końcu to 'hej'?

Zmieszał się, kiedy jego hart trochę zniknął.

- No ostatecznie to nie. - szczerze mówiąc spodziewałem się tego. - Ale mamy razem matmę!

Aż mną potrząsnęło. Czyżby Jimin wreszcie zdobył się na tą odwagę i postanowił zaprzestać bezsensownego wzdychania do poduszki, myśląc o Jungkooku, a zrobił krok naprzód? Zapytał się go o lekcje?

- Rozmawiałeś z nim?

- Pojebało cię?! - zapewne. Jimin to jednak Jimin. Nie pamiętam kiedy ostatnio zamienił słowo z Jungkookiem. - Po prostu sprawdziłem jego plan.

Machnąłem dłonią na tego stalkera. Niech se robi co chce, mnie ten jego urojony związek przerastał już od dawien dawna. Chociaż ja na jego miejscu na pewno już bym się z Jeonem rozmówił, ale w sumie łatwo tak mówić, z drugiej strony. To nie ja od 5 lat kocham chłopaka, który nawet nie powie mi 'hej'.

- Powiedz lepiej, czy widziałeś gdzieś Taehyunga? - chyba miałem z nim pierwszy angielski. A wypadało zająć jakieś wspólne miejsca. Chociaż... nikt i tak nie usiadłby ani koło mnie, ani koło Tae.

- A gdzie on może być? - sarkazm walnął mnie w twarz. - Albo jeszcze śpi, albo jeszcze śpi, ale już w klasie.

W sumie.

- Hej ludzie. - podszedł do nas Hoseok, trzymający w dłoni kartonik truskawkowego mleka.

- Przecież nienawidzisz truskawek. - odezwałem się.

- Ta, ale wiesz. Nowy rok, a dostawa mleka będzie pewnie w czwartek. - zaczął je siorbać tak głośno, jak te maszyny, co ryją w betonie. - Dlaczego jesteście tak sami, we dwójkę?

- A z kim mamy być? - ludzie unikali nas szerokim łukiem. I to bynajmniej nie z uwagi na rasę. Inni naszego pokroju dobrze sobie radzili z akceptacją. - Jimin to przegryw i ukryty gej, Taehyung to dziecko gier komputerowych i komiksów z Marvel'a, ty jesteś dziwakiem, a ja jestem najnudniejszą osobą na świecie.

- Nie jestem gejem. Jestem Jungkookoseksualny.

- Ta. Jak wolisz. - znów machnąłem na Jimina ręką. Ale z nim to się czasem inaczej nie dało.

- A... właśnie... gdzie jest Tae? - Hosiek rozejrzał się zaciekawiony i jakby speszony lekko.

- Cytując Parka, 'albo jeszcze śpi, albo jeszcze śpi, ale w klasie'. - poprawiłem torbę na ramieniu. - A co?

- E... nie nic w sumie. - zarzucił ramionami. Mówiłem, że dziwak.

Hoseok często mówił zupełnie od rzeczy. Wyobraźcie sobie, że mówicie wykład mający na celu zmniejszyć głód na świecie, a ktoś nagle zaczyna krzyczeć 'my little pony '. Śmieszne, ale czasem irytujące. Mimo to uwielbiam go.

- Dobra chłopaki, spadam na lekcję. - zatrzymałem się przed salą, stając naprzeciw Jimina i Hoseoka. - Do później czy coś. - machnąłem im dłonią.

Rzucili mi przy tym 'na razie', po czym sobie poszli. A ja ruszyłem zająć jakieś najbardziej wycofane od tablicy miejsce, które wciąż było wolne. Ale zrezygnowałem z tego pomysłu, kiedy zobaczyłem, że w trzeciej ławce od przodu, przy oknie, na blacie rozkłada się Taehyung, patrząc się w jakiś obojętny punkt z traumatycznym wzrokiem.

- A tobie co? - rzuciłem plecak obok jego twarzy, siadając po chwili w jednej ławce.

- Virtusi wczoraj przegrali mecz. Nie dostaną się nawet do półfinałów. Rozumiesz Yoongi? - podniósł się. - Nawet do półfinałów.

No tak. Tae to internetowy świr. Ale nie w takim sensie, że co minutę wrzuca zdjęcie na instagrama. Gry online, śledzenie jego ulubionej drużyny i poznawanie przez tumblr'a ludzi, którzy tak jak on shipują te, a nie inne postacie z anime. Ale jeszcze nigdy nie znalazł w ten sposób przyjaciela. Takie znajomosci trwały zwykle u niego około 4rech dni.

- Ehh... - postanowiłem szybko zmienić temat. Ja nawet nie wiem o jakich półfinałach on mówił konkretnie. - Hosiek o ciebie pytał. - wyciągnąłem zeszyt i długopis na ławkę, po czym zrzuciłem plecak na podłogę.

- Kochany... pisaliśmy wczoraj do późna, ale przestałem mu odpisywać jak mecz się skończył. - znowu położył głowę na blacie, stykając z nim policzek. - Matka siłą zaogniła mnie dzisiaj do szkoły. - westchnął. - Yoongi, czy to już depresja?

Raczej autyzm.

- Po szkole pójdziemy na kawę. - klepnąłem go w plecy.

- Zawsze chodzimy po szkole na kawę.

- Bo kawa jest zajebista. - this.

- Nie mam czasu. Mam w planach spotkanie ze sznurem.

Tak, Tae jak zwykle dramatyzuje. On nie jest taki zawsze, jakby co. Na codzień jest mega żywiołowy i... specyficzny dość. To chyba idealna osoba, na takie bezcelowe rozmowy po nocach. Kiedy nie ma już tematów, Jimin śpi lub masturbuje się do zdjęć Jungkooka, a ty chcesz z kimś zgłębiać naturę wszechświata. No po prostu czasem bywa niezastąpiony.

- Ładny chociaż ten sznur? - zaśmiałem się, otwierając zeszyt.

- Niczym ja. - uśmiechnął się po raz pierwszy.

- Szpetny?

Tae nie zdążył odpowiedzieć, bo rozmowę przerwał nam dzwonek, wraz z którym, jak zawsze na czas, do sali wszedł pan Kennedy.

- Spokojnie, ja nie chcę tu być nawet bardziej niż wy. - oświadczył, rzucając teczkę na biurko.

- Pieprz. Się. - dopiero wtedy odparł mi Taehyung.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top