9 - make love with me

Wierzyłem święcie w świat kalejdoskopu, cekinów i cyrku, nie podejrzewałem żadnych sztuczek, nie obskrobywałem niczego paznokciem, żeby sprawdzić, czy prawdziwe. Bo nie wolno niczego skrobać ani sprawdzać. Bo jak się świat trochę poskrobie, to zaraz cały zaczyna się paskudzić jak rozgrzebana ranka, i już jest do wyrzucenia. Wszystko zżera gangrena.

~Michał Witkowski: "Fototapeta"



Od zniknięcia Namjoona mija drugi tydzień. Z początku każdy trochę panikował. Namjoon nie pojawił się na naszych wspólnych śniadaniach raz, drugi, trzeci, aż w końcu powiedziałem im, że na czas jego nieobecności to ja przejmę pałeczkę. Od tamtej pory ciągle jestem na posterunku, by w razie czego dopilnować całego cyrku, by załatwiać interesy tak, jak to było robione do tej pory. Z tym, że zamiast RMa do namiotu wchodzi JK, a w sprzedaży euforii uczestniczę bezpośrednio, a nie tylko czekam przed wejściem. Nie wiem, co jest trudniejsze.

Z jednej strony jest cyrk i występy, do których muszę być przygotowany. Nauczyłem się już sztuczki z królikiem i publiczność jest nią zachwycona. Umiem całą tą gadkę o magii, w którą wierzą dzieciaki. Wydaje mi się, że na razie sobie radzę, to samo powtarza mi Jimin. Z drugiej strony są obowiązki dotyczące innej euforii, niż tej, którą doświadczają dzieciaki.

- Tae, może trochę ciaśniej tu z boku? - proponuje Jimin, a ja tylko wzdycham. Stoję już dobrą godzinę w namiocie Taehyunga, który postanowił uszyć mi jeszcze jeden strój na występy. Więcej cekinów, więcej czerni. Nawet cylinder postanowił obszyć innym materiałem. Jimin wstaje z pufy i podchodzi do nas. Wyjmuje spomiędzy warg Tae agrafkę i wpina ją gdzieś z lewej strony. - Odstawało. Możesz to przyszyć?

- Jiminie, daj mi pracować, jeszcze nie skończyłem.

- Chciałem pomóc.

- To siedź i się nie odzywaj - burka chłopak, a Jimin przekręca oczami, ale ostatecznie siada. Od wyjazdu Namjoona Taehyung jest drażliwy. Byle słówko może wywołać wojnę. Nie wiem, czy bardziej chodzi o to, że w ogóle zostaliśmy bez dowódcy, o to, że ten zabrał słodką Jisoo, czy o to, że Seokjin cały swój gniew przelewa na zmianę na swojego brata i na mnie. Z tym, że ja nic sobie z tego nie robię. Dopóki wychodzi wieczorami na scenę i śpiewa to jego obrażalskie odzywki mnie nie obchodzą. - Nie za ciasno, Jeongguk?

- Jest dobrze - odpowiadam, a Tae coś jeszcze przycina, ostatecznie biorąc do ręki igłę i nitkę. Nie mija kilka minut, a każe mi zdjąć górę od stroju, by się teraz nie pogniotła.

- Pelerynka jest już w porządku. Hoseok obiecał coś zrobić z tymi butami, więc zapytaj go potem, czy już to zrobił. Nie będziesz kolejny raz wychodził w tych obrzydliwych, czarnych mokasynach.

- Nie są obrzydliwe - wtrąca się Jimin, ale Tae ignoruje go, wspominając po chwili coś o spodniach.

Rozbieram się, by oddać Kimowi strój sceniczny. Tae gapi się na czerwone plamy na mojej szyi, a potem przenosi wzrok na Jimina, ale nie komentuje tego. Zakładam z powrotem swoją koszulę i spodnie. Taehyungowi zostało jeszcze sporo pracy przy moim stroju, a szczególnie przy górnej jego części. Nie wiem, po co są te świecidełka, ale to Tae jest tu krawcem i nie mam zamiaru się z nim sprzeczać, zwłaszcza, że atmosfera i tak jest już napięta. Dziękuję mu, a potem Jimin wyciąga mnie na zewnątrz, prowadząc nas przez alejki do naszego namiotu.

Wiem, że Jimin ma już dość, ale nie mogę odmówić kolejnym osobom, które zaczepiają mnie po drodze. Ben mówi, że oświetlenie znów zawodzi, Erynie wspomina o chorobie naszego akrobaty, a Samuel martwi się, że niedługo zdechnie nam kolejny królik. Przepraszam więc Jimina i idę po kolei zająć się tym, czym muszę. Do lamp wołam kilku ludzi, którzy powinni coś na to poradzić i daję im pieniądze na zakup nowego sprzętu. Pożyczam im jedno z aut, by mogli załatwić to jeszcze dzisiaj. Zaglądam do namiotu akrobaty. Jaden dużo kaszle i jest bardzo blady, a zajmująca się nim Helen mówi, że z następnych trzech występów nici. Idę więc do Lele, kazać jej przygotować jak najszybciej dodatkowy występ na linach, by jakoś wynagrodzić publiczności brak jednego z głównych elementów show. Jeśli chodzi o króliki to idę z tym problemem do Hoseoka, przy okazji mówiąc mu też o butach.

- Będziesz miał je na jutro, Jeongguk. Dziś już nie wyrobię się z tym. A jeśli chodzi o nasze Trusie to obawiam się, że całe stadko złapało jakieś choróbsko - odpowiada mężczyzna, wyraźnie zmartwiony stanem zwierząt. - Najlepiej będzie pozwolić im spokojnie odejść i dopiero wtedy szukać jakiejś nowej gromadki. Zajmę się tym, nie martw się. Wiem, że masz teraz dużo na głowie, ale świetnie sobie radzisz - mówi, co podnosi mnie trochę na duchu. Cały czas mam wrażenie, że staję na głowie, ale czasami nie widać tego efektów. Zastanawiam się, czy Namjoon lepiej sobie z tym wszystkim radził. - A swoją drogą... - zaczyna jeszcze Hoseok, kiedy kieruję się już do wyjścia. - Wiem, że każdy cię o to pyta, ale nie wiesz kiedy oni wrócą, prawda?

- Namjoon niczego mi nie zdradził. Mówił, że to nie zależy do końca od niego - tłumaczę zgodnie z prawdą, ale Hoseok nie jest tą odpowiedzią usatysfakcjonowany. Macha tylko ręką, jakby dając znać, że to nieważne. - Tęsknisz za Jisoo? - pytam, a wtedy on patrzy na mnie zaskoczony, jakby nigdy nie przypuszczał, że ktoś może zauważyć maślane oczy dziewczyny, kiedy tylko on sam pojawiał się na horyzoncie. - Nie powiem nikomu, jeśli o to chodzi.

- Ach, nie. To... - mówi, ale przerywa na moment. Szuka odpowiednich słów. - Jisoo jest naprawdę piękna, jak z resztą cała jej rodzina. Jest całkiem miła. Tylko, że to raczej nie to. Doceniam to, że pomaga mi przy zwierzętach, ale martwię się o nią, bo jest dla mnie bardziej jak siostra, niżeli jako kochanka. Nigdy mnie nawet nie pocałowała. Boję się tylko o to, że z Namjoonem nie będzie raczej bezpieczna.

- Co masz na myśli?

- Spójrz tylko na osoby, które są blisko niego, Jeongguk. Seokjin to najgorsza osoba, jaką znam, a Taehyung popada w obłęd. Z Jisoo będzie tak samo, o ile już nie stała się przez niego zgorzkniała.

- Chyba za bardzo obwiniasz o to Namjoona - mówię, bo choć nie chcę go bronić to uważam, że całe rodzeństwo Kim oprócz wyglądu ma jedynie niezadowolenie na twarzy. Czasami wyjątek robi Taehyung, ale z nim faktycznie jest coraz gorzej.

- Ja wiem, że to po prostu jest jego wina. Po tym, co on z nimi cały czas robi to się nawet nie dziwię.

Przez chwilę tylko się na siebie patrzymy. On nie wie ile może jeszcze powiedzieć, a ja nie wiem, czy wypada mi pytać. Wiele już wiem. Jimin jest plotkarzem, ale wiadomo, że zawsze jest kilka wersji tej samej historii.

- Masz żal do Namjoona? - pytam w końcu, a on znów macha dłonią, jakby chciał zakończyć ten temat. - Możesz mi powiedzieć - dodaję, choć nie sądzę, by mogło to pomóc. O dziwo, Hoseok odważa się mówić.

- Namjoon jest dla nas jak dobry ojciec. Dla mnie, dla ciebie, dla Jimina. Daje dom tym, którzy z jakiegoś powodu go nie mają. Z rodziną Kim było nieco inaczej.

Próbuję wyczytać coś z ekspresji Hoseoka. Wkraczamy na niebezpieczne tereny. Nie wolno rozmawiać o życiu przed cyrkiem. Nie upominam jednak mężczyzny, choć może powinienem. Z zastępcy Namjoona staję się teraz ciekawskim Jeonggukiem.

- Oni byli tu od początku i na pewno pozostaną do końca, choć ludzie gadają, że nie są tu z własnej woli.

- Gdyby nie byli, mogliby w każdej chwili uciec. Chociażby teraz.

- Myślisz, że Taehyung uciekłby, wiedząc, że jego młodsza siostra jest niewiadomo gdzie, może nawet na końcu świata z tym człowiekiem? - pyta, a ja przełykam ślinę. Wiem aż za dobrze jak działa ten instynkt, każący ci bronić rodzeństwo, a szczególnie to młodsze, wymagające opieki. Sam trwałem w mojej rodzinie tylko dlatego, że moi bracia do jakiegoś czasu stanowili dla mnie tą lepszą część świata. - Może ci się zdawać, że Tae i Jin się nienawidzą i jest w tym nutka prawdy, ale z braćmi już tak jest, że rzucają w siebie talerzami, ale ostatecznie stają za sobą murem.

- Nie zawsze - opowiadam, zaraz karcąc się za to w myślach. Nie powinienem nic mówić. Powinienem się zamknąć i słuchać.

- W ich przypadku chyba jednak tak to działa, a przynajmniej ze strony Tae. Zawsze mi się wydawało, że z ich trójki to on jest najbardziej poszkodowany.

- Poszkodowany?

- Siedzi w namiocie i szyje, a jego jedyna rozrywka to igły i skrawki materiału. Ewidentnie ciągnie go do Namjoona, ale ten posuwa naszą wielką gwiazdę, w dodatku tak utalentowaną. Gdy Seokjin śpiewa, każdy słucha. Teraz Jisoo powoli zastępuje Jina i Taehyunga to boli, bo jego kolejka ominęła. Jisoo przecież też występuje. Publiczność wstrzymuje oddech, a potem klaszcze, kiedy ta trafia zawsze do celu. Tylko Taehyung nie stał nigdy w świetle reflektorów i nigdy nie poczuł ust Namjoona na swoich ustach.

- Jisoo wolałaby na swoich raczej twoje, niżeli Namjoona.

- To nie zmienia sytuacji Tae. Znasz jego paranoje. Martwi się o wszystkich trzy razy bardziej niż powinien, a teraz będzie mu jeszcze trudniej, kiedy nie wie, co dzieje się z siostrą, jego ukochanym, ale nigdy nie zdobytym Namjoonem i Yoongim, który w tym całym pieprzonym cyrku też ma swoją rolę.

- A co ma Yoongi do Taehyunga?

Hoseok zaśmiał się i to chyba jest koniec rozmowy, bo nie dość, że pewnie przypomina sobie, że nie powinien tyle plotkować, a szczególnie o Namjoonie, to jeszcze nie chce poruszać kolejnego tematu, o którym ja nie mam za bardzo pojęcia.

- Im mniej wiesz...

- ... tym lepiej śpisz - dokańczam za niego, a potem żegnamy się i wychodzę, musząc dalej wykonywać swoje obowiązki.

Zajmują mi one prawie cały dzień, bo dopiero na godzinę przed występem mogę spokojnie się wykąpać i biec do wcześniej obgadywanego Taehyunga, by ten założył na mnie moje sceniczne wdzianko, jak to mawiał Jimin. Jimin, który chyba się obraził, że kolejny dzień nie miałem dla niego czasu, bo unika mnie jak tylko może. Są tego jednak pewne plusy. Jestem z Tae sam na sam i mogę skorzystać z tego, że nikt nas nie podsłuchuje. Słowa Hoseoka zajmują moje myśli, biegają mi po głowie, a ja nie wiem, ile z tego, co usłyszałem mogę brać za pewniak. Kiedy Tae zakłada mi cylinder, zwracam się do niego.

- Nie chciałeś nigdy występować na scenie? - pytam, wzruszając ramionami, by chociaż udawać, że to pytanie nie ma żadnego podtekstu. Tae wytrzeszcza oczy, otwiera usta i chyba nawet lekko się wstydzi.

- Niczego niesamowitego nie potrafię, więc raczej nie - odpiera zmieszany, drapiąc się po szyi, przez którą przewieszona jest miara krawiecka. - Czemu pytasz?

- Bo Jisoo i Seokjin występują. A lukę w harmonogramie przez twoją siostrę zajął teraz kolejny klaun umiejący żonglować. Myślałem, że występy Kimowie mają we krwi.

- Przykro mi, Jeongguk, ale niczego nie potrafię poza szyciem. Wiesz, że jestem raczej niezdarą - śmieje się lekko, uśmiechają do mnie.

- Ja też niczego niesamowitego nie potrafię.

- Umiesz wyciągnąć królika z kapelusza, a to już coś - mówi, więc poddaję ten temat i tak musząc już wychodzić.

Czeka na mnie sala pełna dzieci i ich rodziców. Widzę ich uśmiechnięte twarze, a oni widzą mnie, kiedy tylko reflektor kieruje swoją uwagę na mnie. Teraz jest cicho. Mówię wyuczoną formułkę, stwarzając klimat, jaki do tej pory stwarzał tu RM.

- Panie i panowie - mówię, patrząc po calutkiej widowni. - Dziś przeżyjecie coś wspaniałego, coś osobliwego, coś niesamowitego. Nasze show oferuje państwu rozrywkę na najwyższym poziomie. Przed wami cyrkowcy Ogrodu Euforii. Bądźcie czujni! - mówię głośniej, opierając się o laskę, ale tylko na moment. Punkt kulminacyjny. Zdejmuję z głowy kapelusz, wystawiam rękę i wyjmuje z niego białego królika, o czerwonych oczach, którego jest to najprawdopodobniej ostatni występ w życiu. Dobrze się spisałeś, Snowfalake, myślę. - Bo możecie uwierzyć w magię.

Chowam królika z powrotem do kapelusza i odchodzę, oddając zwierze Hoseokowi zaraz za kurtyną. Na sali jest wielkie poruszenie, bo kilku klaunów zaczyna biegać po scenie. Gra muzyka i dzieci najpewniej przeżywają naprawdę miły wieczór. Za kulisami sprawdzam, czy wszystko gra. Połykacze ognia są już gotowi na swoją kolej, a koń którego trzyma teraz asystentka Hoseoka grzecznie czeka przed namiotem. Cała reszta wydaje się być przygotowana. Brakuje mi jedynie mojej najjaśniejszej gwiazdy, czyli Jimina, który do swojego występu ma jakieś dwanaście minut. Pytam więc Juliet, naszą pomocną dłoń w organizacji, która rozmawia teraz z Lele, która na szczęście zdążyła coś przygotować na lukę po akrobacie, gdzie podziewa się Jimin, a ona wskazuje palcem na nasze małe, wyjście z namiotu tylko dla cyrkowców. Idę więc tam i zastaję chłopaka w swoim ulubionym srebrnym stroju, siedzącego na ziemi i patrzącego w gwiazdy, księżyc i wszystko to, co niebo ma do zaoferowania nocą.

Siadam obok. Jimina twarz świeci się od brokatu, a jego różowe usta ułożone są w podkówkę i bynajmniej nie jest to radosna podkówka.

- Zaraz wychodzisz - mówię, a on patrzy na mnie nadal smutny i niezadowolony.

- Zdążę - mówi, a ja czuję się winny, że cały dzień musiałem zajmować się wszystkim innym tylko nie nim samym.

- Przepraszam, jeśli dziś było ci beze mnie smutno.

- Zanim się tu pojawiłeś trzy lata temu jakoś musiałem sobie radzić. Nic mi nie jest.

- To czemu na twojej pięknej twarzy nie widzę uśmiechu? - pytam, a Jimin wzdycha głęboko, łapiąc mnie za rękę. Trwamy przez chwilę w tej ciszy, a ja cierpliwie czekam na jego odpowiedź.

- Jesteś już taki dorosły, Jeonggukie. Nie jesteś już tym wystraszonym dzieckiem. Teraz chodzisz sobie po cyrku jak gdyby nigdy nic, zabawiasz publiczność, służysz pomocą każdemu z nas i jeszcze załatwiasz całe te "interesy" - mówi, pokazując w powietrzu cudzysłów. - Patrzę na ciebie teraz nie jak na ewentualny romans. Naprawdę dużo o nas myślę, wiesz?

- Ja o nas też. Jiminie, wiesz, że na nikogo nie patrzę, tylko na ciebie.

- Po prostu boję się, Jeonggukie - przyznaje, a ja jeszcze mocniej ściskam jego drobne palce. - Boję się, że kiedyś ode mnie odejdziesz, że kiedyś to się skończy.

- Nie zostawię cię.

- Kiedy dowiesz się prawdy to odejdziesz - mówi Jimin, a ja podnoszę się lekko, by móc patrzeć w jego oczy. Obawiam się. Nie wiem, do czego ta rozmowa zmierza. To brzmi tak poważnie, że od razu mam w głowie same czarne scenariusze.

- Prawdy o czym?

Tego wieczoru nie dowiaduję się niczego więcej. Jimin idzie na występ, a po nim kłaniamy się publiczności i wraz z tymi, którzy nie muszą już obsługiwać płatnej części naszego terenu z resztą atrakcji idziemy na kolację, którą popijamy różnym alkoholem. Jak zwykł to robić Namjoon, teraz ja dziękuję im za ich ciężką pracę i mówię, że naprawdę byli świetni. Myślami jestem gdzie indziej. Nadal gubię się w słowach najpierw Hoseoka, potem Jimina. Ten drugi podczas kolacji łapie znów moją dłoń, a kiedy na niego spoglądam całuje mnie mocno i namiętnie, prosto w usta, a każdy z naszej rodziny cyrkowców bije brawo, niektórzy gwiżdżą, jakby chcieli powiedzieć "w końcu".

Całujemy się, idąc do namiotu. Całuję go kiedy obaj leżymy na łóżku. Jego słodkie, choć smakujące trochę wcześniej wypitym bimbrem usta są uzależniające. Cały ten czas mam go tak blisko siebie, skóra przy skórze, że nie ma miejsca między nami nawet na kawałek kartki papieru.

Jimin jest przepiękny w każdej z tych chwil. Jego całe ciało lgnie do mnie, więc w końcu rozbieram go, chcąc pokazać mu, że chcę o niego zadbać, że mogę to zrobić i, że jeśli tylko będzie chciał to spełnię każde jego życzenie.

Jego sutki robią się twarde, kiedy biorę je między wargi. Jimin wzdycha, a ja łapię mocniej za jego biodra i schodzę z pocałunkami niżej. Całuję jego płaski brzuch, wolny od włosów, a potem jego wystające kości. Jest mi tak gorąco, że naprawdę płonę, ale Jimina skóra ma tak samo wysoką temperaturę.

- Kochaj się ze mną - prosi, kiedy palcami jeżdżę po jego udach. Unosi się na łokciach i obejmuje mnie za szyję. Kładę się na nim i znów się całujemy, jego język w szalonym tempie ociera się o ten mój, staram się za nim nadążyć.

Oprócz nas nie ma nikogo, a w mojej głowie jest wspomnienie tylko jego imienia. Trochę się boję, ale nie mogę się doczekać tego co będzie dalej. Długo zwlekałem, długo kazałem mu na siebie czekać, bojąc się tego, że mogę znów stać się sobą sprzed paru lat, ale teraz wiem, że do tego nie dojdzie. Nie dam po sobie pokazać, że w mojej głowie dzieje się coś złego, bo naprawdę teraz nie myślę o tym co było. Teraz chcę być skupiony na nim, chcę widzieć go, czuć go i kochać się tylko z nim, bo nie ma nikogo ważniejszego. Nie ma nikogo piękniejszego.

Jimin zrzuca mnie z siebie i teraz to ja jestem na plecach. Siada na moich biodrach i widzę, jak bardzo różowe są jego policzki. Pewnie od alkoholu. Dłonią sunie wzdłuż swojego torsu, zatrzymując się na stojącej męskości, po której porusza się kilka razy. Drugą rękę przystawia do ust i nabiera na nią śliny, by później sięgnąć do tyłu, do swoich pośladków. Później czuję, jak łapie między palce mojego penisa i powoli wsuwa w siebie, aż przymykam oczy. Nie spodziewałem się, że to może być tak przyjemne, że to uczucie potrafi tak obezwładnić. Wnętrze Jimina jest ciasne, mokre od śliny i gorące i przez chwilę nie wiem, jak sobie z tym poradzić, bo po prostu szaleje. Sapię ciężko, kiedy Jimin obsuwa się na sam dół, przyjmując mnie całego. Jęczy przy tym tak pięknie, że nawet w najmniejszym stopniu nie przypomina to prośby o zaprzestanie, bolesnego krzyku, czy płaczliwego pisku.

- Mmmmm, tak dobrze... - mówi, zaraz kładąc ręce na moim torsie, by się podeprzeć. Jeździ nimi po moich mięśniach, więc wiem, że podoba mu się to, co widzi. Potem odchyla do tyłu głowę i robi pierwszy ruch ku górze, szeroko otwierając usta. - Ach, Jeonggukie... - sapie, znów opadając.

- Jesteś taki piękny, kochanie - mówię, a on zagryza dolną wargę. Jego szczupłe ciało powoli zaczyna płynnie się poruszać, bez większego problemu dając sobie ze mną radę.

Jimina pośladki pracują, uderzając co rusz o moje uda podczas opadania, przez co w namiocie słychać tylko ten odgłos pomieszany z naszymi sapnięciami. Jest mi tak dobrze, że zaczynam żałować, że dopiero teraz się na to odważyłem, choć ten stosunek i tak był zasługą Jimina. Jego wypracowane przez treningi nogi zdają się nigdy nie męczyć, kiedy chłopak coraz to szybciej i chaotyczniej się unosi i opada, ujeżdżając mnie, jakby robił to codziennie, cały czas, jakby był w tym mistrzem, a ja jedne co mogę robić to szaleć w środku i nic więcej. Napawam oczy jego widokiem, a miny które czasami mi posyła sprawiają, że z każdym jego ruchem jestem coraz bardziej na skraju.

Nigdy nie zdarzyło mi się czuć dobrze z ojcem. Nigdy. Nawet jeśli często wchodził we mnie mocno, uderzając w słabe punkty, przez które na moment robiło mi się czarno przed oczami to maskował to strach. Strach, wstyd, ból i jego ostre słowa, raniące czasami tak samo brutalnie jak każde pchnięcie.

Teraz jest zupełnie inaczej. Teraz to nie ktoś bierze mnie i upokarza. Teraz nie ma mowy o upokorzeniu. Teraz to Jimin zadawala mnie swoim ciałem, a nie moim ciałem ktoś zadowala siebie. Teraz chcę więcej i więcej, a nie modlę się o szybki i możliwie najłagodniejszy koniec. Jest mi cholernie dobrze, tak dobrze, że cała ta gama emocji zalewa mnie, nie pozwala mi racjonalnie myśleć. A kiedy znów widzę jego zamglone spojrzenie, jego zagryzione usta i czuję, jak nabija się raz po raz, po prostu nie wytrzymuję i czuję coś, czego wcześniej nigdy nie czułem. Sapię głośno, zaciskając swoją dłoń na jego udzie i zaciskam powieki. Jimin nie przestaje się poruszać, przez co cała ta przyjemność zostaje jeszcze przedłużona. Nie mogę myśleć, nie mogę nic. Jedyne słowo, które mam w głowie to jego własne imię. Obija się, jak echo w mojej czaszce. Kiedy uchylam powieki, widzę jak zamazany mam obraz. To przez łzy, które nagle nagromadziły się w moich oczach.

Dopiero teraz, kiedy jest po wszystkim, czuję jak bardzo chcę mi się płakać. Jak te uczucia nachodzą na mnie, jak moje myśli koncentrują się wokół tego, że w końcu jestem wolny, że jestem ważny, że jestem człowiekiem, jak każdy inny i to nie ból jest tym, na co zasługuję. Płaczę, choć bardzo nie chcę, bo to niepokoi Jimina. Nadal siedzi on na moich biodrach, nadal w nim jestem, a on pochyla się, łapie moją twarz w swoje dłonie i spokojnie, powoli mnie całuje.

- Ciiii - szepta, po chwili całując także mój mokry policzek. - Wszystko dobrze, wszystko dobrze, kochanie - powtarza mi, a ja obejmuję szczelnie jego ciało, tak że znów mocno do siebie przylegamy.

Jimin nie ocenia, nie wyśmiewa się, nie pyta "dlaczego?". Jimin po prostu trwa, zostaje przy mnie i rozumie, choć bez słów jest raczej trudno. A ja jestem teraz tak niesamowicie szczęśliwy, bo w końcu przezwyciężyłem cały ten strach, który zżerał mnie od środka.

- Kocham cię - mówię, aż do samego rana nie pozwalając mu odsunąć się o krok.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top