8 - chasing after rabbit

Wiedziałem, że nikt nigdy nie był winny temu, że ludzie popadają w nałóg. Oni sami są odpowiedzialni za ich własne zachowanie. Nie jest za to odpowiedzialny diler, przyjaciel czy dzieciństwo.


~Anthony Kiedis


Wracamy z restauracji. Parkuję tam, gdzie zawsze stoi samochód Namjoona, więc oczywiście jest miejsce. Widać już pierwsze auta przed cyrkiem, najpewniej czekające na rozpoczęcie show, ale do niego zostało jeszcze sporo czasu. Wysiadamy z wozu i łapię Jimina za jego drobną rękę. Idziemy w stronę wejścia i już po drodze widzę, że coś jest nie w porządku. Wśród aut dostrzegam te dwa szczególne – policyjne z wyraźnym napisem, z kim mamy do czynienia i dwoma kogutami, jak na razie wyłączonymi. Kłopoty? Myślę, że może jest szansa na to, że policjanci zwyczajnie przyjechali do cyrku. Może mają żony, czy kilkoro smyków, którzy będą cieszyć się na widok klaunów? Ale moje nadzieje szybko zostają rozwiane, kiedy widzę, że jeden z mężczyzn w służbowym mundurze pokazuje jednemu z naszych ludzi na bramkach odznakę. Widzę, jak Byron waha się, nie wie co zrobić, ale kiedy mnie dostrzega nagle czuje jakby ulgę. To niedobrze. Oczekuje, że ja to wyjaśnię, ale sam nie wiem, co się dzieje. Podchodzimy do trzech policjantów i Byrona, który pilnuje bramek, by nikt z widzów nie wszedł za wcześnie na teren cyrku. Oto wyzwanie, o którym wspominał Yoongi – niebieskie czapki widnieją na głowach stróżów prawa.

– Dobrze, że jesteś – odzywa się Byron, a ja zakładam na twarz maskę obojętności i opanowania. Musze przynajmniej udawać, że sytuacja mnie nie rusza. – Panowie mają sprawę do Namjoona.

Kłopoty, myślę znów, przeklinając po chichu naszego wróżbitę. Patrzę na policjantów z poważnym wyrazem twarzy. Wyglądają razem komicznie. Każdy inny, każdy jak z kabaretu. Jeden – łysy osiłek, drugi – chuderlak z wąsem, trzeci – przystojniak, najmłodszy z nich, ale na pewno też najrozsądniejszy. To on pokazuje mi odznakę. Policja Stanowa. Czego chcą? Jak ich spławić? Jak do tej pory Euforii wszystko uchodziło na sucho, ale kiedy myślę o rzeczach, za które moglibyśmy mieć problemy to lista wydaje się nie mieć końca. I Jimin też sobie to uświadamia, bo wkracza do gry. Śmieje się lekko i uśmiecha do mężczyzn, wychodząc przede mnie. Ciągle trzymam jego dłoń i to dodaje mi trochę otuchy. On zdaje się nie czuć stresu.

– Panowie, to jakieś nieporozumienie – śmieje się, a ja już widzę, jak łysy zmienia swój wyraz twarzy. Z goryla przepotwarza się nagle w zaczarowaną owieczkę, niczym połowa populacji za sprawą Jimina. – Wierzę, że pokazujecie te odznaki, by wejść na nasz niezapomniany pokaz za darmo, ale to żaden problem. Byron daj panom bilety. Zaczynamy za godzinę.

– Pokaz nas nie interesuje – odzywa się Przystojniak, tym samym budząc Łysola z transu zauroczenia.

– Na pewno nie? Mamy najlepszych cyrkowców w tym kraju. Sam osobiście występuję, więc jeśli chcą panowie zobaczyć co potrafię to zapraszam – mówi dalej Jimin, a we mnie wrze. Flirt to chyba w przypadku mojego ukochanego hobby. A niby to mi powtarza, że jestem za bardzo rozchwytywany. Nie jestem. To on po prostu jest większym zazdrośnikiem ode mnie.

– Może innym razem – odpowiada Wąs. – Mamy nakaz aresztowania Kim Namjoona, zwanego tutaj także RM – kontynuuje i z każdą chwilą czuję, jak kłopoty rosną. Poznanie pseudonimu scenicznego o jedno, ale do Namjoona mówią po imieniu tylko ludzie z cyrku. Musieli się przygotować. Kolejna nadzieja o spontanicznej i nieznaczącej wizycie odchodzi w zapomnienie. – Proszę nas do niego zaprowadzić.

– Mogę zobaczyć ten nakaz? – odzywam się i wtedy nagle wszystkie głowy zwracają się w moją stronę. Łysol wygląda jakby miała zaraz eksplodować mu głowa, taki jest czerwony na twarzy. Zerkam na Wąsa, ale ten tylko sztywno stoi, nie pokazując po sobie żadnych uczuć. Przystojniak wzdycha. Oczywiste staje się to, że nie mają żadnego nakazu. Biurokracja powoli wykańcza ten kraj.

– Nie będziemy się powtarzać – mówi, ale już wiem, że jesteśmy na wygranej pozycji. – Proszę nas zaprowadzić do Kim...

– Do nikogo nie będę prowadził – przerywam mu, wychodząc krok na przód, tym samym bardziej chowając za sobą Jimina. Odruchowo dotykam jedną dłonią kabury, w której chowany jest pistolet. – Nakaz aresztowania to nie byle co. Muszą go panowie okazać, by wejść na teren cyrku.

– W takim razie kupujemy trzy bilety na show.

– Wyprzedały się – mówi Jimin ze swoim pięknym uśmiechem nałożonym na usta. Łysy kipi coraz bardziej. Jeden zły ruch gnoja i go postrzelę. – Może jutro będą mieli panowie więcej szczęścia. O ile jeszcze tu będziemy.

Wąs jeszcze coś za nami krzyczy, gdy mijamy bramki i wchodzimy na teren cyrku, a ja daję znać chłopakom stojącym kawałek za pierwszym namiotem, by wspomogli Byrona i nie wpuszczali trzech policjantów. Ani dziś. Ani jutro.

Gdy oddalamy się od wejścia, łapię Jimina mocniej za rękę, a potem przyspieszam kroku, kierując nas do namiotu Namjoona.

Zasłona jest w dole, co oznacza, że na próżno będzie go tam szukać. Idziemy od razu do Seokjina.

W jego namiocie jak zwykle ładnie pachnie, a dookoła porozstawiane są świece, by nasza gwiazda czuła się przytulniej. Seokjin leży na łóżku, odziany jedynie w satynowy szlafrok. Nogę ma przerzuconą przez biodro Namjoona, który leży obok całkowicie ubrany i wyraźnie senny. Obaj mężczyźni patrzą na nas, gdy wchodzimy. Seokjin ze złością. Nic nowego.

– Wynocha. Zajęci jesteśmy – odzywa się, ale Namjoon dosłownie moment później pyta, jak nasza randka. Ignoruję jego pytanie i mówię, że przed bramą stoi policja. – Jaka znowu kurwa policja? Namjoon, co to ma znaczyć?

Namjoon lekceważąco macha ręką na Seokjina, a ten zirytowany wstaje z łóżka i idzie za nim, gdy starszy robi kilka kroków w naszą stronę. Łapie za rękaw płaszcza kochanka, chcąc go zatrzymać, ale Namjoon wtedy odwraca się i daje mu w twarz z otwartej dłoni. Jimin mocniej zaciska palce na tych moich, a ja patrzę jak policzek gwiazdy puchnie i czerwienieje. Jego oczy zachodzą łzami, ale jego ekspresja nadal wyraża jedynie gniew i niezrozumienie.

Seokjin po chwili krzyczy do nas byśmy zniknęli mu z oczu, więc wychodzimy. Namjoon bez słowa prowadzi nas do swojego namiotu. Posyłamy sobie z Jiminem znaczące spojrzenia. Przechodzimy koło namiotu Jimina i wtedy Namjoon zatrzymuje się. Nawet do nas nie odwraca, ale wiemy co ma na myśli. Jimin już chce zaprotestować, ale wie, że drażnienie lwa przyniesie jedynie jeszcze większy chaos. Wchodzi do namiotu, a ja zostaję z Namjoonem sam.

Kiedy jesteśmy już u niego, mężczyzna nakazuje mi zająć miejsce na kanapie, a sam po chwili siada na fotelu, wyszukując w swoim płaszczu cygaro, które tak mnie obrzydza. Zapala je, a ja tłumaczę sytuację sprzed kilku minut.

– To co ci powiem to instrukcja – mówi, kiedy ja w końcu milknę. Słucham go uważnie, nie chcąc niczego przegapić, nie chcąc źle go zrozumieć i zawieść. – Policja, detektywi, agencji... ach, kogo tam jeszcze przyniesie. Nieważne. Jeśli kiedyś ktoś się tu taki pojawi to musisz zachowywać się od razu jak wygrany. Wyśmiewaj ich, drażnij. Robisz co chcesz, rozumiesz? Nie będę już nigdy tańczył pod ich dyktando, nie będę się niczego bał i ty też, rozumiesz?

Kiwam głową, a Namjoon zaciąga się dymem. Cisza trwa tylko przez chwilę, bo mężczyzna ciągnie dalej temat.

– Takim jak oni wydaje się, że wszystko mogą. Gówno mogą. Nie dorastają nam do pięt, a jeśli za bardzo cwaniakują to się z nimi robi porządek, ale to przecież doskonale wiesz, Jeongguk. Szybko załapałeś o co chodzi w pracy dla mnie – mówi, ale chyba bardziej on wierzy w te słowa niż ja. – Jesteś jednym z moich ulubieńców, wiesz? Jak Marco. Nie zadajecie zbędnych pytań, jesteście chłodni i rozważni. Dziwne, bo jesteś jeszcze gówniarzem, ale na pewno nie jesteś głupi. Nie negujesz moich poleceń – mówi, a ja kiwam głową. To akurat prawa. Nigdy nie zapytałem "dlaczego". Robię to, czego wymaga szef i wydaje mi się to najlepszą opcją. Innej nie ma. – Jakbyś negował to już, by cię tu nie było. Ale przyznam szczerze, że gdy trzy lata temu zobaczyłem cię takiego małego i wystraszonego, w brudnej piżamie leżącego w kartonie z moim najlepszym towarem to miałem ochotę zaśmiać ci się w twarz. Jimin mnie przekonał. Wiesz, że do niego mam bardzo dziwną słabość i nie odmawiam mu zachcianek, a ty zdawałeś mi się taką właśnie zachcianką. Zachcianeczką, może nawet. Zabawką dla Jimina na kilka tygodni, ewentualnie chłopcem do sprzątania, czy noszenia jego rzeczy. Nie spodziewałem się, że będziesz siedział ze mną w moim namiocie, w ubraniach, które dostałeś ode mnie, wyglądając tak dorośle i groźnie. Nie spodziewałem się, że bez obaw pożyczę ci samochód na randkę z Minim. I nie spodziewałem się, że będę musiał właśnie ciebie prosić o pewna przysługę.

Dopiero teraz zaczyna się zabawa, myślę, będąc pełnym emocji, pełnym wątpliwości i pytań. Kiwam głową na znak, że dalej go słucham, że jestem tu jak mówił – dla niego, gotowy na wszystko co mi da.

– Muszę usunąć się w cień na jakiś czas – odzywa się w końcu, od razu sprawiając, że po moich plecach spływa zimny pot. – Nie przez tych śmiesznych ludzi, którzy zwą się "stróżami prawa" – śmieje się. – Muszę coś ważnego zdobyć i może to potrwać jakiś czas.

– Jaki mniej więcej?

– Trzy miesiące – odpiera, wypuszczając z ust szary dym. – Może się to trochę przedłużyć, ale myślę, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Będzie ze mną Marco, Finn, Jisoo i Yoongi.

– Jisoo i Yoongi? Nie spodziewałem się – przyznaje szczerze, widząc już jak Namjoon się uśmiecha. – Seokjin nie będzie zazdrosny? – pytam pół żartem, pół serio, ale Namjoon wydaje się nie być zakłopotany.

– Seokjin potrafi być zazdrosny nawet o źdźbło trawy, więc chyba porwanie siostry nie zrobi większej różnicy, prawda?

– To dlatego Jisoo ostatnio znika na całe noce?

– Uwielbiam cię Jeonggukie, ale nie lubię plotkować, a zwłaszcza o sobie. Powiesz Jimiowi, a Jimin Taehyungowi.

– To jednak chodzi o Taehyunga, Jisoo, czy Seokjina?

– Tak naprawdę to o żadnego z nich nie chodzi – mówi, wzruszając ramionami, jakby mówił o pogodzie. Jutro będzie padać. Patrzę na niego, szukając odpowiedzi. Trudno go rozgryźć i to jedna z cech, która sprawia, że jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Nie wiem, czy mówi tak, by mnie zmylić, czy faktycznie ma sobie całe rodzeństwo Kimów za nic. Nie zdziwiłaby mnie żadna z tych odpowiedzi. – W każdym razie Jisoo jedzie ze mną.

Wiem, po co jest mu Jisoo. Nie wiem, po co jest mu Yoongi. Marco i Finn będą go chronić, gdyby tylko coś miało się zadziać, Jisoo będzie potrzebna, kiedy tylko samotność ogarnie ciało i umysł Namjoona. Oczywista oczywistość. Dziewczyna nie będzie śmiała pewnie nawet poinformować o tej "wycieczce" braci. Gniew Seokjina spadnie na mnie, a łzy Tae na Jimina.

– Wiem, że masz mnóstwo pytań, ale na razie musi to pozostać tajemnicą. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz i w tym przypadku to najświętsza prawda, Jeongguk. Chcę dla ciebie jak najlepiej, bo nie raz udowodniłeś, że jesteś lojalny, jesteś jednym z nas.

– A jaka będzie moja rola, kiedy cię nie będzie? Co mówić? Na co uważać? – pytam, chcąc wynieść z tej rozmowy możliwie najwięcej. Może być to nasz ostatnia pogawędka przed jego wyjazdem.

– Przejmiesz pałeczkę, Jeongguk. Założysz kapelusz i wyczarujesz królika. Trzymaj – mówi Namjoon, sięgając do swojej toaletki, która niczym nie przypomina tej Jimina, czy Jina. Jego jest bardziej jak komoda z lustrem i kłódkami w szufladach. Z jednej z nich wyjmuje notes z okładką ze skóry. Wstaję więc i idę po to, zaraz ważąc przedmiot w dłoniach. Nie otwieram go jeszcze. – Są tu nazwy miejscowości wraz z nazwiskami osób, z którymi ustalone są miejsca naszego pobytu i naszych występów. Daty, ceny biletów, gdzie rozwiesić plakaty, wszystko. Rozplanowałem to na najbliższe cztery miesiące. To, co jest jeszcze niepewne zakreśliłem mazakiem. Na pewno będziesz wiedział o co chodzi. Przejmiesz pałeczkę i staniesz się na ten czas JK, bo RM zrobił sobie urlop.

– A co z robotą? – pytam, bo muszę być wszystkiego absolutnie pewny.

– Twoją pomocą będzie James i Josh, bliźniaki. Z nimi nie stanie ci się krzywda. Od tego masz tył notesu – mówi, więc przewracam notes na drugą stronę, czytając kilka nazwisk. – Każda strona to inne miasto. Masz daty spotkań, które nie kolidują z tym, co robić będziesz w cyrku. Ceny znasz.

– Nie wiem tylko czego te ceny dotyczą – przyznaję, a Namjoon się uśmiecha. Odkłada cygaro do czarnej popielniczki z wyrzeźbionym wilkiem.

– Euforii.

– Euforii?

– Wiem, że się domyślasz, ale mimo tego chcesz usłyszeć to z moich ust. To jest euforia, Jeongguk, a jesteś w jej ogrodzie. Wiem, że to wiesz. Jak nazywa się nasz cyrk? – pyta, ale nie oczekuje odpowiedzi, bo ona jest oczywista. – Wiem, że to był przypadek, że wtedy znalazłeś się akurat w tej skrzyni, ale ostatecznie i tak musisz zadbać o jej zawartość.

– A co jeśli się skończy?

– O to się nie martw. Nie jesteś jedynym, z którym tu teraz rozmawiam. Bierz euforię zawsze ze skrzyń. One się nie zmieniają i są zawsze pełne. Wiesz, że są od jakiegoś czasu dobrze chronione, więc nic im się nie powinno stać. Zadbaj o to, by interes się kręcił. Ufam ci.

Jestem naprawdę dumny z tego, że to mnie Namjoon obdarza tym obowiązkiem. To wyróżnienie. Teraz jestem jeszcze wyżej, niż bym kiedykolwiek przypuszczał. Sięgam gwiazd, choć wiem, jak wiele będę miał do zrobienia, do nauczenia się. Ale wiem też, że nie zawiodę. Nigdy. Zrobię co mogę, zrobię co się da.

Nim wychodzę pytam jeszcze raz o to, na co odpowiedzi nie uzyskałem. Co mam mówić?

– Że goniłem królika i wpadłem do nory – śmieje się mężczyzna, wyciągając się na fotelu.

Żegnamy się i wychodzę.

W namiocie czeka Jimin, pełen obaw i z karabinem pełnym pytań. Wzdycham tylko i przepraszam, bo nie mogę być z nim teraz do końca szczery.

– Powiem ci, wiesz, że tak, ale dziś nie. Może jutro, może za tydzień.

– To mnie nie satysfakcjonuje, Jeongguk – fuka niższy i obraca się na pięcie. Siada na łóżku.

Widzę jego gołe nogi, wysmarowane ładnie pachnącym olejkiem. Na ciało ma zarzucony szlafrok z cienkiej satyny i wygląda trochę jak diva w tym drogim ubraniu. Z tym, że Seokjin nosi czarne szlafroki, a Jimin ma na sobie żółty. Wiem, że pod spodem nic nie ma.

– Obiecałem ci masaż – mówię, a on zerka na mnie przelotnie, udając ciągle, że jest obrażony, bo mu nic nie powiedziałem. Widzę jednak, że chce, bym pomógł mu się zrelaksować. – Pozwolisz mi?

Jimin znów fuka, ale ostatecznie przesiada się na środek łóżka i odkrywa kawałek szlafroka. Widzę teraz połowę jego pleców. Podchodzę i siadam spokojnie za nim. Wystawiam jeden palec i nakręcam na niego jego włosek z tyłu, ale po chwili już kładę obie dłonie na jego ramionach. Są lekko chłodne, ale Jimin nie protestuje. Rozmasowuje spięte mięśnie, mimo tego, że przecież skurcze Jimina dotyczyły nóg. Spokojnie, do nich też dojdziemy.

Badam jego ciało, chłonę ciepło jego skóry i po chwili zniżam się, by cmoknąć jego kark. Jimin jest taki piękny, że naprawdę samo oglądnie go sprawia mi ogromną przyjemność. Nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego, nigdy nikt tak na mnie nie działał jak on. A gdy odwraca się, patrząc mi w oczy, mam wrażenie, że dosłownie pożera mnie, robi co chce, a ja ulegam mu.

– Pocałujesz mnie chociaż? – pyta, a ja myślę, że chcę tego. Jego ust na swoich ustach, jego małych dłoni na moich i jego serca tylko dla mnie.

I już nawet się zbliżam. Blisko, bliżej. Jest we mnie myśl, jest we mnie głos, który odbija się echem o moją czaszkę i rozsadza ją. Słyszę go coraz wyraźniej. Słyszę go i rozpoznaje. Niczego tak dobrze nie znam jak tego głosu. A potem przed oczami nie mam już pięknego Jimina tylko starszą twarz kogoś, kto na pewno nie jest z orientu. Przełykam ślinę i prawie czuję uderzenie na policzku. Mrugam zaskoczony. Tak rzadko przypominam sobie o nim. To dlatego, że idę dalej, nie stoję w miejscu i żyję w końcu tak, jak bym chciał. Jestem wokół ludzi, którzy są dla mnie ważni i , których obchodzę. Ale tak – wraca czasami ten obraz, lub echo.

– Nie będziemy się całować – odzywa się znów głos. – Dziwek się nie całuje.

Wiem, że to nie Jimin mówi, ale kiedy znów wracam do rzeczywistości nie mogę przestać myśleć o tym, że to nadal we mnie jest, że choćbym to zagłuszał i tłamsił to i tak wydostanie się na wierzch i przypomni o sobie.

Nie płaczę, bo już nie jestem Lazarus. Tylko dlatego.

– Wszystko w porządku, kochanie? – pyta Jimin i łapie moją twarz w dłonie. Wygląda na zmartwionego. Nie chcę by się martwił. Chcę go całować. Dziwek się nie całuje, ale ja nie jestem dziwką. Już nie.

– Tak – odpowiadam dotykając znów jego skóry. Widzę, że jego wargi są rozchylone, widzę jak się błyszczą. – Proszę...

Całuję go, zamykając oczy, zapominając o tej dziwnej chwili sprzed momentu. Teraz jestem tylko ja i Jimin i nic innego się nie liczy. Jego ciepłe, lepkie usta smakują tych moich i nie ma w tym zachłanności, czy obrzydliwości. Żaden z nas nie dominuje, a po prostu się uzupełniamy. Ja go dotykam, a on po chwili lgnie mocniej do mojego torsu. Słyszę jak cicho posapuje. Czuję, jak rozpala się coraz bardziej. Aż w końcu odchodzi na kawałek i kładzie się na plecach na łóżku.

Znajduję sobie miejsce zaraz obok, łapiąc za jego nogę. Układam sobie na udzie jego stopę i zaczynam całować jego łydkę. Jimin rozchyla nogi, gdy całuję kolano. Wchodzę między nie, idąc z pocałunkami dalej. Podwijam jego szlafrok. Czuję jak cała jego skóra pięknie pachnie olejkami i perfumami. Czuję, jak słodko smakuje, jak czasami drży pod moimi palcami.

Wiem, co robić. Wiem, bo robiłem to już tysiące razy. Ale to jest zupełnie inne. Teraz chcę. Teraz sam rwę się do tego, by Jiminowi było przyjemnie, by dać mu siebie, by pozwolić się wykorzystać. Jednak kiedy już jestem bardzo wysoko z pocałunkami na jego udach, Jimin unosi się na łokciach i przyciąga mnie do siebie tak, że ląduję zaraz przy jego twarzy. Patrzy na mnie zamglonym wzrokiem i widzę jak unoszą mu się kąciki ust.

– Nie chcesz bym... – zaczynam, ale on kręci głową na nie. – Dlaczego? Nie masz ochoty? Może chciałbyś coś innego, Jiminie? Wiesz, że...

– Wiem – przerywa mi, znów mnie całując. Już wiem, że żadne usta nigdy nie będą już tak pasować do moich jak te jego. – Ale to ja chcę to zrobić tobie pierwszy – mówi, przez co trochę się zawstydzam.

Seks nie jest dla mnie nowością. Niestety. Ale do tej pory zawsze był jednostronny. Obawiam się trochę. To jest nowe i nie wiem, czego się spodziewać. Niby wystarczy postawić się w sytuacji tej drugiej strony, ale to nie takie oczywiste.

Jimin podnosi się do siadu. Gładzi mój policzek. Szlafrok ledwo się na nim trzyma, więc i ja unoszę dłoń i głaszczę jego skórę, ale na udzie.

– Piękny jesteś – mówi, choć to ja powinienem to mówić. – Naprawdę jesteś piękny, Jeongguk. Chcę cię tak bardzo, chcę całego ciebie na raz. Ale chcę też dawkować tą przyjemność. Co robić?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Mam ten sam problem. Jimin jest uzależniający i przekonałem się o tym już trzy lata temu. Marzyłem przez ten czas, bym w jego oczach z dzieciaka stał się mężczyzną i oto jestem, blisko niego jak chciałem, a nie wiem, co dalej. Co czuję? Coś silnego. Nie tylko wdzięczność, choć to także. Nigdy nie zapomnę mu tego, co dla mnie zrobił, nawet jeśli wtedy nie było to dla niego nic wielkiego. Mi uratowały jego słowa życie. Życie, które chcę oddać jemu, które podporządkuję pod jego życzenia.

Ostatecznie Jimin ląduje na moim torsie, kiedy już moje ubrania lądują na ziemi. Nagość jest teraz bardzo naturalna. Nie czuję przed nim wstydu, ale sam oglądam go z niemałym podziwem. Całuję go, a on łapie w swoją drobną dłoń nasze męskości i zadowala nas. Najpierw mnie, potem siebie i choć wiem, że nie mam dość to też chcę dawkować to. Chcę odkrywać z nim więcej i więcej, nawet jeśli teraz tak bardzo chcę przyszpilić go do łóżka i poczuć go najbliżej jak się da. Wiem teraz tyle, że ta bliskość nie musi być wulgarna i ohydna. Może być piękna i delikatna, może być przyjemna, jak orgazm, który zapewnił Jimin.

Wieczorem, po występie w cyrku leżymy razem w namiocie, a ja przeczesuje palcami jego włosy. Jimin śpi, zmęczony swoim pokazem, a ja nadal go oglądam. I kolejną noc z rzędu obiecuję sobie, że mimo wszystko będę przy nim do samego końca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top