7 - flames

W cyrku historii nie brakowało nigdy ani lwów, ani męczenników.

~Albert Camus



Budzę się i od razu wdycham piękny zapach perfum, jakimi lubi pryskać się Jimin. No tak, w końcu leżę zaraz za nim i obejmuję jego drobne ciało. Przywarłem do niego jak łyżeczka do łyżeczki. Z tym, że ja jestem trochę większy, nawet jeśli to on jest starszy.

Leżę w bezruchu parę chwil, a gdy otwieram oczy widzę czuprynę Jimina. Róż już powoli schodzi, blakną jego pukle. Na czubku głowy Jimina widać pierwsze całkowicie czarne włosy. Jego naturalny kolor jest przecież taki sam, jak mój. Całuję tył jego głowy, a niedługo później Jimin budzi się i przeciąga. Chwilę marudzi na swoje podpuchnięte oczy. Oboje ubieramy się w coś luźnego, by móc iść na śniadanie.

Jimin poprawia włosy przy toaletce, a potem narzuca na siebie krótką koszulkę, w której chce wyjść. Jeszcze czego, myślę, zaraz patrząc na niego groźnie. Każdy doskonale wie, że Jimin jest łakomym kąskiem i wielu trzyma ręce przy sobie tylko dlatego, że Namjoon bardzo nas lubi. Drugim argumentem jest zawieszona przy pasku broń, którą dostałem właśnie od niego. Czy wahałbym się wsadzić lufę w czyjąś gębę, szczególnie jeśli z tej gęby kapałaby ślina na widok Jimina? Odpowiedź jest dość oczywista, tak samo jak i szybkość strzałów, jakie by padły, jakbym tylko zauważył kilka wlepionych w chłopaka par oczu.

– Uwielbiam jak jesteś zazdrosny, kochanie – świergota Jimin, chyba zapominając o tym, co się stało, jak ostatnio naprawdę byłem bardzo, bardzo zazdrosny.

– Nie możesz paradować w takim stroju. Tae może mieć racje, sam się prosisz o kłopoty.

– Kocham kłopoty – śmieje się Jimin, zakładając na tyłek jakieś spodnie. Ja też jestem już gotowy, więc łapię jego drobniejszą dłoń i wychodzimy z namiotu.

Jimin jest duszą towarzystwa. Wszyscy go lubią i w rozmowie nie ma nikogo, kto mówiłby ciekawiej od niego. Każdy się słucha, gdy Jimin opowiada żart, czy anegdotę.

Gdy siedzimy już na śniadaniu, pilnuję, by chłopak dobrze zjadł. Obiecałem dziś gdzieś go zabrać. Namjoon pozwolił mi się urwać, skoro to nasz ostatni dzień w tym mieście. Życie w cyrku już takie jest. Wieczne przeprowadzki z jednego stanu do drugiego, z jednej mieścinki do drugiej. Dziś ostatni pokaz i w nocy zabieramy nasze rzeczy, a szkoda, bo trzeba przyznać, że publiczność tu była wyjątkowo bezproblemowa. Jemy więc spokojnie nasze tosty i jajka, które w pocie czoła smażyła Maggie – przekochana kobiecina, która dba o całą kuchnię. Ma pomocnice, ale to nie lada wyzwanie gotować dla tylu ludzi. Samych klaunów w cyrku jest prawie dwudziestu. Nie licząc artystów i świty Namjoona jest tu mnóstwo tych, którzy zajmują się przewozem, czy bezpieczeństwem. Jest nas sporo i każdy się zna. I nikt nigdy nie narzeka na kuchnie Maggie. Dziś też smakuje nam jej jajecznica i kompot, który zrobiła tylko dlatego, że okoliczni mieszkańcy podrzucili jej tony owoców. Na widowni trafiają się różni ludzie.

Popijam więc kompot z czereśni i patrzę jak Jimin śmieje się z żartu Hoseoka. Na Hoseoka natomiast patrzy Jisoo, a raczej wlepia w niego swoje umalowane ślepia, jakby chciała go zjeść. Jisoo nadal jest dla mnie zagadką i to się chyba nigdy nie zmieni. Nie widzę przy stole Taehyunga, ale to nic dziwnego. Jest raczej wcześnie, a Kim lubi pospać. Jest natomiast nasza wielka gwiazda. Na końcu stołu siedzi Seokjin i grzebie widelcem w jajkach. Wygląda na obrażonego i widać, że raczej nie słucha tego, co ludzie dookoła mają do powiedzenia.

Seokjin często jada sam. Zaszywa się w swoim luksusowym namiocie, jakby nie chciał porazić nas swoim blaskiem. Namjoon namawia go czasami, by usiadł ze wszystkimi, ale ja mam wrażenie, że Jin po prostu czuje się od nas lepszy. Nawet jeśli faktycznie tak jest to trochę mnie to wkurza.

Seokjin jest tu ze względu na swój talent. Nie wiem, jak tu trafił, bo nie wolno o tym rozmawiać, ale jest wyraźna przepaść między nim, a jego bratem i siostrą. Tae zajmuje się w cyrku strojami. Coś doszywa, coś poprawia, coś wymyśla. Jisoo występuje, trafiając bezbłędnie do celu. Podobno od małego tak miała, ale jak mówiłem – nie wolno rozmawiać o tym co było przed cyrkiem. Seokjin jest wyjątkowy i wyróżnia się na tle innych. Wielu cyrkowców jest tu przez swój nietypowy wygląd. I choć "człowiek–ryba" to mistyfikacja, to trójoki Billy naprawdę ma o jedną gałkę oczną więcej.

Trudno mi rozgryźć Jina, bo rzadko z nim rozmawiam. On w ogóle mało rozmawia, nawet z rodzeństwem. Pomijając to, że Jisoo jest prawie niemową, ale Tae? Tae mógłby zagadać na śmierć każdego.

Jimin dojada swojego tosta i jajko, więc wstajemy od stołu. Seokjin nadal bawi się sztućcem, ale Jimin zdaje się tego nie zauważać. Gdy wracamy krętą ścieżką do namiotu, pytam go o to, a on mówi w skrócie, że chodzi o Namjoona.

– Ale nic więcej nie wiem – usprawiedliwia się od razu, a potem wchodzimy do namiotu. – To co? Zrobię trening i idziemy na randkę? – pyta, a ja kiwam głową. Jimin puszcza mi oczko, zabiera swój strój i wychodzi, zostawiając mnie samego.

Kładę się na łóżku i zamykam oczy. Wiem dokładnie, gdzie zabiorę Jimina. Podczas ostatniego wyjścia z Namjoonem do interesu przejeżdżaliśmy koło restauracji, która wydawała się ciekawa. Chciałem w końcu Jiminowi zapewnić coś więcej niż zwyczajne wyjście do knajpy na kufel piwa. Namjoon dał mi więcej pieniędzy, byśmy sobie nie żałowali na randce. Potem

Myślę teraz o Namjoonie. O tym jaki jest w cyrku, jaki jest prywatnie i jaki jest gdy jedziemy coś załatwić. Namjoona boją się wszyscy, ale nikt nie wie dlaczego. Jest to też dość specyficzny rodzaj strachu. Nikt nie omija go szerokim łukiem. Ludzie z nim rozmawiają, jadają z nim śniadania i kolacje, ale w głębi duszy każdy wie, że to on jest tu nad nami. Od niego wszystko zależy.

Po jakimś czasie szykuje się na wyjście. Zakładam coś lepszego, układam włosy korzystając z jakiś specyfików, które pomagają Jiminowi na zrobienie fryzury przed występem. Odpuszczam jednak brokat. Po treningu wraca do mnie Jimin i każe mi poczekać na zewnątrz, by mógł się przygotować. Wychodzę więc, kierując się do bramy wjazdowej do cyrku. Chcę poczekać już w samochodzie, który na tą okazję dał mi również nie kto inny jak Namjoon, ale po drodze zaczepia mnie Yoongi. Ma ten swój zamglony wzrok i ciemna szatę czarodzieja, z której śmieje się Jimin. Łapie za moje ramie i wbija mi paznokcie w materiał koszuli. Yoongi rzadko opuszcza swój namiot. Zawsze wydaje mi się, że jest w jakimś dziwnym transie, gdy ze mną rozmawia i trochę mnie przeraża. Boje się, że znów usłyszę od niego jakąś przepowiednię, jak wtedy gdy powiedział o oczach braci i o strzale w głowę lub serce. Jakiś czas później przewidział też, że "zbudzi się we mnie furia", co było krótko przed tym, jak zabiłem Robba. Tak, Yoongi zdecydowanie był przerażający.

– Będą decyzje – odzywa się, ale choć "decyzje" nie brzmią w jego ustach dobrze to jego głos jest spokojny. – Ach, i może jeszcze dziś będą małe kłopoty.

– Nic więcej mi nie powiesz, prawda? – pytam, choć odpowiedź jest dość oczywista. Kiedyś mi już to tłumaczył, że to nie tak, że może w każdej chwili przewidzieć to, co się stanie. Mówił, że to przychodzi samo, niespodziewanie i on sam często niewiele rozumie.

– To jakbyś czytał książkę nieznanego autora, o nieznanym tytule mając tylko drugą i przedostatnią stronę – mówił wtedy, więc nie naciskałem. Tym razem gdybym spróbował wypytać o "kłopoty" na pewno dostałbym co najwyżej wzruszenie ramionami.

– Na co mam uważać? – pytam, bo może choć jedna myśl kłębiła się jeszcze pod jego białą czupryną.

– Na niebieskie czapki. I na Namjoona – odpowiada Yoongi. Przełykam ślinę, która kumulowała się w moich ustach.

Namjoon jest jedną z gorszych opcji, na którą trzeba uważać. Robi co chce i nikt nie staje mu na drodze. To niezapisana zasada, której dla własnego dobra każdy się tu trzyma. Uważać na niego? Dobre sobie. Od samego początku jestem czujny, kiedy jestem w jego pobliżu, mimo tego, że czasami stawia mnie wyżej niż na to zasługuję. Do Namjoona czuję respekt i wdzięczność za to, co mi dał. Nie dostałbym nic, gdyby nie Jimin i to dlatego to on będzie zawsze na pierwszym miejscu, ale Namjoon jest nadal bardzo ważny.

Yoongi wygląda na trochę zmęczonego, więc pytam, czy dobrze się czuje. Ten tylko zbywa mnie machnięciem ręki. Nie wiem, czy interpretować to jako "nie przejmuj się", czy jako "daj spokój, nie twoja sprawa". W każdym razie chyba szukał mnie tylko po to, by ostrzec przed Namjoonem, decyzjami i kłopotami, bo szybko znika z zasięgu mojego wzroku, a wtedy idę w końcu do samochodu.

Auto stoi dumnie na żwirze, a jego czarny lakier lśni. Wsiadam do środka i włączam radio. Z urządzenia zaczyna lecieć piosenka. Dobrze ją znam. Namjoon często nuci ją pod nosem. Z nudów aż sam zaczynam śpiewać razem z Louisem Jordanem.

– Is you is or is you ain't my baby. Way you're acting lately makes me doubt. You'se is still my baby, baby. Seems my flame in your heart's done gone out – śpiewam pod nosem, robiąc przerwę przy zwrotce, bo nie pamiętam aż tylu słów. Potem wracam. – Is you is or is you ain't my baby. Maybe baby's found somebody new. Or is my baby still my baby true.

Trąbka jeszcze chwilę gra, a potem piosenka zmienia się na jakąś, której nie znam. Nie muszę jednak długo czekać, bo z daleka widzę, moje własne "baby", niczym w piosence. Jimin idzie w moją stronę, wyglądając zjawiskowo jak zwykle. Bialutką koszulę włożoną ma w spodnie, które kolorem kratki pasują do jego czapki, którą przekrzywił w jedną ze stron. Czarno–białe lakierki pasują do właśnie czarno–białej kamizelki, którą nosi. Nie ma makijażu, jest elegancki, jedynie jego nadal lekko różowawe włosy wystają spod nakrycia głowy. Wygląda poważnie bez cekinów, brokatu i świecącego stroju, ale mi podoba się w każdym wydaniu. Kiedy wsiada do auta, odpalam silnik i ruszamy w drogę.

Miasto, w którym jesteśmy nazywa się Berry, czy Derry, coś takiego. Nieduża, ale też niemała mieścinka, w której na szczęście jest całkiem sporo restauracji. Przy głównej ulicy widać najwięcej ludzi. Kobiety wyglądają pięknie, każda ma coś we włosach, czy to czerwoną przepaskę w groszki, czy to kapelusz koniecznie pasujący do rękawiczek, czy to różę. Loki są w modzie, więc nawet małe dziewczynki biegające za mamami mają ładnie upięte włosy, które kręcą się jak świńskie ogonki. Jimin przygląda się ludziom, a potem rzuca mi roześmiane spojrzenie. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy poza cyrk. Tam zawsze jest dużo roboty, przygotowania do występów i moja praca dla Namjoona czasami się na siebie nakładają i nie mamy aż tyle czasu, by zwyczajnie wyjść, nie myśleć o przedstawieniu i zabawieniu widowni. Jimina dłoń wędruje do mojego torsu i już myślę, że będzie chciał wygładzić moją koszulę, ale on strzela moją szelką i śmieje się znów lekko. Uwielbiam kiedy jest taki zadowolony. Mógłby śmiać się tak cały czas, myślę, kiedy dojeżdżamy na miejsce. Parkuję przed samym lokalem, a potem razem z Jiminem wychodzimy z samochodu.

Restauracja nazywa się "U Kribbsa" i jest w niej prawie pusto, nie licząc trzech kobiet siedzących w kącie i dwóch mężczyzn przy barze. Zerkają na nas, gdy wchodzimy. Widzę, że doszukują się czegoś pod moim płaszczem i tym czymś jest najpewniej broń. Unoszę lewy kącik ust, a oni rzucają sobie znaczące spojrzenia, kładą na ladę kilka dolarów i wychodzą, zakładając na głowy czapki.

Zajmujemy stolik, a po chwili podchodzi do nas kelnerka w zielonkawym stroju i nazwą restauracji na fartuszku. Podaje menu i pyta się, czy podać coś do picia. Jimin prosi o herbatę. Kobieta kłania się i zostawia nas na chwilę samych.

Szybko udaje nam się wybrać dania i drinki, a po złożeniu zamówienia w końcu mogę skupić się na Jiminie, który opiera swoją głowę o dłoń. Puszcza mi oczko.

– Wyglądasz naprawdę pięknie – mówię, a on uśmiecha się ślicznie i dziękuje. Pytam, jak poszedł mu trening. Chłopak skarży się na skurcze łydki. – Jak wrócimy będę mógł na to coś zaradzić – proponuję, mając na myśli oczywiście masaż. Jimin sięga pod stołem nogą do mojej kostki.

– Przydałaby mi się odrobina twojej uwagi – mówi, a ja patrzę na to, jak ładnie układają się jego usteczka, gdy patrzy mi w oczy. Obluzuję się. Myślę o tym, co powiedział mi ostatnio. Poczeka na mnie, ale w takich chwilach ja nie chcę czekać.

– Dostaniesz jej ile będziesz chciał – zapewniam, czując jak jego noga sunie wyżej wzdłuż mojego piszczela.

– Po występie będę potrzebował jej na pewno bardzo dużo. Pamiętaj, że na szóstą musimy być już w cyrku.

– Pamiętam.

Chwilę później dostajemy nasze jedzenie, ale kelnerka wraca jeszcze raz z plakatem. Jest na nim wielki napis "Euforia Garden" i kilka naszych gwiazd z Seokjinem na czele. Jimin widnieje na nim z nogami założonymi za szyję.

– Przepraszam najmocniej – odzywa się lekko speszona. – Ale czy to nie pan? – zwraca się do Jimina, a on posyła jej uśmiech, jaki zawsze posyła zachwyconej widowni. – Moglibyśmy prosić o podpis? Plakat wisi zaraz przy naszej witrynie.

Jimin nie odmawia, więc kobieta podaje mu pisak i plakat, na którym ten pozostawia podpis i serduszko. Potem kobieta zerka na mnie, jakby chciała skojarzyć, czy też występuję.

– Pan też jest z cyrku? – pyta, znów szczerząc się w naszą stronę. Różowa szminka lekko odbiła jej się na zębach.

– Można tak powiedzieć, ale nie występuję. Nie mam takich magicznych zdolności – śmieję się, a Jimin oddaje kelnerce plakat.

– Jest pan ochroniarzem? – pyta, więc dla świętego spokoju kiwam głową na tak, a ona dziękuje Jiminowi, jeszcze raz życzy smacznego i odchodzi, by przywiesić z powrotem plakat.

– To nie są "magiczne zdolności" tylko ciężka praca – odzywa się Jimin, kiedy już siedzimy sami.

– Wiem, Jiminie. W twoim przypadku to prawda, ale wiesz co mówi Namjoon na każdym show. Uwierzcie w magię – mówię, popijając swoje danie wcześniej zamówionym drinkiem.

Jimin kiwa głową na znak, że rozumie. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie powiedzieć mu o ostrzeżeniu od Yoongiego, ale postanawiam przełożyć to na wieczór. Teraz mamy spędzić miło czas, a nie rozmawiać o Namjoonie. Ten temat mógłby zakończyć się kłótnią, a tego bardzo bym nie chciał.

Jemy więc w spokoju, starając się ignorować ciekawskie spojrzenia ludzi z ulicy, czy nowych gości lokalu. Przywykłem do tego, że się wyróżniam. W rodzinnym mieście byłem obcy, tak samo jak tu, więc ich zdziwione miny nie robią na mnie wrażenia. Myśląc o tym nasuwa mi się pytanie o rodzinne miasto Jimina, ale nie wiem, czy mogę je zadać. W cyrku jest zakaz rozmawiania o przeszłości. Znika ona. To co było przed cyrkiem nie istnieje i każdemu jest to na rękę, ale jeśli chodzi o Jimina to chciałbym wiedzieć więcej. Od trzech lat żyję pod jednym dachem z kimś, o kim tak niewiele wiem. O żadnym z nich za dużo się nie dowiedziałem i nie zapowiada się, by miało się to zmienić, ale z natury byłem ciekawski i co jakiś czas te sprawy mnie męczą. Postanawiam zaryzykować.

– W moim miasteczku też każdy się za mną oglądał – zaczynam, zaraz szybko się tłumacząc. – Przez odmienność. Nie żebym był wyjątkowo przystojnym dzieckiem – śmieję się, by jakoś rozładować atmosferę. Jimin patrzy na mnie zadowolony, dalej jedząc swój obiad. – Wiesz, nigdy w sumie nie umiałem nazwać swojego pochodzenia. Wiedziałem, że nie jestem stąd, że ten kraj to nie jest mój prawdziwy dom, ale innego nie znałem.

– Musiało być ci ciężko.

– Było – przyznaję, chcąc ominąć temat samego mnie, a przejść na Jimina. – Tobie nie było?

– Kiedy?

– Jak byłeś dzieckiem?

– Wychowałem się w Azji – mówi Jimin i zastanawiam się, czy celowo mówi ogólnie "Azja" zamiast wymienić jeden z krajów. Może lepiej nie mówić o tym głośno? Wojna ledwo co się skończyła, a temat Japonii nadal był drażliwy w tej części świata, ale nie tylko w tej. Aż dziw, że ludzie na nasz widok tak się cieszą, a nie rzucają w nas kamieniami. Jednak przychodzą do cyrku po rozrywkę, by ich dzieci zobaczyły sztuczki z rzucaniem do celu i kilku klaunów, a nie po to, by wymieniać się opiniami politycznymi. Może to nas ratowało?

– Jak ci tam było?

Jimin jakby dłużej żuje w ustach jedzenie, a potem z trudem przełyka je, popijając swoim białym winem. Patrzy na mnie, ale ucieka po chwili wzrokiem, jakby naprawdę szukał wygodnego wyjścia z sytuacji. Zaczynam żałować, że poruszyłem ten temat.

– Tu jest mi dobrze – odpowiada bezpiecznie, co nie jest bezpośrednią odpowiedzią na moje pytanie, ale daje mi to do myślenia. Tu jest mu dobrze, czyli tam było źle? W każdym razie gorzej, tak?

– Nie myślałeś nigdy, by wrócić do domu?

– Cyrk jest moim domem od wielu lat, Jeongguk – mówi, uśmiechając się, choć ten uśmiech jest tyko po to, by mnie zmylić. Czuję to. – Chciałbym, by tak zostało.

– Próbuję...

– Wiem, co próbujesz, kochanie – przerywa mi, odkładając swój widelec, do tej pory trzymany w dłoni. – Ale nie chcę o tym rozmawiać. Jestem na to teraz zbyt szczęśliwy i zdecydowanie za mało wstawiony. Przeszłości już nikt nie zmieni, więc po co o niej rozmawiać?

– Chciałbym wiedzieć o tobie więcej – tłumaczę, zaraz dostrzegając w jego oczach błysk. Jakby cieszyło go to, co mówię, ale jednocześnie jakby się bał. Jakby topił się i nagle zauważył brzytwę, której można się złapać. Radość, bo coś go uratuje, ale strach, bo wie doskonale, że go potnie. – Musisz mi tylko na to pozwolić. Dopuścić mnie do siebie bliżej.

– Ty też nie chcesz powiedzieć mi prawdy – mówi, szukając w moich oczach jakiegoś strachu, czy zwątpienia. – Tak samo jak my wszyscy, niczego od siebie nie zdradzasz.

– Nikt nie pyta – opowiadam, co bardzo go dziwi, ale to prawda. Zmowa milczenia tak bardzo każdemu wryła się w mózg, że już nawet nikt nie próbuje się czegoś dowiedzieć. Inną kwestią jest to, że faktycznie nie chciałbym mówić o tym, co było. Teraz jednak Jimin tego nie wie, więc jest to dobry argument.

Jimin dopija swoją herbatę, potem wino. Pytam, czy się najadł i, czy chce zamówić coś jeszcze. Decydujemy się na jeszcze po jednej szklance alkoholu.

– To co? Dowiem się dziś czegoś o tobie, Jiminie?

Chłopak przez moment się zastanawia, ale chyba odpuszcza. Uchyla rąbka tajemnicy, co mnie cieszy.

– Mieszkałem całe dzieciństwo w Korei. Mój tata był działaczem politycznym i z tego, co nam wiadomo to zginął podczas jednego z protestów. Okoliczności nie są mi znane. Mama nigdy o tym nie mówiła – zaczął, na razie tylko bawiąc się swoim kieliszkiem. – Byłem wtedy naprawdę mały i nie pamiętam za dobrze ojca. Pamiętam za to mamę, którą nacieszyłem się niewiele dłużej nią tatą. Pewnego dnia po prostu wyszła, zostawiając mnie w domu i nie wróciła.

Jimin robi pauzę, chcąc najpewniej pozbierać myśli. Jestem ciekaw tego, co dzieje się teraz w jego głowie.

– Miałem dziewięć lat, więc za dużo nie rozumiałem. Nie wychodziłem z domu dopóki nie skończyło się w nim jedzenie. Mama obiecała zaraz wrócić, a mi kazała się nie ruszać z salonu, więc bawiłem się tam kilka dni, jedząc to, co zostawiła, ale po tygodniu w końcu wyszedłem na ulicę, bo nic innego mi nie zostało. Chciałem iść do babci. Oprócz mamy miałem tylko ją, ale po drodze się zgubiłem. Nie wiedziałem, gdzie iść. Nie umiałem już wrócić do domu. Pamiętam jak bardzo się wtedy bałem... – przyznaje, biorąc głęboki oddech. – Byłem sam. Głodny i bez nikogo, do kogo mógłbym się odezwać. Gdyby to stało się zimą, pewnie zamarzłbym gdzieś w jakiejś ciemnej uliczce, ale to było lato. Zacząłem żebrać, ale był wtedy kryzys, nikt nie miał na wydanie, każdy trzymał się jak mógł – mówi dalej, a ja widzę, że opowiadając mi to, zrzuca z siebie jakiś ciężar. Ma to przed oczami. Ja też. Małego, przerażonego chłopca, zdanego na siebie.

– To jak to przetrwałeś?

– Dawałem występy na ulicy za pieniądze. Ludzi wszędzie dziwi widok kogoś, kto zakłada bez problemu nogę za głowę, a ja wtedy byłem gotowy nawet złamać sobie kręgosłup, byleby dostać kawałek chleba.

– A jak trafiłeś pod skrzydła Namjoona?

– Chyba starczy na dziś tych pytań, co? – śmieje się lekko, urywając temat. Wypijamy do dna swoje wino i już wiem, że zabawa w pytania skończona. – Wracajmy. Obiecałeś mi przecież masaż, czyż nie?


| Ciekawostka odnośnie rozdziału:

Jimin wielokrotnie farbował już swoje włosy. Pisząc to zastanowiłam się nad samą farbą i nad tym, kiedy zaczęto ją stosować. Pamiętałam, że w Historii bez Cenzury (kanał na yt, serdecznie polecam, można się czegoś ciekawego dowiedzieć) wspominano już coś o farbowaniu się kobiet na blond. Także tak – farbowano włosy już za czasów starożytnego Egiptu. |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top